Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis
January 11, 2018 | Author: Anonymous | Category: N/A
Short Description
Download Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis...
Description
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
ARTYKUŁY Jerzy Ciecieląg
Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa. Czy Jezus został ukrzyżowany w 21 r. po Chr.?
Dzisiejsza nauka stoi ciągle wobec problemu chronologii życia Jezusa, wciąż nie potrafiąc odpowiedzieć na pytanie o datę Jego narodzin, początek publicznej działalności czy wreszcie moment ukrzyżowania. Bez wątpienia jednak dominuje pogląd, że Jezus urodził się między 8 a 2 r. przed Chr., a zmarł między 30 a 33 r. po Chr. Jednakże odmienne propozycje chronologiczne zaprezentował Jerry Vardaman, który dowodzi, iż Jezus urodził się pod koniec 12 r. przed Chr., a ukrzyżowany został w 21 r. po Chr.1 Warto przyjrzeć się bliżej niektórym źródłom mówiącym o Jezusie. Bez wątpienia najbardziej znanym, poza ewangeliami, odniesieniem do Jezusa jest wzmianka Józefa Flawiusza, znana jako Testimonium Flavianum2. Żydowski historyk przedstawia Go jako mądrego męża, który został ukrzyżowany przez rzymskiego prefekta Judei Poncjusza Piłata. Jego uczniowie i zwolennicy dowodzili, iż powstał on z umarłych, a chrześcijanie nie zniknęli nawet pod koniec I w. po Chr., kiedy powstawało dzieło Flawiusza. Autentyczność tego tekstu wielokrotnie poddawano w wątpliwość, jednak Vardaman wierzy, że Józef rzeczywiście odnosi się do biblijnego Jezusa3. Zgadza się co prawda, że niektóre stwierdzenia mogły zostać rozwinięte przez chrześcijańskich pisarzy (trudno w końcu uwierzyć, aby żydowski historyk, wywodzący się z najwyższej arystokracji kapłańskiej, w dodatku zwolennik faryzeuszy, rzeczywiście napisał, że Jezus był Mesjaszem), niemniej jednak rdzeń relacji Flawiusza o Jezusie jest całkowicie autentyczny. Amerykański badacz zwraca uwagę, iż Testimonium Flavianum zostało umieszczone w sekwencji wydarzeń, która sugeruje, że początek publicznej służby J. Vardaman, Jesus’ Life: A New Chronology, [w:] J. Vardaman and E.M. Yamauchi, Chronos, Kairos, Christos. Nativity and Chronological Studies Presented to Jack Finegan, Winona Lake 1989, s. 55–82. 2 Józef Flawiusz, Antiquitates Iudaicae XVIII, 63–64 (dalej Ant.). 3 J. Vardaman, op. cit., s. 56. 1
4
Jerzy Ciecieląg
Jezusa przypada na okres nie późniejszy niż 15–19 po Chr. Sekwencja ta jest następująca: 1) sprawa Vononesa = 14–17 po Chr.4; 2) usunięcie Silana i nominacja Pizona na legata prowincji Syrii = 17 r. po Chr.5; 3) rządy Orodesa w Armenii = 15–18 po Chr.6; 4) misja Germanika na Wschodzie i jego śmierć = 17–19 po Chr.7; 5) relacja Józefa Flawiusza o Jezusie8; 6) Mundus uwodzi Paulinę; cesarz Tyberiusz likwiduje kult Izydy w Rzymie = 19 r. po Chr.9; 7) oszukanie Fulwii; wygnanie Żydów z Rzymu przez Tyberiusza = 19 r. po Chr.10 Tak więc rzeczywiście relacja Józefa Flawiusza o Jezusie może być traktowana jako bardzo istotna w tym sensie, że umiejscawia Jego posługę w latach 15–19 po Chr., tym bardziej, że odrzucić raczej trzeba postulaty uznania przekazu za nieautentyczny, co naturalnie w prosty i nieskomplikowany sposób usunęłoby problem. Zwróćmy przy tym uwagę, że w tym samym kontekście historycznym umieszczony też został Poncjusz Piłat, co musi dawać badaczowi do myślenia, nawet jeżeli odrzucimy świadectwo Flawiusza o Jezusie11. Problem jednak w tym, że w dziełach Józefa często mamy do czynienia z pomieszaną chronologią, wobec czego do przedstawionej sekwencji wydarzeń należy podchodzić z daleko idącą ostrożnością. Bez wątpienia akceptacja historyczności przekazu Józefa o Jezusie i Piłacie, umieszczonego w dodatku w takich, a nie innych ramach chronologicznych, stawia przed nami problem ukrzyżowania Jezusa w roku 30 lub 33 po Chr. Oczywiście, jeżeli przyjmiemy tezę o narodzinach Jezusa w 12 r. przed Chr., to Jego publiczna posługa między 15 a 19 r. po Chr. wydaje się jak najbardziej uzasadniona, tym bardziej, że zgadzałoby się to w wejściem w lata trzydzieste życia Jezusa12. J. Vardaman wskazuje, że ewangelista Łukasz wyraźnie daje do zrozumienia, iż Jezus w chwili rozpoczęcia publicznej posługi nie miał jeszcze trzydziestu lat13, co oznacza, że nie do przyjęcia jest przenoszenie tejże posługi na okres po roku 25 po Chr., wtedy bowiem relacja Łukasza nie miałaby żadnego sensu (oczywiście ciągle trzeba pamiętać, iż zakładamy narodziny Jezusa w roku 12 przed Chr.)14. Większość uczonych zgadza się, iż Herod Wielki zmarł w 4 r. przed Chr.15, choć są tacy, którzy przesuwają to wydarzenie na rok 5 przed Chr.16 lub też są zwolenAnt. XVIII, 46nn. Ant. XVIII, 52, 54. 6 Ant. XVIII, 52. 7 Ant. XVIII, 54. 8 Ant. XVIII, 63–64. 9 Ant. XVIII, 65nn. 10 Ant. XVIII, 81–83. 11 Ant. XVIII, 55–62; J. Vardaman, op. cit., s. 57. 12 Łk 3, 23. 13 Łk 3, 23. 14 J. Vardaman, op. cit., s. 57. 15 Ant. XVII, 188–192; Józef Flawiusz, Bellum Iudaicum I, 661–664; J. Ciecieląg, Palestyna w czasach Jezusa. Dzieje polityczne, Kraków 2000, dodatek V. 16 N. Kokkinos, The Herodian Dynasty. Origins, Role in Society and Eclipse, Sheffield 1998, s. 373. 4 5
Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa...
5
nikami datacji późniejszej17. Poza wszelką wątpliwością jest fakt, iż Jezus urodził się jeszcze za życia króla Judei, który wedle relacji nowotestamentowej żył jeszcze przez kilka miesięcy18. Tak więc możemy przyjąć z dużą dozą prawdopodobieństwa, iż Jezus urodził się najpóźniej w roku 5 przed Chr.; Vardaman dowodzi, że stało się to kilka lat przed śmiercią Heroda Wielkiego. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że według Łukasza Jan Chrzciciel rozpoczął swoją działalność w piętnastym roku panowania cesarza Tyberiusza (14–37 po Chr.)19, mniej więcej pół roku przed początkiem posługi publicznej Jezusa. Oczywiście trzeba odpowiedzieć na pytanie, od którego momentu Łukasz zaczął liczyć owe piętnaście lat. J. Vardaman dowodzi, że punktem wyjściowym nie była śmierć cesarza Augusta 19 sierpnia 14 r. po Chr., ponieważ oznaczałoby to rok 28 po Chr. jako piętnasty rok panowania Tyberiusza (nie pasuje on do teorii Vardamana). Trzeba pamiętać, że Łukasz podaje, iż Jezus rozpoczął swoją publiczną posługę, kiedy miał prawie trzydzieści lat20. Gdybyśmy przyjęli owe trzydzieści lat bez zastrzeżeń, to zakładając narodziny Jezusa w 5 r. przed Chr. początek jego publicznej działalności musiałby przypaść nie później niż w roku 25 po Chr.21 J. Vardaman proponuje rozpocząć liczenie piętnastu lat Tyberiusza w 4 r. po Chr., kiedy to zmarł Gajusz Cezar, syn Marka Wipsaniusza Agryppy, a wnuk cesarza Augusta, który go adoptował, widząc w nim swego następcę. Zwróćmy uwagę, że Tyberiusz w latach 6 przed Chr. – 2 po Chr. przebywał na dobrowolnym wygnaniu na Rodos, którego przyczyna tkwiła w fakcie adoptowania przez Augusta synów Marka Wipsaniusza Agryppy, Lucjusza i Gajusza22. Jednak Lucjusz zmarł w 2, a Gajusz w 4 r. po Chr., co zmusiło cesarza do szukania nowego następcy. Oczywistym kandydatem stał się Tyberiusz, którego August adoptował wkrótce po śmierci Gajusza. W tym samym 4 r. po Chr. syn Liwii otrzymał imperium proconsularis, co czyniło go faktycznym współwładcą imperium. Nie jest wykluczone, iż Łukasz rozpoczął liczenie panowania Tyberiusza od tego właśnie roku, co oznaczałoby, iż piętnasty rok przypadł w 17 r. po Chr. Pytanie jednak, czy tak rzeczywiście było, bowiem August był wtedy niekwestionowanym władcą i trudno doprawdy zrozumieć liczenie panowania Tyberiusza już od roku 4 po Chr. Rzecz ciekawa, że Vardaman dowodzi, iż, po dalszych badaniach, doszedł do wniosku, że w gruncie rzeczy Łukasz napisał pierwotnie w „drugim roku Tyberiusza”, który to tekst uległ później zniekształceniu i stąd mamy rok piętnasty23. Przyznaje jednak uczciwie, że nie jest mu znany żaden manuskrypt z rokiem drugim, a swoje Np. W. Filmer, The Chronology of the Reign of Herod the Great, “The Journal of Theological Studies” N.S. XVII (1966), s. 283–298; E.L. Martin, The Nativity and Herod’s Death, [w:] J. Vardaman and E.M. Yamauchi, op. cit., s. 85–92. 18 Mt 2, 1–20. 19 Łk 3, 1. 20 Łk 3, 23. 21 J. Vardaman, op. cit., s. 58. 22 Wellejusz Paterkulus, Historia Romana 99–103. 23 J. Vardaman, op. cit., s. 59. 17
6
Jerzy Ciecieląg
przypuszczenie opiera na monetach i papirusach, gdzie skrybowie pisali „B” (=”El”=2), które jednak wyglądało jak „El” (=15)24. Na poparcie tej tezy przytoczona zostaje moneta z Antiochii, której inskrypcja brzmi: „Za Flakkusa, należy do ludu Antiochii, [rok] 82”25. Vardaman zwraca uwagę, że literę B można łatwo pomylić z El, co było spowodowane faktem, iż B pisano czasami z przerwami w jej niższym oczku (pętli), co możemy rzeczywiście zaobserwować w greckiej epigrafice I w. po Chr.26 W konsekwencji, Łukasz mógł napisać pierwotnie B L TIBERIOU, gdzie pierwsze B zostało później błędnie zrozumiane przez skrybę jako El (=15). Problem jednak w tym, że nie mamy żadnych dowodów na to, że Łukasz rzeczywiście napisał co innego, a cały problem spowodował dopiero skryba, bowiem sam fakt występowania pomyłek związanych z B i z El niekoniecznie musi dowodzić, że mamy do czynienia z takim zjawiskiem w przypadku tekstu Łukasza. Zwróćmy uwagę, że jeżeli przyjmiemy teorię o roku drugim Tyberiusza, to początek działalności Jana Chrzciciela mógł przypaść po kwietniu 15 r. po Chr., a początek działalności Jezusa pod koniec tegoż roku. Odnoszę jednak wrażenie, że argument ten jest mocno naciągany i w gruncie rzeczy nie opiera się na żadnych dowodach, chyba że za taki uznamy sformułowaną przez Vardamana teorię, do której trzeba dopasować nie istniejące w rzeczywistości dowody. Vardaman dowodzi dalej, że jego teorię wzmacnia fakt, iż rok 13/14 po Chr. był rokiem jubileuszowym27, co wskazywałoby na szczególne znaczenie kazania Jezusa w synagodze w Nazarecie, które jednak nie znalazło uznania w oczach mieszkańców miasta. Problem w tym, że nie ma całkowitej pewności, iż rzeczywiście mamy do czynienia z rokiem jubileuszowym. Ważną rolę w dyskutowanej teorii odgrywa sławny cenzus Kwiryniusza. Łukasz podaje, że w chwili narodzin Jezusa w Betlejem legatem prowincji Syrii był P. Sulpicjusz Kwiryniusz, który przeprowadzał wtedy cenzus z rozkazu cesarza Augusta28. Vardaman, analizując cenzus, powraca do Lucjusza i Gajusza, wnuków Augusta. Zwraca on uwagę, iż po śmierci Marka Wipsaniusza Agryppy w 12 r. przed Chr. August pozostał bez współwładcy, a ponieważ dwaj synowie zmarłego wodza nie mogli zająć miejsca ojca, cesarz miał wyznaczyć Kwiryniusza jako jedną z osób sprawujących rządy w okresie przejściowym. Dowodzi dalej Vardaman, że po śmierci Agryppy, który zmarł 12 marca 12 r. przed Chr., Kwiryniusz zajął jego miejsce w Syrii, gdzie pozostawał co najmniej do 10 r. przed Chr. Podstawowym argumentem za tym przypuszczeniem ma być fakt, że w chwili śmierci Agryppy Kwiryniusz Ibidem, s. 59. W. Wroth, Catalogue of the Greek Coins of Galatia, Cappadocia, and Syria, London 1899, s. 170, nr 161–162. 26 Zob. J. de M. Johnson, V. Martin and A.S. Hunt (eds.), Catalogue of the Greek Papyri in the John Rylands Library, 2, Documents of the Ptolemaic and Roman Periods, Manchester 1915, nr 178. 27 Por. B. Zuckermann, A Treatise on the Sabbatical Cycle and the Jubilee, New York 1974, s. 55. 28 Łk 2, 2. Na temat cenzusu Kwiryniusza zob. J. Ciecieląg, op. cit., Dodatek III; nowe, bardzo interesujące spojrzenie na problem zaprezentował B.W.R. Pearson, The Lucan Census, Revisited, „The Catholic Biblical Quarterly” 61 (1999), s. 262–281. 24 25
Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa...
7
pełnił urząd konsula, a legatem Syrii zostawał zawsze były konsul29. Problem jednak w tym, że Syria nie była jedyną prowincją konsularną i po raz kolejny mamy do czynienia co najmniej z wątpliwą argumentacją. Co więcej, zdaniem autora hipotezy Kwiryniusz miał kontrolę nad wschodnimi prowincjami imperium, a co za tym idzie miał prawo przeprowadzać w nich cenzus. Bez wątpienia legat prowincji Syrii był najważniejszym rzymskim dostojnikiem na Wschodzie, ale nie należy z tego, jak sądzę, wyciągać zbyt pochopnych, daleko idących wniosków. Kwiryniusz nie był jednak Markiem Wipsaniuszem Agryppą, zresztą w interesującym nas okresie mamy do czynienia tylko jeszcze z jednym przypadkiem szczególnych uprawnień legata Syrii, ale tutaj również chodzi o członka najbliższej rodziny cesarskiej, a mianowicie Germanika, który przybył na Wschód w 17 r. po Chr. Niemniej jednak Vardaman przytacza treść inskrypcji, znalezionej ponad trzysta lat temu, która jego zdaniem wzmiankuje cenzus przeprowadzony przez P. Sulpicjusza Kwiryniusza w 12/11 r. przed Chr. Jest to inskrypcja Aemiliusa Secundusa (Lapis Venetus), który przeprowadzał m.in. cenzus w Apamei, a służył pod rozkazami Kwiryniusza30. Bez wątpienia za panowania cesarza Augusta przeprowadzono liczne cenzusy w imperium rzymskim. Kasjusz Dio wzmiankuje, iż po śmierci Marka Wipsaniusza Agryppy August nie chciał spojrzeć na jego zwłoki31. Vardaman dowodzi, że niektórzy uczeni dopatrują się tego dziwnego zachowania w fakcie, iż w roku 12/11 przed Chr. przeprowadzany był cenzus, który musiałby być powtórzony od nowa, gdyby August jako cenzor zobaczył zwłoki Agryppy (Vardaman nie cytuje niestety żadnego z owych uczonych)32. Kasjusz Dio relacjonuje również, iż sam August ogłosił własny cenzus ponownie w 11 r. przed Chr.33. Wspomnieć trzeba, że Łukasz używa na opisanie cenzusu Kwiryniusza tego samego słowa (¢pograf»)34, co Kasjusz Dio na opisanie cenzusu Augusta w 12/11 r. przed Chr. Vardaman przytacza też inne argumenty, które jego zdaniem przemawiają za tym, iż rok 12/11 przed Chr. był rokiem cenzusu. Liwiusz wspomina, że Druzus, ojciec cesarza Klaudiusza, przeprowadził cenzus w Galii w 12 r. przed Chr.35 Wspomina o tym J. Vardaman, op. cit., s. 61. Inscriptiones latinae selectae 2683; Corpus inscriptionum latinarum 5.136; Ephemeris epigraphica 4.538; zob. też W. Ramsay, Was Christ Born at Bethlehem?, London 1898, s. 274. Zwróćmy uwagę, że wyższa część tekstu w tej chwili jest zaginiona, a jego pełnej rekonstrukcji dokonał po raz pierwszy S. Orsato, Marmi eruditi overo lettere sopra alcune antiche iscrizioni, Padova 1719, s. 276–277. Vardaman dowodzi, że mikrolitery w inskrypcji datują go na 10 r. przed Chr., jako twierdzę zdobytą przez Sekundusa w Górach Libanu wskazują Baitokiki, a kolonią było Berytos (J. Vardaman, op. cit., s. 62, przyp. 5). Niestety nie podaje on, w jaki sposób odkrył w tekście owe tajemnicze mikrolitery. Ponadto, nie wiemy czy dokonana rekonstrukcja części tekstu jest rzeczywiście poprawna; zauważmy też, że nawet jeżeli przyjmiemy poprawność tekstu, to nie ma w nim ani słowa o jakichkolwiek datach czy to cenzusu przeprowadzonego w Apamei przez Sekundusa, czy to o namiestnictwie Kwiryniusza w Syrii. 31 Kasjusz Dio, Historia Romana LIV, 28. 4. 32 J. Vardaman, op. cit., s. 62. 33 Kasjusz Dio, Historia Romana LIV, 35, 1nn. 34 Łk 2, 2. 35 Liwiusz, Epitomes 138–139. 29 30
8
Jerzy Ciecieląg
fakcie sam Klaudiusz36, a mowa też o owym cenzusie w sławnej inskrypcji znanej jako Tablice z Lyonu37. Źródła mówią też o innym cenzusie w Galii, który miał miejsce w 29/28 r. przed Chr.38 Vardaman dowodzi, że Józef Flawiusz mówi o drugim cenzusie na Wschodzie w 6 r. po Chr.39, choć w rzeczywistości to właśnie jest cenzus Kwiryniusza, o którym mówi Łukasz. Stwierdzenie, że cenzus w roku 12/11 przed Chr. jest w połowie okresu dzielącego cenzusy w roku 29/28 przed Chr. i w roku 6/7 po Chr. trudno uznać za poważny argument. Amerykański badacz argumentuje, powołując się zresztą na Łukasza40, że Kwiryniusz przeprowadził na Wschodzie dwa cenzusy, przy czym owym drugim był cenzus z roku 6 po Chr. Vardaman wskazuje przy tym na fakt, iż w 2 r. po Chr. P. Sulpicjusz Kwiryniusz poślubił Amelię Lepidę, wdowę po Lucjuszu Cezarze, który to fakt bez wątpienia wzmocnił pozycję i prestiż Kwiryniusza. Małżeństwo to skończyło się zresztą rozwodem między 21 a 23 r. po Chr.41 W każdym razie, wejście do rodziny cesarskiej miało spowodować, iż Kwiryniusz po raz drugi został legatem Syrii w roku 6 po Chr., na co jednak nie mamy żadnych dowodów. Amerykański uczony wskazuje też inne dowody, które jego zdaniem wskazują rok 12 przed Chr. jako prawdziwą datę narodzin Jezusa. Powołuje się m.in. na św. Pawła, który w Liście do Galatów wspomina, iż po swoim nawróceniu wyjechał z Jerozolimy na okres trzech lat42. Za drugim razem Apostoł przebywał poza Jerozolimą przez czternaście lat43. Dzieje Apostolskie podają, że Paweł odwiedził Jerozolimę przed śmiercią Agryppy I44, prawdopodobnie w 44 r. po Chr. (choć Vardaman, zupełnie fantastycznie, dopuszcza nawet styczeń 45 r. po Chr.). Vardaman łączy czternastoletni pobyt Pawła poza Jerozolimą z tą wizytą, wobec czego poprzednia wizyta Pawła wraz z Piotrem45 musiała mieć miejsce co najmniej w 30 r. po Chr.46 W dodatku trzeba by doliczyć co najmniej trzy lata wstecz do jego konwersji (a więc mamy rok 27 po Chr.). Stąd już prosty wniosek, że skoro Paweł został nawrócony kilka lat po śmierci Jezusa, to ukrzyżowanie musiało nastąpić przed 26 r. po Chr.47 Na tym jednak nie koniec. Vardaman znajduje wskazówki, które dowodzą, że śmierć Jezusa miała miejsce w trakcie cenzusu Kwiryniusza. Dowodzi on, Tacyt, Annales XI, 23, 1–25, 1. Corpus inscriptionum latinarum 1668; zob. N. Lewis and M. Reinhold, Roman Civilization, New York 1955, 2, s. 131–134. 38 Liwiusz, Epitomes 134. 39 Ant. XVIII, 1–10. 40 Dz 5, 36–37. 41 Tacyt, Annales III, 48; Swetoniusz, Tiberius 49. 42 Gal 1, 18. 43 Gal 2, 1. 44 Dz 12. 45 Gal 1, 18. 46 J. Vardaman, op. cit., s. 64. 47 Ibidem, s. 64. 36 37
Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa...
9
że po roku 6/7 po Chr. rzymski cenzus przeprowadzano co czternaście lat. Jeżeli przyjmiemy takie rozumowanie, to następny cenzus miał miejsce w 20/21 r. po Chr., a później w 34 r. po Chr. W konsekwencji, dowody odnoszące się do czasu nawrócenia Pawła wskazują, że Jezus został skazany na śmierć najpóźniej w 34 r. po Chr. (choć nauka datuje na ten okres raczej nawrócenie Pawła)48. Ponadto Vardaman przytacza Mateusza49 i Marka50 ewangelistów, którzy mówią o wrogach Jezusa chcących go wciągnąć w pułapkę związaną z pieniędzmi trybutowymi, kiedy to zapytali Go o to, czy jest rzeczą słuszną płacić cezarowi podatek cenzusowy. Jest to dla amerykańskiego uczonego dowód na to, iż rok śmierci Jezusa jest powiązany z rokiem cenzusowym51. Co więcej, powołuje się on na dowody wskazujące na zmianę rzymskiej polityki fiskalnej podczas pobytu na Wschodzie Germanika pomiędzy 17 a 19 rokiem po Chr. Główna zmiana polegała na zmuszeniu podbitych ludów do płacenia podatków w rzymskim pieniądzu, a nie pieniądzem lokalnym, bitym przez poszczególne miasta lub państwa klienckie52. U podstaw tej decyzji leżała przede wszystkim znaczna deprecjacja lokalnych systemów monetarnych i nie jest rzeczą wykluczoną, że Germanik próbował uchronić rzymski pieniądz przed tym niekorzystnym zjawiskiem. Trudno powiedzieć, jakie skutki decyzja bratanka cesarza miała dla Żydów, choć nie można odrzucić przypuszczenia nawet o drastycznej reakcji. Bez wątpienia musieli płacić rzymską walutą wszelkie zobowiązania wobec Rzymian. Vardaman przypuszcza, że jeżeli regulacja ta była nowa i została zastosowana podczas najbliższego cenzusu w 20/21 r. po Chr., to mogła ona wywołać złość, a co najmniej szeroką dyskusję wśród Żydów, którzy unikali posługiwania się monetami z wyobrażeniami świątyń czy cesarzy53. Stąd mamy rzekomy kolejny dowód, iż Jezus został ukrzyżowany ok. 21 r. po Chr., na początku święta Paschy. Jego zdaniem cenzus w tym roku skończył się dopiero koło maja – czerwca, ale Jezus zmarł kilka tygodni wcześniej, 14 dnia miesiąca Nissan (czyli 14 lub 16 kwietnia, odpowiednio według kalendarza juliańskiego lub gregoriańskiego)54. 48 J. Knox, Chapters in a Life of Paul, Macon 1987, s. XIX, 46. Zwróćmy uwagę, iż we wcześniejszym wydaniu pracy z 1950 r. Knox datował nawrócenie Pawła na rok 35 po Chr. 49 Mt 22, 17. 50 Mk 12, 14. 51 J. Vardaman, op. cit., s. 65. 52 Trzeba tu wspomnieć tzw. Taryfę z Palmyry (nade wszystko wersety 153–158), opublikowaną w Orientis graeci inscriptiones selectae 336, nr 629. Odnośnie do alternatywnej publikacji por. G.A. Cooke, A TextBook of North-Semitic Inscriptions, Oxford 1903, s. 313–340, nr 147. 53 Problem jednak w tym, iż Żydzi płacili doroczny podatek na rzecz jerozolimskiej świątyni tyryjskimi tetradrachmami, które nosiły pogańskie wyobrażenia. Być może stąd krytyka Jezusa w tej kwestii. Głównym powodem płacenia podatku tyryjską monetą była wysoka zawartość srebra (nawet +90%). Tyryjskie szekle stosowali Żydzi aż do upadku świątyni. Y. Meshorer, Ancient Jewish Coinage, 2, New York 1982, s. 7–9; idem, A Treasury of Jewish Coins. From the Persian Period to Bar Kokhba, Jerusalem and New York 2001, s. 72–78, dowodzi nawet, że były one bite w Jerozolimie po 19 r. przed Chr. 54 Zob. F. Wünschmann, recenzja pracy R. Eislera, The Messiah Jesus and John the Baptist, „Astronomische Nachrichten” (1930–1933), s. 405–406.
10 Jerzy Ciecieląg
Kolejnym dowodem ma być kometa Halleya, która ma być Gwiazdą Betlejemską. Vardaman wskazuje, że między 24 sierpnia a 17 października 12 r. przed Chr. w pobliżu Ziemi przemknęła kometa, znana dzisiaj jako kometa Halleya. Pojawia się ona na wschodzie, ale po 9/10 września jest widoczna jedynie na zachodzie. Kometa ta pojawia się w odległości ok. 40 milionów km od Ziemi i osiąga jasność równą jasności gwiazd w tym czasie. Amerykański uczony uważa, że wiele szczegółów przekazanych przez Mateusza o gwieździe, która pojawiła się w czasie narodzin Jezusa, pasuje świetnie do komety Halleya i nie można jej połączyć z żadnym innym zjawiskiem niebieskim tego czasu55. Możemy więc wyznaczyć ogólny okres narodzin Jezusa jako koniec 12 lub też wiosna 11 r. przed Chr.; najprawdopodobniej okolice święta Namiotów 12 r. przed Chr. Ma to tłumaczyć, dlaczego Maria udała się z Józefem do Betlejem: zwyczajem było uczestniczenie żon w świętach56, niekoniecznie natomiast musiały towarzyszyć mężom w ich rejestracji w związku z cenzusem. Stary Testament przekazuje, że święto Namiotów było najradośniejszym spośród świąt obchodzonych przez Żydów57. Stąd, zdaniem Vardamana, Bóg wybrał święto Namiotów 12 r. przed Chr., aby stało się najradośniejszym na wieki – przyszedł wtedy na świat Zbawiciel58. W całej teorii Vardamana najbardziej zdumiewające są jednak odkryte rzekomo przez niego mikrolitery na monetach Aretasa IV i Agryppy I, które mają mieć ogromne znaczenie w odniesieniu do rewizji chronologii życia Jezusa i nawrócenia św. Pawła. Według Vardamana niektóre mikrolitery umieszczone na matrycach miały służyć jako litery – przewodniki, a wycięte zostały diamentem59. W innych przypadkach mikrolitery na monetach, pieczęciach lub też inskrypcjach miały poświadczać autentyczność obiektu. Co więcej, owe mikrolitery umieszczane na matrycach, niewykrywalne dla szkieł powiększających używanych przez antycznych artystów, miały za zadanie chronić przed fałszerstwami. Nie wiem tylko, w jaki sposób wykonywano owe mikrolitery, skoro nie wykrywały ich szkła powiększające60. Zdaniem Vardamana zadaniem mikroliter było też unikanie zamieszczania zbyt wielu ważnych informacji w głównej inskrypcji monety. W konsekwencji, mincerze nie mieli być zainteresowani w umiejscawianiu np. dat czy władzy menniczej niejako na eksponowanym miejscu, ale mieli swoje własne sposoby, związane właśnie z mikroliterami61 (odnoszę wrażenie, że mamy tu do czynienia ze spiskową teorią dziejów). Wreszcie niektóre mikrolitery miały być umieszczane bezpośrednio na wybitej już monecie. Vardaman przyznaje, że sam nie bardzo wie dlaczego, niemniej jednak wysuwa J. Vardaman, op. cit., s. 66. Łk 2, 43. 57 Pwt 16, 14; Ant. IV, 206. 58 J. Vardaman, op. cit., s. 66. 59 Ibidem, s. 67. 60 Na temat informacji o szkłach powiększających w epoce starożytnej zob. Pliniusz Starszy, Naturalis historia 36, 199; 37, 28; A. Bammer, Recent Excavations at the Altar of Artemis in Ephesus, „Archaeology” 27 (1974), s. 203–204; R.J. Forbes, Studies in Ancient Technology, Leiden 1966, s. 189–191; G. Sines and Y.A. Sakellarakis, Lenses in Antiquity, „American Journal of Archaeology” 91 (1987), s. 191–196. 55 56
61
J. Vardaman, op. cit., s. 67.
Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa...
11
przypuszczenie, że chodziło być może o jakiś rodzaj kontroli w pewnych określonych przypadkach. Wskazuje przy tym, że niekiedy za pomocą mikroliter wzmiankowani byli władcy62. Vardaman przytacza monetę, która według katalogu British Museum została wybita w Damaszku „w czasach Tyberiusza”, a więc w latach 14–37 po Chr.63 Amerykański badacz dowodzi, że na podstawie mikroliter możemy dokładniej datować ten egzemplarz, a ponadto możemy wskazać, że wyemitowana została w imieniu Aretasa IV, króla Nabatejczyków64. Awers monety przedstawia Tyche w postaci wieżyczek miasta Damaszek patrzącą na prawo. Według katalogu British Museum obiektem za Tyche jest gwiazda, natomiast Vardaman utrzymuje, że jest to monogram znaczący „rok pierwszy Aretasa”. Dalej, mikrolitery mają pokazywać, iż pełne nazwisko króla Nabatejczyków brzmiało Gajusz Juliusz Aretas65. Na rewersie znajdujemy Nike noszącą chiton i trzymającą wieniec w prawej ręce; za postacią znajduje się gałązka palmowa. W lewym polu inskrypcja LHKT = 328 rok ery seleukidzkiej = 16 r. po Chr.; w prawym polu inskrypcja DAMACKHNwN = „ludu Damaszku”. Nike dość często pojawia się na monetach Damaszku (np. Aretasa III66 i Kleopatry VII), tak więc mamy raczej do czynienia z typowym egzemplarzem. Vardaman przypuszcza, iż pojawienie się Nike na tej monecie może być związane ze zwycięstwami Germanika nad Germanami w 15–16 r. po Chr., ale wtedy musielibyśmy przyjąć, że Germanik przybył na Wschód najpóźniej w 16 r. po Chr. Mikrolitery w dolnej lewej części rewersu mają wyraźnie pokazywać inskrypcję REX JESVS. Vardaman dowodzi, że wiele innych monet Damaszku, wliczając w nie egzemplarze z datą LZKT (= 15 r. po Chr.), również wzmiankują Jezusa w mikroliterach. Badacz przypomina, że Jezus zwyczajowo był nazywany tytułem „Król Jezus”, często występującym w Nowym Testamencie. Aretas IV jest jedynym, poza członkami dynastii herodiańskiej, władcą wzmiankowanym przez Nowy Testament. Był teściem Heroda Antypasa (żonatego z jego córką Fazaelis, z którą rozwiódł się, aby poślubić Herodiadę), któremu zresztą wydał Ten rodzaj graffiti został odnotowany przez E.T. Newella, Reattribution of Certain Tetradrachms of Alexander the Great, „American Journal of Numismatics” 46 (1912), s. 112. 63 Wroth, op. cit., s. 183, nr 4. 64 O mennictwie nabatejskim zob. m.in. Y. Meshorer, Nabataean Coins, Jerusalem 1975; A. Negev, Numismatics and Nabataea Chronology, „Palestine Exploration Quarterly” 114 (1982), s. 119–128; J.M.C. Bowsher, Early Nabatean Coinage, ARAM (Society for Syro-Mesopotamian Studies), 2 (1990), s. 221–228; K. Schmitt-Korte, Nabataean Coinage-Part II. New Coin Types and Variants, „Numismatic Chronicle” 150 (1990), s. 105–133; A Kushnir-Stein and H. Gitler, Numismatic Evidence from Tel Beer-Sheva and the Beginning of Nabatean Coinage, „Israel Numismatic Journal” 12 (1992–93), s. 13–20; K. SchmittKorte, M. Price, Nabatean Coinage-Part III. The Nabatean Monetary System, „Numismatic Chronicle” 154 (1994), s. 67–131; J. Ciecieląg, Coins of Aretas IV, King of Nabataeans (9 BC–AD 40), „Notae Numismaticae – Zapiski Numizmatyczne”, t. III/IV, Kraków 1999, s. 103–128. 65 J. Vardaman, op. cit., s. 69. 66 Y. Meshorer, op. cit., tab. 1–1a. 62
12 Jerzy Ciecieląg
wojnę w rewanżu za upokorzenie córki67. Vardaman datuje rozwód Antypasa i Fazaelis na rok 17/18 po Chr.; w tym samym roku miało też mieć miejsce małżeństwo tetrarchy z Herodiadą68. Stąd jego wniosek, że omawiana moneta została wybita już w okresie trwania małżeństwa Antypasa i Herodiady. Vardaman stwierdza dalej, iż najważniejszym wnioskiem wynikającym z mikroliter jest fakt, że moneta została wybita w imieniu Aretasa IV, za czasów panowania Tyberiusza, który jednak nie sprawował wtedy kontroli nad Damaszkiem. Co więcej, Aretas IV miał panować w latach 11 przed Chr. – 37 po Chr., choć większość uczonych podaje lata 9 przed Chr. – 39/40 po Chr. Owi uczeni mieli również dotąd nie dostrzegać znaczenia tej monety dla datacji kontroli Aretasa IV nad Damaszkiem69. W nauce dominuje raczej przypuszczenie, że Nabatejczycy sprawowali kontrolę nad Damaszkiem za panowania cesarza Kaliguli (37–42 po Chr.). Vardaman powołuje się też na mikrolitery na monecie Agryppy I wyemitowanej w Cezarei Nadmorskiej70. Y. Meshorer datuje tę monetę na rok 41/42 po Chr., miała być ona wyemitowana po powrocie Agryppy do Judei71. Natomiast Vardaman dowodzi, że mikrolitery wskazują datę LZ („rok siódmy”), co oznaczałoby datę 43/44 r. po Chr.72 Awers monety przedstawia Agryppę I stojącego między dwiema postaciami. Postacią po prawej stronie, według mikroliter, jest cesarz Klaudiusz, który nakłada królowi Judei wieniec. Agryppa trzyma patera (mesophalos) w swojej prawej ręce oraz nosi długi welon na głowie. Na monecie z Macherontu, która nie została dotąd opublikowana, Agryppa również ma welon na głowie i trzyma patera oraz wylewa libację nad ołtarze. Grecka legenda głosić ma „Król Agryppa, przyjaciel Cezara”73. Postać po lewej stronie Vardaman interpretuje jako personifikację rzymskiego senatu, często przedstawianą w postaci żeńskiej. Niestety zły stan zachowania monety nie pozwala na dalej idące wnioski. W każdym razie, postać owa wznosi gałązkę palmową, która ma symbolizować zawarcie traktatu między Agryppą I i Rzymem w 41 r. po Chr. Inną interpretację tej monety zaproponował ostatnio Y. Meshorer, który wskazuje, iż postaciami na awersie są cesarz Klaudiusz, Agryppa I i Herod z Chalkis, o czym wyraźnie informuje inskrypcja „Król Agryppa, cesarz August, król Herod, rok 8”74. Obydwaj żydowscy królowie trzymają w wyciągniętych do cesarza dłoniach prawdopodobnie wieńce, choć dokładna identyfikacja nie jest tu możliwa. Y. Meshorer Ant. XVIII, 109–110. Datacja Vardamana jest zupełnie wyssana z palca; zob. J. Ciecieląg, Polityczne dziedzictwo Heroda Wielkiego. Palestyna w epoce rzymsko-herodiańskiej, Kraków 2002, s. 109, 132–134. 69 J. Vardaman, op. cit., s. 72–73. 70 F.W. Madden, History of the Jewish Coinage and Money in the Old and New Testaments, London 1864, s. 109–110; Y. Meshorer, Ancient Jewish Coinage, 2, New York 1982, s. 55–57. 71 Y. Meshorer, op. cit., 2, s. 55. 72 J. Vardaman, op. cit., s. 73. 73 Ibidem, s. 74. 74 Y. Meshorer, A Treasury of Jewish Coins, op. cit., s. 100. 67 68
Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa... 13
zwraca uwagę, że możemy scenę na awersie interpretować jako koronację Klaudiusza przez braci, jego bliskich przyjaciół. Ponieważ jednak taki epizod historyczny nie jest nam znany, musimy przyjąć, że mamy tu rzeczywiście do czynienia z odzwierciedleniem traktatu przyjaźni między Rzymem i herodiańskimi królami75. Wewnątrz koła kropek rewers pokazuje dłonie w uścisku, symbolizujące również zawarcie traktatu. Grecka legenda brzmi: Przysięga wielkiego króla Agryppy z Augustem Cezarem [T. Klaudiuszem?] i ludem rzymskim i traktat przyjaźni z nim. Kontramarka na monecie zawiera portret cesarza Wespazjana, co wskazuje, iż moneta znajdowała się w obiegu przez długi czas. Vardaman wskazuje na wzmiankowanie Jezusa dużymi mikroliterami między greckim słowem „rzymskim” i dłońmi w uścisku76, których jednak nikt poza nim się nie doszukał. Mikrolitery na awersie mają dostarczać daty wybicia. W lewym łokciu Agryppy jest data LZ = rok siódmy = 44 r. po Chr. Nad głową króla znajdować się mają słowa JESVS LKT MORTVsm, czyli „rok dwudziesty trzeci śmierci Jezusa”, co oznaczać musi rok 21 po Chr. jako rok śmierci Jezusa. W stopie Agryppy oraz poniżej możemy wyczytać, że REGNVM Jezusa rozpoczęło się w roku LZKT, czyli 327 ery seleukidzkiej, co daje datę 15 r. po Chr, jako początek Jego „panowania”77. Jest rzeczą fascynującą, iż Vardaman zauważa dalej, że na monecie tej Jezus jest wzmiankowany częściej niż Agryppa I. Wspomina, iż Cezarea Nadmorska miała liczną ludność żydowską78, wysuwając wniosek, że do roku 44 po Chr. życie i działalność Jezusa, ukrzyżowanego w 21 r. po Chr. było tam dobrze znana, a z pewnością wielu Żydów w Cezarei pracowało w tamtejszej mennicy79. Nie bardzo jednak wiem, jaki ma to związek z rzekomymi odniesieniami do Jezusa na analizowanej monecie Agryppy I, tym bardziej iż doskonale wiemy, że król Judei prześladował chrześcijan80. Czyżbyśmy mieli uwierzyć, że z jednej strony występował przeciwko wyznawcom Jezusa, a z drugiej nazywał Jezusa królem na swoich monetach? Vardaman dowodzi, iż wspomniane monety Aretasa IV i Agryppy I są pierwszymi niechrześcijańskimi źródłami wzmiankującymi postać Jezusa. Wydaje mi się, iż amerykański uczony zobaczył na owych monetach zbyt dużo (a może raczej zobaczył to, co chciał widzieć). Poza wszystkimi innymi wątpliwościami odnoszącymi się do co najmniej dyskusyjnej interpretacji źródeł pisanych mówiących o Jezusie, a dowodzących rzekomo daty narodzin Jezusa w 12 r. przed Chr. i Jego ukrzyżowania w 21 r. po Chr., nie mogę w żaden sposób zrozumieć, jakim cudem inskrypcje związane z Jezusem mogły się znaleźć na monetach króla nabatejskiego i króla Judei. Pomijam już problemy techniczne wykonania rzekoIbidem, s. 101. Ibidem, s. 76. 77 Ibidem, s. 76. 78 Nie jest to żadne wielkie odkrycie, choć trzeba pamiętać, że dominowała jednak ludność pogańska. 79 J. Vardaman, op. cit., s. 76. 80 Dz 12; J. Ciecieląg, Palestyna w czasach Jezusa, s. 126; idem, Polityczne dziedzictwo Heroda Wielkiego, s. 152. 75 76
14 Jerzy Ciecieląg
mych mikroliter na tych monetach; pozostają jeszcze motywy umieszczenia na nich tak niezwykłych inskrypcji. Nie znajduję ani jednego powodu uzasadniającego takie kroki; co ciekawe – nie wspomina też o nich Vardaman.
Coins of Aretas IV and Agrippa I and the Chronology of the Life of Jesus. Was Jesus Crucified in AD 21? Abstract The article is an analysis of the theory presented by Jerry Vardaman, who maintains that Jesus was born in 12 BC, and crucified in AD 21. The American researcher questions numerous records which corroborate the traditional dating, basing his reasoning however, on dubious fundamentals, to say the least. We are often dealing with arguments which are fabricated. The most astounding evidence, which supposedly confirms Vardman’s hypothesis, are the coins issued by Aretas IV, King of Nabateans, and Agrippa I, King of Judaea. The American researcher found some micro-letters on those coins, which are supposed to refer to Jesus. The ones on the coins of Aretas call him even the king, while the ones on the coins of Agrippa talk about the reign of Jesus. Vardaman’s theory is a scientific curiosity which has no substantiation in facts. The American scientist saw too much on said coins, or perhaps he rather saw what he wanted to see. Consequently, his theory is a set of wishful thoughts, and not tangible facts.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Teresa Wnętrzak
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan na terenie Palestyny w relacji Euzebiusza z Cezarei „O męczennikach palestyńskich” Prześladowanie zwane dioklecjańskim jest nam dobrze znane dzięki relacji Euzebiusza z Cezarei, którego był świadkiem. Opisał je nie tylko w trzech ostatnich z dziewięciu ksiąg swej „Historii kościelnej”, ale jeszcze dodał do tego opisu odrębną księgę o męczennikach w Palestynie, której był metropolitą jako biskup Cezarei. Spodziewał się, że inni metropolici pójdą za jego przykładem i że dzięki temu potomni otrzymają pełny i kompletny opis „wielkiego prześladowania”. Ta nadzieja zawiodła i jego księga nie znalazła naśladowców. Tym cenniejsza jest dla nas zarówno ona, jak i dzieło podstawowe, do którego jest dodatkiem. Na podstawie tego tekstu pragniemy przedstawić, jak wykonywano edykty cesarskie, nakazujące prześladowanie chrześcijan, na terenie Palestyny. Wiadomo bowiem, że nigdy nie było takiej sytuacji, by wszystkie prowincje objęte były represjami o jednakowej sile i czasie trwania oraz nie wszyscy chrześcijanie byli na nie narażeni w jednakowy sposób. Zamierzamy przypomnieć, jakie były motywy tego prześladowania i wykazać, czy podjęta przez państwo akcja przyniosła oczekiwane rezultaty.
Przyczyny „wielkiego prześladowania” Prześladowanie za panowania Dioklecjana (284–305) i jego współrządców było ostatnim, jakiego doznali chrześcijanie z rąk władz rzymskich. Znane od czasów starożytnych jako „wielkie prześladowanie” było ostatnią próbą zdławienia religii, której kilka lat później, za sprawą cesarza Konstantyna, przyznana została wolność wyznawania i prawa równe z innymi religiami. W „Historii kościelnej” (8,1) relację o tym prześladowaniu Euzebiusz poprzedził opisem sytuacji, w jakiej znajdowało się chrześcijaństwo w przeddzień swojej ekspansji:
16 Teresa Wnętrzak Godne opisanie wielkości i rodzaju chwały oraz swobody, jaką się przed prześladowaniem dni naszych u wszystkich ludzi, Greków i barbarzyńców, cieszyła religia Boga wszechrzeczy, światu zwiastowana przez Chrystusa, przewyższa moje zdolności. Dowodem niech będzie władców łaskawość, okazywana naszym braciom. Otóż powierzali im zwierzchnią nad ludami władzę, a z wielkiej przychylności, jaką żywili do wiary naszej, zwalniali ich z przykrego obowiązku składania ofiar. Cóż mam powiedzieć o dworzanach cesarskich, a przede wszystkim o samych cesarzach? Dworzanom swym [...] w sprawach Bożych pozostawiali zupełną swobodę słowa i czynu [...] pozwalali im prawie chlubić się swej wiary wolnością. Darzyli ich łaską nadzwyczajną, więcej nawet niż drugich [...]. Widziało się ponadto, jakimi względami dostojnicy cywilni i wojskowi darzyli zwierzchników poszczególnych Kościołów. A jakże opisać owo przystępowanie do Kościoła ludzi niepoliczonych, te w każdym mieście tłumne zgromadzenia, ten wspaniały napływ rzesz całych do domów modlitwy? Rzeczywiście już nie starczyło starych budynków, więc po miastach nowe a przestronne i obszerne budowały się kościoły.
Przyjmując nawet, że Euzebiusz trochę przesadza, nie ulega wątpliwości, że około roku 300 chrześcijanie mogli znajdować się na wpływowych pozycjach. Kościół cieszył się długim okresem pokoju. Zwłaszcza czterdziestolecie poprzedzające „wielkie prześladowanie”, zwane „małym pokojem Kościoła”, odznaczało się szczególnie szybkim rozprzestrzenianiem się Kościoła w cesarstwie. Wypowiedź Euzebiusza o szerokim zakresie swobody, jaką cieszyli się chrześcijanie oraz o wzroście ich znaczenia w społeczeństwie rzymskim została potwierdzona przez wszystkie świadectwa: w Nikomedii, stolicy cesarskiej, kościół chrześcijański „stojący na wzgórzu widać było z pałacu”1. Sukcesy chrześcijaństwa stały się przyczyną wrogości, jaką wywoływało ono w kręgach konserwatywnych pogan, uważających się za obrońców jego religii, kultury i pomyślności, w których rękach w głównej mierze pozostawało zarządzanie cesarstwem2. Bez wątpienia prześladowanie rozpętał sam Dioklecjan, twórca władzy teokratycznej. Długo czekał i przyglądał się w milczeniu, jak nawet na jego dworze w Nikomedii chrześcijanie zdobywają coraz wyższe stanowiska, gdy on zajmował się zapewnianiem imperium bezpieczeństwa oraz porządkowaniem administracji i gospodarki. Laktancjusz winą za „wielkie prześladowanie” obarczył Galeriusza, którego nazywa nieokrzesanym poganinem z zadunajskiej dziczy. Jest skądinąd prawdą, że Galeriusz, wspierając się na iliryjskich legionach, energicznie działał przeciwko chrześcijanom. Niemniej jednak cała akcja była istotną częścią dioklecjańskiej teokracji, polegającej na ubóstwieniu godności cesarskiej i zmierzającej do zrównania poddanych w służbie bogom i cesarzowi3. Dlaczego właśnie wówczas, w lutym 303 roku, Dioklecjan wydał pierwszy edykt o prześladowaniu, wypowiadając wojnę chrześcijanom? Euzebiusz z Cezarei 1 Laktancjusz, O śmierci prześladowców, 12; Pisma wybrane, tłum. J. Czuj, Poznań 1933; Cyprian, Epistola 80,2; przekład ks. W. Szołdrskiego opracowany przez ks. E. Stanulę, seria: Pisma Starochrześcijańskich Pisarzy, 1986. 2 R.A. Markus, Chrześcijaństwo w świecie rzymskim, Warszawa 1978, s. 52. 3 J. Vogt, Upadek Rzymu, przełożył A. Łukaszewicz, Warszawa 1999, s. 94.
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 17
nie podaje racjonalnego wyjaśnienia, gdy po przedstawieniu obrazu spokojnego i prosperującego Kościoła w czasach „małego pokoju” przechodzi do relacji o prześladowaniu, na które, jego zdaniem, chrześcijanie sobie zasłużyli i które było karą Boga na chrześcijan nadużywających swobody w długim okresie tolerancji. Tak pisze na ten temat w „Historii Kościelnej” (VIII,7): Lecz gdyśmy skutkiem tej wielkiej swobody popadli w lekkomyślność i niedbalstwo, gdy jedni do drugich odnosili się z zawiścią i wzajemne wybuchały kłótnie, gdyśmy sobie sami prawie że otwartą wypowiedzieli wojnę i przy lada sposobności uderzali na siebie ostrymi jak miecz i włócznie słowami, gdy się zwierzchnik porywał na zwierzchnika, a gmina powstawała przeciwko gminie, gdy nikczemna obłuda i fałsz wzrosły do ostatecznych granic niegodziwości, tedy się rozpoczęło działanie sądu Bożego.
Także Laktancjusz, przebywający wówczas w Nikomedii, milczy o przyczynach podjętej akcji. Poważne i prawdziwe motywy prześladowań możemy natomiast odczytać z ostatnich słów edyktu: Wśród innych zarządzeń, które wydajemy zawsze dla pomyślności i pożytku państwa, oznajmiliśmy swego czasu wolę uporządkowania wszelkich stosunków w zgodzie z dawnymi prawami i z obyczajem państwowym Rzymian oraz troskę o to, by również chrześcijanie, którzy porzucili religię swych przodków, powrócili do właściwszych poglądów. Z jakiegoś powodu chrześcijan tych ogarnął taki upór i taka głupota, że nie stosowali się oni do dawnych obyczajów, które może kiedyś wprowadzili ich właśni przodkowie, lecz sami według własnego widzimisię ustanowili prawa, trzymali się ich i gromadzili tu i ówdzie rzesze ludzi4.
Edykty Dioklecjana zarządzające prześladowanie pochodzą z ostatniej fazy jego rządów. Pisarze chrześcijańscy potwierdzają zgodnie, że do ich wydania został skłoniony przez Galeriusza i podobno uczynił to niechętnie, przewidując nieuchronny przelew krwi5. Wbrew tym twierdzeniom trzeba uznać, że atak na religię chrześcijańską był jak najbardziej zgodny z logiką polityki tego cesarza i można się nawet dziwić, dlaczego edykty przeciwko tej religii zostały wydane tak późno6. Dioklecjana uważa się za wielkiego innowatora w dziejach Rzymu, ale był on innowatorem, którego ożywiał duch konserwatywny. Jego reformy miały na celu zachowanie nie tylko potęgi państwa, lecz i istoty rzymskiej tradycji7. Zrywając z zakorzenionym już kultem władcy, stworzył nowe, religijne uzasadnienie swojej pozycji. Cesarz był człowiekiem wybranym przez bóstwo dla sprawowania rządów na ziemi. Przybierając przydomek „Iovius” mówił poddanym, że jego władza pochodzi od Jowisza i przed Laktancjusz, O śmierci prześladowców, 34. Przekonanie to potwierdza T. Zieliński, Chrześcijaństwo antyczne, Toruń 1999, s. 224–225: „Sam cezar-august bowiem wcale nie był zasadniczo źle usposobiony względem chrześcijan, co widać już z tego, że i jego małżonka, i córka były chrześcijankami. Właściwym inicjatorem prześladowania był jego cezar Galeriusz, prawdziwy zły duch tego zanadto miękkiego cesarza”. 6 Takie jest zdanie E. Wipszyckiej we Wstępie do tomu pt. Męczennicy z serii: Ojcowie Żywi, IX, Kraków 1991, s. 47. 7 Ibidem, s. 47. 4 5
18 Teresa Wnętrzak
nim będzie odpowiadał za jej sprawowanie, co więcej, że on jest wcieleniem ojca rzymskich bogów i ojca ludu rzymskiego8. Maksymian, współrządzący z cesarzem, otrzymał od niego przydomek „Herculius”, gdyż miał mu pomagać, tak jak Herkules pomagał Jowiszowi, miał służyć mu za jego zbrojne ramię9. Tej nowej teologii władzy towarzyszył wysiłek odnowienia religii i nasycenia treściami religijnymi gestów publicznych, które uległy zeświecczeniu10. Charakterystyczne jest, że na swego patrona wybrał Jowisza, bóstwo czysto rzymskie. Pragnął też odrodzenia tradycyjnych wartości w rzymskim społeczeństwie. Dowodem tych dążeń mogą być dwie ustawy. Prawo o małżeństwie (De nuptiis) wydane w 295 r., w którym czytamy, iż cesarstwo osiągnęło swą obecną wielkość dzięki łasce wszystkich bogów tylko dlatego, że osłaniało wszystkie swoje prawa roztropnym poszanowaniem religii i troską o moralność11. Ustawa zabraniała małżeństw osób zbyt blisko spokrewnionych, zawieranych czy to przez nieświadomość, czy przez uleganie zwyczajom barbarzyńskim. Takie związki, określane jako „illicitae” narażają całe społeczeństwo na gniew bogów, a prawo nie może chronić niczego, co nie jest święte i czcigodne i stoi w sprzeczności z „dyscypliną naszego czasu”12. Władze odkryły swoje zamiary powrotu do tradycyjnej, starej religii rzymskiej oraz religijnej uniformizacji wydając edykt, na mocy którego wyjęta spod prawa została religia manichejska, zapowiadając jakby to, co wkrótce spotka chrześcijaństwo. Wobec wyznawców manicheizmu zastosowano surowe środki represyjne z następującym uzasadnieniem: Zdarza się, że głęboki pokój zachęca ludzi, aby przekraczali miarę, wyznaczoną przez naturę; wprowadzają wtedy całkowicie bezsensowne i wręcz odpychające rodzaje wierzeń [...]. Nowe wierzenia nie powinny zwracać się przeciwko starym. Największą bowiem zbrodnią jest ganić to, co ustanowili i określili już przodkowie, a co wciąż zachowuje swój stan i bieg. Dlatego dokładamy wszelkich starań, aby ukarać zatwardziałą prze-
W.H.C. Frend, Martyrdom and Persecution in the Early Church, Oxford 1965, s. 48; W.M. Seston, Diocletien et la Tetrarchie, vol. i, Guerres et reformes, Paris 1946, s. 211; Scriptores Historiae Augustae, Vita Numeriani, 13: „Diocletianum omnes divino consensu, cui multa iam signa facta dicebantur imperii, Augustum appellaverunt”. 9 Mamertinus, Pan.Lat., ed. Baehrens, 272: „Diocletianus facem, tu (Maximianus) tribuis effectum”, ibidem: „Jove rectore caeli et Hercule pacatore terrarum”. 10 Wprowadzenie ceremonii „adoratio”, używanie przymiotnika „sacer” w odniesieniu do osoby cesarza i jego rządu: Aurelius Victor, De Caes., 39,4: Diocletian „se primus omnium Caligulam post Domitianumque dominum palam dici passus et adorari se appellarique uti deum”. 11 Podaję za: W.H.C. Frend, op. cit., s. 522 – Codex Gregorianus, ed. C. Riccobono, FIRA, s. 558–560: „Ita enim ipsos immortales deos Romano nomine, ut semper fuerunt, faventes atque placatos futuros esse non dubium est, si cunctos sub imperio nostro agentes piam religiosamque et quietam et castam in omnibus mere colere perspexerimus vitam”. 12 Ibid., s. 560: „insurgere nos disciplina nostrorum temporum cohortatur”, „Nihil enim nisi sanctum et venerabile nostra iura custodiunt et ita ad tantam magnitudinem Romana maiestas cunctorum numinorum favere pervenit”. Owa „disciplina temporum nostrorum”, narzucona i kontrolowana przez władze państwowe, rozumiana jako publiczny porządek stanowiła hasło polityczne tetrarchii, kontrastując z otwartością obyczajów i „liberalitas” epoki Antoninów – por. W.H.C. Frend, op. cit., s. 522. 8
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 19 wrotność ludzi niegodziwych, to jest tych, którzy przeciwstawiają nowe wyznania starym wierzeniom, a na podstawie swego dowolnego osądu odtrącają dawny dar bogów13.
Podejrzewano, że manichejczycy są organizacją na usługach obcego mocarstwa i prowadzą działalność szpiegowską, toteż gdy w roku 297 doszło do konfliktu zbrojnego z Persją, powzięto przeciwko nim najsurowsze środki represyjne. W uzasadnieniu edyktu podkreślono jednak przede wszystkim sprawę ich nowatorstwa religijnego i kwestionowanie doktryny raz na zawsze sformułowanej i przyjętej przez przodków14. Te same dążenia, co w obydwu ustawach, przejawiają się również w reformie monetarnej z 294 r. Obrazowe przedstawienia różnych aspektów virtus oraz bóstwa, występujące na monetach w ostatnim półwieczu, zostają usunięte. Na rewersie nowego aureusa wyobrażeni są bogowie rzymscy, najwyżsi strażnicy państwa. Srebrny przedstawia cnoty wojskowe i spełnianie ofiar kultowych, czyli środki, za pomocą których mają być wypełniane obowiązki religijne i oddawana bogom cześć. Drobniejsze monety nosiły przedstawienia wyobrażające „Genius populi Romani” – te najszerzej używane miały kierować umysły ludu ku idei rzymskości15. Wobec takiej polityki państwa konflikt między Dioklecjanem a chrześcijanami był nieunikniony. Zapewne cesarz uznał, że należy konsekwentnie usuwać z życia społecznego wszystko, co zagraża starorzymskim ideałom oraz zwartości państwa; naciski ze strony Galeriusza być może dodały mu odwagi i przyspieszyły rozpoczęcie akcji. Galeriusz natomiast, człowiek o mentalności właściwej dla wojskowego obozu, był przekonany, że kto nie składa ofiar bogom i nie korzy się przed majestatem władzy, jest zdrajcą ojczyzny i powinien ponieść karę za swój zbrodniczy upór16.
Rozpoczęcie prześladowań – pierwsze edykty Prześladowania rozpoczynają się w atmosferze odbudowanej stabilizacji, po blisko dwudziestu latach panowania tej samej ekipy, z uspokojonymi granicami, sprawnym systemem fiskalnym i zwiększoną armią17. Akcja przeciwko chrześcijanom rozpoczęła się nim ogłoszono pierwsze edykty, w armii, gdzie najsilniejsze były wpływy Galeriusza. Dioklecjan wydał rozkaz usunięcia z wojska wszystkich Collectio librorum iuris anteiustiniani, wyd. Kruger-Mommsen, Lipsk 1890, s. 187. Manicheizm określony jest jako „religio nova, religio prava” por. Riccobono, FIRA., 580–581: „hi enim, qui novellas et inauditas sectas veterioribus religionibus obponunt, ut pro arbitrio suo pravo excludant quae divinitas concessa sunt quondam nobis”. 15 W kwestiach monetarnych opieram się na informacji z dzieła W.H.C. Frend, op. cit., s. 480. 16 Laktancjusz, O śmierci..., 11–14. 17 Pod koniec 297 r. Galeriusz odniósł wspaniałe zwycięstwo nad Persami, opanowując Armenię i zdobywając przebogaty Ktezyfont. Jego sukces upamiętnia łuk tryumfalny wzniesiony w Tessalonice, na którym jest wyobrażony jako syn boga Marsa, por. Aurelius Victor, De Caesaribus, ed. F. Pichlmayr, Teubner, Leipzig 1911, 39, 36. 13 14
20 Teresa Wnętrzak
żołnierzy, którzy odmówili składania ofiar. Wspomina o tym Euzebiusz w „Historii kościelnej” (VIII,4,2–3): Można tedy było widzieć bardzo wielu wojskowych, wracających jak najchętniej do życia prywatnego, by się nie zaprzeć religii Stwórcy wszechrzeczy. Ówczesny bowiem dowódca siły zbrojnej, rozpoczynając niedawno temu prześladowanie w wojsku, oddzielił i odłączył poddanych sobie żołnierzy i dał im do wyboru, albo usłuchać i pozostać przy swoim stopniu, albo w razie przeciwnym, gdyby rozkazu nie usłuchali, stracić go.
Wkrótce zaś miało zacząć się prześladowanie, które stopniowo ogarnie całą chrześcijańską ludność państwa18. Pierwszy edykt w sprawie chrześcijan ukazał się w Nikomedii 24 lutego 303 r. i obejmował swym działaniem całe cesarstwo. Jego odpisy docierały do prowincji odleglejszych później, w ciągu marca i kwietnia. Główne postanowienia, jak możemy je odtworzyć na podstawie różnych wzmianek, były treści następującej19: wszystkie budynki kościelne należy zburzyć, a pisma święte wydać władzom i spalić, chrześcijan usuwa się z urzędów, ludzie stanu wyższego „honestiores” tracą swoje przywileje, jeśli pozostaną wierni nowej religii, żaden chrześcijanin nie może występować w sądzie jako oskarżyciel, nawet gdyby spotkała go osobista krzywda. Edykt nie przewidywał kary śmierci za przynależność do gminy chrześcijańskiej. Ustawodawcom więc chodziło raczej o zniszczenie organizacji i zastraszenie jej członków, a nie o ich fizyczną likwidację. Tymczasem wiosną 303 r. wybuchły rozruchy ludności w niektórych okręgach Syrii, wywołane z pewnością trudną sytuacją gospodarczą i nieurodzajem. Ale ponieważ było tam wielu chrześcijan, ich przede wszystkim oskarżono o spowodowanie zamieszek. W związku z tym wiosną lub wczesnym latem ukazał się nowy edykt Dioklecjana, nakazujący uwięzienie kapłanów chrześcijańskich w całym imperium: „Wkrótce potem nastąpiły inne edykty z rozkazem, by wszędzie wszystkich zwierzchników kościelnych najpierw uwięziono, a potem ich na wszelki sposób zmuszano do składania ofiar”20. Jesienią, w czasie uroczystości z okazji dwudziestolecia rządów Dioklecjana, wydano dekret o charakterze połowicznej amnestii21: duchowni, którzy złożyli ofiarę, mieli wyjść z przepełnionych więzień, nie przygotowanych do przyjęcia tak wielkiej liczby ludzi. Wreszcie czwarty edykt, z wiosny 304 r. wydany w sytuacji, gdy z powodu złego stanu zdrowia Dioklecjana władza coraz bardziej jawnie należała do Galeriusza, okaW 301 r. Euzebiusz zanotował (Chronicon, ad anno 301): „paulatim ex illo iam tempore persecutione adversum nos incipiente”. 19 Euzebiusz z Cezarei, O męczennikach Palestyńskich, prolog, 1; Historia kościelna VIII, 2, 4; tłum. A. Lisiecki, Poznań 1924 (repr. WAM 1993). 20 Euzebiusz z Cezarei, Historia kościelna VIII, 2, 5; ibid., VIII, 6, 8: „Krótko potem stało się, że w tak zwanej ziemi meliteńskiej, tudzież w okolicach syryjskich usiłowano wzniecić powstanie przeciwko władzy cesarskiej. Skutkiem tego ukazał się dekret cesarski, z rozkazem, by wszędzie zwierzchników kościelnych powtrącać do więzienia i zakuć w kajdany”. 21 Ibid., VIII, 6, 10: „Znowu w ślad za pierwszymi edyktami szły dalsze, z poleceniem, by więźniów, którzy złożyli ofiarę, puszczać wolno, tych zaś, którzy stawiali opór, dręczyć tysięcznymi torturami”. 18
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 21
zał się dla Kościoła najgroźniejszy. Nakazywał bowiem powszechnie, wszystkim, pod karą śmierci, złożenie ofiar bogom. Tym samym groźbę prześladowań rozciągał na całą ludność chrześcijańską. Stało się jasne, że w myśl własnych zasad religijnych państwo podejmuje metodyczne tępienie chrześcijaństwa. Okazało się, że czterej panujący nie postępowali jednakowo przy wykonywaniu edyktów. Jak to było zasadą, odpowiednie zarządzenia wysłano również do Augusta Zachodu, Maksymiana, i do jego Cezara, Konstancjusza. Pierwszy z nich wykonywał je dość ściśle, zwłaszcza na terenie Afryki. Natomiast Konstancjusz ograniczył się jedynie do zburzenia budynków, w których gromadzili się wyznawcy Chrystusa, nie byli natomiast nękani ani członkowie kleru, ani zwykli wierni22. Za tę powściągliwość wielce go później chwalono, jako cichego poplecznika nowej religii23. Jednakże rzeczywisty powód tej roztropnej polityki był inny: w Galii i Brytanii chrześcijaństwo nie miało tylu zwolenników, co w Afryce czy w prowincjach wschodnich, toteż nasilenie represji musiało być słabsze. W Hiszpanii, w Italii czy w Afryce tylko sporadycznie dochodziło do aktów męczeństwa, panujący okazywali tolerancję (Konstantyn, Maksencjusz) i w zasadzie poprzestano tam na wykonaniu zaleceń pierwszego edyktu24. Wprawdzie w Afryce Prokonsularnej i w Numidii namiestnicy próbowali iść dalej, czy to z religijnego fanatyzmu, czy z urzędniczej gorliwości, ale i tak prześladowanie miało tam przebieg łagodniejszy i było krótsze niż na Wschodzie25. Tym okrutniej postępowano w prowincjach Wschodu. Gdy w 305 r. Dioklecjan abdykował i wyznaczył kolejną tetrarchię, Galeriusz, znany już jako bezlitosny prześladowca chrześcijan, stał się Augustem we wschodniej części cesarstwa, a jego pomocnikiem i Cezarem został również poganin z przekonania, Maksymin Daja. Prześladowanie na wschodzie imperium ciągnęło się więc przez długie lata, wiarygodne przekazy świadczą o stosowaniu wyrafinowanych tortur, o upokarzaniu oskarżonych, o powolnych i bolesnych egzekucjach skazanych. Najdłużej i najsurowiej organizowano represje na obszarze podległym Maksyminowi Dai, który próbował w sposób rygorystyczny wymusić złożenie ofiary na wszystkich, a także wykorzystał pomysł posłużenia się przy tym imiennymi wykazami mieszkańców, istniejącymi w urzędach fiskalnych26. Czy stosując takie środki był w stanie dopiąć swego, możemy przekonać się czytając uważnie dziełko Euzebiusza, przedstawiające przebieg prześladowania w Palestynie, którego był naocznym świadkiem.
E. Wipszycka, Kościół w świecie późnego antyku, Warszawa 1994, s. 111. Euzebiusz z Cezarei, Historia kościelna, VIII, 17– dod. 4–5. 24 E. Wipszycka, ibid., s. 111–112: „Nawet niechętny wyznawcom Chrystusa Maksymian poprzestał jedynie na realizacji zaleceń pierwszego edyktu. [...] Poganin Maksencjusz, panujący po swej uzurpacji w Italii, Hiszpanii i w Afryce w 306 r. pozwolił chrześcijanom na sprawowanie kultu, a w 311 r. polecił im zwrócić skonfiskowane dobra”. 25 Ibid., s. 111. 26 Ibid., s. 112. 22 23
22 Teresa Wnętrzak
Pierwszy rok prześladowania 303–304 W Nikomedii, stolicy cesarskiej, prześladowanie rozpoczęło się w lutym, natomiast w Palestynie edykt opublikowano „przed nadchodzącym świętem męki Zbawiciela”27 (w tym roku Wielkanoc przypadała 18 kwietnia). Był to dziewiętnasty rok panowania Dioklecjana, a namiestnikiem Palestyny był wówczas Flawianus28. Euzebiusz podaje, że „nagle, we wszystkich miejscach pojawiły się dekrety rozkazujące, by kościoły zburzyć do fundamentów, a Pisma zniszczyć przez spalenie ogniem. Obwieszczały także, że dostojnicy pozbawieni będą godności, a ludzie prywatni utracą wolność, jeżeli nadal będą trwać w postanowieniu wyznawania chrześcijaństwa”29. Edykt nie przewidywał kary śmierci dla nieposłusznych. Co prawda, już 24 lutego wykonano w Nikomedii wyrok śmierci na chrześcijaninie, popełnił on jednak czyn obłożony najcięższą karą w każdym wypadku, ośmielił się bowiem zerwać z muru edykt cesarski i potargał go, śmiejąc się szyderczo. Aresztowano go natychmiast i skazano na spalenie żywcem, przy czym czyn jego musiał być zakwalifikowany jako crimen laesae maiestatis30. Krótko potem nastąpił drugi edykt, nakazujący uwięzienie zwierzchników Kościoła, a potem zmuszenie ich do składania ofiar31. O tym, w jaki sposób władze starały się wykonywać pierwszy edykt opowiada Euzebiusz: niektórych chrześcijan siłą ciągnięto do złożenia ofiary i potem zaraz ich wypuszczano, chociaż w istocie ofiary nie złożyli, o innych znowu głoszono, że zastosowali się do żądania władz, a jeśli temu nie zaprzeczyli, natychmiast ich zwalniano, byli też i tacy, którzy nawet torturowani nie chcieli pokłonić się bogom – tych, omdlałych z bólu, wleczono ku miejscu, gdzie znajdowali się ci, którzy ofiarę złożyli – „taką wagę przywiązywali do tego, by za wszelką cenę uratować chociaż pozory powodzenia”32. Przy zastosowaniu tego rodzaju metod liczba ofiar śmiertelnych nie mogła być zbyt wielka. Organizatorzy prześladowań chcieli chrześcijan zastraszyć, nie stawiali sobie za cel ich fizycznej eksterminacji33. Z punktu widzenia pogan wystarczyło wybrać pewną liczbę ofiar, zastosować wobec nich tortury po to, by złamać słabszych, a tylko część schwytanych, uparcie trzymających się swojej wiary, wysłać na spektakularną i hańbiącą śmierć właśnie dla odstraszenia innych. Taka taktyka tłumaczy postępowanie władz, które relacjonuje Euzebiusz. Rozkaz wydania ksiąg Pisma zwrócony był do kleru: do biskupów, prezbiterów, lektorów, bowiem to oni mieli w swojej pieczy święte księgi. Pod tym względem Euzebiusz z Cezarei, O męczennikach palestyńskich, 1. Tłumaczenia fragmentów tego dzieła podaję w przekładzie własnym. Podstawą tłumaczenia jest tekst Eusebius Caesariensis, Die Kirchengeschichte, Hg. Ed. Schwarz, Leipzig 1903–1909, wydanie 5, 1955. 28 Ibid. 29 Ibid. 30 Laktancjusz, O śmierci..., 11–14. E. Wipszycka, Kościół w świecie..., 114. 31 Euzebiusz, O męczennikach..., I, 2. 32 Ibid., I, 4. 33 E. Wipszycka, op. cit., s. 110. 27
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 23
zachowywali się odważnie, pomimo grożących im tortur i liczba tych, którzy je wydawali była niewielka: „w tym samym mieście [Cezarei] najliczniejsi zwierzchnicy kościołów walczyli mężnie na strasznych torturach [...]. Inni natomiast, którym strach poraził ducha, od razu, przy pierwszym spotkaniu, tracili siły...”34. W porównaniu z liczbą świeckich, ofiarą prześladowania padła niewielka liczba kleru. Jak podaje Euzebiusz, w pierwszym roku prześladowania męczeństwo poniosło czterech duchownych. W Cezarei Palestyńskiej byli to Prokopiusz, Alfejos i Zacheusz, którzy po torturach zostali ścięci za odmowę złożenia ofiar i wyznanie, że jest tylko jeden Bóg i Król35. W Antiochii zaś poniósł śmierć Roman, pochodzący z Palestyny diakon i egzorcysta. Sam sprowokował on swoje uwięzienie, ponieważ publicznie wystąpił z upomnieniem skierowanym do tłumnie składających ofiary bogom pogańskich obywateli tego miasta. Sędzia wydał na niego wyrok śmierci przez spalenie w ogniu, a działo się to w obecności cesarza (Galeriusza). A ponieważ bez leku ponaglał jeszcze katów do podpalenia stosu, odcięto mu język i ponownie zamknięto w więzieniu, gdzie cierpiał męczarnie zamknięty w dyby36. Z okazji obchodzonych uroczyście vicenaliów Dioklecjana więźniom ogłoszono amnestię (trzeci edykt). Roman jednak nie został uznany za godnego tej łaski (nie złożył ofiary), więc wykonano na nim wyrok przez uduszenie, a miało to miejsce 20 XI 303 r.37 Tyle było ofiar pierwszego roku prześladowania, gdy obejmowało ono samych zwierzchników Kościoła. Można odnieść wrażenie, że w tym czasie władze uciekały się do wykonywania wyroków śmierci tylko w ostateczności, czasami namiestnicy gotowi byli zadowolić się nawet pozorami ustępstwa. Wielu chrześcijan jednak wręcz pragnęło męczeństwa, czego przykładem jest wspominany wyżej Roman.
Drugi rok prześladowania 304–305 Namiestnikiem prowincji był wówczas Urbanus. Edykt cesarski nakazał, aby wszyscy obywatele, bez żadnego wyjątku, składali bogom ofiary i czynili libacje38. Euzebiusz, O męczennikach..., I, 3. T. Zieliński, op. cit., s. 227: „Członkowie kleru czasami korzystali z tego, że urzędnicy rzymscy nie byli wytrawnymi teologami. Na przykład biskup Kartaginy, Menzuriusz, otrzymawszy od prokonsula rozkaz wydania mu ksiąg świętych, bardzo uczynnie ofiarował mu swoją piękną kolekcję ksiąg heretyckich. I można wyobrazić sobie, z jakim zadowoleniem przypatrywał się, jak te utwory diabła wrzucano do ognia”. 35 Euzebiusz, O męczennikach..., I, 4. 36 E. Wipszycka, Wstęp..., s. 67: „Dyby (compedes lub nervus) były to belki przymocowane do podłoża, na których co kilkadziesiąt centymetrów wpasowywano metalowe pręty. W powstałe w ten sposób przedziały wkładano nogi więźniów, a następnie zamykano od wierzchu przytwierdzając deskę lub metalową listwę. Dyby mogły także służyć do zadawania tortur, gdyż pozwalały na rozciąganie nóg, aż do wyrywania kości udowych ze stawów – tak torturowano Romana, który miał nogi przytwierdzone do piątego ich otworu”. 37 Euzebiusz, O męczennikach..., II, 1–5. 38 Ibid., III, 1. 34
24 Teresa Wnętrzak
W tym czasie śmierć męczeńską poniosło dziewięciu chrześcijan: Tymoteusz, po torturach, został spalony na stosie (była to tradycyjna kara dla podpalaczy), Agapios i Tekla skazani zostali na rzucenie dzikim zwierzętom, ale wyroku tego na razie nie wykonano, sześciu młodzieńców, którzy sami sprowokowali swój los. Ze spętanymi rękami, co miało wskazywać na ich pragnienie męczeństwa, zabiegli drogę Urbanusowi, który właśnie wyruszał na polowanie. Oświadczyli mu, iż są chrześcijanami i wspierani siłą swej pobożności nie lękają się nawet spotkania z dzikimi zwierzętami. Oczywiście natychmiast ich aresztowano. Wkrótce, wraz z dwoma innymi, zostali ścięci w Cezarei dnia 24 III 305 r.39 Kościół generalnie potępiał tych, którzy sami szukali męczeństwa. Ks. M. Starowieyski pisze40: „Męczeństwo było uważane za dar Ducha Świętego – nikt bowiem bez szczególnej pomocy Bożej nie może znieść męczeństwa. Kto jednak może być pewien, że ten dar posiada? Sprawdzianem były okoliczności: nie trzeba się wydawać, ale, wobec męczeństwa, odważnie je przyjąć”. Euzebiusz wspomina41, że matka zabrała ubranie młodemu i pełnemu gorliwego zapału Orygenesowi, który rwał się do męczeństwa. Zdrowy rozsądek matki zgadzał się zupełnie z mądrością Kościoła. Kościół bowiem, nie pozwalając zgłaszać się samemu na męczeństwo, bronił zarówno prześladowanych, którym groziło załamanie, jak i samych prześladowców – każda nowa ofiara obciążała ich sumienia przed Bogiem. Tych, którzy prowokowali pogan, przez bluźnierstwa czy znieważanie świątyń, Orygenes nazwie chrześcijanami ostatniego gatunku, a synod w Elwirze nakazuje skreślić ich imiona z listy męczenników, bo takiego postępowania nie nauczali Apostołowie. Jak należy w takim razie rozumieć pragnienie męczeństwa, tylekroć podkreślane w pismach o męczennikach? Jeżeli człowiek szuka męczeństwa dla męczeństwa, dla zadania sobie cierpień, jeżeli szuka go dla sławy i chwały, to takie pragnienie jest czymś złym, dlatego Kościół potępia szukanie takiego męczeństwa. Inna jest postawa, gdy ktoś stara się we wszystkim naśladować Chrystusa, a więc także w śmierci. Ale nie wydaje się sam, lecz uwięziony nie dąży do uwolnienia się od męki. Uczniowie Jezusa mają bowiem być Jego świadkami: nie tylko życia, ale przede wszystkim śmierci i zmartwychwstania. Co to znaczy „świadek Męki Pańskiej” wyjaśnia dobrze św. Piotr: to znaczy stać się jej uczestnikiem, aby otrzymać ostatecznie niewiędnący wieniec chwały (1 P 5,1–5)42. Odbiegając nieco od zasadniczego tematu poruszamy te kwestie dla uniknięcia niebezpieczeństwa „historyzmu”. Omawiając wydarzenia związane z prześladowaniami i męczeństwem w kontekście historycznym nie możemy bowiem zapominać o ich znaczeniu podstawowym, to znaczy teologicznym. Ibid., III, 2–4. Ks. M. Starowieyski wypowiada się na ten temat we Wstępie do tomu pt. Męczennicy z serii: Ojcowie Żywi IX, Kraków 1991, s. 96–99. 41 Euzebiusz z Cezarei, Historia kościelna, VI, 2, 5 n. 42 Ks. M. Starowieyski, op. cit., s. 93: „W połowie II w. chrześcijanie zdają sobie sprawę, że świadczyć (gr. martyrein) łączy się z krwią przelaną przez męczeństwo – słowo świadek przybiera inne znaczenie, znaczy już nie świadek, lecz męczennik”. 39 40
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 25
Trzeci rok prześladowania 305–306 1 maja 305 r. Dioklecjan i Maksymian abdykowali, ich Cezarowie Galeriusz i Konstancjusz Chlorus stali się Augustami, a do grona tetrarchów włączono Maksymina Daję i Flawiusza Sewera. Jak już wspomniano, na obszarze podległym Maksyminowi Dai (Egipt, Syria), między innymi w Palestynie, represje przeciwko chrześcijanom organizowane były najdłużej i najsurowiej. Próbował on w sposób rygorystyczny wymusić na wszystkich złożenie ofiary i zalecił posługiwać się przy tym istniejącymi w urzędach fiskalnych imiennymi wykazami mieszkańców43. Euzebiusz przedstawia Maksymina jako najgorszego spośród prześladowców, nazywa go „symbolem nienawiści do Boga, którą miał w duszy wrodzoną, oraz bezbożności”, to on „rozpoczął przeciwko nam prześladowanie gwałtowniejsze, niż jego poprzednicy”44. Prześladowanie nabrało charakteru zorganizowanego, co biskup Cezarei opisuje następująco: Najpierw więc zostały opublikowane edykty zawierające rozporządzenie, aby wszyscy razem i każdy z osobna, bez żadnego wyjątku, pod nadzorem i przy gorliwym staraniu władz miejskich, złożyli ofiarę. Następnie w całej Cezarei heroldowie, zgodnie z rozkazem namiestnika, zwoływali mężczyzn i wraz z nimi kobiety oraz dzieci do świątyń bogów, a ponadto trybuni wywoływali każdego według imiennej listy45.
Jednak z dalszej relacji Euzebiusza wynika, że nie zrealizowano groźby rozciągnięcia represji na wszystkich, którzy powinni byli im podlegać zgodnie z literą prawa. W trzecim roku prześladowania śmierć męczeńską poniosło troje chrześcijan. Wynika z tego, że prześladowcy działali wybiórczo, uderzając w osoby, będące „na widoku” lub prowokujące przedstawicieli pogańskiej władzy46. Więcej miejsca poświęca Euzebiusz opisowi wydarzeń związanych z męczeństwem znanego sobie osobiście Afianosa. Młodzieniec ten, niespełna dwudziestoletni, pochodził z rodziny bardzo bogatej i wpływowej, z miasta Gagi w Licji. Otrzymał staranne wykształcenie w duchu filozofii i nauki greckiej. W czasie studiów zapoznał się też z nauką chrześcijańską i według niej żył, odznaczając się wyjątkową pobożnością, skromnością, poważnymi obyczajami, czystością i opanowaniem młodzieńczych namiętności. Po ukończeniu nauki powrócił do rodzinnego domu, ale nie mogąc znieść jego pogańskiej atmosfery, opuścił ojca i krewnych. Zamieszkał w Cezarei, gdzie poznał go Euzebiusz, albowiem mieszkali w tym samym domu. Afianos pilnie studiował Pismo Święte i dążył do doskonałości w życiu, stosując się do płynących z niego norm moralnych. Ćwiczył się także w ascezie, jakby już wówczas przygotowywał się do przyszłego męczeństwa. Młodzieniec z rozmysłem sprowokował swój tragiczny koniec. Gdy namiestnik Urbanus publicznie czynił libacje, Afianus podszedł do 43 44 45 46
E. Wipszycka, Kościół w świecie..., s. 112. Euzebiusz, O męczennikach..., IV, 1. Ibid., IV, 8. E. Wipszycka, op. cit., s. 112.
26 Teresa Wnętrzak
niego i pochwyciwszy jego rękę uniemożliwił mu złożenie ofiary. Ponadto upomniał Rzymianina, aby odstąpił od pogańskiego błędu, mówiąc, że nie wolno lekceważyć Boga jedynego i prawdziwego, a ofiary składać fałszywym demonom. Oczywiście, natychmiast został pochwycony i pobity przez towarzyszącą namiestnikowi eskortę, a potem wtrącony do więzienia, gdzie zakuto go w dyby. Nazajutrz postawiono go przed sędzią i zmuszano do złożenia ofiary. Ponieważ odmówił, poddany został najokrutniejszym torturom. Znowu zamknięty został w więzieniu, a po trzech dniach ponownie znalazł się przed sędzią. I tym razem pozostał nieugięty w wyznawaniu swojej wiary. Wówczas, już na pół żywego, utopiono go w morzu. Euzebiusz, zastrzegając, że mówi prawdę i rzecz mogą potwierdzić liczni świadkowie, opisuje cud, który miał wtedy miejsce. Nastąpiło niezwykłe trzęsienie ziemi, morze się poruszyło i miasto zadrżało. Morze przyniosło ciało męczennika i złożyło je przed bramami miasta, jakby nosić go nie mogło47. W tym samym czasie, w Tyrze, umęczono młodzieńca imieniem Ulpianus – po torturach i biczowaniu zaszyty został w skórzanym worze razem z psem i jadowitą żmiją, po czym utopiony w morzu48. Śmierć za wiarę poniósł również brat Afianosa, noszący imię Aidesios. Wykształcony był jeszcze gruntowniej, albowiem studiował w szkołach filozoficznych. Zginął on w Aleksandrii, a podobnie jak brat sam wydał się na męczeństwo. Wystąpił bowiem z upomnieniem wobec sędziego, który odznaczał się wyjątkową złośliwością i okrucieństwem wobec chrześcijan, gdy rozstrzygał ich sprawy. Także Aidesios znalazł śmierć w morskich falach, albowiem po długich i ciężkich torturach utopiono go w morzu49. Powyższe przykłady dowodzą, że represje wobec chrześcijan, nawet wówczas, gdy edykt objął wszystkich, nie były masowe i nie miały na celu zagłady wszystkich wyznawców tej religii. Śmierć spotykała tych, którzy sami prowokowali pogan – tak wynika z relacji Euzebiusza – i służyła raczej zastraszeniu innych. Młodzieńcy, o których była mowa, mogli uniknąć śmierci, gdyby zgodzili się na złożenie ofiary. Kara spotkała ich za upór i za to, co wydawało się poganom drażniące, czyli krnąbrność i naruszanie porządku publicznego, przez niezastosowanie się do poleceń edyktów cesarskich, a nie za sam fakt bycia chrześcijaninem50.
Czwarty rok prześladowania 306–307 20 XI 306 r. w Cezarei przebywał sam cesarz Maksymin. Z okazji swoich urodzin urządzał on dla ludu widowisko, które miało mieć charakter szczególnie uro47 48 49 50
Euzebiusz, O męczennikach..., IV, 3–15. Ibid., V, 1. Ibid., V, 2–3. E. Wipszycka, Wstęp..., rozdz. pt. Podstawy prawne prześladowań; procedury sądowe, s. 63–66.
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 27
czysty, a publiczność spodziewała się więcej i bardziej oryginalnych rozrywek, niż w zwykłych okolicznościach. Oczekiwania te podsycał fakt, że z różnych stron świata sprowadzono wiele egzotycznych, dzikich zwierząt. Zapowiadał się ulubiony przez lud spektakl polowania – „venationes”. Aby podnieść temperaturę takiego pokazu wprowadzano na arenę ludzi skazanych na śmierć, po to, by dzikie zwierzęta pozbawiały ich życia. Taka forma egzekucji nazywała się „ad bestias” i często ginęli w ten sposób chrześcijanie. Daty ich męczeństwa często pokrywały się z datami uroczystości publicznych51, tak, jakby specjalnie na nie byli zachowywani. Tego samego oczekiwała publiczność w Cezarei, gdy tymczasem w więzieniu trzymano na tę okazję jednego tylko chrześcijanina52. Był nim Agapios. Po wyprowadzeniu na środek stadionu, najpierw został wezwany przed cesarza i namiestnika – namawiali go, aby zaparł się wiary za obietnicę odzyskania wolności. Agapios odmówił i sam pobiegł na spotkanie z wypuszczoną przeciwko niemu niedźwiedzicą. Ponieważ przeżył, zamknięto go w więzieniu, a nazajutrz wykonano egzekucję przez utopienie w morzu.
Piąty rok prześladowania – 307 Chociaż w niektórych prowincjach prześladowanie zaczęło wygasać już w 306 r., na obszarze podległym Maksyminowi Dai represje nasiliły się i stały bardziej masowe. Z przekazu Euzebiusza wynika, że dotknęły one większą liczbę chrześcijan, niż w latach wcześniejszych. Podczas gdy na Zachodzie tylko sporadycznie dochodziło do aktów męczeństwa, tym okrutniej postępowano w niektórych prowincjach Wschodu. Stało się powszechnie wiadome, jak mocno wiara chrześcijańska zakorzeniła się wśród ludności Egiptu i Azji Mniejszej. Zmusiło to Maksymina do zmiany taktyki – mniej zapadało wyroków śmierci, ale stosowano okrutne i wyrafinowane tortury, masowo zsyłano do pracy przymusowej w kamieniołomach porfiru, gdzie los skazanych bywał nieraz gorszy od śmierci. Tak więc do męczenników dołączyła wówczas rzesza wyznawców, którzy ginęli w kopalniach albo zostali kalekami, ponieważ przed zesłaniem, w imię „ludzkich uczuć”, pozbawiano ich tylko jednej nogi i wyłupywano jedno tylko oko53. Zesłanie „ad metalla” było najcięższą formą pracy przymusowej i taka kara była uważana za najcięższą po wyroku śmierci54. Nazwa ta obejmuje zarówno kamieniołomy, jak i kopalnie. Skazanie „ad metalla” było z reguły dożywotnie. Oznaczało, że skazany stawał się niewolnikiem państwowym. Położenie więźniów w metalla było wyjątkowo ciężkie: zakuwano ich w kajdany nie zdejmowane nawet do pracy, źle Ibid., s. 77. W.H.C. Frend, op. cit., s. 507. Euzebiusz, O męczennikach..., VI, 1–7. 53 Euzebiusz, O męczennikach..., VII, 3. por. J. Vogt, op. cit., s. 95. 54 Wyjaśnienia te podaję za: E. Wipszycka, Wstęp..., rozdz. pt. Inne kary grożące chrześcijanom, s. 79–81.
51 52
28 Teresa Wnętrzak
karmieni, niemal nadzy pracowali ponad siły, zapadali na choroby i szybko umierali. Na miejsce zsyłki wybierano kopalnie i kamieniołomy położone z dala od ludzkich osiedli, skąd nie można było uciec. W Egipcie służyły do tego kamieniołomy porfiru, tzw. Mons Porphyrites, na kamiennej i bezwodnej pustyni na wschód od Nilu, w Palestynie miejscem zesłania były kamieniołomy w Phaino, na południu kraju. Euzebiusz relacjonuje, że w 307 r. na śmierć przez utopienie w morzu skazana została młoda chrześcijanka, niespełna osiemnastoletnia Teodozja, którą pochwycili żołnierze, gdy przyszła do więźniów, oczekujących przed sądem na ogłoszenie wyroku, aby wyrazić im współczucie55. Przed śmiercią dziewczynę poddano torturom, a więźniów skazano „ad metalla”, do kamieniołomów w Phaino. Podobny los spotkał Sylwanusa, będącego wówczas prezbiterem, oraz kilku jego towarzyszy. Za konsekwentne wyznawanie swojej religii skazano ich na katorgę, a wcześniej okrutnie okaleczono: rozpalonym żelazem porażono im ścięgna w kolanach, czyniąc bezwładnymi nogi. W ogóle tortury i katusze, jakimi karano chrześcijan stają się coraz okrutniejsze: starzec Dominus, cieszący się wielkim poważaniem z powodu wielokrotnego dawania świadectwa wiary, został skazany na tortury w ogniu, Auksencjusz, starzec święty i czcigodny, wydany został na pastwę dzikich bestii, pewnych mężczyzn w wieku dojrzałym pozbawiono męskości i zesłano do kopalń, więziono i torturowano wielu innych56. Wśród nich był najdroższy przyjaciel Euzebiusza, Pamfilos, znany w Palestynie uczony, uczeń, obrońca i biograf Orygenesa57. Ponieważ odmówił przed namiestnikiem złożenia ofiary bogom, torturowano go przez rozrywanie boków żelaznymi pazurami58.
Rok 308–309 Według świadectwa Euzebiusza władze rzymskie zaczęły w tym czasie przesyłać do Palestyny chrześcijan aresztowanych w Egipcie, celem ich osądzenia i egzekucji59. Wspomina o grupie dziewięćdziesięciu siedmiu Egipcjan, którzy wraz z wieloma innymi odbywali karę w kopalniach Tebaidy. Przesłani zostali do Palestyny, gdzie ówczesny namiestnik, Firmilianus, nakazał zastosować wobec nich potworną Euzebiusz, O męczennikach..., VII, 1–2. Ibid., VII, 4. 57 W.H.C. Frend, op. cit., s. 508. 58 Euzebiusz, O męczennikach..., VII, 5–6. 59 Takie poczynania sensownie wyjaśnia E. Wipszycka, Kościół w świecie..., s. 112: „Być może władze odczuwały społeczny opór, ponieważ chrześcijanie stanowili już część normalnego świata, byli liczni (zwłaszcza w Egipcie), a powiązania sąsiedzkie i rodzinne okazywały się nieraz silniejsze, niż możliwości urzędników, których obowiązkiem było realizować edykty. Przesyłanie aresztowanych do innej prowincji można wytłumaczyć chęcią wyrwania niektórych podsądnych z ich środowiska i przeniesienia do innego, obcego, gdzie brakowało pomocy znajomych pogańskich notabli, chociaż nie brakowało litujących się innych chrześcijan”. 55 56
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 29
torturę. Polegała ona na tym, że więźniowi wykłuwano jedno oko i zrywano ścięgna w kolanie jednej nogi60. Tak manifestowała się „humanitarna” postawa władz. Nie było masowych wyroków śmierci, karano natomiast okaleczeniem i zsyłką. Egipcjan wysłano do kopalń porfiru w Phaino, a niedługo później tak samo postąpiono z grupą liczącą sto trzydzieści osób, przy czym część odesłano do kopalni w Cylicji61. W tym samym roku miały też miejsce kolejne egzekucje Palestyńczyków. W Gazie aresztowano chrześcijan, którzy potajemnie zebrali się na lekturze Pisma Świętego. Oni tak samo poddani zostali okaleczeniom oczu i nóg, a następnie zesłani do kopalń62. Była wśród nich niewiasta, która odważyła się zwrócić do samego Maksymina ze skargą na okrucieństwo sędziego, którego on obdarzył taką władzą nad życiem innych63. Gdy ją okrutnie katowano, inna, nie mogąc tego dłużej znieść, zawołała do tego samego sędziego, jak długo jeszcze zamierza dręczyć jej siostrę. Doprowadzona przed jego oblicze wzywana była do złożenia ofiary bogom. Gwałtem zaciągnięta przed ołtarz, kopnęła weń nogą, przewracając wszystko, co na nim było i gasząc święty ogień. Wobec takiego zuchwalstwa sędzia kazał torturować ją żelaznymi pazurami, a następnie obie niewiasty związać razem i spalić na stosie. Egzekucję wykonano w Cezarei 25 VII 308 r.64 W tym samym czasie, również w Cezarei, został ścięty Paweł, który przed śmiercią modlił się głośno za swoich prześladowców, aby Bóg nie policzył im tej zbrodni65. Według relacji Euzebiusza od lipca do listopada tego roku represji przeciwko chrześcijanom nie stosowano: „ogień prześladowań przygasł [...] już po trochu wolnym oddychaliśmy powietrzem”66. Przyczyną tej krótkiej odwilży mogły być wydarzenia polityczne – uwaga Maksymina była skierowana na zjazd w Karnutum (listopad 308 r.), na którym postanowiono, że Augustem, w miejsce zmarłego Sewera, zostanie Licyniusz. Maksymin Daja czuł się dotknięty, że wciąż jest tylko Cezarem, pretendował bowiem do tytułu Augusta, uważając, że wysunięcie Licyniusza było bezprawne, bo nie przeszedł on przez szczebel Cezara67. Jednakże już wcześniej, przed 13 listopada, ponieważ wtedy miała miejsce kolejna egzekucja, opublikowane zostały nowe edykty Maksymina przeciwko chrześcijanom. Nakazywały one odbudować podupadłe świątynie bogów i wszystkim, nawet dzieciom, złożyć ofiary, a nawet skosztować mięs ofiarnych68. W każdym mieście Euzebiusz, O męczennikach..., VIII, 1. Ibid., VIII, 13. 62 Ibid., VIII, 4. 63 Ibid., VIII, 5. 64 Ibid., VIII, 6–8. 65 Ibid., VIII, 9–12. 66 Ibid., IX, 1. 67 W.H.C. Frend, op. cit., s. 509. 68 Euzebiusz, O męczennikach..., IX, 1–2. Warto dodać w tym miejscu krótki komentarz [za:] E. Wipszycka, Kościół w świecie..., s. 123. Ludzie w tym czasie opanowani byli lękiem przed złymi mocami. Dotknięcie ofiar czy ich skosztowanie wydawało się groźne, ponieważ oddawało skalanego takim kontaktem pod władzę demonów, a te powodowały wszystko, co złe: choroby, zbrodnie, wojny, herezje. Na podstawie 60 61
30 Teresa Wnętrzak
mieli tego gorliwie dopilnować urzędnicy. Co najciekawsze, edykty nie znalazły uznania wśród samych pogan: „Niewierni poganie ganili ucisk przez nie spowodowany jako coś zbytecznego i niedorzecznego, bowiem także im samym wszystko to wydawało się już wstrętne przez swój nadmiar i nieznośne”69. Chrześcijanie zaś, jak zwykle, zareagowali zdecydowanym sprzeciwem, za co kilku zapłaciło życiem: trzech młodzieńców, Antonina, Zebinasa i Germanusa, ścięto 13 IX 308 r., ponieważ usiłowali powstrzymać rzymskiego namiestnika od złożenia ofiary70, niewiastę imieniem Ennatas po strasznych torturach spalono na stosie71, 14 XII 308 r. w Askalonie śmiercią ukarano kilku Egipcjan wysłanych z pomocą współwyznawcom odbywającym karę w Cylicji72.
Rok 310 Na terenie Palestyny egzekucje trwały do marca 310 r. W styczniu miały miejsce dwie: na stosie spłonęli Piotr asceta zwany Apsalmos i Asklepios biskup, zwolennik herezji Marcjona73. Potem śmierć poniosło jeszcze dwunastu chrześcijan. Najwięcej miejsca poświęca Euzebiusz przedstawieniu ostatnich chwil swego przyjaciela, uczonego Pamfilosa i jego towarzyszów. Byli to Walens, czcigodny starzec, znawca Pisma Świętego i Paweł z miasta Jamnitów. Od dwóch lat przebywali oni w więzieniu. Wraz z nimi postawiono przed sądem pięciu Egipcjan, którzy powracali do domu z Cylicji, dokąd odprowadzali swoich współwyznawców na katorgę w kopalniach. W bramach Cezarei zostali oni aresztowani przez straże74. 16 II 310 r. wszyscy kanonu synodu w Ankyrze, tym, którzy usiedli do kultowej uczty, ale niczego nie zjedli, nakazuje się pokutować przez dwa lata, natomiast tym, którzy się załamali i złożyli ofiarę, na powrót do Kościoła kazano czekać lat sześć. Ludziom tych czasów najstraszliwsze wydawało się dotknięcie ołtarza i spożycie cząstek ofiar – nad jasnym wyznaniem wiary w Chrystusa dominował lęk przed materialnym kontaktem z demonami. Obawy tej nie powodował jednak zabobon, ale niechęć do udziału w kulcie pogańskim. 69 Euzebiusz, O męczennikach..., IX, 3. 70 Ibid., IX, 4–5. 71 Ibid., IX, 7. 72 Ibid., X, 1. 73 Ibid., X, 2–3. 74 Ibid., XI, 6. Słusznie zauważa E. Wipszycka, op. cit., s. 115, że źródła najczęściej nic nie mówią o okolicznościach aresztowania męczenników. Z punktu widzenia ich autorów ważniejsze były opisy tortur i przemówienia stron, służyły one bowiem heroizacji ofiar. Relacjonowanie innych okoliczności uznawano za niegodną wielkiego tematu pedanterię. Tylko w niektórych przypadkach możemy dowiedzieć się, jak doszło do aresztowania. Jednym z nielicznych przykładów jest relacja Euzebiusza, który opowiada, jak u bram Cezarei zatrzymano grupę chrześcijan egipskich. Przepytywanie przybyszów u bram dużego miasta nie leżało w zwykłych obyczajach. Egipcjanie nie mogli narazić się władzom samą wizytą w Cylicji, gdyż schwytano by ich od razu, w kamieniołomach. Zapewne w czasie podróży stało się coś, co spowodowało zainteresowanie władz podróżnymi i polecenie ich zatrzymania. Żołnierze prawdopodobnie czekali u bram na określonych ludzi, a nie właśnie na chrześcijan.
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 31
oni stanęli przed sądem. Najpierw poddano torturom Egipcjan, którzy swoją wytrwałością potwierdzili swą gorliwość i stałość w wierze. Pytani o imiona, podawali nie swoje, ale imiona proroków, na pytanie o ojczyznę, oświadczali, że jest nią niebieskie Jeruzalem75. Doprowadzili tym do wściekłości sędziego, który „myślał, że chrześcijanie założyli sobie gdzieś jakieś miasto, wrogie Rzymianom, męczył się, by je odgadnąć i określonej miejscowości szukał gdzieś w krainie Wschodu”76. Następnie przeszedł do Pamfilosa, Walensa i Pawła, a ponieważ ci ostatecznie odmówili mu posłuszeństwa, kazał prowadzić ich na stracenie77. Wówczas pewien młodzieniec z domowej służby Pamfilosa zawołał z tłumu do sędziego z żądaniem, aby ciała męczenników pochowano w ziemi. Bowiem, jak zaświadcza Euzebiusz, człowiek ten swą nienawiść skierowaną do chrześcijan posunął aż do wykroczenia przeciwko prawom natury, ponieważ odmówił im pogrzebu i kazał porzucać martwe zwłoki świętych męczenników tak, by były pokarmem dla dzikich zwierząt i drapieżnego ptactwa78. Młodzieniec ten poniósł śmierć jako pierwszy, przez spalenie na stosie, po nim życie oddał Porfirios, następnie Seleukos, były żołnierz, wydalony z wojska zanim jeszcze wydano edykty przeciwko chrześcijanom, Teodulos, starzec należący do służby domowej namiestnika, wreszcie Julian z Kapadocji, aresztowany w chwili, gdy oddawał cześć zwłokom męczenników. Wraz z Egipcjanami, Pamfilosem i jego towarzyszami śmierć poniosło wtedy dwunastu chrześcijan. Ostatnie egzekucje w Cezarei odbyły się 5 i 7 marca 310 r., gdy oddano dzikim zwierzętom Adrianosa i Eubulosa, przybyłych do miasta z Betanii79.
Rok 311 Był to już ósmy i ostatni rok prześladowania. W palestyńskich kamieniołomach porfiru przebywała wówczas tak wielka rzesza wyznawców, że zaczęli nawet wznosić sobie prowizoryczne kościoły, cieszyli się ponadto pewną swobodą i złagodzeniem rygorów. Jednak gdy poinformowano o tym namiestnika, a ten cesarza, na jego rozkaz podzieleni zostali na grupy i rozesłani w różne miejsca: na Cypr, do Libanu oraz innych miejscowości w Palestynie80. Przywódców zaś postawiono przed zwierzchnikiem wojsk prowincji; byli to Peleus i Neilus, biskupi egipscy, oraz kaEuzebiusz, O męczennikach..., XI, 8–9. Ibid., XI, 12. 77 Ibid., XI, 14. 78 Ibid., IX, 8–9, por. M. Starowieyski, op. cit., s. 113: „Prawdopodobnie, aby uniemożliwić chrześcijanom oddawanie czci ciału męczennika, które w chwili męczeństwa było w szczególny sposób mieszkaniem Ducha Świętego. Pierwsze świadectwo mówiące o czci oddawanej ciału męczennika pochodzi z roku 156, a jest to «Męczeństwo św. Polikarpa»”. 79 Euzebiusz, O męczennikach..., XI, 30. 80 Ibid., XIII, 1–2. 75 76
32 Teresa Wnętrzak
płan Patermutius – gdy nie chcieli zaprzeć się wiary, skazano ich na spalenie na stosie. Czwarty z nich, Sylwanus, biskup Gazy, oraz trzydziestu dziewięciu Egipcjan zostali ścięci na rozkaz Maksymina81.
Zakończenie prześladowania „Te są więc męczeństwa, jakie dokonały się w Palestynie w ciągu całych ośmiu lat i takie było prześladowanie przeciwko nam szalejące”82 – tymi słowami biskup Cezarei kończy relację o prześladowaniu na terenie Palestyny. Zaznacza, że największe nasilenie represji miało miejsce we wschodnich prowincjach cesarstwa, natomiast na Zachodzie były łagodniejsze i trwały krócej: „mnożyła się rzesza męczenników po wszystkich prowincjach, począwszy od Libii, poprzez cały Egipt, prowincje wschodnie, aż do Illyrikum [...] cała Italia, Sycylia, Galia, wszystko, co znajduje się na Zachodzie, w Hiszpanii, Mauretanii, w Afryce, niecałe pierwsze dwa lata cierpiało prześladowanie”83. Jak już wspomniano, taka sytuacja powstała na Wschodzie, gdy po zmianie tetrarchów władzę objęli tam Galeriusz i Maksymin Daja. Tam też gmin chrześcijańskich było najwięcej i były one najliczniejsze. Na omawianym przez nas obszarze apogeum prześladowań nastąpiło w 306 r., gdy Maksymin dołączył do edyktu przepis zalecający władzom miejskim egzekwować go według szczegółowych rejestrów z nazwiskami wszystkich mieszkańców. Jednak w roku następnym musiał odstąpić od stosowania wobec nieposłusznych kar śmierci. Nakazał wówczas namiestnikom prowincji zmianę metody wykonywania edyktu i, zamiast kary śmierci, stosowanie kary okaleczenia i zsyłki na przymusowe roboty „ad metalla”. Kolejne nasilenie prześladowań przyszło jesienią 309 r. i trwało przez 310 r., po czym zaczęło słabnąć. W tym czasie ciężko i śmiertelnie zachorował inicjator prześladowania Galeriusz84. Ponieważ było jasne, że prześladowania nie przyniosły efektów współmiernych do zaangażowanych środków, zdecydował się więc na wydanie, w imieniu panujących, edyktu, który po długich i krwawych zmaganiach ofiarowywał państwu tolerancję. Było to 30 IV 311 r. w Serdyce. Treść edyktu przekazał Euzebiusz w Historii kościelnej (VIII, 17) oraz Laktancjusz w piśmie „O śmierci prześladowców” (34)85. Edykt najpierw przypomina motywy prześladowania, następnie zawiera Ibid., XIII, 4–10. Ibid., XIII, 11. 83 Ibid., XIII, 12. 84 Laktancjusz, O śmierci..., 33; Euzebiusz, Historia kościelna, VIII, 16. Obie relacje mają pokazać, że każdego, kto ośmieli się podnieść rękę na lud Boży, czekają potworne kary. Podobny opis znajduje się w II księdze Machabeuszów, gdzie czytamy relację o śmierci króla Antiocha, prześladowcy Żydów. Galeriusz rzeczywiście stał się ofiarą złośliwego nowotworu i zmarł po długotrwałych i strasznych cierpieniach. 85 Streszczenie edyktu podaję według przekazu Euzebiusza: „Naszym pierwotnym zamiarem było nawrócić chrześcijan na wiarę ich ojców. Ponieważ jednak to, wskutek ich oporu, nie udało się i skutkiem 81 82
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 33
przyznanie się do fiaska akcji podjętej przez państwo i do jej fatalnego rezultatu, tego, chrześcijanie nie mogą już czcić w ogóle żadnego boga. W tej sytuacji ogłasza się tolerancję dla religii chrześcijańskiej pod warunkiem, że chrześcijanie nie będą naruszali porządku publicznego. Wzywa się ich nawet do modłów za cesarza i państwo. Tym samym uznaje się Boga chrześcijan za moc niebiańską. Było to wyznanie szczególnie ważne, biorąc pod uwagę, że prześladowanie skierowane było właśnie przeciwko temu Bogu. To uznanie chrześcijańskiego Boga i tolerancja dla religii chrześcijańskiej stanowiły rezygnacje z istotnej części dioklecjańskiej restauracji86. Wiara chrześcijańska jest odtąd dozwolona, stanowi „religio licita”. A ponieważ życie państwowe bez fundamentu religijnego było nie do pomyślenia, koniecznością stał się wybór religii, w jakiej państwo chce mieć swoje oparcie.
Lapsi Łaciński termin „lapsi” czyli „upadli” określa chrześcijan, którzy się załamali i dopuścili apostazji. Nie potrafimy określić ich liczby, ponieważ źródła (Akta męczenników, Pasje) zawierają bardzo mało informacji na ten temat. Opisy załamań są rzadkie, ponieważ nikomu z chrześcijan nie zależało na chwaleniu się upadłymi, niechętnie piszą o nich historycy, gdyż psuli obraz heroicznego Kościoła. Na temat odstępców milczy, niestety, również Euzebiusz z Cezarei, a jego rzetelne świadectwo byłoby niezwykle cenne, skoro pisze o wydarzeniach, które zna z autopsji. W tekście relacji „O męczennikach Palestyńskich” (XII, 1) sam tłumaczy swoje stanowisko następująco: ponadto ową żądzę władzy napotykaną u wielu z nich [tzn. zwierzchników Kościoła], owe nierozważne i nieprawne nakładania rak, odszczepieństwa, zachodzące nawet wśród wyznawców [...]. Wszystko to, moim zdaniem, powinienem pominąć. Sądzę, że to do mnie nie należy, dlatego proszę wybaczyć, jeżeli odstępuję od obszernego opowiadania o tych rzeczach. O tym wszystkim natomiast, co uczciwe i godne pochwały [...] co cnotliwe i chwalebne, mówić, pisać i podawać wiadomości wiernym słuchaczom, to, moim zdaniem, rzecz godna umieszczenia w historii cudownych męczenników87. naszych rozporządzeń było to, że znaczna część naszych poddanych nie modliła się ani do niebieskich bogów [ponieważ nie chciała], ani do boga chrześcijańskiego [ponieważ nie mogła], więc my, zgodnie z naszym zwykłym humanitaryzmem, chętnie zezwalamy na to, żeby oni znowu zostali chrześcijanami i odbudowali gmachy, w których się zbierali, pod warunkiem jednak, żeby nie czynili nic przeciwnego nauce. Odwdzięczając się jednak za tę naszą łaskę powinni oni wznosić do swego boga modły za dobrobyt nasz i państwa i swój własny”. 86 J. Vogt, op. cit., s. 96. 87 M. Starowieyski, op. cit., s. 109: „Tego, co wiemy o upadłych, dowiadujemy się przede wszystkim z pism duszpasterskich św. Cypriana, szczególnie z jego listów i traktatu «O upadłych» oraz z pism Tertuliana, Dionizego i Piotra z Aleksandrii”. E. Wipszycka, Kościół w świecie..., s. 119–121 omawia też greckie listy prywatne, odnalezione na papiruach z Oksyrynchos – wydane w serii „The Oxyrynchus
34 Teresa Wnętrzak
Trudno zatem na podstawie jego relacji ocenić zachowanie ogółu wiernych, skoro autorowi bardziej zależało na ukazaniu heroicznych wzorców niż rzeczywistości. Tymczasem „upadłych” w czasie wielkich prześladowań było na pewno bardzo wielu. Liczba ich musiała przewyższać liczbę tych, którzy ponieśli męczeństwo czy złożyli wyznanie swojej wiary na torturach. Heroizm jest zjawiskiem rzadkim, a strach przed torturami i śmiercią nieodłącznie cechuje ludzką naturę. Ludzie lękali się także upadku materialnego swojej rodziny, ponieważ ze skazaniem na śmierć czy zsyłkę do kopalń łączyła się konfiskata majątku. „Upadłych” dzielono na cztery kategorie88: blasphemati – którzy bluźnili Chrystusowi, thurificati – którzy złożyli ofiarę z kadzidła, sacrificati – którzy w jakiś sposób włączyli się w pogańskie ofiary, libellatici – którzy w jakiś sposób zdobyli sobie świadectwo lojalności, to jest złożenia ofiary (łac. libellus)89. Byli tacy, którzy, ogarnięci paniką, sami biegli do świątyń, by tam złożyć ofiary, inni złożyli je pod przymusem, inni załamali się dopiero po bardzo ciężkich torturach. Wielu z tych, którzy zawiedli w godzinie próby, chciało następnie wrócić w szeregi Kościoła. Dlatego słuszne jest stwierdzenie, że „lapsi” na równi z męczennikami są dowodem siły nowej wiary90. Czynili to przecież z przekonania, że wiara chrześcijańska jest słuszna, a oni przez swoją słabość i zdradę skazali się na potępienie wieczne. W postawie Kościoła wobec „upadłych” można stwierdzić dwa ekstremalne podejścia. Rygoryści, dumni ze swej niezłomności, twierdzili, że dla „upadłych” nie ma powrotu, lub że powrót ten trzeba okupić bardzo ciężką pokutą. Takie było stanowisko biskupów hiszpańskich zebranych na synodzie w Elwirze (300–303 r.), jednak taka postawa powodowała odejście od Kościoła, lub, niejednokrotnie, wpędzała „upadłych” w ramiona schizmy i herezji. Św. Cyprian (List 55,17) pisze: „jeśli przez Kościół twardo i okrutnie zostanie odrzucony, schodzi na pogańskie drogi i oddaje się sprawom światowym, albo odrzucony od Kościoła przechodzi do heretyków i schizmatyków”91. Postawa łagodna tych, którzy traktowali „upadłych” zbyt pobłażliwie, burzyła znowu gmach kościelnej dyscypliny i prowadziła często do schizmy w Kościele92. Oficjalna postawa Kościoła była postawą względnej surowości, przy uwzględnieniu wagi winy, ale i słabości ludzkiej natury. Charakterystyczne są tu bardzo ludzkie prawa ustalone przez biskupa Aleksandrii Piotra w „Liście kanonicznym”, wydanym w 306 r. po pierwszej fali prześladowań93. W podobnym duchu brzmią niektóre kanony uchwalone na synodzie w Ankyrze w 314 r. Papyri”, tom 31 nr 2601 oraz tom 33 nr 2673, przekład A. Świderkówny w jej książce Życie codzienne w Egipcie greckich papirusów, Warszawa 1983. 88 M. Starowieyski, op. cit., s. 107. 89 Ibid. Przy uzyskiwaniu „libelli” jedni wysyłali przyjaciół lub krewnych pogan, podstawiali niewolników, płacili za nie słone ceny, udawali atak epilepsji przy składaniu ofiar, by ich ostatecznie nie złożyć. 90 E. Wipszycka, op. cit., s. 119. 91 Podaję za M. Starowieyski, op. cit., s. 110. 92 Na tym tle powstała schizma Nowacjana w Rzymie czy Melecjusza w Egipcie. 93 T. Vivian, St. Peter of Alexandria. Bishop and Martyr, Philadelphia 1986 – E. Wipszycka tłumaczy niektóre fragmenty w książce Kościół w świecie, s. 122.
Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan... 35
Prześladowanie zakończyło się zatem nie osiągnąwszy swojego celu: „Bóg, obrońca swego Kościoła – pisał Euzebiusz w „Historii kościelnej” (IX,7) – nałożył wędzidło rozkiełznanej przeciwko nam pysze tyrana i z niebios pospieszył nam z pomocą”. Było ono częścią pogańskiego odrodzenia – chrześcijanie mieli zostać zmuszeni do opamiętania i dostosowania się do starożytnych praw i zwyczajów. Ale w tym czasie chrześcijaństwo było już solidnie osadzone w pogańskim świecie. Pogańscy władcy musieli tłumaczyć obywatelom cesarstwa potrzebę prześladowania chrześcijan – Maksymin Daja zalecił czytać w szkołach tzw. „Akta Piłata”, apokryficzny paszkwil na chrześcijaństwo, powstała literatura atakująca chrześcijan skierowana nie do ludu, ale do elity. Dioklecjan organizował propagandę pozytywną, przedstawiając poddanym swą teologię władzy (monety), starając się o odbudowę świątyń i ożywienie tradycyjnych świąt. Jeżeli chodzi o specyfikę „wielkiego prześladowania”, to nigdy nie było takiej sytuacji, aby wszystkie gminy były objęte represjami o jednakowej sile i czasie trwania. Więcej niż egzekucji było szykan, znęcania się, zsyłek. Nie wszyscy chrześcijanie byli na nie narażeni w jednakowy sposób. Łatwiej uderzały w osoby wyróżniające się z racji funkcji (duchowieństwo) albo przynależności do elity (przez wykształcenie, majątek, służbę w domu cesarskim). Dlatego dobrowolne męczeństwo częściej pojawia się wśród zwykłych ludzi, którzy normalnie nie zwracali na siebie uwagi i nie mieli okazji, by znaleźć się przed trybunałem i tam złożyć wyznanie wiary i dać jej świadectwo. Euzebiusz rzadko posługuje się konkretnymi danymi, gdy chodzi o liczbę męczenników. Z pewnością było ich więcej, niżby to wynikało z wykazu ich imion, które odnotował. W pewien sposób deformuje obraz wydarzeń, o których pisze: urzędników rzymskich (Urbanus, Firmilianus, sędziowie) przedstawia jako krwawych okrutników, mówiąc o ofiarach prześladowań ma tendencje do powiększania rozmiarów ich cierpień, na ogół milczy na temat okoliczności aresztowania, wskutek czego nie potrafimy powiedzieć, dlaczego władze zajęły się tą osobą czy grupą, a pozostawiły w spokoju inne. Te sprawy nie służyły heroizacji ofiar i dlatego nie interesowały autorów relacji o prześladowaniach, co Euzebiusz sam przyznaje. Trzeba też stwierdzić, że badania na temat liczby męczenników i odstępców nie są możliwe z powodu braku źródeł, na których moglibyśmy je oprzeć94. Prawdopodobnie nie dysponowano takimi danymi nawet w czasie prześladowań. Historię prześladowań odtwarzamy niemal wyłącznie na podstawie źródeł chrześcijańskich, bez możliwości konfrontowania świadectwa obu stron. Skazujący zazwyczaj obciążają swoją ofiarę i uzasadniają zastosowanie represji naruszeniem prawa, ofiary powiększają rozmiary swoich cierpień oraz liczbę osób nimi dotkniętych. Rzadko podawane są powody i okoliczności aresztowania, dlatego nie wiemy, dlaczego władze poddały represjom tę właśnie grupę chrześcijan. O wartości dziełka ojca historiografii kościelnej świadczy fakt, że tekst stanowi autentyczny dokument swojej epoki i jest relacją o wydarzeniach, których sam był świadkiem. Sam o tym pisze w księdze VIII „Historii kościelnej”: 94
E. Wipszycka, op. cit., s. 106.
36 Teresa Wnętrzak Walki tych mężów, staczane po całym świecie za sprawę religii bożej, dokładnie opisywać i wszystkich ich losów szczegóły opowiadać nie jest naszą rzeczą, ale zadaniem tych, którzy te zdarzenia własnymi oglądali oczami. To natomiast, przy czym osobiście byłem obecny, podam w osobnym piśmie do wiadomości przyszłych pokoleń.
Execution of the Edicts Concerning Persecution of Christians in Palestine According to the Account of Eusebius of Caesarea The Martyrs of Palestine Abstract “The great persecution”, which took place during the reign of Diocletian, is known to us very well thanks to the account of Eusebius of Caesarea, who witnessed it. He described it in The Eclesiastical History and in a separate book about the martyrs in Palestine, where he was the metropolitan as the bishop of Caesarea. On the basis of The Martyrs of Palestine, this article presents the execution of emperors’ edicts ordering to persecute Christians on the territory of Palestine. The Diocletian persecution was the last attempt at stifling the Christian religion, which was granted freedom of worship several years later. The attack on Christianity resulted from political reasons. Diocletian longed for return of the traditional old Roman religion and religious unity in order to reconstruct the power of the state. The persecution was most intensive in the eastern provinces of the empire, whereas in the West, it was more lenient and lasted shorter. In the East, there were actually more Christian communes and they were most numerous. The persecution on the discussed territory peaked in 306, when Maximin added to the edict a regulation ordering municipal authorities to execute it according to the detailed registers of names of all inhabitants. The next escalation of persecution took place in 309 and it continued through 310 when it started to weaken. It did not bring the expected results.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Joanna Kuchta
Staropolskie mowy weselne
Istotną rolę w staropolskim ceremoniale ślubnym pełniła literatura okazjonalna, tj. weselna. Charakteryzowała się różnorodnością formy i stylu. Z tego rodzaju ulotną twórczością wiąże się termin epitalamium, którym nazywano utwory pełniące funkcję nadrzędną w stosunku do wszelkich innych form literackich realizowanych z okazji wesela, np. mowy weselne, gadki (gatki)1. W węższym znaczeniu epitalamium dotyczy gatunku i formy wypowiedzi poetyckich o antycznym rodowodzie i pochodzi od starożytnych pieśni obrzędowych2. Z tymi utworami wiążą się dwie inne nazwy: hymenaios, hymen – pieśni obrzędowe śpiewane przy przewożeniu panny młodej do domu męża i epithalamium – pieśni wykonywane wieczorem pod komnatą małżeńską oraz poranna pieśń, którą budzono nowożeńców3. Mianem tym określano również pierwotnie pieśń śpiewane przy wejściu nowożeńców do izby małżeńskiej – thalamos, a następnie wszystkie okolicznościowe utwory weselne4. W XVI i XVII wieku do poezji weselnej odnosiły się terminy: epitalamium, hymenaeus, hymen, carmen nuptiale, thalassio lub thalassus. W XVI wieku najczęściej używano określenia epitalamium lub epithalamion5. W okresie średniowiecza właściwie nie wytworzyła się typowa pieśń weselna. Pewne odniesienia można jedynie odnaleźć w epitalamiach nabożnych, w których nastąpiło zespolenie treści religijnych z dwoma nurtami epitalamium antyczne1 W literaturze używane są obie formy: gatki lub gadki, zob. S. Salmonowicz, Gatki toruńskie, czyli zagadki weselne z przełomu XVII i XVIII w., Toruń 1980. 2 L. Ślękowa, Muza domowa. Okolicznościowa poezja rodzinna czasów renesansu i baroku, Wrocław 1991, s. 85–94. 3 K. Mroczek, Epitalamium staropolskie. Między tradycją literacką a obrzędem weselnym, Wrocław 1989, s. 8–13. 4 M. Brożek, Epitalamia antyczne, czyli antyczne pieśni weselne, Warszawa 1999, s. 1–23. 5 K. Mroczek, op. cit., s. 5–67.
38 Joanna Kuchta
go (krytykowanego jako pogańskie) i wzorami biblijnymi – Pieśni nad pieśniami i psalmu Dawidowego Eructavit cor meum. Do wykształconej w średniowieczu nabożnej literatury epitalamijnej nawiązywał okres kontrreformacji6. Niewątpliwie pewne odniesienie do epitalamium nabożnego można znaleźć w okolicznościowych drukach weselnych późniejszego okresu – wiersze stroficzne mające w tytule nazwę pieśń. W utworze Pieśń nowo uczyniona na wesele [...] Jana Kostki z Stymbarku [...] o małżeństwie świętym Michała Hey Stawickiego (Kraków 1556) przewodni motyw stanowi wywód o dobrodziejstwie małżeństwa, jakie Bóg przeznaczył ludziom (po ich wygnaniu z raju). Argumentacja ta ma udowodnić, że małżeństwo jest celem ludzkiego życia7: Potem Pan Bóg, gdy obaczył ich zachowanie wtem, Wiarę, bojaźń, chwałę i cześć kniemu w Stadle Świętym, [...] Rozkazał Pan przodkom naszym, potem też nam wszytkim, Żeby każdy cnotliwie żył, w stadło wstąpił potem8.
Na koniec umieszczona jest prośba do Boga o odpuszczenie win i miłosierdzie9. Takie poglądy wykorzystywano w mowach weselnych z początku XVII wieku (tu przywołać można choćby Jakuba Sobieskiego). Nowożytne epitalamium europejskie ukształtowało się w atmosferze dworów włoskich XIV i XV wieku. Tu uroczystości zaślubin stanowiły okazję do zabiegania o względy osób wyżej postawionych, a rozbudowany enkonim stwarzał do tego znakomite możliwości. Niewątpliwie funkcję tę zaczęły lepiej spełniać mowy weselne, głównie te pochodzące z przełomu XVII i XVIII wieku10. Dzieła starożytnych twórców (Katulla, Stacjusza, Klaudiana) były wzorem dla polskich twórców epitalamiów nowożytnych z XVI wieku (m.in. Andrzeja Krzyckiego, Pawła z Krosna, Stanisława Kleryka, Eobanusa Hessusa, Jana Dantyszka)11. Właściwym twórcą polskiego epitalamium był Jan Kochanowski. Można wymienić tu choćby Epitalamium na wesele [...] Krzysztofa Radziwiłła [...] i [...] Katarzyny Ostrogskiej [...] z 1578 r. czy utwór Dziewosłęb, który jest rodzajem perswazyjnego monologu, w którym wyraźnie widać wpływ antycznych dzieł. Jan Kochanowski napisał go w związku ze ślubem którejś z jego sióstr12. Oprócz wspominanych powiązań antycznych epitalamiów z pieśniami obrzędowymi widać również pewne zbieżności z pieśniami miłosnymi. W epitalamiach występują konwencje poezji miłosnej – umowny język, stałe relacje między koK. Mroczek, op. cit., s. 29–31. Ibidem, s. 85. 8 M. Hey Stawicki, Pieśń nowo uczyniona na wesele wielmożnego pana Jana Kostki z Stymbarku, Podskarbiego ziem pruskich, starosty puckiego, [w:] J. Mrowiński-Płoczywłos, Stadło Małżeńskie 1561, Kraków 1890, s. 30–31. 9 K. Mroczek, op. cit., s. 85. 10 L. Ślękowa, op. cit., 94. 11 K. Mroczek, op. cit., s. 140–141. 12 L. Ślękowa, op. cit., s. 94. 6 7
Staropolskie mowy weselne 39
chankami – pokorny, płonący uczuciem kochanek, zwraca się ze skargą, z namową, pochwałą miłości do zimnej wybranki oraz kontrasty typu: nadzieja – zwątpienie, życie – śmierć, ogień – lód. W antycznym epitalamium na ślub Honoriusza z Marią czytamy: Jak długo jeszcze czcigodny, Zwlekać ze ślubem chce teść? Czemu dać mi się waha, Którą zaręczył?13.
W sfinalizowaniu małżeństwa pomagają Amor i Wenus. Podobny motyw tęsknoty odnajdujemy w pieśni miłosnej okresu staropolskiego: Połowo dusze mojej jedne kochanie Bez ciebie żywot mi, śmierć uciecha, troskanie... Ale będzie ten czas i chwila lat droga, Kiedy się uspokoi tęskność we mnie sroga, Przyjdzieli dzień, którego chwile oczy moje Na rumiane jagody będą patrzyć twoje. Którego wzruszysz serce w słodkim powitaniu, Cóż uznała w tym moim światowym błąkaniu14.
Roksolanki Szymona Zimorowica, napisane na wesele jego brata Józefa Bartłomieja z Katarzyną Duchnicówną (1629 r.), są utworem, w którym autor odrzuca częściowo konwencję pieśni miłosnej, zawarte tam jednak zostały nawiązania do kontrastów: śmierć – miłość, która rozwija się wśród przeciwieństw losu i cierpienia15. Zimorowic w Roksolankach nawiązuje do antyku. Czy jednak autor odwołuje się wyłącznie do starożytności? Nie da się nie zauważyć także wpływów rodzimych, odnoszących się do tradycji słowiańskiej. Jednym z takich nawiązań jest postać dziewosłęba, tworzącego ciekawe połączenie elementów słowiańskich z antycznymi, mówi on o sobie: Owóż ja, Hymen do was wdzięczni oblubieńcy, Przychodzę...16.
Jest on też nazywany Amorem Bożym, a więc do wspomnianych elementów dochodzi jeszcze motyw chrześcijański. Dziewosłęb wygłasza monolog będący parafrazą oracji weselnej. Traktuje w niej o życiu jako niespełnionej nadziei – tu widać główny motyw oracji weselnych z początków XVII w.17 Do tradycji słowiańskiej M. Brożek, op. cit., s. 84. Eiusdem ad aliam, [w:] Mowy weselne aktom służące, Kopie różnych akt XVII, Biblioteka Czartoryskich [dalej BCz], rkps 1669, b.m.p. 15 C. Hernas, Barok, Warszawa 1980, s. 62–68. 16 L. Kukulski, Wstęp, [w:] S. Zimorowic, Roksolanki, Warszawa 1981, s. 21. 17 Ibidem. 13 14
40 Joanna Kuchta
odwołuje się też Szymon Szymonowic we fragmencie utworu Kołacze dotyczącym wróżb weselnych18. Już Jan Kochanowski posłużył się nazwą dziewosłęb. W XVII–XVIII wieku rozwinęła się nowa forma twórczości okolicznościowej – gadki. Pisano je na zamówienie. Ceremoniał weselny stwarzał okazje do zabawy, kpin i radości. Wśród tych utworów spotykamy różne frywolne pieśni, fraszki, wiersze, które przedstawiano po odprowadzeniu panny młodej do domu pana młodego19. Podobne funkcje pełniły antyczne fescenniny, które rozwinęły się prawdopodobnie w środowisku wieśniaczym i miały charakter ludyczny. Były to najczęściej drobne utwory o zacięciu żartobliwym, uszczypliwym, improwizowane na poczekaniu dla odwrócenia uwagi i ewentualnej zazdrości bogów od nowożeńców20. Wśród różnorodności odmian utworów okolicznościowych, jakimi były epitalamia (w szerszym znaczeniu), występują też mowy weselne21. Jeżeli chodzi o tematykę – motywy pokrywają się z utworami lirycznymi. W mowach weselnych występuje również: pochwała nowożeńców, małżeństwa, rodu i herbu, choć brak w nich otoczki historii mitologicznej. Związki między utworami Stacjusza a ówczesnymi mowami weselnymi wykazała Hanna Szelest. Do elementów wspólnych zaliczyła: pochwałę małżeństwa i dobrodziejstwo z niego płynące, opowiadanie o wcześniejszych losach pary narzeczonych, opis przybywających gości i radości z zaślubin22. W epitalamiach – zarówno tych antycznych, jak i staropolskich – wewnątrz utworu zawarte są elementy mowy weselnej (głównie tych dotyczących oddawania i dziękowania za pannę). Staropolskie epitalamia wplatają pochwalne monologi na cześć rodów nowożeńców w historie na motywach antycznych. W utworze Polskie Niebo przy wesołych Hymena ogniach Jaśnie Wielmożnego IMP Stanisława Hrabie Denhoffa [...] z Jaśnie Oświeconą IM Panną Zofią Sieniawską ... orację wygłasza Hymen, wyjaśnia on posłańcowi Jowisza – Merkuriuszowi, dlaczego na polskim niebie dzień wstał przed Febusem (sprawiła to zacność gości i przodków rodów, które się w tym dniu łączyły)23. Pieśni weselne są związane głównie z tradycją obrzędową, tj. odpowiednią częścią ceremoniału ślubnego, trzeba zwrócić uwagę, że śpiewano je przy wszystkich niemal aktach obrzędowych. Epitalamia były natomiast utworami na zamówienie, tworzonymi przez poetów tkwiących w dworskiej stylizacji. Także mowy weselne pisano na zamówienie lub korzystano z wzorcowych oracji gromadzonych w poradnikach, np. Jakuba Boczyłowicza, Wojciech Bystrzynowskiego. O ile śpiewane na weselach pieśni były udziałem młodzieży, o tyle przemowy wygłaszali starsi uczestJ. Sokolski, Wstęp, [w:] S. Szymonowic, Sielanki, Warszawa–Kraków 1985, s. 66. S. Salmonowicz, Toruń w czasach baroku i oświecenia, Toruń 1982, s. 23; zob. S. Salmonowicz, Gatki toruńskie ..., Toruń 1980. 20 M. Brożek, op. cit., s. 107. 21 L. Ślękowa, op. cit., s. 90–94. 22 K. Mroczek, op. cit., s. 22. 23 Polskie Niebo przy wesołych Hymena ogniach Jaśnie Wielmożnego IMP Stanisława Hrabie Denhoffa [...] z Jaśnie Oświeconą IM Panną Zofią Sieniawską [...], Lwów 1724. 18 19
Staropolskie mowy weselne 41
nicy ceremonii24. Na wesela magnackie mowy pisali sławni oratorzy, np. Jakub Sobieski, Andrzej Załuski, Jerzy Ossoliński czy Stanisław Lubomirski (zachowywano je jako wzory w poradnikach). Konkludując można powiedzieć, że geneza epitalamiów tkwi w obrzędowej pieśni weselnej. Mowy weselne mają powiązania z lirycznymi epitalamiami (w węższym znaczeniu), jeżeli chodzi o układ motywów wypowiedzi i poszczególne elementy zawierane w tych utworach. Oracje weselne mają też bardziej bezpośredni związek z obrzędowymi pieśniami weselnymi – ze względu na ich specjalizację przy kolejnych częściach ceremonii weselnej. Przemów weselnych uczyli się od szlachty kmiecie, ta grupa społeczna zachowała też pieśni weselne, które wyparte zostały z dworów25. Mowy weselne stanowiły nieodzowny element ceremoniału weselnego w okresie staropolskim. Wygłaszanie okolicznościowych przemówień stało się zwyczajem preferowanym nie tylko na dworze królewskim, wśród magnaterii, czy szlachty, ale również u bogatych mieszczan26. Szymon Starowolski pisze: „W Polsce, kiedy kto w domu znakomitym rodzi się lub umiera, zaraz zbierają się sąsiedzi, i już to winszujące, już żałobne w licznem kole słuchaczów prawią mowy. Podobnie, gdy się odprawują gody weselne”27. W XVI wieku oracje jeszcze nie były tak popularne, jak w wieku XVII, kiedy niemalże zdominowały obrzędy zaślubin28. Powszechna jest opinia, że początkowo (tj. w XVI wieku) mowy były pełne uczucia, wylewne, później (w XVII i do połowy XVIII wieku) wraz ze zmianą obyczajów stawały się zimne, wymuszone formą zwyczajową, a wymowa nasiąkła czczą deklamacją29. Szablon retoryczny coraz bardziej dostosowywał się do upodobań szlachty tego okresu, która większą wagę przykładała do formy niż do treści. Uwagę zwraca pewna jednostronność rozwoju wymowy oraz naśladownictwo. W stylu panegirycznym najważniejsza dla wymowy była popisowość. W stylu tym tworzono głównie panegiryki i mowy okolicznościowe (a więc i te weselne). Wyznacznikami tego stylu były pochwały30. W okresie renesansu w retoryce uczono, że mówca powinien trzymać się tematu, słowa zaś nie mogą dominować nad tematem (z tego względu w renesansie rozwija się głównie oratorstwo sądowe i polityczne). Wykształcenie retoryczne rozpowszechniło się w Polsce w szerszej skali dopiero w XVI wieku. Takie nauki miały przygotować do udziału w życiu publicznym. Wymowa okolicznościowa, której celem było uświetnić wydarzenie, to przede wszystkim popisowa i gratulacyjna oracja. Główny nacisk kładziono tu na chwalenie i wysławianie, w mniejszym stopniu na doradzanie. Z. Gloger, Obchody weselne, Kraków 1869, s. 206. Ibidem, s. 207; Przykłady oracji wygłaszanych na ludowych weselach odnalazłam [w:] Obrzęd weselny polski. Z pieśniami i przemowami, zebrał i oprac. Z. Gloger, Warszawa 1901, s. 35–66. 26 M. Bogucka, Staropolskie obyczaje w XVI–XVIII wieku, Warszawa 1994, s. 53. 27 S. Starowolski, De claris oratoribus Sarmatiae, Florencja 1628, p. 80, [w:] K. Mecherzyński, Historia wymowy w Polsce, Kraków 1858, t. I, s. 18–19. 28 B. Nadolski, Wymowa XVII wieku, [w:] A. Sajkowski, Barok, Warszawa 1972, s. 332–339. 29 K. Mecherzyński, op. cit., t. I, s. 284. 30 Z. Rynduch, Nauka o stylach w retorykach polskich XVII wieku, Gdańsk 1967, s. 73–99. 24 25
42 Joanna Kuchta
Szkoły zarówno jezuickie, jak i różnowiercze były w stanie przygotować młodzieńców w zakresie wymowy okolicznościowej. W nauczaniu oratorstwa rozwijała się barokowa teoria wymowy, co związane było z obecnym w polskim społeczeństwie systemem zależności i powiązań hierarchicznych oraz rozbudowanym mecenatem31. Nie da się ukryć, iż przesadne zdobnictwo, antytezy, paradoksy stanowiły zjawisko ogólnoeuropejskie. Dojrzały mówca miał dbać o to, by jego mowę charakteryzowała dojrzałość oraz głęboka i solidna argumentacja. Retoryka według pijarów winna posiadać odniesienie do poezji, sentencje32. Długi ciąg mów weselnych rozpoczynały deklaracje, czyli prośba o rękę panny, wygłaszana przez dziewosłęba. Treścią oracji były refleksje natury ogólnej – rozważania o małżeństwie, o poszukiwaniu przyjaciela jako o elemencie ludzkiej natury. Dopiero po tych dywagacjach przedstawiano właściwą część mowy, tj. oświadczyny. Nie obywało się bez krasomówczej pochwały kawalera oraz rodu panny. Jeżeli rodzice dziewczyny w odpowiedniej mowie wyrazili swoją przychylność dla kawalera, wówczas deklarował on dobre chęci i gotowość służby wobec domu wybranki33. Mowy tego typu znajdują się w zbiorze Mówca polski albo suplement...34 oraz Spiżarnia aktów rozmaitych...35. Oprócz wspomnianych motywów, w oracjach oświadczynowych podkreślano, że trudno znaleźć odpowiedniego partnera – np. nawiązywano do cyników i szukania przyjaciela z pochodnią. Tylko opatrzność Boża jest w stanie wskazać właściwą drogę. W innej mowie czytamy: „Wielka praca szukać przyjaciela, ale nie mniejsza uciecha znaleźć przyjaciela”36. Inny rodzaj mowy wygłaszano przy wręczaniu pierścienia. Dominowała w tej przemowie tematyka dotycząca pierścienia – jego kształtu, rodzaju kamienia w nim osadzonego itp. W poradniku J. Boczyłowicza Orator politicus albo wymowny polityk... z 1699 r. odnajdujemy m.in. mowę tego rodzaju. Diament w tej mowie uznano za najkosztowniejszy: „jako orzeł między ptactwem najzacniejszy”, z kolei jaspis i turkus uważano za kamienie lecznicze i talizmany. Pierścień miał pieczętować wieczną przyjaźń narzeczonych37. Kolejną fazą weselnego widowiska były mowy przy oddawaniu wieńca i przy podziękowaniach za wieniec. W oracjach tych nawiązywano do tradycji tego starego zwyczaju, odwoływano się do historycznej genezy ceremoniału wręczania wieńca i symboliki wianka. Istotnym motywem, do którego sięgali mówcy, było wyjaśnieR. Montusiewicz, Kultura retoryczna kolegiów w XVII wieku i połowie XVIII wieku. Rekonesans materiałowy, [w:] Retoryka, a literatura, red. B. Otwinowska, Wrocław 1984, s. 196–215. 32 Z. Rynduch, op. cit., s. 33–72. 33 K. Mroczek, Epitalamium staropolskie. Między tradycją literacką a obrzędem weselnym, Wrocław 1989, s. 54. 34 Mówca polski albo suplement do tomu pierwszego mów sejmowych, mowy krom tego weselnym aktom i różnym powinszowaniom służąca i listy należące do tychże materyi [...] od Jana Stefana Pisarskiego, Lublin 1676. 35 Spiżarnia aktów rozmaitych, Kraków 1680. 36 Mówca polski..., s. 137–142. 37 J. Boczyłowicz, Orator politicus albo wymowny polityk, różne traktujący materie, b.m.p., s. 500–504. 31
Staropolskie mowy weselne 43
nie, z czego został wykonany i w jaki sposób. Wręczenie pannie wieńca odbywało się z wyrażeniem życzeń. W pierwszej połowie XVIII wieku wieniec na skroniach panny młodej był symbolem jej triumfu nad mężczyzną. W mowach wygłaszanych z okazji dziękowania za wieniec oprócz wspomnianego motywu triumfu zaznaczano, że wieniec to także symbol statecznego afektu. W tych mowach porównywano miłość do wieńca, by ukazać trwałość miłości, a ulotność wieńca – miłość jest trwała, a wieniec szybko zwiędnie. Niezmienność miłości małżeńskiej porównywano także z rozmarynem, zimozieloną rośliną, z której wito wieńce. Podkreślano, że wieńca nie robiono z kwiatów, bo te, choć piękne były roślinami ulotnymi38. W Spiżarnia aktów rozmaitych... odnajdujemy jeszcze inny rodzaj oracji weselnych – przedmowy. Czytamy, że odprawiały się one „przyszedłszy ze ślubu”. Na wstępie zaznaczano często, że ceremonia zaślubin znana była już od dawna; do niej później nawiązał Kościół katolicki, z tą różnicą, że poganie zawierali małżeństwo w obliczu Słońca, a katolicy czynią to w kościele przed kapłanem. Następnie orator odnosił się zwyczajowo do pochwały rodów nowożeńców, na koniec składał życzenia. W innej przedmowie autor nawiązuje do ceremonii Greków, którzy zawierając małżeństwo, dla zjednania sobie szczęścia, składali w ofierze bogom jedzenie, ale przysięga przed Bogiem jest Mu bardziej przyjemna – trwała. Po tych przedmowach następował respons rodziców panny młodej. Najważniejszy był, co podkreślano, sam akt zjednoczenia, a wszystkie obyczaje i ceremonie stanowiły tylko dopełnienie przysięgi małżeńskiej39. Kolejne oracje na godach weselnych wygłaszano przy ceremoniach oddawania panny i dziękowania za pannę. W mowach tego rodzaju, szczególnie w pierwszej połowie XVII w., charakterystyczne były refleksje na temat miłości małżeńskiej, potrzeby posiadania przyjaciela. Wyrażano przeświadczenie, że tylko małżeństwo – konsekwencja prawdziwej miłości wprowadza w życie ludzkie: porządek, jedność, zgodę, harmonię i zadowolenie. Wątek ten jest przewodni we wszystkich rodzajach mów weselnych z tego okresu. Przytoczyć tu warto fragment mowy z XVII wieku Oddając pannę. Rozpoczyna się ona od przedstawienia małżeństwa jako przeznaczenia każdego człowieka: We wszelkiej ziemskiej okoliczności żaden tak podłego dowcipu człowiek nie jest, któryby nie tylko sposobem przyrodzonym, ale też i skutecznym doświadczeniem tego nie dostępował, do czego by go przyrodzenie jego i chęć jakaś urodzona pobudzała40.
W innej mowie orator z okazji dziękowania za upominek przekonuje, że małżeństwo jest głównym celem życia, co powszechnie uznawano. Dalej argumentuje, iż nawet u pogan akt zawarcia małżeństwa miał poważanie: 38 J. Ostrowski Danejkowicz, Swada polskie i łacińska albo miscellanea oratorskie, sejmowe, weselne, kancellaryjne, listowne, kaznodziejskie, pogrzebowe, statystyczne, panegiryczne, elogiarne, inskrypcyjne i inne różne, w oboim języku, prozą i wierszem, Lublin 1745, t. I, s. 110. 39 Spiżarnia aktów rozmaitych..., op. cit. 40 Mowy weselne aktom służące, Kopie akt z XVII, BCz rkps 1669, b.m.p.
44 Joanna Kuchta Dlaczego lubo często między pogaństwem różność panowała, przecię jednak w stanie i porządku ten stan między sakramenia połączony, nie tylko u chrześcijaństwa wszego, ale też i u pogan miał znaczną powagę41.
Przekonuje dalej, że małżeństwo dodaje powagi stanu, co popiera argumentem, odnosząc się do zwyczajów w starożytnym Rzymie, gdzie w senacie i w regimencie, jak pisze autor mowy, tylko żonaci dostawali „stołek”42. Często w mowach weselnych powtarza się pewien motyw, tj. kontrast między miłością ulotną – młodzieńczą, a tą stateczną – opartą na Bożym błogosławieństwie i rozumie. Ta druga miłość jest trwała i tylko ona daje człowiekowi szczęście, a nie rozczarowanie. W jednej z siedemnastowiecznych mów wygłaszanych przy oddawaniu panny, czytamy: Przyznać każdy musi, że ten byt niemałą mądrości obdarzony jasnością i codzienną pewnego doświadczenia nasycony potrawami, który przystojne na świecie wychowanie i życie i z tym na jedną włożył szatę i obojga tego znikąd [...] tylko szczodrobliwej przedwiecznego Boga zlecił wyglądać opatrzności. Niech bowiem, kto chce obfitymi radościami, pomyślnymi pociechami serce swoje karmi, niech sobie smakowicie [....] szczęścia obiecuje nadzieje, jeżeli potężnej najwyższego Boga zapomni władzy, prędko przeciwne zamysły, płonne otuchy szczęścia na ostatek43.
Czytając szereg oracji z XVII wieku wyłania się jeden powtarzający się morał, a mianowicie – Bóg przeznaczył człowiekowi związek małżeński, by doznał szczęścia. Dla mów z początków XVII wieku charakterystyczne jest to, że główne centrum pochwały stanowi instytucja małżeństwa. Pochwały panny młodej, pana młodego, ich rodów wykorzystuje autor jako kolejny argument poświadczający wspaniałość stanu małżeńskiego. W mowach z okazji oddawania i dziękowania za upominek, dar ślubny jest swoistą nagrodą za wybór stanu małżeńskiego: Każda przyjaźń, ale powierzchnym oświadczona sposobem, równym miłości torem, jednakim szczerych afektów podobieństwem nagradzana być ma, gdyż podług Owidiusza każdemu upominki oddawaniu takaż miłości ma być wymierzona zapłata44.
Trwając w małżeństwie Pan Bóg zsyła obfite łaski na małżonków, a małżonek – „towarzysz” będzie pociechą we frasunku45. W drugiej połowie XVII wieku zaczęto ujmować miłość jako walkę, w której zwycięzcą była kobieta. Wiek XVIII – szczególnie jego druga połowa – to czas, kiedy w mowach przywoływano nazwy herbowe i rodowe koligacje. Po wstępie Ibidem. Ibidem. 43 Ibidem. 44 Ibidem. 45 Ibidem. 46 K. Mroczek, op. cit., s. 58; Mowa Jakuba Sobieskiego przy oddawaniu [...] Panny Urszuli Ossolińskiej, BCz rkps 1672. 41 42
Staropolskie mowy weselne 45
przechodzono do pochwały rodu dziewczyny, jego starożytności, zasług dla ojczyzny oraz piastowanych przez przodków rodu godności wymienianych w ciągu chronologicznym. Tu jedynie refleksje o małżeństwie wprowadzały we właściwą część mowy – teraz zdominowaną przez panegiryczny opis łączących się familii. Szczególnie rozbudowana była ta część mowy weselnej, która dotyczyła pochwały rodu linii męskiej. Przodków po kądzieli chwalono znacznie krócej46. Andrzej Załuski, pełniący funkcje oratorskie, kiedy dziękował w imieniu swego brata za pannę Teresę Witkowską podkreślał, że obarczono go trudnym zadaniem ułożenia swady Dziękując za pannę, gdyż inaczej niż na sejmie – sprawa dotyczyła dożywotniego małżeństwa, a przy sakramencie małżeństwa bledną wszystkie skarby świata47. Istotną częścią oracji była też pochwała panny – szczególnie przy mowach oddawania i dziękowania za pannę. W mowach weselnych podkreślano, jak ważny jest właściwy wybór przyjaciela: Bo jedni są, którzy w dostatkach, majętnościach i zbiorach największą nadzieję i uciechę zasadzają, drudzy urodę i piękne ciała ukształtowanie, albo inne sobie służące przymioty w kochaniu mają [...], ale podobno snadź przedniejszy wynajdą, którzy stowarzyszenie świątobliwe, małżeńskie z przyjacielem miłym nad inne rzeczy przekładają48.
Dalej jednak autor zaznacza, że: Zaczym, że komu Pan Bóg w nabyciu dobrego przyjaciela pobłogosławi, nie lada mu się ku szczęśliwości środek pójdzie: bo upatrował mędrzec on nad miarę ludzką rozumem obdarzony, który powiedział, że bogactwa mogą być od rodziców i przodków podane, ale małżonka dobra od Boga samego49.
W innej mowie przy oddawaniu panny wykorzystano powiedzenie chwalące pannę młodą: Kto powiada poczciwą małżonkę bierze, tego dom jest już doskonałym, a kto w bezpieczeństwie żywot swój prowadzi tego wszytka Familia nie tylko doskonałą, ale niedosiężną jakaś nazwać się musi50.
W mowie Oddawanie wieńca czytamy inną maksymę odnoszącą się do pochwały panny: dobra żona mężowi korona51. Chwalono także cnotę panny: Mąż stąd powiada: niemała radość, żem żonę, nie tak dalece w złota, jako w cnotę ozdobioną pojął. Określano małżonkę wstydliwą jako „skarb nieprzebrany”52.
W mowach z późniejszego okresu (koniec XVII i w XVIII wieku) podkreślano przede wszystkim pochodzenie panny z „zacnego gniazda”, staranne wycho47 48 49 50 51 52
J. Ostrowski Danejkowicz, op. cit., s. 15. Mowy weselne..., op. cit. Ibidem. Ibidem. Ibidem. Ibidem.
46 Joanna Kuchta
wanie, wychwalano też jej dobroć i bogobojność53. Oblubienicę porównywano do Aleksandra Wielkiego, co miało nawiązanie do motywu bitwy i zwycięstwa panny młodej nad jej wybrankiem54. Przypisywano jej atrybuty, takie jak strzały miłości, bądź też przyrównywano pannę do lilii55. Kończono przemowę nadzieją na rychłe potomstwo i zgodne pożycie małżeńskie: Życie w wiecznej trwający chwale Boga swego, Kwitnąc zawsze w pociechach Domu przezacnego. Niech swą łaską ten związek Stwórca błogosławi, Niech Was w pokoleniu długoletnim sławi56.
Podobne motywy spotykamy we wszystkich rodzajach mów weselnych. W oracji wygłaszanej jako podziękowanie za pannę oprócz wspomnianych elementów dołączano argumenty świadczące o tym, że kawaler godny jest owej panny (podobnie jak w pochwale panny – zacność rodu i cech kawalera). Mowę kończono podziękowaniem za pannę57. Oracje weselne – jak całą zresztą literaturę okazjonalną – charakteryzowała symbolika, za przykład można podać mowy, wygłaszane z okazji składania pannie młodej podarunków. Związek małżeński porównywano do złotego łańcucha (częstego podarunku weselnego), który mógł być rozerwany jedynie gwałtem. W mowie Przy oddawaniu roztruchanu orator odwołuje się do wróżb (wylanie się wody źle wróżyło przyszłemu małżeństwu)58. W innej oracji Oddawanie panny w łożnicy podkreślano obowiązek dochowania przysięgi małżeńskiej59. Jakub Sobieski (1588–1646) zasłynął jako jeden z wybitniejszych mówców swego czasu. Rolę oratora rozpoczął prawdopodobnie na ślubie swojej siostry Zofii i Jana Wodyńskiego, wojewody podlaskiego ok. 1614 roku. Jakub Sobieski był synem Marka Sobieskiego, wojewody lubelskiego i chorążego oraz Jadwigi Snopkowskiej. Był katolikiem i człowiekiem żyjącym w czasach baroku i kontrreformacji, co uwidoczniło się w jego mowach. Jeden motyw jest widoczny w jego mowie – pogląd, że losami każdego człowieka rządzi przeznaczenie – opatrzność Boża. Mowę tę z małymi zmianami powtórzył na weselu innej swojej siostry Gryzeldy z Janem Rozrażewskim, krajczym królowej i starostą odolanowskim w 1619 r.60 Orację, o której mowa, wydrukowano w Swada polskie i łacińskie... J. Ostrowskiego Danejkowicza61. O tym, że mowa ta cieszyła się uznaniem słuchaczy świadczy fakt, iż Jakub Sobieski powtarzał ją na innych weselach oraz, że przedrukowywano ją J. Ostrowski Danejkowicz, op. cit., 13–15. Ibidem, s. 109–110. 55 Ibidem, s. 14–15. 56 Mówca polski..., op. cit., s. 227. 57 K. Mroczek, op. cit., s. 58. 58 Spiżarnia aktów..., op. cit. 59 Ibidem. 60 Z. Trawicka, Mowy weselne i pogrzebowe Jakuba Sobieskiego, [w:] Wesela, chrzciny i pogrzeby, red. H. Suchojad, Warszawa 2001, s. 173. 61 J. Ostrowski Danejkowicz, op. cit., s. 20–21. 53 54
Staropolskie mowy weselne 47
w całości lub we fragmentach w zbiorach mów okazjonalnych62. Warto ją przytoczyć, jest bowiem przykładem, jak wytrawnym mówcą był Jakub Sobieski63: Jako we wszystkich na ziemi zaciągach ostatniej z nieba determinacyi oczekiwać przychodzi, tak każdy człowiek życia swego wyroków stamtąd wyglądać musi. Niech, kto chce, rożnych delineacyi fabrykami rozum swój zabawia, niechaj nadziejami serce karmi, niech długowieczne dni jak najrychlej zamierza sobie niech obfite radości, pomyślne pociech rozmaitemi czasu i miejsca okolicznościami krąży, niech nawet, do wrót fortuny ustawicznie nagląda, o jako mu się często trafiają płonne otuchy, przeciwne zamysły, omylne pociechy szczęście na ostatek nieszczęśliwe. Więc ten znów, gdy łzy gorzkie w płaczach i lamentach, ba i czasem w ostatniej rozpaczy godziny liczy, o jako prędko w pogodnym szczęściu, i trwałych pociechach złej chwili zapomni. A ten wieniec różany jako z dawna uwito, tak go ludzie po dziś dzień między sobą przeplatają. Rożny tu na świecie modelusz, rożna ta to w niebie, która do wieku wystawiono, tabula inaksze w Stworzycielu zamysły, inaksze u Boga prawa, inaczej Pan nad Pany lichy podnóżek jego o rzeczach stanowi, A za W.M..M. Pan tego nie doznawasz? Biegłeś tam gdzie cię z nieba kierowano, stanąłeś tam gdzie cię zahamowano. Nie bez tego, żeby w młodości do dalszego życia, żeby w kwitnącym wieku do pewnego stany różne nie miały być powaby często bujał rozum, a jeżeli mu to nie służy, co ludziom wiec przyzwoita, to sam błąkały się myśli niespokojne, ale przyszła jedna godzina, że tak wszystko przedwieczna ustawa ustawać musi. O urodzeniu tej, którą Wm. m. Panu przy zacnej asystencyjej poślubiono, komu mniej przystoi mówić, jako bratu, dosyć na tym, że się w tym domu urodziła, gdzie zawsze starożytności poczciwość, z poczciwością cnota w jednejże sforze chodziła. W ostatku niechaj potomne czasy sądzą. Obyczaje zasie i postępki, a przed kim mniej trzeba wspominać jako przed Wm. M. Panem, któryś przez czas wszytek starania i zacięgów swoich życiu jej w domu naszym dobrześ się przypatrzył, i toś samo sobie życzył towarzysza, jakiego dziś niebo naznaczyło. Więc się tedy Wm. M. Panu z rak braterskich podaje pewna tego będąc, że doznawszy jej przeciwko sobie nie rozerwanej przez inne starania w przyjaźni stateczności, będziesz umiał, co powinna, powotność (?) przystojna uczciwością oddawać64.
Urok tej mowy polega na tym, że Jakub Sobieski uniknął tu słowotoku i nagromadzenia epitetów pochwalnych. W jego mowie nie widać zachwiania konstrukcji między poszczególnymi wątkami. Cała oracja przepełniona jest refleksjami nie tylko nad motywem miłosnym, ale też ukazuje poglądy autora na rolę, jaką w ludzkim życiu odgrywa przeznaczenie, tj. plan Boga. Nawiązuje tu również do ciągłego poszukiwania przez człowieka szczęścia, co zdaje się próżną ideą. O sławie rodu Jakub Sobieski wspomina niewiele – jak na tego rodzaju orację. Podkreśla jedynie starożytność rodu, poczciwość i cnotę. Nie wymienia natomiast, co jest charakterystyczne dla innych mów weselnych, żadnych przodków i piastowanych przez nich godności. Na zakończenie wyraża swoją nadzieję na stateczność zawartego małżeństwa. Mowa ta jest stosunkowo krótka, nie ma też wtrętów łacińskich, którymi naszpikowane są siedemnastowieczne mowy weselne. Widać tu motywy charakterystyczne dla oracji 62 63 64
Mowy weselne..., op. cit.; Mówca polski..., op. cit. Z. Wójcik, Jan Sobieski 1629–1696, Warszawa 1994, s. 29–31. J. Ostrowski Danejkowicz, op. cit., s. 20–21.
48 Joanna Kuchta
z pierwszej połowy XVII wieku. Jakub Sobieski nie trzymał się sztywnych konwencji mów weselnych doby kontrreformacji. Mniej miejsca poświęcał pochwale samej instytucji małżeństwa, natomiast w jego oracji realizowany był wywód na temat losu człowieka. Właśnie ta konstrukcja świadczy o kunszcie wymowy Jakuba Sobieskiego65. Staropolskie mowy weselne, tak jak cała literatura okazjonalna, były zróżnicowane. Wpływ na to miała zapewne epoka. W renesansie i na początku XVII wieku widać silne wpływy antyku (maksymy, odnośniki do starożytnych twórców). Czasy baroku zmieniają nieco konwencję, w jakiej pisano mowy weselny, są one bardziej refleksyjne, niekiedy przypominające średniowieczne epitalamia nabożne. W drugiej połowie XVII wieku i w XVIII wieku przewodni motyw stanowiła pochwała rodów nowożeńców (to też wyraźne w utworach lirycznych). Niewątpliwie istotny był talent oratora, który starał się nie przepisywać gotowych mów, a tworzyć oryginalne teksty. Istniał ścisły związek między mowami weselnymi a ceremoniałem ślubnym. Przekształcanie się obrzędów weselnych wpływało również na liczbę oracji. Rozwój oratorstwa był związany z ówczesną obyczajowością, kiedy dużą wagę przywiązywano do celebracji wydarzeń takich, jak: ślub, pogrzeb itp. Ważniejsze od samego wydarzenia stawały się jednak: feta i rytuał. Zapotrzebowanie więc na tego rodzaju pisma było duże66. Oprócz oracji ściśle związanych z tradycją: deklaracje oświadczynowe, wręczanie wieńca, oddawanie panny, zaczęto mnożyć mowy, co wiązało się z rozbudowaniem innych aktów weselnych ceremonii, np. wręczaniem podarków (szczególnie na dworach magnackich – związane to było z przykładaniem większej wagi do przepychu niż do właściwej obrzędowości)67. Prawie każdy wykształcony szlachcic mógł ułożyć taką mowę okolicznościową, co wynikało z pewnego upowszechnienia nauki retoryki (zarówno w szkołach jezuickich, pijarskich, jak i różnowierczych)68. Oracje weselne propagowały określony model życia, w którym rodzina, jej prestiż, a więc i koligacje rodzinne odgrywały bardzo ważną rolę.
Old Polish Wedding Speeches Abstract In the old Polish period, orations were an indispensable element of all family celebrations. Gentry, and other social classes following it, took delight in long speeches. Wedding speeches Ibidem; Mowy weselne..., op. cit. H. Dziechcińska, Zabawa jako komponent życia literackiego w dawnej Polsce, [w:] Z dziejów życia literackiego w Polsce XVI i XVII wieku, Wrocław 1980, s. 71–77. 67 J.S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce XVI–XVIII wiek, Warszawa 1976, t. II, s. 78–98. 68 Z. Rynduch, op. cit., s. 33–72; Z. Montusiewicz, Kultura retoryczna kolegiów w XVII wieku i połowie XVIII wieku. Rekonesans materiałowy, [w:] Retoryka a literatura, red. B. Otwinowska, Wrocław 1984, s. 196–215. 65 66
Staropolskie mowy weselne 49
can be classified in a broader group of panegyric occasional compositions, in which the key role was played by the praise of the families of the newlyweds, and of the personal merits of the young couple. Wedding speeches constitute an important historical source for research into the customs of the 17th and the 18th centuries. On the one hand, they show the great emphasis which people in those times placed on ostentation and theatrical effect of the celebrations, and on the other, they supply valuable information about the patterns of an old Polish family, e.g. what a good wife should be, or what qualities a husband should have. Wedding speeches are also abundant in praises of the institution of marriage. Wedding orations promoted a specific model of living in which family and family connections played a very important role.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Paweł Konieczny
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii
Rzeczywistość Starego Dominium w osiemnastym wieku, wyłaniająca się bezpośrednio ze źródeł, złożona jest z dwóch nierozerwalnie splecionych i hierarchicznie uporządkowanych światów. Na pierwszym planie istnieje świat białego człowieka. Jest on wyraźny, malowany wszelkimi dostępnymi barwami. Świat pozostałych mieszkańców kolonii – murzyńskich niewolników i nielicznych już wtedy Indian – schowany jest w tle. Ledwie naszkicowany i karykaturalny, istnieje na marginesie świata białych, dokładnie tak, jak chaty niewolników, które stawiano zwykle kilkaset metrów od domu właściciela plantacji, poza zasięgiem jego wzroku. Brak wyrazistości świata czarnych mieszkańców Wirginii w źródłach nie wynika wcale z tego, że są oni w nich rzadkością – wręcz przeciwnie – w osiemnastym wieku pojawiają się dość często, tak w aktach urzędowych, jak i w dokumentach prywatnych. Opisy kolonii i jej mieszkańców, pióra przybyszy z północy czy Europy, również zawierają sporo informacji na ich temat. Problem tkwi jednak w tym, że wszelkie dostępne nam świadectwa napisali biali, skutkiem czego specyficzny jest kontekst, w jakim Murzyni są w tych źródłach obecni. Nagminnym zjawiskiem w ówczesnej Wirginii było uprzedmiotowienie niewolników; podparte prawem kolonii postrzeganie ich jako części majątku o wymiernej wartości, jak ziemia, dom, inwentarz żywy, czy narzędzia. Pojawiające się czasem w dokumentach eufemizmy typu „moja rodzina” (pojemny termin, określający często nie tylko bliskich krewnych, ale i pozostałych mieszkańców plantacji) lub „moi ludzie” (tu w grę wchodziła już tylko biała i czarna służba) nie oznaczały bynajmniej rezygnacji z sygnalizowanej wyżej percepcji. W „rodzinnej” hierarchii niewolnicy znajdowali się na samym dnie i zdarzało się, że właściciel mniej o nich dbał, niż o swoje bydło, czy ukochane konie1. W liście do biskupa Londynu z 28 maja 1731 roku ówczesny gubernator Wirginii, William Gooch, napisał m.in.: „What your Lordship observes is of some Masters very true, they use their Negros no better than their Cattle, and I can see no help for it...”, The Virginia Clergy: Governor Gooch’s Letters to the
1
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 51
Jeśli więc traktowano ich nie lepiej od zwierząt, a ciemny kolor skóry był czytelnym wyróżnikiem odmiennego, poważnie ograniczonego statusu prawnego, to trudno się dziwić, że czytając świadectwa kolonialnej przeszłości Starego Dominium można odnieść wrażenie, iż świat jego kolorowych mieszkańców jest nieistotny. Iluzja ta ma jednak niewiele wspólnego z rzeczywistością. Już same liczby zmieniają naszą perspektywę. Jeszcze w 1680 roku ta cześć ludności, której rodzinne korzenie sięgały Czarnego Lądu, liczyła zaledwie 7% całego społeczeństwa kolonii. Dwadzieścia lat później co czwarty mieszkaniec Wirginii miał czarną skórę, a u progu rewolucji amerykańskiej odsetek ten podniósł się już do 42%, przy czym w najstarszej, nadmorskiej części prowincji (Tidewater Virginia) w niektórych hrabstwach Murzyni stanowili blisko 70% ogólnej liczby mieszkańców2. W kategoriach demograficznych, od połowy osiemnastego wieku w hrabstwach położonych bliżej zatoki Chesapeake mamy tak naprawdę do czynienia z murzyńską prowincją, w której biali stanowili znaczną, wszechwładną, ale jednak mniejszość. Już w 1736 roku jeden z najbogatszych plantatorów Starego Dominium – William Byrd II – napisał w liście do swojego przyjaciela w Anglii: „Importuje się tu tak wielu Murzynów, iż obawiam się, że za jakiś czas kolonia ta będzie uznana za nową Gwineę”3. Drugim ważnym powodem, potwierdzającym konieczność ciągłej weryfikacji własnych, powstałych na podstawie źródeł, wyobrażeń realiów kolonialnej Wirginii jest ogromne znaczenie czarnej ludności w życiu gospodarczym prowincji. Truizmem jest stwierdzenie, że dobrobyt magnatów ziemskich kolonii w osiemnastym wieku opierał się na pracy niewolników i bez niej ich świat by się rozpadł. Ludność murzyńska tworzyła trzon pracowników polowych i służby w domach plantatorów; tylko wykwalifikowanymi rzemieślnikami byli zazwyczaj biali4. Autorzy dwóch Bishop of London, 1727–1749, from the Fulham Manuscripts, [w:] “The Virginia Magazine of History and Biography” (dalej: VMHB), vol. 32 (1924), s. 323. Terminy „my family” i „my people” zobacz np. The Diaries of George Washington, ed. D. Jackson and D. Twohig, t. 1–6, Charlottesville 1976–79, t. 1, s. 312; Thomas Jefferson’s Farm Book: 1776–1824, ed. E.M. Betts, Charlottesville 1976, s. 27; The Secret Diary of William Byrd of Westover: 1709–1712 (dalej: SD), ed. L.B. Wright and M. Tinling, Richmond 1941, 3 stycznia i 23 lipca 1710, s. 125, 208; Letters of Robert Carter 1720–1727: The Commercial Interests of a Virginia Gentleman, ed. L.B. Wright, San Marino, Calif. 1940, s. 13, 87; The Diary of Colonel Landon Carter of Sabine Hall 1752–1778 (dalej: LC Diary), ed. J.P. Greene, t. 1–2, Charlottesville 1965, t. 1, s. 393, 396. Znacznie częściej używano jednak określeń „my blacks”, „my Negroes” albo „my slaves”. 2 M. Sobel, The World They Made Together: Black and White Values in Eighteenth-Century Virginia, Princeton 1987, s. 3–5, 243. 3 List do Johna Percevala, earla Egmont, z 12 lipca 1736 roku: „They import so many Negros hither, that I fear this colony will some time or other be confirmd by the name of New Guinea”. The Correspondence of the Three William Byrds of Westover, Virginia: 1684–1776, ed. M. Tinling with a foreword by L.B. Wright, t. 1–2, Charlottesville 1977, t. 2, s. 487. Słowo „Guinea” oznaczało wtedy tereny całej zachodniej Afryki. 4 A. Kulikoff, Tobacco and Slaves: The Development of Southern Cultures in the Chesapeake 1680–1800, Chapel Hill 1986, s. 384–386. W pierwszej połowie XVIII wieku w hrabstwie Prince George (Maryland) tylko 4% niewolników było rzemieślnikami. Wykorzystując przykład najbogatszego magnata kolonialnej Wirginii – Roberta „Króla” Cartera – Allan Kulikoff wykazał, że zamożni plantatorzy, przynajmniej w pierwszej połowie osiemnastego wieku, niechętnie przyuczali swoich Murzynów do rzemiosła, wykorzystując ich raczej do pracy na polach lub w domu. Zob. też: Robert Carter to Micajah Perry,
52 Paweł Konieczny
ważnych dzieł, opisujących stan kolonii w pierwszej połowie XVIII wieku – Robert Beverley i Hugh Jones – starali się zbagatelizować przed angielską opinią publiczną problem wyzysku niewolników na tytoniowych plantacjach Wirginii, robili to jednak niezbyt przekonująco. Beverley zapewniał, że Murzyni nie pracują ciężej, niż chłopi w Anglii, i nie dłużej od pilnujących ich nadzorców [sic!]5. Hugh Jones z kolei przekonywał, iż praca niewolników nie jest zbytnio uciążliwa; największym dla nich ciężarem jest fakt, iż ani oni, ani ich potomstwo, nie są wolni i nie mogą sobą rozporządzać. Dwa akapity dalej zdradza się jednak, pisząc, że są oni wręcz „stworzeni do ciężkiej pracy i znoju”6. Z równą przesadą, choć w drugą stronę, wypowiedział się brytyjski oficer – Thomas Anburey. Jego zdaniem, wśród Wirgińczyków tylko niewolnicy pracowali ciężko, a ich trud był wprost nieprawdopodobny. Sporo w tym przesady, jednak praca Afrykanów rzucała się w oczy nie tylko jemu7. Zasadniczym tematem artykułu jest charakterystyka procesu tworzenia się w Wirginii systemu opartego na niewolniczej pracy czarnych oraz analiza percepcji Murzynów i niewolnictwa przez białych mieszkańców Starego Dominium. Zrozumienie ówczesnego sposobu postrzegania Murzynów przez białych jest koniecznym warunkiem rzetelnej interpretacji źródeł epoki. Bez tej wiedzy niemożliwe byłoby stworzenie spójnego, bliższego prawdzie obrazu rzeczywistości kolonii, w którym kwatery niewolników są równie wyraźne, co rezydencja ich pana8. September 17, 1723, [w:] „The Diary, Correspondence, and Papers of Robert „King” Carter of Virginia, 1701–1732. A Collection Transcribed and Digitized by Edmund Berkeley, Jr.”, http://etext.lib.virginia. edu/users/berkeley (dalej: RC Correspondence). 5 “...the work of their Servants, and Slaves, is no other than what every common Freeman do’s. Neither is any Servant requir’d to do more in a Day, than his Overseer. And I can assure you with a great deal of Truth, that generally their Slaves are not worked near so hard, nor so many Hours in a Day, as the Husbandmen, and Day–Labourers in England.” R. Beverley, The History and Present State of Virginia (1705), ed. L.B. Wright, Chapel Hill 1947, s. 272. 6 “Their [Murzynów – przyp. P.K.] work (or chimerical hard slavery) is not very laborious; their greatest hardship consisting in that they and their posterity are not at their own liberty or disposal, but are the property of their owners”; “...they are by nature cut out for hard labour and fatigue...”. H. Jones, The Present State of Virginia From Whence is Inferred a Short View of Maryland and North Carolina (1724), ed. R.L. Morton, Chapel Hill 1956, s. 75–76. 7 “It is the poor negroes who alone work hard, and I am sorry to say, fare hard. Incredible is the fatigue which the poor wretches undergo, and that nature should be able to support it; there certainly must be something in their constitutions, as well as their color, different from us, that enables them to endure it.” Travels through the Interior Parts of America in Series of Letters by an Officer (dalej: Anburey), t. 1–2, London 1789, t. 2, s. 331; Inne komentarze na temat ciężkiej pracy niewolników: J.F.D. Smyth, A Tour in the United States of America, Containing an Account of the Present Situation of the Country..., t. 1–2, London 1784, t. 1, s. 44; American Husbandry, Containing an Account of the Soil, Climate, Production, and Agriculture of the British Colonies in North America and West–Indies, t. 1–2, London 1775, t. 1, s. 237. 8 Część poruszanych przeze mnie w artykule zagadnień doczekała się już w amerykańskiej historiografii solidnego opracowania. Z najważniejszych dzieł, dotyczących problemu niewolnictwa w kolonialnej Wirginii, oprócz przytoczonych wyżej prac Allana Kulikoffa i Mechal Sobel, wymienić należy przede wszystkim: T.H. Breen, S. Innes, Myne Owne Ground: Race and Freedom on Virginia’s Eastern Shore, 1640–1676, New York 1980; W.D. Jordan, White Over Black: American Attitudes towards the Negro, Chapel Hill 1968; E.S. Morgan, American Slavery, American Freedom: The Ordeal of Colonial Virginia,
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 53
* Pierwszych pracowników z Czarnego Lądu kupiono w angielskich koloniach w 1616 roku – na Bermudach. Trzy lata później nieznany bliżej Holender sprzedał na nabrzeżu Jamestown dwudziestu zrabowanych Portugalczykom Murzynów, symbolicznie zapoczątkowując dzieje czarnego niewolnictwa w angielskich koloniach kontynentalnych9. Jak widać, Anglicy stosunkowo późno odkryli zalety murzyńskich niewolników, ale później też od obu nacji Półwyspu Iberyjskiego włączyli się do rywalizacji kolonialnej. Wzajemna zależność rozwoju czarnego niewolnictwa i zamorskiej ekspansji znalazła potwierdzenie także w przypadku Albionu. Dopiero wtedy, gdy kraj ten zbudował własne kolonie, rosnące zapotrzebowanie na łatwo dostępną i w pełni zależną siłę roboczą doprowadziło do zaadaptowania „osobliwej instytucji” w świecie anglosaskim10. W samej Anglii zupełne i dziedziczne poddaństwo (villeinage) zanikło w szesnastym wieku; w jej koloniach system czarnego niewolnictwa czekał w następnych dwóch stuleciach dynamiczny rozwój. Rok 1619 był symbolem procesu, którego rozkwit nastąpił dopiero pół wieku później. W czasie tego półwiecza afrykańscy pracownicy pełnili niewielką rolę w procesie zapewnienia siły roboczej rozwijającej się kolonii. Dość powiedzieć, że w 1650 roku, w liczącej ponad osiemnaście tysięcy mieszkańców Wirginii mieszkało ledwie trzystu, najwyżej czterystu Afrykanów (ok. 2%). Przy tworzeniu nowych działek ziemi pod uprawę tytoniu i na istniejących już plantacjach pracowali przede wszystkim biali – wolni koloniści oraz importowani przez nich służący kontraktowi New York 1975; oraz artykuł O. i M.F. Handlin, Origins of the Southern Labor System, [w:] „William and Mary Quarterly” (dalej: WMQ), 3rd Series, vol. 7, (1950), s. 199–222. 9 Dzięki dokumentom odkrytym niedawno przez Engela Sluitera, wiemy dziś, że słynnych „dwudziestu Murzynów” wiózł z Luandy w Angoli do meksykańskiego Vera Cruz, zaopatrzony w asiento portugalski statek „Saō Joaō Bautista”. Sprzedani w Jamestown Murzyni nie byli jednak, jak się okazuje, pierwszymi czarnymi mieszkańcami Wirginii. Cenzus ludności z marca 1619 roku (pięć miesięcy wcześniej) informuje o 32 innych. E. Sluiter, New Light on the ‘20. and Odd Negroes’ Arriving in Virginia, August 1619, WMQ, 3rd Series, vol. 54 (1997), s. 396–398; W. Thorndale, The Virginia Census of 1619, [w:] „Magazine of Virginia Genealogy”, vol. 33 (1995), s. 155–170; J. Thornton, The African Experience of the ‘20. And Odd Negroes’ Arriving in Virginia in 1619, WMQ, 3rd Series, vol. 55 (1998), s. 421–434; J.P. Greene, Pursuits of Happiness: The Social Development of Early Modern British Colonies and the Formation of American Culture, Chapel Hill 1988, s. 42; W.F. Craven, The Southern Colonies in the Seventeenth Century: 1607–1689, Baton Rouge 1964, s. 25; W. Billings, J.E. Selby, T.W. Tate, Colonial Virginia: A History, White Plains 1986, s. 57. 10 Pierwsze, efemeryczne próby włączenia się Anglików do handlu niewolnikami miały miejsce w latach sześćdziesiątych XVI wieku i łączą się z postacią Johna Hawkinsa. W latach 1562–1568 poprowadził on trzy wyprawy do Gwinei, a stamtąd do podległych Filipowi II kolonii w Nowym Świecie, gdzie oferował zdobytych w Afryce niewolników. Prowadzonej ze zmiennym szczęściem działalności Anglika kres położył hiszpański atak. 22 września 1568 roku wicekról Nowej Hiszpanii – Don Martin Enriquez – osaczył i zaatakował flotyllę Hawkinsa, zakotwiczoną w meksykańskiej przystani San Juan de Ulloa. Hawkins i Drake wydostali się z pułapki, pozostawili jednak część swoich ludzi na pastwę Hiszpanów. Przestroga San Juan de Ulloa i zaostrzenie stosunków z Hiszpanią, osłabiły zainteresowanie Anglików handlem niewolnikami na kilkadziesiąt lat. Zobacz o tym: J.A. Williamson, A Short History of British Expansion, Vol. I: The Old Colonial Empire, London 1965, s. 93, 100–105; S. Grzybowski, Polityka kolonialna Tudorów i pierwszych Stuartów, Wrocław 1970, s. 75–86; E. Bradford, Drake, London 1967, s. 42–60.
54 Paweł Konieczny
(indentured servants). Ci drudzy byli młodymi z reguły ludźmi, którzy w zamian za opłacenie kosztów podróży do Ameryki zobowiązywali się do kilkuletniej pracy na rzecz plantatora. Sporą część ówczesnej siły roboczej tworzyli też, nie zawierający dobrowolnej umowy, angielscy przestępcy, prostytutki, dłużnicy, włóczędzy oraz osierocone i porywane dzieci, których wywożono za ocean i zmuszano do pracy w kolonii „zgodnie ze zwyczajem kraju”, co w praktyce oznaczało dłuższą służbę11. Status nielicznych wtedy Murzynów nie był formalnie określony; część służyła na warunkach białych serwantów i po odzyskaniu wolności miała szansę wejścia do klasy wolnych farmerów, inni traktowani byli gorzej od białych, a ich niewola trwała znacznie dłużej, niż dopuszczało prawo, czy lokalny obyczaj. Wciąż słuszne wydaje się stwierdzenie amerykańskiego badacza, Winthropa Jordana, że nie dysponujemy wystarczającą liczbę pozytywnych świadectw, pozwalających nam zdecydowanie dowieść, iż pierwsi Murzyni w Wirginii byli traktowani tak samo, jak biali służący kontraktowi, albo też równie stanowczo temu zaprzeczyć12. Na pewno nie przybyli do kolonii dobrowolnie, jako ludzie wolni, z pewnością też od samego początku dostrzegano ich odmienność etniczną i kulturową. Dowodzi tego już pierwszy komentarz Wirgińczyka, opisujący moment przybycia czarnych do Jamestown. Członek Rady Wirginii, John Rolfe – jedna z najbarwniejszych postaci wczesnego okresu istnienia kolonii, znany dziś głównie jako twórca wirginijskiego tytoniu i małżonek Pocahontas – napisał: „Około ostatniego dnia sierpnia przypłynął holenderski okręt, który sprzedał nam dwudziestu Murzynów.”13 Afrykanów sprzedano, a Rolfe użył wobec nich słowa: „Negars”, a nie „servants”, czy nawet „slaves”14. Nie rola, jaką pełnić mieli w kolonii, a rasa stanowiła od samego początku charakterystyczną cechę tej grupy. Stwierdzono już wyżej, że z początku nie istniały w Wirginii odrębne regulacje prawne, odnoszące się do statusu Murzynów i warunków wykorzystywania ich pracy15. Mała liczba afrykańskich serwantów powodowała, że brak było wystarczającego bodźca do stworzenia specyficznych rozwiązań legislacyjnych. Jeśli pracowali ciężej od białych, a czas ich służby był dłuższy, to działo się tak, ponieważ nie przybyli tu dobrowolnie, nie mieli żadnej formalnej umowy z panem, a co najważniejsze, 11 A Perfect Description of Virginia: being a full and true Relation of the Present State of the Plantation, their Health, Peace and Plenty… (1649), [w:] “Tracts and Other Papers Relating Principally to the Colonies in North America”, ed. P. Force, t. 1–4, Washington 1836–46, t. 2, s. 3; M. Sobel, op. cit., s. 243; J. Horn, Adapting to a New World: English Society in the Seventeenth-Century Chesapeake, Chapel Hill 1994, s. 25, 30, 35, 58–65. 12 W.D. Jordan, Enslavement of Negroes in America to 1700, [w:] “Colonial America: Essays in Politics and Social Development”, ed. S.N. Katz, Boston 1971, s. 385. 13 “About the last of August came in a dutch man of warre that sold us twenty Negars.” Cyt. za: ibidem. 14 Słowo „slave” oznaczało w tym czasie sługę najniższego sortu, w pełni zależnego, pogardzanego nieszczęśnika. Używane było także wobec białych. W Wirginii przypisane zostało Murzynom dopiero w półwieczu po 1660 roku. Zobacz o tym: O. and M.F. Handlin, op. cit., s. 203–205. 15 Ustawodawstwo dotyczące służących kontraktowych z lat 1631–1660 nie zawiera żadnych specyficznych odniesień do czarnych serwantów. Statutes at Large; Being a Collection of all the Laws of Virginia from the First Session of Legislature in the Year 1619 (dalej: Hening), ed. William W. Hening, t. 1–13, New York, Richmond and Philadelphia, 1819–1823, t. 1, s. 174, 198, 200, 243, 257, 306, 411.
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 55
byli obcy – bardziej niż inni nie-Anglicy – byli odmienni. Nie chroniło ich istniejące prawo, ani wspólna tradycja. Przeciwnie, bagaż blisko dwustuletniej historii czarnego niewolnictwa w koloniach portugalskich i hiszpańskich, teoria niewoli, podpierana argumentami wyjętymi z Biblii i antycznego prawa oraz rasowe uprzedzenia samych Anglików – wszystko to działało na ich niekorzyść. Chociaż los wielu z nich nie różnił się od losu białych służących kontraktowych, z pewnością nie musiało tak być. W prawnej próżni wiele zależało od tego, jak w konkretnym przypadku zachowają się wobec nich biali. Niewątpliwie rasizm był przesłanką, która doprowadziła do wydania dwóch precedensowych aktów prawnych w 1639 i 1640 roku. Pierwszym było prawo uchwalone przez Zgromadzenie Ogólne, zwalniające Murzynów z obowiązku posiadania broni palnej16. Odtąd nie uczestniczyli oni w ćwiczeniach lokalnych oddziałów milicji, co w konsekwencji musiało prowadzić do osłabienia społecznych więzi, łączących ich z resztą osadników i odsunięcia ich na margines życia społecznego. W drugim przypadku Sąd Generalny wydał wiele mówiący wyrok w sprawie trzech zbiegłych serwantów – Holendra, Szkota i Afrykanina. Europejczyków, też przecież obcych, ukarano czterema dodatkowymi latami służby, natomiast Murzyn służyć miał „przez czas swojego naturalnego życia”17. Poza samym wyrokiem, rzucającym się w oczy szczegółem jest fakt wspólnej ucieczki białych i Murzyna. W istocie, początkowo biali i kolorowi serwanci mieszkali, bawili się i pracowali razem. Jedni i drudzy nie byli wolni, łączył ich ten sam los – te same warunki życia, takie same zadania, identyczny rytm dnia. Wyrok z 1640 roku sugeruje nam jednak, że wolni Wirgińczycy dostrzegali rasowe różnice, mniej istotne dla samych serwantów. Tak surowego wyroku nie wydano do tej pory w żadnej sprawie o zbiegostwo, zatem oczywiste jest, że „piętnem” prowokującym skazanie na dożywotnią niewolę, była ciemna skóra Afrykanina. Nie wszyscy spośród trzystu, czterystu Murzynów żyjących w Wirginii w połowie siedemnastego wieku byli niewolnikami lub serwantami. Znane są przypadki murzyńskich farmerów, byłych służących kontraktowych albo uwolnionych niewolników, którzy po odzyskaniu swobody stawali się posiadaczami kilkudziesięciu, a czasem nawet kilkuset akrów ziemi. Niektórzy otrzymywali grunty lub ruchomości jako należność po zakończeniu służby (tzw. freedom dues); innych uprzedni właściciele troskliwie uwzględnili w swych ostatnich wolach, obdarowując ich inwentarzem żywym, żywnością, ubraniem, a czasem chatą i kawałkiem ziemi. Niewielki nawet majątek ziemski stwarzał czarnym farmerom szansę zdobycia środków na sprowadzenie do kolonii własnych służących, dzięki czemu nieliczni stawali się z czasem panami dla innych. System przydziałów (headright system), gwarantujący osadnikowi 50 akrów gruntu za każdą sprowadzoną na własny koszt “All persons except Negroes are to be provided with arms and ammunitions or be fined at the pleasure of the governor and council.” Hening, t. 1, s. 226. 17 „...the third being a negro named John Punch shall serve his said master or his assigns for the time of his natural life here or else where.” Cyt. za: W.D. Jordan, Enslavement..., s. 387. 16
56 Paweł Konieczny
osobę, pozwalał im dodatkowo powiększyć swój stan posiadania i utrzymać się w grupie ludzi wolnych18. Świadectwa potwierdzające istnienie murzyńskich właścicieli ziemskich pochodzą z różnych, odległych od siebie części kolonii, co przekonuje nas, iż nie była to sytuacja wyjątkowa, zważywszy na niewielką liczbę Murzynów żyjących wtedy w kolonii, ani też nie miała lokalnego jedynie wymiaru. Najbardziej znana jest społeczność, żyjąca nad rzeką Pungoteague, na wschodnim brzegu zatoki Chesapeake, ale były i inne. James Brewer odnalazł wolnych afrykańskich farmerów w hrabstwach York, Surry, James City i Lancaster19. Choć z pewnością dostrzegano ich odmienność etniczną i kulturową, formalny status tych wolnych ludzi nie był gorszy od białych – gromadzili majątek, kupowali serwantów, za których otrzymywali nowe działki ziemi, wygrywali procesy o własność przed sądami hrabstwa, a rodzinę Anthony’ego Johnsona („czarnego patriarchy” społeczności Pungoteague), po tym jak pożar strawił ich dobytek, dożywotnio zwolniono z publicznych ciężarów20. Ogólnie rzecz biorąc, wydaje się, że w pierwszym, nieformalnym okresie, niewolna ludność murzyńska była bardziej narażona na niesprawiedliwość ze strony właścicieli, niż biali serwanci, natomiast wolnych i ochrzczonych mieszkańców o ciemnej skórze prawo chroniło równie dobrze, co białych. Sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu w następnym półwieczu. Stopniowo słowo „slave” nabrało nowego znaczenia, tak że w zasadzie zbędne stało się poprzedzanie go słowem „Negro” i można było używać tych słów wymiennie, a z drugiej strony, oprócz stosowanych dotąd wobec białych osadników określeń „English” lub „christian”, zaczęto częściej używać przymiotnika „white”21. Już w latach sześćdziesiątych nastąpiło znaczne przyspieszenie procesu formalnego zaadaptowania czarnego niewolnictwa w kolonii. Prawo uchwalone przez Zgromadzenie Ogólne w marcu 1661 roku pozwala nam z całą pewnością stwierdzić, że niektórzy spośród Afrykanów, jak żaden biały, służyli dożywotnio; stopniowo łączono też z Murzynami sam status niewolnika. Akt dotyczył zbiegostwa i mówił, że w przypadku ucieczki angielskiego sługi w towarzystwie Murzynów, „którzy są niezdolni do uczynienia satysfakcji poprzez dodanie czasu [ich służby – przyp. P.K.]”, biały miał dodatkowo J.H. Brewer, Negro Property Owners in Seventeenth–Century Virginia, WMQ, 3rd Series, vol. 12, 4 (Oct. 1955), s. 575–580. Formalnie wolnym i ochrzczonym Murzynom zabroniono posiadać białych serwantów dopiero w 1670 roku. Podobnie jak wolni i ochrzczeni Indianie, zachowali jednak prawo posiadania służby własnej rasy. Hening, t. 2, s. 280. 19 Ibidem. 20 Ibidem, s. 578. 21 Ewolucję tej terminologii można prześledzić, czytając chociażby cytowane poniżej w przypisach fragmenty praw kolonii. W kodeksie z 1705 roku w kilku miejscach mamy już wyraźnie do czynienia z rasowym kryterium podziału ludności niewolnej. Hening, t. 2, s. 448 (paragraf VII), 450 (paragraf XI), 453 (paragraf XIX), 454 (paragraf XX). W wydanej w tym samym roku historii kolonii, Robert Beverley tłumaczył: „Their [Wirgińczyków – przyp. P.K.] Servants, they distinguish by the Names of Slaves for Life, and Servants for a time. Slaves are the Negroes, and their posterity, following the condition of the Mother, according to the Maxim, partus sequitur ventrem. They are call’d slaves, in respect of the time of their Servitude, because it is for Life.” R. Beverley, op. cit., s. 271. 18
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 57
odsłużyć czas nieobecności Afrykanów. Brak przecinka między słowem „negroes” a „who” sugeruje, że nie wszystkich czarnoskórych uważano wtedy za niezdolnych do zadośćuczynienia panu dodatkowymi latami służby. Prawo nie przewidywało jednakże analogicznej sytuacji wobec białych i indiańskich serwantów, co w dość pokrętny sposób prowadziło do konkluzji, że tylko Murzyni mogą być dożywotnimi sługami, tj. niewolnikami22. Rok później ustawę uzupełniono dodatkowymi zabezpieczeniami na wypadek zaginięcia lub śmierci niewolnika w czasie ucieczki. Biali musieli w takim wypadku zapłacić poszkodowanemu cztery i pół tysiąca funtów tytoniu razem z beczką albo przepracować u niego cztery dodatkowe lata23. W ciągu następnych dziesięciu lat uchwalono pięć nowych ustaw, pieczętujących czarne niewolnictwo w Wirginii. Najpierw, w grudniu 1662 roku, formalnie stało się ono kondycją dziedziczną. Nawiązując do formuły z kodeksu Justyniana – partus sequitur ventrem – przedstawiciele poszczególnych hrabstw kolonii na Zgromadzeniu Ogólnym uznali, że status dziecka zależny jest od statusu matki. Oznaczało to, iż dziecko białego z niewolnicą automatycznie traciło wolność i stawało się częścią majątku właściciela matki. Kontekst ustawy ponownie bezpośrednio łączył niewolę z Murzynami24. We wrześniu 1667 roku Zgromadzenie rozwiało wszelkie wątpliwości natury moralnej co do ochrzczonych niewolników. Stwierdzono, że przyjęcie sakramentu nie zmienia ich statusu i zachęcano do szerokiego propagowania wśród nich chrześcijaństwa25. Rok później w podobnym duchu rozstrzygnięto problem uwolnionych Murzynek – czy po odzyskaniu wolności dalej powinny być uznawane za osoby podlegające opodatkowaniu (tithables), czy też, jak białe mieszkanki kolonii, opodatkowaniu nie podlegają26. Murzyni przez cały okres kolonialny mogli “Bee itt enacted That in case any English servant shall run away in company with negroes who are incapable of makeing satisfaction by addition of time, Bee itt enacted that the English so running away in company with them, shall serve for the time of the said negroes absence as they are to do for their owne by a former act.” Hening, t. 2, s. 26. 23 „...and if the negroes be lost or dye in such time of their being run away, the christian servants in company with them shall by proportion among them, either pay fower thousand five hundred pounds of tobacco and caske or fower yeares service for every negroe soe lost or dead.” Ibidem, t. 2, s. 116. 24 “...all children borne in this country shalbe held bond or free only according to the condition of the mother, And that if any christian shall committ ffornication with a negro man or woman, hee or shee so offending shall pay double the ffines imposed by the former act”. Ibidem, t. 2, s. 170; R. Beverley, op. cit. 25 “Whereas some doubts have risen whether children that are slaves by birth, and by the charity and piety of their owners made partakers of the blessed sacrament of baptisme, should by vertue of their baptisme be made ffree; It is enacted and declared by this grand assembly, and the authority thereof, that the conferring of baptisme doth not alter the condition of the person as to his bondage or freedome; that diverse masters, ffreed from this doubt, may more carefully endeavour the propagation of christianity by permitting children, though slaves, or those of growth if capable to be admitted to that sacrament.” Hening, t. 2, s. 260. 26 „Whereas some doubts, have arisen whether negro women set free were still to be accompted tithable according to a former act, It is declared by this grand assembly that negro women, though permitted to enjoy their freedome yet ought not in all respects to be admitted to a full fruition of the exemptions and impunities of the English, and are still lyable to payment of taxes.” Opodatkowaniu podlegali wszyscy mężczyźni powyżej 16. roku życia, zarówno czarni, jak i biali, wolni i niewolnicy; oraz czarne kobiety 22
58 Paweł Konieczny
odzyskać wolność, jeśli taka była wola ich pana, lecz akt z 1668 roku stanowi doskonały dowód na to, że ich wolność nie była równa wolności białych27. Następna ustawa, uchwalona w październiku 1669 roku, jest milowym krokiem na drodze do uprzedmiotowienia niewolników. Stanowiła, że przypadkowe zabicie niewolnika, podczas wymierzania mu kary, nie jest zbrodnią, gdyż „nie można przypuszczać, by złośliwa premedytacja, (która jedyna czyni morderstwo zbrodnią) mogła nakłonić jakiegokolwiek człowieka do zniszczenia swojego mienia”28. Z dwóch ostatnich w latach sześćdziesiątych praw, dotyczących Afrykanów, pierwsze odbierało im możliwość posiadania białych serwantów, drugie natomiast uznawało „niewolnikami na całe życie” wszystkich serwantów nie będących chrześcijanami, których od tej pory sprowadzi się drogą morską do kolonii (1670)29. Aspekt religijny stanowił ważny, ale nie jedyny element ideologicznej nadbudowy ich zniewolenia. Chrzest niewolnika nie powodował przecież odzyskania wolności. Ważniejszym czynnikiem wydaje się fakt, że wszyscy serwanci, których wymieniono w doprecyzowanym dwanaście lat później akcie, mieli inny kolor skóry. Ponieważ niewielu było w kolonii Indian wśród służby, jeszcze mniej, jeśli w ogóle, „Maurów”, prawo z 1682 roku w praktyce dotyczyło coraz to liczniejszej grupy importowanych z Afryki Murzynów. W ten sposób stworzono ramy prawne dla funkcjonowania systemu w kolonii. Ustawodawstwo bezpośrednio wiązało niewolnictwo z Murzynami, sama niewola była nie tylko dożywotnia, ale i dziedziczna, a co gorsze, już nie tylko ich praca, a oni sami stali się własnością, „mieniem” pana. Zwiększoną aktywność legislacyjną, precyzującą status niewolników w Wirginii, wywołała dynamicznie powiększająca się populacja Afrykanów w kolonii, ale także coraz większe zaangażowanie Anglików w proceder handlu ludźmi. O znacznym rozwoju na tym polu możemy mówić dopiero w ostatnim ćwierćwieczu siedemnastego wieku, jednak pierwsze próby stworzenia w Anglii spółki zajmującej się handlem z Czarnym Lądem datują się właśnie na okres 1660–1667 (The Company powyżej tej samej granicy wieku. Dopiero w 1769 roku wolne Murzynki, Mulatki i Indianki zwolniono z opodatkowania. Ibidem, t. 2, s. 267; t. 8, s. 393. 27 Ustawodawstwo Wirginii sukcesywnie ograniczało wszelkie inne, poza suwerenną decyzją właściciela, możliwości odzyskania wolności przez niewolnika. Świadczą o tym akty z 1676/77, 1699 i 1705 roku. Ibidem, t. 2, s. 388; t. 3, s. 223, 447–448. 28 „...if any slave resist his master (or other by his masters order correcting him) and by the extremity of the correction should chance to die, that his death shall not be accompted ffelony, but the master (or that other person appointed by the master to punish him) be acquit from molestation, since it cannot be presumed that prepensed malice (which alone makes murther ffelony) should induce any man to destroy his owne estate.” Ibidem, t. 2, s. 270. 29 „...all servants not being Christians imported into this colony by shipping shalbe slaves for their lives ...”. Ibidem, t. 2, s. 280, 283. W 1682 roku prawo dotyczące importowanych, niechrześcijańskich serwantów sformułowano precyzyjniej. Ustanowiono, że: „...all servants ... which [sic!] shall be imported into this country either by sea or by land, whether Negroes, Moors, mulattoes or Indians who and whose parentage and native countries are not Christian at the time of their first purchase by some Christian ... and all Indians, which shall be sold by our neighbouring Indians, or any other trafficing with us for slaves, are hereby adjudged, deemed and taken to be slaves to all intents and purposes any law, usage, or custom to the country notwithstanding.” Ibidem, t. 2, s. 491–492.
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 59
of Royal Adventurers Trading to Africa). Rywalizacja z Republiką Zjednoczonych Prowincji w Ameryce, a z Portugalczykami w Afryce, nie sprzyjała odniesieniu sukcesu ekonomicznego. Kompania podupadła i dopiero w korzystniejszych warunkach, w 1672 roku, Karol II nadał nową kartę Kompanii Afrykańskiej (The Royal African Company). Karta gwarantowała spółce monopol na handel z Czarnym Lądem, monopol, który formalnie obowiązywał do 1698 roku, choć w praktyce, po Chwalebnej Rewolucji, dopuszczono do tego interesu innych, nie związanych z Kompanią handlowców. Władze i akcjonariuszy spółki przede wszystkim interesowało afrykańskie złoto, ale nie zamykano oczu na szybko rozwijający się rynek handlu ludźmi z hiszpańskimi i angielskimi koloniami Nowego Świata (w przypadku kolonii angielskich doskonałym rynkiem były w tym czasie atlantyckie i karaibskie wyspy – Barbados, Bermudy, Jamajka i Wyspy Podwietrzne). Między 1680 a 1689 rokiem Kompania sfinansowała 249 wypraw do Afryki. Jej roczny „plon” wynosił średnio pięć tysięcy niewolników, z czego tylko niewielki procent trafiał do Wirginii30. Wirginijscy plantatorzy bardzo długo preferowali białą służbę, z którą po prostu mieli znacznie mniej kłopotów. Przybyszy z Afryki oddzielała od białych istna przepaść kulturowa – nie znali języka angielskiego, przynosili ze sobą odmienny bagaż zasad i doświadczeń. Ponadto niewolnik kosztował plantatora przynajmniej dwa razy więcej, niż biały pracownik, co przy utrzymującej się przez większość siedemnastego wieku dużej śmiertelności, czyniło jego zakup ryzykownym i nieopłacalnym. Cóż z tego, że Afrykanin służyć miał przez całe życie, jeśli życie to szybko dobiegało końca?31 W ostatnim ćwierćwieczu siedemnastego stulecia zalety czarnego niewolnictwa zaczęły jednak przeważać nad wadami. Rosnące zapotrzebowanie na siłę roboczą, w sytuacji mniejszego niż w poprzednich dekadach napływu nowych białych osadników i niższej śmiertelności mieszkańców kolonii, skłoniło najbogatszych Wirgińczyków do zastąpienia białej służby ciemnoskórymi niewolnikami. Niepożądanym efektem systemu służby kontraktowej była coraz większa rzesza wolnej biedoty w kolonii i wiążące się z tym napięcia społeczne, których zamożni plantatorzy z pewnością chcieli uniknąć32. Czarne niewolnictwo podsuwało rozwiązanie wielu problemów, a przykładem korzyści płynących z podjęcia takiej decyzji był na przykład ekonomiczny sukces plantatorów z Barbadosu. Niewolnicy, choć nie tani, byli łatwiej dostępni. Inaczej niż serwanci, nie odzyskiwali wolności po kilku latach służby, a poza tym plantator mógł liczyć na ich potomstwo. Różnice kulturowe, utrudniające współżycie z Afrykanami w poprzednim okresie, uległy częściowemu 30 A.P. Middleton, Tobacco Coast: A Maritime History of Chesapeake Bay in the Colonial Era, Baltimore 1994, s. 149–150; S. Westbury, Slaves of Colonial Virginia: Where They Came From, WMQ, 3rd Series, vol. 42, 2 (April 1985), s. 229–230; zob. też: http://www.pbs.org/wgbh/aia/part1/1p269.html. 31 E.S. Morgan, American..., s. 297–298; D.B. Rutman, A.H. Rutman, A Place in Time: Middlesex County, Virginia 1650–1750, t. 1–2, New York 1984, t. 1, s. 178–188; A.P. Middleton, op. cit., s. 154. 32 Na podst. E.S. Morgan, American..., s. 295–315; R.R. Menard, British Migration to the Chesapeake Colonies in the Seventeenth Century, [w:] “Colonial Chesapeake Society”, ed. L. Green Carr, P.D. Morgan and J.B. Russo, Chapel Hill 1988, s. 105.
60 Paweł Konieczny
przynajmniej zniwelowaniu, gdyż coraz więcej czarnych Wirgińczyków urodziło się już i wychowało na amerykańskiej ziemi. Na efekty uznania opłacalności systemu nie trzeba było długo czekać. W ciągu pięciu ostatnich lat siedemnastego stulecia Wirgińczycy kupili tylu Afrykanów, ilu wcześniej sprowadzono tam w ciągu dwudziestu lat, a w następnych dekadach tempo tego procesu jeszcze wzrosło33. Prawo uchwalone w czerwcu 1680 roku dowodzi, iż współcześni dostrzegali te doniosłe społeczne zmiany. Klęska Rebelii Bacona oraz skuteczne spacyfikowanie zamieszek w 1682 roku ograniczyły możliwość wystąpień białych; od tego czasu większym zagrożeniem w oczach zamożnych Wirgińczyków był bunt czarnej populacji. Aby zapobiec „częstym spotkaniom znacznej liczby murzyńskich niewolników, pod pretekstem świąt i pogrzebów” – co uznano w ustawie za niebezpieczne – niewolnicy nie mogli odtąd, bez pisemnego zezwolenia właściciela lub nadzorcy, opuszczać plantacji swojego pana. Nieszczęśnik złapany na obcym terenie bez przepustki narażony był na karę dwudziestu batów na goły grzbiet. Niewolnicy nie mogli też odtąd posiadać żadnej broni (nie tylko palnej, ale nawet pałki, czy kija); każde podniesienie ręki na białego kończyło się trzydziestoma batami, a gdyby zbiegły niewolnik stawiał opór, lub w jakikolwiek sposób zagrażał bezpieczeństwu i majątkowi białych, można go było bezkarnie zabić34. W 1691 roku zakazano małżeństw białych z czarnymi. Dzieci z takich związków określono w ustawie „wstrętną mieszaniną i bękarcim pomiotem”35. Prawo z kwietnia 1692 roku tworzyło odrębne dla niewolników rozwiązania prawne, na wypadek popełnienia przez nich zbrodni karanej w Anglii śmiercią lub odjęciem kończyny. Sprawy takie miały odtąd rozpatrywać z polecenia gubernatora sądy hrabstw, a nie, jak w przypadku białych zbrodniarzy, Sąd Generalny kolonii36. Prawo z kwietnia 1699 roku, zatytułowane: „Ustawa o karze dla niewolników za dopuszczenie się po raz pierwszy i drugi przestępstwa kradzieży świni”, dotyczyło najczęstszego, jeśli nie liczyć zbiegostwa i pijaństwa, przestępstwa czarnych. Za pierwszym razem sędzia pokoju w hrabstwie, gdzie doszło do kradzieży, miał prawo zlecić wymierzenie niewolnikowi 39 batów, gdyby jednak niewolnik ukradł świnię po raz drugi, najpierw za karę stać musiał przez dwie godziny pod pręgierzem, z przybitymi do niego uszami [!], a po odcierpieniu tej kary uszy mu odcinano. Ustawa znamiennie podkreślała, że dotyczy kradzieży popełnianej przez „Murzyna czy niewolnika”37. Surowość kar, wykonywanych w miejscu publicznym, miała na celu zastraszenie Badania Mechal Sobel wykazały, że już w trzecim dziesięcioleciu XVIII stulecia murzyńska populacja Wirginii była więcej niż reproduktywna. Chociaż do połowy wieku przybyszami z Afryki było jeszcze jakieś 30–35%, żyjących w kolonii, dorosłych Murzynów, w drugiej połowie wieku procent ten gwałtownie malał. W młodych Stanach Zjednoczonych czarna populacja stanu to już w zasadzie Afro-Amerykanie. M. Sobel, op. cit., s. 6, 245; S. Westbury, op. cit., s. 236; A. Kulikoff, op. cit., s. 40. 34 Hening, t. 2, s. 481–482. 35 “...that abominable mixture and spurious issue...”: Ibidem, t. 3, s. 86–87. 36 Ibidem, t. 3, s. 102, 269–270. 37 Ibidem, t. 3, s. 179. 33
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 61
ewentualnych naśladowców. Terror był narzędziem, przy pomocy którego biali zamierzali zapanować nad coraz większą grupą czarnych. Kolejny etap wyznacza rok 1705 – najważniejsza cezura w dziejach niewolniczego ustawodawstwa Starego Dominium. Wtedy bowiem doszło do zredagowania całego pakietu praw, który dziś znany jest pod nazwą „kodeksu niewolniczego” (Slave Code). Zanim jednak Zgromadzenie Ogólne opracowało i przyjęło ten liczący czterdzieści jeden paragrafów kodeks, uchwaliło inną bardzo ważną ustawę, na mocy której wszyscy niewolnicy mieli być w świetle prawa spadkowego traktowani jak nieruchomość (real estate). Oznaczało to, że po śmierci właściciela i zabezpieczeniu praw wdowy, mieli w całości przejść w posiadanie głównego spadkobiercy. Akt, którego celem było jak najlepsze zachowanie majątku należnego dziedzicowi i zapewnienie mu rąk do pracy na otrzymanych w spadku plantacjach, zawierał sporo wyjątków, co w zasadniczym stopniu wpłynęło na jego jasność, a w konsekwencji przysporzyło następnemu pokoleniu Wirgińczyków wielu kłopotów. Próba doprecyzowania ustawy, podjęta w 1727 roku, niewiele zmieniła (choć brzmi to dziwnie, częściej obowiązywały wyjątki, niż reguła). W październiku 1748 roku reprezentanci poszczególnych hrabstw podjęli decyzję o przywróceniu niewolnikom formalnego statusu ruchomości (chattels). Ponieważ tę z kolei decyzję odrzucił w 1751 roku król, ustawy wcześniejsze zachowały swoją moc prawną, mimo niezadowolenia samych Wirgińczyków i podjętej przez nich próby przekonania angielskiej strony do uchwalonego w 1748 roku prawa38. Kodeks niewolniczy z 1705 roku w jednym miejscu zbierał wszystkie dotychczasowe prawa, dotyczące służących kontraktowych i niewolników. Dekretował niewolnikami wszystkich serwantów, sprowadzonych odtąd lądem lub wodą, „którzy nie byli chrześcijanami w ich rodzimym kraju, (za wyjątkiem Turków i Maurów, żyjących w przyjaźni z Jej Królewską Mością, oraz innych, którzy mogą przedstawić odpowiedni dowód, iż byli wolnymi ludźmi w Anglii lub innym chrześcijańskim kraju, nim zostali zaokrętowani, w celu przybycia tutaj)”39. Kto, jeśli nie czarny Afrykanin, mógł być tym pogańskim, sprowadzonym do kolonii serwantem? Fakt, że czynnik religijny, a nie rasowy ponownie zdaje się wybijać na plan pierwszy, był konsekwencją powszechnego postrzegania niewiernych jako wrogów chrześcijan, obcych. Niewolę wrogów łatwiej uzasadnić i moralnie rozgrzeszyć. To nie przypa“...all negro, mulatto, and Indian slaves, in all courts of judicature, and other places, within this dominion, shall be held, taken and adjudged to be real estate (and not chattels;) and shall descend unto the heirs and widows of persons departing this life, according to the manner and custom of land of inheritance, held in fee simple.” Ibidem, t. 3, s. 333–335. Ustawy z 1727 i 1748 r.: Ibidem, t. 4, s. 222–228; t. 5, s. 432–443. 39 „...all servants imported and brought into this country, by sea or land, who were not christians in their native country, (except Turks and Moors in amity with her majesty, and others that can make due proof of their being free in England, or in other christian country, before they were shipped, in order to transportation hither) shall be accounted and be slaves, and as such be here brought and sold notwithstanding a conversion to chritianity afterwards.” Ibidem, t. 3, s. 447–448. 38
62 Paweł Konieczny
dek, że przyjaźni Anglii muzułmanie, podobnie jak inni, zaakceptowani w chrześcijańskim świecie obcy, zostali w ustawie potraktowani wyjątkowo40. Na obowiązki pana wobec służących kontraktowych i niewolników składało się zapewnienie im „zdrowej i wystarczającej” żywności, odzieży i schronienia. Zabroniono mu też „nieumiarkowanego” karania pracowników. Batożenie białych serwantów wymagało specjalnej zgody lokalnego sędziego pokoju, natomiast czarnych niewolników można było karać do woli, byle umiarkowanie. Kodeks zawiera kilka innych przykładów prawnego upośledzenia niewolników w stosunku do serwantów i czarnych w stosunku do białych. Sędziowie pokoju przyjmowali skargi „wszystkich serwantów (nie będących niewolnikami)”. Niewolnicy nie mogli zeznawać w sądzie przeciwko białym; karani byli surowiej za te same przestępstwa. Wolni kolorowi nie mogli mieć białej służby. Zbiegłego niewolnika, jeśli nie zareagował na oficjalne wezwanie do powrotu, ogłoszone w kościołach hrabstwa, po upływie wyznaczonego czasu każdy mógł bezkarnie „zabić i zniszczyć” (stratę właściciela pokrywano potem z publicznych pieniędzy). Powtórzono dawne prawa o zakazie posiadania przez niewolników jakiejkolwiek broni, podniesieniu ręki na białego i przypadkowym zabiciu niewolnika podczas wymierzania mu kary. Utrzymano zakaz małżeństw białych z Murzynami i Mulatami (tymi ostatnimi uznawano wszystkie dzieci Indian w pierwszym pokoleniu i wszystkich z domieszką murzyńskiej krwi do trzech pokoleń wstecz)41. Biali mężczyźni mogli bez obaw odbywać stosunki seksualne z Murzynkami, inaczej było w przypadku kobiet, które, jeśli udowodniono im współżycie z czarnym, karano wysoką grzywną albo pięcioletnią niewolą. Dziecko niewolnicy z białym człowiekiem stawało się własnością jej pana, natomiast dziecko białej kobiety z Murzynem miało pracować na rzecz parafii, jako serwant, do ukończenia 31. roku życia42. Wydaje się przy tym, że ustawodawcami powodowała chęć zachowania czystości białej populacji tylko w takim sensie, by nie dopuścić do formalnego łączenia się z gorszym w ich mniemaniu, predestynowanym do niewoli gatunkiem, potomkami Chama43. Tym sposobem w ciągu kilkudziesięciu lat „Murzyni przestali być serwantami i stali się niewolnikami, przestali być ludźmi i stali się inwentarzem”44. Kolejne redakcje praw dotyczących niewolników, uchwalone w 1723 i 1748 roku, niczego w tym względzie nie zmieniły. Niska kondycja prawna murzyńskich niewolników nie pozostała przy tym bez wpływu na stosunek białych do garstki wolnych Murzynów, Zob. W.D. Jordan, Enslavement..., s. 372–373. “...the child of an Indian, and the child, grand child, or great grand child, of a negro shall be deemed, accounted, held and taken to be a mulatto.” Hening, t. 3, s. 252. 42 Ibidem, t. 3, s. 447–462. 43 Określenia „potomkowie Chama” (descendants of Ham) użył w stosunku do Murzynów na przykład W. Byrd II. The Correspondence..., t. 2, s. 488. Na temat teorii łączącej Murzynów z wyklętym synem Noego zobacz: W.D. Jordan, Enslavement..., s. 372, 376. 44 O. and M.F. Handlin, op. cit., s. 208. 40 41
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 63
mieszkających w kolonii45. Proces odsuwania ich na margines życia społecznego ostatecznie dopełnił się w 1723 roku. Od tego momentu nieważne było, czy spełniają majątkowe wymogi, dające prawa wyborcze, gdyż kolor skóry automatycznie pozbawiał ich prawa do głosowania46. W osiemnastowiecznych opisach czarnych mieszkańców Wirginii, w szczególności tych pióra przybyszy z północy lub Europy, trudno jest doszukać się pozytywnych cech, tak wyglądu zewnętrznego, jak i charakteru. Nawet przeciwnik niewolnictwa, Thomas Jefferson, podejrzewał, że czarni mają gorsze, niż biali, wrodzone cechy ciała i umysłu47. W stereotypowej opinii białych Murzyni mieli groteskową, małpią posturę (grotesque, apelike, animal-like); byli gorszym, cuchnącym gatunkiem (używano dla ich klasyfikacji słowa „sort” albo odpowiednich dla zwierząt terminów „breed” lub „creatures”). Odmienność fizyczna pozwalała im jakoby lepiej od białych znosić upały i trudy pracy na plantacji; potrzebowali też, jak sądzono, mniej czasu na sen. Hugh Jones posunął się nawet do stwierdzenia, że Afrykanie są z natury stworzeni do ciężkiej pracy i „rozkoszują się” upałami, panującymi w kolonii. Z pewnością innego zdania byłby na przykład niewolnik niejakiego pana Tatema, który w lipcu 1766 roku zmarł od upału, podczas pracy w polu48. W okresie wojny o niepodległość, kiedy mocniej dały o sobie znać problemy z uzyskaniem potrzebnych towarów, rasowe uprzedzenia obserwatorów potęgował dodatkowo inny element wyglądu zewnętrznego niewolników – ich skąpe, obdarte odzienie albo zupełna wręcz nagość. Nieskrępowaną nagość kojarzono jednoznacznie z dzikością i barbarzyństwem. Pensylwańczyk, Ebenezer Hazard, w 1777 roku Dopiero cenzus z 1790 roku dostarcza nam pewnych danych co do liczby wolnych Murzynów żyjących w Wirginii. Wśród 305 tysięcy czarnych mieszkańców stanu, ledwie 12 500 (4%) było ludźmi wolnymi (1,7% ogółu mieszkańców stanu). Zob. M. Sobel, op. cit., s. 243. 46 Hening, t. 4, s. 126–134. Prawo głosowania przywrócono czarnym mężczyznom dopiero po wojnie secesyjnej. W styczniu 1870 roku Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął Wirginię z powrotem do Unii, pod warunkiem, że stan ten nigdy nie zmieni swojej konstytucji, tak by pozbawiała Murzynów praw wyborczych. Formalnie zagwarantowała to XV poprawka do konstytucji USA, ratyfikowana w marcu 1870 roku. 47 “I advance it therefore as a suspicion only, that the blacks, whether originally a distinct race, or made distinct by time and circumstances, are inferior to the whites in the endowments both of body and mind.” T. Jefferson, Notes on the State of Virginia (1784), ed. F. Shuffelton, New York 1999, s.150–151. 48 “Last week through the excessive heat of the weather, a man while at work upon a house in the town of Portsmouth fainted and died soon after, a Negro of Mr. Tatem’s in Norfolk county dropped down in the corn field and expired, and two Negroes in the borough of Norfolk, one belonging to Dr. Campbell and the other to the Tanwork there, died likewise. The thermometer at a house in this city, about that time, although hanging in a cool place, quite from the sun, was at 94 degrees [34 stopnie Celsjusza – przyp. P.K.].” The Virginia Gazette 1736–1780, printed at Williamsburg, Virginia, and reproduced by Photostat in the Massachusetts Historical Society (dalej: VG), Boston 1925. Kolekcja ta jest w posiadaniu min. the John Carter Brown Library w Providence, RI (USA). Cytat pochodzi z numeru 791, July 18, 1766. The Journal of Nicholas Cresswell 1774–1777, ed. S. Thornely, New York 1968, s. 18–19; Observations in Several Voyages and Travels in America, [w:] WMQ, 1st Series, vol. 15 (1907), s. 6–7; Report of the Journey of Francis Louis Michel, from Berne, Switzerland, to Virginia, October 2, 1701 – December 1, 1702, ed. W.J. Hinke, VMHB, 14 (1916), s. 117; LC Diary, t. 1, s. 396, 429; The Correspondence..., t. 2, s. 488; T. Jefferson, op. cit., s. 146; H. Jones, op. cit., s. 76. 45
64 Paweł Konieczny
oburzał się na widok półnagich murzyńskich nastolatków, chodzących po ulicach stolicy. „Jest to tak powszechny widok – dodawał – że nawet damy nie wyglądają na zaszokowane nim”49. Przed rewolucją niewolnicy ubierani byli znacznie lepiej, czego dowodzą szczegółowe opisy garderoby zbiegów, zawarte w listach gończych, publikowanych na łamach The Virginia Gazette50. Cechy charakteru Murzynów przedstawiały się w opinii białych równie źle, co ich wygląd zewnętrzny. Generalnie widziano w nich prymitywnych dzikusów, lubieżnych pogan o naturalnych skłonnościach do złodziejstwa i pijaństwa51. Znana prawda, że nie można z niewolnika zrobić dobrego pracownika, znajdowała potwierdzenie w wiecznych narzekaniach plantatorów na lenistwo czarnych. Na każdym kroku podkreślano ich opieszałość i wykręcanie się wszelkimi sposobami od poleconych im zadań52. Zabawny dziś wpis w dzienniku Landona Cartera, zdziwionego regularnymi i zbiorowymi dolegliwościami jego niewolników, akurat w poniedziałki, pokazuje nam jeden ze sposobów unikania pracy – symulowanie choroby53. Niskie mniemanie właścicieli co do możliwości intelektualnych Murzynów zaważyło na niechętnym, jakby tylko wymuszonym okolicznościami, przyuczaniu ich do rzemiosła (rację ma Allan Kulikoff, że wśród przyczyn leżał także strach plantatorów przed sabotażem czarnych). Jones stwierdził, że nawet ci, których nauczono jakiegoś przydatnego na plantacji fachu, nie są szczególnie pojętni54. Czarni doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że uważano ich za głupich i wykorzystywali to. „Choćby stu ludzi pokazało im jak pracować motyką lub prowadzić taczki – pisał Brytyjczyk, Edward Kimber – zawsze chwycą za zły koniec i za kółko; i często umierają, nim się ich podporządkuje”55. Udawana ignorancja i tępy upór, tak jak zbiegostwo, były metodą na uniknięcie pracy oraz formą protestu przeciw wyzyskowi i przemocy. Rzeczywista, codzienna percepcja Murzynów była bardziej złożona, choć wpływ na nią miał zarówno usankcjonowany prawem status niewolników, jak i stereotypy. Naturalnie, lepiej postrzegano Murzynów urodzonych i wychowanych w Wirginii, niż tych, których niedawno, w bydlęcych warunkach, przywieziono do kolonii. Poza tym, siła oddziaływania uprzedzeń na rzeczywiste postawy wobec czarnych zależała od dystansu, dzielącego obie rasy w codziennym życiu. Najgorszy był wizeru49 „This is so common a sight that even the Ladies do not appear to be shocked at it.” The Journal of Ebenezer Hazard in Virginia, 1777, ed. F. Shelley, VMHB, 62 (1954), s. 410; Anburey, op. cit., t. 2, s. 333. 50 Przykłady listów gończych: VG, October 18–25, 1736; January 27 – February 3, 1737 [1738]; September 14, 1765; November 19, 1767; June 30, 1774. 51 H. Jones, op. cit., 75; LC Diary, t. 1, s. 363, 396; Observations..., s. 8. 52 SD, np. 31 sierpnia 1710, 22 lutego i 26 września 1711, 18 września 1712, s. 224, 307, 412, 585; LC Diary, t. 2, s. 755. 53 LC Diary, t. 1, s. 174. 54 H. Jones, op. cit., s. 76; A. Kulikoff, op. cit., s. 384–386. 55 “...let an hundred Men shew them how to hoe, or drive a Wheelbarrow, he’ll still take the one by the Bottom, and the other by the Wheel; and they often die before they can be conquer’d.” Observations..., s. 7.
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 65
nek niewolników pracujących w polu, z którymi biali mieszkańcy plantacji (oprócz nadzorców) mieli niewiele okazji do bezpośrednich kontaktów. Często spotykane w źródłach, a stosowane wobec niewolników, określenie „ręce” dowodzi jednoznacznie, jak ich postrzegano i traktowano. Znacznie lepszy był wizerunek czarnych rzemieślników (szewców, bednarzy, kowali etc.). Korespondencja i dzienniki plantatorów ujawniają większą o nich dbałość (wynikającą po części z ich znacznej wartości), a także częstsze z nimi kontakty, dające możliwość zderzenia stereotypów z realiami56. Najżywsze relacje między białymi a niewolnikami miały jednak miejsce w „wielkim domu”, czyli rezydencji plantatora. Nieliczna służba domowa znajdowała się na szczycie niewolniczej hierarchii. Zażyłe stosunki czarnych nianiek z dziećmi zamożnych plantatorów dobitnie akcentowały ścisły, mimo uprzedzeń, splot świata czarnych i białych mieszkańców kolonii, podobnie jak, mające zupełnie inny charakter, stosunki Thomasa Jeffersona z młodziutką niewolnicą, Sally Hemings. Białe maluchy chowały się i bawiły razem z Murzynami, gdyż niańki i służące brały ze sobą do pracy swoje własne dzieci. W miarę jak dzieci plantatorów rosły, rodzice i guwernerzy odsuwali ich od murzyńskich towarzyszy zabaw, obawiając się, mniej lub bardziej realnego uszczerbku w ich zachowaniu i wysławianiu się. Jeśli gdziekolwiek, to właśnie w „wielkim domu” relacje między białymi a czarnymi nabierały bardziej ludzkiego wymiaru, choć przez cały czas role panów i niewolników były oczywiste dla wszystkich57. * Adaptacja systemu niewolnictwa trwała w Wirginii kilkadziesiąt lat i ostatecznie dokonała się na początku osiemnastego wieku. Przez ten czas wizerunek coraz liczniejszej grupy importowanych do kolonii Murzynów, od początku nie najlepszy, pogorszył się jeszcze, w miarę kształtowania się formalnego statusu niewolników. Najpierw nastąpiło pojęciowe i prawne oddzielenie czarnych pracowników od reszty serwantów oraz przypisanie im terminu „slave”. Biały nie mógł być niewolnikiem, natomiast Murzyn był predestynowanym do niewoli „potomkiem Chama”. Zmianę tą łatwo dostrzec, obserwując nie tylko ustawodawstwo Wirginii, ale także codzienność pracowników obu ras na wielkich plantacjach w siedemnastym stuleciu. W pierwszej połowie wieku biali i czarni serwanci żyli i pracowali razem; pod koniec wieku zdarzało się jeszcze, że pracowali wspólnie, ale mieszkali już osobno58. 56 O częstszych i żywszych kontaktach z czarnymi rzemieślnikami zobacz np.: Letters of Robert Carter..., s. 87; LC Diary, t. 1, np. s. 390, 483; E.S. Morgan, Virginians at Home: Family Life in the EighteenthCentury, Williamsburg 1952, s. 62–65. 57 LC Diary, t. 1, s. 194; Observations..., s. 15–16; Journal and Letters of Philip Vickers Fithian 1773– 1774: A Plantation Tutor of the Old Dominion, ed. H.D. Farish, Williamsburg 1943, s. 39, 43, 61–62, 82; E.S. Morgan, Virginians..., s. 63–66; S. Grauman Wolf, As Various as Their Land: The Everyday Lives of the Eighteenth-Century Americans, New York 1994, s. 110; D.B. Smith, Inside the Great House: Planter Family Life in Eighteenth-Century Chesapeake Society, Ithaca, Ga. 1980, s. 50; M. Sobel, op. cit., 135–137. 58 Szerzej o tym zobacz: J. Horn, op. cit., s. 283–287.
66 Paweł Konieczny
W drugiej fazie niewolnikom odebrano ich tożsamość. Stali się „mieniem”, przedmiotem subtelnego dylematu ustawodawców kolonii, czy w świetle prawa spadkowego należy traktować ich jak nieruchomość, czy też może jak inwentarz żywy. Niewolnikami handlowano jak zwierzętami; byli doskonałym prezentem dla dzieci; niczym koniom, nadawano im nowe imiona, będące zwykle zdrobnieniami imion angielskich (na przykład Tom, Jack, Jenny), choć zdarzały się też imiona bardziej wyszukane, zaczerpnięte z antycznej spuścizny (Venus, Scipio, Cain, Cupid)59. Dla wszystkich bez wyjątku właścicieli byli gorszym gatunkiem ludzi; dla wielu z nich – raczej narzędziami, niż pracownikami. W rasowej hierarchii Murzyni lokowali się niżej nie tylko od białych, ale i od Indian, których mimo żywionej do nich niechęci uznawano za ludzi z natury wolnych60. W osiemnastym wieku rasistowskie zakazy regulowały także życie garstki wolnych Murzynów, zepchniętych na margines społeczeństwa Starego Dominium. Nie uczestniczyli oni w ćwiczeniach oddziałów milicji, nie mogli zawierać małżeństw z białymi, nie mieli prawa głosu, ani też z zasady nie dopuszczano ich do żadnych, nawet lokalnych urzędów. Wizerunek ohydnych, lubieżnych i tępych barbarzyńców, dla których konieczne jest stworzenie odrębnych praw, choć podpierał samą ideę niewolnictwa, u źródeł swoich miał rasowe uprzedzenia białych do Murzynów w ogóle, a nie tylko do Murzynów-niewolników. „Różnica jest ustalona w naturze” – pisał Thomas Jefferson, rozpatrując cechy fizyczne czarnej i białej populacji. W następnym zdaniu autor Deklaracji Niepodległości zapytał retorycznie – „I czyż różnica ta nie ma znaczenia?”61 Dla Wirgińczyków miała i stąd obraz świata czarnych, zawarty w źródłach, przypomina karykaturę.
The Status and Image of the Blacks in the Colonial Virginia Abstract The main subject of the article are the characteristics of the adaptation of the slavery system in Virginia, and the analysis of the perception of the Blacks by the white inhabitants of the Niewolnicy, jako prezent dla dzieci, zobacz np.: Robert Carter Diary, June 9, 1722, [w:] RC Correspondence. Przykłady imion niewolników np.: Princess Anne County Loose Papers: 1700–1789, ed. J.H. Creecy, Richmond 1954, s. 75–77; Inwentarze majątków kilkunastu zamożnych plantatorów Wirginii z XVIII wieku, [w:] http://Gunstonhall.org/probate/inventory.htm. 60 Na ten temat zobacz: W.F. Craven, op. cit., s. 366, 368; K.M. Stampp, The Peculiar Institution: Slavery in the Ante-Bellum South, New York 1989, s. 23–24; W.D. Jordan, Enslavement..., s. 396–398; The Commonplace Book of William Byrd II of Westover, ed. K. Berland, J.K. Gilliam, and K.A. Lockridge, Chapel Hill 2001, s. 139–140, 235–236. 61 T. Jefferson, op. cit., s. 145. Przekonującą próbę rozwikłania paradoksu rasistowskich poglądów Thomasa Jeffersona – miłośnika i propagatora wolności człowieka, który do końca życia nie uwolnił własnych niewolników – podjął Edmund S. Morgan: Niewolnictwo i wolność: amerykański paradoks, [w:] Dwieście lat USA: Ideały i paradoksy historii amerykańskiej, wybór i wstęp L.D. Orton, Warszawa 1984, s. 68–107. 59
Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii 67
Old Dominion. Formation of the legal rudiments of the slavery system in Virginia took several decades, up until the beginning of the eighteenth century. Initially, a conceptual separation of the black workers from the rest of the servants took place, and the term “slave” was ascribed to them. Towards the end of the seventeenth century, a white person in principle could not be a slave any more, whereas a black person was predestined to slavery as “descendant of Ham”. As the next step, slaves were deprived of their human identity. They became “property”, an object of a subtle dilemma for the legislators of the colony as to whether they should be treated as immovable property or livestock in the light of inheritance law. In everyday life, they were an inferior species for all owners without exception; many plantation owners perceived them as tools rather than workers. That status quo obviously influenced the attitude of the Whites towards the handful of free Blacks living in the colony. In the eighteenth century, racist prohibitions regulated also their lives – they did not participate in militia exercises, they could not marry Whites, they did not have the right to vote, and, as a rule, they were denied access to any offices, including even the local ones. Those regulations attest to the fact that the image of hideous, lecherous, and dull barbarians, for whom it was necessary to create separate laws, common in the eighteenth century, although it supported the idea of slavery itself, was founded on the racist prejudices of the Whites towards the Blacks in general, and not only towards the Blacks-slaves.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Barbara Obtułowicz
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość. Literackie wyobrażenie kobiet aspirujących do kierowania państwem
Podczas badań nad kobietą hiszpańską w dobie powstawania społeczeństwa liberalnego natknęłam się na czasopismo „Gobierno Representativo y Constitucional del Bello Sexo Español”. Ukazywało się ono w 1841 roku. Redaktor odpowiedzialny Tomasz González nadał mu formę organu prasowego fikcyjnych kortezów złożonych z kobiet, które utworzyły pierwszy w dziejach Hiszpanii własny rząd, aby udowodnić mężczyznom, że potrafią lepiej od nich kierować państwem. Lektura monografii Karoliny Targosz Sawantki w Polsce w XVII w.1 oraz zainteresowania dorobkiem teatralnym starożytnej Grecji utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie był to pomysł nowatorski. Problematykę tę poruszały bowiem komedie Arystofanesa Lizystrata (411 p.n.e.) i Sejm kobiet (391 p.n.e.), siedemnastowieczna literatura sowizdrzalska, zwłaszcza Sejm niewieści Marcina Bielskiego (ok. 1569) i po części satyry pt. Sejm białogłowski oraz Sejm panieński. Można się w nim także dopatrzyć podobieństw do Gwałtu co się dzieje Aleksandra Fredry. Fakt ten stał się inspiracją do przeprowadzenia studium porównawczego pomiędzy komediami Arystofanesa, utworem Bielskiego oraz wspomnianym periodykiem hiszpańskim. Koncentrujemy się zasadniczo na tych czterech tekstach, ponieważ tylko one mówią o kobiecych ambicjach sprawowania władzy w państwie poprzez organ przedstawicielski złożony wyłącznie z reprezentantek płci pięknej. W komedii Fredry panie obejmują rządy tylko w jednym miejscu, w miasteczku Osiek. Ich zadaniem jest zdobycie dominacji nad mężczyznami, a nie kierowanie Rzeczpospolitą2. Podobny cel przyświeca niewiastom z Sejmu białogłowskiego i Sejmu panieńskiego. Panie narzekają w nich na mężczyzn, opowiadają jak widzą i oceniają swych narzeczonych i mężów oraz wyrażają życzenia co do tego, jacy powinni oni być. W warunkach K. Targosz, Sawantki w Polsce XVII w. Aspiracje intelektualne kobiet ze środowisk dworskich, Warszawa 1997, s. 22. 2 A. Fredro, Gwałtu co się dzieje, Warszawa 1960. 1
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 69
patriarchalnych jedyną szansę na poprawę swej sytuacji dostrzegają w ustanowieniu sejmu „babskiego”. Dopiero tenże sejm miał ujarzmić mężczyzn i pod groźbą sankcji wymusić na nich szacunek i uległości wobec kobiet. Wprawdzie niewiasty z Sejmu białogłowskiego domagają się prawa do noszenia broni, towarzyszenia swym mężom w polu, podczas posiedzeń sejmów i sejmików, wyboru kobiet na najwyższe urzędy, lecz nie w trosce o dobro Rzeczpospolitej, tylko z myślą o uwolnieniu się spod męskiej kurateli3. W centrum naszych rozważań stawiamy zagadnienie literackiej wizji uczestnictwa kobiet w życiu publicznym, współdecydowania o losach państwa. Marzenia kobiet o przejęciu władzy nad mężczyznami to wątek towarzyszący, ale nie dominujący. Wybrane do analizy prace dzieli rozpiętość czasowa (starożytność, schyłek Odrodzenia, Romantyzm) i przestrzenna (trzy krańce Europy: Grecja, Polska i Hiszpania), ale łączy wspólna myśl przewodnia. Nie jest nią bynajmniej emancypacja kobiet. Wydaje się, że problem dotyczy raczej krytyki nieudolności rządów sprawowanych przez mężczyzn i szukania sposobów ich usprawnienia. Pomysł dopuszczenia do władzy kobiet należy odczytać nie jako propozycję do realizacji w praktyce, lecz jako humorystyczną przestrogę. Jeżeli mężczyźni sami nie zjednoczą się wokół ratowania państwa, to kobiety zaczną nimi rządzić, a mając marne pojęcie o polityce i dyplomacji, doprowadzą kraj do upadku. Wszystko stanie wówczas na głowie: kobiety przejmą zajęcia męskie, mężczyźni kobiece. W Lizystracie mieszkanki Hellady, zwłaszcza tytułowa bohaterka, a za jej sprawą kobiety spartańskie i ich przywódczyni, Lampito, występują w roli mediatorek zawarcia pokoju Aten ze Spartą w dwudziestym roku wojny peloponeskiej. Uzyskują wpływ na losy kraju w kontekście i na czas konfliktu wojennego. Zwołują „białogłowskie zebranie”, sejmik, coś w rodzaju narady wojennej. Podczas obrad dochodzą do wniosku, że w sytuacji, gdy mężczyźni upierają się przy bezowocnej wojnie, powodującej osłabienie wewnętrzne państwa, ruinę gospodarczą oraz deprawację moralną Ateńczyków, jedyną nadzieję na uratowanie państwa ateńskiego daje przejęcie inicjatywy w rokowaniach pokojowych przez kobiety. Arystofanes każe im uciec się do zaskakującego rozwiązania, do swoistego strajku seksualnego. Lizystrata postanawia rozłączyć żony od mężów, dopóki ci nie wycofają się z wojny i wzywa mieszkanki Aten i Sparty do oszańcowania się na Akropolu4. W Sejmie kobiet 5, którego akcja toczy się również w Atenach, mieszkanki tego miasta są zmęczone sytuacją polityczną powstałą po przegranej przez Ateńczyków wojnie peloponeskiej. Przestał istnieć Związek Morski, a hegemonię w Grecji uzyskała arystokratyczna Sparta. Ateny były zrujnowane gospodarczo i politycznie. [utwór anonimowy], Seym białogłowski, [w:] Polska satyra mieszczańska. Nowiny sowiźrzalskie, oprac. K. Badecki, „Biblioteka Pisarzów Polskich”, nr 91, Kraków 1950, s. 61–83; J. Oleski, Seym panieński albo rozmowa, o biesidach y Krotofilach miesopustnych, tamże, s. 85–104. 4 Arystofanes, Lizystrata, [w:] Arystofanes. Komedie, t. II. Przełożyła, wstępem i przypisami opatrzyła J. Ławińska-Tyszkowska, Warszawa 2003, s. 101–173. 5 Arystofanes, Sejm kobiet, [w:] tenże, Komedie, przeł. J. Ławińska-Tyszkowska, Warszawa 1970, s. 21–121. 3
70 Barbara Obtułowicz
Następuje szybki upadek kultury. Mury Aten zostały zburzone, żołnierze spartańscy pilnowali spokoju w mieście, zwalczając wrogów osobistych i politycznych. W obliczu braku perspektyw na powrót do dawnej świetności, Praksagora, tak jak Lizystrata, rzuca myśl: „kobietom trzeba oddać w ręce państwo [...], aby zrobić w nim wreszcie porządek” [s. 41, 356]. Zachęcone tym wezwaniem rodaczki wykradają mężom ubrania, przebierają się w ich szaty, doklejają sobie brody, podstępem biorą udział w zgromadzeniu ludowym i uchwalają przekazanie władzy sobie samym. Są przekonane, że gwarancją sukcesu ich rządów jest zaprowadzenie zupełnie nowych zwyczajów: „jak nikt dotychczas nie czynił ni mówił” [s. 70]. W rozmowie z Chremesem i Blepyrosem Praksagora wyjaśnia, że owe zwyczaje będą polegać na wspólnym posiadaniu wszystkiego przez wszystkich. Wspólne miało być jedzenie, ubranie, pieniądze, ziemia, nawet usługi, jakie jedna płeć winna drugiej. „Uczynię je [kobiety] [...] wspólnymi dla mężczyzn i każda będzie mogła spać z każdym, i dzieci będzie mógł każdy mieć z każdą”, tłumaczyła Praksagora [s. 74]. Wprowadzony zostanie zakaz donosicielstwa, nieprawdziwych zeznań, kradzieży, krzywdzenia innych w jakikolwiek sposób [s. 68–69]. Jednym słowem, cytując słowa Pierwszej staruchy, nastanie „władza ludowa” [s. 103]. Całość utworu utrzymana jest w żartobliwej formie, „do śmiechu”. Ani poeta, ani widzowie i czytelnicy nie brali tej historyjki na serio. Aktualny wówczas sens komedii sprowadzał się do refleksji, że to co mężczyźni zrobili z Atenami osiągnęło punkt krytyczny. Czas najwyższy szukać dróg odwrotu, bo w przeciwnym razie kobiety zaprowadzą swoje porządki. Intencja taka niewątpliwie przyświecała także Bielskiemu. Sugeruje to uwaga zamieszczona przez wydawcę omawianego dzieła, Władysława Wisłockiego. Podkreśla on mianowicie, że Sejm niewieści stanowi kontynuację wcześniejszych chronologicznie satyr. Chodzi mianowicie o Sen majowy i Rozmowę baranów. W pierwszym utworze Bielski ostrzega szlachtę przed niebezpieczeństwem nawałnicy tureckiej, wzywając ją do jednomyślności w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego Rzeczpospolitej. W drugim głos swój kieruje do wszystkich stanów, pomijając jedynie uciśnionych kmieci, którzy ponosili największe ciężary prowadzonych wojen. Dopiero widząc, że utwory te nie przemawiają do umysłów adresatów zdecydował się napisać Sejm niewieści. Zdesperowany każe w nim „mężom siedzieć doma i kądziel prząść, rządy zaś oddać w ręce pogłowiu niewieściemu”7. Podobną konkluzję należy odnieść do „Gobierno Reprezentativo y Constitucional del Bello Sexo Español”. Z trzech pierwszych numerów czasopisma, jakie się zachowały, wynika że w rzeczywistości zawiera ono surową ocenę kolejnych rządów libeZ uwagi na to, że w prezentowanym tu artykule koncentrujemy się czterech źródłach, numery stron podajemy w tekście, nie w przypisach. Takie rozwiązanie wydaje się być funkcjonalne zarówno w odniesieniu do stosunkowo krótkiej satyry Bielskiego, jak niezbyt długich komedii Arystofanesa i obszernej pracy Gonzáleza. Ta ostatnia składa się wprawdzie z trzech numerów, z których każdy ma oddzielną numerację, ale w naszych rozważaniach odwołujemy się wyłącznie do najwartościowszego numeru pierwszego. 7 W. Wisłocki, Objaśnienia i słowniczek, [w:] M. Bielski, Satyry (Sen majowy, Rozmowa baranów, Sejm niewieści), wyd. W. Wisłocki, Kraków 1889, s. 108. 6
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 71
ralnych wyrażoną w aspekcie feministycznym przez grupę rozpolitykowanych dam. Posłużenie się tematyką kobiecą miało wzmocnić krytykę przeciwników skrajnej prawicy liberalnej reprezentowanej przez Tomasza Gonzáleza. Chciał on pokazać, że liberałowie usytuowani po lewej stronie sceny politycznej rządzą tak nieudolnie, jakby robiły to kobiety8. Domyślamy się, że znakomita większość niewtajemniczonych czytelników czasopisma odbierała tylko jego zewnętrzną formę, drwiąc z arystokratek nieporadnie dyskutujących nad groźnymi dla kraju wydarzeniami. Zatem periodyk ewidentnie ośmieszał kobiety, przestrzegając przed dopuszczeniem ich do decydowania o losach państwa. Czy również autorowi Sejmu niewieściego zależało na tym, aby nie tylko zganić mężczyzn za brak jedności i nieudolność w rządzeniu, ale zakpić z dążeń kobiet do władania bronią i zajmowania się polityką? M. Bielski pisał o tych aspiracjach rzeczowo a równocześnie z humorem. Odnosi się wrażenie, że ufał w dzielność, nieugiętość i waleczność niewiast, życząc im z głębi serca pomyślnej realizacji ich zamierzeń. Jednak wątpliwe jest, aby wierzył, że faktycznie kobiety są zdolne do przejęcia spraw państwa i jego obronności w swoje ręce. Pouczenia, jakie im dawał w tej materii pozostawiają sporo do myślenia. Na przykład instruował kobiety, jak się buduje szańce, zdobywa zamki, jak należy obsługiwać armaty i władać bronią ręczną. Zalecał im spożywanie chleba, słoniny, serów, picie na czczo gorzałki, zaś po obiedzie wody [s. 85–95]. Doprawdy, trudno sobie wyobrazić, by ówczesne damy gotowe były do rezygnacji z wygodnego życia i poświęcenia się rzemiosłu wojennemu, które wiązało się z wielkim wysiłkiem fizycznym, niebezpieczeństwem i wyrzeczeniami. Za ironicznym podejściem do zagadnienia przemawia fakt, że satyra Bielskiego reprezentuje nurt literatury sowizdrzalskiej, która miała tendencję do przedstawiania świata z przymrużeniem oka. Nie wiemy na pewno, czy Bielski należał do grona pisarzy-antyfeministów, jak Sebastian Klonowicz, Wacław Potocki, czy Wespazjan Kochowski. Natomiast znawcy przedmiotu zgodnie zaliczają Sejm niewieści do satyr antyfeministycznych9. Autorzy badanych dzieł rozpatrują fenomen kobiet garnących się do władzy w powiązaniu z realiami danego kraju i epoki. Bohaterki Arystofanesa umieszczone są w kontekście wojen peloponeskich. Białogłowy Bielskiego na tle problemów XVI-wiecznej Rzeczpospolitej, czyli zapewnienia państwu skutecznej obrony przed wrogami zewnętrznymi (Tatarami, Kozakami i państwem Moskiewskim), powrotu do macierzy Śląska i Prus oraz unii Polski z Litwą, a w polityce wewnętrznej kwestii uregulowania relacji pomiędzy władzą monarszą a coraz bardziej samowolną szlachtą i magnaterią, egzekucji praw i dóbr, załamania się koniunktury gospodarczej, kontrreformacji. Z kolei sejmujące Hiszpanki podczas obrad kortezów kobiecych poruszają istotne problemy państwa związane ze skutkami upadku hiszpańskiego imperium kolonialnego w Ameryce, transformacji od feudalizmu do kapitalizmu, z podziałem społeczeństwa na zwalczające się wzajemnie ugrupowania liberałów i absolutystów, zaś po śmierci Ferdynanda VII z walkami o tron, tzw. pierwszą woj8 9
I. Jiménez Morell, La prensa femenina en España (desde sus orígenes a 1868), Madrid 1992, s. 44–45. K. Badecki, Wstęp [w:]: Polska satyra mieszczańska..., s. XV.
72 Barbara Obtułowicz
ną karlistowską. Jest tam również mowa o pierwszej konstytucji hiszpańskiej uchwalonej w roku 1812 oraz tej z 1837 roku podpisanej przez królową regentkę, Marię Krystynę, matkę Izabeli II. Satyrę Bielskiego rozpoczyna „Przemowa białychgłów do mężczyzn”. Niewiasty skarżą się w niej na lekceważący stosunek mężczyzn do kobiet, nie doceniają walorów, jakimi obdarzyła je natura: urody, wdzięku, subtelności, trzeźwości umysłu, umiarkowania w spożywaniu pokarmów. Główny zarzut dotyczy przekonania o niezdolności płci pięknej do aktywności publicznej. Białogłowy kategorycznie temu zaprzeczają. W sytuacji, gdy „gnuśni” mężowie nie potrafią kierować sprawami państwa, za konieczne uznają włączenie się do decydowania „o dobrem spólnem naszem” i zapowiadają utworzenie własnego rządu [s. 57]. W „Gobierno Reprezentativo” odpowiednikiem „Przemowy” jest manifest (okólnik) [s. 6–11] skierowany do Hiszpanek przez Florentynę Mendozę, która wkrótce miała zostać wybrana na przewodniczącą rządu kobiecego. Treści zawarte w manifeście pokrywają się z tym, o czym mówi „Przemowa”. Florentyna występuje z ostrą krytyką rządów mężczyzn. Wytyka im prywatę, skorumpowanie, czyli ową „gnuśność”, oskarża o doprowadzenie kraju na skraj przepaści ekonomicznej. Boleje nad brakiem szacunku mężczyzn dla kobiet, nad traktowaniem ich jako istot drugiej kategorii, niezdolnych do sprawowania władzy. W zakończeniu akcentuje, że Bóg obdarzył kobiety takim samym rozumem i zdolnościami co mężczyzn. Wychodząc z takiego założenia, ogłasza uroczyście, że niebawem powstanie rząd złożony wyłącznie z kobiet, działający zupełnie niezależnie od oficjalnych organów państwowych. Przemowa i manifest wprowadzają czytelnika w tematykę utworów. W analizowanych komediach greckich rolę taką spełniają przemówienia przywódczyń sejmujących pań. Lizystrata zrzuca w niej winę za długotrwałą wojnę na lekkomyślnych mężczyzn. Wypomina im brak poczucia odpowiedzialności za państwo [s. 132, 136]. Ta sama myśl przewija się przez mowę Praksagory w Sejmie kobiet. Mówczyni podkreśla w niej dodatkowo osobistą troskę o przyszłość Aten: „uciska mnie brzemię wielkich spraw państwa, które z trudem dźwigam. Widzę, że ciągle rządzą nimi niegodni, a jeśli nawet któryś przez dzień jeden pożytek przyniósł, to przez dziesięć – szkodę” [s. 40–41]. Tak więc, w Lizystracie, Sejmie kobiet, satyrze Bielskiego i w periodyku redagowanym przez Gonzáleza, rezolutne panie podjęły jednakową decyzję. Zapowiadały rychłe utworzenie reprezentacji kobiet, czyli parlamentu. Arystofanes nazywa ją zgromadzeniem ludowym, Bielski sejmem, González zaś dwuizbowymi kortezami. Damy miały ambicje pokazania mężczyznom, że potrafią rządzić lepiej, skuteczniej i niebawem doprowadzić do uporządkowania tego, co oni sami „nabałaganili”. To był ich nadrzędny cel. Warto zaznaczyć, że pragnienie kobiet, aby ująć ster władzy nie wypłynęło z egoistycznych ambicji, lecz zostało sprowokowane bezradnością mężczyzn wobec wręcz katastrofalnej sytuacji, do jakiej doprowadzili kraj. W oburzonych tym faktem damach odezwał się patriotyzm oraz poczucie odpowiedzialności za losy ojczyzny10. Podobną uwagę można odnieść do mieszkanek Osieku. Według relacji Doręby, za „bunt” żon przeciwko ich mężom winę ponosili ci ostatni, ponieważ lekceważyli obowiązki rodzinne, w domu rządzili samowolnie i tyranizowali swe żony (A. Fredro, op. cit., s. 62–63).
10
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 73
Kolejny element wspólny dla omawianych źródeł to szczegółowe cele, jakie wytyczyły sobie kobiety. Atenkom zależało na udowodnieniu, że mają swoją własną filozofię i sposoby kierowania zarówno państwem, jak i mężczyznami. Obok rzeczywistej troski o losy Aten, odważne działania kobiet należy tłumaczyć chęcią zakosztowania tego, czego odmawiali im mężczyźni, czyli władzy oraz przekonanie tych ostatnich, że w istocie bez kobiet niewiele są warci. Cele przyświecające kobietom Bielski ujął w dwudziestu dwu artykułach zatytułowanych „Artykuły od białychgłów podane” [s. 73–83]. Lektura „Artykułów” utwierdza w przekonaniu, że cele te były bardzo konkretne i dotykały spraw najistotniejszych dla ówczesnej Rzeczypospolitej. Bystre i rezolutne panie wyrażały troskę o integralność terytorialną państwa i zapewnienie obrony jego granic. Deklarowały gotowość wysłania poselstwa kobiecego do Niemiec, aby przypomnieć tamtejszym władcom o bezpodstawnych roszczeniach do Prus i z prośbą o zwrot Śląska, „które polskie książęta naonczas przepili” [art. IV, s. 74–75]. Zapowiadały wydelegowanie swych reprezentantek „do Moskwicina”, z żądaniem oddania zagarniętych przez Rosjan zamków polskich. W razie odmowy zapowiadały surową zemstę – wzniecenie pożarów wsi i miast [art. V, s. 75]. W ostatnim artykule wyrażały pragnienie połączenia Korony i Prus Królewskich [art. XXI, s. 82–83]. Wystąpiły z postulatem utworzenia stałego wojska, powiększenia jego liczebności do 100 tys. żołnierzy i dopuszczenia do służby wojskowej kobiet, [art. II, s. 74, art. VI, s. 75]. Nie miały przy tym najmniejszych wątpliwości co do talentów rycerskich płci pięknej, uważając, że nie gorzej od mężczyzn potrafią władać bronią i okazywać męstwo na placu boju [art. XVI i XVII, s. 80–81]. Ponadto zdradzały niepokój o rozwój gospodarczy Polski. W obliczu nieustannych waśni pomiędzy królem a szlachtą na tle królewszczyzn, wysunęły pomysł, aby właśnie kobietom zlecić pobieranie dochodów z dóbr królewskich [art. I, s. 73]. Apelowały o ochronę rodzimej wytwórczości poprzez wprowadzenie ograniczeń w imporcie towarów zagranicznych oraz postulowały potrzebę ożywienia polskiej gospodarki: rolnictwa, rzemiosła i handlu [art. III, s. 74, art. XIII, s. 78–79]. Zainteresowanie białogłów objęło sprawy życia codziennego, zwłaszcza sytuację kobiet. Poruszyły kwestię ich edukacji, przewidując m.in. szkolenie wojskowe. Domagały się polepszenia ich kondycji prawnej i materialnej, rozszerzenia praw do dziedziczenia majątków, zamiany posagu na gotówkę. Wzywały do odejścia od zgubnej praktyki wychodzenia młodych panienek za mąż za mężczyzn w podeszłym wieku. Natomiast gorąco namawiały młodych kawalerów do ożenku z posuniętymi w latach matronami, w nadziei, że „swą statecznością ukrócą ich szaleńce” [art. VII i VIII, s.76, art. XII, s. 78]. Występowały przeciwko osobom nieuczciwym oraz niedomogom prawodawstwa polskiego, sugerując skuteczne karanie pierwszych i usprawnienie drugiego [art. XIV i XV, s. 79] W precyzowaniu kierunków działania Hiszpanki Gonzáleza były bardziej nieporadne niż Polki, ale nie mniej ambitne od Atenek. Dość powiedzieć, że przed oficjalnym otwarciem kortezów kobiecych nie wytyczyły konkretnych celów, do jakich miały dążyć. Ich uwaga skupiała się wtedy na sprawach organizacyjnych. W pierwszej kolejności zadeklarowały wierność królowej Izabeli II, gotowość do
74 Barbara Obtułowicz
heroicznej obrony jej praw do tronu oraz całkowitą aprobatę dla konstytucji z 1837 roku [s. 9]. W wyborach do kortezów kobiecych miał obowiązywać cenzus wieku i majątkowy. Czynne i bierne prawo głosowania przysługiwało wyłącznie kobietom powyżej 35. roku życia, zdolnych do uiszczania comiesięcznej składki w wysokości pięciu realów. Zezwoliły, aby dyskusje parlamentarne odbywały się nie tylko poprzez ustną wymianę opinii, ale także drogą pisemną (dla pań wyjątkowo „nieśmiałych”). Podejmowane uchwały miały być ogłaszane drukiem w postaci okólników i podawane do publicznej wiadomości. Wykluczyły wszelkiego typu protekcje i intrygi [s. 15–16]. Natomiast wspomniane cele wyłaniały się dopiero podczas debat parlamentarnych. Ich przebieg był niezwykle chaotyczny z powodu zadziwiającego wręcz gadulstwa dam. Przewodnicząca kortezów, Florentyna Mendoza z trudem kierowała obradami, poddając tematy do dyskusji. Wśród omawianych zagadnień znalazły się i te o znaczeniu kluczowym dla państwa. Na przykład panie zastanawiały się nad sposobami złagodzenia społecznych skutków dezamortyzacji, czyli przeprowadzonej w 1836 roku na szeroką skalę przez ówczesnego premiera Juana Álvareza Mendizábala polityki przejmowania przez państwo i wystawiania na sprzedaż dóbr „martwej ręki” [s. 17, 34–35, 45 i in.]. Propagowały rozwój filantropii, szczególnie wśród wdów i sierot oraz dotkniętych dezamortyzacją zakonnic [s. 66, 71 i in.]. Zwracały uwagę na konieczność ożywienia tkwiącej w regresie gospodarki hiszpańskiej. Wystąpiły z propozycją sprowadzenia z Francji fabrykantów tkanin, oferowania im wysokich zarobków w zamian za podjęcie działań na rzecz intensyfikacji włókiennictwa w Hiszpanii. Dostrzegały potrzebę uzdrowienia finansów publicznych poprzez odpowiednią politykę podatkową oraz zbilansowanie dochodów i wydatków [s. 68–69]. Wypowiadały się na temat wykorzystania potencjalnych możliwości rozwoju hiszpańskiego rolnictwa [s. 136, 171], budowy kanałów nawadniających, dróg i linii kolejowych [s. 172]. Chciały także doprowadzić do zgody i współpracy władzy świeckiej i kościelnej [s. 22 i in.] oraz do szybkiego zakończenia wieloletnich sporów o tron pomiędzy karlistami a zwolennikami Izabeli II [s. 156–178 i in.]. Postulaty te były ze wszech miar trafne. Fakt, że pojawiły się one na wokandzie to przede wszystkim zasługa przewodniczącej. To ona uświadamiała swym koleżankom problemy czekające na rozwiązanie. Bez jej sugestii i zdrowego rozsądku z całą pewnością sesje kortezów zamieniłyby się w spotkania towarzyskie. Rzecz w tym, że dobre intencje dam kontrastowały z ich głęboką ignorancją polityczną. Wiedząc o trudnym położeniu kraju chciały podjąć energiczne działania na rzecz uzdrowienia sytuacji i sądziły, że potrafią stanąć na wysokości zadania. Były przekonane, że do osiągnięcia sukcesu wystarczy postępować nie w zupełnie nowy sposób, jak Atenki, ale odwrotnie niż to robią politycy-mężczyźni. Tak więc skoro ówczesne władze narzucały wysokie kontrybucje, kobiety postanowiły je zmniejszyć, były rozrzutne i lekką ręką wydając pieniądze z budżetu państwa, zamierzały wprowadzić oszczędności itd. Ponadto przyjęły lekceważone przez polityków zasady: poszanowania prawa, religii katolickiej, jednomyślności w podejmowaniu decyzji, niedopuszczenie do rozłamu i unikanie prywaty [s. 34–35, 53–54, 66]. Mimo to, wbrew własnej woli,
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 75
szybko zaczęły popełniać te same błędy co mężczyźni. Kiedy Florentyna Mendoza prosiła o ustalenie projektu służącego dobru publicznemu, podniosła się wrzawa i każda dama osobno zaczęła podawać własne propozycje. Niedorzeczność zgłaszanych wniosków świadczyła o złym pojmowaniu zwrotu „dobro publiczne”. Jedna z parlamentarzystek wysunęła postulat wybudowania dwunastu nowych mostów, po to tylko, aby po zamknięciu kortezów ona i pozostałe uczestniczki obrad mogły wygodnie powrócić do swych posiadłości. Inna uznała za sensowne wystawienie pomnika z brązu na cześć Florentyny Mendozy, jako założycielki rządu kobiecego [s. 98]. Padła też propozycja zorganizowania oddziału złożonego ze stu tysięcy kobiet celem definitywnego rozprawienia się z mężczyznami w przeciągu sześciu miesięcy [s. 46, 55, 97, 125]. Rozgadane panie odmawiały posłuszeństwa swej przewodniczącej również w kwestii spotkań w większym gronie poza salą obrad. Nie zdawały sobie sprawy, że w istocie chodziło o uniknięcie niebezpieczeństwa rozłamu w rządzie, a nie odbieranie im wolności osobistej [s. 107–113, 120–123 i in.]. W przeciwieństwie do pewnych siebie Hiszpanek, Atenki i Polki zdawały sobie sprawę z braku doświadczenia w kierowaniu sprawami państwa, z tego, że jeszcze wiele powinny się nauczyć. Kiedy Lizystrata oświadczyła, że mieszkanki Beocji i Peloponezu wspólnie ocalą Grację, Kleonika zapytała zdziwiona: „Cóż my możemy dokonać mądrego, świetnego, siedząc w domu wystrojone, umalowane, w szafranowych sukniach fałdzistych, luźnych i pięknych sandałkach?” [s. 107]. Podobnie zareagowała jedna z kobiet na wezwanie Praksagory, aby Atenki „przechwyciły ster państwa”. Stwierdziła mianowicie, że zdobyć władzę nie jest trudno, „najgorszy ten brak doświadczenia!” [s. 35]. „Włosy długie, rozum krótki mamy”, przypominała Konstancya z satyry Bielskiego [s. 65]. Mimo wspomnianych kompleksów kobiety liczyły na swój „zdrowy rozsądek”, rzeczowość, samozaparcie. „Jestem tylko kobietą, ale mam zdrowy rozum; przyroda obdarzyła mnie sądem i rozsądkiem”, powiedziała podczas przemówienia Lizystrata [s. 35]. Kobiety wierzyły, że w roli parlamentarzystek i tak wypadną lepiej niż skorumpowani mężczyźni. Nieudolność „płci brzydkiej” miała działać na ich korzyść. Polki największą nadzieję pokładały w Bogu, który im „dał języki, abyśmy mówiły, Przeto głowę z rozumem, abyśmy radziły. W tej mierze nas stanowi, jak męże sposobił, Swemi wielkimi dary nas dobrze ozdobił” [s. 66]. Hiszpanki trwoniły czas na roztrząsaniu kwestii niewiele mających wspólnego z polityką. Chwilami debaty w kortezach przybierały postać polemik wokół wzajemnych relacji obu płci, ich niższości, równości, wyższości, względnie odmienności i roli w społeczeństwie. Dochodziło do kłótni i przegadywanek pomiędzy obrończyniami i przeciwniczkami mężczyzn. Po stwierdzeniu Señory Martinez, że kobiety niewiele znaczą bez mężczyzn, zareagowała Señora Rodriguez. Oskarżyła swą rozmówczynię o zbytnią sympatię względem płci przeciwnej, przejawiającą się m.in. w wyłączeniu kobiet z grona gości zapraszanych przez Panią Rodriguez na organizowane w jej domu tertulie [s. 24]. Gorącą temperaturę dyskusji podnosiły dodatkowo dwie damy, z których jedna rzuciła pomysł zmuszenia mężczyzn do wykonywania prac uważanych za typowo kobiece, druga zaś wyraziła wręcz pragnienie pozamykania ich w klatkach i przekazania kluczy kobietom [s. 146].
76 Barbara Obtułowicz
Również w satyrze Bielskiego panie otwarcie mówią co myślą o mężczyznach. Robią to w kontekście tematów politycznych i nie tylko, akcentując rozbieżność pomiędzy panującymi stereotypami a rzeczywistością. Podobnie jak w przypadku Hiszpanek, także wśród Polek były zwolenniczki stosunków patriarchalnych i tradycyjnego podziału ról. W rozmowie z Beatą Kataryna stwierdza, że skoro mężczyźni są niewiernymi małżonkami, zaniedbują swe obowiązki wobec rodziny i państwa, skoro się upijają, lekceważą samego króla, nie dochowują mu wierności, to najlepszym wyjściem będzie, jak zastąpią swe żony w domu, aby te mogły się zająć polityką. Beata staje po stronie Kataryny. Zauważa, że w praktyce żony mają wpływ na postawy polityczne mężów, ponieważ ci zasięgają ich zdania przed udaniem się na sejm. Tak właśnie czynił małżonek Beaty [s. 60] oraz Konstancyi, której pyskata Kataryna nie omieszkuje wygarnąć: „Więcej ty mu panujesz, niż kiedy on tobie; A nie wierzę, abyś go miotłą nie bijała, I wotum do rady sama nie pisała” [s. 62]. Dominację Beaty nad mężem potwierdza Polixena. Według relacji Polixeny, Beata zniewoliła męża do tego stopnia, że ten nie śmie na nią powiedzieć marnego słowa i toleruje wszystkie wybryki małżonki. „Gdy mu kradnie pieniądze, oko mu zasłoni. Kiedy się nań rozgniewa, nazywa go smrodzie, [...] Spadnie na łeb nieborak, nie wie, co się dzieje, Pani rzekomo żałuje, a z niego się śmieje” [s. 66]. Przeciwną opcję reprezentuje Ludmiła, która – usiłując zmienić ton dyskusji przypomina koleżankom, że władzę mężczyzn nad kobietami sankcjonuje Biblia i nikt nie ma prawa tego zmieniać: „Samo przyrodzenie okazuje, iż mąż żenie zawżdy rozkazuje. Pisze Mojżesz i drudzy prorocy, iż żona jest w swego męża mocy; Mężowie są naszy gospodarze” [s. 62]. Z podobnymi dylematami borykały się Atenki. Jednak większość okazywała zdecydowany sprzeciw wobec uprzywilejowania i przewagi mężczyzn. Swą postawę argumentowały faktyczną dominacją nad swymi małżonkami, których potrafią przechytrzyć niemal na każdym kroku i którzy, wbrew powszechnemu przekonaniu, zdradzają tendencję do uległości względem kobiet. Atenki i Polki grzeszyły nie mniejszą gadatliwością, jak ich hiszpańskie „siostry”. Lizystrata i Praksagora, tak samo jak Florentyna Mendoza bezustannie prosiły o ciszę i spokój. Bohaterki Sejmu niewieściego miały świadomość tej wady i raz po raz strofowały się nawzajem, aby przejść od pogawędek towarzyskich „do rzeczy”, czyli do tworzenia sejmu kobiecego [s. 64, 67]. Należy podkreślić, że właśnie ta cecha, od wieków przypisywana bardziej kobietom niż mężczyznom, została mocno wyeksponowana w każdym z analizowanych źródeł. Sceny z rozbrykanymi, hałasującymi, plotkującymi i rozmawiającymi o mało istotnych dla kraju sprawach prywatnych parlamentarzystkami można odebrać jako jeden z argumentów przemawiających za tym, że pomimo dobrych chęci, jednak nie powinny zabierać głosu w sprawach publicznych. W satyrze Bielskiego i w periodyku Gonzáleza kobiety są przedstawione jako obrończynie religii katolickiej i Kościoła katolickiego. Na gruncie polskim pobożność kobiet znajduje uzasadnienie w działalności władz państwowych i kościelnych prowadzonych w duchu kontrreformacji. Posłanki udające się do „Polskiej Ziemi,
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 77
Matki naszej” z prośbą o poparcie dla zwołania sejmu kobiecego wznoszą modły do Trójcy Świętej i Ducha Świętego. Pokładają ufność w Bogu, że skutecznie wesprze ich szlachetne dążenia [s. 69–70]. W odniesieniu do XIX-wiecznej Hiszpanii, przypisywanie kobietom wspomnianej misji, to rezultat upadku pozycji materialnej i autorytetu Kościoła hiszpańskiego, laicyzacji życia, odchodzenia od wiary, zwłaszcza mężczyzn angażujących się w politykę. W periodyku redagowanym przez Gonzáleza kobiety występują w roli stróża ogniska domowego (ángel del hogar), którego głównym zadaniem było czuwanie nad moralnością i religijnością rodzin, a przez to całego społeczeństwa. Dzięki nim miało nastąpić zahamowanie procesu laicyzacji i antykościelnej polityki rządu. Parlamentarzystki akceptowały taką misję. Señora Florentyna Mendoza deklarowała gotowość udzielenia pomocy materialnej duchownym dotkniętym skutkami dezamortyzacji. Wyrażała też nadzieję, że właśnie dzięki kobietom zostanie uratowana religia katolicka: „my jeszcze nie utraciłyśmy religii, jak wielu mężczyzn. Nie wykluczam więc, że dzięki kobietom zostanie uratowana zarówno religia jak ojczyzna” [„nosotras no hemos perdido aun la religión, como la perdieron muchos hombres. No tengo, pues, por imposible que tanto la religion como la pátria se hayan de salvar por nosotras”] [s. 65 i in.]. Także Arystofanes przypisuje bohaterkom swych komedii pobożność. Mieszkanki Aten uczęszczają do świątyni na modlitwy, zwracają się do bogów w trudnych chwilach, liczą na ich pomoc i opiekę. Pomiędzy polskimi posłankami oraz hiszpańskimi parlamentarzystkami nie ma zupełnej równości. Bielski i González dzielą je, ale nie według pochodzenia społecznego, lecz wieku i stanu cywilnego. Bielski daje pierwszeństwo mężatkom. To one rozpoczynają głosowanie nad „Artykułami” [s. 73]. Wychodzi bowiem z założenia, że właśnie kobietom zamężnym, nie pannom ani wdowom: „wszystko przystoi, rozum, statek, sprawa, mając w tem doświadczenie z mężów i u prawa” [s. 71]. Według Gonzáleza największe poważanie należy się wdowom, z racji ich wieku, stateczności, doświadczenia życiowego i rozwagi. Dla wdów rezerwuje wszystkie miejsca w senacie, izbę deputowanych oddając pieczy panienek i mężatek. Tym ostatnim zarzuca roztargnienie, wygórowane ambicje, egoizm i nieumiejętność milczenia [s. 19]. Takich podziałów nie ma wśród Atenek. Na zgromadzenie ludowe skrzyknięte przez Lizystratę i Praksagorę przybyły wszystkie bez wyjątku i były traktowane jednakowo. Z przeprowadzonej analizy wynika, że pomimo różnicy czasowo-przestrzennej badanych źródeł można się w nich dopatrzyć wspólnych elementów. Przede wszystkim mają dwa podteksty: zgodny co do słowa i przenośny, które wzajemnie się przenikają i uzupełniają. Pierwszy odzwierciedla ironię, drugi przestrogę. Odbierając ich treść w sposób dosłowny pytamy o to, co się kryje pod zewnętrzną formą. Kiedy zaś odczytujemy sedno, myślimy o formie przekazu, w jakim stopniu jest ona pomocna w odgadnięciu i zrozumieniu głębi. Doszliśmy do przekonania, że łączy je ukryta myśl przewodnia, którą jest nieudolność mężczyzn w rządzeniu państwem. W związku z tym wydaje się, że najważniejszym zamierzeniem Arystofanesa, Bielskiego i Gonzáleza było nakłonienie czytelników do refleksji nad sposobem usprawnienia
78 Barbara Obtułowicz
władzy. Aby uświadomić im wagę problemu podsunęli zaskakującą i wręcz groteskową w ówczesnych czasach myśl dopuszczenia kobiet do rządów. Wyjątkowy humor i trafna ironia cechuje zwłaszcza komedie Arystofanesa. Wszystko w nich jest do śmiechu. Serio jest tylko szyderstwo. Z pozoru wydaje się, że poeta stał po stronie swych walecznych bohaterek. W obydwu utworach odnoszą one bowiem sukces. Doprowadzają do podpisania pokoju i przejmują sprawy publiczne w państwie, zmuszając przy tym do uległości mężczyzn. Jednak, gdy z uwagą prześledzimy zachowanie się kobiet, ich sposób myślenia i mówienia o rozmaitych sprawach dotyczących polityki i życia codziennego, jawią się przed nami jako istoty targane namiętnościami, niestałe w uczuciach i porywcze. Arystofanes wytyka im uleganie rozmaitym żądzom, słabość do wina, brak solidarności w swoich wzajemnych stosunkach, łamanie przyrzeczeń, bezprawne opuszczanie domu, szczególnie nocą. Nawet, gdy podjęte przez Atenki działania są skuteczne, w ostatecznym rozrachunku przynoszą większe szkody kobietom niż mężczyznom. W sferze obyczajowej Arystofanes stawia je na równi z „płcią brzydką” i twierdzi, że żadną miarą nie zasługują na piastowanie nowej władzy, do jakiej pretendowały. Zatem, skoro autorzy omawianych utworów zgodnie uznali, że sejmujące kobiety nie bardzo się nadają do polityki, to gdzie szukać wyjścia? Dylemat pozostawili nierozstrzygnięty. Jedno jest pewne – Arystofanes, Bielski, ani González nie mogli przewidzieć, że kreowana przez nich „komedia” z niewiastami aspirującymi do wypowiadania się w kwestiach dotyczących polityki i obronności państwa oraz wizja zmiany tradycyjnego podziału ról kobiet i mężczyzn w przyszłości stanie się powszechnie akceptowaną rzeczywistością. W tamtych czasach było to niezwykle trudne, a zwykle wręcz niemożliwe do przyjęcia. W Grecji okresu przedhelleńskiego (przed IV w. p.n.e.) kobiety znajdowały się poza nawiasem życia publicznego. Miały opiekuna (kyrios), w postaci ojca, małżonka, a w przypadku wdów był to pełnoletni syn lub zięć. Opiekun reprezentował je wobec władz i bez niego nie mogły wykonywać poważniejszych czynności prawnych. Najwyżej w hierarchii stały mężatki. Greczynki całe życie spędzały w domu. Zajmowały się tam prowadzeniem gospodarstwa rodzinnego, a nierzadko kształciły się, uprawiały muzykę, poezję i sport. Mogły rozwijać swe zdolności i brać udział w życiu towarzyskim, ale ich rola polityczna, przynajmniej teoretycznie, była zerowa. Zakazu mieszania się niewiast do polityki surowo przestrzegano. Wszelkie wystąpienia na szerszym forum były skrupulatnie kontrolowane przez specjalnych urzędników. W Syrakuzach, kolonii greckiej, bez ich zezwolenia kobietom nie było wolno opuszczać domu11. W epoce nowożytnej, zarówno w Polsce, jak w Hiszpanii, w badanych okresach sporadycznie pojawiały się głosy na rzecz chociaż częściowej emancypacji, czy nawet równości płci (np. Andrzej Glaber12, Benito Jerónimo Feijóo13, Leandro Ibidem, s. 103, 111. Z. Kuchowicz, Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI–XVIII wieku, Łódź 1974, s. 27–32 i in.
11
12
Padre Fray Benito Jerónimo Feijóo y Montenegro, Tearto Crítico, [w:] Obras escogidas del Padre Fray Benito Jerónimo Feijóo y Montenegro, Biblioteca de Autores Españoles, t. 56, Madrid 1952, s. 57–58.
13
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 79
Fernández Moratín14 oraz anonimowi autorzy rozmaitych dyskursów literackich i wierszy satyrycznych), ale mało kto brał je na poważnie. Przy końcu XVI wieku pozycja społeczna kobiety w Polsce i w pozostałych krajach europejskich była bardzo niska. Jedynie przedstawicielki sfer arystokratycznych i dworskich miały szansę na zdobycie roli dominanta w rodzinie oraz wpływu na bieg spraw politycznych (dość wspomnieć Barbarę Radziwiłłównę, Annę Wazównę, a w wieku XVII królowe – Ludwikę Marię i Marysieńkę Sobieską, czy panny z ich fraucymeru). Faktyczny, chociaż zakulisowy, udział kobiet w polityce powiększał się z biegiem czasu, zwłaszcza w Oświeceniu, ale wciąż zjawisko to występowało jedynie w wąskim kręgu elit15. Pojedyncze kobiety z kół wielkopańskich działały zwykle w pojedynkę, nie łączyły się w większe grupy, a więc nie stanowiły potencjalnego zagrożenia. Na zorganizowany ruch kobiecy trzeba będzie poczekać do drugiej połowy XIX i początków XX wieku. Natomiast w Hiszpanii doby transformacji, miejsce i rola kobiet w rodzinie i w społeczeństwie niewiele różniła się od tej z czasów feudalnych. W świetle przepisów prawnych Hiszpanki nadal nie posiadały żadnych uprawnień politycznych oraz były odsunięte od funkcji i urzędów państwowych. Wyjątek stanowiły królowe i regentki, które mogły sprawować władzę, uczestniczyć w życiu publicznym i zajmować się polityką. Kobietom nie przysługiwało prawo interwencji w życie publiczne ani pojedynczo, ani w imieniu grupy. Nie miały praw obywatelskich i jako obywatelki bierne były reprezentowane przez mężczyzn. W Hiszpanii nie dostrzegano potrzeby słuchania tego, co kobiety mają do powiedzenia w kwestiach publicznych. Kobiety, które odważyły się na oficjalne ujawnianie swych opinii politycznych były źle widziane, nawet jeżeli w ich imieniu wypowiadał je mężczyzna. Wykluczenie Hiszpanek z życia publicznego i polityki miało miejsce wówczas, gdy w innych krajach kobiety zaczęły otwarcie domagać się swych praw (Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki autorstwa Olimpii de Gouges z 1791 roku – Francja, poglądy M. Wollstonecraft – Anglia). W Hiszpanii nie znano popularnych we Francji w dobie rewolucji klubów feministycznych i obojętnie potraktowano Deklarację z Seneca Falls z 1848 roku, w której kobiety amerykańskie żądały dla siebie praw konstytucyjnych. Równość w rozumieniu pierwszych liberałów wcale nie oznaL. Fernández de Moratín, La comedia nueva. El si de las niñas, Madrid 1968; El Barón, [w:] Obras completas de Leandro Fernández de Moratín, Biblioteca de Autores Españoles, t. II, Madrid 1944, s. 374–392; El médico a palos, ibidem, s. 461–474; El viejo y la niña, ibidem, s. 337–355; Mojigata, ibidem, s. 393–417; La escuela de los maridos, ibidem, s. 442–459. 15 Z. Kuchowicz, Obyczaje staropolskie XVII–XVIII wieku, Łódź 1975, s. 152–153. W tym miejscu warto wspomnieć o hrabiance Amelii z Brühlów Mniszchowej, „rozpolitykowanej damie”, jak nazywa tę niezwykłą damę Jerzy Michalski, kobiecie, dla której polityka była prawdziwą pasją. To za jej sprawą dwór Mniszchów w Dukli stał się jednym z głównych centrów intryg i opozycji przeciwko królowi, Czartoryskim i lansowanym przez nich reformom. Dość powiedzieć, że Amelia osobiście bardzo mocno zaangażowała się w opracowywanie tajnych planów zmiany ustroju Rzeczypospolitej, jakie miały nastąpić w wypadku objęcia władzy przez konfederację barską (J. Michalski, Gdyby nami rządziły kobiety. Poglądy Amelii Mniszchowej na reformę Rzeczypospolitej, [w:] Wiek XVIII, Polska i świat. Księga poświęcona Bogusławowi Leśnodorskiemu, Warszawa 1974, s. 141–153). 14
80 Barbara Obtułowicz
czała rzeczywistej równości pomiędzy ludźmi, ani tym bardziej pomiędzy płciami. Konstytucja z 1812 roku nie mówiła o równych prawach politycznych czy cywilnych dla wszystkich mieszkańców państwa, lecz o prawach jednakowych dla wszystkich regionów, dla całej Hiszpanii. El „Reglamento” para el Gobierno interior de las Cortes z 24 listopada 1810 roku (rozdział I, art. 3) zabraniał kobietom wchodzenia na galerie sali posiedzeń i przysłuchiwanie się obradom Kortezów. Zarządzenie to z aplauzem przyjęło liberalne czasopismo „El Conciso”. Akceptowało ono również postanowienie parlamentu z dnia 26 września 1810 roku o zakazie obecności kobiet w budynku Kortezów. Jednocześnie rozważano dylemat, czy kobiety są przygotowane do bycia obywatelkami, do tego, aby świadomie wypowiadać się w sprawach politycznych. Ze swej strony Hiszpanki były bardzo słabo zainteresowane zdobyciem obywatelstwa politycznego. Nawet w drugiej połowie XIX w. do wyjątków należały Concepción Arenal i Emilia Pardo Bazán, które walczyły o ciudadanía sin exclusiones (obywatelstwo bez wykluczeń). Jednak obie na pierwszym miejscu stawiały podniesienie godności kobiety, wzrost jej świadomości politycznej oraz rozszerzenie uczestnictwa w działalności społecznej i pracy zarobkowej. Natomiast nie zajmowały się kwestią dopuszczenia kobiet do głosowania16. Jest znamienne, że jeszcze w 1931 roku, podczas dyskusji na ten temat Victoria Kent twierdziła, że wśród Hiszpanek nie ma takich, które byłyby zdolne do oddania samodzielnego głosu, bez sugerowania się podszeptami męża lub spowiednika17. Paradoksem wydaje się również, że w badanej epoce rosła różnica pomiędzy sytuacją prawną kobiet z okresu Oświecenia i transformacji, na niekorzyść tych ostatnich. W ancien régimen nierówność prawna wynikała bowiem z urodzenia, w społeczeństwie klasowym zaś wyznacznikiem pozycji społecznej był pieniądz (cenzus majątkowy). Kobiety, posiadając bardzo ograniczone możliwości bogacenia się oraz dysponowania swym majątkiem, nie mogły zyskiwać praw politycznych. Zdobywali je natomiast mężczyźni. W związku z tym rosła różnica prawna zarówno pomiędzy kobietami i mężczyznami, jak kobietami z okresu wcześniejszego, a tymi żyjącymi w epoce liberalnej18. Przekonanie o tym, że polityka i sfera publiczna są zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn utrwalała – obok prasy – literatura hiszpańska. Romantycy z ironią pisali o damach na siłę garnących się do polityki. W komedii Muérete y verás, wystawionej po raz pierwszy w 1837 roku, Manuel Bretón de los Herreros ukazał dwie siostry Jacintę i Izabelę, które z zapałem śledziły doniesienia z frontu podczas trwaM. Ortega López, La Novísima Recopilación: la exclusión política de las mujeres, [w:] También somos ciudadanas, Madrid 2000, s. 161–169; I. Pérez Molina, Las mujeres ante la ley en la Cataluña moderna, Granada 1997, s. 127–129. 17 I. Cabrera Bosch, Ciudadanía y género en el liberalismo decimonónico español, [w:] También somos ciudadanas..., s. 175–176, 191–193; G. Espigado Tocino y A.M. Sanchez Alvarez, Formas de sociabilidad femenina en el Cádiz de las Cortes, [w:] XII Jornadas de Investigación interdisciplinaria desde el ámbito privado, Instituto Universitario de Estudios de la mujer. Universidad Autónoma de Madrid 1999, s. 233. 18 P. Cepeda Gómez, La situación jurídica de la mujer en España durante el Antiguo Régimen y régimen liberal, [w:] Actas de las cuatras jornadas de investigación interdisciplinaria. Ordenamiento jurídico y realidad de las mujeres. Siglos XVI a XX, Madrid 1986, s. 183. 16
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 81
jącej wojny karlistowskiej. Wywoływało to oburzenie ze strony ich brata Froilana, który ganił Izabelę, twierdząc, że czyta bzdury podawane w gazetach jednocześnie zaniedbując obowiązki domowe19. Podobne opinie propagowali polscy pisarze, zwłaszcza XVII-wieczni kaznodzieje. Ksiądz Fabian Birkowski utrzymywał wprawdzie, że kobieta może brać udział w życiu publicznym, chodzić na wojnę i pełnić rolę doradcy swego męża w sprawach dotyczących polityki, ale w żadnym wypadku obejmować funkcje kierownicze – ani w rodzinie, ani w państwie20. Jeżeli nawet dopuszczano ograniczone formy aktywności kobiet w polityce, przyzwolenie to zawężano do przedstawicielek elity. Potwierdzenie tego faktu znajdujemy w dwóch analizowanych źródłach. Zwróćmy uwagę, że kobiety z Sejmu białogłowskiego, Sejmu panieńskiego i Gwałtu co się dzieje wywodzą się ze środowiska mieszczańskiego i wiejskiego. Natomiast panie z Sejmu niewieściego i z „Gobierno Reprezentativo” to wyłącznie przedstawicielki elit: szlacheckiej (u Bielskiego), arystokratycznej i burżuazyjnej (u Gonzáleza). Nie jest wykluczone, że poprzez taki dobór bohaterek Bielski i González chcieli zasugerować, iż podczas gdy do objęcia władzy nad mężczyznami jest zdolna każda kobieta, bez względu na kondycję społeczną, sprawami państwa mogą się zajmować wyłącznie niewiasty z wyższych sfer. Był to zatem wyraz akceptacji dla rzeczywistego stanu. Stwierdzenie to nie odnosi się do Atenek, które, jak wiemy, niemal wszystkie, bez względu na miejsce zajmowane w hierarchii społecznej, przybyły tłumnie na sejm zwołany przez ich przywódczynie i każda chciała zabrać głos. Na zakończenie wypunktujmy niektóre cechy decydujące o odmienności badanych tekstów. Okazuje się, że jest ich niewiele i sprowadzają się zasadniczo do: 1. Formy i struktury wypowiedzi. Dzieła Arystofanesa należą do popularnego w starożytności gatunku literackiego, czyli komedii. Lizystrata i Sejm kobiet są utworami scenicznymi. Pod względem zawartości Sejm kobiet dzieli się na dwie wyraźne części: w pierwszej przeprowadzenie pomysłu, w drugiej jego rezultaty i zakończenie całości rozpasanym tańcem [s. 24]. Utwór Bielskiego jest satyrą. Składa się „Przemowy białychgłów do mężczyzn” [s. 57] oraz z „Syemu niewieściego”, który przedstawia przebieg rozmowy siedmiu pań na temat celowości utworzenia samodzielnego rządu kobiecego. Podczas tej „narady” niewiast dochodzi do sformułowania pisemnej prośby do „Księżnej [...] Polskiej Ziemi, matki naszej” o zwołanie walnego sejmu [s. 68–69]. Prośbę ta przedstawiają wyłonione w drodze głosowania posłanki, „Matka Polska” daje odpowiedź [s. 69–70], po czym zostają jej zaprezentowane „Artykuły od białychgłów podane” [s. 73–83]. Na koniec „Matka Ziemia Polska uczy białegłowy walczyć” [s. 85–95]. Wreszcie tekst zamieszczony w „Gobierno Reprezentativo” stanowi obszerny, bo liczący ponad czterysta stron, artykuł prasowy, opublikowany w trzech kolejnych numerach, podzielonych na sześć części, zawierających szczegółowe sprawozdania z sześciu sesji parlamentarnych. 19 20
M. Bretón de los Herreros, Muérete y verás, [w:] Teatro, Madrid 1928, s. 37–38. M. Petzówna, Prawo i państwo w kazaniach X. Fabiana Birkowskiego, Warszawa 1938, s. 107.
82 Barbara Obtułowicz
Całość poprzedza wspomniany wyżej manifest Florentyny Mendozy do Hiszpanek, mających wejść w skład żeńskich kortezów. 2. Prezentacji odmiennego wzorca kobiety, usiłującej zdobyć wpływ na losy państwa. U Arystofanesa jest to model kobiety-oratora, zapewne nie tylko przez wzgląd na wrodzone zdolności krasomówcze niewiast. Pamiętajmy, że w starożytnej Grecji i Rzymie właśnie mówcy kształtowali nastroje polityczne opinii publicznej, dochodzili do wysokich urzędów i tą drogą stosunkowo łatwo osiągali wpływ na bieg spraw państwowych. Bielski kreuje obraz kobiety-żołnierza, ponieważ dla Rzeczypospolitej drugiej połowy XVI wieku najistotniejszą kwestią była skuteczna obrona państwa przed wrogami zewnętrznymi. González tworzy wizerunek kobiety-parlamentarzystki, jako że w czasach mu współczesnych losy Hiszpanii ważyły się w Kortezach. 3. Poruszania tematów odrębnych, wynikających ze specyfiki kraju i epoki. W przypadku Hiszpanii I połowy XIX wieku będzie to np. problem różnic regionalnych (językowych, prawnych) oraz budzenia się poczucia tożsamości narodowej wśród mężczyzn i kobiet [s. 25–26, 76–88, 116–117 i in.]. W Rzeczypospolitej szlacheckiej częste odwoływanie się przy różnych okazjach do starożytności w poszukiwaniu wzorów do naśladowania i analogii (przypomnienie, że w starożytnej Grecji i Rzymie zdarzały się kobiety, które uczestniczyły w kampaniach wojennych i zdobywały wpływ na decyzje polityczne [s. 61–64]). Natomiast w Grecji V–IV w. p.n.e. i w ogóle w świecie starożytnym, panowała swoboda obyczajowa. Komedie Arystofanesa mocno akcentują wątek erotyczny. Autor daje do zrozumienia, że obie płcie nie potrafią się bez siebie obejść m.in. przez wzgląd na potrzebę fizycznego obcowania ciał. Pojawiające się na scenie Atenki, sejmikujące o polityce i plotkujące o sprawach życia codziennego nie ukrywają, że są lesbijkami. 4. Arystofanes przedstawia reakcje mężczyzn na oryginalny „wybryk” kobiet, czego nie robią Bielski ani González. Ateńczycy nieustannie narzekają na kobiety, ganią je i wymyślają nań, ale mają świadomość, że to one rządzą w domu i w mieście. W rzeczywistości Ateńczycy boją się swych kobiet i dochodzą do wniosku, używając słów Chóru Starców z czwartego epejsodionu, że: „Ani z nimi, łotrzycami, ani bez nich, łotrzyc, żyć” [s. 161].
The World “Upside Down” – Irony, Caution, Reality. A Literary Presentation of Women Aspiring to Govern the State Abstract The article is a comparative study of Lysistrata (411 B.C.) and Women in Parliament (391 B.C.) – comedies by Aristophanes, Feminine Parliament (ca. 1569) – a work by Marcin Bielski, and Gobierno Reprezentativo y Constitucional del Bello Sexo Español – a liberal Spanish periodical from 1841. Those works present a literary vision of the partici-
Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość... 83
pation of women in public life, as well as the feminine desire to seize power over men. The hidden main idea is criticism of the government exercised by men, and search for ways to improve it. The idea of admitting women to politics is not to be understood as a proposal to be realized in practice, but as a humoristic warning. If men do not unite to save the state, women will start to rule them, and having a meagre knowledge of politics and diplomacy, they will bring the state to a downfall. Everything will stand upside down then: women will take over men’s jobs, and men – women’s. Thus, the studied texts have two complementary implied meanings: literal and figurative. The first one reflects an irony, and the second one a caution. Women wanted to rule through the parliament elected among them. It is worth noting that the aspiration of women to take over the helm did not follow from their egoistic ambitions, but it was provoked by men’s incompetence in the face of the really catastrophic situation of the state. The ladies became indignant with that fact, and it awakened their patriotism and feeling of responsibility for the fate of the state. At the same time, they wanted to prove that they had their own efficient ways of ruling both the state and men.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Anna Janota-Strama
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944)
Pałace arystokratyczne zawsze pełne były ludzi. Oprócz domowników i służby przewijało się przez nie sporo bliższej i dalszej rodziny, sąsiadów. Okazje do spotkań były różne. Najczęściej były to uroczystości rodzinne, świąteczne i polowania. Wobec trudności komunikacyjnych, komplikacji pogodowych wizyty przewidziane na kilka dni często przeciągały się na parę tygodni, jeśli zaś do tego dodamy szczerą polską gościnność – to nawet i miesięcy. Czasem czyjś przyjazd i dłuższe pobyty związane były z wydarzeniami politycznymi, koniecznością szukania nowego miejsca zamieszkania, czy też ukrywania się. Wśród gości arystokracji pojawiały się niekiedy również postacie znane powszechnie, władcy, przedstawiciele świata kultury i nauki. Cele ich wizyt bywały różne, od zupełnie prywatnych po związane z ważnymi wydarzeniami politycznymi, czy kulturalnymi. Przedstawiona w szkicu problematyka z jednej strony dotyczy wizyt ważniejszych gości jednej z rodzin arystokratycznych – Stadnickich z Nawojowej, celów tych odwiedzin, szczegółów pobytów, z drugiej zaś uwypukli wiadomości o Stadnickich i ich siedzibach, jakie można w zachowanych źródłach odnaleźć. Chronologicznie artykuł obejmuje okres od lat siedemdziesiątych XIX wieku, kiedy to Stadniccy gościli pierwszych znaczniejszych gości w swych progach, po czasy drugiej wojny światowej – zmierzch świata arystokracji i ziemiaństwa. Artykuł oparto na materiałach archiwalnych znajdujących się w Bibliotece Jagiellońskiej, źródłach drukowanych i opracowaniach. Wykorzystano kilka listów z korespondencji Ludgardy z Mniszków Stadnickiej do syna Edwarda Adama z lat 1856–1885, jeden z korespondencji Edwarda i Ludgardy Stadnickich do służącego Leona Janusza z lat 1880–1886 oraz przechowywane również w Bibliotece Jagiellońskiej listy Adama Stadnickiego do Karola Szerląga i fragment jego wspomnień. Wśród źródeł drukowanych wykorzystano m.in. zapiski Henryka Kisielewskiego – nauczyciela z Nawojowej, wydane niedawno wspomnienia Matyldy z Windisch-
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944) 85
Graetzów Sapieżyny oraz napisane przez Aleksandra Nowoleckiego sprawozdanie z podróży cesarza Franciszka Józefa I do Galicji z 1880 r. oparte na wiadomościach zaczerpniętych z prasy. W związku z tym sięgnięto również do czasopiśmiennictwa z tego roku, poddając analizie wiadomości umieszczone m.in. w „Gazecie Lwowskiej”, „Czasie”, „Gazecie Narodowej”, „Dzienniku Polskim”. Z prasy dwudziestolecia międzywojennego przeanalizowano artykuły z „Czasu”, „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”. Wśród opracowań wykorzystano np. Złotą Księgę T. Żychlińskiego, Historię Holandii M. Boguckiej i J. Balickiego. Stadniccy byli rodem mocno zakorzenionym w ziemi małopolskiej. Teodor Żychliński pisał: „Najdawniejszym gniazdem i siedzibą Stadnickich, jak i wszystkich Szreniawitów, były brzegi rzeki Szreniawa w województwie krakowskim. Dobra Łyskowice, Niedźwiedź, Brus, Waganowice, w dolinie tej rzeki położone, odwiecznie były w posiadaniu Stadnickich”1. Kilka gałęzi tego rodu przeniosło się na inne tereny, do Królestwa Polskiego, na Podole, czy też nawet do Holandii, zasadniczy trzon rodu jednak tu pozostał. W 1799 roku hr. Franciszek Stadnicki (1742–1810), właściciel licznych dóbr tak w Królestwie, jak i w Galicji, wzbogacił swoją fortunę kupując od Heleny Apolonii, księżnej Karolowej de Ligne, późniejszej hr. Wincentowej Potockiej Nawojową, rezydencję położoną w malowniczej okolicy niedaleko Nowego Sącza. Przekazał ją następnie w posagu córce Tekli, która wyszła za mąż za swojego dalekiego kuzyna Jana Kantego Stadnickiego (1765–1843). Tym samym Nawojowa stała się siedzibą rodową Stadnickich na przeszło 146 lat2 i kolejno znajdowała się w rękach syna Jana Kantego – Edwarda (1817–1902), wnuka Edwarda Adama (1856–1885) i prawnuka Adama Zbigniewa (1882–1982). Jan Kanty Stadnicki wraz z żoną Teklą rzadko kiedy przebywali w Nawojowej. Z powodu pełnionych przez Jana funkcji3 większość czasu spędzali we Lwowie, gdzie dom ich stanowił centrum życia towarzyskiego. Jego synowi Edwardowi, również sporo czasu zajmowały podróże pomiędzy Lwowem, Krakowem a Wiedniem (był członkiem Izby Panów austriackiej Rady Państwa i posłem do Sejmu Krajowego Galicyjskiego we Lwowie), bywał już jednak częstszym gościem w rodzinnych majątkach, na które obok Nawojowej składały się też wniesione przez małżonkę Ludgardę Mniszkównę w 1843 roku piękne zamki w Krysowicach i we Frain (Morawy). Jak wynika z korespondencji pomiędzy Ludgardą a jej synem Edwardem Adamem, obejmującej lata 1856–1885, to Krysowice były wówczas miejscem spotkań T. Żychliński, Złota Księga szlachty polskiej, Poznań 1881, t. III, s. 257. Z historii Nawojowej warto wspomnieć, że założona została przez kasztelana krakowskiego Nawoja z Tęczyna w pierwszej połowie XV wieku. Później była własnością Nawojowskich, z których ostatni Piotr zmarł bezpotomnie w 1593 r. Kolejno Nawojowa miała należeć do Branickich, Lubomirskich i Massalskich. Więcej na ten temat patrz S. Morawski, Sądecczyzna, t. I–II, Kraków 1863–1865. 3 Jan Kanty pełnił funkcje cesarsko-królewskiego tajnego radcy, podkomorzego dworu austriackiego, radcy przy najwyższym sądzie sprawiedliwości w Wiedniu, prezesa sądów szlacheckich w Tarnowie, wreszcie prezesa Stanów Galicyjskich i wielkiego ochmistrza Królestwa Galicji. Por. T. Żychliński, op. cit., s. 279. 1 2
86 Anna Janota-Strama
z członkami zaprzyjaźnionych, jak i spokrewnionych ze Stadnickimi rodów, wśród których byli m.in. Popielowie, Krasiccy, Krasińscy, Drohojowscy, Sanguszkowie, Borowscy, Mniszkowie, Skrzyńscy. W swoich listach Ludgarda starała się opisywać synowi te spotkania dość dokładnie, tak aby był na bieżąco zorientowany we wszelkich lokalnych wydarzeniach. I tak w liście z 3 stycznia 1870 roku donosi mu, że 31 grudnia byli na polowaniu, następnie spędzili dość wesoło sylwestra, zaś 2 stycznia była „herbata z figlami”, w których uczestniczył m.in. Jasio Borowski i Kazimierz Drohojowski. Na przyszłoroczne święta (spędzane także w Krysowicach) goście zaczęli się zjeżdżać już z początkiem listopada. Od 12 listopada było ich już zawsze szesnastu lub osiemnastu, a kilka razy dwadzieścia cztery osoby. Dzień zaczynał się kopiastym śniadaniem między godziną 11 a 12, obiad podawano o godzinie szóstej lub siódmej w zależności od tego, czy było polowanie, czy też nie4. W liście z 14 lipca 1874 roku, także pisanym z Krysowic, donosi mu, że od 4 do 6 lipca mieli niespodziewanych gości w postaci księżnej Sapieżyny z Krasiczyna (Jadwigi z Sanguszków), z Łańcuta zaś przyjechał książę Henryk Liechtenstein. Nie podaje jednak celu ich wizyty. Jak wynika z korespondencji, Nawojowa traktowana była wówczas trochę po macoszemu, to Krysowice położone w ziemi przemyskiej, dumna rodowa posiadłość Mniszków, była głównym miejscem pobytu państwa Stadnickich. Nawojowa spełniała natomiast wówczas głównie funkcję letniej siedziby, azylu, gdzie ukrywano się, aby złapać oddech, odpocząć od problemów. Ludgarda pisała stąd do syna w lipcu 1877 roku następujące słowa: „Nie jestem ciekawa tych nowin, których mógłbyś mi dać z przemyskiej ziemi, bo ja szczęśliwa, że ja tu nic nie słyszę o tamtejszych brudach i intrygach”5. W korespondencji tej nie ma śladu o pewnych ważnych gościach, którzy przybyli do Nawojowej na wycieczkę w lipcu 1878 roku. Otóż Nowy Sącz gościł uczestników XII walnego zjazdu Towarzystwa Pedagogicznego. Ślad po nim pozostał w postaci Wspomnień... napisanych przez Henryka Kisielewskiego, nauczyciela nowosądeckiej szkoły wydziałowej6. Łącznie zjazd ten zgromadził ponad czterysta osób, wśród których przeważali nauczyciele szkół ludowych i średnich (przybyli tutaj m.in. ze Lwowa, Brodów, Tarnowa, Tarnopola, Krakowa, Gorlic, Drohobycza), ale także nauczyciele szkół wydziałowych, seminarium nauczycielskiego, księża, inspektorzy szkolnych okręgów, a nawet profesorowie uniwersytetu i politechniki. Zjazd ten miał dodatkowo uroczystą rangę, gdyż wiązał się z jubileuszem dziesięciolecia istnienia Towarzystwa7. BJ, Dział Rękopisów, przyb. 62/72: Listy Ludgardy do syna Edwarda Adama Stadnickiego (list z 3 XII 1870 r.). 5 Ibidem: list z 24 VII 1877 r. 6 Wspomnienia z XII walnego zjazdu Towarzystwa Pedagogicznego w Nowym Sączu w lipcu 1878 r. Rys historyi i monografii Nowego Sącza, tudzież wycieczka z Nowego Sącza w stronę Krynicy, w Pieniny i Tatry skreślił na tle topograficzno-historycznem Henryk Kisielewski nauczyciel nowosądeckiej szkoły wydziałowej, Nowy Sącz 1878. 7 Towarzystwo Pedagogiczne założone zostało przez Bronisława Trzaskowskiego, dyrektora gimnazjum w Tarnowie. Por. Wielką Ilustrowaną Encyklopedię Powszechną, t. XVII, Kraków, wyd. Gutenberga, 4
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944) 87
Na posiedzeniach plenarnych omawiano m.in. problem przeciążenia uczniów szkół średnich, sprawę podziału szkół średnich na gimnazja i szkoły realne (uznano, że podział ten musi zostać zniesiony), a więc kwestie, które, jak widać, nie są tylko domeną naszych czasów, ale i wówczas stanowiły poważne i trudne do zrealizowania wyzwanie. Oprócz posiedzeń uczestnicy zjazdu odbyli kilka wycieczek, m.in. do Żegiestowa, Krynicy, malowniczą podróż łódkami przez Pieniny oraz wycieczkę w Tatry. W ramach programu rozrywkowego mieściła się także wycieczka do Nawojowej na zaproszenie hr. Edwarda Stadnickiego. W piśmie do burmistrza Nowego Sącza pisał on: Miejscowość ta [Nawojowa] chlubić się będzie z pobytu, choć chwilowego tylu zasłużonych mężów, którym kraj z ufnością powierzając wykształcenie młodzieży, poruczył przyszłość swoją. Mam nadzieję, że pogoda temu dla nas pożądanemu zamiarowi sprzyjać będzie, a jeżeli nawet miejscowość nie wyrówna pięknością przyrody innym okolicom Sądecczyzny, to przynajmniej przybyli z innych stron kraju członkowie Towarzystwa Pedagogicznego powezmą przekonanie, że w całej Sądecczyźnie panuje równe uznanie oddanych już krajowi przez członków Towarzystwa Pedagogicznego usług i braterska życzliwość dla tych, którym kraj wychowanie swych dzieci powierzył8.
Wycieczka do Nawojowej była pierwszą z zaplanowanych atrakcji turystycznych, zgromadziła też liczne grono, bo ok. czterysta osób (w tym jednak sporo przygodnych osób). Jest to liczba tym bardziej imponująca, że pogoda niestety spłatała figla, brakowało też transportu. Ekskursja miała miejsce po południu 19 lipca jako uwieńczenie drugiego dnia obrad i dyskusji pedagogicznych. Henryk Kisielewski zamieścił w swych Wspomnieniach taki oto obraz rezydencji Stadnickich, jaki ukazał się jego oczom: Majętność hrabiego posiada bowiem pałac, który prawdopodobnie przeistoczony został z zamku obronnego, wzniesionego na pochyłem wzgórzu w XVI wieku i piękny ogród z oranżerią. [...] W salach pałacowych widzieliśmy piękny księgozbiór, sprzęty odznaczające się wprawdzie nie bogactwem, ale za to gustem i prostotą, gdyż nadmienić muszę, że hrabiostwo tutaj tylko od czasu do czasu spędzają czas. Dalej widzieliśmy obrazy olejne, przedstawiające momenta z historii przodków dawnego, a zacnego rodu Stadnickich9.
Autor wspomina także, że niedaleko pałacu znajduje się huta żelaza, będąca własnością hrabiego, której wyroby członkowie zjazdu otrzymali na pamiątkę pobytu w Nawojowej. Podkreśla jednak, że główną wartość majątku stanowiły otaczające pałac piękne lasy. Jako ciekawostkę dodaje, że przed kościołem nawojowskim zawieszona jest „w okolicy znaleziona kość z przedpotopowego zwierza”10, zaś s. 218. Wśród jego członków honorowych znalazły się tak słynne postacie, jak Józef Dietl i hr. Władysław Tarnowski. 8 H. Kisielewski, op. cit., s. 5. 9 Ibidem, s. 13–14. 10 Ibidem, s. 13.
88 Anna Janota-Strama
w kościele znajduje się „widzenia godny, historyczny nagrobek przedstawiający uzbrojonego rycerza”11. Hr. Edward uroczyście powitał przybyłych gości, na co prezes Towarzystwa Zygmunt Sawczyński odpowiedział piękną przemową, kończąc toastem na cześć gospodarzy. Stadniccy przygotowali podwieczorek w parku zamkowym, pod gołym niebem, osobiście usługiwali gościom, starając się, aby przyjęcie było jak najbardziej serdeczne. Niestety pogoda pokrzyżowała plany. Słota i dotkliwe zimno szybko wygoniło towarzystwo z parku. Salwy z moździerzy zapowiedziały końcowe mowy, a przyjęcie zakończył pokaz sztucznych ogni. Pomimo krótkiego pobytu i złej pogody H. Kisielewski tak zapisał: Przyjęcie hrabstwa i pobyt w Nawojowej na długo mile zachowamy w pamięci, gdyż daje on nam dowody szczerości staropolskiej ze strony gospodarstwa, a z drugiej strony zjazd ten stanowi kontrast w tych zjazdach, które się odbywały ongi w pałacach magnackich. Wtenczas widziano tu groźnych szermierzy, opartych na rękojeści miecza, a dzisiaj błyszczą obecnością skromni wielbiciele „słowa i prawdy”12.
Na trzecim posiedzeniu plenarnym w dniu następnym zgromadzenie podziękowało serdecznie przez powstanie hr. Stadnickiemu za tak gościnne przyjęcie. Dwa lata później dom Stadnickich przyjmował kolejnego wybitnego gościa w swoich progach. Był nim nie kto inny, ale sam cesarz austriacki Franciszek Józef I, który przez tydzień mieszkał w Krysowicach. W 1880 roku odbył on bowiem podróż inspekcyjną po Galicji. Nie było to jego pierwsze tutaj przybycie, gdyż Galicja ujrzała swego monarchę już w 1851 roku, a następnie w 1855 r. Wówczas przyjęcie ze strony mieszkańców i władz było czysto oficjalne, publiczność trzymała się z daleka, a iluminacje odbyły się na wyraźny rozkaz władz lokalnych. Nikogo te wizyty nie cieszyły, nikt na nie specjalnie nie czekał, ani się po nich niczego nie spodziewał. Był to okres, gdy Galicja traktowana była jako prowincja mało ważna, uboga, głównie zaś jako źródło rekruta. Dopiero powoli wybijał się Agenor Gołuchowski senior i politycy jego pokroju, których działania miały otworzyć przed Polakami nieco szerzej drzwi łaski monarszej. Po roku 1860 i słynnym dyplomie październikowym Galicja rozpoczęła walkę o autonomię, co udało się jej przeprowadzić w latach 1867–1873. Postawa cesarza, który w zasadzie szybko zaakceptował się w roli konstytucyjnego władcy, spowodowała, iż mieszkańcy Galicji całkowicie zmienili swoje wobec niego nastawienie i czemu wyraz dali właśnie w 1880 roku. Na czternastym posiedzeniu Sejmu Galicyjskiego (odbytym 7 lipca 1880 r.), na wniosek posła Kazimierza Grocholskiego postanowiono przeznaczyć na koszty związane z wizytą monarchy sumę 26 tysięcy zł i choć namiestnik hr. Alfred Potocki powiedział: 11 Ibidem. Prawdopodobnie mowa tutaj o nagrobku Piotra Nawojowskiego z 1593 roku, ostatniego właściciela Nawojowej z rodu Nawojowskich. 12 Ibidem, s. 14.
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944) 89 Mam polecenie oświadczyć, że Najjaśniejszy Pan z powodu przyjazdu swego do naszego kraju życzy sobie, aby żadnych wydatków z powodu przyjazdu Jego nie tylko ze strony kraju, ale i choćby ze strony powiatów i gmin, nie było jak najmniejszych, gdyżby te wydatki boleśnie dotknęły Najjaśniejszego Pana z powodu nędzy, która w kraju naszym panuje13,
wniosek przeszedł jednogłośnie. Z Wiednia wyjechał cesarz 29 sierpnia 1880 r. specjalnym pociągiem, służącym mu do tego rodzaju podróży. Celem zaś jej było odbycie ćwiczeń wojskowych, czyli manewrów, do których podchodził zawsze z wielką powagą, traktując je jako sposób kontrolowania stopnia wyszkolenia wojska, a i również z pewnością przypomnienie dawnej chwały rodu Habsburgów. Wyjechawszy z Krakowa, gdzie cesarz zabawił przez pierwsze kilka dni, monarszy pociąg zatrzymywał się po kilka minut w Bochni, Tarnowie, Czarnej, Dębicy, Jarosławiu, aby przybyć ostatecznie do Przemyśla. Stąd cesarz udał się wieczorem do Mościsk, a następnie do Krysowic, przyjmując zaproszenie hr. Edwarda Stadnickiego. Na trasie tego przejazdu monarsze oczywiście towarzyszyły tłumy, zaś nad porządkiem i wystrojem dworców czuwały specjalnie w tym celu powołane komitety. W Mościskach, w skład takiego komitetu wszedł m.in. syn hr. Edwarda, ówczesny właściciel Krysowic, hr. Stanisław Stadnicki. Zadania tego komitetu były szczególnie trudne z tego względu, że pobyt monarchy w Krysowicach trwać miał sześć dni. W zachowanej korespondencji Stadnickich z tego okresu natrafić można jedynie na krótkie wzmianki świadczące o przygotowaniach do jakiegoś wielkiego wydarzenia. W liście do służącego Leona Janusza hr. Edward wspomina, że ma on jechać do Wiednia po dwa lustra na świece, czyli pająki kryształowe do pokoju jadalnego w Krysowicach oraz po firanki do pięciu okien, każda długa na 3,60 m, a szeroka na 2,75. W sklepie zaś z obrazami i sztychami ma kupić litografię arcyksięcia Franciszka Karola ojca cesarza i kazać na tej litografii napisać datę 5 października 1839, gdyż wtedy odwiedził on Krysowice, a następnie dać do oprawy. Ponadto ma również zdobyć malowane miniatury cesarza i cesarzowej, a jeśli będą bardzo drogie to fotografie. Dla hrabiego ma kupić trzy kołnierze do stroju polskiego i odebrać sześć par siwych rękawiczek14. Nim jednak cesarz zawitał do Krysowic, Stadniccy brali udział w uroczystościach w trakcie pobytu władcy w Krakowie. Już 1 września Edward hr. Stadnicki i jego syn Edward Adam byli wśród szlachty przyjętej na audiencji, a następnie hr. Edward zaproszony był na uroczysty obiad do stołu cesarskiego, obok m.in. namiestnika Alfreda hr. Potockiego oraz marszałka Ludwika Wodzickiego. Natomiast „Gazeta Lwowska” 1880, nr 154, s. 2. Franciszek Józef znany był ze skromności w stosunku do własnej osoby i ogólnie przeciwny był niepotrzebnej rozrzutności w każdej dziedzinie. Jak zapisał jego osobisty kamerdyner Eugen Ketterl „jego cesarska mość niezmiennie obstawał przy poglądzie, że wszystkie wydatki, które mają służyć jego osobistej wygodzie są zbędne i należy z nich zrezygnować”. Por. szerzej E. Ketterl, Wspomnienia kamerdynera cesarza Franciszka Józefa I, Kraków 1990, s. 11. 14 BJ, Dział Rękopisów, przyb. 64/72: Listy Edwarda i Ludgardy do służącego Leona Janusza z lat 1880–1886 (list z 4 sierpnia 1880 r.). 13
90 Anna Janota-Strama
wieczorem 2 września na balu w Sukiennicach, w szóstej parze uroczystego inaugurującego poloneza szedł on z księżniczką Heleną Sanguszkówną. W dwunastej parze zaś jego małżonkę Ludgardę prowadził hr. Lewicki-Siemieński15. Dworzec w Mościskach, dość niepozorny, przystrojony został pięknie na powitanie monarchy. Były i chorągiewki, i dużo zieleni, maszty pomalowane na biało, ustrojone w festony z choiny i cesarskie monogramy. Na peron wstęp był dozwolony tylko za okazaniem biletu, dla dam zaś zbudowano na dworcu trybuny. Powszechną na siebie zwrócili uwagę bogatym strojem narodowym obaj hrabiowie Stadniccy, hr. Borkowski z Rudnik, hr. Drohojowski z Krukienic [...] hr. Stadnicki Edward (ojciec), który jako marszałek rady powiatowej miał przywitać cesarza ubrany był w czarny aksamit z turkusowym garniturem guzów16.
Przemówił on do monarchy w następujących słowach: Najmiłościwszy Cesarzu i Królu nasz! W imieniu wszystkich mieszkańców tego i sąsiednich powiatów składam Ci Najjaśniejszy Panie, wyrazy wierności, przywiązania i wdzięczności. Nie na lata, ale na doznane dobrodziejstwa liczy kraj nasz panowanie Twoje, Najjaśniejszy Panie. Uniżenie dziękując, że zwiedzając kraj nasz, dajesz nam nowy dowód łaski i opieki, a oraz dawno upragnioną sposobność okazania Ci naszej wdzięczności i wierności, wznosimy z głębi serca okrzyk: Najukochańszy Cesarz a Król nasz Franciszek Józef niech żyje!17
Podczas wyjazdu cesarza z dworca puszczono rakiety i spalono wielki fajerwerk przedstawiający monogram cesarza. Cała droga do Krysowic oświetlona była pochodniami i ogniem bengalskim, co na pewno musiało sprawiać miłe dla oka wrażenie, skoro ten etap podróży określono mianem „weneckiego wieczoru”18. Do Krysowic wjechał cesarz przez bramę triumfalną ozdobioną z jednej strony herbem Galicji, a z drugiej herbem rodziny Stadnickich. Tutaj w progu powitał go hr. Stanisław Stadnicki. Cesarz, będąc zapalonym myśliwym, od razu wypatrzył znajdujące się w przedsionku zdobycze myśliwskie: rogi jelenie, głowy dzików itp. Odtąd Krysowice stały się siedzibą monarchy i jego dworu przeszło sto osób liczącego na niemal tydzień – na czas trwania manewrów. Gazety dokładnie rejestrujące każdy krok monarchy na ziemi galicyjskiej, także sumiennie przedstawiły pobyt cesarza w Krysowicach, szczegółowo opisując oczywiście jego tymczasową rezydencję. Najobszerniejsze opisy zamieściły na swych łamach „Gazeta Lwowska” oraz „Dziennik Polski”. Ten ostatni donosił: Zabudowania pałacowe tworzą czworokąt z basztami, w środku którego znajduje się pałac, a między basztami południowymi wieża zegarowa opatrzona herbami Mniszków i Stadnickich, wyrzeźbionymi w murze [...] za pałacem prześlicznie utrzymany park Por. A. Nowolecki, Pamiątka podróży cesarza Franciszka Józefa I po Galicji i 20 dniowego pobytu Jego w tym kraju, Kraków 1881, s. 83. 16 „Dziennik Polski” 1880, nr 206, s. 2–3. 17 A. Nowolecki, op. cit., s. 125–126. 18 Ibidem, s. 113. 15
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944) 91 angielski z mostkami, grotami pustelniczymi, rzeczułkami, zacisznymi altanami z drzew olbrzymich, wszystko to tworzy całość rzeczywiście niepospolitą. Całe wnętrze pałacu przepysznie odnowione, tak co do ścian, jak i mebli [...] Za bramą wjazdową ustawiono dwie stare tureckie armaty19.
Opis ten uzupełnia „Gazeta Lwowska” dodając dokładne, niemal inwentaryzacyjne przedstawienia poszczególnych pomieszczeń i sprzętów20. Cały front pierwszego piętra zajął cesarz, otrzymując do swojej dyspozycji kilka pięknych sal, w tym m.in. gabinet, w którym są chińskie obicia, prawdopodobnie zamówione pierwotnie dla królowej Marii Antoniny do zamku w Trianon, a które kupić miał Jan Kanty Stadnicki. Dbając o wygodę cesarza na sypialnię przeznaczono mu pokój z oknami wychodzącymi na najbardziej cienistą część parku, zainstalowano pocztę i telegraf. Cesarz także i tutaj wstawał bardzo wcześnie, gdyż około czwartej, następnie wychodził do parku na samotną przechadzkę. Po wysłuchaniu mszy w kaplicy pałacowej Franciszek Józef udawał się na manewry21. Oprócz licznych zagranicznych wojskowych, manewry te cieszyły się także niesłabnącym zainteresowaniem prasy zagranicznej. Szukając natchnienia przybyli tu również artyści tej rangi, co Juliusz Kossak i Tadeusz Ajdukiewicz. Z manewrów cesarz wracał wieczorem, wtedy odbywał się uroczysty obiad, czasem też później Franciszek Józef udawał się na wieczorny spacer po parku. Cesarz zadowolony był zarówno z manewrów, które upewniły go w przekonaniu, że ma wspaniale wyszkoloną armię, jak i z pobytu w Krysowicach, czego dowodem były prezenty. Otóż cesarz postanowił przeznaczyć 2000 zł na budowę szkoły w Krysowicach22, ponadto komisarz powiatowy Seweryn Barcikowski otrzymał kosztowną szpilkę, koncepista Michał Bartoszewski i sekretarz Stanisław Zawadzki zaś po pierścionku z rubinami i brylancikami. Gospodarz Krysowic hr. Stanisław Stadnicki obdarowany został natomiast portretem Najjaśniejszego Pana w stroju ułańskim. Po zakończeniu manewrów, 11 września cesarz odjechał do Lwowa. „Dziennik Polski” 1880, nr 206, s. 2. Oto fragment: „Druga sala na prawo służy obecnie za salę jadalną. Na dużym stole ustawionym w podkowę przepyszna zastawa z bronzu, nader misternie cyzelowana [...] Sala jadalna ma wiele ciekawych przedmiotów; cenną jej ozdobą są doskonale malowane soppraporty przedstawiające nature morte i sceny z łowów, a prawdziwą osobliwością jest komin, poczciwy staropolski komin z miedzianą misternie odlaną zasuwą ozdobioną herbami”. Szerzej „Gazeta Lwowska” 1880, nr 207, s. 1. 21 Manewry miały polegać na odparciu przypuszczalnego ataku wroga w kierunku Warszawy–Krakowa– Wiednia przez korpus obserwacyjny stojący w Galicji. Główne starcie miało mieć miejsce na równinie między Mościskami a Sądową Wisznią. Ogólnie użytych miało być pięć dywizji, w tym dwie stacjonujące w Galicji zachodniej i trzy w Galicji wschodniej. Por. „Gazeta Narodowa” 1880, nr 205, s. 1. Autor artykułu przedstawił ciemną stronę manewrów, doliczając się 662 osób, które ucierpiały wskutek upałów, wycieńczenia i braku wody. Zdarzały się przypadki pomieszania zmysłów, a nawet samobójstw. 22 W czasie jednego ze spacerów cesarz zawędrował do okolicznej wsi, gdzie wdał się w rozmowę z przygodnie napotkanym wieśniakiem. Dowiedział się od niego, że ludziom w Krysowicach każą budować szkołę, a oni nie mają na to środków. Po powrocie do pałacu kazał więc, jak to miał w zwyczaju, wypłacić pieniądze na budowę tej placówki z własnej prywatnej szkatuły. Por. A. Nowolecki, op. cit., s. 129–130. 19 20
92 Anna Janota-Strama
Również i tam w uroczystych obiadach i balach brał udział hr. Edward Stadnicki z synami Edwardem Adamem i Stanisławem. Przyjęcie z jakim się spotkał w Galicji sprawiło cesarzowi prawdopodobnie wielką satysfakcje, gdyż od tej pory częściej tu zaglądał i zawsze był gorąco witany23. Niemała z pewnością w tym zasługa Stadnickich, ich serdecznej, staropolskiej gościnności. Minąć musiało ponad pół wieku nim Stadniccy mogli pochwalić się równie utytułowanymi gośćmi. Przybyli oni do Polski aż z dalekiej Holandii. 7 stycznia 1937 roku odbyły się w Hadze uroczyste zaślubiny holenderskiej następczyni tronu księżniczki Juliany z niemieckim księciem Bernhardem zur Lippe Biesterfeld. Młoda para udała się następnie w podróż poślubną. Początkowo miejscem docelowym miały być Niemcy i słynna miejscowość Garmisch-Partenkirchen. Wobec jednak ochłodzenia kontaktów między III Rzeszą a Holandią wybór padł najpierw na austriacką miejscowość Igls24, ostatecznie jednak holenderska para zawitała do zupełnie nie znanej na zachodzie Europy Krynicy. Polska być może dla księżniczki Juliany była krajem egzotycznym, jednak nie dla jej małżonka. Miał on bowiem dalekie, polskie korzenie. Jego praprababką była Modesta Unrug, polska szlachcianka z wielkopolskiej linii Unrugów z Międzychodu, jego zaś pradziadek Leopold hr. Wartensleben miał siostrę, Bernardynę, która poślubiła Wielkopolanina hr. Dąmbskiego. Rodzice Bernharda przed I wojną światową posiadali majątek ziemski w województwie poznańskim: Nową Wieś Zbąską pod Zbąszyniem, gdzie młody Bernhard się wychowywał. Ich sąsiadem był wtedy Ignacy hr. Mielżyński, który był nawet ojcem chrzestnym młodszego brata Bernharda Erwina25. Przyjechali oni do Polski całkowicie prywatnie 9 stycznia, incognito pod nazwiskiem hrabiego i hrabiny Sternberg. Zamieszkali początkowo w „Patrii” – nowoczesnym i luksusowym hotelu wybudowanym w Krynicy przez Jana Kiepurę, a następnie przenieśli się do „Dyrektorówki” – krynickiej rezydencji prezydenta II Rzeczypospolitej, Ignacego Mościckiego. Tym bardziej, że entuzjastyczne przyjęcia cesarza przez Polaków miały konkretny wydźwięk dyplomatyczny. Udowadniały Rosji, że Polacy i Ukraińcy zamieszkujący granice Austrii są bez zastrzeżeń wierni Wiedniowi. 24 Jak podał „Czas” Niemcy czuły się urażone, że podczas uroczystości zaręczyn były wywieszone obok holenderskich sztandary o barwach domu Lippe zamiast swastyki. Sam Bernhard też dolewał oliwy do ognia twierdząc, że otrzymał obywatelstwo holenderskie, czuje się Holendrem i wobec tego należy przy nim grać wyłącznie hymn narodowy holenderski („Czas” 1937, nr 4, s. 2). Ponadto Hitler w 1937 roku wystąpił z propozycją uznania wieczystej neutralności Holandii i zgodził się wspaniałomyślnie zagwarantować jej nienaruszalność terytorialną. Królowa Wilhelmina tę propozycję odrzuciła, widząc w niej niebezpieczeństwo ingerencji Niemiec w sprawy stosunków międzynarodowych Holandii (J. Balicki, M. Bogucka, Historia Holandii, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–Łódź 1989, s. 369). Tyrolska miejscowość narciarska Igls odpadła z tych samych powodów, gdyż ujawniły się tam sympatie prohitlerowskie. Ostatecznie holenderska para, za namową przyjaciela księcia Bernharda, hr. Józefa Mielżyńskiego postanowiła udać się do Polski. 25 „Ilustrowany Kurier Codzienny” 1937, nr 27, s. 5; nr 13, s. 14. 23
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944) 93
Polscy dziennikarze nie mogli, rzecz jasna, przejść do porządku dziennego nad tak nieoczekiwaną i zaszczytną wizytą, stąd prasa rozpisywała się szeroko w tematyce holenderskiej26, nękano nagminnie młodą parę fleszami aparatów. Władze polskie natomiast ze swej strony postanowiły im nieco zorganizować czas. Zwiedzali więc Kraków, byli też w Zakopanem, gdzie wyjechali kolejką linową na Kasprowy Wierch, udali się nad Morskie Oko, a w Krynicy hr. Sternberg zwiedził fabrykę sztucznego lodu. 27 stycznia udali się natomiast do majątku hr. Adama Zbigniewa Stadnickiego, który urządził na ich cześć polowanie na dziki w lasach ryterskich. W liście do Karola Szerląga Adam Stadnicki opisał przebieg tego polowania i całej wizyty pary holenderskiej w Nawojowej27. Do Adama Stadnickiego zwrócił się starosta sądecki z propozycją, aby urządził dla księcia Biesterfelda polowanie. Bardzo to zaskoczyło hrabiego, gdyż właśnie niedawno odbyło się główne polowanie i obawiał się, że powtórka może się nie udać. Po rozmowie z zarządcą lasów w Rytrze Pawłem Mikosem postanowił jednak je zorganizować. W polowaniu tym wzięli udział, obok księcia, prof. Antoni Jurasz, znajomy Stadnickiego z okresu studiów w Heidelbergu, a który bawił akurat w Krynicy; Adam i Antoni Starzeńscy, pułkownik Aleksandrowicz, a w zastępstwie starosty, który myśliwym nie był, wicestarosta Stanisław Mycielski oraz narzeczony córki Stadnickiego Jadwigi Adam Czartoryski. Polowanie się udało, czego dowodem było pięć dorodnych odyńców, z których trzy położył książę Bernhard zur Lippe Biesterfeld. Wynik z pewnością poprawił mu humor, wcześniej nieco popsuty zakazem Stadnickiego spożywania alkoholu. „Dopiero po ostatnim strzale – pisze hrabia – pozwoliłem mu użyć łyku z manierki, którą troskliwie piastował”28. Księżniczka Juliana nie brała udziału w polowaniu i dopiero wieczorem przyjechała do Nawojowej, gdzie ją żona hrabiego Stefania z książąt Woronieckich i jego córki gościnnie przyjęły. Podczas kolacji Juliana mało mówiła i nic nie piła, za to książę „wypróżniał kieliszki intensywnie”29. Wieczorem dostojni goście odjechali samochodem do Krynicy. Wraz z nadejściem roku 1939 i okupacji zmienił się charakter gości, którzy przybywali do Nawojowej. Nie było już głośnych wizyt, ale ciche pukanie do drzwi z nadzieją na ratunek. W pierwszych dniach września zawitał do Nawojowej oddział 26 Rej pod tym względem wodził „Ilustrowany Kurier Codzienny”. Znaleźć tu możemy m.in. ciekawy artykuł Włodzimierza Dworzaczka poświęcony polskim przodkom holenderskiej pary („Ilustrowany Kurier Codzienny” 1937, nr 27, s. 5), rozmowę z prof. Stanisławem Kotem, poświęconą związkom pomiędzy Polską a Holandią (ibidem nr 20, s. 4), rozmowę z pierwszym przedstawicielem II Rzeczypospolitej w Holandii prof. Janem Włodkiem (ibidem nr 31, s. 4). 27 BJ, Dział Rękopisów, przyb. 223/70: K. Szerląg, Alegaty do części III „Moje wspomnienia o nawojowskiej średniej szkole rolniczo-hodowlanej” (list z 15 XII 1968 r.). Karol Szerląg był założycielem tej szkoły, mieszczącej się w zamku nawojowskim i jej pierwszym dyrektorem w latach 1945–1947. Po latach spisując swe wspomnienia, nawiązał kontakt listowny z Adamem Stadnickim (1882–1982), ostatnim właścicielem Nawojowej, chcąc uzyskać od niego informacje na temat dziejów zamku nawojowskiego. 28 Ibidem. 29 Ibidem.
94 Anna Janota-Strama
polskiej piechoty z dwoma armatami, cofający się od Starego Sącza. Byli obdarci i głodni. Stadnicki dał im żywność, ale następnego dnia uciekli w takim popłochu, że porzucili obydwie armaty wraz z amunicją „odrzynając pasy, gdyż nawet odprządz koni nie zdążyli”30. Byli i goście mniej mili, „przymusowi”, bo tak należy nazwać niemieckich żołnierzy kwaterujących w części pałacu. Adam Stadnicki wspomina jednak, że byli mało uciążliwi, gdyż mieszkań swoich gospodarzy nie nachodzili. Inaczej było w 1945 r., kiedy to przyszli radzieccy wyzwoliciele. „Gdy moja żona gościła w salonie herbatą generała rosyjskiego, jego oficerowie buszowali po domu biorąc co popadło. Kwaterowano wszędzie, a pościel i koce ginęły po każdej zmianie osób. Zapasy żywności oczywiście także”31. Natomiast wizyty gestapo były bardzo stresujące. W czasie, gdy właściciel Nawojowej przyjmował ich w kancelarii, jego żona i córki chowały broń i tajne radio oraz wypuszczały tylnymi drzwiami ukrywających się u nich ludzi. Jednym z nich był Andrzej Horodyński, który ukrywał się tam pod fałszywym nazwiskiem. Był on jedynym ocalałym z masakry w Zbydniowie, gdzie gestapo podając się za partyzantów, po wpuszczeniu do środka wymordowało cały dom Horodyńskich oraz gości weselnych, gdyż akurat odbywało się wesele kogoś z rodziny. Do Nawojowej przybywało także dużo młodzieży chcącej przedostać się do armii polskiej na Zachodzie, a działo się tak dlatego, że zamek znajdował się na trasie przerzutowej przez słowacką granicę. Nawet jednak w tych czasach grozy zawitał w progi nawojowskie gość znany w całej Polsce. Był nim Juliusz Osterwa, wybitny aktor, reżyser i pedagog. Wojna wygoniła go z Warszawy w grudniu 1939 r. Przyjechał on wtedy wraz z żoną Matyldą z Sapiehów do Krakowa i zamieszkał przy ul. Basztowej, w mieszkaniu swojej teściowej Matyldy z Windisch-Graetzów Sapieżyny. Ona też w swoich wspomnieniach32, napisanych po wojnie na podstawie przechowywanych dzienników i listów, pozostawiła plastyczny opis charakteru i postawy życiowej swego zięcia oraz zapis jego tułaczki w czasach wojny. W październiku 1942 r. Niemcy rozkazali im opuścić mieszkanie przy ul. Basztowej. Przez trzy miesiące udawało się jednak jakoś tę przeprowadzkę odwlekać, niestety w lutym 1943 r. nie było już odwrotu. Matylda Sapieżyna otrzymała jako rekompensatę małe mieszkanko na Dębnikach. Oczywiście wszyscy dotychczasowi mieszkańcy lokalu przy ul. Basztowej nie byli w stanie się tam pomieścić, dlatego też Osterwowie zdecydowali się przyjąć zaproszenie Adama Stadnickiego i przenieść się do Nawojowej. „Dla Osterwy wyjazd z Krakowa był wielką ofiarą. Bądź co bądź miał tu kolegów, miał grono ludzi, których urabiał, którym powierzył swoje idee, swoje zamiary na przyszłość”33. (Mowa tutaj m.in. o Karolu Wojtyle, Ibidem (list z 7 XII 1970 r., z dołączoną krótką notatką odnoszącą się do Nawojowej i jej mieszkańców w latach 1939–1945 autorstwa Adama Stadnickiego). 31 Ibidem. 32 M. z Windisch-Graetzów Sapieżyna, My i nasze Siedliska, Kraków 2003. 33 Ibidem, s. 695. 30
W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944) 95
który odwiedzał Osterwę wraz z Juliuszem Kydryńskim i Danutą Michałowską). Musiał jednak tak postąpić ze względu na dobro swej żony i nowo narodzonego dziecka – córki Marii. Pałac Stadnickich w tym czasie był miejscem intensywnej pracy konspiracyjnej. Żona Adama Stefania była przewodniczącą sądeckiego oddziału Rady Głównej Opiekuńczej, najstarszy syn Józef był szefem organizacji zaopatrzeniowej AK „Uprawa” (zwanej później „Tarczą”) na cztery powiaty, młodszy syn Andrzej działał w partyzantce, jedna z córek Anna pełniła funkcję kurierki, druga córka Stefania była pielęgniarką, zaś trzecia Jadwiga prowadziła wywiad ekonomiczny dla „Tarczy”34. W tej atmosferze ciągłego napięcia i zabiegania trudno się było Osterwie odnaleźć, niemniej jednak znalazł on przyjaciół w osobie proboszcza miejscowej parafii oraz sąsiadów Stadnickich. Na wiosnę 1944 roku jednak, kiedy to atmosfera w Nawojowej z powodu nagonki niemieckiej stała się wręcz nie do zniesienia, Osterwa opuścił siedzibę Stadnickich, najpierw na kilka tygodni, a potem już na stałe we wrześniu przeniósł się do Krakowa. Niedługo potem przyjechała do niego żona z córką. Z pewnością wpłynęło na ich decyzję wydarzenie, którego byli świadkami. 1 lipca 1943 roku pałac otoczony został przez ludzi podających się za partyzantów i domagających się wpuszczenia. Adam Stadnicki, mając w pamięci los Horodyńskich i domyślając się, że może to być prowokacja, zadzwonił do placówki gestapo w Nowym Sączu, z pytaniem co ma robić, gdyż jakaś banda atakuje pałac i domaga się wpuszczenia. Odpowiedziano mu, żeby ich wpuścił. Stadnicki powiadomiwszy domniemanych partyzantów o swoim telefonie i o tym, że wie kim są, otworzył drzwi i dzięki temu uratował rodzinę i przyjaciół przed pewnym wymordowaniem. Stadniccy z Nawojowej, choć nie odgrywali pierwszoplanowych ról w życiu narodu, to brali udział w ciekawych wydarzeniach, które warto przedstawić czytelnikom. Z pewnością do takich zaliczyć należy odwiedziny znanych postaci historycznych w Nawojowej i Krysowicach. Prasa, choć należy ją traktować z dużą dozą ostrożności, dostarcza w tym wypadku wielu fascynujących szczegółów z życia tych ważnych jednostek, jak i samych Stadnickich. Jest to tym bardziej istotne, że materiał archiwalny, tj. korespondencja Stadnickich bardzo słabo naświetla te fakty, stąd istotnym źródłem informacji stają się pamiętniki osób postronnych (H. Kisielewski, Matylda z Windisch-Graetzów Sapieżyna) oraz właśnie prasa. To jak wyglądał pałac arystokratyczny, w jaki sposób przyjmowano gości, jak się bawiono w Nawojowej i w Krysowicach stanowi również pewien ogólny wkład w wiedzę o obyczajowości polskiej arystokracji i ziemiaństwa.
BJ, Dział Rękopisów, przyb. 223/70: Alegaty do części III... (Krótka notatka odnosząca się do Nawojowej...). 34
96 Anna Janota-Strama
Visiting the Stadnicki Family from Nawojowa (1878–1944) Abstract The Stadnickis from Nawojowa, much like other aristocratic families, entertained many guests in their abode. They hosted ordinary people, family members, neighbours, as well as distinguished personages, and even world renown persons. And so, in 1878, the owner of Nawojowa, count Edward Stadnicki and his wife Ludgarda received the deputies to the general assembly of the Pedagogical Association. Two years later, their son, Stanisław Stadnicki, received Emperor Franz Joseph I for a week at his estate in Krysowice, when the latter came to watch the manoeuvres checking the status of training and preparation of his army guarding the Vistula and Prut rivers. Entertaining royalty was also shared by Stanisław Stadnicki’s nephew, Adam Zbigniew, the last owner of Nawojowa. In January 1937, he organized wild bore hunting for Bernhard zur Lippe Biesterfeld, husband of princess Juliana, heiress to the Dutch throne. The last prominent guest of the Stadnickis was the outstanding actor, Janusz Osterwa, who took refuge in Nawojowa with his wife and daughter during World War II. This article proves that even in the life of those aristocratic families who are less known to historians, and the Stadnickis should be classified as such, one can find interesting events expanding the general knowledge of several figures from the world of politics and culture, and bringing unknown facts from their lives closer to the reader. The information about the Stadnickis themselves, their manner of receiving guests, attitudes towards life, character features, appearance of their abodes supply us with a certain concrete knowledge of the manners of the Polish aristocracy and landed gentry.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Lucyna Kudła
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej. Charakterystyka społeczności
Osłabienie monarchii habsburskiej w drugiej połowie XIX wieku, na skutek narastających tendencji odśrodkowych poszczególnych narodów ją zamieszkujących, klęska w wojnie z Prusami, Francją i Piemontem, musiały przyspieszyć zmiany wewnętrzne. Autonomiczne uprawnienia przestawały wystarczać narodom zamieszkującym monarchię, cesarz musiał je zwiększyć, chcąc uspokoić wrzenia wolnościowe. Stanowiło to początek ery autonomicznej w Galicji, dając nadzieję i perspektywy również w rozwoju oświaty. Władzę oświatową na ziemiach polskich zaboru austriackiego stanowiła Rada Szkolna Krajowa, która została powołana dla Królestwa Galicji i Lodomerii przez Sejm w 1866 roku i zatwierdzona przez Franciszka Józefa I dnia 25 VI 1867 roku. Działała ona pod zwierzchnictwem Namiestnika. Władze austriackie podporządkowały RSK centralnym władzom w Wiedniu, a duże uprawnienia przyznały namiestnikowi galicyjskiemu. Siedziba Rady znajdowała się we Lwowie. Rada zajmowała się zarządem administracyjnym szkół, przedstawiała do nominacji przez cesarza inspektorów szkolnych. Podlegały jej wszelkie stosunki służbowe dyrektorów i nauczycieli (prócz nauczycieli religii). Rada przygotowywała projekty naukowe, zatwierdzała podręczniki dla szkół średnich (oprócz książek do religii), a także środki dydaktyczne, które mogły być używane w procesie nauczania. Rada układała budżet roczny szkół ludowych i średnich oraz składała i publikowała coroczne sprawozdania o stanie wychowania publicznego w kraju. Polityka wiedeńska odbijała się na szkolnictwie średnim w Galicji. Rząd wiedeński przeciwstawiał się rozwojowi szkół średnich i kształceniu inteligencji, poza niewielkimi potrzebami urzędów, Kościoła i niektórych wolnych zawodów. Konsekwencją było ograniczanie dostępu młodzieży do szkół średnich. Działalność Rady Szkolnej Krajowej utrudniano także w sejmie galicyjskim i wydziale krajowym, zdominowanym przez konserwatystów. Niechętnie patrzyli oni na dostęp dzieci stanu niższego do gimnazjów i szkół realnych. Znajdowało to wyraz w zmniejszaniu budżetu przyznawanego na działalność oświatową.
98 Lucyna Kudła
Ścisła zależność RSK od rządu centralnego zmuszała władze szkolne do lojalizmu, a nawet serwilizmu. Jednak należy zauważyć pozytywne konsekwencje działalności Rady Szkolnej Krajowej: zmniejszenie analfabetyzmu, zwiększenie liczby szkół i umożliwienie do nich dostępu większej liczby młodzieży z niższych grup społecznych.
Gimnazja i ich uczniowie Szkolnictwo galicyjskie w okresie autonomii miało kilka szczebli. Podstawowe miejsce zajmowały szkoły ludowe i szkoły wydziałowe. Pion średni stanowiły gimnazja i szkoły realne. Te drugie miały za zadanie przygotowanie do studiów technicznych. Przeważającym typem szkół średnich w Galicji były gimnazja, do 1848 roku sześcioklasowe. W roku szkolnym 1848/49 wprowadzono klasę siódmą, a w rok później ósmą. W omawianym okresie funkcjonowały gimnazja klasyczne i gimnazja realne. Program nauczania w gimnazjum klasycznym wysuwał na plan pierwszy naukę łaciny i greki; model ten przetrwał z niewielkimi zmianami do odrodzenia niepodległej Rzeczypospolitej1. Celem gimnazjum było zapewnienie wykształcenia ogólnego i przygotowanie do studiów uniwersyteckich. Gimnazjum dzieliło się na gimnazjum niższe i wyższe, z których każde miało po cztery klasy. Gimnazjum niższe przygotowywało uczniów do gimnazjum wyższego, ale tworzyło zamkniętą całość ogólnego wykształcenia, wystarczającego jako przygotowanie do szkół realnych i instytutów technicznych. Gimnazjum wyższe miało prowadzić nauczanie dalej, ale nie mogło istnieć bez gimnazjum niższego. Oba typy gimnazjum stanowiły całość podlegającą wspólnemu kierownictwu. Gimnazja dzieliły się na państwowe i prywatne2. Państwowe wydawały świadectwa uznawane przez władze państwowe, miały prawo do przeprowadzania egzaminów dojrzałości. Utrzymywały się wyłącznie lub w znacznej części z funduszy państwowych i z czesnego, a kierownictwo spoczywało w ręku władz państwowych. Gimnazja prywatne czerpały dochód z pobieranego czesnego, które było przeznaczane na potrzeby związane z funkcjonowaniem szkoły, mogły także otrzymywać fundusze z towarzystw, korporacji lub od osób będących właścicielami. Wprowadzenie autonomii w Galicji miało swoje konsekwencje w ożywieniu oświaty, co przejawiało się również zwiększaniem liczby zakładanych szkół średnich i większym napływem do nich młodzieży. Liczba gimnazjów działających w Galicji rosła się systematycznie od końca XIX wieku dzięki działalności krajowych władz J. Buzek, Rozwój stanu szkół średnich w Galicji w ciągu ostatnich 50 lat (1850–1909), „Muzeum” 1909, R. XXV, t. 1, s. 15. 2 Zbiór ustaw i rozporządzeń odnoszących się do szkół średnich w Galicji, oprac. M. Janelli i K. Missona, t. 1, z. 1, Lwów 1914, s. 5–8; Zbiór ustaw i rozporządzeń administracyjnych, oprac. J. Piwocki, t. VI, Sprawy szkolne, Lwów 1913, s. 432–438. 1
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 99
szkolnych, a także dlatego, że w zakładaniu nowych szkół zainteresowane były organizacje społeczne i oświatowe. Mimo rosnącej liczby gimnazjów stale odczuwany był ich niedostatek. Chociaż w porównaniu z innymi krajami monarchii, w Galicji było ich dużo, to ciągle za mało w stosunku do liczby ludności. W roku szkolnym 1870/71 jedno gimnazjum przypadało średnio na 272 000 mieszkańców. W miarę upływu czasu stan ten powoli poprawiał się i w roku szkolnym 1910/11 jedno gimnazjum przypadało już na 93 300 mieszkańców3. Osobnym zagadnieniem jest stosunek liczby gimnazjów z wykładowym językiem polskim do liczby gimnazjów z wykładowym językiem ukraińskim. Wypadał on zdecydowanie niekorzystnie dla Ukraińców, którzy w początkowym okresie autonomii mieli tylko jedno gimnazjum z wykładowym językiem ukraińskim (w Przemyślu), a w roku szkolnym 1911/12 już 64. Ukraińców było zdecydowanie więcej niż Polaków w Galicji Wschodniej, a mimo to nawet tam działało więcej gimnazjów z wykładowym językiem polskim. Gimnazja z językiem ukraińskim były zdecydowanie mniej przepełnione niż szkoły z językiem polskim. Wynikało to z faktu, że wśród przeważnie chłopskiej ludności ukraińskiej było mniejsze zainteresowanie edukacją gimnazjalną, a ponadto wielu synów Ukraińców uczęszczało do polskich gimnazjów. W Galicji funkcjonowały również gimnazja z niemieckim językiem wykładowym – we Lwowie i w Brodach (do roku 1906/07). Uczęszczały do nich dzieci urzędników austriackich oraz Żydów, którzy często za język narodowy uznawali niemiecki. Wprowadzenie autonomii w Galicji powitało 18 funkcjonujących gimnazjów – w liczbie tej znalazły się zarówno gimnazja wyższe, jak i niższe. Ich liczba zwiększała się systematycznie średnio o jedno gimnazjum na trzy lata. W Galicji było mniej gimnazjów niż np. w zaborze rosyjskim, mimo iż był to czas prowadzonej tam rusyfikacji. Wynikało to z uwarunkowań politycznych, władze rosyjskie bowiem zakładały więcej rządowych gimnazjów, by w ten sposób odciągać młodzież od gimnazjów prywatnych, przepojonych duchem polskości. Autonomia w Galicji stwarzała teoretycznie lepsze warunki dla rozwoju szkolnictwa średniego, ale w praktyce proces ten był hamowany przez trudności finansowe oświaty, sytuację lokalową i brak odpowiednio przygotowanej kadry nauczycielskiej. Młodzieży w gimnazjach przybywało, a było to spowodowane zwiększonym przyrostem naturalnym oraz sytuacją gospodarczą w Galicji, która zmuszała młodzież, zwłaszcza chłopską, do emigracji zarobkowej i szukania źródeł dochodu w zajęciach pozarolniczych, także inteligenckich. Droga do nich natomiast wiodła przez gimnazja. To zaś uzasadniało konieczność zakładania większej liczby gimnazjów, których powstanie każdorazowo wymagało zatwierdzenia cesarskiego. Podręcznik statystyki Galicji, pod red. T. Pilata, t. IX, Lwów 1913, s. 98. Ibidem, s. 3–4; Rocznik statystyki Galicji, pod kier. T. Rutowskiego, r. II, Lwów 1889, s. 83–87; Sprawozdanie c.k. Rady Szkolnej Krajowej o stanie wychowania publicznego w roku szkolnym 1911/12, Lwów 1913, s. 11–12. 3 4
100 Lucyna Kudła Lata szkolne 1867/68 1869/70–1872/73 1873/74–1878/79 1879/80 1880/81–1882/83 1883/84–1889/90 1890/91–1891/92 1892/93 1893/94–1894/95 1895/96–1898/99 1899/1900 1900/01 1901/02 1902/03 1903/04 1904/05 1905/06 1906/07 1907/08 1908/09 1909/10 1910/11 1911/12–1913/14 1915/16
Liczba gimnazjów 18 19 20 21 23 24 25 26 28 29 30 32 33 34 35 37 40 43 45 51 54 55 56 54
Tabela 1. Liczba gimnazjów państwowych w Galicji w latach 1867–1916 Źródło: Sprawozdania c.k. Rady Szkolnej Krajowej z lat 1868/69–1915/16. H. Kramarz, Stan ilościowy gimnazjów galicyjskich w latach 1867–1914, „Studia Historyczne”, R. XXIX, 1986, z. 3, s. 363.
Na podstawie przedstawionego zestawienia daje się zauważyć wzrost liczby gimnazjów pod koniec lat 90. XIX wieku; był on jeszcze szybszy na początku wieku XX, kiedy każdy niemal rok przynosił powstanie nowych gimnazjów. Największy wzrost ich liczby obserwujemy w latach szkolnych 1907/08–1908/09, kiedy powstało aż 6 nowych gimnazjów i w latach szkolnych 1908/09–1909/10, kiedy utworzono kolejne 3 nowe gimnazja. Od 1896 roku do 1914 roku powstało 27 nowych gimnazjów państwowych. Było to zgodne z żądaniami wysuwanymi przez środowiska pedagogiczne pod koniec XIX wieku. Wpływ na tę sytuację miały również zmiany zachodzące w Galicji pod względem gospodarczym i społecznym. Powstawało
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 101
zdecydowanie więcej nowych gimnazjów niepaństwowych, zakładanych przez zgromadzenia zakonne, stowarzyszenia czy osoby prywatne. Jednak w stosunku do napływającej liczby chętnych uczniów ilość funkcjonujących gimnazjów nadal była niewystarczająca5. Lata 1867/68 1876/77 1886/87 1895/96 1906/07 1913/14 1915/16
Liczba uczniów 7258 8194 11 820 13 965 27 067 41 300 22 785
Tabela 2. Wzrost stanu ilościowego uczniów uczęszczających do gimnazjów galicyjskich klasycznych i realnych w latach 1867–1916 Źródło: Sprawozdania c.k. Rady Szkolnej Krajowej z lat 1868–1916. Podręcznik statystyki Galicji, pod red. T. Pilata, t. IX, Lwów 1913
W latach 60. i 70. XIX wieku przyrost liczby gimnazjalistów w Galicji był stały, ale niewielki. W roku 1871 jeden uczeń gimnazjalny przypadał tu na 592 mieszkańców6. Nie było to zjawisko równomierne na terenie całej prowincji, bowiem funkcjonowały obwody nie posiadające na swoim terenie żadnego gimnazjum; przykładowo można wymienić obwód złoczowski czy żółkiewski. Najkorzystniejszy stosunek liczby gimnazjalistów do mieszkańców występował w powiatach: krakowskim, chrzanowskim i wielickim, gdzie wynosił 1:187, najmniej korzystny zaś w powiatach: wadowickim, bialskim, żywieckim i myślenickim, gdzie wynosił 1:2318. Nie bez znaczenia był fakt, że powstające nowe gimnazja cieszyły się mniejszym zainteresowaniem, niż te, które miały swoją tradycję i renomę. Duża część uczniów pochodziła z rodzin niezamożnych, i dlatego musiała zarabiać na swoje utrzymanie udzielaniem korepetycji, stąd chętniej udawała się do miast dużych, w których istniały liczne szkoły, by zyskać w ten sposób możliwość uzyskania własnego dochodu. Przyczyn większego zainteresowania się gimnazjami w zachodniej części Galicji można również upatrywać w tym, że działające tam szkoły ludowe były na wyższym poziomie i lepiej przygotowywały swoich uczniów do dalszego kształcenia. W latach 1867–1918 liczba gimnazjalistów powiększyła się ponadpięciokrotnie. Gimnazja stanowiły główny filar szkolnictwa średniego w Galicji, ponieważ 5 H. Kramarz, Stan ilościowy gimnazjów galicyjskich w latach 1867–1914, „Studia Historyczne”, R. XXIX, 1986, z. 3, s. 360–367. 6 Sprawozdanie c.k. Rady Szkolnej Krajowej o stanie wychowania publicznego w kraju w roku szkolnym1868–71, Lwów 1871, s. 21–22; Rocznik statystyki Galicji..., s. 83–87.
102 Lucyna Kudła
kształciły na poziomie średnim zdecydowanie największą grupę uczniów, przewyższając pod tym względem szkoły realne. Konsekwencją tego stanu rzeczy był fakt, że dominująca grupa studentów była absolwentami gimnazjów, mimo równouprawnienia wprowadzonego w 1909 roku przez władze oświatowe dla obu typów szkół średnich. Maturę szkoły realnej ceniono zdecydowanie niżej niż maturę gimnazjum, zwłaszcza klasycznego. Wynikało to ze swoistej mentalności ówczesnych Galicjan, którzy woleli posyłać swoich synów do gimnazjów, widząc w tej formie edukacji lepsze perspektywy na przyszłość. Wypływało to z przekonania, że naukę w szkole realnej pobierają ci uczniowie, którzy intelektualnie nie są w stanie sprostać wymaganiom gimnazjalnym. Wzrastająca liczba kształcącej się w gimnazjach młodzieży nie szła w parze z powstawaniem nowych szkół. Szkoły zakładano zdecydowanie wolniej, niż napływali uczniowie do istniejących już gimnazjów. To rodziło przepełnienie szkół. Prym wśród nich wiodły gimnazja stołeczne oraz gimnazjum w Rzeszowie, gdzie np. w roku szkolnym 1903/1904 kształciło się ponad 1000 uczniów; sytuację uratowało dopiero otworzenie w roku szkolnym 1904/1905 drugiego gimnazjum w tym mieście. Duża liczba uczniów uczęszczała do gimnazjum św. Anny w Krakowie czy III gimnazjum im. Franciszka Józefa we Lwowie, gdzie liczebność klas przekraczała 60 uczniów7. Przepełnione bywały gimnazja w Kołomyi, Stanisławowie i Przemyślu. Duża liczebność klas utrzymywała się w gimnazjach galicyjskich przez cały okres autonomii. Wprawdzie przepisy Ministerstwa Wyznań i Oświecenia normowały liczbę uczniów w klasie na 50 osób, ale równocześnie wydano inne reskrypty pozwalające na przekraczanie tej granicy. Przepełnienie gimnazjów było szeroko dyskutowane w kręgach nauczycielskich, a także w sejmowej komisji szkolnej przez cały okres autonomiczny8. Nauczyciele podnosili kwestię wpływu trudnych warunków lokalowych na słaby rozwój fizyczny i intelektualny młodzieży9. Zwracano uwagę na zbyt małą ilość czasu, którą nauczyciel poświęca w czasie lekcji jednemu uczniowi, co prowadziło do lenistwa młodzieży, powodowało, że gimnazja opuszczali absolwenci zdecydowanie słabiej wykształceni, niż można było oczekiwać. Trudne warunki nie pozwalały również na indywidualizację procesu nauczania i ograniczały działalność wychowawczą. Sytuacja taka wynikała zapewne z polityki skarbowej monarchii, która chciała choćby w ten sposób obniżyć koszty kształcenia młodzieży. Spotykało się to z krytyką w prasie młodzieżowej, gdzie podkreślano zwłaszcza, że zbyt liczne klasy uniemożliwiają młodzieży nawiązanie bliższego kontaktu z nauczycielem, poznanie ucznia, uwzględnienie jego indywidualnych predyspozycji czy zainteresowań. Wpływało to również na poziom kształcenia, ponieważ wobec dużej liczby uczniów brakowało do ich nauczania pełnoprawnych nauczycieli. Zastępowali ich suplenci – mniej doświadczeni, ale za to mniej kosztowni dla władz szkolnych10. Sprawozdanie Dyrekcji c.k. Lwowskiego Gimnazjum im. Franciszka Józefa za rok szkolny 1891, 1892 i inne roczniki. 8 S. Szczepanowski (Piast), O polskich tradycjach w wychowaniu, Lwów 1912, s. 43. 9 Skutki przepełnienia szkół naszych, „Muzeum” 1888, R. IV, s. 609–613. 10 „Teka” 1903, nr 11, s. 478. 7
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 103
Nieco inaczej przedstawiała się sytuacja liczebna gimnazjalistów w okresie I wojny światowej. Liczba uczniów zmniejszyła się o prawie 50%. Spowodowane to było wydarzeniami wojennymi, w wyniku których część Galicji znalazła się pod zwierzchnictwem Rosjan. Często nie była na tym terenie możliwa działalność edukacyjna. Na zmniejszenie się liczby uczniów wpłynęła także mobilizacja wojskowa i ochotnicze zaciąganie się młodzieży do wojska, zwłaszcza do działających w ramach armii austriackiej legionów polskich. Wojna spowodowała przemieszczanie i ruch uczniów w trakcie roku szkolnego na skutek powrotu uchodźców wojennych. Wybuch wojny i zmiany zachodzące w jej wyniku wpłynęły również na stanowisko władz szkolnych w kwestii dalszego kształcenia młodzieży. Rada Szkolna Krajowa uznała, że należy położyć nacisk na praktyczne kształcenie młodzieży. Tocząca się wojna wykazała nieprzydatność kształcenia humanistycznego. Ministerstwo Wyznań i Oświaty wydało nawet odnośny reskrypt, w którym polecono Radom Szkolnym Krajowym odwodzić młodzież od masowego wstępowania do szkół średnich ogólnokształcących, a raczej zachęcać do zdobycia wykształcenia praktycznego11. Chociaż w okresie autonomicznym liczba gimnazjów państwowych i prywatnych nieustająco się zwiększała, to jednak nie były one rozmieszczone w Galicji równomiernie. W roku szkolnym 1868/69 istniały gimnazja w 12 miastach galicyjskich, a w roku szkolnym 1913/14 w 35 ośrodkach. Nowe placówki gimnazjalne zakładano w miastach, które już gimnazja posiadały, ale również w takich, w których dotąd gimnazjów nie było. Te miasta najczęściej były siedzibami władz polityczno-administracyjnych, sądowych i miały wśród swoich obywateli grupę inteligencji domagającej się tego typu szkół. Gimnazja funkcjonowały zwłaszcza w siedzibach starostwa. Tworzenie szkół uzależnione często było od warunków komunikacyjnych, zwłaszcza linii kolejowej. Najmniej gimnazjów znajdowało się na Pogórzu Beskidzkim, Pokuciu, nad dolnym Sanem i górnym Bugiem. Były to tereny słabo zaludnione i uboższe. Gimnazjów nie zakładano w powiatach sąsiadujących z dużymi ośrodkami miejskimi, bowiem młodzież zdecydowanie chętniej kształciła się w większych ośrodkach miejskich. Konsekwencją tego było nieustające przepełnienie gimnazjów dużych miast. Kwestia rozmieszczenia gimnazjów była dostrzegana i często dyskutowana m.in. w środowisku nauczycielskim. Próbowano porównywać istniejącą sytuację z innymi krajami monarchii, co wypadało zdecydowanie na niekorzyść Galicji. Gdyby chciała ona dorównać innym krajom w rozmieszczeniu szkół, musiałaby mieć 80 gimnazjów w 70 miejscowościach12. Największym ośrodkiem gimnazjalnym był Lwów, który w roku szkolnym 1913/14 miał 8 gimnazjów. Drugie miejsce przypadło Krakowowi, który w tym samym roku miał 5 gimnazjów. Lwów miał większą liczbę ludności (o ok. 40%) niż Kraków oraz był ważnym ośrodkiem akademickim i siedzibą najwyższych władz i urzędów. We Lwowie, z powodu dużej różnorodności narodowej mieszkańców, obok gimnazjów polskich funkcjonowały też gimnazja z wykładowym językiem Sprawozdanie c.k. Rady Szkolnej Krajowej o stanie wychowania publicznego za rok szkolny 1915/16, Kraków 1917, s. 7. 12 Gdzie zakładać szkoły średnie? „Muzeum” 1899, R. XV, s. 731–748. 11
104 Lucyna Kudła
ukraińskim i niemieckim13. Oba miasta kształciły w roku szkolnym 1898/99 36% ogólnej liczby gimnazjalistów, w Krakowie na jedną szkołę średnią przypadało 707 uczniów, a we Lwowie 672 uczniów. Do Lwowa napływała młodzież z 30 powiatów, a do Krakowa z 1314. Niedobór gimnazjów w Galicji i ich przepełnienie w okresie autonomii wynikało niewątpliwie z polityki finansowej państwa, ale miało jeszcze inne przyczyny. Brakowało bowiem innych szkół ponadpodstawowych. Młodzieży proponowano, w celu uzyskania matury, kształcenie gimnazjalne lub realne. Zbyt mało było szkół zawodowych. A zatem młodzież nie miała innych możliwości kształcenia. W Galicji doby autonomicznej przeważała młodzież z wykształceniem humanistycznym. Zyskano w ten sposób kadry urzędnicze, które mogły kształtować rzeczywistość polityczną i ekonomiczną II Rzeczypospolitej.
Skład narodowościowy uczniów Odrębne zagadnienie stanowi struktura narodowa gimnazjalistów galicyjskich w latach autonomii. Monarchia Habsburgów była krajem wielonarodowościowym, stąd i Galicja stanowiła pod tym względem mieszankę ludności. Wynikało to z przemieszczania się mieszkańców w obrębie monarchii, co często było spowodowane koniecznością szukania zatrudnienia. Odzwierciedleniem tego stanu rzeczy była sytuacja w gimnazjach galicyjskich, gdzie kształcili się wspólnie Polacy, Ukraińcy, Niemcy. Zdecydowanie mniej było Czechów, Węgrów, Austriaków, którzy stanowili nikły odsetek całej liczby uczniów szkół średnich. Jako narodowości nie wyodrębniano w danych statystycznych i szkolnych Żydów, przypisywano ich do poszczególnych narodowości na podstawie deklaracji języka, którego używali. Stąd najczęściej umieszczani byli w danych szkolnych dotyczących narodowości jako Polacy lub Niemcy. Lata 1867/8–1875/6 1876/7–1885/6 1886/7–1895/6 1896/7–1905/6 1905/6–1910/11 1911/12
Polacy 74,10 74,52 77,14 78,64 77,61 77,40
Ukraińcy Niemcy dane w procentach 18,73 7,00 17,62 7,71 18,08 4,67 19,34 1,92 21,63 0,17 21,80 0,70
Inni 0,17 0,15 0,11 0,10 0,06 0,10
Tabela 3. Zmiany w strukturze narodowościowej uczniów gimnazjów w Galicji w latach 1868–1916. Stosunek procentowy poszczególnych narodowości Źródło: Sprawozdania c.k. Rady Szkolnej krajowej o stanie wychowania publicznego w latach szkolnych 1867–1916; Podręcznik statystyki Galicji, pod red. T. Pilata, t. IX, Lwów 1913. 13 14
H. Kramarz, Stan ilościowy gimnazjów galicyjskich..., s. 360–381. „Muzeum” 1899, R. XV, s. 736.
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 105
Zauważyć można zdecydowaną przewagę procentową uczniów Polaków nad innymi narodowościami. W omawianym okresie właściwie nie zmieniała się ona, utrzymując się zawsze powyżej 74% ogółu uczniów. W latach szkolnych 1900/1 do 1910/11 przybyło w gimnazjach ponad 76% Polaków, co stanowiło przeszło 10 tys. uczniów. Polacy przeważali w Galicji liczebnie nad innymi narodowościami i przywiązywali większą wagę do wykształcenia średniego niż inne nacje. Polacy dominowali zwłaszcza w Galicji Zachodniej, gdzie np. w gimnazjum rzeszowskim stanowili 90% ogólnej liczby uczniów15. Drugą narodowością, wyraźnie wyróżniającą się pod względem liczby uczniów byli Ukraińcy. Daje się zauważyć niewielki, lecz stały wzrost procentowy przedstawicieli tej narodowości w gimnazjach. Stanowili oni średnio przeszło 20% uczniów. Ludność ukraińska, przeważnie chłopska, miała mniejsze zapotrzebowanie na kształcenie, zwłaszcza na poziomie gimnazjalnym. Wzrost liczby gimnazjalistów-Ukraińców wynikał zapewne z nasilającego się na przełomie XIX i XX wieku wzrostu świadomości narodowej Ukraińców, którzy zaczęli domagać się dla siebie pełnych praw narodowych. Dotyczyły one również szkolnictwa, bowiem funkcjonowały szkoły średnie, w których językiem wykładowym był język ukraiński. Gimnazja ukraińskie działały w Kołomyi, Lwowie, Przemyślu, Stanisławowie, Tarnopolu, a zatem na terenach, gdzie ludność ukraińska stanowiła poważny procent ogółu ludności. Do tych gimnazjów nie uczęszczali w ogóle Polacy, prawdopodobnie z tego względu, że powstawały one w miejscowościach, gdzie funkcjonowały również gimnazja polskie. Oczywiście na innych terenach Galicji również mieszkali Ukraińcy, stanowili jednak mniejszość, a z braku gimnazjum ukraińskiego najczęściej uczęszczali do gimnazjów polskich, znajdujących się w najbliższej okolicy. Wówczas często stanowili ok. 50% ogółu uczniów. Sytuacja taka miała miejsce w gimnazjach w: Brzeżanach, Samborze, Sokalu, Stryju, Złoczowie16. Gdyby wziąć pod uwagę gimnazja z ukraińskim i polskim językiem wykładowym i porównać je do ogólnej liczby ludności tych narodowości na terenie Galicji, to świadczyłoby to o większym niedoborze gimnazjów ukraińskich niż polskich. Na początku autonomii w Galicji działało tylko jedno gimnazjum ukraińskie na przeszło 2,5 mln mieszkańców tej narodowości, a pod koniec okresu autonomicznego istniało ich 16 na przeszło 3 mln mieszkańców (oczywiście były to gimnazja nie tylko publiczne, ale i prywatne). W roku szkolnym 1913/14 jedno gimnazjum ukraińskie przypadało na ok. 200 tys. mieszkańców, podczas gdy polskie tylko na ok. 35 tys. mieszkańców17. W latach szkolnych 1900/1 do 1910/11 w gimnazjach galicyjskich liczba uczniów Ukraińców zwiększyła się o przeszło 110%. Młodzież ukraińska w zachodniej Galicji rekrutowała się głównie z grona inteligencji ukraińskiej, zatrudnionej w urzędach państwowych, a część pochodziła także z małych miasteczek lub wsi. J. Świeboda, Dzieje I Gimnazjum w Rzeszowie w latach 1786–1918, Rzeszów 1984, s. 188–191. Sprawozdanie c.k. Rady Szkolnej Krajowej o stanie wychowania publicznego w roku szkolnym 1911/12, Lwów 1913, tab. XXX. 17 Podręcznik statystyki Galicji..., s. 111.
15
16
106 Lucyna Kudła
Żądania narodowe Ukraińców szły dalej, w kierunku utworzenia uniwersytetu ukraińskiego, w którym młodzież tej narodowości mogłaby dalej kształcić się w języku ukraińskim i duchu narodowym. Był to problem bardzo aktualny i szeroko dyskutowany na początku XX wieku. Zdecydowanie zmniejszał się wśród gimnazjalistów galicyjskich procent uczniów – Niemców. Mieli gimnazjum z niemieckim językiem wykładowym we Lwowie (II), które działało do końca ery autonomicznej i w Brodach, które zostało zlikwidowane po roku szkolnym 1906/1907. Do tych gimnazjów uczęszczały przeważnie dzieci urzędników austriackich oraz Żydów, dla których język niemiecki był językiem narodowym lub deklarowali jego używanie. Mniejszą grupę uczniów w gimnazjach z wykładowym językiem niemieckim stanowiły dzieci Polaków, którzy chcieli zapewne wykształcić je w języku monarchii, którą zamieszkiwali. W latach szkolnych 1900/01–1910/11 liczba uczniów korzystających z języka niemieckiego jako wykładowego zmniejszyła się o prawie 40%, co stanowiło utratę przeszło 140 uczniów-Niemców18. Za jedną z przyczyn ubytku uczniów tej narodowości można uznać proces asymilacyjny, któremu ulegali również Niemcy. Tym bardziej, że często nie byli to przedstawiciele rdzennej Austrii, ale Moraw lub Śląska. Jednostkowymi przypadkami była obecność w gimnazjach galicyjskich Rumunów, Serbów, Włochów, Francuzów czy Anglików. Wielokrotnie podkreślano, że mimo mieszanego składu narodowościowego gimnazjów galicyjskich, do końca XIX wieku nacje te współżyły ze sobą zgodnie. Ukraińcy i Żydzi nie wzbogacali ducha polskości, a raczej wzmacniali austriackość szkoły. Sytuacja uległa zmianie na początku XX wieku, kiedy powstały i upowszechniły się w społeczeństwie nowe prądy, a do gimnazjów przychodzili ludzie wychowani już w szkole polskiej. Ponadto był to okres zaostrzania się odrębności narodowej zarówno Polaków, jak i Ukraińców oraz Żydów. Gimnazja stawały się zalążkiem ruchu syjonistycznego, a także często tam, gdzie był duży odsetek uczniów Ukraińców, miejscem ścierania się dwóch kierunków: staroruskiego i ukraińskiego.
Struktura wyznaniowa i pochodzenie społeczne W gimnazjach galicyjskich dominowali uczniowie wyznania rzymskokatolickiego, którzy stanowili w ciągu omawianego okresu zawsze ponad 50% ogółu uczniów. Jednak przewaga uczniów wyznania rzymskokatolickiego w gimnazjach nad innymi wyznaniami systematycznie się zmniejszała19. Zdecydowanie zwiększała się procentowo liczba uczniów grekokatolików, co było konsekwencją większego napływu do gimnazjów Ukraińców, bowiem przeważnie oni byli wyznawcami tej religii. Stanowili oni średnio w okresie 1876–1911 prawie 18 19
Ibidem, s. 111. Podręcznik statystyki Galicji..., s. 110.
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 107
20% ogółu uczniów. Szczególnie duży wzrost liczby grekokatolików nastąpił w latach 1900–1911, kiedy ich grupa powiększyła się o 107% osiągając stan 3748 uczniów. Napływ uczniów wyznania greckokatolickiego miał swoje konsekwencje, którymi było np. wprowadzenie do Rady Szkolnej Krajowej przedstawiciela tego Kościoła. Lata 1868–75 1876–86 1886–96 1896–1906 1906–1911 1911/12
Rzym.-kat. 67,30 63,06 61,98 60,24 55,18 53,60
Greko-kat.
Żydzi
dane w procentach 22,26 9,60 18,33 17,56 18,45 18,52 20,09 18,84 22,28 21,82 22,30 23,4
Inne wyznania 0,83 1,05 1,05 0,83 0,72 0,70
Tabela 4. Zmiany procentowe w strukturze wyznaniowej uczniów gimnazjów w Galicji w latach 1867–1916 Źródło: Podręcznik statystyki Galicji, pod red. T. Pilata, t. IX, Lwów 1913, s. 110; Sprawozdania c.k. Rady Szkolnej Krajowej o stanie wychowania publicznego w latach 1868–1916.
Znacznie rosła liczba Żydów, którzy w omawianym okresie stanowili średnio przeszło 19% ogólnej liczby uczniów. Ale w latach 1900–1911 liczba uczniów Izraelitów wzrosła o ponad 120%, co dało przyrost 3964 uczniów tego wyznania20. Można to uznać za konsekwencję przyznania Żydom pełnych praw politycznych w 1867 roku. Uczniowie-Żydzi wykazywani byli we wszelkich sprawozdaniach szkolnych nie jako narodowość, ale jako grupa religijna. Młodzież żydowska wywodząca się z rodzin inteligenckich używała najczęściej na co dzień języka polskiego. Gimnazjaliści, synowie kupców, najczęściej w pierwszych klasach gimnazjalnych posługiwali się językiem rodziców, czyli niemieckim lub jidisz. W przeciwieństwie do Ukraińców nie mieli własnych szkół, choć propozycje takie, by Żydzi mogli tworzyć własne gimnazja, pojawiały się z różnych grup społecznych. Postulowały to nawet kręgi Kościoła katolickiego. Nie brało się to jednak z poczucia tolerancji czy chęci przyznania praw narodowych, ale obaw przed złym wpływem uczniów-starozakonnych na innych gimnazjalistów, zwłaszcza Polaków. Gimnazjaliści wyznania mojżeszowego często byli krytykowani przez współuczniów, zwłaszcza tych zaangażowanych politycznie. Podkreślano niejednolite stanowisko tej grupy narodowo-wyznaniowej, zarzucano, że idzie ona w trzech kierunkach: jedna w stronę socjalistów, druga w stronę syjonistów, a trzecia dąży do asymilacji21. Uczniowie innych wyznań stanowili niewielki procent ogółu gimnazjalistów, bowiem w latach 1876–1911 wahał się on w granicach 1,05–0,72% i choć powoli, to jednak nieustannie spadał. W latach 1900–1911 liczba uczniów wyznających inne religie wprawdzie wzrosła o 58% z 147 do 233 uczniów we wszystkich gimnazjach, 20 21
Ibidem, s. 110–111. „Teka” 1902, nr 4, s. 216–218.
108 Lucyna Kudła
ale i tak nie była to grupa znacząca, tym bardziej, że rozrzuceni byli po całej Galicji. Do wyznań tych, tak słabo reprezentowanych wśród młodzieży gimnazjalnej, zaliczyć należy wyznania: karaimskie, prawosławne obrządku ormiańskiego, ewangelickie i inne protestanckie22. Większość gimnazjów działających w Galicji miała profil klasyczny. Nazywano je filologicznymi lub humanistycznymi ze względu na program nauczania, który realizowały. Nieco inną formę kształcenia prowadziły gimnazja realne. Wykształceniem realnym byli zainteresowani robotnicy, burżuazja i inteligencja techniczna, stanowili oni dość niski procent społeczeństwa galicyjskiego. Wykształcenie klasyczne było preferowane zwłaszcza przez warstwę ziemiańską, której przedstawiciele sprawowali władzę. Rozporządzenie ministerialne z 1909 roku zrównało w prawach gimnazja klasyczne z realnymi i przyczyniło się do zwiększenia liczby realnych. Jednak do wybuchu wojny zachowała się zdecydowana przewaga gimnazjów klasycznych23. Więcej gimnazjów realnych przybywało w szkolnictwie niepublicznym, choć i tam zachowano liczebną przewagę gimnazjów klasycznych. Zdecydowanie plebejski charakter posiadały te gimnazja, które nie powstały w miejscowościach będących siedzibami władz powiatowych – przykładem mogą być szkoły utworzone w takich miejscowościach, jak: Kuty, Dębica, Komarno, Zakopane czy Leżajsk. W szkołach tych uczniowie wywodzili się w zdecydowanej większości ze środowisk chłopskich i drobnomieszczańskich. Było to obrazem struktury społecznej Galicji, ale i trudno odmówić racji argumentom, że dowodziło to pewnego rodzaju demokratyzacji systemu szkolnego, który pozwalał na większy dostęp do wykształcenia średniego dzieciom pochodzącym z niższych grup społecznych24. Zwiększająca się liczba gimnazjów nie była wystarczająca dla wzrastających potrzeb edukacyjnych. Każda nowo powstała szkoła średnia dawała szansę na zdobycie wykształcenia bez ponoszenia wydatków na zamieszkanie ucznia daleko od domu rodzinnego. Miało to szczególne znaczenie dla gimnazjalistów pochodzących z rodzin chłopskich, których napływało w okresie autonomicznym coraz więcej do szkół średnich. Było to wynikiem emancypowania się chłopów, zwłaszcza tych zamożniejszych, dla których kształcenie dzieci w szkołach średnich stanowiło formę awansu społecznego. Dawało także możliwość znalezienia zawodu poza rolnictwem, co z kolei pozwalało ograniczyć rozdrabnianie gospodarstw25. Wzrost zamożności chłopów wynikał z częstej emigracji zarobkowej do Stanów Zjednoczonych lub innych krajów europejskich, a zwłaszcza do Niemiec (tzw. emigracji sezonowej). To pozwaPodręcznik statystyki Galicji..., s. 110. Rozporządzenie ministra wyznań i oświaty z 29 marca 1909 roku w sprawie świadectw dojrzałości z gimnazjów realnych i reformowanych gimnazjów realnych, [w:] Zbiór najważniejszych przepisów uniwersyteckich, zestawił K.W. Kumaniecki, Kraków 1913, s. 30–34. 24 S. Możdżeń, Reformy szkoły średniej w Galicji w latach 1884–1914, Kielce 1989, s. 66; S. Kieniewicz, Galicja w dobie autonomicznej (1850–1914). Wybór tekstów, Wrocław 1952, s. 161; Z. Samolewicz, Po Sejmie, „Muzeum” 1896, R. XII, s. 574. 25 F. Bujak, Rozwój gospodarczy Galicji, Lwów 1917, s. 46; J. Rutkowski, Historia gospodarcza Polski, Warszawa 1960, t. II, s. 304–305. 22 23
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 109
lało przeznaczać część dochodów na kształcenie dzieci. Przyczyn dużego napływu chłopskich dzieci do szkół średnich można się dopatrywać także w postępującym rozwoju kulturalno-oświatowym wsi, który wyrażał się w powstawaniu na początku XX wieku większej liczby szkół ludowych, a te z kolei przygotowywały wiejskie dzieci do dalszej nauki. Napływ do gimnazjów dzieci chłopskich spotykał się z krytyką konserwatystów, którzy przyczyn tego zjawiska upatrywali we wprowadzonym przymusie szkolnym, ułatwiającym nabór do tego typu szkół26. Opracowanie dokładnych danych dotyczących pochodzenia społecznego gimnazjalistów galicyjskich jest bardzo trudne, a czasem wręcz niemożliwe. Przyczyną tego jest fakt, że dane takie nie były przekazywane systematycznie przez dyrektorów gimnazjów w sprawozdaniach szkolnych. Nie można ich znaleźć również w sprawozdaniach statystycznych dotyczących Galicji. Najpełniejszych informacji dostarczają katalogi szkolne, które jednak zachowały się tylko w części. Analizując wzrost liczby dzieci chłopskich w gimnazjach galicyjskich daje się zauważyć, że był on stały. Były lata, w których się zmniejszał, można zauważyć spadek w roku szkolnym 1872/73 na skutek epidemii oraz w latach 1884 i 1886, kiedy rząd austriacki podniósł czesne, co prawdopodobnie na krótko zmniejszyło możliwości finansowe chłopów by kształcić synów w gimnazjach. W gimnazjum w Rzeszowie synowie chłopscy stanowili w 1875 roku 22,5% ogólnej liczby uczniów (108), w roku 1910 już 28%, a w 1916 28,7%27. Liczba młodzieży chłopskiej wzrastała systematycznie w gimnazjum w Sanoku, gdzie w 1891 roku było jej 25,7% ogólnej liczby uczniów, w 1911 już 31,3%28. Podobnie rzecz się miała w Łańcucie, gdzie średni wskaźnik młodzieży chłopskiej wynosił 37%, w Jaśle przeciętnie 70% wszystkich uczniów stanowili synowie chłopów, pracowników kolei i rzemieślników29. W gimnazjum tarnowskim synów chłopskich w roku szkolnym 1885/86 było 21% ogólnej liczby uczniów, a w roku szkolnym 1913/14 już 28%30. W gimnazjum w Nowym Targu uczniowie pochodzenia chłopskiego stanowili średnio prawie 90% ogólnej liczby uczniów31. W gimnazjum w Jarosławiu synów chłopskich było w 1899 roku 13% ogólnej liczby uczniów, a w 1902 roku już 29%32. W Dębicy uczyło się w gimnazjum w 1907 roku 22%, a w 1913/14 30% młodzieży chłopskiej33. W. Zakrzewski, Nasze gimnazja i Rada Szkolna Krajowa, „Przegląd Polski” 1892, t. I, s. 514; Michał Bobrzyński w Radzie Szkolnej Krajowej, Kraków 1901, s. 31. 27 J. Świeboda, Dzieje I Gimnazjum..., s. 187. 28 Księga pamiątkowa Gimnazjum Męskiego w Sanoku 1888–1958, red. J. Stachowicz, Kraków 1958, s. 54. 29 S. Możdżeń, Reformy szkoły średniej w Galicji..., s. 66. 30 Z. Ruta, Gimnazjum w Tarnowie (1784–1918), „Przegląd Historyczno-Oświatowy” 1980, R. XXIII, nr 2, s. 258. 31 A. Puszka, Nauczyciele historii i geografii państwowych szkół średnich w Galicji w okresie autonomii, Lublin 1999, s. 56. 32 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Jarosławiu za rok szkolny 1899, Jarosław 1899, s. 47. Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Jarosławiu za rok szkolny 1902, Jarosław 1902, s. 57. 33 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Dębicy za rok szkolny 1907/8, Tarnów 1908, s. 47. Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Dębicy za rok szkolny 1913/14, Tarnów 1914, s. 34. 26
110 Lucyna Kudła
Znikomy procent wśród uczniów gimnazjów stanowili synowie właścicieli ziemskich. Ich liczba ciągle malała, np. w gimnazjum w Tarnowie wynosiła ona w 1885/86 roku 0,7% ogólnej liczby uczniów, a w roku 1913/14 0,3%34. W gimnazjum rzeszowskim synowie ziemiańscy stanowili w roku szkolnym 1875 6,8% ogólnej liczby uczniów, a w roku szkolnym 1916 tylko 2,2%35. W roku szkolnym 1909/10 w gimnazjum św. Jacka w Krakowie było ich 0,5% ogółu uczniów36. W gimnazjum w Jarosławiu w roku 1899 uczęszczało tylko 2 synów właścicieli ziemskich, podobnie było w 1902 roku37. W sprawozdaniach gimnazjum w Dębicy nie uwzględniano nawet kategorii pochodzenia uczniów – synowie ziemiańscy – stąd wniosek, że musiało ich tam nie być wcale lub liczba ich była niewiele znacząca38. Zdecydowanie mniej w 1900 roku, niż w latach wcześniejszych, było synów dzierżawców majątków ziemskich. Przykładem może być gimnazjum w Rzeszowie, gdzie na przestrzeni lat 1870–1900 liczba synów dzierżawców zmniejszyła się z 14 do 439. Kategoria ta często w zestawieniach szkolnych nie była odróżniana od posiadaczy ziemskich, stąd trudno podać inne przykłady. Nie sposób nie wspomnieć o najbiedniejszej grupie uczniów, którzy byli synami wyrobników, zagrodników i sług, pochodzących tak z miast, jak i wsi. Ich liczba zmieniała się w zależności od koniunktury gospodarczej całej Galicji. W latach 90. XIX wieku, kiedy można mówić o prosperity, dochodziła średnio do 9% ogólnej liczby gimnazjalistów, a w czasie wojny niewiele przekraczała 1% liczby wszystkich uczniów. Odrębną grupę uczniów stanowili synowie kupców, handlarzy i kramarzy, wśród których przeważali uczniowie wyznania izraelickiego i ich liczba ciągle się zwiększała. Dzieci z tej warstwy społecznej stale w gimnazjach przybywało. W gimnazjum w Tarnowie było ich w roku szkolnym 1885/86 25% ogólnej liczby uczniów, a w roku 1913/14 26%40. W Rzeszowie synowie kupców stanowili w roku 1875 3,9% uczniów, a w roku 1916 już 14,6%41. W gimnazjum św. Jacka ta grupa stanowiła 15% w roku szkolnym 1909/10, a w tym samym czasie w gimnazjum św. Anny 12%42. W gimnazjum dębickim stan ten wynosił w 1913 roku 3,7%, a w Jarosławiu w roku 1902 14%, przy czym zmniejszył się on w porównaniu do roku 1897 o 2%43. Z. Ruta, Gimnazjum..., s. 260. J. Świeboda, Dzieje I Gimnazjum..., s. 187. 36 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum św. Jacka za rok szkolny 1909/1910, Kraków 1910, s. 70. 37 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Jarosławiu..., s. 70. 38 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Dębicy za lata 1907 i nast. 39 J. Świeboda, Dzieje I Gimnazjum..., s. 186. 40 Z. Ruta, Gimnazjum w Tarnowie..., s. 260. 41 J. Świeboda, Dzieje I Gimnazjum..., s. 187. 42 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum św. Jacka za rok szkolny 1909/10..., s. 70; Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum św. Anny za rok szkolny 1910, Kraków 1910, s. 46. 34 35
43 Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Dębicy za rok 1913/14..., s. 34; Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Jarosławiu za rok szkolny 1897..., s. 52; Sprawozdanie dyrekcji c.k. gimnazjum w Jarosławiu za rok szkolny 1902..., s. 57.
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 111
Niewielki był odsetek uczniów, których rodzice byli właścicielami realności, kamienic czynszowych i na ogół nie przekraczał 1%44. Zwiększała się liczba synów bankierów, przemysłowców, eksporterów, fabrykantów. Najwięcej było wśród nich dzieci właścicieli zakładów przemysłowych. Trudno jednak o pełne dane statystyczne. Dwie ostatnie dekady XIX wieku przyniosły złą koniunkturę dla rzemiosła, było to związane z rozwojem produkcji przemysłowej. Malały dochody rzemieślników, co w konsekwencji spowodowało w gimnazjach spadek liczby synów: sukienników, tkaczy, krawców, szewców, piekarzy. Na ich miejsce pojawili się synowie robotników. Ilość młodzieży pochodzenia rzemieślniczego i robotniczego była dość duża i stanowiła średnio w 1870 roku 18%, a w 1910 14% ogólnej liczby uczniów45. Duży procent gimnazjalistów pochodził z rodzin inteligenckich. Byli to synowie: urzędników państwowych, oficerów, nauczycieli i przedstawicieli wolnych zawodów (lekarzy, adwokatów, inżynierów). Można zauważyć niewielki przyrost w tej grupie, w 1870 roku było ich 17%, a w 1910 20% ogólnej liczby uczniów. Wzrost liczby synów urzędników był wynikiem rozwoju ustroju kapitalistycznego46. Na terenach Galicji Wschodniej dość dużą grupą uczniów byli synowie księży unickich, np. w Stanisławowie stanowili oni w niektórych latach szkolnych aż 24% uczniów47. W danych statystycznych podawanych przez dyrekcje gimnazjów pojawia się jeszcze grupa określana jako sieroty. Utrzymywała się ona na stałym poziomie, stanowiąc średnio 15% ogólnej liczby uczniów. Byli to najczęściej uczniowie bardzo słabo sytuowani materialnie. Gimnazjaliści ci na początku roku szkolnego podejmowali starania o zwolnienie z czesnego lub jego obniżenie, przedstawiając dyrekcji gimnazjum tzw. świadectwo ubóstwa. Decyzje w sprawie zwolnień z czesnego podejmowała ostatecznie Rada Szkolna Krajowa, biorąc pod uwagę sugestie rad pedagogicznych poszczególnych szkół. Z pomocą w utrzymaniu się takich uczniów w gimnazjach przychodziły różnego rodzaju instytucje kościelne i społeczne fundujące stypendia dla uczniów uboższych48. Rozpatrując skład społeczny uczniów gimnazjów galicyjskich daje się zauważyć, że największą grupę stanowili synowie chłopów i innych ludzi utrzymujących się z roli. Drugie miejsce zajmowała młodzież pochodzenia inteligenckiego, następnie rzemieślniczego – zastąpiona w początkach XX wieku przez synów robotników; Ibidem. J. Świeboda, Dzieje I Gimnazjum..., s. 187; Z. Ruta, Gimnazjum w Tarnowie..., s. 260; Sprawozdania dyrekcji c.k. gimnazjów w św. Jacka, św. Anny, w Dębicy, Jarosławiu, Buczaczu, Brzeżanach, Podgórzu, Kołomyi, Jaśle za lata szkolne 1885–1916; Księga pamiątkowa Gimnazjum Męskiego w Sanoku..., s. 54; Gimnazjum i Liceum im. H. Sienkiewicza w Łańcucie, red. S. Inglot, Warszawa 1965, s. 86; Księga pamiątkowa. Stulecie Gimnazjum i Liceum im. Króla Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle 1868–1968, red. K. Zieliński, Kraków 1968, s. 36; Księga pamiątkowa I Gimnazjum Państwowego im. M. Romanowskiego w Stanisławowie, Stanisławów 1929, s. 165–170. 46 Ibidem. 47 Księga pamiątkowa I Gimnazjum Państwowego..., s. 168–169. 48 APK, GLN 4–13 (Protokoły konferencji nauczycielskich). 44 45
112 Lucyna Kudła
najmniejszą grupą były dzieci przemysłowców i właścicieli ziemskich. Wynikiem pochodzenia społecznego najczęściej było ekonomiczne położenie uczniów gimnazjalnych. W Galicji było ono poddawane krytyce w różnych pismach młodzieży. Podkreślano, że większość uczniów stanowią synowie włościan i ludzi biednych. Ich położenie w czasie pobierania nauki, najczęściej w miejscowościach oddalonych od domu rodzinnego, było bardzo trudne. Gimnazjaliści mieszkali na stancjach, które były znane ze złych warunków (wilgoć, zimno), żywili się produktami przywożonymi z domu (jedzenie bardzo skromne – ziemniaki, fasola, ser). To powodowało często wyczerpanie organizmu. Pomoc społeczna szła z kilku kierunków: poprzez zakładanie burs, udzielanie pomocy materialnej (stypendialnej) i możliwość dawania lekcji uczniom słabszym, dzięki czemu zyskiwano skromny zarobek49. Zróżnicowanie młodzieży gimnazjalnej pod względem narodowościowym, wyznaniowym i społecznym wymagało od władz szkolnych i gron nauczycielskich przemyślanych i zaplanowanych działań. Nie było bowiem łatwo spełnić oczekiwania samych uczniów i rodzin, z których pochodzili. Często stawiali oni szkole zróżnicowane wymagania. Społeczność uczniowska, ze względu na swoje pochodzenie reprezentowała różny poziom intelektualny, co wymuszało na szkole indywidualizację nauczania. Jednak trudne warunki nauczania spowodowane przepełnieniem szkół utrudniały dostosowanie wymagań i pomocy dla uczniów ze strony nauczycieli. Skupiali się oni głównie na realizacji zbyt rozbudowanych programów nauczania, kosztem rozbudzania intelektualnego uczniów, zachęcania ich do rozszerzania swoich wiadomości i umiejętności, wskazywania kierunków rozwoju. Duża liczba uczniów, często pozbawiona na co dzień opieki rodzicielskiej, stanowiła trudną do kontroli nauczycielskiej społeczność. Nie mogąc znaleźć w szkole troski ze strony nauczycieli, pomocy w ukierunkowaniu swoich zainteresowań, nader chętnie ulegała wpływom różnych środowisk, również politycznych. Nieuświadomione często w kwestiach politycznych rodziny nie umiały przestrzec swoich dzieci przed zagrożeniami, które niósł rodzący się ruch polityczny. Stąd tacy uczniowie stanowili najczęściej cel oddziaływania agitatorów politycznych. Istotna dla młodzieży była aktywizacja narodowa Ukraińców i Żydów, zmierzających do powiększenia swoich praw, co nieuchronnie prowadziło do konfliktów z Polakami50. Stało to często w sprzeczności z odradzającymi się polskimi tendencjami narodowowyzwoleńczymi propagowanymi wśród gimnazjalistów51. Nie bez znaczenia dla tych konfliktów była postawa prezentowana przez Kościół katolicki, który przecież w znacznym stopniu oddziaływał na młodzież i jej rodziców. Stąd tak zróżnicowana młodzież podejmowała działania w różnych kierunkach, szukała poza szkołą tego, czego szkoła jej dać nie mogła. W tych warunkach szczególnie trudne było nauczanie historii, które musiało spełniać oczekiwania różnych narodów, grup społecznych i religijnych, a ich wymagania często były rozbieżne. „Teka” 1902, nr 4, s. 189–193. H. Wereszycki, Pod berłem Habsburgów, Kraków 1975, s. 175–201. 51 O potrzebie i środkach kształcenia poczucia narodowego u młodzieży naszej, „Muzeum” 1888, R. IV, s. 577–585. 49 50
Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej... 113
High School Students of the Autonomous Galicia Era – Characteristics of the Community Abstract One of the consequences of introducing autonomy in Galicia was the enlivening of the education at the secondary level. It was demonstrated by establishing a larger number of high schools and by the larger number of students. During 1896–1914, 27 new state high schools were established. Broader access to secondary education for the youth was demanded by the pedagogical circles who saw an opportunity to spread high school education in the new social, political and economic situation. The number of schools and students was decidedly higher in the large cities, and reputable high schools enjoyed a particular popularity. The multinational character of the Habsburg monarchy was reflected in the nationality structure of the schools. The largest group of students were Poles, followed by Ukrainians and Jews. The beginning of 20th century brought aggravation of the relations among the nationalities, which was a consequence of the national movements and the independence tendencies. High schools were a reflection of the religious mosaic existing in the Austrian partition. Roman-Catholics definitely prevailed among the students, but the number of Greek-Catholic and Jewish students kept increasing. Analysing the social descent of the high school students, one can notice a growing number of peasant sons starting education. It was a result of the situation in the country, as well as of the broadly understood work emigration of peasants. A vast majority of students were the sons of landed gentry. A broader access to high school education was gained by the sons of industrialists, merchants, craftsmen, and intelligentsia. Differentiation of the students’ community brought about the necessity to resolve various pedagogical problems. The youth, often deprived of the constant parental supervision, was exposed to agitation activities of the emerging political parties. It was reflected in the national and religious conflicts.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Marta Tylza-Janosz
Działalność rolna administracji żywieckiej w dobrach Albrechta Fryderyka Habsburga w latach 1871–18801
W XIX wieku w Zachodniej Galicji na dawnym pograniczu polsko-śląskim powstał duży majątek ziemski, którego właścicielami byli przedstawiciele dynastii habsburskiej. Posiadłość ta mieściła się w granicach dawnego państwa żywieckiego Komorowskich i Wielopolskich, w dorzeczu rzek Koszarowy i Soły. Ponadto w jej skład wchodziły jeszcze dobra położone w okolicach Oświęcimia i Białej Krakowskiej. Habsburgowie, jako właściciele ziemscy, pojawili się w Galicji w roku 1808, kiedy to książę Albrecht Sasko-Cieszyński (1738–1822), Habsburg po kądzieli, zakupił dobra Czaniec, Bestwina i Porąbka. Jako właściciel posiadłości na Śląsku Cieszyńskim, podlegających pod zarząd Komory Cieszyńskiej, podporządkował nowo zakupione majątki galicyjskie tejże administracji. Zgodnie z wolą księcia kontynuowała ona skup folwarków w Galicji, wykorzystując często zadłużenie polskiej szlachty. Cały majątek, w tym posiadłości w Galicji odziedziczył po Albrechcie bratanek jego żony, Karol Ludwik (1771–1847), syn cesarza Leopolda II. Habsburg ten był założycielem nowej linii dynastii, nazywanej ze względu na dobra, żywiecką. Karol kontynuował powiększanie dóbr, co doprowadziło do powstania nowego „państwa żywieckiego”, składającego się z dwóch części: północnej (tereny w okolicach Oświęcimia i Białej) oraz południowej (dawne państwo żywieckie, z wyjątkiem kluczy: suskiego i ślemieńskiego). Do roku 1847 dobra galicyjskie z dwoma zarządami w Żywcu i Bestwinie znajdowały się w zależności zwierzchniej od Komory Cieszyńskiej, co hamowało rozwój Żywiecczyzny. Sytuacja zmieniła się z chwilą objęcia dóbr przez syna Karola, arcyksięcia Albrechta Fryderyka (1838– 1895) w roku 1847. Panowanie tego Habsburga było bardzo owocne dla posiadłości galicyjskich. Przez 48 lat swoich rządów na Żywiecczyźnie arcyksiążę doprowadził do jej rozwoju gospodarczego. Było to możliwe dzięki olbrzymim zmianom w administrowaniu dobrami oraz osobistemu zaangażowaniu Albrechta w zarządzanie majątkiem.
Działalność rolna administracji żywieckiej... 115
Pierwszą zmianą, jaką wprowadził arcyksiążę, było oderwanie dóbr galicyjskich od cieszyńskich, nadanie im statusu dóbr alodialnych i utworzenie w roku 1847 głównej administracji w Żywcu. Tak powstała Dyrekcja Dóbr Żywieckich. Na jej czele stał dyrektor główny, który był pełnomocnikiem właściciela i jego zastępcą na czas nieobecności w Żywcu. W roku 1871 funkcję tą pełnił Ferdynand Ludwik von Loydyn, a od 1875 roku Friedrich Diffenbach2. Dyrektor odgrywał nadrzędną rolę w sprawowaniu władzy w dobrach, był przełożonym wszystkich urzędników, mianował go sam arcyksiążę i tylko przed nim dyrektor był odpowiedzialny za prowadzoną przez siebie politykę w majątku3. W celu kontroli Albrecht Fryderyk już z chwilą powołania Dyrekcji zastrzegł sobie prawo do ostatecznego decydowania o wszystkich sprawach w dobrach i musiał być w związku z tym informowany na bieżąco o prowadzonej polityce. Dyrekcja dzieliła się na działy, z których każdy zajmował się ściśle określoną dziedziną prowadzonej gospodarki. W roku 1871 było siedem działów4. Naczelnym urzędem w Dyrekcji był urząd centralny, który sprawował nadzór nad innymi resortami. W jego skład wchodzili: dyrektor główny, radca prawny, sekretarz, pracownik kancelarii, dwóch głównych księgowych oraz dwóch adiunktów. Dla spraw związanych z gospodarką leśną istniał urząd leśny, funkcjonowaniem istniejących na Żywiecczyźnie fabryk i zakładów zajmował się dział do spraw przemysłu, natomiast wszelkie sprawy budowlane leżały w gestii urzędu budowlanego. Sprawami podatków zajmował się dział podatkowy, a korespondencję i wszelkiego rodzaju dokumentację gospodarczą prowadził urząd kancelarii i map. Pomiędzy rokiem 1871 a 1875 powstał jeszcze resort kontroli i spraw prawnych. Istniejący oprócz tego dział ekonomii rolnych, w latach 70. XIX wieku, podlegał urzędowi centralnemu. Na czele każdego resortu stali główni administratorzy, mając do pomocy od 1–4 pracowników. Kierownicy ci wraz z dyrektorem dóbr tworzyli Radę Dyrekcyjną. Ruch służbowy w obrębie administracji nadrzędnej był słaby. Albrecht niechętnie zmieniał oddanych i sprawdzonych pracowników. Część osób pełniących najwyższe funkcje kierownicze w Dyrekcji piastowało wcześniej niższe stanowiska w administracji cieszyńskiej i było niepolskiego pochodzenia5. W latach 1871–1880 na czele poszczególnych działów stali: Paul Rau (urząd przemysłowy), Johan Rzechak (do 1876 urząd leśny), Moritz Kožeśnik (od 1876 urząd leśny), Karol Pietschka (urząd budowlany), Franz Miksch (urząd podatkowy), Daniel Hartman (kancelaria Zakres chronologiczny opracowania związany jest z materiałem źródłowym. Archiwum Państwowe w Katowicach – Oddział w Żywcu, zespół akt Dyrekcji Dóbr Żywieckich (dalej: APK-OŻ, DDŻ), sygn. 81 – Statistische Notitzen der Erzherz. Herrschaft Saybusch – Damönen seiner Kaiserlichen und Königlichen Hoheit des Erzherzogs Albrecht Verwaltung Gebeit der Herrschaft Saybusch in West Galizien 1871–1880. 3 Z. Rączka, Wstęp do inwentarza zespołu akt Dyrekcji Dóbr Żywieckich, Żywiec 1965, s. 12–15 (maszynopis w posiadaniu Archiwum Państwowego w Katowicach – Oddział w Żywcu). 4 APK-OŻ, DDŻ, sygn. 81. 5 APK-OŻ, DDŻ, sygn. 110/1 – Ruch służbowy, przemieszczenia, mianowania, awanse 1862–1938; APKOŻ, DDŻ, sygn. 1316 – Rejestr pracowników zatrudnionych w administracji Dóbr Żywieckich. 1 2
116 Marta Tylza-Janosz
i mapy), Robert Gebauer (do 1877 urząd kontroli) i Friedrich Mucha (od 1877 urząd kontroli). Poza pracownikami administracji w skład Dyrekcji Dóbr Żywieckich wchodziło trzech lekarzy: Anton Seidler w Żywcu, Rudolf Janotta w Wegierskiej Górce jako lekarz zakładowy huty żelaza, August Brass w Żywcu. Do personelu Dyrekcji zaliczano również dyrektora Browaru Arcyksiążęcego w Pawlusiu, Juliusza Wagnera. Łącznie w Dyrekcji w roku 1871 pracowało 55 urzędników, z czego 6 nadzwyczajnych, oraz 6 osób personelu pomocniczego. W majątkach rolnych (ekonomiach) pracowały wtedy 52 osoby, cztery lata później tylko 23 (co związane było z wyłączeniem z zarządu własnego części dóbr i oddaniem ich w dzierżawę). W administracji bezpośredniej w zakładach przemysłowych i fabrykach zatrudnionych było w roku 1871 siedmiu kierowników. Najwięcej osób znalazło zatrudnienie w rewirach leśnych, ich liczba w 1871 roku wynosiła 109, natomiast po powiększeniu terenów leśnych przez zakup Makowa Podhalańskiego liczba zatrudnionych zwiększyła się dochodząc w roku 1878 do 165. Wszyscy pracownicy zatrudnieni w administracji, bądź w gospodarstwach leśnych czy też rolnych, mieli bardzo dobrą sytuację socjalną. Oprócz płac, które były dość wysokie, pracownicy pobierali jeszcze deputaty w naturze (sery, mleko, drewno), ponadto mieli zapewnioną bezpłatną opiekę lekarską, a państwo żywieckie dawało im mieszkania6. Pracownicy Dyrekcji korzystali również ze świadczeń socjalnych, takich jak prawo do emerytury i odszkodowania w razie wypadku, w związku z istnieniem w dobrach żywieckich Funduszu Zapomogowego. W roku 1871 w samej administracji w dobrach galicyjskich pracowały łącznie 233 osoby. W ciągu dziesięciolecia struktura pracownicza zmieniła się w związku ze zmianą kierunku rozwoju działalności gospodarczej z rolnej na leśną. Spadła liczba osób pracujących w ekonomiach, natomiast powiększyła się liczebność straży leśnej i pracowników przemysłu drzewnego. Działalność produkcyjna w dobrach galicyjskich Albrechta Fryderyka podzielona była na trzy sektory: gospodarkę rolną, leśną i przemysł. Wszystkie te gałęzie uzupełniały się wzajemnie. Gospodarka rolna skupiała się w tzw. ekonomiach. W roku 1871 były to 4 dystrykty rolne: Dankowice, Lipowa, Obszar i Wieprz, o łącznej liczbie 17 folwarków i powierzchni 5510 mórg7. W roku 1873 Dankowice zostały wydzierżawione Antonowi Wysokiemu, natomiast w trzy lata później to samo miało miejsce w przypadku Lipowej, którą oddano w najem Ferdynandowi Bidermanowi. Ostatecznie Dyrekcja pozostawiła w zarządzie własnym dwie ekonomie Obszar i Wieprz z 8 folwarkami, o powierzchni 2293 mórg w roku 1880. Struktura areału ekonomii w roku 1871 była złożona. Udział procentowy pól uprawnych wynosił ok. 59% ogólnej powierzchni, natomiast bardzo duży odsetek stanowiły nieużytki (ok. 29%), pastwiska ok. 5% na równi z łąkami8. W roku 1880 struktura ziemi majątków rolnych w Obszarze i Wieprzu przedstawiała się następująAPK-OŻ, DDŻ, sygn. 134–136 – Grundbuch der Diener 1875–1881. APK-OŻ, DDŻ, sygn. 81 – Statistische… 8 Ibidem. 6 7
Działalność rolna administracji żywieckiej... 117
co: 67% stanowiły pola uprawne, 5% łąki, 4,6% pastwiska. Zmiana ta była wywołana odłączeniem Dankowic i Lipowej, które miały bardzo znaczny odsetek nieużytków. Ponadto w ciągu tego dziesięciolecia zmienił się areał obszarów rolnych w Obszarze i Wieprzu. Wzrósł odsetek pól uprawnych w wyniku osuszania i przekazywania pod uprawę terenów bagiennych oraz zagospodarowywania nieużytków, których część przekształcono w łąki. Produkcja rolna w ekonomiach nastawiona była w czterech kierunkach: na produkcję roślinną, hodowlę zwierząt z rybołówstwem, przetwórstwo mleka i gorzelnictwo. Największym pod względem powierzchni kompleksem rolnym były Dankowice. W jego skład wchodziły dwa obszary rolne: Dankowice z folwarkami Dziadowszczyzna i Bestwinka, oraz Kaniów z Mirowcem. Całość obejmowała 1555 mórg. Główne kierownictwo tej ekonomii znajdowało się w większej części – Dankowicach. W roku 1871 funkcję administratora pełnił Józef Patyka. Służba folwarczna była dość liczna, składało się na nią 27 parobków, 17 stajennych, 4 pomocników, 9 pracowników nocnych oraz majster od wyrobu sera. W mniejszym kompleksie zarządcą był Gustaw Hillgartner, mający do pomocy 6 stajennych, 23 parobków, 3 pracowników nocnych i pracownika od gospodarki rybnej. Duża liczba służby w Dankowicach wskazuje na rozwiniętą hodowlę zwierząt, głównie był to chów owiec (1871 r. – 180 sztuk), świń (123) oraz krów mlecznych (82 sztuki). Ponadto majątek ten trudnił się wyrobem serów, co było możliwe dzięki istnieniu odpowiedniego zaplecza przemysłowego. W roku 1871 istniała tam wytwórnia sera, gorzelnia, fabryka drenów i rur, oraz cegielnia. Praktyka budowania zakładów produkujących materiały potrzebne do dalszego rozwoju gospodarczego dóbr była powszechnie stosowana przez Dyrekcję, wszystko po to by zapewnić majątkowi żywieckiemu samowystarczalność i ograniczyć koszty, na jakie musiałaby się narazić administracja Albrechta kupując wszelkie potrzebne towary. Zaplecza przemysłowego nie posiadał Kaniów, który był typowo rolnym majątkiem. Drugą pod względem obszaru ekonomią był Wieprz, o powierzchni 1295 mórg. W skład tego majątku wchodziły folwarki: Wieprz z folwarkiem górnym oraz Górka. Administratorem w latach 1871–1875 był Ignatz Mienzil, natomiast od 1875 roku Adolf Klapsia. Służba fornalska była bardzo liczna, ze względu na rozbudowaną hodowlę i działalność przemysłową w folwarkach. Składało się na nią w roku 1871: 37 parobków, 19 stajennych, 2 nadzorców, 10 pracowników nocnych i kierownik wytwórni sera. Do roku 1875 liczba pracowników folwarcznych zmniejszyła się o 12 osób, a w 1880 wynosiła 66. Hodowla nastawiona była głównie na pozyskiwanie mleka, stąd duże pogłowie krów mlecznych przy małej liczbie świń i owiec. Zaplecze przemysłowe tej ekonomi tworzyły: wytwórnia sera, fabryka rur i drenów, gorzelnia, wapiennik, gdzie gaszono i wypalano wapno, oraz cegielnia. Majątek rolny Obszar był mniejszy od Wieprza zarówno pod względem powierzchniowym (1062 morgi), jak i możliwości gospodarczych. W jego skład wchodziło pięć folwarków: Obszar Główny, Obszar Dwór Górny, Nowy Folwark, Stary Żywiec i Górny Folwark. Administratorem majątku w latach 1871–1880 był Piotr Stipanitz. Do dyspozycji miał 42 pracowników, w tym: 1 nadzorcę, 7 pracowników
118 Marta Tylza-Janosz
nocnych, 22 parobków, 12 stajennych, w roku 1875 do pracy przyjęto jeszcze 4 parobków9. Dobra obszarskie nastawione były głownie na uprawę roli oraz nieznacznie na hodowlę, w której przeważał chów bydła. Na terenie majątku funkcjonowała gorzelnia, wapiennik i cegielnia. W 1875 r. dobudowano jeszcze jedną cegielnię. Najmniejszą ekonomią była Lipowa o powierzchni 906 mórg. Składała się ona z folwarków: Lipowa z Gwizdawką i Nowym Folwarkiem oraz Jastrząbką. Zarządcą tego majątku był od 1871 do 1875 roku Alfons Klapsia, a w 1875 roku Robert Gebauer, który rok później stał się dzierżawcą tej posiadłości. Hodowla zwierząt była nastawiona, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Dankowic, na chów owiec, głównie ze względu na mleko do produkcji serów owczych, oraz krów mlecznych. Jako obiekty przemysłowe można wskazać wytwórnie sera, gorzelnie, cegielnię i wapiennik. Dobra rolne Albrechta Fryderyka znane były z doskonałego sera, który stał się obok piwa żywieckiego głównym towarem eksportowym poza granice Galicji. W roku 1871 wytworzono łącznie 45 656 kg sera, co stanowiło w porównaniu z poprzednim rokiem wzrost o 656 kg. Na 1 cetnar sera (56 kg) zużyto we wspomnianym roku 654 litry mleka. Produkcja była bardzo opłacalna, gdyż w przeciągu roku cena tego towaru w bezpośredniej sprzedaży wzrosła o 1,83 fl. Do produkcji 1 kg sera zużywano średnio 11,02 litra mleka10. W roku 1877 z 445 602 litrów mleka, 2025 kg soli wyprodukowano 40 367 kg sera „Grojen” oraz 74 kg „Limburgena”. Część sera została sprzedana na rynku lokalnym, reszta została przeznaczona na eksport i deputaty dla pracowników. Poza produkcją sera, wytwarzano również masło, otrzymywane ze śmietany jako produkt uboczny przetwórstwa mlecznego i przeznaczane na deputaty dla pracowników. Przetwórstwo mleka zmniejszyło się w latach 1873–1876, kiedy to oddano w dzierżawę Dankowice i Lipową, jednakże można zauważyć podwyższenie wydajności krów z 7,5 litra mleka dziennie w 1871 r. do 8,9 w 1877 roku. Podstawową dziedziną działalności majątków rolnych w dobrach żywieckich była jednak uprawa roli. Głównymi roślinami uprawnymi były zboża: owies, pszenica, jęczmień, żyto, poza tym ziemniaki i buraki pastewne. Procentowo największą część areału ziemi w roku 1877 zajmowały uprawy ziemniaków – 15%, owsa – 12,9%, pszenicy – 11,2%, jęczmienia – 9,2%, żyta – 5,8%, mieszanki – 4,4%, rzepaku – 2,7%. Inne rośliny, w tym przemysłowe i pastewne zajmowały nawet po kilkanaście procent powierzchni pól uprawnych, np. koniczyna – 16,4%. Wielkość produkcji roślinnej była proporcjonalna do zajmowanego przez uprawy areału. W roku 1877 uzyskano 3083 ton owsa, 13 886 ton ziemniaków, 1639 t jęczmienia, 1453 t pszenicy, 1877 t buraków pastewnych. Zboże było uprawiane głównie ze względu na rozbudowany przemysł gorzelniczy, gdyż stanowiło podstawowy surowiec do produkcji piwa i wódki. Przechowywano również zboże jako paszę dla zwierząt, a część sprzedawano na rynku lokalnym. Głównym towarem handlowym były ziemniaki, których w roku 1877 sprzedano 1843 ton, oraz rzepak, którego plony sprzedano w danym roku w całości. Rolnictwo w dobrach żywieckich było na wysokim poziomie, jeżeli idzie o wydajność i uzyskiwanie jak najlepszych plonów. 9 10
Ibidem, Ekonomie-Verwaltung Obszar 1871. Ibidem, Milchnutzungs-Ausweis pro 1877.
Działalność rolna administracji żywieckiej... 119
W końcu lat 70. XIX stulecia uzyskiwano średnio z hektara 14 kwintali zboża11. Tak dobre wyniki stały się możliwe dzięki stosowaniu przez administrację żywiecką nowoczesnych metod uprawy, do których należy zaliczyć przede wszystkim częste nawożenie, zarówno naturalne, jak i sztuczne. Nawożenie naturalne (obornik, kompost) stosowano w przypadku upraw mieszanki zbóż, buraków pastewnych, a także łąk. Inne uprawy miały zarówno nawożenie naturalne, jak i sztuczne w postaci wapna i superfosforanów. Do powszechnego użycia środków chemicznych w dobrach żywieckich przyczyniło się istnienie fabryki nawozów sztucznych w Żywcu, która stanowiła własność Albrechta Fryderyka. W roku 1877 największą ilość nawozów sztucznych zastosowano przy uprawie żyta (147 ton na 78 morgach ziemi), następnie rzepaku (99 ton na 52 morgach ziemi)12. Do dużej wydajności upraw w majątku rolnym Habsburgów poza nawożeniem przyczyniło się wprowadzenie upraw roślin pastewnych i przemysłowych, które użyźniały glebę, stąd duży udział areału koniczyny i buraków. W związku z rozwojem techniki do prac rolnych zakupiono dwie parowe młockarnie, żniwiarkę „Samuelson”, żniwiarkę „Burdik”, kombajn „Buckeye” oraz kosiarkę „Samuelson”. Do lat 70. wszystkie tereny użytkowe w ekonomiach były drenowane i osuszane. Potrzebne do tego przedsięwzięcia materiały, w tym dreny i rury, pochodziły z własnej produkcji, która skupiona była w dwóch fabrykach w Wieprzu i Dankowicach. Poza uprawą roślinną ważną dziedziną działalności dóbr rolnych było rybołówstwo. Państwo żywieckie leżało w dorzeczu dwóch rzek: Koszarowy i Soły. Podzielono je na 15 rewirów rzecznych, w których prowadzono tzw. dziki połów ryb. Ponadto w ekonomiach budowano stawy w celu prowadzenia hodowli ryb. W roku 1871 prowadzono połowy na 234 morgach terenów wodnych, z których otrzymano 22 736 kg ryb, co stanowi średnio 97 kg ryb z 1 morgi13. W tym roku największą ilość ryb pozyskano w Dankowicach – 16 520 kg, w Kaniowie – 3696 kg, w Obszarze – 2520 kg. Znaczenie tej dziedziny gospodarki spadło wraz z oddaniem Dankowic w dzierżawę. Dochodową gałęzią działalności w majątkach rolnych Obszar i Wieprz było gorzelnictwo. W roku 1877 łącznie w obu gorzelniach wyprodukowano 1273 hektolitrów spirytusu, co przy dość wysokiej cenie za 1 hektolitr, wynoszącej wówczas 32 fl dawało niemały dochód ok. 40 tysięcy florenów14. Dystrybucją całej produkcji wytwarzanych trunków zajmowała się gęsta sieć karczm i gospód, jaka pokrywała cały teren państwa żywieckiego, co w sposób dodatni wpływało na uzyskiwanie z propinacji alkoholu dużych profitów. Oprócz majątków rolnych w zarządzie własnym w skład dóbr żywieckich wchodziły jeszcze ekonomie w dzierżawie. W roku 1871 było ich 6 o łącznej liczbie 12 folwarków. Albrecht Fryderyk od początku swego panowania skłaniał się w stronę puszczania w dzierżawę nierentownych, kosztownych majątków. Forma APK-OŻ, DDŻ, sygn. 253 – Majątek rolny. Obszar, korespondencja 1871–1931. APK-OŻ, DDŻ, sygn. 81 – Dünger-Aufwand im Cultur-Jahre 1877. 13 APK-OŻ, DDŻ, sygn. 81 – Statistische… 1871–1880. 14 Ibidem. 11
12
120 Marta Tylza-Janosz
dzierżawy była dość korzystna, ponieważ przy minimum nakładów i zaangażowania pozwalała na łatwy i szybki zysk w postaci czynszu opłacanego rocznie od powierzchni użytków w danym majątku. Umowy najmu majątków rolnych były zawierane na okres dwunastu lat. Nie oznaczało to jednak niemożności sprawowania przez ten czas kontroli nad tymi dobrami przez Dyrekcję Dóbr Żywieckich, wręcz przeciwnie. Na podstawie analizy kontraktów dzierżawnych można zauważyć, iż administracja żywiecka zastrzegała sobie zawsze prawo do inspekcji dóbr, przesyłania co roku dokumentacji z prowadzonej przez dzierżawcę działalności gospodarczej, (co wyrażało się w corocznym sporządzaniu planu gospodarczego), narzucała mu pewne zobowiązania wynikające również z użytkowania budynków i pól15. Dzierżawca musiał corocznie sprawdzać stan zabudowań i w razie ich złej kondycji winien był przeprowadzić remont, po części na swój koszt, ponadto nie mógł swoimi działaniami doprowadzić do pogorszenia żyzności użytkowanych przez siebie pól, co nakładało na niego obowiązek dokładnego ich nawożenia. Dzierżawca czerpał pożytki ze sprzedaży płodów rolnych, choć często Dyrekcja zastrzegała sobie, że nie może on sprzedawać buraków pastewnych i obornika. W dobrach dzierżawionych istniał również odgórny, narzucony z Żywca cennik płac, jakie przysługiwały chłopom za pracę na polu folwarcznym. Dzierżawca musiał przestrzegać tej taksy, do czego został zobligowany w kontrakcie najmu. Pomimo tak wielu ograniczeń ze strony Dyrekcji wszystkie dobra rolne, poza dwoma ekonomiami w Obszarze i Wieprzu, były od 1876 roku w dzierżawie. Średnio ich obszar nie przekraczał 1000 mórg. Były to majątki: Bestwiła i Komorowice, Bestwinka, Brzeszcze, Czaniec, Dankowice, Dziadowizna, Jawiszowice, Kaniów i Mirowiec, Lipowa, Skidzin i Przecieszyn. Obszar wszystkich majątków w dzierżawie wynosił w roku 1877 5948 mórg16. Dzierżawcy zobowiązani byli do zapłaty czynszu rocznego po wcześniej ustalonej stawce za morgę gruntu użytkowego. Wysokość tej kwoty zależała przede wszystkim od klasy gruntów w danym majątku, oprócz tego istniała tendencja stosowania niższych stawek jednostkowych dla dóbr, które miały bardzo dużą powierzchnię, np. dla majątku Kaniów i Minowiec stawka ta wynosiła 8,14 fl za 1 morgę, przy czym dotyczyła łącznie obszaru o wielkości 883 mórg, natomiast dla dóbr Dankowice o powierzchni dzierżawy 279 mórg suma ta była wyższa i wynosiła 14,31 fl. Dzierżawa majątków rolnych przynosiła Albrechtowi Fryderykowi niemałe pieniądze, rocznie była to suma około 50 500 fl. Kwota ta stanowiła 2/3 ogólnej sumy płaconych rocznie przez Albrechta podatków z działalności gospodarczej i własności na Żywiecczyźnie (w 1877 roku obciążenia podatkowe dóbr wynosiły 86 881 fl). Sam dochód z majątków rolnych nie stanowił więc wystarczającego zabezpieczenia finansowego dla arcyksięcia, dlatego też w latach 70. XIX wieku doprowadził on do ograniczenia udziału gospodarki rolnej w planowanych zyskach, na korzyść rozwoju przemysłu, głównie przetwórstwa drewna i browarnictwa. 15 16
APK-OŻ, DDŻ, sygn. 784 – Majątki ziemskie w dzierżawie. APK-OŻ, DDŻ, sygn. 81, Verpachtete Oeconomiem.
Działalność rolna administracji żywieckiej... 121
The Agrarian Activity of Żywiec Administration in Albrecht Frederick Habsburg’s Estate during 1871–1880 Abstract In the 19th century in Western Galicia, on the territory of the former Żywiec country of the Wielopolski family, there existed an estate whose owners were the Habsburgs. Żywieckie lands were linked with that family from 1808 to 1944, and their biggest development took place during the reign of Archduke Albrecht Frederick (1838–1895). The period (1847–1895) was characterised by increased industrialisation and development of modern farming. Żywieckie estate was connected with Cieszyn Chamber until 1847, when Albrecht detached Żywieckie and created a separate administration for the Galician property, namely the Management of Żywieckie Property, headed by a director-in-chief who replaced Archduke and managed all activities in Albrecht’s estate. In the years 1871–1880, the Management was divided into seven sections, and after 1875 into eight, each of which conducted a different sphere of activity. Thus, among others, there functioned offices of forestry, industry, building and agrarian economy, which farms were subject to. Żywiec administration was alert and headed activities led on the lands in three sectors, namely farming, forestry and industry. The agrarian activity was concentrated in the so-called “economies” which Żywiec administration gave for lease or held in own management. On average 6–8 economies in the total number of 12–15 farms were on lease during the analysed period. Farms in own management in 1871 consisted of 4 rural districts: Dankowice, Lipowa, Obszar and Wieprz with 17 farms. Until 1880 administration gave Dankowice and Lipowa for lease. The agrarian activity in the estate was conducted in four directions: crop production, breeding, fishing, dairy production and propination. In agrarian production, the main branch was cereals and root crops. In popular use were both manure and chemical fertilizers. In Dankowice, Wieprz and Lipowa, dairy animals and sheep prevailed as they supplied milk for the production of cheese that was popular in Vienna and produced in Wieprz and Dankowice. The biggest income came from propination, thanks to a dense network of inns and distilleries. In the studied period farming was generally not very profitable, and that was why after 1880, Żywiec administration started limiting its agrarian activities for the benefit of timber processing and beer making.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Czesław Michalski
Ruch sokoli w Krakowie przed I wojną światową
Kraków, jako ośrodek myśli naukowej i praktycznego rozwijania różnorodnych form wychowania fizycznego i sportu odegrał olbrzymią rolę w jego rozwoju. W drugiej połowie XIX wieku powstały w Krakowie stowarzyszenia wychowania fizycznego, które nie tylko rozwijały zdrowie i sprawność młodzieży polskiej, ale pogłębiały poczucie odrębności narodowej, szerzyły patriotyzm i przygotowywały do walki o niepodległość Polski. Istotną rolę w tym zakresie odegrało Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” powstałe we Lwowie w 1867 roku przekształciło się w jedną z najliczniejszych i najpopularniejszych organizacji społecznych działających na ziemiach polskich. Dała ona początek ruchowi sokolemu, który ogarnął cały kraj, a także skupiska Polaków poza krajem. Założone zostało po upadku powstania styczniowego, w czasie którego tysiące powstańców poległo na polu walki, dziesiątki tysięcy patriotów zesłano na Sybir, wielu wybrało emigrację na Zachodzie szukając ratunku przed prześladowaniami. Grono ludzi rozumiejących potrzeby narodu postanowiło dźwignąć społeczeństwo polskie z upadku przez pobudzenie wszystkich do pracy w imię haseł: oświata, odrodzenie fizyczne i moralne, praca na polu gospodarczym. „W programie prac tych – pisali Edmund Cenar i Alojzy Wallek – jako jednych z pierwszych postanowiono: rozbudzenie ducha narodowego przez hart ciała, a dewizę do tego obrano: «w silnym ciele – silny duch»”1. Początkowo wąsko sformułowany cel wyrażający się dążeniem do „pielęgnacji i rozwijania gimnastyki wspólnymi ćwiczeniami, wspólnymi wycieczkami, śpiewem i szermierką” wkrótce rozszerzono podkreślając, że „gdy powszechnie głoszono hasło dobrobytu i hasło oświaty – my Sokoły dodaliśmy hasło trzecie – zdrowia i siły”. Rozwój fizyczny i duchowy społeczeństwa polskiego traktowali „Sokoli” jako środek do osiągnięcia wyższych celów narodowych, nie zaś jako cel sam w sobie. Wychowanie w duchu narodowym zdrowego moralnie, fizycznie i duchowo młode1
Rocznik Sokoli 1896, Lwów 1896, s. 6.
Ruch sokoli w Krakowie przed I wojną światową 123
go pokolenia Polaków, zdolnego w przyszłości do walki o wolność narodu uznali „Sokoli” za najwyższą wartość społeczną i swoje posłannictwo2. Za przykładem „Sokoła” czeskiego doszło w środowisku studenckim z inicjatywy Klemensa Żukotyńskiego i Ludwika Gontentala do zorganizowania w drugiej połowie 1866 roku kółka gimnastycznego, którego celem było wspólne uprawianie gimnastyki i szermierki. Kółko owo, przy poparciu tak wpływowych ludzi, jak dr Józef Milleret – lekarz domowy ówczesnego namiestnika Galicji A. Gołuchowskiego, czy hr. Jan Aleksander Fredro, uzyskało w dniu 7 lutego 1867 roku zatwierdzenie statutu i przekształciło się pierwsze narodowe stowarzyszenie gimnastyczne. Wzorując się na założeniach programowo-organizacyjnych „Sokoła” czeskiego w Pradze, przyjęło od niego również nazwę „Sokół”, która od 1869 roku symbolizuje u nas ideę wolności3. Początkowo lwowski „Sokół” rozwijał się dość anemicznie. Dopiero w latach osiemdziesiątych XIX stulecia jego rozwój przybiera na sile i zaczyna odgrywać coraz większą rolę w życiu społecznym. Szczególnie od 1881 roku, kiedy rozpoczęto wydawanie własnego pisma fachowego pt. „Przewodnik Gimnastyczny «Sokół»” i wybudowania w 1884 roku własnego gmachu zwanego „sokolnią”. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” we Lwowie, zwane później „Sokołem Macierzą” przez 17 lat działało jako jedyne na ziemiach polskich. Jako pierwsze poza Lwowem, zawiązały się w 1884 roku gniazda – filie w Tarnowie i Stanisławowie. Rok następny wzbogacił sokolstwo o cztery nowe, ważne placówki w Przemyślu, Krakowie, Kołomyi i Tarnopolu. Szczególnie ważne okazało się powstanie silnej organizacji sokolej w Krakowie, która zaczęła aktywnie oddziaływać na powstawanie nowych gniazd w Galicji Zachodniej4. Od chwili powstania Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Krakowie odgrywało wielką rolę w całym ruchu sokolim i było obok Lwowa najsilniejszym ośrodkiem sokolim w Galicji. Bezpośrednim impulsem do jego założenia stała się nader liczna wycieczka sokołów z Czech i ze Lwowa, goszcząca w Krakowie w połowie sierpnia 1884 roku. Postawa jej uczestników, jednolicie umundurowanych i zdyscyplinowanych, dla wielu krakowian okazała się dostatecznie przekonującym „dowodem korzyści, jakie osiąga się z gimnastycznych stowarzyszeń”. Stąd też myśl powołania „Sokoła” w Krakowie, która zrodziła się w gronie najbardziej postępowych studentów UJ oraz uzyskała poparcie grupy liczących się osobistości spośród inteligencji i bogatego mieszczaństwa, czemu towarzyszyła namiętna dyskusja prowadzona na łamach tutejszej prasy5. Już w miesiąc po ich wyjeździe, 21 września, z inicjatywy Teodora Riedla i dra Alfreda Opalińskiego odbyło się w sali rady miejskiej zebranie chętnych do założe2 K. Toporowicz, Zarys dziejów „Sokoła” na ziemiach polskich w latach 1867–1947, [w:] Z dziejów Towarzystw Gimnastycznych «Sokół», pod red. Z. Pawluczuka, Gdańsk 1996, s. 8. 3 Ibidem. 4 K. Toporowicz, Geneza Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” na ziemiach polskich. Powstanie „Sokoła” we Lwowie, [w:] Zarys dziejów sokolstwa polskiego w latach 1867–1997, Częstochowa 2001, s. 15. 5 R. Wasztyl, Wychowanie fizyczne i sport w Krakowie w latach 1773–1890, Kraków 1993, s. 165.
124 Czesław Michalski
nia towarzystwa gimnastycznego Krakowie. W czasie powyższego zebrania wybrano czternastoosobowy komitet, na czele z Michałem Bałuckim, mający ułożyć statut i wystąpić o jego zatwierdzenie. Został on oparty na statucie organizacji lwowskiej, jednak krakowski „Sokół” powstawał jako towarzystwo niezależne od Lwowa, co podkreślano nawet różnicą w mundurze, wprowadzając jako jego element czapkę krakowską z pawim piórem. 23 lutego 1885 roku namiestnictwo zatwierdziło statut i dopiero wówczas można było zwołać zebranie założycielskie, które odbyło się 17 maja. Michał Bałucki poinformował zebranych, że do Towarzystwa przystąpiło już 250 osób, a następnie wybrano władze. Prezesem Towarzystwa został M. Bałucki, wiceprezesem dr Stanisław Abłamowicz, a w skład Wydziału weszli dodatkowo: dr Lew Barański, Kazimierz Bartoszewicz, Mieczysław Białkowski, Alfons Borkowski, Mieczysław Głuchowski, Michał Gołąb, Jan Kozmiński, Emanuel Mirtenbaum, dr Alfred Opaliński, Tadeusz Romanowicz, Ferdynand Weigel i Andrzej Zarzycki6. Pierwszym problemem, przed jakim stanął „Sokół” w Krakowie było znalezienie miejsca do ćwiczeń. Początkowo, z braku innych możliwości, urządzono boisko do ćwiczeń gimnastycznych w udostępnionym bezpłatnie przez Jana Kwiatkowskiego i Juliusza Przeworskiego ogrodzie położonym przy ówczesnym placu Latarnia. Ćwiczono tam, pod kierunkiem Kazimierza Homińskiego i Aleksandra Gędłka, od lipca 1885 do późnej jesieni tego roku. Równocześnie Wydział poszukiwał budynku, w którym dałoby się urządzić salę gimnastyczną. Przy braku jakichkolwiek możliwości znalezienia odpowiedniego gmachu skorzystano z propozycji właścicieli browaru przy ul. Lubicz, Hugona i Alfreda Johnów. Udostępnili oni Towarzystwu obszerną szopę znajdującą się na terenach browaru, którą następnie przebudowano, przystosowując do funkcji sali gimnastycznej. Prace te przeprowadziła firma druha Stanisława Krzyżanowskiego, która wykonała je po kosztach własnych, dzięki czemu cała inwestycja kosztowała Towarzystwo tylko 1700 złr. Do tej sali przeniesiono przyrządy, które stanowiły wcześniej wyposażenie boiska gimnastycznego i odbywano tu ćwiczenia gimnastyczne od zimy 1885 roku do maja 1889 roku. W zajęciach, które kończyły się corocznie publicznymi popisami, uczestniczyli członkowie i członkinie „Sokoła”7. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Krakowie już w pierwszym roku swego istnienia liczyło 426 członków, w tym 95 ćwiczących. Uruchomiono również kursy dla 25 uczniów i 27 uczennic szkół ludowych oraz 327 uczniów szkół średnich (307 z Gimnazjum św. Jacka i 20 ze Szkoły Rolniczej w Czernichowie). W sprawozdaniu z tego pierwszego roku, wspominając o dniu narodzin krakowskiego „Sokoła” pisano: Myślą dobra publicznego przejęci, przekonani silnie o wysokim narodowym i społecznym znaczeniu instytucji, ufamy, że członkowie wytrwają pod sztandarem Sokoła w bratniej zgodzie i jedności [...] Wydział poczuwa się do obowiązku wyrazić podziękowanie tym druhom, którzy mu pierwsze kroki ułatwiają, są nimi p. Niedziałkowska, d. d. Stanisław Krzyżanowski, bracia Johnowie, Jan Jodłowski, Izydor Kopernicki i inni8. 6 7 8
S. Szuro, TG „Sokół” w Małopolsce. Zarys dziejów, Kraków 1999, s. 35. Ibidem, s. 36. „Przegląd Sokoli” 1910, nr 10, s. 54.
Ruch sokoli w Krakowie przed I wojną światową 125
Niestety, już w roku 1886 pojawiły się w łonie Wydziału tarcia. U wielu sokołów zapał do pracy ostygł. Kolejno zrezygnowali z pracy wiceprezes Abłamowicz i prezes Bałucki. Odszedł również kierownik ćwiczeń gimnastycznych Kazimierz Homiński. Kryzys w kierownictwie „Sokoła” krakowskiego pomogli zażegnać dopiero przedstawiciele organizacji lwowskiej. Pod wpływem Żegoty Krówczyńskiego wybrano nowego prezesa spoza grona Wydziału. Został nim prezes Krakowskiej Izby Adwokackiej, dr Wawrzyniec Styczeń. W grudniu 1886 roku nadzór nad ćwiczeniami gimnastycznymi objął na miesiąc, specjalnie przybyły ze Lwowa, Antoni Durski. Zaaprobował on w pełni program ćwiczeń przyjęty w Krakowie, a Wydział zgodnie z jego sugestią mianował nowym naczelnikiem (kierującym ćwiczeniami gimnastycznymi) studenta medycyny Teofila Tyszeckiego9. Po zażegnaniu konfliktów rozpoczęto starania o budowę własnego gmachu. W październiku 1888 roku rada miejska przekazała bezpłatnie „Sokołowi” działkę przy ul. Wolskiej (dziś J. Piłsudskiego). Prace budowlane rozpoczęto od przeniesienia prowizorycznego budynku „Sokoła” z ul. Lubicz na uzyskany plac. Komitet budowlany w składzie: Wawrzyniec Styczeń, Karol Szurek, Teodor Gajdzicz, Karol Knaus, Józef Niedźwiecki, Janusz Niedziałkowski, Jan Kwiatkowski, Leopold Reich, Jacek Matusiński, Wandali Beringer i Teofil Tyszecki zaaprobował plany budynku (sporządzone przez K. Knausa), w którym m.in. mieścić się miała sala gimnastyczna. Zgromadzone środki finansowe pozwoliły w maju 1889 roku rozpocząć budowę. Prace wykonywane przez firmę Jana Meyera przebiegały bardzo sprawnie i 18 listopada 1889 r. budynek został uroczyście oddany do użytku. W lecie 1890 r. wykończono go ostatecznie, między innymi ozdabiając salę gimnastyczną malowidłami wykonanymi przez Antoniego Tucha oraz hasłami obrazującymi ideały sokole: „Ze słabością łamać uczmy się za młodu; Razem młodzi przyjaciele – w spólnym szczęściu wszystkich cele; Wspólna moc zdoła nas tylko ocalić; Odwaga, siła, wytrwałość, równość, męstwo, dzielność, karność, sokoli lot”. Gmach był usytuowany przy ówczesnych granicach miasta, koło Błoń i szerokich, niezabudowanych terenów, co ułatwiało prowadzenie ćwiczeń na świeżym powietrzu, także poza boiskiem „Sokoła”10. Nowy budynek pozwolił zintensyfikować ćwiczenia gimnastyczne. Liczba członków (426 w pierwszym roku) wzrosła do 1074 w roku 1891, utrzymywała się mniej więcej na tym poziomie do roku 1896, w 1897 spadła do 750, od tego roku wzrosła znowu i doszła do 1290 w 1909 r. Liczba ćwiczących panów i pań od 95 w roku 1885 wzrastała stale i doszła do 719 w roku zlotu grunwaldzkiego (1910). Liczba uczniów i uczennic w roku 1885 wynosiła 220, w roku 1909 osiągnęła 1286, zaś w 1913 r. ćwiczyło 1180 osób11. Z powodu takiej intensyfikacji działań nowo wybudowany budynek szybko okazał się niewystarczający dla ćwiczących. Dlatego też na przełomie roku 1894 S. Szuro, TG „Sokół”..., s. 37. Ibidem, s. 38–39. 11 „Przegląd Sokoli” 1910, nr 10, s. 54; K. Toporowicz, Działalność Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Krakowie na polu wychowania fizycznego i sportu pod koniec XIX w. i na początku XX w. (1885–1914), Rocznik Naukowy WSWF, Kraków 1965, t. IV, cz. 1, s. 200–201. 9
10
126 Czesław Michalski
i 1895 postanowiono go powiększyć według planów krakowskiego architekta druha Teodora Talowskiego. Uzyskano, zamiast dwóch dużych szatni, usytuowaną na pierwszym piętrze salę gimnastyczną o wymiarach 22 x 10 m. Obok ćwiczeń fizycznych organizowano w „Sokole” wieczornice, głównie dla starszego pokolenia, nie biorącego już udziału w ćwiczeniach. Program każdej wieczornicy był starannie przygotowywany i łączył części poważne – przemówienia, śpiewy, deklamacje z częścią rozrywkową: dobry bufet, dowcipy, a od roku 1897 występy orkiestry smyczkowej pod batutą druha Urygi, wkrótce potem również orkiestry dętej. W 1898 roku urządzono czytelnię i bibliotekę dla członków, a na boisku ślizgawkę. W tymże roku powstała strzelnica, dzięki czemu w roku 1908 wprowadzono obowiązkowe ćwiczenia w strzelaniu dla członków. Organizowano uroczystości narodowe, czczono rocznice powstań, szczególnie dni kościuszkowskie, a poza tym urządzano tradycyjne andrzejki czy opłatki, na które zapraszano znanych w Krakowie ludzi, także spoza „Sokoła”. Bywali na tych spotkaniach radni miejscy, posłowie, duchowieństwo i weterani powstania styczniowego12. W roku 1894 T. Tyszeckiego zastąpił na stanowisku naczelnika Szczęsny Ruciński, z zawodu aptekarz, który sprawom sokołów poświęcił całe życie. W 1896 roku nastąpiła również zmiana prezesa Towarzystwa. W. Stycznia zastąpił Władysław Turski, inżynier, członek rady miejskiej i bliski współpracownik prezydenta miasta Juliusza Lea, który pełnił tę funkcję do wybuchu I wojny światowej. Obok gimnastyki uprawiano w Towarzystwie cały szereg dyscyplin sportowych. Zaliczyć do nich należy wioślarstwo, jazdę konną, kolarstwo, szermierkę, turystykę, strzelectwo, zapasy, atletykę, lekką atletykę, pływanie, łyżwiarstwo. W grudniu 1886 roku z inicjatywy Jana Mądrzykowskiego otwarto szkołę szermierki. Ćwiczyło w niej 30 osób. Zajęcia prawdopodobnie prowadził Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Do roku 1904 szermierkę uprawiano niesystematycznie, z licznymi przerwami. Kształcili się w tej dyscyplinie wówczas członkowie Towarzystwa oraz grono nauczycielskie i starsi uczniowie szkół średnich. Lekcji udzielali dr med. Józef Łuszczkiewicz i słuchacz prawa UJ Michał Łuszczkiewicz oraz Stanisław Marian Tokarski i Szczęsny Ruciński. W późniejszym okresie zajęcia prowadził fechtmistrz J. Biliński. Szkoła szermiercza „Sokoła”, a następnie Oddział Szermierczy nie rozwinęły szerszej działalności. Mała popularność szermierki w pierwszym okresie (1886–1903) wynikała z braku warunków lokalowych i finansowych, a później (1903–1912) chętnych odstraszały wysokie opłaty13. Oddział wioślarski powstał w 1892 r. jako odrębna jednostka organizacyjna i działał do końca omawianego okresu, tj. do 1914 r. Zorganizowany został przez Józefa Rudnickiego (kupca) i Aleksandra Gędłka. Oddział zbudował własną przystań na Wiśle. Dominujące miejsce w jego działalności zajmowała turystyka wioślarska, obok której organizowano regaty wioślarskie i kontynuowano nauczanie wioślar„Przegląd Sokoli” 1910, nr 10, s. 55; S. Szuro, TG „Sokół”..., s. 49–50. M. Łuczak, Szermierka w Towarzystwach Gimnastycznych „Sokół” do roku 1914, [w:] 130 lat sokolstwa polskiego, Kraków 1997, s. 91.
12 13
Ruch sokoli w Krakowie przed I wojną światową 127
stwa i pływania. Organizowano regaty wioślarskie miejscowe – z osadą warszawską w r. 1896, brano udział w regatach w Warszawie w latach 1900, 1902, 1904, 1907. Ulubionym zajęciem wioślarzy było pływanie do Bielan i do Tyńca. Procesem nauczania techniki wioślarstwa oraz umiejętności pływania kierował początkowo nauczyciel A. Gędłek przy pomocy sterników M. Kusza i T. Radwańskiego, a następnie szereg instruktorów: S. Sielski, S. Rudy, J. Rudnicki i T. Łopuszański. W 1906 r. duże zasługi w nauczaniu wioślarstwa położył S. Czerniewicz, były członek klubu wioślarskiego w Gandawie14. Rok później, staraniem druhów doktora Juliusza Bandrowskiego i Wilhelma Rippera powstał oddział konny kierowany przez Ferdynanda Walza i korzystający wówczas z ujeżdżalni koło klasztoru Kapucynów. Działalność oddziału konnego przypada na lata 1892–1897 i 1912–1914. Powołanie oddziału uzasadniano rodzimymi tradycjami, walecznością Polaków oraz funkcją militarną, jaką może spełniać jazda konna. Kierunek wojskowy widać wyraźnie w okresie 1912–1914, co znalazło wyraz w utworzonej w 1913 roku drużynie polowej konnej. Po latach konni sokoli mieli współtworzyć szwadron legionów i szarżować pod Rokitną. Wkład Sokołów w formowanie w okresie I wojny światowej jazdy polskiej był ogromny. Według danych statystycznych tylko do roku 1895 w ramach sekcji konnej „Sokoła” szkoliło się 306 jeźdźców i 102 uczniów. Na czele szkoły jazdy konnej stał nauczyciel, który odpowiadał za całokształt spraw związanych z nauczaniem. W pierwszym okresie funkcję tę pełnił Ferdynand Walz, w drugim – Kasper Kawa, R. Mandel, R. Polec15. Oddział kolarzy powołano w kwietniu 1895 roku pod przewodnictwem dra Michała Koya. Od samego początku swego istnienia prowadził szkołę jazdy na rowerach dla panów, kobiet i dziewcząt. Na czele szkoły jazdy stał nauczyciel mianowany corocznie przez zarząd oddziału. W początkowym okresie funkcję tę pełnił J. Waszkiewicz. Obok szkoły jazdy uprawiano kolarstwo w formie wyczynowej, turystycznej i pokazowej. Pod koniec omawianego okresu wykorzystywano kolarstwo również do służby informacyjnej w ramach przygotowań wojskowych. Po udziale w jeździe rozstawnej Praga–Kraków, zorganizowanej przez kolarzy czeskich w 1899 r., oddział urządził wspaniałą jazdę rozstawną Kraków–Lwów w 1900 r. Organizowano przeciętnie kilkanaście wycieczek rocznie do różnych miejscowości zagranicznych i krajowych16. Barwny rozdział w życiu sokolim stanowiły wycieczki górskie, w których przodował wspaniały taternik Michał Kirkor. Terenem wycieczkowym były Tatry i Beskidy oraz szereg miejscowości podkrakowskich. W 1910 roku zorganizowano Oddział Turystyczny, najaktywniej działali w nim wspomniany M. Kirkor, E. Kubalski i W. Eliasz. Towarzystwo „Sokół” odegrało dość ważną rolę w popularyzacji łyżwiarstwa, mimo że nie utrzymywało wyodrębnionego oddziału. Począwszy od 1898 roku organizowało rokrocznie dobrze wyposażone lodowisko. Niskie ceny biletów wstępu, zorganizowanie na miejscu wypożyczalni sprzętu, bufetu, ogrzewa14 15 16
Przegląd Sokoli, 1910, nr 10, s. 54; K. Toporowicz, Działalność..., s. 204–205. S. Szuro, TG „Sokół”..., s. 39–40; K. Toporowicz, Działalność..., s. 205–207. „Przegląd Sokoli” 1910, nr 10, s. 54; K. Toporowicz, Działalność..., s. 208.
128 Czesław Michalski
nych szatni oraz oświetlenie i orkiestra stanowiły dodatkowe czynniki przesądzające o powodzeniu całego przedsięwzięcia17. Poza omówionymi wyżej dziedzinami ćwiczeń, nauczano i popularyzowano w „Sokole” krakowskim także inne dyscypliny. Należały do nich lekka atletyka, ciężka atletyka, zapasy, pływanie i strzelectwo. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Krakowie odegrało ogromną rolę w kształceniu instruktorów wychowania fizycznego. W 1891 roku przeprowadzono pierwszy kurs dla nauczycielek gimnastyki, w 1894 r. kurs dla nauczycieli oraz wprowadzono w życie gry i zabawy oraz ćwiczenia towarzyskie, a w roku 1900, 1904, 1906 dalsze kursy dla nauczycieli i nauczycielek. W późniejszym okresie organizowano coroczne kursy, na których doskonalili się zarówno instruktorzy i naczelnicy „Sokoła”, jak i nauczyciele, którzy mieli uczyć gimnastyki w szkole18. Na szczególną uwagę zasługują zloty sokolskie, gdyż były to pierwsze na ziemiach polskich w okresie zaborów igrzyska sportowe dla szerszej publiczności. Były one nie tylko przeglądem sił fizycznych „Sokołów”, ich poziomu i osiągnięć w dziedzinie upowszechniania kultury fizycznej, ale miały charakter patriotyczny. Krakowski okręg „Sokoła” urządzał zloty w małych miasteczkach, takich jak Skawina, Sucha, Oświęcim czy Chrzanów, a wiadomości i zawiadomienia o nich rozwozili cykliści z krakowskiego oddziału. Największy jednak zlot odbył się w Krakowie w dniach 14–17 lipca 1910 roku w 500. rocznicę zwycięstwa oręża polskiego nad Krzyżakami w bitwie pod Grunwaldem. Był największą imprezą sokolstwa w Galicji. Uczestniczyło w nim 7097 sokołów, w tym 781 osób z ziem z zaboru pruskiego i rosyjskiego, z Rosji, Francji i Ameryki. Ze wszystkich zaborów było 711 sokolic z oddziałów żeńskich. W zlocie uczestniczył również 70-osobowy oddział konny. W wolnych ćwiczeniach gimnastycznych w dniu 16 lipca brało udział 3116 sokołów, zaś w dniu 17 lipca – 3312 sokołów. Obok zawodów lekkoatletycznych, odbyły się zawody pływackie, w strzelectwie, zapasach, szermierce, kolarstwie, jeździe konnej i wioślarstwie. Kierownikiem zawodów był Zygmunt Wyrobek. W czasie zlotu dokonano odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego, który ufundował Ignacy Paderewski. Po raz pierwszy publicznie zaprezentowano w „Sokole” ćwiczenia z bronią. „Sokoli” pokazali pozorowaną walkę na bagnety z szarżującą kawalerią. Na zakończenie zlotu odbył się pochód, w którym brało udział ponad osiem tysięcy umundurowanych sokołów i sokolic, a ogółem liczba defilujących miała sięgać 90 tysięcy19. Dużą zasługą TG „Sokół” było roztoczenie opieki nad rodzącym się ruchem skautowym. W dziale upowszechnienia skautingu w Krakowie bardzo aktywny był Zygmunt Wyrobek. Dzięki jego staraniom powstały w 1911 r. pierwsze oddziały harcerskie. Ruch ten rozwijał się niezwykle szybko. W 1911 r. istniały już trzy oddziały skupiające 225 uczniów, zaś w 1913 roku 20 drużyn i 907 osób (w tym 8 drużyn żeńskich skupiających 300 dziewcząt). Jedną z form działalności ruchu skautowego K. Toporowicz, Działalność..., s. 210–212. „Przegląd Sokoli” 1910, nr 10, s. 55. 19 Pamiętnik V Zlotu Sokolstwa Polskiego w Krakowie w dniach 14–16 lipca 1910, Lwów 1911, s. 132–133; S. Szuro, TG „Sokół”..., s. 59. 17 18
Ruch sokoli w Krakowie przed I wojną światową 129
była systematyczna gimnastyka, wycieczki, ćwiczenia polowe (patrolowanie, tropienie, obozownictwo)20. W 1905 roku rozpoczęto wśród sokołów ćwiczenia wojskowe i datę tę możemy uznać za początek samorzutnie powstających drużyn sokolich. W 1906 w krakowskim „Sokole” powołano Organizację Członków Mundurowych, która była początkiem późniejszych Stałych Drużyn Sokolich. Zjazd delegatów okręgu krakowskiego w 1909 r. podjął uchwałę o ćwiczeniach karabinami, co stało się wstępem do utworzenia polowych drużyn sokolich i nie pozwoliło sokołom na pozostanie w tyle za rodzącym się Związkiem Strzeleckim i Drużynami Strzeleckimi. Ostatecznie 10 grudnia 1912 r. na posiedzeniu Wydziału Związku zapadła decyzja o powołaniu Stałych Drużyn Sokolich. Od momentu powstania rozpoczął się proces rozwoju Stałych Drużyn Sokolich. Intensywnie rosła liczba członków w drużynach, odbywano ćwiczenia polowe, zakupywano broń i mundury. Sprawdzianem nabytych umiejętności były zloty doraźne, połączone z ćwiczeniami polowymi. Manifestacją sprawności organizacyjnej, patriotyzmu był zlot z okazji 100. rocznicy śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, który odbył się 18–19 października 1913 r. w Krakowie. W ćwiczeniach polowych pod Kobierzynem wzięły udział Drużyny Sokole, Drużyny Bartoszowe, Drużyny Podhalańskie i skauci. Jako oddział wywiadowczy wystąpili cykliści „Sokoła”. Po skończonych ćwiczeniach odbył się uroczysty pochód na Wawel z udziałem krakowskiego „Strzelca” i Polskich Drużyn Strzeleckich21. W listopadzie 1912 r. w Krakowie reaktywowano Oddział Konny „Sokoła”, który prowadził dwa kierunki pracy: sportowo-gimnastyczny i przysposobienia wojskowego. Ćwiczono na Błoniach i w ujeżdżalni. Co drugi dzień od 6–8 rano odbywano wycieczki polowe z zakresu służby wywiadowczej i łączności. W ramach oddziału z końcem 1913 r. zaczęła funkcjonować Stała Drużyna Polowa Konna. Celem stałej drużyny było wyrobienie cech wojskowych oraz nabycie wykształcenia czysto militarnego. W zakres programu wchodziły: ćwiczenia musztry, strzelanie, wykłady i udział z oddziałami pieszymi w ćwiczeniach polowych. Oprócz oddziałów konnych wprowadzono również szkolenie narciarskie. W tym celu zorganizowano w grudniu 1913 r. w Zakopanem, wspólnie z Tatrzańskim Towarzystwem Narciarskim, kurs narciarski dla Stałych Drużyn Sokolich22. Wybuch I wojny światowej spowodował, że część członków drużyn sokolich wstąpiła do legionów i wzięła udział w walkach o niepodległość Polski. Sokoli z okręgu krakowskiego wstąpili do Legionu Zachodniego w liczbie 988 druhów, z nich sformowano 2. batalion II pułku. Komendę nad tym batalionem powierzono S. Rucińskiemu. Pułk ten, wchodząc następnie w skład II brygady wyruszył z nią na front karpacki 30 września 1914 roku. Z Oddziału Konnego Sokoła Krakowskiego (30 jeźdźców) utworzono 2. szwadron ułanów23. K. Toporowicz, Działalność..., s. 196–199. D. Dudek, Działalność wojskowa Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” przed I wojną światową, Nowy Sącz 1994, s. 26. 22 „Przegląd Sokoli” 1913, nr 3, s. 20; nr 11, s. 87. 23 D. Dudek, Działalność..., s. 36. 20 21
130 Czesław Michalski
The Falcon Activities in Cracow before World War I Abstract In 1885 in Cracow, the “Sokół” (Falcon) Gymnastic Society started its activity aiming at promotion of gymnastic exercises and other forms of physical education. It was an association whose goal was the physical and spiritual revival of the nation, as the condition sine qua non of regaining freedom. The means to achieve that goal was first and foremost gymnastics and other forms of exercise. Consequently, the “Sokół” Gymnastic Society played a significant role with regard to the practice of physical education of young people who were deprived of rudimentary conditions to exercise, it extended its care over the scouting movement which was emerging at that time, and last but not least, it undertook the task of popularizing numerous sports disciplines while spreading patriotism and national freedom ideas. The basic organisation units conducting the statutory activities of “Sokół” were: the Department, and the Sections of the Society representing the individual exercise and sports disciplines. In Cracow, “Sokół” created several such sections: gymnastics, rowing, horseback riding, bicycling, fencing, tourism. During 1885–1889, the Society used a makeshift gym at the John brothers brewery at Lubicz street. Only in 1889, the Society built its own building called “the falconry” at Wolska Street (presently J. Piłsudskiego Street), which figure the largest gym in Galicia. In 1885–1914, the Society conducted regular physical education for pupils of people’s schools and secondary schools students, within the school programs. It organized training courses for teachers of physical education. Starting from 1906, uniformed members detachments, and from 1912, the Permanent Falcon Teams were created. In 1914, the members of “Sokół” in Cracow joined the Western Legion.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Janusz Kowal
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim w latach Drugiej Rzeczypospolitej
Na intensywność życia gospodarczego i kulturalnego poważny wpływ wywiera poziom rozwoju infrastruktury komunikacyjnej. Sieć kolejowa i drogowa pozwala bowiem na integrację poszczególnych regionów kraju, przyczynia się do wymiany handlowej, a przez to i do rozwoju gospodarczego. Jest również czynnikiem, który umożliwia zbliżenie wsi do miasta. Dobre drogi i koleje zapewniają mieszkańcom wsi łatwy dostęp do rynku pracy oraz rynku zbytu w mieście. Stwarzają również szansę młodzieży wiejskiej na zdobywanie wiedzy i umiejętności w ośrodkach miejskich. Nowoczesne rozwiązania w infrastrukturze komunikacyjnej przyczyniają się do rozwoju turystyki, a co za tym idzie – wzrostu zamożności. Wygodne, odpowiednio utwardzone drogi wpływają na rozwój ruchu automobilowego. To natomiast przyczynia się do rozwoju przemysłu samochodowego i innych związanych z nim profesji. Dobrze utrzymana i racjonalnie zorganizowana sieć komunikacyjna pozwala na duże oszczędności finansowe, przez wyeliminowanie przestojów w transporcie oraz ograniczenie strat w taborze spowodowanych złą jakością dróg i torów. Na poziom i rozwój infrastruktury komunikacyjnej na ziemiach polskich niekorzystny wpływ miał okres zaborów. Społeczeństwo polskie pozbawione zostało w tym czasie możliwości decydowania o swoim losie. Sieć komunikacyjną zaborcy budowali głównie pod kątem własnych potrzeb. Szczególnie widoczne to było w wypadku kolei. W Małopolsce podstawowym zadaniem linii kolejowych było związanie omawianego regionu z Wiedniem oraz z Budapesztem i portami nad Adriatykiem: Triestem i Rijeką. Budowane wielkim nakładem środków linie karpackie nie miały większego znaczenia gospodarczego, natomiast pełniły ważne dla zaborcy funkcje strategiczne. Przez cały czas zaborów niekorzystna była również dla Galicji polityka taryfowa. W dużej mierze przez nią prowincja ta stała się kolonią rolniczą dla krajów zachodnioaustriackich oraz bliskim i wygodnym rynkiem zbytu dla przemysłu
132 Janusz Kowal
austriacko-czeskiego. Została sprowadzona do roli spichlerza taniej żywności i terenu cennych zapasów drewna, ropy naftowej i soli. W Galicji również w porównaniu do innych regionów monarchii austro-węgierskiej hamowano budowę kolei. Do roku 1912 w krajach austriackich wybudowano 22 879 km kolei, w krajach czeskich 9545 km, a w Galicji 4128 km. W tym czasie na 100 km2 przypadało w Austrii 7,6 km linii kolejowych, w krajach czeskich 13,5, natomiast w Galicji zaledwie 5,4 km1. W wyniku zaborów stworzone zostały również trzy oddzielne i często nie związane ze sobą systemy komunikacji. Szczególnie widoczne to było między zaborem austriackim i rosyjskim. Na 800-kilometrowym odcinku granicznym łączyły się linie kolejowe tylko w dwóch miejscach: w Maczkach i Brodach. Ślepe tory dobiegały natomiast do Kocmyrzowa, Szczucina i Bełżca. Rozwój sieci kolejowej w poszczególnych zaborach był bardzo zróżnicowany. W roku 1914 zabór pruski posiadał 4121 km torów. Na 100 km2 powierzchni przypadało tam 9,5 km torów, a na 10 tys. mieszkańców 14,15 km. W zaborze austriackim było natomiast 4438 km torów. Na 100 km2 powierzchni dysponował on 5,54 km kolei, a na 10 tys. mieszkańców miał ich 5,83 km. W najtrudniejszej sytuacji znalazły się ziemie zaboru rosyjskiego. Miały one zaledwie 7019 km torów, co dawało na 100 km2 powierzchni 2,7 km, a na 10 tys. mieszkańców 4,58 km.2 Na braki w sieci kolejowej w południowej Małopolsce zwracała uwagę Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie. W 1919 r. przedstawiciele Izby postulowali budowę następujących linii: Kraków–Zagłębie Dąbrowskie, Kraków–Wieliczka, Myślenice–Mszana Dolna, Rzeszów–Nisko, Dębica–Jasło–Żmigród, Stary Sącz–Szczawnica3. Większym inwestycjom kolejowym na terenie woj. krakowskiego nie sprzyjały lata Drugiej Rzeczypospolitej. W tym czasie możliwości rozbudowy kolejnictwa utrudniały niedostatki w finansach państwa. Z drugiej strony Krakowskie ze względu na małe potrzeby wywozowe musiało uznać priorytet innych regionów w budownictwie kolejowym. Ostatecznie w latach 1920–1936 wybudowano w woj. krakowskim 98 km linii kolejowych. Najważniejszą inwestycją wykonaną w omawianym czasie była linia Kraków–Miechów–Tunel o długości 51,43 km, którą oddano do użytku 25 XI 1934 r. W latach 1931–1934 wydano na jej budowę 22 850 tys. zł. 1 km toru kosztował 450 tys. zł4. W 1933 r. rozpoczęto również budowę linii Szczakowa–Bukowno, której długości wynosiła 12,29 km5. Nie udało się w latach międzywojennych zrealizować projektu budowy linii kolejowej Kielce–Mędrzechów–Tarnów, pomimo poparcia Krakowskiej Izby Rolniczej i Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie6. Wybudowanie 83 km kolei przyczyniJ. Bund, Rozwój kolejnictwa małopolskiego w okresie 80-lecia (1850–1930), Kraków 1931, s. 25. M. Pisarski, Koleje Polskie 1842–1972, Warszawa 1974, s. 33. 3 „Wiadomości Gospodarcze” nr 4 z 8 IV 1919 r., s. 7–8. 4 M. Łopuszański, Podstawy rozwoju sieci komunikacyjnej w Polsce, Warszawa 1939, s. 160. 5 Rocznik Eksploatacji Polskich Kolei Państwowych za 1934 i 1935 r., s. 16. 6 Sprawozdanie o działalności i stanie gospodarczym okręgu Izby Przemysłowo-Handlowej w Krakowie w roku 1936, Kraków 1937, s. 63. 1 2
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 133
łoby się do ekonomicznego i kulturalnego rozwoju dotychczas zacofanych powiatów woj. krakowskiego i kieleckiego, a także ożywienia miejscowości uzdrowiskowych: Buska i Solca. Linia ta miała również duże znaczenie dla turystyki, umożliwiała bowiem połączenie regionu krynickiego ze stolicą przez Radom, a przez to umożliwiłaby napływ do ośrodków turystycznych kuracjuszy z Warszawy i środkowej Polski. Skróciłaby również drogę między Warszawą a Tarnowem. Po wybudowaniu linii długość trasy Warszawa–Tarnów miała wynosić 306 km, gdy tymczasem przejazd linią przez Miechów–Kraków był dłuższy o 92 km, a czas przejazdu dłuższy o 1,5 godziny. W ten sposób linia ta zbliżyłaby Mościce do Warszawy7. Do władz państwowych postulaty o potrzebach rozwoju sieci kolejowej w Krakowskiem zgłaszały również środowiska związane z działalnością turystyczną. Pracami nad rozwojem ruchu turystycznego zajmowała się Izba PrzemysłowoHandlowa w Krakowie, przy której w 1937 r. powstał Komitet Koordynacyjny dla Spraw Turystyki. Według S. Faechera w celu ściślejszego związania centralnej części kraju z woj. krakowskim oraz usprawnienia przewozu turystów należało wybudować następujące linie: Kraków–Myślenice–Mszana Dolna, Nowy Targ–Szczawnica, Szczawnica–Stary Sącz, Zakopane–Kościelisko, lub Czarny Dunajec, Poronin, Bukowina, Grybów–Krynica oraz Dębica–Jasło. S. Faecher postulował również elektryfikację linii: Nowy Targ–Szczawnica, Grybów–Krynica, Nowy Targ–Zakopane, Zakopane–Czarny Dunajec, Kraków–Mszana Dolna. Planowano też rozbudowę dworca osobowego w Krakowie. Planom tym przeszkodziła wojna oraz wysokie koszty inwestycji. Koszt budowy elektrycznej linii Nowy Targ–Szczawnica o długości 47 km miał wynieść 11,5 mln zł. Budowa natomiast linii Szczawnica–Stary Sącz o długości 40 km miała kosztować 9 mln zł. Koszt budowy linii kolejowej Grybów– Krynica o długości 62 km miał wynieść 8 mln zł. Budowę kolei Dębica–Jasło o długości 37 km szacowano na 9 mln zł. Obliczono natomiast, że rozbudowa dworca w Krakowie pochłonie 3 mln zł8. Ostatecznie w 1936 r. woj. krakowskie posiadało 1226 km linii kolejowych, co dawało na 100 km2 powierzchni 7 km torów. W tym samym czasie na 100 km2 powierzchni przypadało 5,1 km torów w woj. lwowskim, w kieleckim 3,5, w poznańskim 9,4, w poleskim 2,49. O możliwościach korzystania z kolei decydowały dwa czynniki: liczba stacji kolejowych przypadających na dany teren oraz średnia odległość od przystanku kolejowego. Wskaźniki te dla poszczególnych powiatów woj. krakowskiego stara się przybliżyć poniższa tabela: 7 Archiwum Państwowe w Krakowie (dalej APKr.), Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie (dalej IPHKr.), sygn. II.34 Referat wygłoszony na konferencji turystycznej w Rabce dnia 1 I 1935 pt. „Komunikacja woj. krakowskiego”. 8 APKr., IPHKr., sygn. I. 73, S. Faecher, Referat w sprawie postulatów komunikacyjnych woj. krakowskiego ze stanowiska potrzeb turystyki, [w:] Komitet Koordynacyjny dla spraw Turystyki woj. krakowskiego. Plan Gospodarczo-Turystyczny, Kraków 1938, s. 6–8. 9 M. Łopuszański, op. cit., s. 88.
134 Janusz Kowal
km2
ludności
Średnia odległość miejscowości od stacji kolejowej w km
3 4 3 20 5 4 6 5 16 7 6 5 1 10 12 9 1 3 7 14 3 9
153 152 284 36 130 229 98 164 47 136 137 182 383 126 159 37 573 267 110 48 152 108
27 044 22 695 32 066 5 833 12 743 19 522 8 655 17 051 18 104 11 161 11 230 14 568 35 348 13 079 8 558 5 770 47 355 25 307 15 481 6 382 22 695 9 987
5,50 11,97 13,50 5,14 6,96 14,11 7,92 10,85 5,59 8,55 5,90 8,92 13,79 9,50 12,37 4,03 13,56 6,43 6,17 4,76 10,52 5,76
152
115
13 111
8,64
Powiaty Liczba i woj. krakowskie stacji Biała Bochnia Brzesko Chrzanów Dąbrowa Gorlice Grybów Jasło Kraków Limanowa Maków Mielec Myślenice N. Sącz N. Targ Oświęcim Pilzno Ropczyce Tarnów Wadowice Wieliczka Żywiec woj. krakowskie
Na 1 stację kolejową przypadało:
Tabela 1. Poziom kolejnictwa w poszczególnych powiatach woj. krakowskiego Źródła: Obliczenia własne na podstawie: J. Piekałkiewicz i S.Z. Rutkowski, Okręgi gospodarcze Polski, „Kwartalnik Statystyczny” 1927, t. IV, z. 3, s. 557 oraz Księga Adresowa Polski wraz z W.M. Gdańskiem dla handlu, przemysłu, rzemiosła i rolnictwa, Warszawa 1928, s. 337–508.
W woj. krakowskim najlepiej rozwiniętą sieć kolejową posiadały powiaty: Chrzanów, Kraków, Oświęcim, Wadowice. Największe natomiast braki w komunikacji kolejowej występowały w powiatach: Myślenice i Pilzno. Wielu mieszkańców województwa krakowskiego rezygnowało z korzystania z usług kolei. Powodem tego były wysokie ceny biletów. Po okresie inflacji taryfy na przejazdy osobowe zdrożały w roku 1926 o 10–20% oraz w 1928 r. o 20%. W roku 1928 opłata za przejazd III klasą kosztowała do 100 km 6,6 zł, 100–300 km 18,6 zł, natomiast 300–500 km 28,9 zł10. 10
„Przemysł i Handel” 1918–1928, Warszawa 1928, s. 467.
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 135
Trudno na terenie województwa krakowskiego przyjmował się rower. W latach 30. był on za drogi na kieszeń przeciętnego mieszkańca, szczególnie chłopa. Rozporządzenie z 15 VII 1937 r. wprowadziło obowiązek zakupu przez posiadaczy rowerów tabliczki rejestracyjnej, która była ważna 2 lata i kosztowała 4 zł. W dniu 31 XII 1938 r. w woj. krakowskim było zarejestrowanych 71 050 rowerów. W tym samym czasie w woj. kieleckim było ich 95 733, w poznańskim 243 692, a w lwowskim 40 25811. Chłopi, i nie tylko, udając się do miasta posługiwali się zazwyczaj własnym transportem lub po prostu chodzili piechotą. W tych warunkach dla rolnika decydującą rolę odgrywała jakość i stan dróg dojazdowych. W okresie zaborów AustroWęgry nie przywiązywały większej wagi do rozbudowy dróg w Galicji. Do końca XVIII wieku zbudowano trakt z Wiednia przez Kraków, Tarnów, Przemyśl do Lwowa oraz drogę o znaczeniu wojskowym z Przemyśla przez Przełęcz Dukielską na Węgry12. Większy rozwój budownictwa drogowego w Galicji przypadał na lata rządów hr. Gołuchowskiego. W latach 1870–1885 w Galicji wybudowano 1000 km dróg o twardej nawierzchni, głównie o znaczeniu strategicznym. Były one jednak wykonane w dużej mierze ze żwiru, źle wytrasowane i ulegały szybkiemu zużyciu13. Szwankowała również opieka nad drogami. Poważnym środkiem na poprawę stanu dróg był szarwark. W roku 1885 znowelizowano ustawę z 1866 r., na mocy której każdy dom w gminie i na obszarze dworskim miał świadczyć 4 dni robocizny na rzecz dróg samorządowych, krajowych, powiatowych i gminnych. Ustawa z 1897 r. natomiast zniosła szarwark na drogach powiatowych i krajowych oraz zwolniła obszar dworski z dostarczania materiału drzewnego na drogi. Obniżono również szarwark na drogach gminnych do 2 dni w roku od rodziny, w gminie lub obszarze dworskim. Kolejne zmiany w ustawodawstwie drogowym nastąpiły w Galicji w 1908 r., kiedy wprowadzono 18-procentowy dodatek drogowy na budowę dróg powiatowych i gminnych. W ogólnej sumie tego podatku gminy wiejskie uczestniczyły w 54,7%, miejskie w 24,6%, a obszary dworskie w 20,7%14. Ostatecznie przed I wojną światową w zaborze austriackim było 16 300 km dróg o twardej nawierzchni, co dawało na 100 km2 powierzchni 30,5 km. W tym samym czasie w zaborze pruskim na 100 km2 powierzchni przypadało 25 km, w zaborze rosyjskim 9 km, na terenach wschodnich 2 km15. 11 W. Żaboklicki, Ruch rowerowy w Polsce, „Wiadomości Drogowe” 1939, nr 5/6, s. 137 oraz Mały Rocznik Statystyczny (dalej MRS) 1939, s. 199. 12 S. Rodkiewicz, J. Królikowski, Rozwój dróg polskich na przestrzeni wieków, [w:] Dwudziestolecie komunikacji w Polsce Odrodzonej, Kraków 1939, s. 390. 13 R. Olszewski, Drogi w Polsce sprzed 20 lat, obecnie i za 30 lat, „Przegląd Techniczny” 1939, nr 7–8, s. 302. 14 J. Putek, Miłościwe pany i krnąbrne chłopy włościany, Warszawa 1969, s. 416–417. 15 Stan dróg w Polsce. Na marginesie kongresu drogowego w Warszawie, „Kierowca Polski” 1938, nr 1, s. 11–12.
136 Janusz Kowal
W dwudziestoleciu międzywojennym budownictwo drogowe w woj. krakowskim uległo spowolnieniu. Złożyło się na to wiele przyczyn. Budowa nowych dróg i utrzymanie już wybudowanych było przedsięwzięciem kosztownym i uciążliwym. Trudną sytuację potęgowały zniszczenia na drogach spowodowane działaniami wojennymi oraz klęskami elementarnymi. Budowy i remontu dróg nie mogły również wesprzeć odpowiednimi środkami finansowymi samorządy, z powodu ich niskich dochodów16. Pierwszeństwo w rozbudowie infrastruktury drogowej przez długi czas posiadały województwa centralne i wschodnie, najbardziej zapóźnione w tej materii17. W latach 1924–1937 w woj. krakowskim wybudowano zaledwie 38 km dróg państwowych o twardej nawierzchni. Większą aktywność na tym polu przejawiały gminy i powiatowe związki samorządowe18. W tym czasie ogółem powstało w Krakowskiem 435 km dróg bitych. W roku 1937 woj. krakowskie posiadało 6754,4 km dróg o utwardzonej nawierzchni. Ruch budowy dróg nie rozwijał się równomiernie we wszystkich województwach Drugiej Rzeczpospolitej. W latach 1924–1937 w woj. kieleckim przybyło 2502 km dróg o twardej nawierzchni, w lwowskim 1286 km, w poleskim 269 km, a w poznańskim 780 km. Na 100 km2 powierzchni w roku 1937 woj. krakowskie posiadało 38 km dróg o twardej nawierzchni, woj. kieleckie 18,67 km, lwowskie 18,99 km, poleskie 8,96 km, a poznańskie 32,34 km19. Pod względem posiadanej sieci dróg o utwardzonej nawierzchni, pomiędzy poszczególnymi powiatami woj. krakowskiego panowało duże zróżnicowanie. Najlepiej rozbudowaną sieć dróg o twardej nawierzchni posiadały powiaty o dobrze rozwiniętym przemyśle: Biała, Chrzanów, Kraków. Natomiast najmniej dróg utwardzonych posiadały powiaty: Dębica, Jasło, Limanowa oraz Mielec. Poważne sukcesy w latach 1919–1934/35 w Krakowskiem odniesiono przy odbudowie mostów. W woj. krakowskim bowiem w wyniku działań wojennych oraz licznych klęsk elementarnych wiele budowli mostowych zostało zniszczonych lub uszkodzonych20. W tym czasie odbudowano 159 mostów o długości 11 140 mb. Na „Polski Przemysł Budowlany” 1928, nr 1–2, s. 30. W roku gospodarczym 1935/36 na 195 gmin wiejskich w Krakowskiem niedobory w finansach posiadało 100, w tym 84 w budżecie zwyczajnym i 14 w budżecie nadzwyczajnym. Zob. APKr., Urząd Wojewódzki w Krakowie (dalej UWKr.), sygn. 263, Sprawozdanie wojewody krakowskiego o działalności administracji państwowej na obszarze woj. krakowskiego za czas do 31 XII 1935, cz. II, Kraków 1936, s. 98. 18 Samorządy woj. krakowskiego w latach 1921–1935 wybudowały 233,47 km dróg o twardej nawierzchni za 3 570 000 zł, w tym powiaty: Biała 0,78 km, Bochnia 2,5 km, Brzesko 42,94 km, Chrzanów 30,31 km, Gorlice 7,14 km, Jasło 1,91 km, Kraków 13,20 km, Limanowa 15,95 km, Mielec 22,25 km, Myślenice 6,8 km, Nowy Sącz 13,53 km, Nowy Targ 19,20 km, Ropczyce 27,54 km, Tarnów 6,10 km, Wadowice 13,15 km, Żywiec 16,15 km. Zob. APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... do 31 XII 1935, cz. II, Kraków 1936, s. 107. 19 S. Rodowicz, Budowa, przebudowa i utrzymanie dróg państwowych i samorządowych w latach od 1 IV 1928 do 1 IV 1938, „Samorząd” nr 17 z 23 IV 1939 r., s. 266. 20 Największe straty w infrastrukturze drogowej woj. krakowskiego zadała powódź z lipca 1934 r. Zniszczyła ona 207 km dróg, w tym 29 km państwowych i 178 km samorządowych, a uszkodziła 465 16 17
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 137
tę liczbę przypadały 23 mosty żelbetonowe o długości 1363,8 mb oraz 136 mostów drewnianych o długości 9776,2 mb.21
Powiaty i woj. krakowskie Biała Bochnia Brzesko Chrzanów Dąbrowa Dębica Gorlice Jasło Kraków Limanowa Mielec Myślenice N. Sącz N. Targ Tarnów Wadowice Żywiec woj. krakowskie
Drogi o twardej nawierzchni w km
Powierzchnia ogólna w km2
550,3 359,5 414,6 607,9 239,4 260,4 346,0 263,7 524,9 206,6 153,9 618,6 477,6 640,7 280,5 356,2 453,6
635,0 876,7 848,7 721,7 650,3 1140,6 1079,5 1054,5 884,2 944,3 901,4 988,1 1571,1 1892,6 881,4 1108,8 1152,7
Na 100 km2 powierzchni przypada km dróg bitych 86 41 48 84 36 22 32 25 59 21 17 62 30 33 31 32 39
6754,4
17331,6
38
Tabela 2. Drogi o twardej nawierzchni w poszczególnych powiatach woj. krakowskiego w roku 1937 Źródła: Obliczenia własne na podstawie: APKr., UWKr., sygn. 107. Sprawozdanie z utrzymania i stanu dróg I kolejności w woj. krakowskim na 1 XI 1937 r. sporządzone przez Wydział Komunikacyjno-Budowlany Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie.
Drogi wymagały ciągłej konserwacji. Niedostatek napraw i remontów powodował szybkie zużycie i degradację nawierzchni drogowej. Prace i koszty wykonanych robót konserwacyjnych na drogach woj. krakowskiego do 1934/35 przedstawia poniższe zestawienie: km. Zniszczyła również 8108 mb mostów, a uszkodziła dalsze 3422 mb. Koszty odbudowy zniszczeń wyniosły 6 825 813 zł. Zob. APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... do 31 XII 1935 r., cz. II, Kraków 1936, s. 116–117. 21 Ibidem, s. 104.
433 524 531 529 452 972 977 840 855 702 784 674 257 740
–
razem 546537
– – 31862974 – – 1290466 13702505 – –
513828
–
– 20 843975
34 44 22 297 547 588 720 818 887 1350 1180 812 732 900 157414 204156 100745 1370743 2518946 2708193 3313738 3765989 4080157 3762339 3275911 2176476 2007167 2420950 130 150 147 122 372 682 720 737 511 16 170 86 108 160 1250 1414 1671 1592 998 2346 2385 2222 1603 2074 2015 1827 1797 1663 88 151 133 711 980 1214 1491 2036 2492 1725 910 454 534 1777
35822 35004 36835 55019 115468 106738 137719 150170 130165 135044 98881 72442 87394 93765 91869 163616 136118 694449 967839 199197 1419558 1793608 2382305 1632887 866044 431948 510914 1430153 108 131 78 133 137 120 93 121 190 21 74 28 39 88
361 481 530 457 464 873 761 416 723 711 658 611 614 563
127 140 105 121 157 84 36 224 119 28 87 26 17 99
18487 11058 17036 23626 43729 52565 57844 59932 65963 56016 16413 10213 25272 55674
wydano razem w zł
100 241 150 1056 1261 1732 2268 3350 2980 2530 1290 658 588 1617
przeciętny koszt utrzymania km drogi w zł
dostarprzeciętczono ny koszt napramateutrzymawiano riałów dróg nia km kamienw km drogi nych w zł w m3
87927 245184 154937 1092806 1310472 1799645 2357222 3540129 3146879 2708265 1364293 696689 623949 1715578
wydano razem w zł
dostarprzeciętczono ny koszt napramateutrzymawiano riałów dróg nia km kamienw km drogi nych w zł w m3
naprawiano większych wydano mostów, razem zbudow zł wano mniejszych szt.
Drogi powiatowe
naprawiano większych mostów, zbudowano mniejszych szt.
Drogi wojewódzkie
Źródło: APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... do 31 XII 1935 r., cz. II, Kraków 1936, s. 108–111.
Tabela 3. Zestawienie robót konserwacyjnych wykonywanych na drogach wojewódzkich, państwowych i powiatowych oraz wydatków na konserwację tych dróg w latach 1921–1934/35
1921 1922 1923 1924 1925 1926/27 1927/28 1928/29 1929/30 1930/31 1931/32 1932/33 1933/34 1934/35
12329 11977 16581 33923 49508 50642 66831 49298 60237 75424 16487 22493 14311 66496
Rok
naprawiano dostarwiękczono napra- szych matewiano mostów, riałów dróg zbudokamienw km wano nych mniej3 wm szych szt.
Drogi państwowe
138 Janusz Kowal
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 139
W latach 1921–1934/35 wydano na konserwację dróg w woj. krakowskim 66 409 454 zł. W poszczególnych latach mamy do czynienia z dużymi wahaniami jeżeli chodzi o kwoty wydatków. Najlepszy okres przypadał na lata 1927/28–1930/31. Dużemu ograniczeniu uległy sumy wydawane na konserwację dróg w okresie kryzysu gospodarczego. Między rokiem 1930/31 a 1933/34 wydatki na opiekę nad drogami państwowymi zmniejszyły się o 334,05%, wojewódzkimi o 219,60%, powiatowymi zaś o 87,44%. Między rokiem 1921 a 1934/35 wydawano na utrzymanie 1 km dróg państwowych 100 – 3350 zł, wojewódzkich 88 – 2492 zł, a powiatowych 22 – 1350 zł. Były to sumy niewystarczające, aby myśleć o racjonalnej polityce drogowej na terenie województwa. O potrzebach prac konserwacyjnych na drogach świadczy przede wszystkim stan i grubość nawierzchni drogi. W budownictwie drogowym norma grubości twardej nawierzchni wynosiła 20 cm. Trudną sytuację na drogach państwowych woj. krakowskiego w tym względzie przybliża nam tabela 4:
Nr Nr Nr Nr Nr Nr Nr Nr Nr Nr Nr
Droga państwowa
Średnia grubość w cm
10/11 Jarosław–Dębica 11 Trakt Dukielski 11/1 Pilzno–Grybów 12 Kielce–Leluchów 12/2 Grybów–Skomielna–Bobowa 13 Warszawa–Morskie Oko 13/12 Kraków–Balice 13/13 Oświęcim–Biała 13/18 Głogoczów–Cieszyn 13/19 Skomielna–Rabka 13/20 Zabłocie–Zwardoń
12,4 13,7 14,0 9,7 7,1 11,3 12,5 9,8 11,2 8,2 7,7
Razem
–
Do uzupełnienia do 20 cm potrzeba m3 szutru 12 210 32 770 17 370 67 640 61 810 58 270 23 080 16 010 35 180 59 490 23 330 454 580
Tabela 4. Stan dróg państwowych w woj. krakowskim w 1930 r. i potrzeby uzupełniania ich nawierzchni Źródło: APKr., UWKr., sygn. 160. Notatka o stanie dróg państwowych w woj. krakowskim w roku 1930.
Ożywienie w budownictwie drogowym nastąpiło w woj. krakowskim już w 1934 r. Pierwszym impulsem do niego były prace wykonywane przy usuwaniu skutków powodzi lipcowej 1934 r. Już w roku 1934 przygotowano w Ministerstwie Komunikacji, przy pomocy Wydziału Komunikacyjno-Budowlanego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie 10-letni program przebudowy dróg państwowych i wojewódzkich w Krakowskiem. Plan ten miał być realizowany w latach 1934–1944. Przewidywano wykonanie następujących prac na drogach:
36
54,5
–
6 734 540
6 212 500
1 064 000 3 577 500 1 571 000
12 947 040
1 926 900 8 086 660 2 933 480
Źródło: APKr., Dyrekcja Robót Publicznych w Krakowie (dalej DRP), sygn. 203. Program przebudowy nawierzchni dróg państwowych i wojewódzkich na okres 10-lecia (1934–1944).
Tabela 5. Program przebudowy dróg państwowych i wojewódzkich w Krakowskiem w latach 1934–1944
13,3
862 900 4 509 160 1 362 480
103,8
– – –
Razem
– 54,5 –
13,3 69,5 21
Razem Mógł być rozszerzony o: Nr 13/12 Skawina–Kraków Nr 13/18 Głogoczów–Cieszyn Nr 13/19 Żywiec–Biała – 15 21
39 855 870 17 524 000
138,3 22 331 870
34
55,5
57
284,8
13,3 – –
17 245 320 8 379 150 1 950 360 3 147 300 1 413 620 484 520 5 064 600 2 171 000 5 620 000 5 160 000 1 128 000 1 687 500 667 500 225 000 2 145 000 891 000
razem w zł
66 11 625 320 – 3 219 150 – 822 360 – 1 459 800 6,5 746 120 259 520 5 41 2 919 600 19,8 1 280 000
koszt wykonania w zł
Koszty
34 – – – – – – –
koszt przygotowania w zł
– 20 4 22,5 5 – 4 –
Utwardzanie za pomocą makaidm utwardzanie półkostka bitumicz- półwgłębne km ny km km
14 35 8 – – – – –
asfalto-beton km
114 55 12 22,5 11,5 5 45 19,8
Do przebudowy długość w km
Nr 13 Warszawa–Morskie Oko, odcinek Szaflary–Gubałówka i Zabornia–Rabka–Ponica–Obidowa Nr 13/5 Kraków–Modrzejów Nr 12/1 Tarnów–Kraków Droga wojewódzka Czorsztyn–Nowy Targ Droga wojewódzka Czorsztyn–Kościelisko Droga wojewódzka Krościenko–Szczawnica Droga wojewódzka Krościenko–Nowy Sącz Droga wojewódzka Zakopane–Kościelisko–Witów
Droga państwowa lub wojewódzka
140 Janusz Kowal
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 141
W planie przebudowy dróg państwowych i wojewódzkich w woj. krakowskim, który miano realizować w latach 1934–1944 przewidywano również modernizację mostów drewnianych na tych drogach. Pracami postanowiono objąć 2100 mb mostów, co przy cenie 300 zł za 1 mb mostu przebudowanego miała wynieść 1 530 000 zł22. W lipcu 1937 r. w Biurze Planowania Krajowego i w Ministerstwie Komunikacji podjęto prace nad planem rozbudowy dróg, który w swych założeniach nawiązywał do projektowanej na terenie COP sieci kolejowej. Plan ten przewidywał ulepszenie nawierzchni najważniejszych szlaków tranzytowych, budowę odcinków dróg bitych, umożliwiających związanie ze sobą rejonów COP oraz utworzenie w okolicy Sandomierza głównego węzła komunikacyjnego23. Na obszarze woj. krakowskiego plan przewidywał następujące prace: Drogi państwowe i wojewódzkie państwowe Warszawa–Morskie Oko Kielce–Leluchów Głogoczów–Cieszyn Kraków–Tarnów Żywiec–Biała wojewódzkie Szlak Podkarpacki N. Targ–N. Sącz miejskie odcinki na N. Sącz– Grybów–Gorlice–Jasło N. Sącz–Krynica Kościelisko–Szczawnica ulice w Zakopanem
Przebudowa miała objąć i kosztować 1937/38 1938/39 1939/40 1940/41 Razem km tys. zł km tys. zł km tys. zł km tys. zł km tys. zł 32 9 – – –
4450 900 – – –
20 3000 – – – – 20 3000 7 1050
– – – – 30 4500 50 7500 6 900
– – – – 40 6000 54 8100 41 6900
52 9 70 124 54
7 450 900 10 500 18 600 8 850
–
–
37 4400
30 3640
26 3120
93
11 160
– – –
– – 4060
13 1440 – – – –
15 1650 – 5050 – –
28 – –
3 090 5 050 4 060
– – –
– – –
Tabela 6. Plan budowy dróg 1937/38–1940/41 w woj. krakowskim Źródło: APKr., UWKr., sygn. 107. Plan budowy dróg 1937/38–1940/41.
W planach tych szczególnie ważną kwestią dla woj. krakowskiego była budowa mostów stałych na Wiśle w Nowym Korczynie i Szczucinie. Przeprawy te miałyby duży wpływ na integrację powiatu dąbrowskiego z ziemiami woj. kieleckiego oraz ożywienie życia gospodarczego na omawianym terenie. Eliminowałyby, co najważniejsze, peryferyjny charakter powiatu dąbrowskiego. Motorem do rozwoju ruchu budowlanego na drogach woj. krakowskiego stała się pomoc finansowa państwa. W roku gospodarczym 1936/37 wydano na drogi w woj. krakowskim 6 050 722,71 zł, w tym na konserwację dróg powiatowych i wojewódzkich wydano 1 023 990 zł, przebudowę dróg państwowych i budowę ulepszanych nawierzchni 3 134 500 zł, spłatę wierzytelności za roboty w 1935/36 r. 1 208 548 zł. Prace koncentrowały się pod koniec lat 30. przy przebudowie i ulepAPKr., DRP, sygn. 203. Program przebudowy mostów drewnianych na drogach państwowych i wojewódzkich w okresie 10-letnim (1934–1944). 23 J. Gołębiowski, COP. Dzieje industrializacji w rejonie bezpieczeństwa 1922–1939, Kraków 2000, s. 239–240. 22
142 Janusz Kowal
szaniu nawierzchni na drogach państwowych: Warszawa–Zakopane–Morskie Oko w Pcimiu, Lubieniu, Tenczynku, Kraków–Chrzanów–Modrzejów w Krzeszowicach, Skomielna–Biała w Białej, Tarnów–Kraków, Kielce–Leluchów w Krynicy wsi i Muszynie. Budowano również mosty w Mokrem na Skawie, Przecławiu na Wisłoce, Łosiu na Ropie, Kątach na Wisłoce, Jaśle na Jasiołce, Sułkowicach na Skawince, Zatorze na Skawie, Stryszowie na Lechówce24. W 1936 r. wyremontowano 1070 km dróg. Na drogach tych przebudowano i naprawiono 121 mostów drewnianych o długości 1525 m i 2 żelbetonowe. Związki samorządowe naprawiły w tym czasie 1991 km dróg powiatowych i gminnych. Wyremontowano na tych drogach 223 mosty drewniane o długości 2133 m25. Dalsze prace prowadzono w roku 1937/38 przy pomocy kredytów z Ministerstwa Komunikacji w wysokości 5 805 000 zł. Z tej sumy przeznaczono na utrzymanie dróg państwowych i wojewódzkich oraz ich przebudowę 3970 tys. zł. Dzięki tej pomocy udało się położyć bruki w Zakopanem, Krzeszowicach i Białej. Położono również wtedy asfalt na odcinku z Białobrzegów do Radomia na szosie Warszawa–Kraków. W roku 1938 Urząd Wojewódzki w Krakowie w związku z przygotowaniami do Zimowych Mistrzostw Świata w Zakopanem planował wydatki na budowę i konserwację dróg na 11 321 000 zł26. W tym czasie pracowano nad ulepszeniem nawierzchni na drodze z Krakowa do Zakopanego. Roboty były prowadzone na odcinku Myślenice–Chabówka oraz Nowy Targ–Zakopane. Prace te zostały zintensyfikowane dzięki kredytowi z Funduszu Pracy w wysokości 1 mln zł27. Dalszy rozwój inwestycji drogowych planowano w roku 1939/40. Wydział Komunikacyjno-Budowlany Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie preliminował na naprawę dróg państwowych i wojewódzkich 24 312 247 zł. Przy pracach tych miało znaleźć zatrudnienie między 10 IV–30 XI 14 850 osób, a koszt robocizny bezpośredniej obliczono na 9 381 000 zł28. Ostatecznie do końca 1937 r. w woj. krakowskim ulepszono 136 km nawierzchni dróg. W woj. kieleckim lepszą nawierzchnię uzyskało 1348 km dróg, w poleskim 109 km, poznańskim 2633 km, lwowskim 580 km29. Dla utrzymania stanu dróg na odpowiednim poziomie oraz ich rozwoju bardzo ważną kwestią była sprawa finansowania robót drogowych. Przez długi czas drogi nie posiadały własnego wydzielonego budżetu. Dopiero 3 II 1931 r. został powołany Państwowy Fundusz Drogowy, którego zadaniem było wspieranie budownictwa drogowego. Środki finansowe na tę działalność pozyskiwał z opłat od pojazdów mechanicznych, materiałów pędnych, pojazdów zarobkowych konnych30. Ze względu na APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... za czas od 1 IV 1937 do 31 III 1938, Kraków 1939, s. 145–147. 25 Ibidem, s. 149. 26 APKr., DRP., sygn. 203. Sprawozdanie z robót inwestycyjnych za rok 1938. 27 J. Gołębiowski, op. cit., s. 244. 28 APKr., DRP., sygn. 203. Pismo wojewody krakowskiego z 21 IX 1938 r. do Ministerstwa Komunikacji w Warszawie w sprawie robót drogowych w r. 1939/40. 29 MRS 1939, s. 188. 30 Dz. U. RP 1931, nr 16, poz. 81. 24
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 143
słabość ruchu automobilowego w Krakowskiem dochody Wojewódzkiego Funduszu Drogowego były znikome i wynosiły: 1931/32 – 725 313 zł, 1932/33 – 849 000 zł, 1933/34 – 1 833 247 zł, 1934/35 – 2 702 398 zł, 1935/36 – 2 018 467 zł31. Poważnym obciążeniem, szczególnie odczuwalnym przez drobnego rolnika, były opłaty drogowe: specjalne opłaty drogowe pobierały związki komunalne na budowę i utrzymanie dróg. Opłatami tymi byli obciążeni płatnicy podatku gruntowego, budowlanego i przemysłowego. Na mocy ustawy z dnia 10 XII 1920 r. związki komunalne mogły pobierać od rolnika opłatę drogową w wysokości do 100% stawki podatku gruntowego. Wymieniona ustawa eliminowała również z życia gospodarczego szarwark, którego wysokość została rozłożona na płatników podatków bezpośrednich. W gminach wiejskich o wykorzystywaniu szarwarku do prac drogowych decydował w dużej mierze statut gminy32. Powiaty Biała Bochnia Brzesko Chrzanów Dąbrowa Gorlice Jasło Kraków Limanowa Mielec Myślenice N. Sącz N. Targ Ropczyce Tarnów Wadowice Żywiec
Stawka opłat drogowych w porównaniu do wysokości podatku gruntowego w % 1932/33 75 75 50 100 85 100 60 50 100 75 75 60 75 70 75 75 75
1935/36 75 50 50 75 60 75 60 50 95 65 65 60 75 60 75 60 70
1937/38 65 50 50 50 60 65 60 50 85 60 60 60 75 50 75 60 70
65,9 63,3 76,1 Przeciętnie Tabela 7. Stawka opłat drogowych w porównaniu do podatku gruntowego w powiatach woj. krakowskiego w roku 1932/33 i 1935/36 Źródła: APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... do 31 XII 1935, cz. II, Kraków 1936, s. 103 oraz APKr., UWKr., sygn. 264. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... za czas 1 IV 1937 do 31 III 1938, cz. II, Kraków 1939, s. 54. W woj. krakowskim było zarejestrowanych 1 I 1929 r. 1022 samochodów osobowych, 404 ciężarowe, 216 autobusów, 378 dorożek samochodowych i 40 motocykli. Natomiast 1 VII 1935 r. mieszkańcy krakowskiego posiadali: 1038 samochodów osobowych, 353 ciężarowe, 94 autobusy, 185 dorożek samochodowych i 619 motocykli. Zob. APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... za czas do 31 XII 1935 r., cz. II, Kraków 1936, s. 119–121. 32 Dz. U. RP 1921, nr 1, poz. 6 oraz I. Weinfeld, Skarbowość polska, Warszawa 1931, s. 216–217. 31
144 Janusz Kowal
Kryzys gospodarczy, który tak dotknął rolnictwo, spowodował obniżenie dochodów ludności wiejskiej i wzrost zadłużenia warsztatów rolnych. W tym czasie wzrosło również zadłużenie rolnictwa z powodu nieuregulowanych opłat drogowych. Władze państwowe i samorządowe widząc nędzę wsi, zaległości w podatkach państwowych i opłatach drogowych pozwalały rolnikom odpracować te należności. Kwota Dotychczas Kwota Dotychczas spłacono spłacono zaległych Powiaty zaległych podatków i woj. kraopłat państwo- materiały robociznę drogo- gotówką materiałami robocizną kowskie wych w zł w zł zł w zł w zł wych w zł w zł 254 214 226 314 240
203 121 915 050 142 – 896 273 255 742 027 067 668 000 944 168 781
234 273 482 Biała 402 000 15 654 Bochnia – 189 800 Brzesko 364 750 19 500 Chrzanów – 175 825 Dąbrowa 180 121 2 616 Gorlice 44 820 6 677 Jasło 1 217 619 51 173 Kraków 219 980 3 368 Limanowa 7 117 630 931 Mielec 106 194 1 598 Myślenice 729 391 3 540 N. Sącz – 151 796 N. Targ 76 416 8 309 Ropczyce 241 802 6 927 Tarnów 425 137 1 914 Wadowice 547 116 8 543 Żywiec
2 177 5 395 304 – 183 42 549 2 996 551 6 536 6 226 – 5 920 815 2 611 15 768 6 880
woj. krakowskie
51 033 4 100 652
5 977 180 142 490
218 452 126 269 84 407 461 200 202 291 137
000 174 592 521 693 – 079 698 861 898 281 267 093 000 321 289 876
– 6 482 8 848 – 1 132 – 6 819 23 917 1 528 16 636 3 307 17 782 – 14 500 3 213 22 957 –
526 643
127 219
130 73 18 21 10 3 33 6 11 47 17 85 18 14 24 10
24 35 4 1 29
579 734 443 012 531 – 2 500 2 948 148 35 265 847 1 657 14 270 3 500 636 29 992 2 066 191 128
Tabela 8. Zaległości podatkowe rolników woj. krakowskiego w dniu 1 IV 1934 r. i ich regulowanie Źródło: APKr., DRP., sygn. 160. Notatka o zaległościach podatkowych rolników woj. krakowskiego – stan na 1 IV 1934 r. i spłatach tego zadłużenia.
W latach kryzysu gospodarczego i w okresie następnym do łask przy pracach drogowych powrócił szarwark. Podstawę do świadczeń w naturze ludności na cele publiczne dała ustawa z 26 III 1935 r. Dziennik Wojewody Krakowskiego w 1937 r. ustalił największą dopuszczoną granicę obciążeń świadczeniami w naturze, która mogła wynosić 50–400% podstawowego wymiaru. Największa odległość robót od miejsca zamieszkania podatnika przy szarwarku pieszym mogła wynosić 5 km, a sprzężajnym 10 km. Trzy dniówki pracy pieszej liczono jako jeden dzień pracy
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 145
sprzężajem. Największe dopuszczalne stawki za dzień robocizny pieszej mogły wynosić 1,2–3,2 zł33. Wartość prac wykonanych szarwarkiem, szczególnie na drogach gminnych, była znaczna. W poszczególnych latach wynosiła ona: w 1931/32 – 128 807,39 zł, 1932/33 – 870 799,47 zł, 1933/34 – 998 939,78 zł, 1934/35 – 655 924,09 zł, 1935/36 – 1 284 422 zł34. Najwięcej jednak ze świadczeń w naturze skorzystano przy budowie dróg w latach 1936/37–1938/39. W tym czasie najmniejsze obciążenie szarwarkiem stosowały gminy powiatu dąbrowskiego – 80% podstawy, a największe związki komunalne w Nowym Targu – 400% podstawy. Wartość świadczeń w naturze w 1936/37 r. wynosiła 1 458 400 zł, a w roku 1937/38 1 789 200 zł, wysokość szarwarku natomiast w roku 1938/39 wynosiła 1 222 000 zł35. Nawet poważny udział w pracach na drogach gminnych mieszkańców wsi i zaangażowanie władz gminnych nie mogły radykalnie zmienić stanu sieci drogowej na terenie wielu gmin. Jan Słomka tak opisywał drogę gminną: „Droga zatem po większej części była zła i trudna do przebycia, gdy się ktoś wybierał, np. do lasu na milę odległego to jechał więcej jak dzień”36. Najtrudniejsza sytuacja na drogach wiejskich panowała na wiosnę i jesienią, kiedy po opadach drogi te były tak namoknięte i pełne kałuż, że wędrówka nimi była prawie niemożliwa. Wśród dróg gminnych dominowały drogi gruntowe, nieutwardzone. W woj. krakowskim w 1938 r. na 12 214 km dróg gminnych było tylko 3438 km dróg bitych (28,14%)37. Najwięcej dróg gminnych o twardej nawierzchni posiadały powiaty: Kraków (100% dróg gminnych o twardej nawierzchni), Jasło (87,82%), Chrzanów (57,28%), Myślenice (52,95%) oraz Żywiec (68,52%). Najgorszy stan dróg gminnych był w powiatach: Mielec (1,22%), Tarnów (2,39%), Dębica (3,01%), Wadowice (3,92%). Zły stan dróg powodował ogromne straty dla gospodarki. Przy złych drogach koszt utrzymania samochodu wzrastał o 30%, a jego żywotność zmniejszała się o połowę. Przy dobrych drogach samochodem można było w tamtych czasach przejechać 90–150 tys. km, przy złych natomiast 60–100 tys. km38. W. Nestorowicz obliczył, że państwo polskie w okresie Drugiej Rzeczpospolitej traciło wskutek złych dróg co roku 1 mld zł. W tym straty rolnictwa oceniał na 400 mln zł rocznie39. 33 APKr., UWKr., sygn. 263. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... za czas od 1 I 1936 do 31 III 1937 r., Kraków 1938, s. 26. 34 Ibidem, Sprawozdanie wojewody krakowskiego... do 31 XII 1935, cz. II, Kraków 1936, s. 104–105. 35 APKr., DRP., sygn. 203. Wnioski na roboty drogowe 1938/39–1939/40. Uwagi do zastosowania przy pracach drogowych świadczeń w naturze na cele drogowe. 36 J. Słomka, Pamiętnik włościanina, Warszawa 1983, s. 58. 37 APKr., UWKr., sygn. 264. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... za czas 1 IV 1937 r. do 31 III 1938, cz. I, Kraków 1939, s. 165. 38 I. Stella-Sawicki, Problem motoryzacji kraju i sprawa drogowa. Odczyt wygłoszony na zebraniu Polskiego Towarzystwa Politechnicznego we Lwowie, dnia 17 II 1937 r., Lwów 1937, s. 11. 39 M.W. Nestorowicz, Zagadnienia gospodarki drogowej w Polsce, [w:] „Przemysł i Handel” 1918–1928, Warszawa 1928, s. 488–489 oraz M. Geisler, Organizacja robót na drogach gminnych w Małopolsce, „Wiadomości Drogowe” 1931, nr 36, s. 263.
146 Janusz Kowal Ilość dróg gminnych Powiaty bitych gruntowych razem i woj. krakowskie km km km Biała Bochnia Brzesko Chrzanów Dąbrowa Dębica Gorlice Jasło Kraków Limanowa Mielec Myślenice N. Sącz N. Targ Tarnów Wadowice Żywiec woj. krakowskie
262 31 146 350 62 19 133 671 674 35 12 358 82 328 21 45 209
697 539 414 261 298 612 248 93 – 672 968 318 753 849 856 1102 96
959 570 560 611 360 631 381 764 674 707 980 676 835 1 177 877 1 147 305
Odsetek dróg bitych wśród dróg gminnych 27,32 5,43 26,07 57,28 17,22 3,01 34,90 87,82 100,00 4,95 1,22 52,95 9,82 27,86 2,39 3,92 68,52
3438
8776
12 214
28,14
Tabela 9. Drogi gminne w poszczególnych powiatach woj. krakowskiego w 1938 r. Źródła: Obliczenia własne na podstawie: APKr., UWKr., sygn. 264. Sprawozdanie wojewody krakowskiego... za czas od 1 IV 1937 r. do 31 III 1938, cz. I, Kraków 1939, s. 165.
Na niedostatki w sieci drogowej woj. krakowskiego pod koniec lat międzywojennych zwracał uwagę również Komitet Koordynacyjny dla Spraw Turystyki. Ze względów turystycznych S. Faecher proponował w roku 1938 unowocześnienie następujących dróg: Oświęcim–Kraków, Kraków–Biała oraz połączenie Krakowa z COP-em przy pomocy drogi Warszawa–Kraków–Zakopane–Morskie Oko. W rejonie Podhala dla turystyki niezbędna była modernizacja dróg: Zakopane–Kościelisko–Witów–Chochołów–Czarny Dunajec i Nowy Targ–Czorsztyn–Krościenko–Szczawnica. Oprócz tego widziano potrzebę połączenia Krynicy z Krakowem przez drogę Kraków–Wieliczka–Gdów–Łapanów–Nowy Sącz oraz myślano nad przebudową następujących dróg: Kraków–Ojców–Olkusz, Kraków–Wadowice–Biała, Żywiec–Sucha– Rabka–Limanowa, Biała–Żywiec–Zwardoń, Lubień–Mszana Dolna, Mszana Dolna– Szczawnica–Zarzecze40. Te ambitne plany pokrzyżował wybuch II wojny światowej. APKr., IPHKr., sygn. I.73 S. Faecher, Referat w sprawie postulatów komunikacyjnych woj. krakowskiego ze stanowiska potrzeb turystyki, [w:] Komitet Koordynacyjny dla Spraw Turystyki woj. krakowskiego. Plan Gospodarczo-Turystyczny, Kraków 1938, s. 28–39.
40
Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim... 147
The Condition of the Transport System in Cracow Province During the Period of the 2nd Republic Abstract The problem of transport infrastructure in Cracow province during 1918–1939 can be wrapped up with the following conclusions: • the condition and the territorial shape of the transport system in Cracow province was greatly influenced by the policy of the of the Austro-Hungarian state. That policy was focused mainly on its own benefits, which were frequently contrary to the interests of the inhabitants of Małopolska (military objectives, interests of the industry and agriculture of Austria, Czech, Moravia, and Hungary); • serious damages to the transport system in Cracow province were brought about by: World War I and natural disasters (especially the flood of July 1934); • during the inter-war years, Cracow province did not record any significant improvement of the condition of the transport infrastructure. This was partially caused by: the financial problems of the state and of the local government in the province, and by the more important priorities of the country in that respect (integration of the transport systems of the three partitions, construction of the port in Gdynia and of the railroad arterial line connecting Silesia with Gdynia); • the highways and railroads in Cracow province were in the worst situation during the years of the great recession. At that time, the expenditures for the construction of new ways and repair of old ones were drastically limited. The recession caused debts due to the road fees; • improvement of financing of road works could be seen only after 1934. It was related to the improvement of the economic situation, reparation of the damage caused by the flood of 1934, and the works conducted by the government and the local authorities (mainly COP – Central Industrial District); • during the great recession, and in the years immediately following it, the labour of village inhabitants (share-work) was a very serious factor; • communal roads were in the worst shape in Cracow province during the inter-war years. They were often almost impassable due to the bad surface and weather conditions; • high prices of railroad tickets and tariffs, and poverty of Cracow villages caused that the basic means of transportation here were not trains or automobiles, but horses; • there were large differences of standards of transportation infrastructure among individual counties in Cracow province during the years of the 2nd Republic. The best transport system was in the counties of: Biała, Chrzanów, and Cracow. The worst in that respect were: Gorlice, Dąbrowa, Mielec, Myślenice, and Ropczyce; • pauperization of the residents of Cracow province, bad condition of the road system, and of the network of services (hotels, repair workshops, etc.) connected with it, were the main factors impairing the growth of automobile activity, and consequently of tourism.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Mariusz Majewski
Druga próba uruchomienia produkcji silników lotniczych Polskie Zakłady SŠkody (1926–1935)*
W obliczu zerwania umów z Francusko-Polskimi Zakładami Lotniczymi i Samochodowymi rząd polski utracił szanse na uruchomienie produkcji silników lotniczych. Co gorsza, dotując próby rozwoju tego działu wytwórczości, poniesiono szereg wyrzeczeń, nie otrzymując nic w zamian. Wobec braku rozwiązań, nowo mianowany szef Departamentu IV Żeglugi Powietrznej płk Ludomił Rayski, w czerwcu 1926 r., zwrócił się do wytwórni zagranicznych: Lorraine-Dietrich, Hispano-Suiza, Issota Francini, Rolls-Royce, Bristol oraz Škody z propozycją przejęcia Frankopolu. Gwarantowano wówczas ulgi podatkowe na wzór wytwórni położonych w obrębie „trójkąta bezpieczeństwa” oraz co najmniej dziesięcioletnią umowę na dostawy 1500 silników lotniczych dla Ministerstwa Spraw Wojskowych. Projekt dowódcy lotnictwa został obdarzony szczególnym zainteresowaniem przez przedstawicieli koncernu Škody. Wyrażono bowiem gotowość uruchomienia produkcji silników na terenie Polski pod kilkoma warunkami: podpisania dziesięcioletniej umowy ramowej, rezygnacji z budowy własnej kuźni i odlewni, zezwolenia na złożenie zamówień u zagranicznych kontrahentów (w początkowym okresie), uzyskania gwarancji rządowych, tożsamych dla nowo zakładanych wytwórni, położonych na terenie strategicznym oraz nieobciążanie spółki wierzytelnościami poprzedniczki. Zamysły Škody były najbardziej atrakcyjne dla władz wojskowych, zarówno pod względem warunków finansowych, jak i terminów wdrożenia produkcji seryjnej. Wymaga również podkreślenia fakt, iż zarząd czechosłowackiego koncernu uzyskał bezpośrednią możliwość przejęcia niedokończonych inwestycji, a także powrotu do zaniechanych wcześniej planów ekspansji1. Artykuł niniejszy stanowi kontynuację problematyki zapoczątkowanej w poprzednim numerze „Studia Historica”. Zob. M. Majewski, Początki produkcji silników lotniczych w II Rzeczypospolitej, „Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis 17. Studia Historica II”, Kraków 2003, s. 201–221. 1 Początki zakładów Škody sięgają końca XVIII w., kiedy to Chrystian i Arnost Walldsteinowie uruchomili produkcję artykułów metalowych w Pilznie. 12 czerwca 1866 r. właścicielem wytwórni został *
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 149
Tuż po zakończeniu działań wojennych koncern Škody podjął pierwsze próby nawiązania kontaktów z władzami wojskowymi w Warszawie. Znaczną pomoc w tym zakresie okazali francuscy dysponenci pakietu większościowego akcji Škody – Union Européenne i Union Parisien. Szczególną zaś rolę w owych kontaktach odgrywał Eugeniusz Schneider. Warto przy tej okazji wspomnieć o układzie podpisanym przez Schneidera w sprawie podziału sfer wpływów zaopatrzenia w broń artyleryjską. Traktat – Entente d’Artillerie, został podpisany na przełomie 1918 i 1919 r. Zarząd Škody władny był sprzedawać na terenie Polski w zasadzie wszystkie artykuły, poza bronią artyleryjską2. Wyeliminowanie konkurencji umożliwiło pozorowanie prób uruchomienia produkcji dział artyleryjskich i amunicji w Zakładach Starachowickich. Faktycznie jednak sprowadzono sprzęt stokowy z okresu I wojny światowej, odstępowany następnie ze znacznym zyskiem władzom wojskowym. Nie ma potrzeby dowodzić, że preferowane przez Francuzów metody działań miały negatywny wydźwięk przy każdorazowych ocenach koncernu Schneider et Cie, a pośrednio także Škody. Interesy koncernu reprezentował w Warszawie adwokat Bolesław Avenarius. Dopiero w końcu stycznia 1925 r. uznano za niezbędne stworzenie bardziej ścisłych związków kapitałowych, poprzez powołanie Polskiego Towarzystwa Zakładów Škody. Kapitał nowo utworzonej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością wynosił początkowo 100 tys. zł. Większość walorów – 97% należała do Škody, a pozostałe przypadły mecenasowi3. W maju 1925 r. uruchomiono stały punkt handlowy Škody przy ul. Złotej w Warszawie, gdzie na stosunkowo dużej Emil Škoda. Początkowo kontynuowano profile wytwórcze rodziny Walldstein z wolna doprowadzając do uruchomienia wytwórczości kotłów parowych dla przemysłu spożywczego, a następnie uzbrojenia (moździerzy kaliber 20,5 cm, 30,5 cm, haubic 42 cm, amunicji, granatów i bomb lotniczych). W końcu I wojny światowej na terenie zakładów Škody w niejasnych okolicznościach doszło do wybuchu gwałtownego pożaru. Unicestwił on znaczną cześć zabudowań fabrycznych. Sytuacja koncernu w październiku 1918 r. była bardzo krytyczna, gdyż nie tylko nie udało się naprawić szkód wywołanych pożarem, ale rząd CK Austro-Węgier winien był znaczne kwoty za dostawy sprzętu wojskowego. Wykorzystali tę sytuację francuscy przedstawiciele koncernów zbrojeniowych – Krzysztof Rochette, Eugeniusz Schneider oraz Aime Lemperq wykupując większościowy pakiet akcji czechosłowackich zakładów. Por. AAN, Oddz. II SG, sygn. 616/103, k. 569–571. Notatka attache wojskowego w Pradze do płk. Englichta, nie datowana – z około 1930 r., s. 2; Prokuratoria Generalna, sygn. 80. Pismo Prokuratorii do Kierownictwa Zaopatrzenia Uzbrojenia z 24 kwietnia 1935 r., L2/tjn/35. F. Janacek, Čteni o Škodowce, Pilzno 1978, s. 9–10, 31–34. Podnikovy Archiv Škody (dalej PAŠ), Pilzno, Frankopol, sygn. 4988. Protokół z konferencji w sprawie rozpoczęcia produkcji w Polsce z 27 sierpnia 1925 r.; E. Hot, Zakłady Škody, „Skrzydlata Polska” 1933, nr 133, s. 114. 2 W umowie koncern Schneidera zezwolił na sprzedaż haubic M. 14 wz. 17/19 (kaliber 10 cm). Szerzej na ten temat: J. Gołębiowski, Przemysł wojenny w Polsce, Kraków 1990, s. 23, 48–51; tenże, COP. Dzieje industrializacji w rejonie bezpieczeństwa 1922–1939, Kraków 2000, s. 21–22. Por. też AAN, Prokuratoria Generalna, sygn. 80, k. 1–3. Pismo Prokuratorii Generalnej Rzeczypospolitej Polskiej do Kierownictwa Zaopatrzenia Uzbrojenia z 24 kwietnia 1935 r. L.2/tjn/35. 3 W skład zarządu Polskiego Towarzystwa Zakładów Škody sp. z o.o. weszli: dyrektor Towarzystwa Akcyjnego Škody w Pilznie Ludwik Tuček, Wacław Anuszewski, Walerian Suchożerbski, Bolesław Avenarius. Zob. PAŠ, Pilzno, Frankopol, sygn. 5021. Wypis z repetytorium F. Wyganowskiego nr 256 z 21 stycznia 1925 r.
150 Mariusz Majewski
powierzchni – 2000 m2 mieściły się biura handlowe, warsztaty naprawcze oraz salon sprzedaży samochodów4. Pierwotne przedsięwzięcia ekonomiczne nie przynosiły obiecanych korzyści, czyniąc spółkę deficytową. Dlatego też począwszy od stycznia 1926 r. przedstawiciele koncernu Škody – Vilhelm Hromadko, Vladislaw Modry, Karol Boxanit stale przebywali w Warszawie, dokładnie penetrując rynek gospodarczy w zakresie jego chłonności i możliwości rozruchu produkcji. W zachowanych archiwaliach Komitetu Zakładów Zagranicznych Škody można odnaleźć projekty budowy wytwórni samochodów, maszyn rolniczych oraz silników elektrycznych. Planowana inwestycja w Rzeszowie, a później również w Tarnowie nie doszła do skutku. Bezpośrednim powodem rezygnacji były nie tylko wysokie nakłady, ale brak niezbędnej infrastruktury i trudności z pozyskaniem wykształconego i wdrożonego w produkcję personelu. W trakcie spotkań ze zwierzchnikami sił zbrojnych: Mieczysławem NorwidemNeugebauerem, Aleksandrem Litwinowiczem, Włodzimierzem Zagórskim pojawiły się propozycje przejęcia Dęblina bądź Huty Ludwików w Kielcach. Po raz wtóry pojawił się problem pozyskania kadry inżynieryjnej, w większości zamieszkującej Warszawę. Na inne rozwiązanie, jak choćby sprowadzenie specjalistów z Czechosłowacji, nie wyrażały zgody władze wojskowe. Prowadzone z władzami wojskowymi pertraktacje umożliwiały wycofanie się z umów zawartych z Frankopolem i obciążały konsekwencjami zarząd spółki. Źródła czechosłowackie skwapliwie ukazują jeszcze inne przyczyny: nie przemyślane zakupy sprzętu lotniczego we Francji, które w konsekwencji spowodowały nadmierne obciążenie budżetu lotnictwa wojskowego. Niebagatelne znaczenie dla analityków koncernu Škody miały redukcje w planach mobilizacyjnych Ministerstwa Spraw Wojskowych5. Decyzje w sprawie wykupu pakietu większościowego akcji Frankopolu przez Škodę zapadły na najwyższym szczeblu w trakcie trzech konferencji w siedzibie prezydenta Ignacego Mościckiego, w obecności: ministra spraw wojskowych Marszałka Józefa Piłsudskiego, szefa Departamentu X gen. Aleksandra Litwinowicza oraz płk Ludomiła Rayskiego. Przyjęte rozstrzygnięcia były dość kontrowersyjZasadniczym celem przedstawicielstwa Škody była sprzedaż wyrobów metalurgicznych i hutniczych: odlewów żeliwnych, stalowych, aluminiowych, elementów kutych, silników spalinowych, elektrycznych, parowych, a następnie różnego typu samochodów. Początkowo autobusów Martin 545, ciężarówek Sentinental (4- lub 7-tonowych), osobowych: Škoda–Hispano-Suiza. W końcu lat dwudziestych również Tatra typu 4/12, 30 i 31. W przeciwieństwie do innych dystrybutorów samochodów Škoda uruchomiła montownię karoserii w Oświęcimiu (Zjednoczone Fabryki Maszyn i Samochodów) W sumie jednak po wybuchu kryzysu ta forma działalności gospodarczej okazała się być deficytową, gdyż straty z lat 1932–1933 na sprzedaży samochodów i części wyniosły ponad 204 tys. zł. Szerzej na ten temat. A.M. Rostocki, Historia starych samochodów, Warszawa 1988, s. 284–286. 5 PAŠ, Pilzno, Frankopol, sygn. 4983. Protokół z pobytu w Warszawie dr V. Sykory, K. Boxanita, V. Klementa z 4–10 marca 1926 r., tamże, Protokół z rozmów dr V. Sykory z gen. M. Neugebauerem z 12 marca 1926 r., tamże, Protokół z rozmów V. Klementa z gen. A. Litwinowiczem z 13 marca 1926 r.; sygn. 4986. Pismo szefa Departamentu IV Żeglugi Powietrznej MSWojsk. do koncernu Škody z 9 kwietnia 1926 r., por. też Pismo szefa Administracji Armii do firmy Škoda w Pilznie z 23 czerwca 1926 r. MSWojsk. 1033/tjn./26. 4
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 151
ne. Zdawano sobie sprawę, że powiązania Škody z koncernem Union Parisien, a zwłaszcza z holdingiem Schneidera mogą odbić się negatywnie na przygotowaniach mobilizacyjnych wojska, a jednocześnie nie gwarantowały zachowania tajemnicy prac. Niebagatelne znaczenie dla kierownictwa państwa i wojska miały stosunkowo nieznaczne doświadczenia technologiczne w produkcji silników lotniczych. Zakłady Laurin et Klement w Mlada Boleslav rozpoczęły taką wytwórczość już w 1909 r. Były to jednak pojedyncze prototypy budowane dla entuzjastów i pasjonatów sportów lotniczych. Produkcję na skalę przemysłową wdrożono dopiero po zakupieniu francuskiej licencji Lorraine-Dietrich w 1924 r.6 Uzgodnienia dotyczące dalszej koordynacji działań z czechosłowackim koncernem zapadły ostatecznie 22 września 1926 r., po wydaniu przez ministerstwa: Skarbu, Przemysłu i Handlu, Prokuratorię Generalną oraz Korpus Kontrolerów przychylnych opinii. Ostateczne zobowiązania podpisano 15 listopada 1926 r. Pierwszą z umów zawarto z przedstawicielami koncernu Škody – Vaclavem Klementem i Vladyslavem Sykorą w Pilznie. Z ramienia władz wojskowych kontrakt został parafowany przez płk. Ludomiła Rayskiego i mjr. Aleksandra Brzezgacza. W ustaleniach władze wojskowe wyraziły zgodę na wykupienie pakietu większościowego akcji Frankopolu, należącego formalnie do spółki „Pocisk” oraz zmianę nazwy wytwórni na Polskie Zakłady Škody. Przekroczenie terminu budowy i wyposażenia wytwórni – wyznaczonego na 30 listopada 1927 r. – uznano jednocześnie za równoznaczne z unieważnieniem kontraktu. Władze wojskowe zastrzegły, w takiej sytuacji, zwrot zaliczek udzielonych poprzednio Frankopolowi oraz odszkodowanie w wysokości 100 tys. USD. Zarząd koncernu Škody, przejmując należności swojej poprzedniczki w kwocie 3,2 mln zł, podjął się spłaty wierzytelności w trakcie dziesięcioletniej umowy ramowej. Przejęte zobowiązania dodatkowo zostały obciążone oprocentowaniem w wysokości 7,3%. Wpłynęło to w sposób oczywisty na wzrost wartości wytwarzanych w warszawskiej Škodzie silników lotniczych. W kolejnym artykule władze wojskowe zastrzegły sobie prawo zerwania umowy ramowej w przypadku uruchomienia produkcji na rzecz innego państwa lub trzykrotnego przekroczenia terminów dostaw. Zapis ten stworzył, w późniejszym okresie, dogodne okoliczności umożliwiające pozbycie się Czechów z polskiego przemysłu lotniczego7. Kolejną z umów, podpisaną 15 listopada 1926 r., zawarto z Polskimi Zakładami Škody S.A. Zobowiązywała do wykonania, w okresie dziesięciolecia, 1500 silników 6 Statut Spółki Akcyjnej Polskie Zakłady Škody, [w:] „Monitor Polski” z 9 czerwca 1927 r. poz. 130. AAN, Prokuratoria Generalna, sygn. 71, k. 70–71. Pismo szefa Departamentu IV do Prokuratorii Generalnej z 20 września 1926 r. L. dz. 19925/Zaop/Zak/26. CAW, Departament Sprawiedliwości MSWojsk., sygn. I 300.58.160. Pismo szefa Prokuratury Wojskowej płk. dr. Mecnarowicza do płk. L. Rayskiego z września 1926 r., AAN, Prokuratoria Generalna, sygn. 70 k. 58– 78. Pismo Prokuratorii Generalnej do Departamentu IV Lotnictwa MSWojsk. z 20 września 1926 r. L. dz. 29699/5173/26.IF.13/1744. Szerzej o tym: T. Grabowski, Inwestycje zbrojeniowe w gospodarce Polski międzywojennej, Warszawa 1963, s. 64; E. Hot, op. cit., s. 115. Znaczenie zakładów Škody w czechosłowackim przemyśle, „Auto” z 20 maja 1926, nr 5, s. 164. 7 CAW, Dep. Spraw. MSWojsk, sygn. I 300.58.160. Umowa nr 34/26 z Towarzystwem Akcyjnym Škoda z 15 listopada 1926 r., artykuły 10–13, 21, s. 13–16.
152 Mariusz Majewski
lotniczych, przeprowadzenia prac remontowych kolejnych 1500 jednostek napędowych oraz dostarczenia części zamiennych w wysokości 15% globalnego zamówienia. Pierwsze dostawy – 150 sztuk silników – planowano zrealizować w okresie od 30 lipca 1927 r. do 1 lipca 1928 r. Istotny, z punktu widzenia interesów władz wojskowych, był zapis asekurujący koszty wytwarzanych silników. Odpowiadać miały wydatkom innych producentów krajowych lub zagranicznych. W przypadku dalszych sporów istniała możliwość powołania komisji arbitrażowej, złożonej z przedstawicieli wytwórni Škody, Ministerstwa Spraw Wojskowych, Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Orzeczenia tego zespołu były wiążące8. Wybiegając nieco w przyszłość należy nadmienić, że umowy z 15 listopada 1926 r. w pełni zostały wykonane. Niedogodna jest próba oceny zawartych porozumień, ponieważ inicjowanie produkcji licencyjnych jednostek napędowych groziło powstaniem stałych opóźnień. Jak już wcześniej zauważono, doświadczenia czeskiego koncernu w produkcji lotniczych jednostek napędowych były minimalne, co w konsekwencji wymuszało zakup licencji. Spośród oferowanych typów silników preferowano będące w produkcji seryjnej, a nie w trakcie prób i studiów. W efekcie, po dwuletnim okresie przygotowania produkcji, wchodziły na wyposażenie lotnictwa wojskowego silniki już przestarzałe, które należało eksploatować przez kolejne parę lat. Konsekwencje takiego postępowania musiały w istotny sposób oddziaływać na proces projektowania samolotów. Warunki zaproponowane przez czechosłowacki koncern Škody były nade wszystko atrakcyjne pod względem finansowym i to zadecydowało ostatecznie o ich przyjęciu9. Na wniosek ministra spraw wojskowych Marszałka Józefa Piłsudskiego Komitet Ekonomiczny Ministrów zaaprobował treść umów. Zawarte kontrakty motywowano w następujący sposób: W miejsce S.A. Frankopol wchodzi doświadczona i finansowo silna Škoda, która gwarantuje ukończenie [budowy – przyp. M.M.] wytwórni i solidną fabrykację silników lotniczych, dzięki współpracy z firmą Lorraine-Dietrich… Zlikwidowanie umów [z 30 grudW skład Rady Nadzorczej Polskich Zakładów Škody weszli: Tadeusz Hayne, Stefan Skoczyński, Stefan Plewiński, Stanisław Jan Okolski oraz Józef Simionek, Vaclav Klement, Karel Leovenstain, Vladislav Sykora, Vladimir Fiala. Komisja rewizyjna: Vladimir Odl, Józef Kucera, Adam Skrowaczeski, Jarosław Moudry, Witold Iłłakowicz. Pełnomocnikami handlowymi byli: Tadeusz Heyne, Appolinary Thiemme, Artur Ferencowicz, Kazimierz Angerm. AP m.st. Warszawy. Rejestry Handlowe (dział) B. sygn. XLV 6556. Rejestr handlowy Polskich Zakładów Škody. Wypis z rejestru na dzień 22 maja 1931 i 17 lipca 1934 r. CAW, Dep. Spraw. MSWojsk, sygn. I 300.58.160. Umowa nr 34a/26 z Polskimi Zakładami Škody S.A. z 15 listopada 1926 r., artykuł 3, § A–B, s. 3. 9 R. Bartel, J. Chojnacki, T. Królikiewicz, A. Kurowski, Z historii polskiego lotnictwa wojskowego 1918–1939, Warszawa 1978, s. 398, 402, 464–467; W. Stachiewicz, Wierności dochować żołnierskiej. Przygotowania wojenne w Polsce 1935–1939 oraz kampania 1939 w relacjach i rozważaniach szefa Sztabu Głównego i szefa Sztabu Naczelnego Wodza, Warszawa 1998, s. 286–296; J. Gołębiowski, Przemysł wojenny w Polsce, Kraków 1990, s. 115–116; A. Glass, Polska technika lotnicza do roku 1939. Źródła osiągnięć, t. I, Warszawa 1992, s. 58, 66–68; E. Malak, Samoloty bojowe i zakłady lotnicze Polska 1933–1935, Wrocław 1990, s. 29–31. Archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum Sikorskiego (dalej AIPiMS) Londyn, sygn. A.20.5/3. Protokół przesłuchania Władysława Kozłowskiego z 1 lutego 1940 r., s. 2–6. 8
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 153 nia 1924 r. – przyp. M.M.] przyczyni Skarbowi Państwa znaczne oszczędności. Zrezygnowanie z kar konwencjonalnych, należnych budżetowi państwa w wysokości 506 tys. zł. od spółki Frankopol czyni zależnym uruchomienie budowy silników lotniczych, co uważam za jedyne wyjście w obecnej sytuacji, dla lotnictwa konieczne a dla Skarbu Państwa korzystne.
Po przewrocie majowym dla najwyższych władz II Rzeczypospolitej istotne było położenie kresu działalności nierzetelnej spółki Frankopol, której poprzednio udzielono dość znacznej pomocy materialnej. Listopadowe umowy miały przyczynić się do zmiany tej niekorzystnej sytuacji i w konsekwencji doprowadzić do próby uruchomienia produkcji silników lotniczych10. Pierwsze działania, podjęte przez nowo utworzoną spółkę, polegały na ukończeniu budowy wytwórni. Dlatego też prace budowlano-montażowe prowadzone były na dwie zmiany, zarówno przez czeskie, jak i przez nieliczne polskie firmy. Przebieg robót nadzorowany był z ramienia zakładów Škody przez inżyniera Antoniego Novotnego. Na marginesie warto wskazać, że większość warszawskich firm budowlanych oferowała koncernowi czeskiemu zawyżone o 50% cenniki usług, dlatego też podstawowe prace budowlane powierzono kooperantom czeskim, których koszty były mniejsze. W końcu października 1927 r. ukończono budowę hali obrabiarek o całkowitej powierzchni 2000 m2 oraz wieżę ciśnień. We wszystkich pomieszczeniach warszawskiej Škody instalowano centralne ogrzewanie i kanalizację. Na przełomie marca i kwietnia 1928 r. oddano do użytku magazyny, stołówkę, kuźnię oraz doprowadzono bocznicę kolejową. Prace organizacyjne podjęte na Okęciu-Paluchu prowadzone były w ścisłej współpracy z zakładami macierzystymi w Pilznie. Sporządzono tam kosztorysy oraz plany poszczególnych pomieszczeń wraz z niezbędnym wyposażeniem i rozmieszczeniem parku maszynowego. Do nadzorowania i kierowania pracami zarządu warszawskiej wytwórni koncern w Pilznie oddelegował Vilhelma Hromodko i Karola Boxanita. Formalnie pełnili funkcje przewodniczącego i członka Rady Nadzorczej11. Oprócz podjętych prac inwestycyjnych na Okęciu, rozpoczęto także wdrażanie personelu do produkcji silników. W tym celu skierowano część inżynierów oraz techników na praktyki do zakładów: Lorraine-Dietrich w Louneville oraz Škody w Pilznie i Mlada Boleslav. Przeciętnie w 1927 r. w wytwórni silników na Okęciu (Škodalot) zatrudniano od 120 do 250 pracowników, głównie przy pracach konserwacyjnych parku maszynowego oraz remontach silników Lorraine-Dietrich 400 KM i Renault 300 KM. Wraz z rozszerzeniem produkcji o kolejną generację 10 CAW, Dep. Spraw. MSWojsk., sygn. I 300.58.160. Wniosek ministra spraw wojskowych na KEM w sprawie zawarcia umowy ze Škodą na dostawę silników lotniczych z 30 listopada 1926 r. L. Rayski, Słowa prawdy o lotnictwie polskim, Londyn 1948, s. 41. 11 Uroczystość poświęcenia PZŠ odbyła się 22 listopada 1927 r. Rangę tego wydarzenia podkreśla obecność prezydenta II Rzeczypospolitej prof. Ignacego Mościckiego, prezesa koncernu Škody Józefa Simionka, ministrów: Eugeniusza Kwiatkowskiego, Karola Niezabitowskiego, przedstawicieli ambasady Czechosłowacji. Nabożeństwo celebrował biskup polowy Stanisław Gall. Więcej na ten temat: Z polskiego przemysłu lotniczego, „Młody Lotnik” 1927, nr 12.
154 Mariusz Majewski
francuskich jednostek napędowych, nastąpił przyrost do poziomu 1332 pracowników. W późniejszym czasie (1930–1935), pomimo uruchomienia działu kabli oraz silników elektrycznych (Warszawska Wytwórnia Kabli S.A. – Škodapol), liczba pracowników sporadycznie przekraczała tę wielkość, stabilizując się przeciętnie na poziomie 1560 zatrudnionych. W okresie rozkwitu przedsiębiorstwo należało do największych na terenie Warszawy. Pod względem wyposażenia technicznego mieściło się w pierwszej dziesiątce największych zakładów przemysłu maszynowego. Większość parku maszynowego Škody na Okęciu została przejęta od spółki Frankopol – 280 obrabiarek, pozostałą część wyposażenia przekazano władzom wojskowym, gdyż było nieprzydatne, w związku z rezygnacją z wytwarzania płatowców. Niezbędne obrabiarki zostały zakupione dla Polskich Zakładów Škody w firmach angielskich: Sleeper i Hartley, Alfred Herbert, Webster & Bennet, James Archdle, niemieckich Schuchard i Schuttle, Ernest Krause oraz zakładach macierzystych w Pilznie. W późniejszym czasie zakupy czyniono tylko sporadycznie, a każda taka transakcja musiała być opatrzona zgodą Komitetu Zakładów Zagranicznych Škody w Pradze. Ograniczenia samodzielności ekonomicznej wytwórni silników lotniczych na Okęciu powodowały częste przestoje w produkcji oraz uniemożliwiały planowanie i wykonanie niektórych elementów. Dla koncernu Škody korzystniejsze było wykonanie drobnych elementów wyposażenia silników w Pilznie czy też w Mlada Boleslav, niż zakupy specjalistycznego oprzyrządowania wykorzystywanego sporadycznie. Problemy te zaczęły zanikać w 1932 r., kiedy to odnowiono ponad 40% wyposażenia parku maszynowego12. Zasadnicze plany wytwórcze dla Polskich Zakładów Škody zostały sformułowane w kontrakcie z 15 listopada 1926 r. Przewidywano rozpoczęcie produkcji jednostek napędowych Lorraine-Dietrich 400 KM i 450 KM, w okresie od czerwca 1927 r. do lipca 1928 r. Do uzgodnienia warunków współpracy pomiędzy polską Škodą a francuskim licencjodawcą doszło w grudniu 1926 r. W wyniku spotkania dyrektora administracyjnego Škody inż. Vaclava Klementa z przedstawicielami zarządu Lorraine, dyrektorami Thierry i Vigne, uzgodniono, że kontrahent francuski dostarczy w formie kredytu korbowody, cylindry, rozrząd oraz kartery. Koncern z Pilzna, w imieniu warszawskiego przedstawicielstwa, zobowiązał się do uregulowania należności w trybie półrocznym. Jednocześnie określono cenę silników produkowanych na Okęciu, która nie mogła być niższa od oferowanych dla rządu francuskiego13. Ogółem w latach 1928–1930 PZŠ wyprodukowały ponad 300 jednostek napędowych typu Lorraine-Dietrich 450 KM. W późniejszym okresie przeprowadzano jedynie remonty tych silników oraz dostarczano niezbędne podzespoły. Współpraca 12 CAW, Biuro Adm. Armii, sygn. I 300.54.312. Polskie Zakłady Škody – wykresy zatrudnienia i produkcji 1927–1929; Polskie Zakłady Škody, „Lotnik” nr 12 z 18 grudnia 1926; CAW, Odd. I SG, sygn. I 303.3.545. Materiały informacyjne o wytwórniach przemysłu wojennego z 5 października 1927 r.; PAŠ Pilzno, Frankopol, sygn. 4988. Protokół konferencji w sprawie budowy PZŠ w Warszawie z 19 stycznia 1927 r. 13 PAŠ, Pilzno Škodapol, sygn. 5010. Pismo koncernu Škody do Towarzystwa Lorraine des Anciens Etablissments d. Dietrich z 4 stycznia 1927 r. nr F 18/15; ibidem, Polskie Zakłady Škody, sygn. 5008. Protokół z konferencji ogólnej PZŠ z 9 września 1929 r., sygn. 5003. Polskie Zakłady Škody. Sprawozdanie PZŠ za 1934 r.
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 155
z francuskim producentem silników rzędowych została przerwana. Nie wynikało to z braku konstrukcji, których licencje można było nabyć, bowiem istniały jednostki napędowe Lorraine-Dietrich 460 KM, 480 KM, a od 1930 r. – 650 KM. Bezpośredni wpływ na określenie przyszłych profili produkcji miał szef Departamentu Lotnictwa. Z inicjatywy płk. Rayskiego wyposażono lotnictwo wojskowe głównie w silniki gwiazdowe, chłodzone powietrzem. Brzemię tych decyzji odcisnęło się w istotny sposób na planowaniu konstrukcji płatowców14. Kolejne dyrektywy w sprawie organizacji produkcji silników lotniczych zostały sformułowane w trakcie narady przedstawicieli Ministerstwa Spraw Wojskowych, w osobach: płk. Rayskiego, attache wojskowego w Pradze płk. Bigo i szefa Ekspozytury Centrali Odbiorczej Wojskowego Zakładu Zaopatrzenia Aeronautyki kpt. Aleksandra Seńkowskiego, z dyrekcją koncernu Škody – Vladislavem Sykorą, Vilhelmem Hromadko, Stanisławem Rezlerem oraz reprezentantami PZŠ – Tadeuszem Hayne i Witoldem Łozińskim. Uzgodniono wówczas, że strona czeska wraz ze swymi warszawskimi zakładami przeprowadzi dokładne studia nad następującymi rodzajami silników: chłodzonym powietrzem, szkolnym 85 KM, typu Walter, amerykańskim – Wright o mocy 220 KM oraz jednostką napędową o mocy 550 KM. Rozważane koncepcje nie oznaczały natychmiastowego wprowadzenia do produkcji, istotne było wyznaczenie kierunków rozwoju wytwórni na Okęciu15. Przygotowania do uruchomienia produkcji silników amerykańskich Wright J5 „Whirlwind” o mocy nominalnej 220 KM rozpoczęto już w 1927 r. W tym celu władze wojskowe zakupiły 5 jednostek napędowych. Studia prowadzone nad tymi silnikami i wyprowadzone na tej podstawie wnioski stwierdzały autorytatywnie, iż bez pomocy z zewnątrz uruchomienie produkcji będzie niemożliwe. Zasadniczym problemem było pozyskanie takich stopów metali kolorowych, jakich jeszcze na terenie Polski nie znano. Większość prac przygotowawczych do uruchomienia produkcji silników Wright prowadzono w Pilznie. Sporządzono tam rysunki warsztatowe, wykonano sprawdziany, narzędzia pomiarowe, a nawet sprowadzono specjalistyczne obrabiarki, bez których niemożliwe byłoby w ogóle rozpoczęcie fabrykacji16. Pierwsze jednostki napędowe Wright zostały przekazane władzom wojskowym w końcu listopada 1929 r. Początkowo produkowano w cyklu miesięcznym 7 egzemPAŠ, Pilzno Škodapol, sygn. 5024. Protokół posiedzenia Rady Zawiadowczej S.A. Polskie Zakłady Škody z 13 marca 1928 r.; por. też. Polskie Zakłady Škody, sygn. 5003. Sprawozdania zarządu PZŠ za okres od 1 stycznia 1927 r. do 30 czerwca 1928 r.; ibidem, Protokoły z konferencji ogólnych z dnia 9 września 1929 r., 12 listopada 1929 r. i 12 marca 1930 r.; AAN, Attache, sygn. AII 12/b. Pismo attache mjr. J Grudnia do płk. Jana Englichta w sprawie dostaw samolotów myśliwskich dla armii jugosłowiańskiej z silnikami Lorraine z 27 maja 1935 r. 147/35/tjn.; L. Rayski, Słowa prawdy o lotnictwie polskim, Londyn 1948, s. 39–42. 15 PAŠ, Pilzno Škodapol, sygn. 4988. Notatki z narady w Pradze z 9 stycznia 1927 r. oraz protokół z konferencji ogólnej w Polskich Zakładach Škody z 11 lutego 1927 r. 16 PAŠ Praga, Škodapol, sygn. V/18. Protokół z konferencji ogólnej PZŠ z 23 września 1932 r. L. Rayski, Słowa prawdy..., Londyn 1948, s. 42; F. Schneider, Lotnictwo, Kraków 1931, s. 122–123; Polskie Zakłady Škody S.A., „Przegląd Lotniczy” 1929, nr 5, s. 443; Dalsze perspektywy Fabryki Škody w Warszawie, „Wiadomości Gospodarcze” z 20 czerwca 1928 r. 14
156 Mariusz Majewski
plarzy, dochodząc w drugiej połowie 1930 r. do maksymalnej wydajności 25 sztuk. Silniki te były wytwarzane nie tylko dla Departamentu Lotnictwa, ale również w niewielkiej liczbie dla PLL „LOT” oraz dla rządu czechosłowackiego. Ogółem w PZŠ wyprodukowano w latach 1929–1933 ponad 260 silników Wright. Cenę jednostki napędowej określono na podstawie odpowiednika amerykańskiego – 4610 dolarów. Po doliczeniu stałego współczynnika amortyzacji koszt jednostkowy osiągnął wartość 42,5 tys. zł17. W trakcie wytwarzania amerykańskich silników zaczęły pojawiać się pierwsze symptomy nieporozumień pomiędzy władzami Departamentu Lotnictwa a Polskimi Zakładami Škody. W początkowym okresie z Czechosłowacji sprowadzano szereg części. Władze wojskowe zażądały w 1930 r., aby produkcję niezbędnych komponentów uruchomić w Ursusie. Postrzegając piętrzące się przed tą wytwórnią trudności, czechosłowacki koncern skierował na półroczną praktykę do Warszawy 5 inżynierów metalurgów. Eksperymenty prowadzone z odlewami karterów nie przyniosły pożądanych efektów, a ponadto przekroczone zostały terminy dostaw. Zastępca dowódcy lotnictwa płk Henryk Abczyński uznał za niezbędne nałożenie poważnych kar finansowych. Zapewne wówczas powstał zamysł uruchomienia na Okęciu własnej odlewni. Prace przygotowawcze w tym kierunku podjęto jednak dopiero wczesną wiosną 1933 r.18 Oceniając produkcję licencyjnych silników Wright, trzeba podkreślić wysoką jakość wyrobów Škody, albowiem w trakcie użytkowania nie zdarzyły się wypadki lotnicze, spowodowane złym ich funkcjonowaniem. Niemniej jednak szereg państw europejskich, posiadających o wiele bardziej rozwinięty przemysł hutniczy, a także maszynowy wolało importować amerykańskie jednostki napędowe, niźli podejmować ich samodzielną wytwórczość. Dla wytwórni istotne były doświadczenia wyniesione z procesu technologicznego. Analiza popełnionych błędów umożliwiła w krótkim czasie rozpoczęcie prac projektowych własnych jednostek napędowych. Brak nowoczesnych płatowców myśliwskich przyczynił się do zakupu licencji angielskiej firmy Bristol na silniki Jupiter. Transakcję przeprowadzono za pośrednictwem przedstawiciela europejskiego, tj. francuskiej wytwórni Gnôme-Rhône 8 sierpnia 1929 r. Materiał rysunkowy został przekazany PZŠ w końcu grudnia. Prace przygotowawcze nad uruchomieniem produkcji nowych silników były prowadzone wspólnie przez biura konstruktorskie w Pilznie i Warszawie. W końcu maja 1930 r. podjęto decyzję zamówienia karterów kutych w zakładach Bristola. Przyjęte rozstrzygnięcia były spowodowane głównie trudnościami w uzyskaniu zakładanych przez licencjodawcę parametrów. Występującym problemom nie podołały zakłady Ursus, jak i wytwórnia macierzysta w Pilznie. W wyniku kolejnej interwencji płk. Henryka Abczyńskiego produkcję wstępną powierzono firmie angielskiej (50 sztuk PAŠ Praga, Škodapol, sygn. VI/12. Notatka o naradzie w Pradze z 9 stycznia 1927 r.; PAŠ Pilzno, Škodapol, sygn. 5012. Informacje inż. V. Hromadki o sytuacji zakładu Škodalot z 3 lipca 1928 r.
17
PAŠ Pilzno, Škodapol, sygn. 5024. Protokół z posiedzenia Rady Zawiadowczej PZŠ z 13 marca 1928 r.; sygn. 5008. Protokół z konferencji ogólnej PZŠ z 9 września 1929 r. oraz Protokół z konferencji z dnia 12 listopada 1929 r.; PAŠ Praga, Škodapol, sygn. V/18. Protokół z konferencji ogólnej PZŠ z 6 kwietnia 1933 r.
18
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 157
karterów), pozostałe miały być wytwarzane w Warszawie. Niska jakość wyrobów i nieosiągnięcie minimów parametrów, zakładanych przez licencjodawcę, spowodowały po raz wtóry odrzucenie całej serii (133 sztuk). Podobne perturbacje wyniknęły z częściami do silników Jupiter, produkowanymi przez Hutę Bismarcka. Dyskwalifikacja szeregu wytwarzanych elementów silnika (dźwigni, komór spalania, trójników wlotowych) doprowadziła do zerwania kontraktu. Dalsze prace zlecono firmie Bristol. Władze wojskowe w wyniku kolejnych opóźnień nałożyły na wytwórnię silników kary konwencjonalne, pomimo iż nie miała ona wpływu na zaistniałą sytuację. Ujemnie oddziaływały również Państwowe Zakłady Lotnicze, które, dysponując oryginalnym silnikiem Bristola – nie uzgodniły w początkach prac konstrukcyjnych płatowców PZL P7 szeregu parametrów związanych z zabudową silników. W efekcie zmiany konstrukcyjne wprowadzono już po uruchomieniu produkcji, a to w konsekwencji musiało generować kolejne przestoje w produkcji, zarówno samolotów, jak i silników. Według zachowanych planów produkcji pierwsze Jupitery miały opuścić wytwórnię na Okęciu w końcu grudnia 1931 r. Zaistniałe perturbacje doprowadziły do przesunięcia terminów. Ostatecznie z umów wywiązano się z półroczną zwłoką, na przełomie maja i czerwca 1932 r. Cena jednego silnika wynosiła 87,9 tys. zł. Departament Lotnictwa planował zamówić, w latach 1932–1934, 233 jednostki napędowe Bristol-Jupiter F VII 485 KM. Ograniczenie ich liczby do 170 sztuk było powodowane nabyciem przez władze lotnictwa wojskowego licencji Bristol-Mercury IV S2, a następnie V S2 o mocy 595 KM. Za odstąpienie licencji zapłacono w sumie 270 tys. zł19. Władze wojskowe, kupując prawa do fabrykacji silników Mercury, musiały w sposób dalekowzroczny postrzegać przyszłe potrzeby wyposażenia sił zbrojnych w nowoczesne płatowce myśliwskie. Decyzje w sprawie uruchomienia nowych silników zapadły jesienią 1932 r., w trakcie konferencji u szefa Sztabu Głównego gen. Janusza Gąsiorowskiego. Przewidywano wówczas konieczność dalszego rozwoju przemysłu silnikowego; w szczególności za pierwszoplanowe zadanie uznano potrzebę wdrożenia wytwórczości silników wielkiej mocy 600–800 KM. Na marginesie warto zauważyć, że afiliacje lotnictwa polskiego z licencjodawcą angielskim powodowało stałe 4–5-letnie opóźnienie w produkcji silników lotniczych, gdyż cechą charakterystyczną Bristola było konsekwentne trzymanie się starych, aczkolwiek sprawdzonych rozwiązań konstrukcyjnych. Spowolnienia w procesie projektowania silników o mocy powyżej 1000 KM zostały nadrobione przez firmę angielską dopiero w końcu lat trzydziestych. W przypadku polskiego przemysłu silnikowego uzupełnienie braków było już w tym czasie niemożliwe20. 19 PAŠ, Pilzno Škodalot, sygn. 5042. Sprawozdanie PZŠ. S.A. za 11 okres sprawozdawczy (1 stycznia – 31 grudnia 1933 rok); AAN, Odd. II SG, sygn. 616/262. Pismo kpt. Czerwionki z Samodzielnego Referatu Studiów Ogólnych do attache w Londynie z 28 września 1931 r. L. 465/tj./31; PAŠ Praga, Škodapol, sygn. VI/15. Protokół z konferencji w PZŠ z 9 lipca 1931 r.; ibidem, sygn. V/37. Protokół z konferencji w PZŠ z 2 czerwca 1932 r.; CAW, Biuro Kontroli MSWojsk., sygn. I 300.17. 97. Pismo szefa Wojskowego Zakładu Zaopatrzenia Aeronautyki płk. H. Abczyńskiego do II wiceministra z 16 lipca 1931 r. L. 7965/31/Zak. 20 CAW, Odd. I SG, sygn. I 303.3.847. Zestawienie ogólne do Trzyletniego Planu Budżetowego (1933–1936), s. 18; por. też A. W., Polityka Lotnicza – Europejskie zbrojenia powietrzne w 1934, „Przegląd
158 Mariusz Majewski
Licencję Mercurego nabyto w końcu października 1932 r. Od tego momentu PZŠ współpracowały bezpośrednio z firmą Bristol, z pominięciem jej francuskiego przedstawicielstwa Gnôme-Rhône. Przyjęte rozwiązania umożliwiły sprawniejszy przepływ informacji, tudzież koordynację badań i równoczesne zredukowanie kosztów współpracy. W pracach nad półfabrykatami do Mercurego początkowo brała udział firma Ursus. Wykonano tam m.in. odlewy pokryw sprężarki; z 19 sztuk tylko 6 zostało przyjętych przez Ekspozyturę Centrali Odbiorczej, pozostałe przeciekały w trakcie próby ciśnieniowej. Podobnie rzecz przedstawiała się ze zbiornikami na smar. Z 10 odlanych w Ursusie aż 9 było porowatych i posiadało braki materiałowe. W rezultacie zakwestionowania jakości produktów zawarto umowę z firmą angielską High Dutty All., na dostawę niezbędnych komponentów. Po opanowaniu przejściowych trudności, które pojawiały się w początkach każdego procesu konstrukcyjnego, produkcja Mercurego ruszyła jesienią 1933 r. Początkowo 7 jednostek miesięcznie, docelowo osiągając w listopadzie 1934 r. poziom 20 silników. Ogółem władze wojskowe zamówiły 200 jednostek napędowych Mercury. Cena podstawowa silnika bez dodatkowego wyposażenia wynosiła 90 tys. zł21. W grudniu 1932 r. władze Departamentu IV zostały poinformowane o kolejnym osiągnięciu firmy Bristol. Prototyp nowej jednostki napędowej – Mercury V S2 o mocy 595 KM, wraz z kompletną dokumentacją zawierającą 223 instrukcje, został przekazany na Okęcie w lutym 1933 r. Dokumentację licencyjną skontrolowano wprowadzając jednocześnie 178 poprawek. Efektywne wykorzystanie zezwolenia doprowadziło do zwiększenia osiągów jednostki napędowej. Większość narzędzi (412), przyrządów (342) oraz sprawdzianów (468) opracowano samodzielnie w wytwórni warszawskiej. Fakt ten wymaga podkreślenia, ponieważ dotychczas całe oprzyrządowanie towarzyszące uruchomieniu wytwórczości nowych silników było wykonywane w zakładach macierzystych w Pilznie. Należy podkreślić, że dopiero po upływie sześciu lat potrafiono w warszawskiej Škodzie samodzielnie doprowadzić do zainicjowania produkcji22. Pierwszym własnym prototypem silnika lotniczego, wykonanym w warszawskiej wytwórni silników, był „Czarny Piotruś” (G-594). Prace nad tą jednostką napędową zapoczątkowano w końcu 1928 r. Projektowany silnik 7-cylindrowy, o układzie gwiaździstym i mocy 100 KM przy 1940 obrotach na minutę, był wynikiem prac konstruktorów: Stanisława Nowkuńskiego i Witolda Łozińskiego. W jednostce o pojemności zaledwie 5,94 litra uzyskano niewiarygodnie wysokie parametry. Było Lotniczy” 1935, nr 1, s. 44–47; W. Koziarczyk, Wehremacht 1933–1939, Warszawa 1971, s. 361–362; E. Malak, op. cit., s. 13–14; CAW Odd. I SG, sygn. I 303.3.776, Referat z 7 marca 1933 s. 20. 21 AAN, Samodzielny Referat Studiów Ogólnych Odd. II SG, sygn. 616/161, k. 134. Pismo Kierownictwa Zaopatrzenia Aeronautyki do Attache wojskowego w Paryżu z 20 marca 1935 r. liczba 772 – 19/ Zak.; PAŠ, Praga, Škodapol, sygn. VI/19. Protokół konferencji w PZŠ z 6 kwietnia 1933 r.; sygn. VI/20. Protokół konferencji w PZŠ z 4 maja 1933 r. 22 PAŠ, Praga, Škodapol, sygn.V/30. Protokół konferencji w PZŠ z 27 czerwca 1932 r. Por. też PAŠ, Pilzno, Škodalot, sygn. 5002. Sprawozdanie zarządu Polskich Zakładów Škody za okres 1 stycznia 1932 – 31 grudnia 1932 r.
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 159
to efektem dużej kompresji silnika, jak i zastosowania sprężarki. W konsekwencji odnotowano niskie zużycie paliwa – 240 g/KM/h. Przeloty mogły być wykonywane nawet na wysokości 7000 metrów. Prototyp „Czarnego Piotrusia” przeszedł próby homologacyjne na płatowcu szkolnym Bartel BM IV. Badania eksperymentalne właściwości jednostki napędowej trwały ogółem 100 godzin. Szczegółowe oględziny wykazały minimalne zużycie części. Jakkolwiek oferta produkcji G-594 wpłynęła do szefa Oddziału I Sztabu Głównego 11 czerwca 1931 r., po zakończeniu prób homologacyjnych, to konstrukcja ta wymagała dostosowania do seryjnej fabrykacji. W konsekwencji zmian doprowadzono do powstania zupełnie nowego typu silnika (G-760). Charakterystycznymi cechami tej 9-cylindrowej konstrukcji było uzyskanie bardzo korzystnego stosunku ciężaru do mocy silnika, tj. 137 kg do 260 KM. Tym samym udało się pozyskać 2 KM z nieco ponad 1 kg wagi silnika. Rozwiązania inż. Stanisława Nowkuńskiego były w tym czasie sukcesem, jeżeli nie na miarę światową, to europejską. Zastosowanie tej awangardowej jednostki napędowej w płatowcu RWD 9 przyczyniło się do sukcesu odniesionego przez Jerzego Bajana i Gustawa Pokrzywki w zawodach lotniczych Challange w 1934 r. Osiągnięty triumf doprowadził do zainteresowania zakupem licencji. Oferty napłynęły wówczas m.in. z Francji, której sprzedano płatowce RWD 9 wraz z silnikiem. Równie duże zainteresowanie okazała włoska firmy Societa Idrovolanti Alfa Italia Savoia. Wstępne pertraktacje z Polskimi Zakładami Ŝkody prowadził inż. Paulo Garro23. Prawie równocześnie z próbami „Czarnego Piotrusia” zaczęto opracowywać nową konstrukcję G-1620 „Mors”. Zamysł powstania tej jednostki oparty był na silniku amerykańskim Pratt & Whitney Wasp Junior. Zapotrzebowanie na nową jednostkę napędową złożyły zarówno PLL „LOT”, jak i władze wojskowe. Wynikało to w głównej mierze z miernych walorów silników Wright, których konstrukcja już w tym czasie była wyraźnie przestarzała i nie nadawała się do użytku w cywilnych liniach lotniczych, ani tym bardziej w samolotach łącznikowo-obserwacyjnych Lublin RXIII. Szef lotnictwa wojskowego płk Ludomił Rayski, dążąc do unowocześnienia płatowców Lublin RXIII, które w obliczu nowych wymagań pola walki stawały się coraz bardziej archaiczne, podjął próbę ich modernizacji przez wykorzystanie silników o lepszych parametrach technicznych, tzn. G-162024. We wrześniu 1932 r. prace nad nowymi jednostkami napędowymi zostały wdrożone. Kierownik wydziału konstrukcyjnego, inż. Witold Łoziński, poinformował dyrektora naczelnego inż. Tadeusza Hayne o wysokim stopniu zaawansowania prac Biuro konstruktorskie PZŠ we współpracy z zakładami Laurin et Klement w Mlada Boleslav podjęło w 1929 r. prace nad konstrukcją silnika elektronowego – Škoda S 29 „Mamut”. Autorami prototypu byli inżynierowie Kazimierz Księski oraz Veseli. Władze wojskowe pomimo dobrych osiągów nie były zainteresowane wdrożeniem produkcji seryjnej. Por. CAW, Odd. I SG, sygn. I 303.3.545. Pismo dyr. naczelnego PZŠ inż. T. Hayne do szefa Odd. I SG z 11 czerwca 1931 r.; ibidem, Prośba Societa Indrovolanti Alfa Italia Savoia w sprawie zakupu licencji G 760 z 18 maja 1936 r.; Kalendarz Lotniczy Polskich Zakładów Škody, Warszawa 1933, s. 2–5.
23
PAŠ Praga, Škodapol, sygn. V/18. Protokoły z konferencji w PZŠ z 23 września 1932 r. i 6 kwietnia 1933; CAW, Odd. I SG, sygn. I 303.3.776. Referat szefa Departamentu Aeronautyki o realizacji planu budżetowego za rok 1935/1936; L. Rayski, Słowa prawdy..., s. 51.
24
160 Mariusz Majewski
nad budową prototypu silnika. Planowany termin przekazania pierwowzoru do ostatecznego montażu wstępnie został ustalony na marzec 1933 r. Zakończenie prób homologacyjnych w tak napiętych terminach było jednak niemożliwe z powodu braku narzędzi i sprawdzianów. Pomimo tych niedogodności dyrekcja zakładów wydała zlecenie na produkcję 25 sztuk jeszcze przed zakończeniem wymaganych prób homologacyjnych. Odlewy karterów, które były piętą achillesową polskiego przemysłu lotniczego, i w tym przypadku zostały zamówione w zakładach macierzystych w Pilznie. Ostatecznie w końcu 1934 r. wytwórnia zrealizowała dostawy 50 jednostek napędowych G-1620 „Mors”25. Ostatnim prototypem jednostki napędowej, nad którym zainicjowano studia, jeszcze przed rozpoczęciem procesu etatyzacji warszawskiej wytwórni Škody, był silnik rzędowy „Foka”, chłodzony powietrzem, o mocy nominalnej 420 KM. Przypomnijmy, że PZŠ specjalizowały się przede wszystkim w produkcji silników gwiazdowych, łatwiejszych w produkcji i mniej skomplikowanych, mających jednak słabsze osiągi. „Fokę” planowano zastosować w samolotach bojowych, głównie myśliwskich oraz pościgowych – PZL 39 (LWS 4) i PZL 38 „Wilk”. Dowództwo lotnictwa złamało obowiązującą zasadę przygotowania konstrukcji do gotowego prototypu silnika. Efektem takich poczynań było ukończenie konstrukcji samolotów w 1937 r., podczas kiedy prace nad jednostką napędową znajdowały się jeszcze w stadium prób. Wątpliwe jest, czy rozpoczęcie prac nad „Foką” mogło doprowadzić, w szybkim tempie, do skonstruowania w pełni udanego silnika lotniczego. Na przełomie 1934 i 1935 r. udało się konstruktorowi prowadzącemu wykonać niezbędne obliczenia, dobrać odpowiednie komponenty i surowce. Dalsze prace po jego śmiertelnym wypadku w Tatrach zostały spowolnione. Następcy Stanisława Nowkuńskiego – inżynierowie: Jan Oderfeld, Włodzimierz Strzeszewski i Ludwik Bełkowski potrzebowali kolejnych 2 lat na rozwiązanie wszystkich problemów z zapłonem silnika i osiągnięcie planowanych parametrów. Tymczasem prace nad przygotowaniem prototypu „Foki” utraciły dotychczasowe priorytety, wobec zarysowujących się możliwości kupna francuskich silników Hispano-Suiza i Gnôme-Rhône26. Stosunki pomiędzy władzami wojskowymi a zarządem Polskich Zakładów Škody układały się w latach 1927–1934 w zasadzie poprawnie. Jedyną poważniejszą interwencję płk. Ludomiła Rayskiego odnotować można w 1929 r. W wyniku nieporozumień na tle organizacji pracy zmuszony został do odejścia inż. Władysław Kozłowski. Pełnił on w początkach rozwoju wytwórni silników funkcję dyrektora technicznego. W końcu lutego 1934 r. zaczęły się krystalizować tendencje do upaństwowienia wytwórni Škody. Orędownikami takiego rozwiązania byli: szef Administracji Armii gen. dr Felicjan Sławoj-Składkowski oraz gen. Ludomił Rayski. 25 PAŠ Praga, Škodapol, sygn. V/18. Protokół z konferencji w PZŠ z 23 września 1932 r. i 6 kwietnia 1933. 26 Pełne zestawienie osiągnięć planu 1933–1936 podał E. Malak, Samoloty bojowe i zakłady lotnicze Polska 1933–1936, Wrocław 1990, s. 90–92. Porównaj również: CAW, Odd. I SG, sygn. I 303.3.776. Zestawienie prac budżetowych Departamentu Aeronautyki w roku 1934/1935 L. 1750/mob/35; Referat szefa Departamentu Aeronautyki o realizacji planu budżetowego za rok 1935/1936.
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 161
W powojennych wspomnieniach dowódcy lotnictwa sprawa ta została celowo pominięta, a rzeczywiste intencje władz wojskowych umyślnie skryte. Dlatego też zachodzi potrzeba omówienia tego problemu27. Współpraca polityczna i wojskowa między rządami II Rzeczypospolitej i Czechosłowacji w początkach lat trzydziestych rozwijała się poprawnie, prowadząc nawet do częściowej unifikacji uzbrojenia. Do zarysowania tego monolitu doszło w 1931 r. Zarząd koncernu nawiązał ścisłe kontakty z rządem radzieckim. Orędownikiem takiej strategii był członek zarządu, rusofil inż. Vilhelm Hromadko. Oczywiste jest, że nawiązanie współpracy w okresie kompletnego załamania światowej gospodarki miało przede wszystkim tło ekonomiczne. Jak sugerował to attache wojskowy w Pradze mjr Czerwiński, rząd na Hradczanach stojąc przed alternatywą wypłacenia bezrobotnym zasiłków lub popierania i rozwoju eksportu, wybrał słusznie tę drugą opcję. Otwarcie rynku wschodniego na produkty koncernu zbrojeniowego Škody miało jednak podtekst polityczny, gdyż uzależnione było od uznania de iure rządu sowieckiego. Do zbliżenia politycznego obydwu partnerów doszło nieco później, po fiasku planu wschodniego Jeana Barthu. W konsekwencji podpisano 2 maja 1935 r. francusko-radziecki układ o wzajemnej pomocy, a następnie 16 maja 1935 r. czechosłowacko-radziecki. Dalsze informacje na temat zbliżenia rządów ZSRR i Czechosłowacji zawarł w piśmie do szefa Oddziału II Sztabu Głównego ppłk Bogdan Kwieciński. Przyjazd delegacji sowieckiej, według notatek pułkownika, został spowodowany naciskami Francji i miał na celu zapoznanie z bazami operacyjnymi lotnictwa w Pradze, Ołomuńcu i Żylinie. Jednocześnie 1 czerwca 1935 r. nastąpiła rewizyta szefa lotnictwa czeskiego gen. Fajfra w Moskwie, gdzie podpisano wstępne umowy w sprawie dostaw: 200 samolotów Avia, 500 jednostek napędowych oraz 1200 reflektorów. W trakcie wizyty komisarza ds. zagranicznych Maksima Litwinowa doszło również do wspólnych narad sztabowych. Planowana 19 czerwca 1935 r. wizyta polskiego dowódcy lotnictwa gen. Ludomiła Rayskiego nie miała już najmniejszego sensu i musiała zostać odroczona. Wobec istniejących napięć polsko-czechosłowackich niewielkie znaczenie miały skargi rządu w Warszawie na postępowanie z mniejszością polską oraz prawie jednoczesne uznanie persona non grata konsula w Ostrawie. Z przedstawionych argumentów wynika jednoznacznie, iż bezpośredni wpływ na zerwanie kontraktu z Polskimi Zakładami Škody miały kwestie polityczne. Pod pretekstem trzykrotnego przekroczenia terminów dostaw interweniował zastępca dowódcy lotnictwa płk Henryk Abczyński. Przypominamy, że sytuacja taka umożliwiała usprawiedliwione z punktu widzenia prawa zerwanie umowy ramowej z 1926 r. W intencjach władz wojskowych nie leżało jednak prowadzenie przewlekłego postępowania procesowego. Władze koncernu, próbując bronić się przed zamysłem etatyzacji, odwołały dyrektora naczelnego AIPiMS Londyn, sygn. A.20.5/3. Protokół przesłuchania Władysława Kozłowskiego z 1 lutego 1940 r., s. 2–6; PAŠ, Pilźno Škodapol, sygn. 5010. Pismo inż. T. Hayne do K. Rochette w sprawie odwołania inż. W. Kozłowskiego z 4 czerwca 1929 r.; L. Rayski, Słowa prawdy..., s. 42. 28 CAW, Odd. I SG, sygn. I 303.3.559. Protokół konferencji międzysztabowej z 23 kwietnia 1927 r. L. 007/ Mob/Mat.; PAŠ, Pilzno Škodapol, sygn. 5015. Pismo zarządu PZŠ do szefa Departamentu Lotnictwa 27
162 Mariusz Majewski
wytwórni inż. Tadeusza Haynego, który został zastąpiony w marcu 1934 r. przez inż. Romana Umiastowskiego28. Kolejnym powodem bezzasadnych pretensji władz wojskowych do zakładów na Okęciu była rzekoma niechęć do współpracy z polskimi firmami: Babitt, Mieszczański, Ursus, hutami – Bismarcka, Królewską, Pokój. Nie trzeba było dowodzić, że próby nawiązania współpracy kończyły się z reguły tym, że przekraczano terminy dostaw, nie osiągając zakładanych parametrów. Istotnym powodem rozbieżności były koszty silnika G-1620. Zgłoszone roszczenia obliczono na kwotę 750 tys. zł. W wydatkach zamieszczono koszty przeprowadzenia prac badawczych i konstrukcyjnych. Władze Departamentu Lotnictwa początkowo zgodziły się wyrównać te straty poprzez złożenie zamówienia na 150 jednostek napędowych G-1620. Zaproponowano jednocześnie powiększenie ceny „Morsów” o wartość 5 tys. zł. Po wycofaniu się z przedwstępnej umowy i redukcjach do 75 sztuk, dyrektor warszawskiej Škody interweniował bez powodzenia u szefa Administracji Armii. Próby zmiany decyzji zakończyły się złożeniem propozycji zakończenia współpracy i wykupienia wytwórni silników lotniczych (28 grudnia 1934 r.) Proponowane przez przedstawicieli koncernu Vilhelma Hromadkę i Romana Umiastowskiego odszkodowanie w wysokości 22,1 mln zł zostało w całości zakwestionowane. Ze swej strony dowódca lotnictwa oferował zapłatę w wysokości różnicy pomiędzy aktywami firmy i pasywami, wynoszącą 4,7 mln zł. W odpowiedzi na kontrpropozycję zwrócono się z pismem do Kierownictwa Zaopatrzenia Aeronautyki. Wykluczono w nim możliwość sprzedaży wytwórni silników za cenę, która była cząstką wartości przedsiębiorstwa. Wyrażono jednocześnie gotowość do odbycia dalszych pertraktacji i powołania neutralnej komisji29. W skład grupy rzeczoznawców weszli: inż. Czesław Klarner – były minister przemysłu i handlu, władze Ministerstwa Skarbu reprezentował inż. Józef Kożuchowski. W wyniku dwumiesięcznej kontroli PZŠ ustalono, że: Niezbędne środki na finansowanie polskiej Škody zostały pozyskane poprzez publiczną emisję 7,5% obligacji na rynku angielskim [...] Wysokość inwestowanego kapitału wahała się pomiędzy 43 mln a 131 mln kč. Przeciętna, [...] kapitału inwestycyjnego wynosiła, 96 mln kč, co odpowiada 25,5 mln zł. Z wpływów w fabryce lotniczej przekazano łącznie w ciągu całego okresu 66 mln koron [tj. przeciętnie w skali rocznej 2,2 mln zł – przyp. M.M.] [...] Straty poniesione w ciągu 8 lat działalności wytwórni silników lotniczych wyniosły zatem 8,5 mln koron.
MSWojsk. z 12 kwietnia 1934 r. s. 6; ibidem, Uwagi inż. V. Hromadki dotyczące organizacji prac w PZŠ w Warszawie z 25 kwietnia 1934 r.; AAN, Oddz. II SG, sygn. 616/98 k.637. Pismo Poselstwa Polskiego w Pradze Attache Wojskowy do szefa Odd. II Sztabu Głównego z 17 września 1931 r. L. 494/31; Pismo Poselstwa RP Attachat do szefa Odd. II SG z 14 lutego 1935 r. L.53/tjn./35; sygn. 616/237. Streszczenie exposé Edwarda Beneša z 5 listopada 1935 r. 29 PAŠ, Pilzno, Škodapol, sygn. 5019. Pismo Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Škody do gen. L. Rayskiego z 14 marca 1935 r. 372/35. Ibidem, Pismo dyrekcji zakładów Škody J. Moudry i V. Hromadko do Departamentu Aeronautyki MSWojsk. z 14 marca 1935 r. 374/35.
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 163
Dalsze rozmowy prowadzone były, począwszy od 14 marca 1935 r., przez reprezentantów koncernu Škody – inżynierów Józefa Modrego i Karola Boxanita. Uzgodniono wówczas, że należności, wypłacone przez władze wojskowe w formie zaliczek na produkcję „Merkurego”, „Morsów”, G-1620, w kwocie 11,2 mln zł, zostaną przyjęte kompensacyjne przez wojsko w postaci półfabrykatów i części zapasowych do silników. Wytwórnia wraz z całym wyposażeniem została odstąpiona za kwotę 9 mln zł. Polskie Zakłady Škody przekazały wszystkie prawa licencyjne zawarte z angielskimi wytwórniami: Reeda i Societe Continental Parker na produkcję śmigieł, przewodów i uszczelek30. Ostatecznie transakcja wykupu wytwórni silników została zawarta 6 maja 1935 r. w kancelarii notarialnej Stefana Benedykta w Warszawie, gdzie podpisano akt sprzedaży za sumę 9 mln zł. Jednakże z oferty tej wyłączono fabrykę kabli i silników elektrycznych, które również wchodziły w skład kompleksu fabrycznego PZŠ. Sprzedaż wytwórni silników lotniczych na Okęciu nie oznaczała, bynajmniej, zupełnego odejścia koncernu z Polski. Po zmniejszeniu kapitału założycielskiego PZŠ z 15 mln do 500 tys. zł doprowadzono do powstania filii w Chorzowie oraz Łodzi. Głównymi produktami handlu, w dobrze zorganizowanej sieci sprzedaży w Wilnie, Bydgoszczy, Gdańsku, Lwowie, Gdyni, Krakowie, były kable elektryczne, stacje transformatorowe, silniki elektryczne, tablice rozrządowe31. Sprawa kupna przez MSWojsk. zakładów Škody na Okęciu rozpatrywana była przez Komitet Ekonomiczny Ministrów. Wniosek II wiceministra spraw wojskowych i szefa Administracji Armii motywowany był w następujący sposób: Cena silnika u Škody wynosiła z górą 100 000 zł. Cena angielska takiegoż silnika wynosiła zaledwie 50 000 zł. Różnica ta jest spowodowana: przestarzałym urządzeniem firmy, brakiem chęci do współpracy z wytwórniami krajowymi, co w konsekwencji daje ogromne opóźnienia w dostawach surowców i wielką ilość odrzutów, brakiem zainteresowania w obniżaniu ceny [...] Zdolność produkcyjna fabryki jest niewystarczająca nawet dla zaspokojenia potrzeb pokojowych, co zmusza do periodycznych zakupów za granicą [...] Rozwój własnych konstrukcji, jako nie leżący w interesie czeskiego przemysłu, jest celowo utrudniany i opóźniany. Przy łączności wytwórni z czeskim koncernem uniemożliwione jest zachowanie tajemnicy. W najbliższym czasie musimy zakupić 1000 silników, których koszt wyprodukowania u Škody wyniósłby bez mała 80 mln zł – za granicą natomiast 42 mln zł.
Wielokrotne analizy wniosku gen. dra Felicjana Sławoj-Składowskiego wskazują jednoznacznie, że współpraca Škody przestała być potrzebna w przemyśle lotniczym. Jednocześnie władze wojskowe wykazywały w owym czasie silne tendencje PAŠ, Pilzno, Škodapol, sygn. 5019. Pismo zarządu Škody do Kierownictwa Zaopatrzenia Aeronautyki z 27 lutego 1935 r.; sygn. 5019. Pismo koncernu Škody do gen. L. Rayskiego z 15 marca 1935 r. L. 374/35; sygn. 5042. Protokół komisji rzeczoznawców z 29 kwietnia 1935 r.; R. Bartel, J. Chojnacki, T. Królikiewicz, A. Kurowski, op. cit., s. 425. 31 AP m. st. Warszawy, Rejestr Handlowy Sądu Okręgowego w Warszawie, sygn. RHB XLV, poz. 6556. Wpis z 13 listopada 1935 i 12 kwietnia 1937 r.; Bilans zamknięcia na dzień 31 grudnia 1936 r. Polskich Zakładów Škody S.A., „Monitor Polski” z 29 maja 1937 r., nr 120. 30
164 Mariusz Majewski
etatystyczne, co spowodowane było napięciami politycznymi w Europie. W dalszej części wniosku przedstawiono korzyści materialne po nabyciu PZŠ. Wartość fabryki 9 mln zł, surowce i półfabrykaty 11,2 mln zł, narzędzia, przyrządy, archiwum techniczne i materiałowe 10 mln zł. Kwoty należne za sprzedaż wytwórni silników na Okęciu-Dedalach zostały przekazane przez Bank Polski francuskiemu dysponentowi pakietu kontrolnego akcji Škody, L’Union Europenne Industrieelle et Financiere, począwszy od 20 kwietnia do 2 września 1935 r.32 Oceniając dorobek Polskich Zakładów Škody w latach 1926–1935 należy podkreślić, że doprowadzono do uruchomienia produkcji licencyjnych jednostek napędowych Lorraine-Dietrich, Wright „Whirlwind”, Bristol, a następnie własnej konstrukcji G-560, 760, 1620, „Foka”. Wdrożono w cykl produkcyjny personel robotniczy i inżynieryjny, pozyskując tym samym wykwalifikowaną kadrę, co mogło zaowocować w przyszłości (PZL WS) własnymi, w pełni udanymi konstrukcjami silników. Po stronie niekwestionowanych zasług koncernu Škody należy zapisać wypracowanie norm technologicznych w dziedzinie materiałów stosowanych do produkcji silników lotniczych. Niebagatelne znaczenie miało także opracowanie warunków wytrzymałości i eksploatacji silników, podobnie jak rozpoczęcie produkcji precyzyjnych narzędzi pomiarowych33.
The Second Attempt at Starting the Production of Aircraft Engines – Polish ŠSkoda Plants (1926–1935) Abstract Dissolution of the agreements with the French-Polish Aircraft and Automobile Plants resulted in calling a competition for the start up of production of aircraft engines in Poland. Among the received offers, the military command selected the project of the Czech-Slovak concern of Škoda. Initially, the aircraft driving motors were manufactured according to French, English, and American licences, and in 1928, our native constructions were designed. At the outset, it was the 7-cylinder engine of 100 horsepower “Czarny Piotruś” G-594, then Pomimo odniesionych korzyści, należy podkreślić ewidentne i niekwestionowane potknięcie władz wojskowych, gdyż w 1936 r. upływał termin dziesięcioletniej umowy ramowej. Przypomnijmy zatem, iż umożliwiało to rozwiązanie kontraktu po zapłaceniu odszkodowania w wysokości 3 mln. zł. Por. PAŠ, Pilzno Škodapol, sygn. 5019. Wypis z aktów notarialnych S. Benedykta, repetytorium nr 939 z 6 maja 1935 r. T. Grabowski, op. cit., s. 64–65; AAN, Prezydium Rady Ministrów, sygn. 1153, k. 5–7. Wniosek gen. bryg. dr F. Sławoja-Składkowskiego na Komitet Ekonomiczny Ministrów, w sprawie upoważnienia do nabycia PZŠ (bez daty): Ministerstwo Skarbu, sygn. 6736, k. 19. Odpis pisma dyrekcji Banku Polskiego do PZŠ z 29 kwietnia 1938 r. nr KJ/RN; AP m. st. Warszawy, Rejestr Handlowy Sądu Okręgowego w Warszawie, sygn. RHB XLV poz. 6556. Wpis z 13 listopada 1935 i 12 kwietnia 1937 r.; Bilans zamknięcia na dzień 31 grudnia 1936 r. Polskich Zakładów Škody S.A., „Monitor Polski” z 29 maja 1937 r. nr 120 . 33 Por. Konferencja w sprawie polskiego układu pasowań, „Przegląd Techniczny” nr 18 z 2 maja 1928 r. 32
Druga próba uruchomienia produkcji silników... 165
it was the G-760 of 260 horsepower. In the subsequent years, G-1620 “Mors” (340 HP) and “Foka” (420 HP) were created. The author of those designs was Stanisław Nowkuński together with the team including: Witold Łoziński, Jan Oderfeld, Włodzimierz Strzeszewski, and Ludwik Bełkowski. The production of aircraft engines on the territory of Poland, however, encountered a number of obstacles, such as the lack of tradition of machine building industry, and also the emergence of a whole chain of cooperation bonds. In 1926–1935, the Polish Škoda Plants tried to get in contact with the State Aircraft Plants, the steel works: “Bismarck”, Królewska”, “Pokój”, foundries: “Mieszczański” and “Babitt”. The experiments carried out with coloured metals usually ended with failure. Therefore, the production of the basic parts was entrusted to foreign firms: Lorraine-Dietrich in Louneville, Škoda in Plzen and in Mlada Boleslav, GnômeRhône, High Dutty All., Pratt & Whitney. The military command was not satisfied with that cooperation due to the higher costs of production. Another reason of discrepancy between the military command and the Polish Škoda Plants were the capital connections of the Czech-Slovak concern, and establishing direct relationships, both economic, political, and especially military with the soviet government. The final elimination of the Czech-Slovak agency from the war industry of the 2nd Republic occurred on May 6th, 1935, and the Polish Škoda Plants were merged into the concern of the State Aircraft Plants.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
MATERIAŁY I MISCELLANEA Bożena Popiołek
„Manelek dwie i pereł sznurów cztery”. O szlacheckich inwentarzach posagowych i pośmiertnych z XVIII w.
Ludzkie przywiązanie do rzeczy, nieodpartą chęć posiadania i gromadzenia przedmiotów znakomicie ilustrują szlacheckie inwentarze, spisywane przy każdej nadarzającej się okazji – sporządzania wypraw ślubnych idących za mąż córek, pakowania kufrów potrzebnych w podróży, rachowania schedy po zmarłych członkach rodziny i kłótni trybunalskich o przynależny sobie majątek. Te, z pozoru niewiele znaczące dla współczesnego człowieka spisy rzeczy budzą naszą ciekawość ilością i egzotyką przedmiotów, niewyobrażalną dziś wartością kruszcu i szlachetnych kamieni, barwą i przepychem strojów. Czasem wywołują zdumienie drobiazgowością skrybów, spisujących lichy majątek niezamożnych szlachetków – wyszczerbione sztućce, podarte sukienki, znoszone buciki, podrabiane błyskotki – czasem zaś podziw dla poczucia humoru tychże, o czym pisał w jednym ze swych artykułów Andrzej Pośpiech1. Jak wskazują badania, właśnie na XVIII stulecie przypada w całej Europie kulminacja praktyki inwentarzowej. Regestry posagowe i pośmiertne są świadectwem szlacheckiej zamożności lub starannie ukrywanej biedy, osiągniętego poziomu życia, niekiedy efektem starań wielu pokoleń, ale i wyrazem aspiracji i ludzkich potrzeb2. Dzięki temu szlachec1 A. Pośpiech, Miejsce ubioru w wielkopolskich pośmiertnych inwentarzach szlacheckich XVII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, R. 1986, nr 3, s. 433–449; por. idem, Pułapka oczywistości. Pośmiertne spisy ruchomości szlachty wielkopolskiej z XVII wieku, Studia i Materiały z Historii Kultury Materialnej, T. LXIV, Warszawa 1992; idem, Majątek osobisty szlachcica w świetle wielkopolskich pośmiertnych inwentarzy ruchomości z XVII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, R. 1981, nr 4, s. 463–481; J. Szyposz, Odzież szlachty w świetle inwentarzy ruchomości zawartych w aktach grodzkich i ziemskich województwa krakowskiego z lat 1645–1670, ibidem, nr 3, s. 349–363; A. Klonder, Wszystka spuścizna w Bogu spoczywającego. Majątek ruchomy zwykłych mieszkańców Elbląga i Gdańska w XVII wieku, Studia i Materiały z Historii Kultury Materialnej, T. LXVIII, Warszawa 2000. 2 Por. L. Kajzer, Posag wojewodzianki kujawskiej z połowy XVII wieku, KHKM, R. 1988, nr 1, s. 61–76; H. Żerek-Kleszcz, Perły kasztelanki. Inwentarz majątkowy Zofii z Poniatowskich, [w:] Niebem
„Manelek dwie i pereł sznurów cztery”. O szlacheckich inwentarzach... 167
kie inwentarze są znakomitym źródłem do badania mentalności ludzi minionych epok, dają możliwość poznania ich zainteresowań i upodobań, określenia obowiązujących wówczas norm kulturowych i obyczajowych, tradycji, stosunków rodzinnych i związków klientarnych, ustalenia systemu wartości, którym się kierowali czy wreszcie określenia ich zamożności i poziomu ekonomicznego życia. Trudno się też zgodzić ze zdaniem A. Pośpiecha, który uważa, że „pojedynczy inwentarz nie wart jest nic lub bardzo niewiele bez szerszego kontekstu porównawczego”3. Wszystko bowiem zależy od tego, jaki cel badawczy będzie nam przyświecał i jakie informacje posiadamy na temat właściciela inwentaryzowanych dóbr czy mobiliów. Wśród stosów cennych przedmiotów i biżuterii, bogatych strojów i koronek, „olenderskiej” bielizny i saskich „farfurów”, broni, końskich rzędów i licznych stad koni lub owiec znajdziemy magnacką pychę, wynikającą z ogromu zgromadzonego majątku i dumę pojedynczego szlachcica, że dorównał bogatszemu sąsiadowi. Nawet, gdy jego regestr rzeczy mieści się na jednej stroniczce. Znajdziemy też świadectwo rodzinnych waśni i konfliktów, wzajemnych żalów i goryczy ludzi oszukanych, jak w przypadku Franciszka Husarzewskiego, porucznika wojsk koronnych, któremu w posagu obiecywano znaczny majątek, a po ślubie „nie wziąłem nic więcej, tylko kuferek próżny, kura włoskiego z kurą na zapomożenie i parę rasowych sukienek na niej [tj. żonie – przyp. B.P.], a po matce jej manto niebieskie kitajkowe i spódnicę adamaszkową niebieską”4. Sporo tu drobnych i większych fałszerstw odkrywanych przy okazji spisywania i wyceny otrzymanych ruchomości. Urszula Elżbieta z Przebendowskich Ożarowska ze smutkiem odnotowała w inwentarzu pośmiertnym męża Jerzego Marcina Ożarowskiego (zm. 1741), oboźnego koronnego fakt, że część darowanej jej przez małżonka biżuterii ma niewielką wartość. Jak się bowiem okazało z trzech iglic diamentowych sadzonych szmaragdami, oddanych do wyceny jubilerowi warszawskiemu niejakiemu Piątkowskiemu, tylko jedna zawierała prawdziwe klejnoty5. Tenże Ożarowski dopuścił się ponadto „drobnej” mistyfikacji, kiedy to chcąc wyposażyć jedną z córek Annę Zofię Lubomirską, starościnę kazimierską, kazał wyłuskać diamenty „osobliwego waloru” z oprawy jakiegoś obrazu przywiezionego z Paryża i „czeskie kamyki powprawiać” w ich miejsce6. Z kolei Krystyna z Branickich Sapieżyna, podskarbina nadworna litewska, wytoczyła proces matce i sercem okryta. Studia historyczne dedykowane dr Jolancie Malinowskiej, pod red. M. Malinowskiego, Toruń 2003, s. 281–301; A. Szymczakowa, Wyprawy szlachcianek sieradzkich w XV wieku, [w:] ibidem, s. 139–147; T. Nowak, Kilka uwag o zapisach posagowo-wiennych szlachty łęczyckiej w XV wieku, [w:] ibidem, s. 149–157. 3 A. Pośpiech, Pułapka oczywistości..., s. 26. 4 Wyznanie F. Husarzewskiego z 1753 r., Centralne Archiwum Historyczne we Lwowie (dalej cyt. CAH Lwów), fond 835, opis 1, spr. 1906, k. 25; por. Intercyza ślubna Franciszka Husarzewskiego i Marianny Szczygielskiej z 21 II 1713 r., ibidem, k. 1–2. 5 Klejnoty jako mi są darowane przez śp. męża mego kochanego, [w:] Spis inwentarzowy rzeczy ruchomych po śmierci Ożarowskiego Jerzego, oboźnego kor. sporządzony przez żonę w Drugii 15 V 1741, CAH Lwów, fond 835, opis 1, spr. 2177, k. 3. 6 Ibidem, k. 2.
168 Bożena Popiołek
i braciom, kiedy okazało się po wycenie, że otrzymane przez nią w posagu kosztowności nie są warte 10 000 talarów bitych – jak obiecano – a 7000 talarów7. Spisy ruchomości miały wielkie znaczenie praktyczne i prestiżowe. Pozwalały uporządkować posiadany czy też przekazywany majątek, dokonać jego oszacowania, zapobiec rozkradzeniu i uszczupleniu, pokazać nie tyle wartość, co liczbę darowanych lub pozostałych przedmiotów. Skrupulatność w sporządzaniu zwłaszcza inwentarzy posagowych wynikała często z przenikliwości i zapobiegliwości rodziny panny – pragnienia zwrotu posagu w przypadku bezpotomnej śmierci obdarowanej kobiety lub innych problemów małżeńskich (np. częstych w XVIII w. starań o unieważnienie małżeństwa) czy też późniejszych działów majątkowych wśród osieroconych dzieci. Nie wszystkie regestry były zgłaszane i odnotowywane w księgach sądowych, niektóre z nich służyły tylko najbliższym. W przypadku śmierci właściciela stanowiły zabezpieczenie przed nieuczciwością służby, która mogła sprzeniewierzyć różne przedmioty, bądź potwierdzenie ostatniej woli zmarłego, który rozdał część majątku tuż przed śmiercią. Niekiedy regestry pośmiertne są integralną częścią ostatniej woli testatora, który w ten sposób obdarowuje i wynagradza krewnych, przyjaciół czy służbę, jak w przypadku Konstancji z Potockich Szczukowej, podkanclerzyny litewskiej, która wyraźnie zaznaczyła: Rzeczy moje ruchome wszystkie osobliwym spisane regestrem, który do tegoż Testamentu, a Testament do regestru referować się we wszystkim mają, jakom je tymże rozporządziła i komu tymże naznaczyła regestrem, te każdemu z osobna według tejże wyrażonej woli i rozrządzenia mego powinny być punktualnie i skutecznie oddane8.
Generalnie jednak nie ma zbyt wielkich różnic między inwentarzami posagowymi a pośmiertnymi, z wyjątkiem tej, że w pośmiertnych spisywano niemal wszystko, a w posagowych wyłącznie określone mobilia, które darowano idącej za mąż kobiecie. Tak jedne, jak i drugie sporządzane były według różnych kryteriów – grupowania przedmiotów według określonych kategorii (suknie, klejnoty, chusty, srebra, cyna, miedź, broń), wartości rzeczywistej (klejnoty, srebra, porcelana) czy też emocjonalnej pewnych rzeczy, jak – w spisie Urszuli Elżbiety Ożarowskiej – „obrączka złota z cząstką drzewa z Krzyża św., którą nosił mąż, drugą ja podarowaną przez męża”9. Zwykle inwentarze posagowe są uboższe pod względem liczby wymienianych przedmiotów – choć nie ich wartości realnej – i nie wspomina się w nich o dobrach ziemskich. Ponieważ dotyczą one niemal wyłącznie kobiet, obejmują przeważnie Umowa ślubna z 2 XI 1728 r. i umowy z lat 1737–1738, Archiwum Państwowe w Krakowie, oddział na Wawelu (dalej cyt. AP Wawel), Archiwum Sanguszków (dalej ASang.), teka 81, plik 1, k. 49 i 57–65; por. T. Zielińska, Kosztowności jako składnik wyposażenia kobiet w XVII i XVIII wieku, [w:] Miasto – Region – Społeczeństwo. Studia ofiarowane Profesorowi Andrzejowi Wyczańskiemu w sześćdziesiątą rocznicę Jego urodzin, pod red. E. Dubas-Urwanowicz i J. Urwanowicza, Białystok 1992, s. 301–302; zob. też B. Popiołek, Kobiecy świat w czasach Augusta II. Studia nad mentalnością kobiet z kręgów szlacheckich, Kraków 2003, s. 212 i n. 8 Testament Konstancji z Potockich Szczukowej z 1729 r., CAH Lwów, fond 181, opis 2, spr. 2856, k. 3. 9 Ibidem, k. 3. 7
„Manelek dwie i pereł sznurów cztery”. O szlacheckich inwentarzach... 169
spis sukien i klejnotów, bielizny, sprzętów gospodarstwa domowego i wyposażenia mieszkań (sypialnia, gotowalnia – toaletka), czasem pojawiają się konie i karety, broń, rzadko książki. Przy sporządzaniu regestrów posagowych pojawia się pewna tendencja, uwzględniająca przede wszystkim przedmioty reprezentacyjne, będące zwykle formą lokaty kapitału. Rzadziej w inwentarzach tego typu znajdziemy rzeczy codziennego użytku – bieliznę i stroje codzienne – które stanowiły obowiązkowe wyposażenie panny10. Często ich obecność kwitowano stwierdzeniem „i to, co zwykle pannie należy”. Zdarza się również często, że do uporządkowanych z pozoru spisów wkradają się przedmioty zgoła przypadkowe, niezwykłe lub nawet tajemnicze, których przeznaczenie znane było tylko ich właścicielowi. Najczęściej dotyka to inwentarzy pośmiertnych, sporządzanych naprędce, wśród ogólnego zamieszania i rozpaczy lub w obawie przed rozgrabieniem i zajazdem. Taki przypadek spotkał spadkobierców Cetnerów w latach 30. XVIII w., kiedy to na wieść o śmierci Stanisława Cetnera, starosty szczurowieckiego, a później jego żony Róży z Dąbrowskich 2v. Lubowieckiej, niejaki Wisłocki zajechał dobra Mokrzany, gdzie zgromadzone były rozmaite rzeczy – szkło, farfury, żelaza, materace, książki i obrazy, krzesła i stoły – ukryte w spiżarniach11. Pomiędzy spadkobiercami wywiązał się spór o pozostałe mobilia. Upchane w skrzyniach niszczały przez kilka lat nim uregulowano sprawy dziedziczne, ale jak podkreślono w inwentarzu „te wszystkie rzeczy in natura przystarzałe” zostały odzyskane12. Część nadal jednak pozostała w kufrach i pod zastawem, co nie wróżyło dobrze na przyszłość. Co jakiś czas córka starosty szczurowieckiego Kunegunda Cetnerówna wyjmowała ze skrzyń potrzebną jej bieliznę i różne drobiazgi zostawiając stosowny regestrzyk. W kobiecych inwentarzach posagowych z XVIII w. przeważają suknie, bielizna stołowa i osobista (dzienna i nocna), biżuteria, pościel oraz rozmaite naczynia kuchenne i stołowe, rzadziej – jak wspomniano – książki czy dzieła sztuki. W wyprawie Anny Franciszki z Gnińskich Zamoyskiej, podskarbiny koronnej znalazły się m.in. namioty na łóżko, „porządki pokojowe” z przyborami do pisania, obicia ścienne i meblowe oraz kosztowne stroje13. W regestrze ślubnym Krystyny z Sanguszków Sapieżyny, trzeciej żony Władysława Józefata Sapiehy, wojewody brzeskiego litewskiego, wymienia się nawet obrazy – „obraz NMP Częstochowskiej z sukienką srebrną niecałą”, obrazek św. Franciszka na blasze, obraz NMP w ramkach malowany i „obrazków różnych naklejanych”14. Ilość i rodzaj materiałów, z których wykonano B. Popiołek, op. cit., s. 216. Regestr po ugodzie stron w sądzie polubownym we Lwowie po śmierci Róży z Dąbrowskich i Stanisława Cetnerów małżonków z 1738 r., [w:] Regestry Cetnerów, Biblioteka im. Ossolińskich we Wrocławiu (dalej cyt. BOss), rkps 3649/III, k. 4. 12 Ibidem, k. 2; na temat rzeczy starych w inwentarzach zob. A. Pośpiech, Rzeczy stare w pośmiertnych szlacheckich inwentarzach ruchomości z XVII wieku, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, R. 1996, nr 4, s. 377–385. 13 T. Zielińska, op. cit., s. 298–299. 14 AP Wawel, ASang., teka 81, plik 1, k. 1–12 i k. 16–17; por. B. Popiołek, op. cit., s. 216. 10 11
170 Bożena Popiołek
te przedmioty zależały od zamożności rodziny. Ważnym elementem posagów była zwłaszcza biżuteria, czyli klejnoty, które miały realną wartość, można je było spieniężyć, przerobić lub podarować, chyba że działo się to wbrew woli ofiarodawców (rodziców, opiekunów), co wyraźnie zaznaczano w umowach i regestrach. Teresa z Duninów-Borkowskich Tarłowa (zm. 1723), wojewodzina lubelska, sporządziła w 1709 r. na rzecz córki Anny Cetnerowej, starościny kamionackiej, zapis, będący uzupełnieniem intercyzy małżeńskiej z 15 grudnia 1703 r., na mocy którego „daje, daruje i pozwala zażywać, przerabiać i przedać” klejnoty „otaksowane przez jubilerów” warte 10 tys. złp. pod warunkiem, że zięć Franciszek Cetner zapisze żonie tę sumę na swoich dobrach15. Prawdopodobnie była to niewypłacona na czas część posagu Anny Cetnerowej, ponieważ część klejnotów otrzymała tuż po zawarciu małżeństwa 1 stycznia 1704 r. W sporządzonym wówczas Regestrze klejnotów dominowała biżuteria z diamentów i pereł, ulubionych – jak się wydaje – wśród zamożnej szlachty kamieni panieńskich. Anna otrzymała m.in. parę zausznic diamentowych z wielkimi diamentami, ratas diamentowy duży, ratas wielki z 25 wielkich diamentów i ratasik, w którym „raut we Gdańsku kupiony”, krzyżyk wysadzany 17 diamentami i dwa kulanty do tegoż krzyżyka, motyla z 15 diamentów, 3 iglice diamentowe, z czego jedną kameryzowaną szafirami, zegarek szczerozłoty diamentami kameryzowany, pasek diamentowy, pierścień z rubinów i diamentów, „robaczków dwa mucha i osa” z diamentami, murzynek na igliczce ze szmelcem, „kwiatków w bukiecie cztery, w których konwalijek dwie, bzu włoskiego dwie”, 2 sznury pereł uriańskich, których doliczono się 97 i pereł drobnych na ręce uriańskich kop 2416. Zdarzało się jednak, że wartość kobiecych strojów przewyższała wartość klejnotów. W przypadku regestru posagowego Anny Franciszki Zamoyskiej najdroższe były suknie, podobnie jak u Katarzyny z Radziwiłłów Branickiej, która w 1720 r. otrzymała od matki cztery suknie wycenione na 17 766 złp.17 W regestrze posagowym Antoniny Ożdżanki Cetnerowej sporządzonym w 1765 r. przez jej ojca Antoniego Ożgę (zm. 1767), starostę romanowskiego wymienia się w pierwszej kolejności klejnoty, wśród których znalazła się kokarda diamentowa, kolce diamentowe, egrety z papużką i gołąbkami wysadzane diamentami i zdobione szmelcem, dwa pierścienie brylantowe i inna drobna biżuteria. Następnie opisano gotowalnię srebrną, której wyposażenie stanowiły m.in. rozmaite pudełka („wielkie, mniejsze, jeszcze mniejsze i najmniejsze”!), zwierciadło w srebro oprawne, wanienka z uszkami do zmywania filiżanek, czy też okrągła zamykana puszka srebrna na mydło. Odrębną kategorię stanowią w regestrze suknie oraz futra (jupeczka i cztery salopy podszyte gronostajami, popielicami i pieskami), garnitury koronek, muśliny, bielizna i łóżko, czyli wyposażenie kobiecej sypialni – 150 łokci przedniego adamaszku weneckiego „na łóżko i krzesła”, 150 łokci szerokiego złotego galonu i tyleż wąskiego, Zapis Teresy z Duninów-Borkowskich Tarłowej dla córki Anny z Tarłów Cetnerowej, CAH Lwów, fond 181, opis 2, spr. 2797, k. 1; por. Intercyza małżeńska Anny z Tarłów i Franciszka Cetnera, ibidem, k. 3. 16 Regestr klejnotów, które się daje JegoMci Pani starościnie kamionackiej spisany w Roku 1704tym Dnia 1 stycznia, ibidem, k. 9–10. 17 T. Zielińska, op. cit., s. 299. 15
„Manelek dwie i pereł sznurów cztery”. O szlacheckich inwentarzach... 171
a ponadto gotowe łóżko karmazynowe, płotki, nakrycia do gotowalni, pawilon kitajkowy, poduszki, kołdry, piernaty, materace i wałki oraz dywan turecki pod łóżko18. Znacznie okazalej prezentuje się Regestr rzeczy ruchomych spisany po śmierci Antoniego Ożgi przez jego małżonkę Różę z Rzeczyckich Ożdżynę, 1v. Kocową, który przygotowała na mający się odbyć we Lwowie kompromis, a więc zapewne sąd polubowny między spadkobiercami19. Obszerny spis obejmuje nie tylko ruchomości (srebra stołowe, srebra pajuckie i hajduckie, cynę, miedź, kulbaki i rzędy, czy garderobę), „porcynelle” – czyli kilka tuzinów filiżanek, „kaftyer porcynellowy nowy z sedesem cały, to jest imbryków z przykrywadełkami” siedem i tak popularne wówczas figurki porcelanowe do dekoracji kominka – ale i wyposażenie pałacu honiatyńskiego, znajdującej się przy nim kaplicy (obraz z ołtarza NMP Berdyczowskiej, lichtarze, puszki, ornaty i alby, a nawet „żelazo na opłatki”), skarbca, w którym złożono przeróżne rzeczy – napierśnik z krucyfiksem, 3 armatki spiżowe na lawetach, żupan pąsowy, namiot turecki z kotarą, portrety różnych osobistości, 27 ksiąg wielkich i małych zamkniętych w gdańskim sepecie, a na koniec bryła mydła gdańskiego – i piwnic. Odrębne kategorie stanowiły wykazy stajni i stadnin, obór, wozowni, spichlerzy i gumien, specyfikacja długów, a na koniec odnotowano dwa statki – nową szkutę z pełnym wyposażeniem, która „pierwszy raz z Gdańska powróciła” oraz dubas stary, co „znacznej reparacji potrzebuje”. Spisujący inwentarze rzadko jednak trzymali się ścisłych kryteriów, zwykle – zwłaszcza w przypadku regestrów pośmiertnych – notowali to, co znaleziono po otwarciu skrzyń, szaf czy lamusa. Stąd, wśród uporządkowanych z pozoru przedmiotów, znajdujemy niespodziewanie drobiazgi zaskakujące i niecodzienne, budzące zdziwienie i rujnujące nasze wyobrażenie o właścicielu opisanego majątku. Takim zaskakujący przedmiotem może być chociażby „kolebka i stół do powijania dzieci suknem zielonym obity” wymieniony w inwentarzu pośmiertnym Ożarowskiego wśród rzędów końskich, zwierciadeł kryształowych i zegara „kuranty bijącego”20. Kolebki można się było spodziewać raczej w kobiecym wyposażeniu, ale i w tym wypadku nie budziłaby zastrzeżeń, gdyż Ożarowski – w chwili śmierci mężczyzna ponad pięćdziesięcioletni – miał nieletnie dzieci. Dlaczego jednak wśród końskich rzędów? Podobny bałagan panuje w Regestrze skrzyń i szkatuł, jaki sporządzono po śmierci Elżbiety z Rzewuskich Koniecpolskiej, wojewodziny sieradzkiej, zmarłej w Równem 22 lipca 1722 r. Znaleziono wówczas m.in. sepecik biały, pończochę z wstążkami i tasiemkami, szkatułkę z listami i drobiazgami, puzdro ze srebrem, misy, talerze, lichtarze, kałamarz srebrny z pióreczkiem, skrzynkę cielęca ze skóry, a w niej futra różne drobne, skrzynię z obrusami i chustami, kałamarzyk z pieczęRegestr klejnotów, sreber, sukien i innych rzeczy ruchomych przy elotacyi Jmć Pani Antoniny Ożdżanki, starościanki romanowskiej za JW. Jmci Pana Dominika Cetnera, starostę stockiego w wyprawie z Domu i Polski JW. Jmci Pana Antoniego z Ożóg Ożgi, starosty romanowskiego Ojca i Dobrodzieja oddanych i przez JW. Jmci Pana Cetnera zaraz po weselu odebranych 21 July Anno Dm. 1765, BOss., rkps 3649/III, b.p. 19 Regestr rzeczy ruchomych post fata JW. Jmci Antoniego Ożgi ... spisany dnia 16 XII 1767 r., ibidem. 20 Spis inwentarzowy rzeczy ruchomych po śmierci Ożarowskiego Jerzego, oboźnego kor. sporządzony przez żonę w Drugii 15 V 1741, CAH Lwów, fond 835, opis 1, spr. 2177, k. 6. 18
172 Bożena Popiołek
cią Koniecpolskiej, pieczęć z orłem, a ponadto konfitury i 4 głowy kandyzowanego cukru, które najwyraźniej zabrała ze sobą w podróż do jednego z majątków nie spodziewając się śmierci21. Nieco większy ład panuje wśród rzeczy spisanych po śmierci Teofili z Rzewuskich Walewskiej (zm. 1722), starościny warckiej, która zmarła zaledwie w trzy lata po ślubie22. Teofila otrzymała znaczny posag w wysokości 80 tys. złp. (60 tys. w gotowiźnie i 20 tys. w klejnotach), o czym wspomniano w intercyzie przedślubnej23. Wnosząc z tego regestr obejmuje wyłącznie rzeczy, które starościna miała przy sobie w chwili śmierci w Demence. Zresztą autor spisu zaznaczył, że reszta majątku ruchomego została przy jej mężu „w Polsce” – głównie bielizna, koronki, suknie, chusty i srebra oraz stado koni, 47 klaczy i 3 koniki. W regestrze uwzględniono kilka kategorii ruchomości – suknie z dodatkami (błękitna z galonem srebrnym i manto do niej srebrne podbite błękitną kitajką, cytrynowa perska srebrna z galonem srebrnym i manto z potrzebami srebrnymi, zielona gabinowa z galonem srebrnym, szagrynowa, piwoniowa gabinowa z galonem złotym, spódnica różowa partyrowa bogata z galonem srebrnym i manto z potrzebami srebrnymi), następnie rzeczy będące wyposażeniem sypialni (pawilon kitajkowy, kołdra, poduszki atłasowe karmazynowe, piernat wielki karmazynowy i firanki karmazynowe), części garderoby kobiecej – kornety, negliże, angażanty i bluzgiery. Odrębną kategorię stanowiły srebra i klejnoty (np. zausznice diamentowe, kolce diamentowe, 15 kop pereł kałakuckich, sznur korali na szyję, wstęgi bogate oraz paski złote i srebrne), a także chusty, czyli bielizna – 14 koszul szwabskich i holenderskich, poszewki flamandzkie, 6 gotowalni i 10 fartuchów szwabskich. Można sądzić, że regestr ten był tylko częścią inwentarza pośmiertnego, jaki zamierzano sporządzić po śmierci zmarłej Teofili Walewskiej. Niektóre przedmioty ujmowano w inwentarzach pośmiertnych nie tyle ze względu na ich wartość realną, co ich funkcję użytkową, związaną bezpośrednio z ich byłym właścicielem. W regestrze Jerzego Marcina Ożarowskiego znajdujemy więc w jednym szeregu pudełko na mydło, pudełko do cukru, dzbanuszki i flaszeczki do herbaty, dzbanuszki do mleka i dzwonki paryskie, zwierciadła i lustra szklane (do świec?). Z pewnością jako wyposażenie gotowalni występuje upowszechniające się wśród elit – „naczynie potrzebne nocne srebrne intus złociste”, które podarował przed śmiercią kamerdynerowi czy też garnitur do komina żelazny. Wśród tych przedmiotów wymienia się również „okulary w srebro oprawne z zakładką na skronie, drugie bez zakładki” – co mogłoby wskazywać, że oboźny koronny używał ich do czytania. Żadnej wątpliwości co do tego, że ich właścicielem był Ożarowski nie budzą również „dwa stoliki do grania kart suknem zielonym wybite”, wiadomo bowiem, że zmarły był nie lada hazardzistą i zostawił żonie ponad 70 tys. złp. długów Regestr skrzyń i szkatuł, które w Równem były przy śmierci Elżbiety z Rzewuskich Koniecpolskiej, która w Równem 22 July 1722 (zmarła), CAH Lwów, fond 181, opis 2, spr. 391, k. 3. 22 Regestr rzeczy pozostałych po zmarłej Imci Pani z Rzewuskich Teofili Walewskiej, starościny wartskiej, 14 januarii Anno Millesimo Septingentissimo Vigesimo Secundo w Demence, CAH Lwów, fond 181, opis 2, spr. 365, k. 11–13. 23 Intercyza przedślubna Teofili z Rzewuskich i Aleksandra Walewskiego, ibidem, k. 1–2. 21
„Manelek dwie i pereł sznurów cztery”. O szlacheckich inwentarzach... 173
karcianych24. Jednym z powodów, dla których żona zleciła sporządzenie inwentarza była chęć sprzedaży ruchomości męża i pokrycia tychże długów. Z pewnością, aby zatrzymać kilka własnych przedmiotów, odrębnie sporządziła regestr rzeczy, które otrzymała od męża jako „moje własne i pod inwentarz nie podpadają”. Przeważają wśród nich kobiece drobiazgi i pamiątki – jajko srebrne do serdecznej wódki „darowane”, kropielniczka mała srebrna, portrecik Salwatora w srebrnej oprawie, krzyżyk hebanowy w złoto oprawny, „puliares” czarny w złoto oprawny, instrument „do robienia pasów z igłą srebrne do robienia węzełków” i niezbyt cenna biżuteria – sprzączki diamentowe do trzewików, kilka pierścionków diamentowych, bransoletka diamentowa i zegarek szczerozłoty „jeszcze przed ślubem darowany, na wiązanie mnie dany” z rubinami i łańcuszek złoty25. Nieco odmienny charakter mają regestry zastawne czy dłużne, które po śmierci właściciela nabierają cech inwentarzy pośmiertnych i służą zwykle wycenie przedmiotów i ich spieniężeniu z przeznaczeniem na pokrycie długów czy zastawów. Wyraźny cel spieniężenia przedmiotów spisanych w regestrze Teresy z Woynów Poniatowskiej, miecznikowej litewskiej, przyświecał układającemu go urzędnikowi. Dysponujemy dwoma niemal identycznymi regestrami rzeczy miecznikowej, sporządzonymi w ciągu dwóch lat. Pierwszy z nich, spisany w 1707 r. to Regestr rzeczy zastawionych, składający się z 16 pozycji wycenionych na 876 talarów bitych26. Drugi to Regestr rzeczy ś. pamięci Im Pani Poniatowskiej do sprzedania, który składa się z 20 mobiliów wycenionych na 4130 talarów27. Interesujący jest fakt znacznego podniesienia cen niektórych przedmiotów, co może być spowodowane nie tyle gwałtownym wzrostem ich wartości, co nieuczciwością sporządzającego regestr lichwiarza, który biorąc przedmioty pod zastaw gotówki, oszukał potrzebującą, rozrzutną i stale zadłużoną Poniatowską. Podczas gdy w pierwszym regestrze cztery bryty (bele) obicia perskiego wyceniono na 341 talarów, to w drugim ich cena wzrosła do 600 talarów, za 12 talerzy srebrnych miecznikowa otrzymała 135 talarów zgodnie z pierwszym spisem, zaś w drugim lichwiarz żądał 220 talarów, kołdra perska i szlafrok w kwiaty srebrny zmieniły wartość odpowiednio z 60 na 100 talarów. Cena pozostałych przedmiotów wzrosła średnio o 10–20 talarów. Tak więc regestr mógł pełnić jeszcze jedną istotną funkcję – był świadectwem kłopotów finansowych, nieraz znacznych, polskiej magnaterii, żyjącej często ponad stan i zwyczajnie przejadającej majątek zgromadzony przez przodków. Inwentarze szlacheckie stanowią ważne i ciekawe źródło historyczne, choć – w przeciwieństwie do inwentarzy mieszczańskich – nie cieszą się zbytnią popularnością wśród badaczy. Rozproszone w rozmaitych archiwach rodzinnych warte są głębszej analizy. Spis inwentarzowy rzeczy ruchomych po śmierci Ożarowskiego Jerzego, oboźnego kor. sporządzony przez żonę w Drugii 15 V 1741, CAH Lwów, fond 835, opis 1, spr. 2177, k. 3, k. 1–8; zob. też testament Jerzego Marcina Ożarowskiego, ibidem, k. 11–18. 25 Ibidem, k. 3. 26 Regestr rzeczy zastawionych przez Teresę z Woynów Poniatowską w 1707, Biblioteka PAN i PAU w Krakowie, rkps 5881, k. 33. 27 Regestr rzeczy ś. pamięci IM Pani Poniatowskiej do przedania, ibidem, k. 36. 24
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Barbara Obtułowicz
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki kapitalistycznej w Hiszpanii
W porównaniu do Anglii, Francji i Niemiec Hiszpania późno, bo dopiero w drugiej połowie XIX wieku, weszła na drogę rozwoju kapitalistycznego. Sprzyjało to dłuższemu niż w tych krajach utrzymywaniu się przeżytków feudalnych w strukturze ekonomicznej, społecznej, w obyczajach, w życiu codziennym i w mentalności. Również model rodziny, zwłaszcza w wyższych warstwach, pozostawał niezmienny. W kręgach arystokracji, mieszczaństwa i tworzącej się burżuazji panowały mocno zakorzenione stosunki patriarchalne. Arystokracja, której pomimo wyniszczających wojen, likwidacji systemu senioralnego i szeregu innych reform zmierzających do przebudowy w nowym duchu hiszpańskiej gospodarki udało się utrzymać majątki ziemskie, zarządzała nimi w tradycyjny sposób przy pomocy urzędników i służących. Wspólnie z medykami, chirurgami, prawnikami, archiwistami, guwernerami byli oni uważani za członków tej samej rodziny, do której należał ich patron (patronka1), czyli właściciel majątku. Taka sytuacja pociągała za sobą konsekwencje praktyczne w postaci wzajemnych zobowiązań i obustronnej wierności. Personel miał być posłuszny wobec swego pana, zaś ten winien zapewnić mu godziwe wynagrodzenie i utrzymanie. Patron troszczył się nie tylko o tych, którzy pracowali na rzecz dworu, ale o ich rodziny. Łożył pieniądze na kształcenie dzieci służących i oficjalistów, pokrywał koszty leczenia, z okazji Świąt Bożego Narodzenia, Nowego Roku, Wielkanocy oraz prywatnych uroczystości (chrzty, wesela) obdarowywał prezentaW epoce feudalnej, a także w dobie transformacji, rolę administratorek pełniły kobiety. Zazwyczaj były to wdowy lub te mężatki, których mężowie nie mogli zajmować się zarządem majątków z powodu obowiązków wynikających z pełnienia wysokich urzędów w państwie lub pracy w dyplomacji. O jednej z nich, Rosie Marii de las Nieves de Castro y Centurión, hrabinie de Lemos, pisze I. Atienza Hernández, De lo imaginario a lo real: la mujer como señora/gobermadora de estados y vasallos en la España del siglo XVIII, [w:] Historia de las mujeres en Occidente, bajo la dirección de G. Duby y M. Perrot, t. III, Del Renacimiento a la Edad Moderna, Madrid 1992, s. 635–652. Pisząc o właścicielach majątków (patronach) mamy na myśli zarówno kobiety, jak i mężczyzn.
1
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 175
mi. Kiedy córka któregoś ze służących wychodziła za mąż, dokładał się do posagu lub wręcz sam go fundował, jeżeli rodziców dziewczyny nie było na to stać. W wypadku śmierci współmałżonka, ojca lub innego żywiciela rodziny, udzielał wsparcia finansowego wdowom i sierotom. Przetrwanie zjawiska patronatu w okresie upadku ancien régime’u należy tłumaczyć m.in. silnym poczuciem moralnej odpowiedzialności za los członków dużej rodziny, której arystokrata(tka) był ojcem (matką). Nie bez znaczenia były również pobudki religijne i przywiązanie do tradycji2. Największej pomocy udzielano wdowom. W dobie transformacji, podobnie jak w epoce feudalnej, za utrzymanie kobiety zamężnej odpowiedzialny był mąż, za pannę najbliższa rodzina, a ściślej męscy jej przedstawiciele, czyli ojciec lub brat, czasem krewni. Kiedy umierał mąż, zamożne i średnio zamożne wdowy korzystały z posagu oraz z pozostałych dóbr wnoszonych do małżeństwa, pod warunkiem, że takowe posiadały (arras, donaciones, bienes parafernales). Wdowy z elity i górnych warstw średnich egzystowały dzięki własnemu majątkowi, wspartemu częścią majątku męża3. W znacznie gorszej sytuacji znajdowały się ubogie wdowy, zwłaszcza z małymi dziećmi, a takie właśnie najbardziej nas interesują, ponieważ o jednej z nich traktuje publikowana poniżej korespondencja. Rozwiązania szukały w ponownym wyjściu za mąż, staraniu się o zapomogę od państwa, jeżeli istniały ku temu podstawy (gdy mąż był na posadzie państwowej – służba wojskowa, urzędnicy etc.), instytucji charytatywnych lub podejmowały działalność przynoszącą dochód. To ostatnie wybierały najrzadziej, w sytuacjach skrajnych, jako że w kobieta pracująca poza domem była źle postrzegana4. Na przestrzeni XIX wieku liczba wdów, których mężowie nie zabezpieczyli materialnie, a które nie posiadały własnych źródeł dochodów, wykształcenia ani przygotowania do podjęcia pracy zarobkowej, sukcesywnie wzrastała. Zjawisko to dobrze ilustrują podania wdów, kierowane w latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku do matki królowej Izabeli II, Marii Krystyny. Wynika z nich, że największą grupę występujących o pomoc stanowiły byłe żony wojskowych poległych w walkach ze zwolennikami brata króla Ferdynanda VII, don Carlosa (karlistami). Powołując się na zasługi swych mężów prosiły o wsparcie materialne. W uzasadnieniu przedstawiały swą sytuację materialną i zdrowotną, nie mniej skomplikowaną od tej, jaką miała autorka poniższych listów5. Wdowy z dóbr arystokratycznych i szlacheckich mogły dodatkowo liczyć O systemie patronatu oraz o funkcjonowaniu rozległych majątków arystokratycznych pisze szczegółowo I. Atienza Hernández, Aristocracía, poder y riqueza en la España moderna. La casa de Osuna, siglos XV–XIX, Madrid 1987; idem i R. Mata Olmo, La quiebra de la Casa de Osuna, „Moneda y Crédito”, III, 1986, s. 71–95. 3 O sytuacji ekonomicznej kobiet hiszpańskich w świetle ówczesnego prawa zob. I. Pérez Molina, Las mujeres ante la ley en la Cataluña moderna, Granada 1997. 4 Taki pogląd przetrwał w drugiej połowie XIX w., kiedy nadal uparcie wyznawano zasadę, że praca zawodowa kobiet poniża je (M.D. Lobato Villena, M. Pisonero García, Rechazo y obligatoriedad del trabajo de la mujer en del siglo XIX, [w:] Actas de las cuatras jornadas de investigación interdisciplinaria. Ordenamiento jurídico y realidad social de las mujeres. Siglos XVI a XX, Madrid 1986, s. 267.) 2
5
Archivo Histórico Nacional, Sección Diversos. Títulos y Familias, legajos: 3368, 3377, 3384, 3387, 3388.
176 Barbara Obtułowicz
na pomoc swych opiekunów. Jednak na progu epoki kapitalistycznej możliwości finansowe patronów przybierały coraz bardziej ograniczone rozmiary i nie zawsze mogli oni spełnić oczekiwania wszystkich zabiegających o wsparcie. Część właścicieli rozległych majątków ziemskich, nawet wśród najznamienitszych rodów arystokratycznych Hiszpanii (Medinaceli, Lemos, Aytona, Osuna, Benavente, Gandía), stopniowo zaczynała odchodzić od tradycji patronatu. W ramach wprowadzanych oszczędności znosili pensje, obniżali gaże, zwalniali medyków, farmaceutów, pozbawiając domowników lekarstw i darmowej opieki lekarskiej6. Tak więc, omawiany w niniejszym artykule przypadek wdowy, kobiety prostej, nie wykształconej, ale ambitnej i niezmordowanej w dążeniach do poprawy losu swojego i swoich dzieci, nie należał do wyjątków. W podobny sposób jak ona próbowało rozwiązywać trudności materialne wiele samotnych kobiet. Zachowała się spora ilość dokumentów archiwalnych końca XVIII i pierwszej połowy XIX wieku w formie solicitudes (petycji) ze strony wdów lub panien pozostających bez środków do życia. Odnajdujemy je w zbiorach Archivo Histórico Nacional w Madrycie7, Archivo General de la Fundación casa Ducal de Medinaceli w Sewilli8 i Archivo Regional de la Comunidad de Madrid9. Kobiety zabiegające o pomoc finansową u zamożnych przedstawicieli rodzin arystokratycznych pochodziły z różnych warstw społecznych, niekoniecznie tych najniższych. W pierwszej połowie XIX wieku, w związku z przemianami społeczno-ekonomiczno-ustrojowymi, w Hiszpanii wzrastała liczba rodzin o bogatych tradycjach i wysokim statusie społecznym, lecz zubożałych, szybko tracących majątki i władzę. Do tego dochodziły niepokoje wewnętrzne wywołane rywalizacją pomiędzy absolutystami i liberałami oraz wojny karlistowskie. Nie zawsze pamięta się, że ofiarami tych zjawisk i wydarzeń, obok mężczyzn, były także kobiety. O wdowach-matkach, niezamożnych lub wręcz biednych, ale kochających swe dzieci, a przy tym często zaradnych, sprytnych i wytrwałych, które dążyły do zapewnienia im lepszej przyszłości, wiążąc z tym nadzieje na poprawę własnej kondycji finansowej, pisali hiszpańscy przedstawiciele Oświecenia i Romantyzmu. Informacje o nich znajdziemy w prasie, rozmaitych dyskursach i diariuszach podróżników zagranicznych. Wystarczy wspomnieć o doni Urszuli, z dziennika podróży Antonio Ponza, posuniętej w latach wdowie, matce dwóch dziewcząt, które za wszelką cenę chciała wydać za bogatych mężczyzn10. Taki sam cel postawiły sobie, utrzymujące się ze skromnej pensji po mężu, donia Mónica Mendieta z opowiadania Cecylii Böhl de Faber, Una en otra11 oraz donia Policarpa przedstawiona przez Gertrudis Gómez de Avellaneda w noweli El milionario y la maleta12. Wzruszające wręcz połączenie Ch. Chacón Jimenez, Familia, grupos sociales y mujer en España (s. XV–XIX), Murcia 1991, s. 43–45. Sección Diversos. Títulos y Familias, legajos: 3368, 3377, 3384, 3387, 3388 y otros. 8 Sección Ducado de Santisteban, legajo 39–2. 9 Fondo Condado de Chinchón y Marquesado de Valmediano, legajo 13342. 10 A. Ponz, Viaje de un curioso por Madrid, Madrid 1807, jornada I, p. 96–108. 11 F. Caballero, Obras completas de Fernán Caballero. Una en otra, Madrid 1856. 12 G. Gómez de Avellaneda, El milionario y la maleta, Biblioteca de Autores Españoles, t. CCLXXVII, Marid 1981, p. 43–67. 6 7
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 177
biedy i miłości matki do syna odnajdujemy w utworze C. Böhl de Faber La viuda del cesante13. Prezentowana tu korespondencja jest przechowywana w Archivo Regional de la Comunidad de Madrid, w zespole Condado de Chinchón y Marquesado de Valmediano, legajo 13328. Stanowią ją listy autorstwa Anny Marii Baltar de Gorbea, kierowane do hrabiostwa de Chinchón14 i do zatrudnionych w ich dobrach urzędników, pełniących rolę pośredników: Don José Martineza de San Martína, Santos Colomy i Francisco Lupianiego. Listy są napisane pismem starannym, czytelnym i jednorodnym na kartkach formatu A-4. Najprawdopodobniej nie jest to własnoręczne pismo nadawczyni, która tylko dyktowała stosowną treść osobie zaprawionej w pisaniu. Tezę tę umacnia informacja umieszczona przez autorkę w liście z dnia 6 lipca 1832 r., z której dowiadujemy się o jej cierta cortedad. Słowo cortedad (ograniczenie umysłowe, bojaźliwość) ma kilka znaczeń, ale z kontekstu w jakim zostało umieszczone wynika, że wdowie szło o wyrażenie nieśmiałości wobec jednego z pośredników a zarazem kompleksu niższości, wynikających nie tylko z jej sytuacji materialnej, ale także z braku wykształcenia. Ponadto w tym samym zbiorze dokumentów i pod tą samą sygnaturą odnajdujemy inne, sporządzone identycznym pismem, zapewne należącym do skryby hrabiostwa de Chinchón. Korespondencja zwrotna znajduje się na tych samych kartkach co listy, w formie krótkich dopisków, przez wzgląd na stan rękopisu, nie zawsze łatwych do odczytania. O Annie Marii Baltar de Gorbea wiemy tylko tyle ile sama podała o sobie oraz to co odnotowała anonimowa osoba na obwolucie spinającej plik listów. Z tych skromnych danych wynika, że była wdową z dwojgiem dorastających synów. Pochodziła z miasta Badajoz. W Madrycie przez trzydzieści lat pełniła służbę na dworze hrabiny-matki15 (nie podaje w jakim charakterze), która trzymała do chrztu jej synów. Zważywszy na to, że: 1) listy powstały w latach trzydziestych, 2) wcześniej Anna odbyła trzydziestoletnią służbę, 3) zmarła w 1865 r., mamy podstawy, aby sądzić, że w okresie, kiedy powstawała badana korespondencja, Anna należała do kobiet w średnim wieku. Jej mężem był, znany nam jedynie z imienia i nazwiska, Don Andrés Antonio de Gorbea. Po jego śmierci praktycznie została bez środków do życia. Swego czasu, matka hrabiny de Chinchón przyznała wdowie dożywotnią rentę w wysokości czterdzieści realów dziennie. Kiedy hrabina zmarła, jej następcy, hrabiostwo de Chinchón, zawiesili wypłatę renty, dając w zamian zaledwie trzydzieści duros miesięcznej zapomogi. Stąd co pewien okres zwracała się do nich z prośbą o doraźne wsparcie finansowe udzielane „a cuenta de sus caidos”. Dosłowne F. Caballero, La viuda del cesante, Biblioteca de Autores Españoles, t. V, Madrid 1961, p. 9–17. Chodzi o Carlotę Luisę de Godoy y Borbón, córkę Manuela Godoya, premiera Hiszpanii w latach 1792–1808 (szerzej na temat Godoya jako polityka i osoby prywatnej zob.: B. Obtułowicz, Książę Pokoju księciem wojny. Polityka Manuela Godoya wobec Francji w latach 1792–1808, Kraków 1999 oraz najnowszą bibliografię tejże postaci pióra E. la Parra López, Manuel Godoy. La aventura del poder, Barcelona 2002) i jej męża, Camilo de Ruspoli. 15 Chodzi o matkę Carloty de Godoy, żonę Manuela Godoya, Marię Teresę de Vallabriga, zmarłą w 1828 roku. 13 14
178 Barbara Obtułowicz
tłumaczenie zacytowanego zwrotu brzmi: ”na poczet jej zaległości”. O jakie więc „zaległości” chodzi? Z kontekstu analizowanej korespondencji należy wnioskować, że hrabina-matka poczyniła w testamencie legat (zapis) pieniężny na rzecz Anny. Wdowa bowiem nie prosi o pożyczkę, ani o jałmużnę, lecz o coś, co się jej prawnie należy. W liście z dnia 21 czerwca 1831 r. pisze, że hrabiostwo opierało się szybkiemu wyasygnowaniu kwoty, o jaką zabiegała. W takich okolicznościach postanowiła poczekać i odebrać pieniądze w normalnym terminie, wraz z pozostałymi legatariuszami („cobrar cuando los demas legatarios”). Potwierdza to nasze przypuszczenie, że wdowa była legatariuszką. Szukanie pomocy u hrabiostwa wdowa uzasadniała nieuczciwością pożyczkodawców, pobierających odsetki w wysokości 60%. Zaciągnięte tą drogą kredyty musiała spłacać w terminach określonych przez wierzycieli, którzy natrętnie upominali się o należne im kwoty, co zrozpaczoną wdowę przyprawiało o rozstrój nerwowy. Poza nieliczną biżuterią nie miała nic, co mogłaby sprzedać z zamiarem szybkiego uregulowania długów. Błagania o pomoc kierowała do hrabiego i hrabiny albo korzystała z pośrednictwa wspomnianych powyżej urzędników. W celu poruszenia serca adresatów listów rysowała przed nimi wręcz tragiczną sytuację, w jakiej się znajdowała z powodu braku pieniędzy. Zapewniała przy tym o autentyczności swych relacji: Taka jest moja sytuacja, panie, nic nie wyolbrzymiona; jestem wrogiem udawania, i gdybym miała sposób na utrzymanie się nie niepokoiłabym Waszej Ekscelencji w takich drobiazgach, lecz w ten sposób nie mogę egzystować. (Esta es mi situación, señor, nada exagerada; soy enemiga de ficciones, y ha tener modo de sostenerme no incomodaría a V.E. en lo más mínimo, pero no puedo subsistir de este modo) (24 października 1830 r.).
Przekonywała, że 30 duros miesięcznie żadną miarą nie wystarcza na zaspokojenie nawet elementarnych potrzeb: jedzenia, ubrania, obuwia. Na domiar złego, trzyosobową rodzinę nieustannie trapiły choroby, co pociągało za sobą konieczność przeznaczania dodatkowych kwot na lekarzy i lekarstwa. W świetle korespondencji Anna występuje głównie w roli matki, która sama wychowywała dzieci i temu wątkowi pragniemy poświęcić kilka refleksji. Za najważniejszy cel swych działań samotna matka uznała zapewnienie synom godnych warunków życia, szczęśliwego dzieciństwa i młodości. Obok matczynej troskliwości miała sporą dozę ambicji, ponieważ, nie zważając na skromne środki materialne, pragnęła dać synom solidne wykształcenie. W tym miejscu warto postawić pytanie, skąd u prostej kobiety wystąpiło tak silne dążenie do partycypowania w czymś, co w ówczesnych czasach stanowiło przywilej członków rodzin dobrze sytuowanych? Odpowiedzi należy szukać m.in. w liście z 28 lutego 1831 r. Dowiadujemy się z niego, że przed śmiercią hrabina-matka namawiała ją do zadbania o kształcenie swych dzieci (chrześniaków hrabiny). Przede wszystkim właśnie na ten cel wyasygnowała dla niej kwotę 40 realów dziennie. Do życzenia chlebodawczyni Anna musiała przywiązywać duże znaczenie, skoro wręcz zacytowała jej słowa wypowiedziane na temat edukacji i podkreśliła je piórem. Spontaniczna reakcja kobiety na wiadomość o intencji hrabiny, wywołująca potok gorących łez radości, zdaje się wskazywać,
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 179
że już wcześniej dostrzegała ona znaczenie oświaty, zaś uzyskane pieniądze miały tylko umożliwić realizację jej dotychczasowych pragnień o posłaniu dzieci do szkół. Weźmy pod uwagę, że szło o chłopców, których edukacja była wtedy zdecydowanie bardziej doceniana i dostępna niż w przypadku dziewcząt. Matka wierzyła, że w przyszłości, dzięki posiadaniu wykształcenia jej synowie będą mieli łatwiejszy start w dorosłe życie i zdobędą dobrze płatną pracę, co z kolei uchroni ją samą oraz jej dzieci przed nędzą (15 października 1837 r.). Inny dowód na to, że wdowa Anna należała do matek autentycznie kochających swe dzieci to upór, konsekwencja w działaniu i przekonanie o słuszności sprawy, o jaką walczyła, czyli o pieniądze. Wszelkie zabiegi w tym kierunku zazwyczaj uzasadniała miłością do synów, stawiając siebie na drugim planie (28 lutego 1831 r.). Skrajnie minimalizowała swe potrzeby. Usiłując zaoszczędzić na czym się dało, używała pożyczonego łóżka i liczyła się z koniecznością spania na podłodze. Dla synów gotowa była do wszelkich poświęceń. Z trudem, ale dzielnie przełamywała skrępowanie, z jakim przystępowała do składania próśb wobec adresatów swych listów: „Konieczność zmusza mnie do przedsiębrania kroków tak sprzecznych z moim charakterem, i ponadto dwóch synów, którymi Matka nie może się nie interesować”. („La necesidad me obliga a dar pasos tan repugnantes a mi caracter, y ademas dos hijos de los cuales jamás puede una Madre desentenderse”), czytamy w liście z 28 lutego 1831 r. Wielokrotnie przepraszała, że zakłóca ich spokój, że się naprzykrza, nadużywając cierpliwości i absorbując swymi zmartwieniami. Z drugiej strony, w gronie osób oczekujących od patronów wsparcia finansowego uważała się za szczególnie uprawnioną. Postawę taką należy tłumaczyć m.in. wspomnianymi powyżej bliskimi związkami, jakie ją łączyły z domem i rodziną hrabiostwa de Chinchón oraz wyjątkowo, jak oceniała, dramatyczną sytuacją materialną. „Wszyscy prosimy z jednakową słusznością? lecz kto z tak wielkiej konieczności? („Todos pedimos con igual justicia? pero quien con tanta necesidad?”), pytała w liście do Santos Colomy i Francisco Lupianiego. Po otrzymaniu wiadomości o przyznaniu połowy proszonej sumy, czyli jednego tysiąca realów, zamiast dwóch tysięcy, nie ukrywała rozczarowania, tak jakby uważała, że to o co zabiega, zwyczajnie się jej należy. „Nie oczekiwałam podobnej odpowiedzi na przedstawienie mojej nędzy (cierpień)” („No esperaba semejante respuesta a la exposición de mis trabajos”), pisała rozgoryczona. Usiłowała zarazem dociec przyczyn nagłej zmiany w postępowaniu swych dobrodziejów. Zastanawiała się, czy tkwiła ona w złej woli hrabiostwa, czy raczej w ich zmęczeniu jej nieustannymi petycjami. Łatwo zauważyć, że wdowa była matką zaradną, potrafiącą szukać rozwiązań w trudnych okolicznościach. Kiedy hrabiostwo zadecydowało o przesłaniu jej nie dwóch lecz jednego tysiąca realów, a wtedy pilnie potrzebowała pieniędzy na spłatę części długu wierzycielom, odebrała tę sumę, zaś resztę zdobyła z innego źródła – nie ujawniając z jakiego (21 czerwca 1831 r.). Sześć lat później (15 października 1837 r.) nie miała za co kupić dzieciom chleba i pod znakiem zapytania stanęła kontynuacja kształcenia starszego syna na studiach w Kolegium Inżynierów. Zmartwiona, ubolewała szczególnie nad tym ostatnim, jako że pomyślne ukończenie Kolegium
180 Barbara Obtułowicz
rokowało prestiżową i dobrze płatną karierę wojskową: „boli mnie to tak samo, jak brak środków na utrzymanie” („esto me duele tanto como la falta de subsistencia”) – zwierzała się Santos Colomie i Francisco Lupianiemu 15 października 1837 r. Nie mając pewności, czy zdoła uzyskać na czas nową zapomogę, wystąpiła z własnym projektem rozwiązań tymczasowych. Prosiła mianowicie, aby w drodze wyjątku połowę należnej jej pensji rozłożono na wypłacane co miesiąc raty. Jednocześnie była realistką i zabezpieczała się na wypadek koniecznością przerwania na rok nauki syna i osiedlenia się poza Madrytem, ponieważ w stolicy panowała drożyzna. Wolała jednak uniknąć takiej sytuacji i nakłaniała pośredników hrabiostwa de Chinchón do zorganizowania dla całej trójki taniego lub darmowego mieszkania w Madrycie. Autorka badanej korespondencji podkreślała wdzięczność za otrzymywane łaski i uczyła wdzięczności oraz pokory synów. Pod tym względem interesujący jest list z 22 października 1837 r. Dziękowała w nim za nową zapomogę i zapewniała, że czuje się zobowiązana. Proponowała, aby jej syn osobiście odbierał pieniądze na dworze w dniach wyznaczonych przez pełnomocników hrabiostwa, zamiast fatygować służących. Ten najkrótszy i bodajże najbardziej optymistyczny spośród analizowanych listów, dawał złudzenie osiągnięcia przez strapioną matkę przynajmniej czasowej stabilizacji finansowej. Niestety, zaledwie cztery dni potem donosiła o niemocy w nogach, o zbliżającej się zimie, związanych z nią wydatkach. Ponownie błagała o dwa tysiące realów, zasłaniając się głównie względami humanitarnymi i dobrem dzieci. Z zachowanych listów wynika, że na przestrzeni ośmiu lat (1830–1837) wdowa zabiegała pięć razy o dwa tysiące realów, jeden o dwa lub trzy tysiące i jeden raz o sumę większą od tej kwoty, ale bliżej nie sprecyzowaną. Zawsze była wysłuchiwana. Tylko jeden raz, jak wiemy, hrabiostwo dało jej połowę z tego co chciała, czyli z dwóch tysięcy realów, ale po interwencji zainteresowanej wyasygnowali aż cztery tysiące. Generalnie można przypuszczać, że drogą pisemnych petycji uzyskała co najmniej szesnaście–siedemnaście tysięcy realów. Są to tylko dane udokumentowane w prezentowanych źródłach. Z całą pewnością prosiła częściej i nie tylko pisemnie, ale ustnie. O odwiedzinach u hrabiny, podczas których przedstawiła jej swe położenie oraz uzyskała pozwolenie na załatwianie spraw finansowych za pośrednictwem José Martineza de San Martina, nadmieniła w listach z 28 lutego 1831 i 6 lipca 1832 r. O planowanej wizycie u hrabiny dowiadujemy się z listu z 26 października 1837 r., ale nie doszła ona do skutku z powodu niespodziewanej choroby nóg umawiającej się. Wdowa chciała rozmówić się osobiście również z José Martinezem de San Martinem, ale nie uczyniła tego z powodu rzekomej nieśmiałości. Zapewne nie poniechała składania próśb w latach 1833–1836, z którego to okresu nie mamy żadnych danych, a trudno sądzić, aby nagle jej położenie uległo poprawie na tyle, że potrafiła się usamodzielnić finansowo. Nie znamy także finału sprawy, ponieważ korespondencja urywa się na dacie 26 października 1837 r. Na obwolucie listów znajdujemy wzmiankę o dacie śmierci Anny oraz że mieszkała ona w Madrycie na ulicy Segovia. Jeśli przyjmiemy, że było to jej stałe miejsce zamieszkania od czasu zakończenia służby na dworze matki hrabiny de Chinchón, to można przypuszczać, że w 1837 r. uzyskała odpowiednie
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 181
wsparcie finansowe od swych patronów, dzięki czemu nie musiała wyjeżdżać poza stolicę do miejscowości Boadilla i jej syn nie przerwał studiów. Jednak również i tym razem są to jedynie domysły pozbawione konkretnych dowodów. Wreszcie, z powodu szczupłej bazy źródłowej nie wiemy jak ułożyły się losy jej ukochanych dzieci, z którymi wiązała nadzieję na zakończenie kłopotów finansowych i czy udało się jej wreszcie uwolnić się od biedy i żyć we względnym dostatku. Nieustanna żebranina o pieniądze niezbędne do utrzymania rodziny, zapewnienia dzieciom minimum egzystencji i wykształcenia oraz do spłaty zaciągniętych długów, sprawia wrażenie, jakby sprawa miała się ciągnąć w nieskończoność.
182 Barbara Obtułowicz
Archivo Regional de la Comunidad de Madrid, fondo Condado de Chinchón y Marquesado de Valmediano, legajo 13328. Ana María Baltar de Gorbea a conde de Chinchón, Madrid, 24 de octubre de 1830. Exmo Sór [Excelentísimo Señor] La necesidad me obliga a molestar a V.E. [Usted] manifestandole mi critica situacion: Me es imposible subsistir con la treinta duros mensuales que VV.EE. [Ustedes] me han señalado: para la materialidad del alimento efectivamente tendria bastante; pero Sór., no todo se reduce a esto; tengo que educar mis hijos, vestirlos, calzarlos y ademas acudir a las enfermedades que nos suelen asaltár. Llevamos cerca de un mes que mi niño y yo sufrimos, ha sido indispensable llamar a el médico y pagarle, como igualmente las medicinas; de esto resulta que me veo sin un cuarto para nuestra manutencion hasta el fin del trimestre que vence con el año. Ademas, tengo desnudos á mis hijos, va a entrar un invierno y me precisa vestirlos pues la ropa se nos acaba y no tengo medios para reponerla de ningun modo. Estoy empeñada, mis pocas alhajas en prendas de una deuda, los acreedores me acometen los acallo por algun tiempo con esperanza de pagarles en cuanto tenga corriente mi vitalicio pero se cansan de esperar. Duermo en camas prestadas, y tiemblo el dia en que le hagan falta a la persona que me hace el favor, y me quede en el triste suelo. Esta es mi situacion, Sór. nada exagerada; soy enemiga de ficciones, y ha tener modo de sostenerme no incomodaria á V.E. en lo mas mínimo, pero no puedo subsistir de este modo. Suplico a V.E. que penetrado de las razones que llevo expuestas, se sirva pensar el modo de mejorar mi suerte y la de mis hijos para que pueda vivir sin molestar su atencion á cada momento; y entretanto espero de su bondad para conmigo se digne darme á cuenta de mis caidos siquiera dos mil reales para poder subsistir en los meses de noviembre y diciembre y hacer alguna poca ropa de abrigo á mis pobres niños. Perdone V.E. tanta molestia, y creo se penetrara de mi triste situacion y no me olvidará! reclamo para esto el influjo de mi Sra. [Señora] la Condesa á cuyos pies suplico á V.E. me ofrezca. Ana María Baltar de Gorbea [respuesta] Estimado amigo, por lo mucho que interezca Ana María a Carlota deseo que se le den a cuenta de sus caidos los dos mil reales que necesita. su amigo Paganse estos dos mil reales
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 183
Anna Maria Baltar de Gorbea do hrabiego de Chinchón, Madryt, 24 października 1830. Najjaśniejszy Panie Konieczność zmusza mnie do niepokojenia Pana przedstawianiem mojej krytycznej sytuacji. Jest niemożliwe, abym się utrzymała przy życiu za trzydzieści duros na miesiąc, jakie Państwo mi wyznaczyliście. Na samą tylko żywność, istotnie miałabym wystarczająco, ale Panie, nie wszystko ogranicza się do tego. Muszę wykształcić moich synów, ubrać ich, obuć i ponadto odpowiedzieć na choroby, jakie nas mają zwyczaj atakować. Jest już miesiąc odkąd moje dziecko i ja cierpimy. Było nieodzowne zawołać medyka i opłacić go, podobnie jak lekarstwa. W rezultacie tego, do końca trimestru, wraz z którym kończy się rok, widzę się bez grosza na nasze utrzymanie. Ponadto moich synów mam nagich. Przyjdzie zima i bezwzględnie powinnam ich odziać, ponieważ ubranie się nam już kończy i w żaden sposób nie mam środków na jego reperację. Jestem zadłużona. Moje nieliczne klejnoty w zastawie za dług, wierzyciele atakują mnie, uspokajam ich na pewien czas, w nadziei na spłatę, jak tylko będę miała gotówkę z dożywotniej renty, ale niecierpliwią się. Sypiam na pożyczonych łóżkach i drżę [na myśl] o dniu kiedy zabraknie osoby robiącej mi tę grzeczność i zostanę na nędznej podłodze. Taka jest moja sytuacja, Panie, nic nie wyolbrzymiona. Jestem wrogiem udawania i gdybym miała sposób na utrzymanie się nie niepokoiłabym Pana w takich drobiazgach, lecz w ten sposób nie mogę egzystować. Błagam Pana, aby rozpatrując racje, które przedstawiam, raczył obmyśleć sposób polepszenia mojego losu i losu moich dzieci, abym mogła żyć bez ciągłego zaprzątania pańskiej uwagi. Tymczasem oczekuję na pańską dobroć wobec mnie i że będzie Pan łaskaw udzielić mi przynajmniej dwa tysiące realów wpisanych na poczet moich zaległości, abym mogła przetrwać w miesiącach listopadzie oraz grudniu i sprawić płaszcze dla moich biednych dzieci. Proszę wybaczyć za tyle kłopotu. Wierzę, że zrozumie Pan moją smutną sytuację i nie zapomni o mnie! Liczę w tej sprawie na łaskawość mojej Pani Hrabiny, prosząc o polecenie mnie Jej względom. Anna Maria Baltar de Gorbea [odpowiedź w formie dopisku na cytowanym wyżej liście] Szanowny przyjacielu, przez wzgląd na to, że Carlocie [tj. hrabinie de Chinchón, córce Manuela Godoya, żonie Camilo de Ruspoli], bardzo zależy na osobie Anny Marii, pragnę, aby wydano, na poczet jej zaległości, dwa tysiące realów, których potrzebuje. pański przyjaciel Proszę wypłacić te dwa tysiące realów
184 Barbara Obtułowicz
Ana María Baltar de Gorbea a Condesa de Chinchón, Madrid, 28 de febrero de 1831. Exma Sra [Señora] No tengo voces suficientes conque manifestar á V.E. lo doloroso que me es molestar su atención con suplicas que deben desagradarla. Pero Sra. la nesecidad me obliga á dar pasos tan repugnantes a mi caracter, y ademas dos hijos de los cuales jamas puede una Madre desentenderse. La última vez que me tube el honor de ofrecer mis respetos á V.E. personalmente la indiqué mi situacion y pedi su proteccion para el pronto despacho de mis negocios, principalmente por el bien de los ahijados de su difunta Madre y nunca bien ponderada bienechora mia: No dudo de que V.E. lo habrá hecho, y tengo una esperanza de que por su mediacion é de ser pronto despachada; pues de lo contrario me precisa decir á V.E. me es imposible subsistir con los treinta duros mensuales. Manutención, educación de los niños, vestirnos, asearnos y ademas los estraordinarios que sobrebienen de enfermededades, muy continuamente, y otras cosas atrasadas de que ya hablé á V.E.; Todo esto Sra. no me es posible sufragarle con solo treinta duros, y combencida de esta verdad, mi venerada ama y Sra (q.e p.d.) [que en paz descanse] me dejó los cuarenta reales diarios vitalicios, diciendome en los últimos dias de su vida „mira si tienes bastante para vivir con decencia y educar á tus hijos, que no quiero te veas en indigeno ni carezcas de lo esencial para la vida sin tener que mirar caras a nadie; mi respuesta fué la que V.E. puede bien imaginarse. !ardientes lágrimas! !las mismas que corren de mis ojos en instante y en todos los que me acuerdo de tan tiernas y cariñosas palabras! Dos años y tres meses han transcurrido ya desde esta epoca dolorosa, y otros tantos que VV.EE. me concedieron provisionalmente los treinta duros mensuales, los que me han sido pagados religiosamente, y además é sido socorrida siempre que lo é pedido. Pero no creo se oculte a la alta penetración de V.E. ni a la del Exmo Sór. Conde la violencia que debe sufrir una persona de delicadeza en verse obligada a estar haciendo peticiones continuadas cual si pidiese una limosna. En este caso me hallo ahora precisada á suplicar á VV.EE. me socorran con dos mil reales a cuenta de los caídos, sin lo cual no puedo subsistir en los meses de Marzo y Abril. Espero Sra. me saque cuanto antes de este estado suplicante, que aseguro con toda mi alma me quita la mayor parte de la tranquilidad de mi vida; y perdone la importunidad con que me veo obligada á incomodarla á pesar mío. Tenga V.E. la bondad de ofrecer mis respetos a el Sór. Conde; y queda con deseos de complacer a V.E. su más humilde y agradecida servidora Ana María Baltar de Gorbea [respuesta] Dense mil reales a cuenta a sus atrasos
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 185
Anna Maria Baltar de Gorbea do hrabiny de Chinchón, Madryt, 28 lutego 1831. Najjaśniejsza Pani Nie znajduję stosownych słów do wyrażenia Pani jak bardzo bolesne jest dla mnie zajmowanie pańskiej uwagi moimi błaganiami, które zapewne nie sprawiają Pani przyjemności. Jednak, Pani, konieczność zmusza mnie do przedsiębrania kroków tak sprzecznych z moim charakterem i ponadto dwóch synów, którymi Matka nie może się nie interesować. Ostatnim razem, gdy miałam zaszczyt osobistego okazania Pani mego poważania, przedstawiłam moją sytuację i prosiłam o pańską protekcję, celem szybkiego zakończenia moich spraw, zwłaszcza przez wzgląd na dobro chrześników pańskiej zmarłej matki a mojej dobrodziejki. Nie wątpię, że Pani także nią będzie [dobrodziejką] i mam nadzieję, że dzięki pańskiemu pośrednictwu zostanę szybko obsłużona. W przeciwnym razie, muszę powiedzieć Pani, jest niemożliwe, abym wyżyła za trzydzieści duros na miesiąc. Utrzymanie, edukacja dzieci, ubranie, środki czystości i ponadto nadzwyczajne wydatki, które przynoszą bardzo częste choroby, tudzież inne zadawnione sprawy, o jakich już Pani mówiłam. Jest niemożliwe pokryć koszty tego wszystkiego za jedyne trzydzieści duros, i przekonana o tej prawdzie, moja czcigodna protektorka i Pani (która niech odpoczywa w pokoju), zostawiła mi dożywotnią pensję w wysokości czterdzieści realów dziennie, mówiąc mi w ostatnich dniach swego życia „patrz, czy ci to wystarczy, aby żyć godnie i wykształcić twoich synów, ponieważ nie chcę, żebyś uważała się za biedaczkę, ani by ci brakowało tego co najpotrzebniejsze do życia, bez konieczności zabiegania o wsparcie u ludzi” [podkreślenie autorki]. Moja odpowiedź była taka, jaką może sobie Pani wyobrazić. Gorące łzy!!! Te same co płyną z moich oczu zawsze, gdy wspominam słowa tak czułe i serdeczne! Dwa lata i trzy miesiące już minęły od tego bolesnego okresu, i dwa, odkąd przyznaliście mi Państwo tymczasowo trzydzieści duros na miesiąc i wypłacają skrupulatnie. Ponadto byłam wspomagana zawsze, kiedy o to zabiegałam. Jednak sądzę, że zarówno Pani, jak Najjaśniejszy Pan Hrabia, zauważacie cierpienia, jakie musi znosić osoba wrażliwa, czując się zmuszona do składania ciągłych petycji, tak jakby prosiła o jałmużnę. W tej sytuacji jestem zobligowana błagać Państwo o wsparcie mnie dwoma tysiącami realów wpisanych na poczet moich zaległości, bez których nie mogę przeżyć w miesiącach marcu i kwietniu. Oczekuję, że czym prędzej wyciągnie mnie Pani z tego stanu, który, zapewniam szczerze, w znacznym stopniu pozbawia mnie spokoju. Proszę wybaczyć niestosowność, z jaką widzę się zmuszona nękać Panią, wbrew mojej woli. Bądź Pani tak łaskawa i przekaż Panu Hrabiemu wyrazy mojego szacunku; życzę Pani wszystkiego najlepszego. Pańska najpokorniejsza i najwdzięczniejsza służka Anna Maria Baltar de Gorbea [odpowiedź] Proszę wydać tysiąc realów na poczet jej zaległości.
186 Barbara Obtułowicz
Ana María Baltar de Gorbea a condes de Chinchón, Madrid, 21 de junio de 1831 Exmos Sres [Señores] E visto con el mayor sentimiento la dura respuesta firmada por el Sór de S. Martin, con que me á sido devuelta mi carta. En ella solo encuentro (en vez del consuelo que buscaba) mi ruina y la de mi familia diciendome esperare á cobrar cuando los demas legatarios; que es lo mismo que decirme, perezca entre tanto ó busque medios de vivir. No esperaba semejante respuesta á la exposición de mis trabajos. VV.EE. se han ofendido en mi anterior porque les demuestro al vivo mi actual situacion? Es culpa mia que mis acreedores se cansen de esperar y me propongan apremie á VV.EE. judicialmente, pues si no los pago lo haran ellos conmigo? Yo me resisto á tan violenta medida, y lo pongo en noticia de VV.EE.pidiendoles una cantidad mas crecida que la que é pedido otras veces con el objeto de acallar por un poco de tiempo á estas gentes, interín se pone corriente la pension vitalicia; y ademas salir de los ahogos que me á aumentado la enfermedad de mi pobre niño, pagando medico, botica y extraordinarios indispensables en semejantes casos. Tambien manifiesta resentimiento la respuesta, diciendome que se me á socorrido siempre que lo é pedido modestamente a la Sra. Condesa que ahora que é mudado de conducto y de lenguaje se me pagará cuando se haga á los demás legatarios. El conducto por quien é pedido ahora es el Sór. Conde no el de ningun extraño, y la causa la de ser el Sór. el que trata en los negocios como esta en el orden. No es la primera vez que é pedido por el mismo conducto, y se me ha socorrido sin manifestar la menor incomodidad. Otras veces lo he echo como ahora, á ambos Sres. y una sola vez á la Sra. directamente que á sido la última en que fui socorrida con la mitad de lo que pedi. Me hice cargo que no podrian VV.EE. mas cuando no me lo daban, lo tomé y callé, y para suplir lo que me faltaba, lo busque por otra pte. y pague en el momento que recibi el tercio pasado. De lenguage no é mudado pues en mi carta no falta el respeto; las circunstancias lo hacen parecer mas agrio de lo que es en realidad. Yo no digo á VV.EE. que voy á demandarles judicialmente, si no que por el contrario manifiesto la aversión á semejante medida que es la que me aconsejan mis acreedores, y les pido á VV.EE. para evitar esto y poderles tapar la boca por un poco de tiempo una cantidad algo crecida á cuenta de mis caidos. Espero de la bondad de VV.EE. mediten un poco sobre mi suerte y la de mis pobres hijos: y no crean me á podido faltar la delicadeza en poco tiempo habiéndola tenido toda mi vida; y no dudo merecer una respuesta mas satisfactoria que la anterior. Soy con el mayor respeto Exmos Sres. su más humilde y agradecida servidora Ana María Baltar de Gorbea. [respuesta] Madrid, 21 de junio de 1831 Vista la esplicacion que se da en esta car[ta] contesto de la anterior, se daran quatro mil reales que pide, recogiendo el correspondiente recibo Martinez San Martín
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 187
Anna Maria Baltar de Gorbea do hrabiostwa de Chinchón, Madryt, 21 czerwca 1831 r. Najjaśniejsi Państwo Zobaczyłam z największym bólem przykrą odpowiedź podpisaną przez Pana S. Martina, za pośrednictwem którego został mi zwrócony list. Odnajduję w niej jedynie (zamiast pocieszenia, jakiego szukałam) ruinę moją i mojej rodziny, mówiąc sobie poczekam z pobraniem [pieniędzy], jak pozostali legatariusze. To jest to samo, jakby powiedzieć mi: tymczasem umieraj lub szukaj środków do życia. Po przedstawieniu mojej nędzy nie oczekiwałam podobnej odpowiedzi. Wasze Ekscelencje obraziły się na mnie, ponieważ w poprzednim liście, mocno [bez ogródek] prezentuję moją aktualną sytuację? To moja wina, że moi wierzyciele męczą się oczekiwaniem i proponują, abym zmusiła Państwo na drodze prawnej, bo jeżeli ja nie zapłacę to oni zrobią to wobec mnie? Sprzeciwiam się tak gwałtownemu posunięciu, i podaję to do wiadomości Państwa, prosząc o sumę większą niż ta, o jaką zabiegałam poprzednim razem, w celu uspokojenia na pewien czas tych ludzi, aż zacznę pobierać dożywotnią rentę. Poza tym potrzebuję wyjść ze zmartwienia, spowodowanego chorobą mojego biednego dziecka, kiedy musiałam opłacić lekarza, aptekę i pokryć nadzwyczajne [wydatki], konieczne w podobnych okolicznościach. Odpowiedź jest przykra również z tego powodu, gdyż oznajmia, iż zawsze mi udzielano pomocy, o jaką skromnie zabiegałam u Pani Hrabianki, że obecnie zmieniłam pośrednika i styl wypowiedzi i [w związku z tym] wypłaci się mi dopiero po opłaceniu pozostałych legatariuszy [podkreśl. autorki]. Obecnie nie odwoływałam się do pośrednictwa obcych osób, lecz Pana Hrabiego, ponieważ to on zajmuje się bieżącymi sprawami. Nie pierwszy raz skorzystałam z jego pośrednictwa i udzielono mi wsparcia bez okazywania najmniejszego niezadowolenia. Kiedy indziej robiłam to, podobnie jak teraz, zwracając się do obydwu Państwa i tylko jeden raz bezpośrednio do Pani, jak ostatnio, gdy zostałam wsparta połową tego o co zabiegałam. Zrozumiałam, że Wielmożni Państwo nie będą mogli udzielić więcej. Zabrałam więc [to co dali] i umilkłam, i dla uzupełnienia brakującej kwoty, poszukałam gdzie indziej i zapłaciłam w momencie, gdy otrzymałam zaległą trzecią część. Stylu wypowiedzi nie zmieniłam, ponieważ w moim liście nie brakuje [wyrazów] szacunku. Okoliczności sprawiają, że wydaje się on bardziej szorstki niż jest w rzeczywistości. Nie mówię Państwu, że wstąpię na drogę sądową. Przeciwnie, okazuję awersję do podobnych środków, jakie doradzają moi wierzyciele. Proszę Wielmożne Państwo, dla uniknięcia tego oraz aby zamknąć im [wierzycielom] usta na pewien czas, o sumę pieniędzy nieco większą, wliczoną na poczet moich zaległości. Liczę na łaskawość Państwa. Proszę trochę zastanowić się nad moim losem i losem moich biednych synów. Proszę nie sądzić, jakoby mogło mi zabraknąć
188 Barbara Obtułowicz
delikatności w tak krótkim czasie, skoro miałam ją całe życie. Nie wątpię, że zasługuję na odpowiedź bardziej satysfakcjonującą od poprzedniej. Z wyrazami największego szacunku, najpokorniejsza i najwdzięczniejsza służka Wielmożnego Państwa [odpowiedź:]
Anna Maria Baltar de Gorbea.
Madryt, 21 czerwca 1831 Zważywszy na wytłumaczenie dane w niniejszym liście, odpowiadam na poprzedni. Proszę wydać cztery tysiące realów, o jakie prosi, pobierając stosowne pokwitowanie. Martinez San Martín Ana María Baltar de Gorbea a Don José de San Martín, Madrid, 6 de julio de 1832 Muy Sór. mio y de todo mi respeto: me veo en la nesecidad de molestar á V.E. con motivo de hallarme falta de medios para subsistir el resto del tercio hasta septiembre, pues aunque he sido pagada por entero desde primero de año, obligaciones atrasadas é indispensables de pagar, me ponen en este caso que he procurado evitar, pero me ha sido imposible. Al despedirme de mi Sra. la Condesa la pregunté si podría acudir a V.E. en caso de necesidad, y me respondió que si pues quedaba con amplios poderes para todo. Por esta razon me tomo la libertad de suplicar á V.S. [Vuestro Señor] si tuviese la bondad de socorrerme con dos mil reales á cuenta de los caidos que me restan, fabor á que quedaré eternamente reconocida. Yo hubiera pasado á ver a V.S. personalmente pero dos cosas me lo han impedido, la una no haber tenido nunca el honor de tratarle y me cuesta cierta cortedad, y la otra juzgar que menos incomoda una carta que una visita. Espero merecer del favor de V.E. me ponga a los pies de los Sres. Condes cuando les escriba, yo no lo hago por no molestarles no teniendo otra cosa particular que decirles; sé de su salud siempre que escriben á los Sres. [Señores] Duques. Me aprovecho de esta ocasion para ofrecer á V.S. mis respetos con la mayor atencion y que me reconozca por su mas segura servidora Ana María Baltar de Gorbea [respuestas :] 7 de julio de 1832 A contaduria, para que informe lo que por atrasos se debe a esta interesada [firma difícil de descifrar – B.O.]
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 189
Segun la liquidacion que se hizo de la pension de esta interesada a principios de este año, desde cuya epoca se la comprende por entero en la nomina gral. de pensionistas, alcanza en el dia de la fecha por razon de dichos atrasos. Rv. 7.980 – que es cuanto se puede informar. Madrid 7 de julio de 1832 Santos Coloma Dense los dos mil reales que pide y tomese razon [firma – difícil de descifrar – B.O.] Tomé razón – S. Coloma. Anna Maria Baltar de Gorea do Don José de San Martína, Madryt, 6 lipca 1832 r. Szanowny Panie mój i z całym moim szacunkiem: Widzę konieczność niepokojenia Pana z powodu braku środków do życia, aby przetrwać resztę trzeciego kwartału do września. Wprawdzie wypłacono mi wszystko w komplecie od początku roku, lecz nie udało mi się uniknąć uregulowania zadawnionych zobowiązań. Żegnając się z moją Panią Hrabiną zapytałam, czy będę mogła zwrócić się do Pana, gdy zajdzie taka potrzeba. Odpowiedziała twierdząco, jako że ma Pan szerokie pełnomocnictwa do wszystkiego. Na tej podstawie ośmielam się błagać, aby był Pan łaskaw wesprzeć mnie dwoma tysiącami realów, wpisanych na poczet moich zaległości, jakie mi zostają. Przysługa, za którą pozostanę nieskończenie zobowiązana. Zamierzałam zobaczyć się z Panem osobiście, ale uniemożliwiły mi to dwa powody. Pierwszy, nigdy nie miałam zaszczytu rozmawiać z Panem i kosztowałoby mnie to z powodu nieśmiałości i braku wykształcenia. Drugi, uznałam, że list mniej krępuje niż wizyta. Mam nadzieję, że zasługuję na to, by zrobił mi Pan tę grzeczność. Kiedy pisze Pan do Państwa Hrabiów, proszę się Im kłaniać ode mnie. Ja nie piszę, aby Ich nie drażnić, a poza tym oprócz tej sprawy [którą przedstawiam w niniejszym liście] nie mam do przekazania nic szczególnego. Korzystam z okazji, aby z największą uwagą przekazać Panu wyrazy mojego szacunku i aby mnie Pan uważał za najbardziej niezawodną służkę Anna Maria Baltar de Gorbea [odpowiedzi:] 7 lipca 1832 r. Do rachunkowości, aby powiadomiła o tym co się należy osobie zainteresowanej [sprawą] z tytułu zaległości. [podpis trudny do odczytania]
190 Barbara Obtułowicz
Z powodu likwidacji renty osoby zainteresowanej, na początku obecnego roku, uznaje się, na podstawie listy płac uprawnionych do pobierania renty, że wysokość wspomnianych zaległości jest na dzień dzisiejszy 7.980. O tej kwocie można poinformować. Madryt, 7 lipca 1832 r.
Santos Coloma
Proszę wydać dwa tysiące realów, o jakie prosi i proszę zasięgnąć informacji. [podpis trudny do odczytania] Zasięgnąłem informacji – S. Coloma. Ana María Baltar de Gorbea a Don José Martinez de San Martín, Madrid, 9 de noviembre de 1832 Muy Sór mio y de todo mi respeto: las circunstancias críticas de mi situacion me obligan á molestar a V.S. como lo he echo otras veces manifestandole los pormenores de ella que creo inútil repetir y menos en una época que hallandose V.S. con ocupaciones mas serias solo serviría de incomodarle una carta prolija Se reduce a suplicarle si tuviera la bondad de mandarme dos ó tres mil reales á cuenta de los pocos caidos que me restan para cubrir obligaciones antiguas, y que me molestan, y si no pudiese ser tanto aquello que V.S. tenga por conveniente, y de todos modos le quedaré igualmente agradecida como lo estoy en el alma á los varios favores que le he merecido desde que tomó los poderes en su mano. Si es digno de enhorabuena el cargo penoso con que V.S. ha sido distingudo, recibala de mi parte con los mayores deseos de su prosperidad. Ana María Baltar de Gorbea [respuesta:]
Madrid, 11 de noviembre de 1832
Liquidese la cuenta a esa interesada y pagansela Martinez de Martín
Anna Maria Baltar de Gorbea do Don José Martineza de San Martína, Madryt, 9 listopada 1832 r. Szanowny Panie mój i z całym moim szacunkiem: krytyczne okoliczności mojej sytuacji zmuszają mnie do naprzykrzania się Panu, tak jak to robiłam innymi razy, przedstawiając Panu jej szczegóły. Uważam za zbędne powtarzać to samo, zwłaszcza
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 191
w okresie, kiedy ma Pan poważniejsze zajęcia. Obszerny i nużący list mógłby Panu tylko przeszkadzać. Ogranicza się [mój list] do błagania Pana, aby był tak dobry i przesłał mi dwa do trzech tysięcy realów wpisanych na poczet niewielkich zaległości, jakie mi zostają, dla pokrycia dawnych zobowiązań, które mi bardzo ciążą. Jeżeli podana suma jest wygórowana, proszę przesłać taką, jaką uważa Pan za stosowną. Będę tak samo wdzięczna w duszy, jak jestem, za rozmaite przysługi, zawdzięczane Panu, odkąd wziął Pan pełnomocnictwa w swą rękę. Jeżeli godzi się winszować Panu ten ciężki urząd, którym został Pan wyróżniony, przyjmij z mej strony najlepsze życzenia pomyślności [sukcesu na tym urzędzie] Anna Maria Baltar de Gorbea [odpowiedź:]
Madryt, 11 listopada 1832 r.
Proszę zlikwidować rachunek [konto] zainteresowanej i wypłacić jej. Martinez de Martín
Ana María Baltar de Gorbea a los Señores: Santos Coloma y Francisco Lupiani, Madrid, 15 de octubre de 1837 Muy Sres. mios: me es summamente sensible verme en la dura necesidad de molestar su atencion para saber cuando podremos tener esperanzas de pago, pues con dos meses recibidos el mes pasado no me es posible sufragar á ocho meses y medio que llevávamos de caidos: creo no se ocultará á la penetracion de Uds. que recibirlos, repartirlos y quedarse en la misma necesidad es obra de un momento. Yo no tengo mas bienes que la pension con que la bondad de mi venerada ama me aseguró, en premio de treinta años de servicio para que no pereciese y mantubiera á mis dos hijos sus ahijados, educandolos como S.E. se propuso hacerle y empezo, pero desgraciadamente no pudo concluir; faltandome aquella no soy mas que una infeliz cargada con dos hijos y sin tener pan que darles. Me hago cargo de las circunstancias, no me quejo de que haya atrasos pero si quisiera se hiciese un arreglo temporal (á lo menos para mi, los demas haran lo que gusten) se me pagase, por ejemplo, la mitad de mi pension mensualmente y lo demas como y cuando se pudiera. Todos pedimos con igual justicia? pero quien con tanta necesidad? los demas cobran puntualmente la mitad, mi Sra la Duquesa, mensualmente, !mas que yo desgraciada a donde vuelvo los ojos! !A viles usureros pagándoles un sesenta por ciento y arruinandome cada dia mas! á mi infeliz hijo que no tengo otro patrimonio que dejarle me he visto en la nesecidad de suspenderle los estudios por este año por falta de medios debiendo haber entrado en el colegio
192 Barbara Obtułowicz
de ingenieros, y ya le tenia puesto una carrera; esto me duele tanto como la falta de subsistencia. En fin, no me es posible continuar de este modo, ni en Madrid donde todo está carísimo; para poderlo pasar menos mal he pensado retirarme á Boadilla por un año con mis hijos, pero quisiera si fuera posible se me proporcionase por esa casa un cuarto en la casa de Capellanes, si no de gracia, por un arrendamiento proporcionado al pueblo y el cobro en su mano le tienen Uds. Si esto es acsesible deseo a la mayor brevedad poder ejecutar mi plan y de este modo esperar á ver lo que el tiempo da de si en el año. De Uds [Ustedes]. atenta
Ana María Baltar de Gorbea
Anna Maria Baltar de Gorbea do Panów: Santos Colomy i Francisco Lupianiego, Madryt, 15 października 1837 r. Moi drodzy Panowie: Jest dla mnie nadzwyczaj bolesne, widząc się w ciężkiej konieczności zaprzątania uwagi Panów, aby wiedzieć kiedy będziemy mogli mieć nadzieję na wypłatę. Z pieniędzy pobranych za dwa miesiące nie mogę pokryć długów, które dźwigamy od ośmiu i pół miesięcy. Sądzę, że rozumiecie Panowie, iż otrzymać je [pieniądze], podzielić i znaleźć się w tej samej potrzebie [co poprzednio] to kwestia chwili. Nie mam innego mienia prócz renty, jaką dobroć mej czcigodnej pani zapewniła mi w nagrodę za trzydzieści lat służby, abym nie zginęła i utrzymała moich dwóch synów, jej chrześniaków, zapewniając im wykształcenie, jak Szanowna Pani sama zaproponowała. Tak właśnie zaczęłam, lecz niestety, nie mogę skończyć. [Teraz], kiedy mi jej brakuje [tj. hrabiny-matki], nie jestem niczym innym, jak tylko nieszczęśliwą kobietą obciążoną dwojgiem synów, nie mogącą dać im chleba. Zdaję sobie sprawę z sytuacji, nie skarżę się, że były opóźnienia, ale gdyby tak zrobić czasowe uporządkowanie (przynajmniej dla mnie, inni niech robią co się im podoba), aby na przykład wypłacono mi połowę renty w miesięcznych ratach i resztę według możliwości co do terminu wypłaty i wysokości sumy. Wszyscy prosimy z jednakową słusznością, lecz kto z tak wielkiej konieczności? Inni pobierają dokładnie połowę, moja Pani Księżna, miesięcznie!, lecz ja, nieszczęśliwa dokąd zwracam ocz? Ku podłym lichwiarzom, płacąc im 60% i rujnując się coraz bardziej z każdym dniem! Ku memu nieszczęśliwemu synowi, któremu nie mam do pozostawienia innego spadku. Uznałam za konieczne zawieszenie na ten rok jego studiów, z powodu braku pieniędzy. Powinien był wstąpić do kolegium inżynierów, i już miał zapewnioną karierę. To boli mnie tak samo, jak brak środków na utrzymanie. Wreszcie, jest dla mnie niemożliwe nadal żyć w ten sposób, nawet w Madrycie, gdzie wszystko jest bardzo drogie. Myślałam wycofać się do Boadilla na jeden rok, razem z moimi synami. Jednak, gdyby było to możliwe, wolałabym, aby zdobyli Panowie dla mnie jakąś izbę w domu Kapelanów, jeżeli nie za darmo, to
Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki... 193
za wynajmem [...]. Jeżeli jest to dostępne, pragnę jak najszybciej móc wykonać mój plan i tym sposobem czekać co przyniesie rok. Oddana Panom i z szacunkiem
Anna Maria Baltar de Gorbea
Ana María Baltar de Gorbea a los Señores: Santos Coloma y Francisco Lupiani, Madrid, 22 de noviembre de 1837 Muy Sres. Mios. he recibido su atenta carta, y enterada de su contenido, solo me resta dar a Uds. las mas expresivas gracias por el buen despacho de mi solicitud asegurandoles me hacen un favor muy señalado al que viviré eternamente reconocida y deseosa de encontrar ocasión en que manifestarselo. Para que no se moleste un criado todos los meses, mi hijo pasará el dia que Uds. señalen á cobrar, para lo cual se tomarán la molestia de poner un recibo en los términos que les parezca y no conservaré por modelo. De Uds. atenta Ana María Baltar de Gorbea
Anna Maria Baltar de Gorbea do Panów: Santos Colomy i Francisco Lupianiego, Madryt, 22 listopada 1837 Drodzy Panowie moi: otrzymałam od Panów uprzejmy list i po zapoznaniu się z jego treścią nie pozostaje mi nic innego, jak tylko złożyć największe podziękowania za pomyślne załatwienie mojej prośby. Zapewniam, zrobiliście dla mnie bardzo znaczącą przysługę, za którą pozostanę nieskończenie wdzięczna i pragnąca znaleźć sposobność do okazania mej wdzięczności. Aby służący nie trudził się co miesiąc, mój syn przyjdzie w dniu wyznaczonym przez Panów, aby odebrać [pieniądze]. W związku z tym zechcą Panowie wystawić pokwitowanie, w okolicznościach, jakie uznają za stosowne [...]. Oddana Panom i z szacunkiem Anna Maria Baltar de Gorbea Ana María Baltar de Gorbea a condesa de Chinchón, Madrid, 26 de noviembre de 1837 Exma Sra. Mi venerada Sra: hace más de un mes que por efecto de una desgracia que me sucedio en un pie, me hallo sujeta en casa sin poderme calzar el zapato y en manos del facultativo todo este tiempo, y aun no se le que durará.
194 Barbara Obtułowicz
Esta causa me á impedido cumplir con mi deber y tener el honor de presentarme á V.E. y no pudiendo asegurar cuando podre verificarlo me determino á decir á V.E. por escrito lo que había pensado decirla de palabra. Siempre molestias; pero que espero disimulara V.E. atendidas las circunstancias que me acompañan. No se reduce á otra cosa que á suplicarla si tendrá V.E. la bondad de interesarse en mi favor para que se me socorra con dos mil reales á cuenta de caidos para poder vestir de invierno á mis hijos y á mi y poder pagar este facultativo que la Divina Providencia parece á decretado no salga de mi casa cuando no por unos por otros. He sabido que el Sór. Conde está de viaje. Deseo le tenga muy feliz y espero de la bondad de VV.EE. Ana María Baltar de Gorbea
Anna Maria Baltar de Gorbea do hrabiny de Chinchón, Madryt, 26 listopada 1837 r. Najjaśniejsza Pani: Moja czcigodna Pani: jest już miesiąc, jak z powodu nieszczęścia, które mi się przytrafiło w nogę, znajduję się przywiązana do domu, nie mogąc ubrać buta i cały ten czas w rękach chirurga, i nawet nie wiem jak długo to jeszcze potrwa. Ta przyczyna uniemożliwiła mi wypełnić mój obowiązek i mieć zaszczyt zaprezentować się przed Panią. Nie mogąc zapewnić kiedy tego dopełnię, zdecydowałam się napisać Pani to co zamierzałam wypowiedzieć słowami. Zawsze utrapienia; lecz mam nadzieję, że Wasza Ekscelencja zamaskuje znane Jej okoliczności, jakie mi towarzyszą. Rzecz sprowadza się do prośby, czy byłaby Pani łaskawa zainteresować się tym, aby udzielono mi wsparcia w wysokości dwóch tysięcy realów na poczet moich zaległości, abym mogła zapewnić moim synom zimowe ubranie i dla mnie na opłacenie lekarza, którego Boska Opatrzność zesłała, aby nie musiał opuszczać mego domu [...]. Dowiedziałam się, że Pan Hrabia jest w podróży. Życzę, aby miał ją bardzo szczęśliwą i liczę na dobroć Państwa. Anna Maria Baltar de Gorbea
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Łukasz Tomasz Sroka
Żydzi w krakowskiej Izbie Handlowej i Przemysłowej w latach 1850–1918
Stan przemysłu galicyjskiego, w tym także krakowskiego w połowie XIX wieku nie zadowalał prawie nikogo. Oczekiwany postęp nie nadchodził – w dalszym ciągu dominowały rękodzielnicze formy produkcji. Kraków stanowił silny ośrodek handlu, ale od czasu przyłączenia miasta do Austrii zmalał jego impet. Zatroskanie wzbudzał przede wszystkim stan handlu hurtowego. Brakowało nowoczesnego samorządu gospodarczego, który mógłby sprostać nadchodzącym wyzwaniom. Przedsiębiorcom brakowało „wspólnego głosu”, który byłby słyszalny w Wiedniu1. W celu zaradzenia istniejącym w handlu i przemyśle problemom powołano Izbę Handlową i Przemysłową; w roku 1927 zmieniono jej nazwę na Izba PrzemysłowoHandlowa. Pierwszą Izbę założono w Austrii na podstawie ustawy z 1849 r. Na terenie Galicji powołano trzy Izby: brodzką, krakowską i lwowską. Podstawą prawną była ustawa z 18 marca 1850 r. Postanowiono, że „Izby te są organem, przez który stan handlowy i przemysłowy wyjawia swe życzenia ministerstwu handlu i usiłowania tegoż ostatniego pod względem podniesienia obrotów handlowo-przemysłowych wspiera”2. W roku 1868 krakowska Izba Handlowa i Przemysłowa obejmowała swoją działalnością następujące (ówczesne) powiaty: Biała, Bochnia, Brzesko, Chrzanów, Dąbrowa, Gorlice, Grybów, Jasło, Kolbuszowa, Kraków, Kraków-miasto, Limanowa, Łańcut, Mielec, Myślenice, Nisko, Nowy Targ, Nowy Sącz, Pilzno, Podgórze, Ropczyce, Rzeszów, Strzyżów, Tarnobrzeg, Tarnów, Wadowice, Wieliczka i Żywiec. W takim wymiarze Izba pracowała aż do powstania niepodległego państwa polskiego3. Zob. J. Rutkowski, Historia gospodarcza Polski, t. 2, Poznań 1950. Na podst. M.J. Ziomek, Życie gospodarcze w okręgu krakowskiej Izby Przemysłowo-Handlowej 1850–1930, Kraków 1930, s. 118. 3 Ibidem, s. 120. 1 2
196 Łukasz Tomasz Sroka
Nałożone na izby obowiązki to między innymi: – prowadzenie odpowiedniej działalności informacyjnej, – czynienie spostrzeżeń odnośnie do handlu i przemysłu, – sporządzanie corocznych raportów w zakresie prowadzonej działalności; w ramach raportów przewidziano składanie życzeń i wniosków wypływających z własnego doświadczenia, – prowadzenie rejestrów4. Dnia 29 czerwca 1868 r. ukazała się ustawa „dotycząca organizacji i zakresu działania izb handlowych i przemysłowych”; dnia 30 czerwca 1901 r. wprowadzono nowelizację. W takim kształcie przetrwała do 15 lipca 1927 r., kiedy to ukazało się „Rozporządzenie Prezydenta Rzeczypospolitej o izbach przemysłowo-handlowych”5. Zgodnie z ustawą z 1868 r. do zadań izb należało m.in.: – rozstrzyganie wniosków dotyczących handlu i przemysłu, – kierowanie do władz swoich spostrzeżeń i wniosków dotyczących potrzeb handlu i przemysłu, – ocenianie projektowanych ustaw w zakresie handlu i przemysłu, – opiniowanie tworzących się publicznych instytucji i zakładów, na rzecz rozwoju handlu i przemysłu, – za wskazaniem rządu prowadzenie wspólnych z innymi izbami obrad przedmiotowych. W ustawie określono relacje pomiędzy izbami a władzami państwowymi6. Izba Handlowa i Przemysłowa obejmowała swoją działalnością handel hurtowy i detaliczny, przemysł i rzemiosło. Na forum krakowskiej Izby Handlowej i Przemysłowej (IHiP) bardzo ważną rolę odegrali jej żydowscy członkowie7. Żydzi byli obecni w IHiP od samego początku. Do działalności publicznej predestynowały Żydów ich osiągnięcia gospodarcze, ogromne w tej dziedzinie doświadczenie oraz specyficzna struktura społeczno-zawodowa8. Pierwsze plenarne posiedzenie Izby w Krakowie odbyło się 14 listopada 1850 r. w Domu Władz Rządowych przy kościele św. Piotra9. Wtedy też ukonstytuoIbidem, s. 118. Ibidem, s.118, 119. 6 Ibidem, s. 119. 7 W związku z takimi procesami jak emancypacja i asymilacja powstał problem, kogo uznać za Żyda. W niniejszej pracy stosuję kryterium przyjęte przez Geoffrey’a Wigodera i jego współpracowników, autorów Słownika biograficznego Żydów i opieram się „na tradycyjnym religijnym założeniu, że osoba, która przyszła na świat jako Żyd, pozostanie nim «niezależnie od tego, jak bardzo grzeszy». Dotyczy to również tych, którzy odeszli od judaizmu albo publicznie wypierają się wszelkich związków z religią mojżeszową czy narodem izraelskim”, G. Wigoder, Słownik biograficzny Żydów, Warszawa 1998, s. 7. 8 Zob. A. Żbikowski, Żydzi krakowscy i ich gmina w latach 1869–1919, Warszawa 1995, s. 39–55 oraz T. Gąsowski, Struktura społeczno-zawodowa Żydów galicyjskich na początku XX w., „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego w Polsce” 1988, nr 1–2 (145–146), s. 61–76. 9 Pierwszą siedzibą IHiP w Krakowie był dom rządowy przy kościele św. Piotra. Kolejnymi były: dom Arcybractwa Miłosierdzia i Banku Pobożnego przy ul. Siennej 5, przy ul. Floriańskiej 15, Wiślnej 7, gmach poczty głównej przy ul. Wielopole 2, w latach 1906–1950 własna nieruchomość na rogu ulic Długiej i Basztowej (Dom Pod Globusem). Encyklopedia Krakowa, Warszawa–Kraków 2000, s. 322. 4 5
Żydzi w krakowskiej Izbie Handlowej i Przemysłowej... 197
wała się Izba Handlowa i Przemysłowa w Krakowie oraz wybrano jej pierwszego prezesa Wincentego Kirchmajera starszego10, który pełnił tę funkcję przez siedem lat. W pierwszym posiedzeniu brało udział dwóch znamienitych Żydów: Abraham Gumplowicz i Maurycy Baruch. Obaj aktywnie uczestniczyli w prowadzonych pracach. Kolejni wybitni członkowie IHiP spośród narodu żydowskiego to m.in. Albert Mendelsburg i Tadeusz Epstein. Zastosowana w tym wypadku ocena wybitności jest bardzo surowa, zresztą może nie wszystkim odpowiadać. Tuż za nią jest bardzo liczne grono działaczy Izby, Żydów – nietuzinkowych, o dużym dorobku w działalności gospodarczej i społecznej. Ich wpływ na życie tej instytucji był bardzo duży i z biegiem czasu wzrastał. Zachodzące w IHiP procesy obserwowali mieszkańcy Krakowa, prasa – na czele z „Czasem”. Sarkastyczna opinia, że bez żydowskich członków posiedzenie Izby nie mogłoby się odbyć, miała potwierdzenie w stanie faktycznym. W 1912 roku krakowska Izba Handlowa i Przemysłowa liczyła 38 członków, w tym 24 wyznania mojżeszowego, co stanowiło 63,2% ogółu członków. W tym samym roku (wedle kryterium wyznaniowego) Żydzi stanowili 62,5% członków Izby Handlowo-Przemysłowej we Lwowie oraz 80,0% w izbie brodzkiej. Według powyższych danych, Żydzi stanowili 67,2% członków galicyjskich izb handlowo-przemysłowych11. Rosnącą pozycję Żydów, szczególnie po 1867 roku12, w IHiP i całym życiu społeczno-gospodarczym Krakowa potwierdzają ich dokonania. Na tym tle imponująco wygląda kariera Alberta Mendelsburga, który od handlu komisowego przeszedł do bankowości. W roku 1873 został wybrany do parlamentu austriackiego (izby deputowanych) z ramienia Izby. Pełnił tę funkcję do roku 1879. W parlamencie wszedł do Koła Polskiego. Była to postawa inna niż ta, jaką obrali pozostali Żydzi zasiadający w parlamencie, którzy wykazywali swoisty „separatyzm”, a nad współpracę z Polakami przedkładali sojusz polityczny z Ukraińcami13. Dnia 1 sierpnia 1866 roku został wybrany na radnego pierwszej autonomicznej Rady Miejskiej14. W jej ramach pełnił funkcje w licznych komisjach (skarbowej – także jako jej przewodniczący, Wincenty Kirchmajer starszy pełnił tę funkcję do roku 1857. W latach 1858–1873 prezesem IHiP był Wincenty Kirchmajer młodszy. 11 Na podst. J.M. Małecki, Udział Żydów w organach samorządowych większych miast galicyjskich na początku XX wieku, [w:] Polska i Polacy w XIX–XX wieku. Studia ofiarowane Profesorowi Mariuszowi Kulczykowskiemu w 70. rocznicę Jego urodzin, pod red. K. Ślusarka, Kraków 2002, s. 60. 12 31 grudnia 1867 r. wprowadzono konstytucję, która wszystkich obywateli objęła równouprawnieniem, bez względu na wyznanie i narodowość. 13 Sojusz ten nie był trwały i zakończył swój żywot w następnych wyborach 1879 r. J. Buszko, Polacy w parlamencie wiedeńskim 1848–1918, Warszawa 1996, s. 81. Okres zaborów otworzył nową kartę we wspólnej historii Polaków i Żydów. Otóż Polacy pozostając faktycznymi gospodarzami znajdujących się pod obcym panowaniem ziem Rzeczypospolitej, musieli pogodzić się z tym, że członkowie mniejszości narodowych i religijnych mogli wchodzić w rozmaite sojusze i tworzyć różne konfiguracje polityczne. W tych działaniach mogli, ale nie musieli, sugerować się postawą i opiniami Polaków. Znamienne jest to, że Żydzi (inaczej niż Ukraińcy) pozostali odporni na próby Wiednia – rozgrywania wielu dziedzin polityki za pomocą instrumentalizacji mniejszości narodowych. 10
14
W Radzie Miejskiej zasiadał do końca życia.
198 Łukasz Tomasz Sroka
przemysłowej, gazowej i budowy teatru)15. W 1873 r. z ramienia Rady Miejskiej wszedł do Wielkiego Wydziału Kasy Oszczędności miasta Krakowa. W 1882 r. został członkiem zarządu powołanej przez Radę Miejską Szkoły Handlowej. Dnia 29 sierpnia 1897 r. otrzymał tytuł radcy cesarskiego16. W Izbie stale dostrzegano umiejętności Mendelsburga. W 1870 r. członkowie Izby jednogłośnie poprosili go o wyjazd na zjazd delegatów Izb do Wiednia „jako biegłego w zawodzie bankowym”17. Uwieńczeniem zarówno pozycji żydowskich przedsiębiorców, jak i dorobku samego Mendelsburga był jego wybór na prezesa Izby Handlowej i Przemysłowej w roku 189718. Pełnił tę funkcję do roku 1906, kiedy to podał się do dymisji ze względu na wiek i zły stan zdrowia19. Złotymi literami w dziejach krakowskiej przedsiębiorczości zapisał się Tadeusz Epstein (1870–1939). Odbył studia w praskiej Akademii Handlowej. Mając 20 lat powrócił do Krakowa. W roku 1903 został wybrany do Rady Miasta20. W roku 1902 został wybrany do Izby Handlowej i Przemysłowej. W latach 1913–1916 był jej wiceprezesem, a od 1916 do 1935 roku pełnił funkcję prezesa Izby. Z tą instytucją związał się aż do swojej śmierci21. Na forum Izby prowadził bardzo aktywną działalność. Zasiadał w różnych radach będących organami doradczymi ministerstw22. Czynił starania celem nawiązania ściślejszej współpracy poszczególnych ogniw władzy ze środowiskami gospodarczymi. Na posiedzeniu komisji połączonych sekcji Izby Handlowej i Przemysłowej w Krakowie dnia 8 listopada 1902 r. Epstein wysunął wniosek zwrócenia się do Sejmu z petycją, aby Sejm przedstawiał Izbie do zaopiniowania projekty ustaw mających związek z handlem i przemysłem. Sprawę tę powierzono posłowi Izby do konsultacji z posłami innych Izb, a także w szerszym gronie posłów celem skierowania rezolucji do Sejmu23. Po śmierci ojca w 1913 roku przejął walcownię i stalownię w Borku Fałęckim oraz fabrykę gwoździ i drutu w Podgórzu24. Tadeusz Epstein łączył prowadzenie interesów z działalnością społeczną. Wykazywał niezłomny zapał w pracy na rzecz rozwoju gospodarczego miasta i regionu. Zainicjował budowę kolei Kraków–Miechów, zorganizował giełdę pieniężną i zbożową w Krakowie (1919). Zasiadł w radzie nadzorczej założonego w 1919 r. Banku Komercjalnego S.A. Nabyte umiejętności i wiedzę wykorzystał 15 C. Bąk-Koczarska, E. Kozłowski, Mendelsburg Albert (1828–1911), [w:] Polski Słownik Biograficzny (cyt. dalej: PSB), t. 20, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk 1975, s. 420. 16 Ibidem, s. 420, 421. 17 „Kraj” 1870, nr 139, cyt. za A. Żbikowski, op. cit., s. 53. 18 Wcześniej w latach 1885–1896 pełnił funkcję wiceprezesa Izby. 19 C. Bąk-Koczarska, E. Kozłowski, op. cit., s. 421. 20 Mandat sprawował do swojej śmierci. K. Rolle, Epstein Tadeusz (1870–1939), [w:] PSB, t. 6, Kraków 1948, s. 285. 21 Ibidem, s. 285. 22 Ibidem. 23 Protokoły posiedzeń Izby Handlowej i Przemysłowej, Kraków 8 listopada 1902 r. Archiwum Państwowe w Krakowie (cyt. dalej: APKr.), sygn. IPH Kr I 11. 24 Encyklopedia Krakowa, Warszawa–Kraków 2000, s. 192.
Żydzi w krakowskiej Izbie Handlowej i Przemysłowej... 199
w pracy na rzecz Izby, na nowo organizowanej przez polskie władze po odzyskaniu niepodległości. Bez reszty oddany działalności społecznej, na starość ciężko chory znalazł się w biedzie25. Członkowie Izby – zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie – wykazywali zapał i poświęcenie dla realizacji powierzonych im zadań. Pilnie pracowali nad najważniejszymi problemami związanymi z handlem, drobną wytwórczością i przemysłem. Przedstawiciele Izby zabiegali o poparcie dla rozwiązań sprzyjających rozwojowi handlu i przemysłu wszędzie tam, gdzie to było konieczne, przede wszystkim w parlamencie, ministerstwach, a także rozlicznych ciałach doradczych. Nie wahali się przedstawić władzom austriackim wniosku z własnych analiz, iż wcielenie miasta do monarchii spowodowało jego zapaść gospodarczą. Notowania Izby, a przede wszystkim jej poszczególnych członków spadają, jeśli uwzględnimy pojawiającą się co jakiś czas zachowawczość i brak determinacji. W tym względzie wyróżnili się bardzo pozytywnie żydowscy członkowie IHiP. Przedstawiali swoje postępowe stanowiska niezależnie od postaw pozostałych członków. Konsekwentne stanowisko Żydów ukierunkowane na wolność handlową i przemysłową, wespół z działaniem wielu racjonalnie myślących członków chrześcijan przynosiło pozytywne efekty w sferze gospodarczej. W tym miejscu należy sprecyzować, że wszelkie różnice światopoglądowe występujące wśród członków IHiP dzieliły ich na bardzo zamożnych – skłonnych do zachowania status quo i tych, którzy byli na etapie dorabiania się, na zachowawczych – choć sprzyjających rozwojowi, to nastawionych na działania ewolucyjne i postępowych, zdolnych do szybkich i radykalnych działań. Występująca zazwyczaj przewaga Żydów w drugiej grupie wydaje się być kwestią wtórną, choć nie bez znaczenia. Na swoim posiedzeniu w dniu 9 stycznia 1856 r. Izba pracowała nad projektem nowego prawa przemysłowego. Podstawą do tego był reskrypt Ministerstwa Handlu, „ażeby wziąwszy pod rozwagę projekt do nowej ustawy przemysłowej (Gewerbe Gesetz) zdanie swoje Wysokiemu Ministeryum przedstawiła”26. Przedstawiona przez radcę sekcji przemysłowej opinia przesiąknięta była duchem konserwatyzmu, a zarazem odzwierciedlała powszechne jeszcze lęki i obawy przed gwałtownymi zmianami. Z szerszej wypowiedzi warto przytoczyć znamienny fragment: Jakkolwiek projekt nowej ustawy o wolności przemysłu zmierza do jego podniesienia, znosząc formalności, zwyczaje i rozliczne uprzedzenia przepisów cechowych jako prawo obowiązujących, krępujących niekiedy młodociane zdolności lub zarody talentu: wszelako tylko w krajach na wysokim stopniu cywilizacji i wykształcenia moralnego będących może być zbawiennym – dla naszej jednak prowincji, to jest W. Księstwa Krakowskiego i Galicji może jest przedwczesnym i wprost przeciwne zamierzonym skutki rokuje27. K. Rolle, op. cit., s. 285. Wyciąg z protokołu posiedzenia Izby Handlowej i Przemysłowej w dn. 9 stycznia 1856 r., „Czas”, nr 23 (27 I 1856). 27 Ibidem. 25 26
200 Łukasz Tomasz Sroka
Uwagi do powyższej opinii zgłosili: Abraham Gumplowicz i Józef Adler (członkowie sekcji handlowej); większością głosów Izba podzieliła stanowisko Ludwika Zieleniewskiego i uchwaliła przesłać je do ministerstwa28. Na posiedzeniu połączonych oddziałów IHiP w dniu 9 września 1863 r. rozpatrywano podanie podpisane przez Alojzego Schwarza – miejscowego kupca, a także kilkunastu innych kupców i rękodzielników krakowskich. Pismo pochodziło z dn. 30 marca 1863 r. Petenci żądali od Izby wstawiennictwa u władz na rzecz uchylenia istniejących w Krakowie jarmarków towarowych. Do opinii kierujących pismo kupców przychylił się Ludwik Zieleniewski oraz Ferdynand Baumgardten. Zieleniewski uzasadniał, że w mieście bez przemysłu nie ma pożytku z jarmarków towarowych. Baumgardten uznał zawartą w piśmie opinię za powszechną w Krakowie. Kontrowali Antoni Chmurski i Albert Mendelsburg. Chmurski zaprzeczył jakoby podanie odzwierciedlało powszechną opinię29. Mendelsburg wnioskował, że w wielu dziedzinach pojawia się dążność do postępu i wolności, także w handlu i przemyśle. Rozwój jest natomiast krępowany przez istniejące dotychczas przeszkody. Według niego dążenie do postępu i wolności ma charakter powszechny, natomiast Izby Handlowe i Przemysłowe „zostały właśnie założone w celu nadania większego popędu handlowi i przemysłowi”. Zgromadzenie większością głosów – 4 przeciwko 2 – odrzuciło petycję30. Szczególną troską IHiP była praca na rzecz likwidacji wszystkich utrudnień stojących na drodze do rozwoju gospodarczego31. Na przykład na posiedzeniu Izby Handlowej i Przemysłowej dn. 6 maja 1868 r. „Do rozbioru uciążliwości ustawy stemplowej i jej oddziaływania na stosunki handlu i obrotu wyznaczono zwiększoną Komisję”. W jej skład weszli Bartl, Gumplowicz, Mendelsburg i Niklewicz32. Tematyka żydowska w ścisłym tego słowa znaczeniu pojawiała się rzadko. Na podstawie analizy źródeł przedstawiających prace prowadzone przez członków krakowskiej IHiP, przede wszystkim protokołów posiedzeń i prasy, nie można stwierdzić, aby Żydzi wykorzystywali w niej swoją wysoką pozycję dla załatwiania interesów własnych lub współwyznawców. Zresztą procesy towarzyszące równouprawnieniu i występująca równolegle do industrializacji zmiana relacji społecznych czyniły wręcz niemożliwym nakreślenie wspólnego dla Żydów interesu gospodarczego. Ibidem. Twierdzenie, że treść petycji odzwierciedlała powszechną opinię, faktycznie mijało się z prawdą. Niemniej głos kupców nie był odosobniony. Krytyka jarmarków zdarzała się, choć z różnych powodów. „Kto by potrafił wyrachować, ile milionów dni roboczych przepędza się w Galicji na lenistwie z powodu jarmarków? Zamiast cieszyć się naturą i sielankować, przypomniałem sobie, co nasze gazety w tych czasach pisały przeciwko jarmarkom, ale nie przypominam sobie, żeby odezwał się, jaki projekt, dążący do tego, żeby jeden dzień w tygodniu na wszystkie jarmarki i targi, które zatrzymać uważa się za stosowne”. Bróg, Z wycieczki po Galicji, Kraków 1880, s. 1–2. 30 Protokoły posiedzeń Izby Handlowej i Przemysłowej, Kraków 9 września 1863 r. APKr., sygn. IPH Kr I/1. 31 Przede wszystkim utrudnień natury formalnoprawnej. 32 Protokoły posiedzeń Izby Handlowej i Przemysłowej, Kraków 6 maja 1868 r. APKr., sygn. IPH Kr I/1. 28 29
Żydzi w krakowskiej Izbie Handlowej i Przemysłowej... 201
Niemniej Żydzi mając w Izbie swoich przedstawicieli mogli w razie potrzeby szukać w niej sprawiedliwości. Beneficjentami pozytywnych skutków działania Izby byli wszyscy prowadzący działalność gospodarczą. Inna rzecz, że wśród osób prowadzących samodzielną działalność gospodarczą w wielu jej gałęziach dominowali właśnie Żydzi. Prośby, petycje i wnioski do Izby Żydzi kierowali na takich samych zasadach jak wszyscy inni33. Wtedy, gdy to było konieczne Izba stawała w obronie Żydów. Kierowano się jednak czynnikami innymi niż narodowościowe i religijne: koniecznością postępowania klarownego i zgodnego z prawem, interesem gospodarczym miasta i regionu itp. Dnia 9 czerwca 1865 r. Izba na swoim posiedzeniu postanowiła wnioskować do Komisji namiestniczej o cofnięcie rozporządzenia magistratu znoszącego Zgromadzenia Kramarzy Starozakonnych na Kazimierzu. Władze miasta podjęły uprzednio taką decyzję na podstawie „nierządności starszych tejże korporacji”34. Warto przedstawić pewne zdarzenie, które miało miejsce na posiedzeniu Izby w dniu 16 sierpnia 1865 r. Zdawałoby się marginalne i bez większego znaczenia – dobitnie świadczy o wzajemnym zrozumieniu i szacunku, jakim darzyli się członkowie krakowskiej Izby: chrześcijanie i Żydzi, a także panującej w niej atmosferze. W tym dniu Mendelsburg już na początku posiedzenia zabrał głos i poprosił „aby nie używano na przyszłość nazwy Starozakonni mówiąc o Żydach”. Odniósł się w tym przypadku do przyjętego protokołu z poprzedniego posiedzenia, w którym użyto stwierdzenia „starozakonni kramarze na Kazimierzu”. Jako poprawne nazwy zasugerował: Żydzi, Izraelici lub członkowie wyznania mojżeszowego. Wyraził przekonanie, że „Starozakonni” ma wymiar ujemny „jakby przez wyraz Starozakonni chciano oznaczyć samych starowierców”. Chrześcijańscy członkowie odpowiadali, że „nazwa Starozakonni używana bywa właśnie dla wyrażenia się z wszelką przyzwoitością o wyznawcach Starego zakonu”. Mendelsburg nie zgodził się z opinią chrześcijan, a jego stanowisko zostało wsparte przez Salomona Deichesa. Summa summarum zapanowała w tej kwestii zgoda. „Izba w zadość uczynieniu wnioskowi temu uchwala chętnie, na przyszłość używanie wyrazu Izraelici lub członkowie wyznania mojżeszowego tam gdzie tego zajdzie potrzeba”35. Izba Handlowa i Przemysłowa poprzez swoją działalność przyczyniła się do rozwoju handlu i przemysłu w Krakowie. Inicjatywy prawne Izby pozwoliły dźwignąć z zapaści handel – podupadły przez wcielenie Krakowa do Austrii. Pozytywny skutek przyniosły starania członków IHiP o ugruntowanie wolności w przemyśle i handlu. Powstawały okoliczności, w których mogły się rozwijać inicjatywy gospodarcze. Efekt tych działań szczególnie odczuli przemysłowcy, wyzwalający się z cechowych Przykładowo, do IHiP została wniesiona prośba kupców żydowskich o wyjednanie uproszczeń formalności paszportowych na granicach Królestwa polskiego. Protokoły posiedzeń Izby Handlowej i Przemysłowej, Kraków dn. 7 luty 1866 r. APKr., sygn. IPH Kr I/1. 34 Protokoły posiedzeń Izby Handlowej i Przemysłowej, Kraków 9 czerwca 1865 r. APKr., sygn. IPH Kr I/1. 35 Protokoły posiedzeń Izby Handlowej i Przemysłowej, Kraków 16 sierpień 1865 r. APKr., sygn. IPH Kr I/1. 33
202 Łukasz Tomasz Sroka
więzów. Jedno z ważnych zadań Izby polegało na tym, by „zmniejszyć awersję Wiednia do [...] Galicji”36. Niebagatelny dla świadomości obywatelskiej krakowian był prowadzony na forum Izby dialog na tematy gospodarcze37. Kwestią dyskusyjną pozostaje postawa i działalność pojedynczych członków Izby38. Okoliczności geopolityczne sprawiły, że Izba Handlowa i Przemysłowa nie spełniła wszystkich pokładanych w niej nadziei. Zadanie to było tym bardziej niewykonalne, że różni przedsiębiorcy mieli w stosunku do Izby różne nadzieje, często ze sobą sprzeczne. Czego innego oczekiwali kupcy drobiazgowi, a czego innego hurtowi. Inny był punkt widzenia rzemieślników, a inny przemysłowców. Do tego dochodziły jeszcze postawy niektórych chrześcijańskich kupców i rzemieślników, przyzwyczajonych do dawnego prawodawstwa – czyniącego ich uprzywilejowanymi w stosunku do żydowskich konkurentów39. Natomiast Żydzi nigdy nie dopominali się o nic więcej, jak tylko o danie im równych szans w gospodarce i innych dziedzinach życia. Duża zasługa krakowskiej Izby Handlowej i Przemysłowej jest w tym, że w przeciwieństwie do Kongregacji Kupieckiej potrafiła wznieść się ponad wąski narodowy i religijny horyzont. Żydowscy członkowie Izby nie przynieśli wstydu swoim współbraciom. Ich działalność gospodarcza i postawa patriotyczna były i są powodem do dumy nie tylko dla Żydów, ale dla wszystkich krakowian. Prowadzona przez nich działalność na rzecz postępu i wolności gospodarczej stanowiła wsparcie dla wszystkich, którzy w rozwoju handlu i przemysłu widzieli sposób na likwidację „galicyjskiej biedy”40. 36 „Przegląd Kupiecki”, nr 44 (5 XII 1930), cyt. za Księga pamiątkowa osiemdziesięciolecia Izby Przemysłowo-Handlowej 1850–1930, APKr., sygn. IPH Kr I/43, s. 79. 37 Por. W. Roszkowski, Myśl społeczno-ekonomiczna w „Przeglądzie Powszechnym” 1884–1953, „Przegląd Powszechny” 1984, nr 1/749, s. 23–33. 38 Z oburzeniem pisał „Czas” w roku 1874 „o Salomonie Deichesie, gdy ten w czasie jednego z posiedzeń Izby Handlowo-Przemysłowej entuzjastycznie poparł wniosek Izby wiedeńskiej w sprawie zniesienia niektórych świąt państwowo-religijnych”. A. Żbikowski, op. cit., s. 271. Rzekome poparcie, jakie wykazywali Żydzi dla zniesienia niektórych dni świątecznych odbiło się szerokim echem na łamach prasy katolickiej. „Gazeta Kościelna” nr 13 z 26 marca 1903 roku w patetyczny sposób i w oskarżycielskim tonie pisała: „Dziwna to naprawdę sprawa, że żydzi, przybysze w naszym kraju, obcy nam całym swoim odrębnym ustrojem, ośmielają się obecnie stawiać podobne żądania i nie myślą poddać się prawom, który nie odmawia im gościnności! Zapominają – snać – iż takie wyjątkowe uwzględnianie ich życzeń, połączone ze szkodą i krzywdą chrześcijan, połączone z lekceważeniem praw dekalogu, byłoby otwartą bezbożnością i zdradą chrześcijańskiej ludności naszego kraju”. 39 Należy zwrócić uwagę, że równouprawnienie zawdzięczali Żydzi nie Polakom, a władzom w Wiedniu. Choć Polacy podporządkowali się nowym przepisom zawartym w konstytucji z roku 1867, to znaczna ich część czyniła to niechętnie, a w Sejmie Galicyjskim odbyła się na ten temat burzliwa dyskusja. Reakcją wielu chrześcijan na zachodzące procesy był wzrost nastrojów antysemickich. Zob. A. Żbikowski, Rozwój ideologii antysemickiej w Galicji w II poł. XIX w. Teofila Merunowicza atak na żydowskie kahały (cz. 2), „Biuletyn ŻIH-u – Instytutu Naukowo-Badawczego w Polsce” 1994, nr 1–3 (169–171), s. 21–39. 40 Ujęcie powyższego tematu przez „pryzmat żydowski” nie pomniejsza dorobku i zasług członków IHiP – chrześcijan. Zob. L. Zachuta, A. Zdebski, Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie 1850–2000, Kraków 2000; A. Kiełbicka, Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie 1850–1950, Kraków 2003 oraz T. Kargol, Izba Przemysłowo-Handlowa w Krakowie w latach 1850–1939. Dzieje – ludzie – polityka gospodarcza, Kraków 2003.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Mirosław Kłusek
Dokumenty Kancelarii Państwa. Republika Weimarska
Starsze dokumenty kancelarii Rzeszy sprzed I wojny światowej dostały się w ręce Armii Czerwonej w 1945 roku. W 1956 roku przekazane zostały przez Moskwę do „Deutsche Zentralarchiv” w Poczdamie. Natomiast młodsze – dotyczące czasów Rady Komisarzy Ludowych, Republiki Weimarskiej oraz narodowego socjalizmu, wcześniej wywiezione do południowych Niemiec, zajęte zostały przez Amerykanów. Po kolejnych przystankach dotarły do Berlina Zachodniego. W 1948 roku ze względów bezpieczeństwa przetransportowano je do Anglii. Tutaj, podobnie jak dokumenty dotyczące Ministerstwa Spraw Zagranicznych Niemiec, zostały zmikrofilmowane. W latach 1958–1959 przekazane zostały do „Bundesarchiv” w Koblencji i znalazły się do dyspozycji naukowców pod sygnaturą R 43 I i II. Opracowaniem dokumentów dotyczących rządu Rady Komisarzy Ludowych zajęła się komisja „Geschichte des Parlamentarismus und der politischen Parteien”. Tym samym edycję dokumentów rozpoczęto od rządu Scheidemanna – 1919 roku, koncentrując się przede wszystkim na wydaniu archiwaliów z okresu Republiki Weimarskiej1. Akten der Reichskanzlei. Weimarer Republik: Das Kabinett Scheidemann, bearb. v. Hagen Schulze. Boppard/Rh. 1971; Das Kabinett Bauer, bearb. v. Anton Golecki. Boppard/Rh. 1980; Das Kabinett Müller I, bearb. v. Martin Vogt. Boppard/Rh. 1971; Das Kabinett Fehrenbach, bearb. v. Peter Wulf. Boppard/Rh. 1972; Die Kabinette Wirth I und II. 2 Bde., bearb. v. Ingrid Schulze-Bidlingmaier. Boppard/Rh.1973; Das Kabinett Cuno, bearb. v. Karl-Heinz Harbeck, Boppard/Rh. 1968; Die Kabinette Stresemann I und II. 2 Bde., bearb. V. Karl Dietrich Erdmann und Martin Vogt. Boppard/ Rh. 1978; Die Kabinette Marx I und II. 2 Bde., bearb. v. Günter Abramowski. Boppard/Rh. 1973; Die Kabinette Luther I und II. 2 Bde., bearb. v. Karl-Heinz Minuth. Boppard/Rh. 1977; Das Kabinette Müller II. 2 Bde., bearb. v. Martin Vogt. Boppard/Rh. 1970; Die Kabinette Brüning I und II. 2 Bde., bearb. v. Tilman Koops. Boppard/Rh. 1982.
1
204 Mirosław Kłusek
Mimo iż od 1933 roku w wyniku przejęcia władzy w Niemczech przez narodowych socjalistów, rząd Rzeszy – a tym samym Kancelaria Rzeszy, utraciła dotychczasową kierowniczą rolę w państwie, to jednak kontynuowano edycję rządowych archiwaliów pochodzących z tego okresu. Prócz protokołów dotyczących posiedzeń gabinetu, rozmów z rządami landów, rozlicznych konferencji z udziałem rządu oraz obok doniesień, notatek, zapisów, projektów dla celów kancelarii państwa, obficie występuje korespondencja z ministerstwami, landami, organizacjami, związkami zawodowymi, osobistościami życia politycznego i gospodarczego. Z tych względów ta edycja dokumentów jest niewyczerpalnym źródłem dla wszelkiego rodzaju zagadnień niemieckiej polityki. Żadne specjalistyczne opracowania dotyczące: historii parlamentaryzmu, partii politycznych, związków zawodowych – przemysłowych, polityki gospodarczej i socjalnej, działalności ustawodawczej, wojskowej oraz oczywiście polityki zagranicznej nie mogą pominąć tej edycji dokumentów. Najważniejszą częścią dokumentów „Reichkanzlei” są „Kabinettsprotokolle”. Ich polityczne znaczenie w zależności od przypadku do którego się odnoszą jest bardzo zróżnicowane. Nie są one pisemnymi elaboratami, mało mówiącymi o rzeczywistych sporach i napięciach panujących w czasie obrad. O opracowaniu ustaw i rozporządzeń, tzn. stanowisku poszczególnych stron w tym działaniu uczestniczących, o wiele lepiej można dowiedzieć się z pisemnych uzasadnień, propozycji lub z międzyresortowej korespondencji, niż z protokołów posiedzeń. Charakter wypowiedzi protokołów poszczególnych kanclerzy różni się: opracowywanymi tematami, zróżnicowaną ochotą relacjonowania, zdolnościami zmieniających się „Staatssekretäre” w kancelarii oraz przez nich wyznaczonych protokolantów. Ze względu na pierwszoplanowe znaczenie dla dokumentacji pracy rządu, w edycji ujęte zostały wszystkie protokoły z posiedzeń ministerstw, obrad ministrów, posiedzeń rady ministrów. Protokoły z posiedzeń rządu rozszerzone są poprzez: – wybór ważniejszych protokołów, obrad kierowników resortów, obrad z rządami landów, partii, przedstawicieli przedsiębiorców itd. – wybór dokumentów przedmiotowych, tzn. korespondencji, pamiętników, relacji, notatek, podań. Wszystkie dokumenty wydrukowane są według chronologicznego zestawienia. Przy czym dla ułatwienia pracy użytkownikowi, do każdego gabinetu dołączony jest wstęp omawiający najważniejsze kwestie polityczne, którymi on się zajmował. Charakter dokumentów wymaga stosunkowo licznych i szerokich komentarzy rzeczowych. Szczególnie dotyczy to protokołów z posiedzeń rządu, wielokrotnie odnoszących się do specjalistycznych obszarów polityki państwa, które często jedynie wspomniane, potrzebują komentarza wyjaśniającego, zawierającego również część dokumentów, które nie nadawały się do wydrukowania jako dokumenty główne. Oprócz tego komentarze zawierają drukowane materiały, głownie naukowe publikacje dokumentów, szczególnie stenogramy z posiedzeń Reichstagu, monitory rządowe, inne publikacje urzędowe, gazety codzienne, roczniki.
Dokumenty Kancelarii Państwa. Republika Weimarska 205
Do dokumentacji każdego gabinetu dołączone są: – lista wydrukowanych dokumentów, – wykaz członków gabinetu oraz urzędników kancelarii państwa, – wykaz archiwaliów i publikacji cytowanych w komentarzach, – wykaz skrótów, – skorowidz osób, – skorowidz rzeczowy. Oczywiście edycja tych dokumentów jest nieocenionym źródłem dla pracy badawczej historyków zajmujących się stosunkami polsko-niemieckimi. Również nie bez znaczenia jest fakt, iż jest ona dostępna w księgozbiorze podręcznym wszystkich uniwersyteckich i narodowych bibliotek Niemiec, a korzystanie z niej nie jest obwarowane obowiązkiem posiadania karty bibliotecznej lub dokumentu tożsamości.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Bożena Kłos
Życie kulturalne dworu w Pławowicach (1926–1945)
W ostatnich latach ukazało się wiele prac dotyczących ziemiaństwa, wyposażenia, siedzib i dziejów poszczególnych rodzin. Losy ziemian powiatu miechowskiego i zdarzenia, które miały miejsce w dworach nie są jednak wystarczająco znane. Opierając się na informacjach Zofii Starowieyskiej-Morstinowej1, wspomnieniach Ludwika Hieronima Morstina2, pamiętniku Arnolda Szyfmana3 i wiadomościach z „Kwartalnika Związku Rodu Żółtowskich” starałam się przybliżyć wydarzenia, które miały miejsce w Pławowicach w latach 1926–1945. Wśród dworów położonych na terenie powiatu miechowskiego formą architektoniczną wyróżniał się dom Morstinów w Pławowicach. Różnorodne były też wydarzenia, które miały tu miejsce. Morstinowie herbu Leliwa wywodzili się z Niemiec, pierwotnie ich nazwisko brzmiało Mondsztern, tak też nazywały się ich dobra i zamek położony nad Renem. Do Polski przybyli dwaj bracia: Jerzy i Jan, i to oni dali początek polskiej linii Morstinów4. Morstinowie z Pławowic wywodzą się od Zygmunta, stryjecznego brata Jana Andrzeja Morsztyna – poety z XVII w. W XVIII w. na terenie Pławowic znajdował się jeszcze dwór drewniany, o którym brak jest bliższych informacji. W 1804 r. Ignacy Morstin – syn Jana Chrzciciela, pułkownika wojsk koronnych, polecił wznieść rezydencję według planów Jakuba Kubickiego5. Parter zajmowały pokoje dla służby i pomieszczenia gospodarcze, a reprezentacyjne było piętro z wysokimi oknami. Pośrodku niego mieścił się obszerny hol oraz salon z czterema głębokimi wnękami, ozdobionymi parami kolumn. 1
Z. Starowieyska-Morstinowa, Ci, których spotykałam, Kraków 1962.
L.H. Morstin, Opowieści o ludziach i zdarzeniach, Warszawa 1965. A. Szyfman, Moja tułaczka wojenna, Warszawa 1965. 4 K. Niesiecki, Herbarz Polski, tom VI. 5 T. Chrzanowski, M. Kornecki, Sztuka ziemi krakowskiej, Kraków 1982, s. 487. 2 3
Życie kulturalne dworu w Pławowicach (1926–1945) 207
W jednej z wnęk znajdował się posąg Minerwy. Salon służył kiedyś do tajnych posiedzeń loży masońskiej6. Z dzieł sztuki ozdabiających rezydencję wymienić należy portret Andrzeja Morstina pędzla H. Rigouda, obrazy Bacciarellego, Lampiego, Michałowskiego i Angeliki Kaufman. Do kompleksu parkowego prowadziła brama, po bokach której, na kamiennych słupkach znajdowały się dwa lwy. Park typu angielskiego, na lekko wzniesionym terenie pośród stawów założył około 1840 roku ogrodnik Jan Rounert. Rezydencja uległa przekształceniu w 1886 roku. Rozbudowano ją dodając skrzydło i uporządkowano elewację. Niedaleko pałacu znajdowała się prywatna kaplica z wieżą w kształcie minaretu. W okresie międzywojennym pałac zachował swój dziewiętnastowieczny charakter, wyglądem przyrównywany był do Les Ayrelles7, chociaż położony na równinie. Przybysze zwracali uwagę na sączącą się na parterze wodę i saletrę, wszechobecną wilgoć porażającą w niektórych pomieszczeniach zapachem pleśni i starzyzny8. Owe drobne uciążliwości rekompensował otaczający dom wspaniały park, z wysokimi już wówczas drzewami, wśród których ptaki urządzały prawdziwe koncerty. Obejmując w 1926 roku Pławowice, Ludwik Morstin (1886–1966) był już znanym poetą. W jego dorobku twórczym znajdowało się osiemnaście pozycji, wśród których były wiersze, pieśni, studia historycznoliterackie i dramaty. Wychowanek uniwersytetów niemieckich miał już doświadczenie w prowadzeniu miesięcznika poświęconego kulturze9, pracował też w służbie dyplomatycznej najpierw we Francji, a później w Rzymie10. To tutaj w Pławowicach odbył się w dniach 8–10 czerwca 1928 roku pierwszy zjazd poetów. Ludwik Hieronim Morstin rozpoczął przygotowania do tego spotkania w kwietniu 1928 roku. Do przyjaciół i znajomych wysłał zaproszenia, w których określał jego cel. Miało nim być „spędzenie kilku dni w otoczeniu pięknej natury, w starym dworze oddzielonym starym parkiem od zgiełku i gwaru świata, w towarzystwie ludzi duchowo sobie najbliższych”11. Na zaproszenie odpowiedziało kilku poetów, inni – np. Karol Hubert Rostworowski, czy Tadeusz BoyŻeleński dali odpowiedź odmowną. Ostatecznie w pierwszym zjeździe poetów w Pławowicach udział wzięli: Leopold Staff, Emil Zegadłowicz, Julian Tuwim, M.B. Markowski, Obywatele ziemscy w województwie kieleckim, 1918–1939, Kielce 1993, s. 141. Wiejska rezydencja Paula Cazina we Francji, wydzierżawiona od rodziny markiza Saladin de Mont Morillon. 8 List Paula Cazin do żony Marguerite Fauron de Chaligny z 10 czerwca 1928 (Pławowice), [w:] D. Knysz-Tomaszewska, H. Suwała, J.W. Borejsza, J. Odrowąż-Pieniążek, Dole i niedole francuskiego polonisty. Paul Cazin (1881–1963). Szkice, Warszawa 1999, s. 218. 9 „Museion”, prowadził go w latach 1911–1913 wspólnie z Władysławem Kościelskim, a później sam. 10 W Paryżu był zastępcą szefa Polskiej Misji Wojskowej (1919), był też oficerem łącznikowym Polskiego Sztabu Generalnego przy marszałku Ferdynandzie Fochu. Od 1922 r. przy poselstwie w Rzymie pełnił funkcję attachè wojskowego, uczestniczył w Międzynarodowej Konferencji w Genui. Obszerne wspomnienia dotyczące pobytu na tych placówkach pozostawiła jego żona Janina z Żółtowskich Morstinowa. Wspomnienia w zbiorach prywatnych rodziny Żółtowskich. 11 List z dnia 24 kwietnia 1928 r. ze zbiorów Centrum Kultury i Wypoczynku w Proszowicach. 6
7
208 Bożena Kłos
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Józef Wittlin, Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz, Paul Cazin. Z rodziny Morstina w spotkaniu uczestniczyli: gospodarz, jego żona Janina Morstinowa, siostra Maria Morstin-Górska, bratowa Zofia Starowieyska-Morstinowa12. Do pałacu w Pławowicach podwoziły gości czwórki koni „Kwadrygi” – jak to określił Antoni Słonimski. Morstinowie wysyłali zaprzęg do Proszowic nie tyle dla większego uhonorowania swych gości, ile ...z konieczności. Przybyły z Krakowa Paul Cazin zmuszony był przesiąść się z samochodu młodego Tyszkiewicza, bo jak zauważył „auto nie mogłoby zatryumfować nad tą nieprawdopodobną drogą, na której koleiny nie są już bruzdami, lecz prawdziwymi rowami czy okopami”. Z kolaski dostrzegał „kłaniających mi się Żydów, a może raczej, jak sądzę, kłaniają się czterem koniom, które stanowią wspaniały zaprzęg”13. Ludwik Hieronim Morstin witając uroczyście „książąt poezji polskiej” zaznaczył, że „zebraliśmy się tu, by manifestować na cześć poezji”, a następnie mówił o jej roli w życiu społecznym i politycznym. Mimo iż był wielbicielem starożytności, to jednak stwierdził też „po co nam Akropol, kiedy mamy Kraków”. Przybyłych pisarzy powitały kwiatami dzieci z najbliższej szkoły. Zdjęcie grupy uczniów i poetów ukazało się w „Wiadomościach Literackich” 1 lipca 1928 roku. Spotkanie to Jarosław Iwaszkiewicz wspomina następująco: Zjawia się szkoła okoliczna, aby zebrane grono poetów powitać kwiatami, śpiewem, słowem – po miłym wstępie wygłoszonym ustami małej dziewczynki... pierwsze słowa, jakie padają, to słowa Jana z Czarnolasu... Dzieci przychodzą nam mówić „u nas tu ładnie, u was mniej pewnie ładnie; opiszcie nasze pola i chaty, pokażcie jaka Polska jest piękna...”14.
Zachwycony owym spotkaniem był Paul Cazin. Poza ceremonialną kolacją na dwadzieścia trzy osoby [...] wszystko odbywało się w sposób najcudowniejszy w świecie w towarzystwie dziewięciu poetów i dwóch poetek [...] Życie w zamku – jak z bajki. Śniadanie jemy pod wielkim kasztanem w ogrodzie. Służący przynoszą tace z wędliną i pieczywem, misy masła, mleko, herbatę, kawę. Śniadamy od godziny 8 do 9. W południe jemy zakąski. O godzinie w pół do drugiej odpoczynek, o szóstej obfity podwieczorek, o dziewiątej kolacja i o północy mezzanoche. Wino przez całą noc15.
Nie ustalono żadnego programu spotkania, każdy z gości był proszony o przywiezienie jakiegoś nie drukowanego utworu celem przedstawienia go zgromadzoJanina Morstinowa, córka Adama i Marii z Kwileckich. Morstin wziął ślub w 1918 roku. Maria Morstin-Górska, siostra poety, ps. Maria Leliwa (1893–1972), poetka, publicystka, tłumaczka. W 1923 r. poślubiła Franciszka Górskiego, botanika, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zofia StarowieyskaMorstinowa, żona Zygmunta Morstina, brata poety, krytyk literacki, publicystka, tłumacz. 13 List Paula Cazin do żony Marguerite Fauron de Chaligny z 10 czerwca 1928 (Pławowice), [w:] D. Knysz-Tomaszewska, H. Suwała, J.W. Borejsza, J. Odrowąż-Pieniążek, op. cit. 14 „Wiadomości Literackie”, 1 lipca 1928 r. 15 List Paula Cazin do żony Marguerite Fauron de Chaliny z 10 czerwca 1928 (Pławowice), s. 219. 12
Życie kulturalne dworu w Pławowicach (1926–1945) 209
nym. Rozmowy o poezji odbywały się wieczorem w gabinecie pana domu. Wśród ciszy i zapachu lata deklamowano sonety Mickiewicza, poezję własną i kolegów. Wspaniałym recytatorem okazał się Jan Lechoń, który miał fenomenalną pamięć i szybko potrafił przytoczyć wiersz związany z omawianym właśnie tematem. Dyskusje o poezji były przeplatane wspomnieniami z dawnych czasów, anegdotami. Zebrani snuli też plany na przyszłość. Te opowieści nie zostały zapisane, nie wiadomo o kim mówił Antoni Słonimski wspominając „Ciocię Zeppelin” czy „Praczusię Władzia”. We wspomnieniach uczestnicy opisują spacery i przechadzki po rozległym parku, rozmowy w cieniu starego kasztana nazwanego „lipą honoris causa”, a Antoniemu Słonimskiemu zapadł w pamięci pokaz strzelania z batów. Zebrani zdecydowali, że w przyszłym roku odbędzie się następny zjazd, a później kolejne. Każdy z nich miał być poświęcony jakiemuś tematowi. Organizacją spotkania w roku 1929 mieli się zająć Jan Lechoń, Leopold Staff, Julian Tuwim i Emil Zegadłowicz. Zapadła też decyzja o powołaniu cechu poetów, czyli związku, który „łączyłby cele czysto rzemieślnicze i fachowe”. Ów związek miałby wydawać też swoje pismo. Pobyt poetów w Pławowicach stał się okazją do wydania balu, w którym wzięli udział sąsiedzi, okoliczni ziemianie. „Z karet i powozów wysiadły panie w strojach wieczorowych, panowie we frakach, w mundurach i przy orderach” – wspomina Antoni Słonimski16. W ostatnim dniu zjazdu, 10 czerwca w niedzielę, odbyła się w parkowej kaplicy msza za pomyślność poezji polskiej. Odprawiał ją Feliks Tomalski, stary proboszcz z Kościelca, erudyta, znawca poezji, tłumacz Homera. Przed nabożeństwem powitał zgromadzonych słowami: „Witam was, spadkobierców tych warsztatów, które nam przodkowie wasi po piórze zostawili”17. W kazaniu „dla poetów” mówił o marmurach i alabastrach Notre Dame de Paris, co szczególnie utkwiło w pamięci służącego wówczas do mszy Paula Cazin18. Drugi zjazd poetów w Pławowicach miał miejsce 23–25 czerwca 1929 roku. Zaproszenia otrzymało 33 pisarzy i poetów, m.in. prof. Aleksander Brückner, prof. Tadeusz Zieliński. Przybyli przede wszystkim ci, którzy czar Pławowic poznali w ubiegłym roku: Julian Tuwim, Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Jarosław Iwaszkiewicz z żoną, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska oraz Wilam Horzyca, Antoni Szantroch, Ferdynand Goetel, Władysław Korsak – wojewoda kielecki. Ze względów zdrowotnych nie mógł przybyć Leopold Staff. Brak dokładnych informacji pozwala przypuszczać, że sympozjum toczyło się według wzorów z poprzedniego roku. Wiadomo jedynie, że 24 czerwca odbył się wieczorek poświęcony Cyprianowi Kamilowi Norwidowi. Utwory tego poety recytował Wilam Horzyca. Następne zjazdy już się nie odbyły. Atmosfera tych dwóch pozostała na długo w pamięci uczestników, a Paul Cazin po prawie trzydziestu latach wspominał: „kiedy to było, już nie wiem, ale do śmierci nie zapomnę”. Fascynowało go, że wśród zebranych wówczas twórców były postaci powszechnie już wówczas uznane A. Słonimski, Alfabet wspomnień, Warszawa 1975. Zofia Starowieyska-Morstinowa, op. cit. 18 List Paula Cazin do żony Marguerite Fauron de Chaligny z 10 czerwca 1928 (Pławowice), s. 219. 16 17
210 Bożena Kłos
w historii literatury (Staff) oraz młodzi, ogromnie utalentowani (Tuwim). Dostrzegał otwartość domu w Pławowicach, to iż Morstinowie „szokują pospólstwo przyjmując u siebie inteligentnych semitów”. Zaraz jednak dodawał: „Mają rację. Dawno temu święty Paweł powiedział, że nie ma ani Żydów, ani Greków, ani Rzymian, tylko ludzie, którzy szukają Królestwa Bożego”19. Rezultatem tych spotkań były zawarte sympatie i przyjaźnie. Julian Tuwim, który poznał Ludwika Hieronima Morstina podczas pierwszego zjazdu stał się częstym gościem Pławowic, przybywał tutaj też Lechoń. Wynikiem zafascynowania Staffa pięknem ziemi proszowickiej były wiersze, które weszły w skład tomów Wysokie drzewa, Barwa miodu, Martwa pogoda. Wpisy poetów i okolicznościowe wierszyki znalazły się w pławowickiej księdze gości i księdze parafialnej w Kościelcu. Najtrwalszym jednak dziełem stała się komedia satyryczna Rzeczpospolita poetów napisana przez Ludwika Hieronima Morstina w 1933 roku. Akt pierwszy sztuki był parafrazą zjazdu, a pierwowzory postaci łatwo rozpoznać: Strzemień – Ludwik Hieronim Morstin, Ninna – Janina Morstinowa, Turlen – Julian Tuwim, Gaudyn – Ferdynand Goetel, Luboń – Jan Lechoń, Bolesta – Leopold Staff, Lilla – Maria Pawlikowska, Lena – Halina Konopacka. Pierwowzorami postaci Redaktora i Wojewody byli prawdopodobnie redaktor „Czasu” Antoni Beaupré, który uczestniczył w pierwszym spotkaniu poetów i wojewoda kielecki Władysław Korsak, uczestnik drugiego. Sztuka została przygotowana do wystawienia w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie przez Juliusza Osterwę. Zapowiedzi prasowe i informacje, że bohaterami są najwięksi polscy poeci sprawiły, że wzbudziła ogólne zainteresowanie. Pierwsze próby na scenie nie były jednak udane i wówczas Osterwa zdecydował, że dalsze przygotowania odbędą się w Pławowicach. Pomysł był trafny, próba odbyta 6 maja 1934 roku sprawiła, że aktorzy wczuli się w sytuację i premiera 19 maja 1934 roku była udana. Utwór uhonorowany został rok później nagrodą Związku Zawodowego Literatów Polskich. Ale tak jak każde dzieło, wzbudziła wśród krytyków dość dużo emocji. Od roku 1937 w dramaturgii L.H. Morstina ważną rolę odgrywał motyw antyczny. Poeta na prośbę Juliusza Osterwy ukończył przekład „Antygony”, który został wysoko oceniony przez prof. Tadeusza Zielińskiego. Osterwa chciał wystawić sztukę w teatrze, a później na dziedzińcu Wawelu. Ostatecznie „Antygona” została wystawiona w Pławowicach, a aktorkami były miejscowe dziewczęta. Dziewczęta nie chciały dopuścić do swojego zespołu mężczyzn. Więc w przeciwieństwie do teatru Szekspira w ich teatrze role męskie wykonywać miały kobiety. Antygonę i Ismenę grały śliczne dwie rodzone siostry, Kreona – dziewczyna o wyglądzie chłopięcym i niskim głosie. Chór tworzyli nie starzy ludzie, a dziewczyny, rówieśniczki Antygony [...] Nina zaprojektowała piękne kostiumy, tuniki i chlamidy z tkanin jednobarwnych w pastelowych kolorach i w jedno cudne popołudnie majowe odbyła się premiera najpiękniejszej tragedii greckiej... [...] Widzami byli goście zaproszeni z Krakowa 19
List Paula Cazin do żony Marguerite Fauron de Chaligny z 11 czerwca 1928 (Pławowice), s. 219.
Życie kulturalne dworu w Pławowicach (1926–1945) 211 i duży tłum z naszej wsi i wsi okolicznych ludzi, co w przeważnej części nigdy teatru nie widzieli20.
W 1939 roku Ludwik Hieronim Morstin został wybrany prezesem Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich i na prośbę Zarządu rozpoczął przygotowania do wystawienia tej samej sztuki w związku z planowanym na wrzesień międzynarodowym zjazdem literatów w Krakowie. Zaawansowane próby przerwał wybuch wojny. W okresie wojny Pławowice stały się miejscem schronienia dla ściganych i wysiedlanych, a ich gospodarz inicjatorem wielu akcji społecznych. W 1940 roku pośredniczył w dwukrotnym przekazaniu darów finansowych ziemiaństwa w kwocie 260 tys. zł na rzecz rodzin profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego21. Mieszkańcy Pławowic uczestniczyli w akcji opieki nad osobami znajdującymi się w krakowskich więzieniach. Wysyłali paczki żywnościowe i pisali listy. Za pośrednictwem RGO objęto tą opieką uwięzionych w obozach jenieckich i koncentracyjnych. W 1942 roku w wielu dworach umieszczano dzieci ze Lwowa i Krakowa. Do pałacu przyjechało wówczas dziesięcioro dzieci z Krakowa w wieku od 3 do 7 lat. Przebywały one tam w trzech turnusach od maja do października. W Pławowicach ukrywali się m.in. Artur Maria Swinarski, Marian Piechal oraz liczni krewni ze strony Janiny Morstinowej. W maju 1942 roku przybył Arnold Szyfman, a 28 listopada 1944 roku Leopold Staff wraz z żoną. W okresie wojny w domu Morstinów przebywała liczna grupa krewnych wraz z dziećmi w różnym wieku. Dorośli zdecydowali, że należy podjąć trud nauczania, by dzieci nie przerywały nauki. Gospodarz domu nauczał łaciny i astronomii, Janina Morstinowa języka francuskiego, a Szyfman literatury polskiej. Jedyną fachową nauczycielką była pani Zofia, która wykładała matematykę. Po przybyciu Staffów, żona poety zajęła się kursem geografii. Do tego stałego harmonogramu zajęć dodatkowe kursy wprowadzali czasowo przybywający goście: Konstanty Grzybowski nauczający filozofii, a Ludwik Górski fizyki. Dobór tak szacownego grona pedagogicznego sprawił, że w grudniu 1944 roku przybył do Pławowic administrujący majątkiem w Minodze Michał Żółtowski (z Czacza) z prośbą, by jego siostra Zosia mogła tu ukończyć szkołę średnią. Morstin początkowo odmówił, ale na wieść, że dziewczyna brała udział w Powstaniu Warszawskim wyraził zgodę22. Wraz z przybyciem do Pławowic Arnolda Szyfmana, założyciela i dyrektora Teatru Polskiego rozpoczęto przygotowania do wystawienia fragmentów sztuki i małych form scenicznych. Zapoczątkował je wieczór poświęcony trzem roczniL.H. Morstin, Antygona Sofoklesa na wsi w Pławowicach, Listy Teatru Polskiego nr 54, Warszawa 1961–1962, s. 23. 21 Dziedzictwo. Ziemianie polscy i ich udział w życiu narodu, pod red. T. Chrzanowskiego, Kraków 1996, s. 251. 22 Michał z Lasek (Czacza) Migawki o Ludwiku Hieronimie Morstinie, „Kwartalnik Związku Rodu Żółtowskich”, nr 11–12, Skierniewice 1996. 20
212 Bożena Kłos
com, który miał miejsce 29 stycznia 1943 roku. Tego dnia przypadało trzydziestolecie Teatru Polskiego, tyleż lat upłynęło też od premiery sztuki L.H. Morstina Lilie, a pięćdziesiąt lat od oddania do użytku nowego budynku Teatru Krakowskiego. Przygotowania do tej uroczystości trwały trzy tygodnie. Domownicy pod kierownictwem Szyfmana pracowali nad tekstami i ruchem scenicznym. Kostiumy pochodziły z różnych źródeł. Anusia Żółtowska ubrana była w białą chłopską koszulę, płócienne spodnie Ludwika owinięte rzemykami i kierpce. „I co najzabawniejsze, że to wszystko razem wyglądało dobrze i prawie po itacku. Lepiej niż w niejednym zawodowym teatrze, posługującym się kostiumologią i gotowymi kostiumami historycznymi” – oceniał wyniki swojej pracy Szyfman23. W uroczystym przedstawieniu oprócz domowników wzięli udział Zygmunt Morstin, Alfred Morstin z żoną, siostrzenica gospodarza – Anna Górska. Z Krakowa przybyli Krystyna i Konstanty Grzybowscy. Wydano program, a nad całością czuwał sufler. Uroczystość rozpoczęła Krystyna Grzybowska prelekcją „Trzy rocznice”, wiersz K.M. Górskiego deklamowała Anna, a na koniec odbyło się przedstawienie pt. Penelopa, będące fragmentem najnowszego utworu L.H. Morstina. Ponieważ większość domowników stanowiły kobiety, więc im przypadły role męskie. Penelopę grała Janina Morstinowa, Leartesa – Anna Żółtowska, Telemacha – Anna Górska, Melanto – Irena Żółtowska. Przedstawienie przygotowano na tle kominka, dwóch stylowych komód i przy zapalonych świecach. Skonstruowany nawet został specjalny reflektor z błyszczącego metalu, który odbijał blask świec. Humor komedii i aktualne pointy nie zawiodły, również pamięć naszego zespołu miłośników sztuki teatralnej była wzorowa. Toteż powodzenie mieliśmy tak wielkie, że spektakl ten (już bez odczytu) powtarzać musieliśmy aż trzykrotnie wobec liczniejszego grona gości, zresztą zawsze „na żądanie” ogólne – wspominał Arnold Szyfman24.
Duża impreza przygotowana została z okazji imienin Janiny Żółtowskiej. Była to inscenizacja fragmentów Balladyny. Widowisko przygotowane w plenerze, pod wielkim dębem, z widokiem na park i staw obejrzało pięćdziesiąt osób. Oprawę muzyczną zapewnił wędrowny grajek-flecista, który akurat tego dnia zjawił się we dworze. W rolach głównych wystąpiły siostry Żółtowskie. Szyfman zdecydował się wówczas na innowację, w tym fragmencie Grabiec nie został zabity, lecz żegnał gości pod koniec przedstawienia. Imieniny Ludwika stały się okazją do przygotowania kwadransa poetyckiego, który przedłużył się do godziny. Zgromadzone dziewczęta, ubrane w kostiumy krakowskie, deklamowały utwory Staffa, Tuwima, Morstina. Pod koniec 1943 roku Anna Żółtowska przygotowała dwie sceny z pierwszego aktu Wesela. W roli Radczyni i Kliminy wystąpiły dziesięcioletnia Ela i jedenastoletnia Ala. Natomiast siostry Żółtowskie przedstawiły dialog z książki Bystronia O komizmie. Uwagę zwraca nadzwyczajna pasja grania sióstr Żółtowskich. Irena (mająca wówczas 18 lat), późniejsza Byszewska, związała się Teatrem Rapsodycznym, 23 24
A. Szyfman, Prapremiera Penelopy, Program Państwowego Teatru Polskiego, 1946/47, s. 25. Ibidem.
Życie kulturalne dworu w Pławowicach (1926–1945) 213
Teatrem Słowackiego w Krakowie oraz Teatrem im. L. Solskiego w Tarnowie. Na temat dalszych losów młodzieży i dzieci uczonych przez tak szacowne grono brak jest jednak wiadomości. *** W 1945 roku Ludwik i Nina Morstinowie opuścili Pławowice na wieść o tym, że mogą zostać aresztowani. Zamieszkali najpierw w Krakowie, później w Zakopanem, a od 1960 roku w Warszawie. Do Pławowic już nigdy nie wrócili.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Regina Kostrzewa
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej Helmuta Jamesa von Moltke
Wśród opozycji prawicowej w III Rzeszy szczególne miejsce zajmuje Koło z Krzyżowej (Kreisauer Kreis) uznawane za najbardziej wyróżniającą się grupę w ramach niemieckiego ruchu oporu. Historycy różnie oceniają jego działalność. Klaus Wasmund pisał o nim jako o „grupie duchowego oporu”. Conway uznał je za wąskie grono osób, które zbliżyły się do siebie na bazie chrześcijańskich przekonań, a ich opozycja do hitleryzmu sprowadzała się jedynie do moralnej awersji. Allan Bullock uważał, że ryzykowne jest pisanie o opozycji w odniesieniu do luźno ze sobą połączonych grupek pozbawionych wspólnej organizacji, a złączonych tylko wrogim stosunkiem do nazizmu1. Mianem Koła z Krzyżowej gestapo określiło grupę skupioną wokół Helmuta Jamesa von Moltke2. Hrabia Helmut James von Moltke urodził się w 1907 roku w Krzyżowej (Kreisau) koło Świdnicy. Jego matka Dorothy była Angielką, córką Jamesa Rosa Innesa, który w latach 1914–1927 był Sędzią Najwyższym Południowej Afryki. W latach dwudziestych młody von Moltke brał udział w wychowawczych „obozach pracy” zorganizowanych przez wrocławskiego profesora Eugena Rosenstocka, który wywarł na niego duży wpływ. Tezy programu jego ruchu socjalnego realizowanego w „Lwóweckiej Wspólnocie Pracy” zostały przez Moltkego wprowadzone później do koncepcji politycznych Koła z Krzyżowej. Profesor Rosenstock odwoływał się w nich do współpracy „socjalistycznych i chrześcijańskich robotników”3. Helmut James von Moltke studiował prawo we Wrocławiu i Wiedniu, a następnie jako stypendysta fundacji Cecila Rhodesa w Oksfordzie. W 1937 roku został wpisany na listę adwokacką w londyńskim zespole Inner Temple. Po powroK. Jonca, Kreisauer Kreis H.J. von Moltke, Poznań 1987, s. 99–100. J. Kozeński, Opozycja w III Rzeszy, Poznań 1987, s. 132. 3 K. Jonca, Prawo w koncepcjach śląskiej opozycji antyhitlerowskiej Kreisauer Kreis Helmuta Jamesa von Moltke, Studia Śląskie, t. XXI, Opole 1972, s. 143. 1 2
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 215
cie z Anglii Moltke zajął się swoją posiadłością i obserwował co dzieje się w kraju. W ramach swoich możliwości pomagał też ofiarom systemu4. W latach II wojny światowej pełnił obowiązki radcy prawnego w wydziale zagranicznym kontrwywiadu wojskowego. Był specjalistą od spraw wojskowych, gospodarczych i jeńców wojennych. Zabiegał o dobre traktowanie radzieckich jeńców i ostro protestował przeciwko oddzielaniu Żydów5. Zdobył dzięki swym wysiłkom zaufanie przełożonego – Wilhelma Canarisa, a częste podróże ułatwiały mu zetknięcie się z ludźmi o podobnych poglądach6. Utrzymywał także kontakty z ludźmi znanymi mu z wychowawczych obozów profesora Rosenstocka, którzy podzielali jego punkt widzenia. Byli to Carl Dietrich von Trotha pracujący w Ministerstwie Ekonomii Rzeszy i jego przyjaciel Horst von Einsiedel. W Kole w Krzyżowej obaj zajmowali się kwestiami ekonomicznymi. Einsiedel przedstawił Moltkemu Adolfa Reichweina, który w Kole z Krzyżowej zajmował się problemem edukacji i Otto Heinricha von der Gablentz. Dzięki Reichweinowi zaś do Koła zostali wprowadzeni dwaj socjaliści: Carlo Mierendorff i Theodor Haubach, z których ostatni uważał, że „albo wywalczą nowe Niemcy, albo nie będzie niczego”, jego zdaniem trzeciej możliwości nie było. W swej działalności opozycyjnej kierował się myślą „że można zniszczyć człowieka, ale nie ideę” i dzięki temu opozycja będzie w stanie odbudować demokratyczne Niemcy7. Tworząc grupę opozycyjną Moltke uznał, że ich głównym celem będzie pomóc narodowi przeciwstawić się ideologii narodowo-socjalistycznej. Wtedy widział jeszcze w Reichswehrze siłę zdolną do oporu wobec Hitlera8. W tym okresie formowała się druga grupa wokół prawnika Petera Yorcka von Wartenburga. O problemie przyszłej struktury Niemiec dyskutował on z hrabią Fritzem von der Schulenburgiem, początkowo aktywnie działającym w ruchu nazistowskim, hrabią Nikolausem Üxküll, Cäsarem von Hofackerem, Albrechtem von Kesselem i Ottonem Ehrenbergiem. Czasami w tych dyskusjach brał udział hrabia Berthold Schenk von Stauffenberg. Po raz pierwszy spotkali się oni pod wrażeniem wydarzeń Nocy Kryształowej czyli pogromu Żydów w noc z 9 na 10 listopada 1938 roku. Omawiali wtedy kształt nowej Rzeszy, która miała być federacją z rządem sprawującym władzę w sprawach zagranicznych, obrony, finansów i generalnej kontroli ekonomicznej. Spotkania tej grupy zostały przerwane przez kampanię wrześniową, w której von Wartenburg brał udział. W styczniu 1940 roku Helmut James von Moltke poznał Petera Yorcka von Wartenburga (jego siostra była żoną kuzyna Moltkego). Kolejne spotkanie odbyło się w domu Wartenburga 4 czerwca, przybył na nie także Schulenburg. W sierpIbidem, s. 136–137. K. Jonca, The foreign contacts of the Kreisau Circle in contemporary Polish opinion (1938–1944), Poznań 1983, s. 7. 6 G. van Roon, German Resistance to Hitler Count von Moltke and the Kreisau Circle, Londyn 1971, s. 104. 7 Ibidem, s. 182–183. 8 J. Kozeński, op. cit., s. 134. 4 5
216 Regina Kostrzewa
niu 1940 roku Moltke zaprosił do Krzyżowej na weekend Wartenburga, Einsiedela i Waetjena (pracownik Abwehry). To spotkanie zapoczątkowało ruch nazwany później Kołem z Krzyżowej. Jego tematem był system edukacyjny po upadku Hitlera9. Owocem tej dyskusji były „Podstawy nauki politycznej” napisane przez Moltkego w listopadzie 1940 roku. Według niego istotą państwa były trzy rodzaje relacji: państwo–jednostka, państwo–system ekonomiczny, państwo–wiara. Oprócz tego była także polityka zagraniczna państwa. Ale to właśnie te trzy relacje stanowiły całą istotę państwa i niemożliwe było ich rozdzielenie. Istniały one niezależnie od siebie, ale żadna nie mogła być zastąpiona inną. Moltke dalej pisał, że „celem państwa jest dostarczanie obywatelom wolności, która umożliwia spostrzeganie naturalnego porządku i przyczynianie się do jego realizacji”. Wolność jednostki jest częścią tego porządku. A jego zrozumienie przez młodzież i dorosłych jest zadaniem edukacji. Odpowiedzialność za to ponosi także państwo. W kwestii relacji państwo–system ekonomiczny uważał, że państwo ma nieograniczone prawa. Dużą wagę przywiązywał do rozdziału produkcji ekonomicznej. Uważał, że robotnicy muszą mieć zapewnione środki umożliwiające „godne życie”. A odpowiedzialność za ubezpieczenia zdrowotne i emerytalne powinno ponosić państwo. W ostatniej części „Podstaw nauki politycznej” Moltke skupił swą uwagę na stosunkach państwo–wiara. Uznał, „że nie ma teologicznej doktryny państwa chrześcijańskiego”. Państwo powinno być budowane na podstawie etyki humanistycznej i „niezależnie od treści chrześcijańskiej religii czy też rewelacji innych religii”. Zdaniem Moltkego „państwo wymaga wiary w kształtowaniu sprawiedliwego obywatela, w edukacji obywatela w zrozumieniu naturalnego porządku i w utrzymaniu efektywnego krytycyzmu w stosunku do działań przedstawicieli (urzędników) państwa”10. Einsiedel, Gablentz i Wartenburg po przeczytaniu tego memorandum uznali, że są to podstawy do przyszłej współpracy. Przywódcą w Kole z Krzyżowej został Moltke. Wartenburg usunął się w jego cień. Jeden z uczestników rozmów w Krzyżowej tak go przedstawił: Hrabia Yorck von Wartenburg miał całkiem inną naturę. Bardzo wykształcony, jak wszyscy Yorckowie, skłaniał się bardziej ku refleksji. Podczas gdy Moltke działał jako niemiecki obywatel świata, Yorck czuł się niemieckim patriotą. Sposób myślenia Moltkego był obcy jego naturze. Ponieważ uważał jednak Moltkego za ważniejszego, starał się go zrozumieć11.
W ciągu następnych miesięcy do grupy dołączyli Theodor Steltzer odpowiedzialny za sprawy zagraniczne i Fritz Christiansen-Weniger, specjalista od rolnictwa. W kwietniu i maju 1941 roku spotkali się kilkakrotnie Moltke, Adam von Trott zu Solz i Hans-Bernd von Haeften (obaj pracowali w Ministerstwie Spraw Zagranicznych). Adam von Trott zu Solz, prawnik wykształcony w Oksfordzie, był uznawany za najbardziej błyskotliwą osobowość polityki zagranicznej. G. van Roon, op. cit., s. 141–142. Ibidem, s. 310–317. 11 K. Finker, Stauffenberg i zamach na Hitlera, Warszawa 1979, s. 171. 9
10
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 217
W tym czasie powstaje kolejne memorandum autorstwa Moltkego – „Sytuacja wyjściowa. Cele i problemy”. Próbował w nim zakreślić pozycję, z której zostanie rozpoczęta odbudowa. Przedstawił w jaki sposób zostały zniszczone wartości i wypaczone symbole. Wraca także do problemu zniewolenia człowieka i pojęcia wolności. Rozważa wzajemną zależność wolności i zobowiązania uznając, że jedno łączy się z drugim. Według Moltkego poczucie obowiązku jest ważne w każdej społeczności bez względu na jej wielkość. Niszczenie zaś społeczności mniejszych od państwa stworzyło próżnię i zemści się to w chwili upadku państwa-idola. A następstwem tego będzie zupełna dezintegracja. Już w tym memorandum Moltke uznał, że Niemcy zostaną zniszczone, a pokój przyniesie Europie zjednoczenie12. Helmut James von Moltke zdawał sobie sprawę z konieczności współpracy protestantów i katolików. Do Koła z Krzyżowej został wprowadzony prowincjał jezuitów bawarskich, ojciec Augustian Rösch, jezuita ojciec Alfred Delp, Hans Peters i ojciec Lothar König, dr filozofii, który był profesorem w kolegium jezuickim w Pullach. Ojciec König okazał się doskonałym kurierem. We wrześniu 1941 Moltke spotkał się z biskupem Berlina, Konradem von Preysingiem i pozostał z nim w przyjacielskich kontaktach aż do swego aresztowania w 1944 roku. Prowadził także rozmowy z biskupem Monasteru Augustem Clemensem von Galenem, zaś z kardynałem Bertramem utrzymywał kontakty przez członka koła Hansa Lukaschka13. W kole był także przedstawiciel Kościoła Wyznającego, dr hab. teologii Eugen Gerstenmaier. Kościół ten stworzyli duchowni Kościoła protestanckiego, którzy nie mogli się pogodzić z całkowitym podporządkowaniem państwu i kultom neopogańskim Rosenberga. Z Kościołem Wyznającym byli związani: Martin Niemöller (były kapitan łodzi podwodnej z I wojny światowej) i Dietrich Bonhoeffer14. Pierwszy trafił do obozu, drugi zaś zapłacił życiem za swój opór. Po aresztowaniu Niemöllera na czele opozycji w Kościele protestanckim stanął biskup Theophil Wurm, który utrzymywał kontakty z Kołem z Krzyżowej. Z ramienia Kościoła ewangelickiego dołączył do grupy socjolog i teolog dr Harald Poelchau, pastor z więzienia Tegel15. W Kole z Krzyżowej spotkali się przedstawiciele różnych grup i wyznań. Ludzie ci często się nie znali. Byli bowiem podzieleni na grupy, w których prowadzono dyskusje nad poszczególnymi problemami. Dokumenty z tych spotkań, o ile nie były palone, były chowane w ulu w Krzyżowej16. Spotkania odbywały się także w berlińskim mieszkaniu Moltkego i w posiadłościach Wartenburga w Oleśnicy Małej i Kurowej pod Oławą. Według relacji Theodora Steltzera celem dyskusji programowych koła była chęć wyrobienia sobie poglądu jak powinny wyglądać przyzwoite Niemcy17. Uczestnicy spotkań w Krzyżowej opowiadali się za „samowypaleniem” hitleryzmu. Ich poglą12 13 14 15 16 17
G. van Roon, op. cit., s. 318–327. Księga sapieżyńska, t. II, Kraków 1986, s. 285. F. Ryszka, Noc i mgła, Warszawa 1997, s. 204–205. G. van Roon, op. cit., s. 127–136. Ibidem, s. 115. K. Finker, op. cit., s. 186.
218 Regina Kostrzewa
dy polityczne i prawne stanowiły antytezę hitlerowskiej teorii państwa i prawa18. Nie brali udziału w przygotowaniu zamachu, gdyż zamordowanie Hitlera stało w sprzeczności z ich światopoglądem. Potępiając hitlerowską przemoc opierali się przecież na zasadach etyki chrześcijańskiej. Poza tym, gdy do wojny przystąpiła Wielka Brytania, byli przekonani, że dyktatura musi wkrótce upaść. Wtedy też większość zadecydowała, że tematem ich dyskusji będą problemy odnowy moralnej, a nie sposób wyzwolenia się spod rządów hitlerowskich. Moltke koncentrował się bardziej na życiu po rewolucji niż na samej rewolucji19. Oprócz spotkań w małym gronie odbywały się też konferencje. Pierwsza miała miejsce w dniach 22–25 maja 1942 roku. Dyskutowano o konstytucji, relacjach państwo – Kościół i problemach edukacyjnych. Zagadnienie kontaktów Kościoła i państwa z punktu widzenia protestantów przedstawił Steltzer, a Rösch – katolików. Koło z Krzyżowej opowiedziało się za współpracą Kościołów z państwem. Chcieli, aby chrześcijaństwo miało większy wpływ na życie publiczne. Reichwein i Poelchau zaproponowali utworzenie świeckiej organizacji ekumenicznej. Miało to pomóc w pokonaniu różnic między wyznaniami i zapewnić partnera władzom cywilnym do dyskusji na każdym szczeblu. Organizacja ta miała się wzorować na instytucjach rządowych, poczynając od stopnia parafialnego. Członkowie Koła z Krzyżowej uznali, że Kościoły powinny otrzymać zapewnienie autonomii, a stosunki między nimi a państwem miały być uregulowane prawnie. Wolność sumienia przyjęli za zrozumiałą zasadę nowego porządku20. Uczestnicy spotkania uznali za konieczne zwrócenie szczególnej uwagi na edukację, głównie z powodu nadużyć dokonanych przez narodowy socjalizm. Silnie podkreślali prawa rodziców do wychowania i kształcenia dzieci. Odpowiedzialność za edukację miała ponosić rodzina, szkoła i Kościół. Ich zdaniem „szkoła powinna spełniać prawo każdego dziecka do otrzymania wykształcenia dla niego odpowiedniego”. Edukacja ma bowiem za zadanie ukształtować człowieka tak, by w sposób dojrzały podejmował decyzje i brał za nie pełną odpowiedzialność. Wiedza miała wspomagać kształtowanie osobowości. Koło z Krzyżowej zajęło się także wyższymi uczelniami i uniwersytetami. Członkowie grupy uznali, że nauczyciele muszą łączyć specjalistyczną wiedzę z „uniwersalnym poglądem”. Według nich zbytnia specjalizacja niszczy wewnętrzną jedność. Jako otwartą pozostawili kwestię, jakie szkoły mają kształcić nauczycieli21. Biorący udział w tej dyskusji uznali także, że państwo nie powinno mieć monopolu na kulturę. To zdecentralizowane rządy powinny zapewnić podstawę dla działalności kulturalnej. Idee te znalazły wyraz w „Pierwszej instrukcji dla namiestników krajów”. Dokument ten został przygotowany w sierpniu 1943 roku i było to zalecenie przygotowania sposobu rekonstrukcji chrześcijańskiej edukacji. Poprzez to miało zostać odnowione życie intelektualne i duchowe22. 18 19 20 21 22
Studia nad antyhitlerowską opozycją w Trzeciej Rzeszy 1933–1945, Warszawa 1990, s. 41–43. J. Kozeński, op. cit., s. 136. G. van Roon, op. cit., s. 226. G. van Roon, op. cit., s. 330–331. Ibidem, s. 226.
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 219
Druga konferencja odbyła się w październiku 1942 roku. Wtedy rozważano problemy ustrojowe i gospodarcze. W memorandum napisanym po spotkaniu 18 listopada 1942 roku widoczny był wpływ idei socjaldemokratycznych: Gospodarka służy zarówno całemu społeczeństwu, jak i jednostce. Jej zadaniem jest nie tylko produkcja żywności, odzieży, mieszkań czy innych dóbr w ilościach odpowiednich do potrzeb, lecz winna ona zarazem zapewnić stabilizację systemu, w którym jednostka mogłaby rozwijać swoją osobowość. W procesie produkcji nie należy tracić z oczu sprawy stosunku do pracy poszczególnych ludzi i grup społecznych, jak również celu nadrzędnego, któremu gospodarka ma służyć – zapewnienie społeczeństwu zdrowych podstaw egzystencji23.
Koło z Krzyżowej podkreślało konieczność udziału pracowników w kierowaniu zakładem pracy. Proponowało by prywatne przedsiębiorstwa połączyć w rodzaj stowarzyszeń produkcyjnych, gdzie zostałyby zabezpieczone interesy pracownicze. Uczestnicy spotkania uznali także za konieczne uspołecznienie najważniejszych gałęzi przemysłu. Państwo uzyskałoby prawo do kontroli poszczególnych zakładów produkcyjnych. Jego władza miała się rozciągać nad wszystkimi koncernami, kartelami i monopolami. Górnictwo, hutnictwo, przemysł drzewny i energetyczny miały być upaństwowione. Każdy inny rodzaj nadzoru został uznany za niewystarczający. Zastanawiali się także nad kwestią upaństwowienia większych majątków ziemskich, ale nie opracowali żadnych rozwiązań24. Jednym z najważniejszych tematów dyskusji był kształt przyszłego państwa. Moltke pragnął takiego ułożenia stosunków między ludźmi, aby wyeliminować strach przed przemocą. Społeczeństwo powinno mieć poczucie bezpieczeństwa. W takim państwie nie mogło oczywiście rządzić posłuszeństwo egzekwowane administracyjnie od obywateli. Zadaniem państwa miało być wychowanie ludzi w duchu zrozumienia zasad współżycia w społeczeństwie. Państwo winno być strażnikiem wolności poszczególnych obywateli. Większość postulatów będących przedmiotem dyskusji znalazła odbicie w dokumencie uchwalonym w Krzyżowej 9 sierpnia 1943 roku. Dominowała w nim idea porządku prawnego, który zabezpieczałby rozwój wszelakich dziedzin życia społecznego. Wszystkie hitlerowskie akty normatywne naruszające zasady wolności miały być uchylone. Autorzy dokumentu uznali, że tylko wewnętrzna przebudowa Rzeszy może stanowić pewną podstawę przyszłego pokoju25. Koło z Krzyżowej przewidywało ustanowienie w powojennych Niemczech ustroju federalnego, w którym zasadnicze znaczenie miałyby organy samorządowe na szczeblu gminnym i powiatowym oraz parlamenty krajowe. Powszechne, bezpośrednie, równe i tajne wybory miały być do niższych reprezentacji. Posłowie do parlamentów krajowych (Landtagów) i parlamentu Rzeszy (Reichstagu) mieli być wyłaniani w drodze wyborów pośrednich dokonywanych przez reprezentacje gminne, powiatowe, a w przypadku parlamentu Rzeszy – krajowe26. Parlamenty krajowe 23 24 25 26
J. Kozeński, op. cit., s. 138. Ibidem, s. 137–138. Ibidem, s. 138–139. K. Finker, op. cit., s. 190.
220 Regina Kostrzewa
otrzymałyby kompetencje w zakresie zarządzania mieniem krajowym, uchwalania podatków i budżetów regionalnych, wydawania ustaw krajowych oraz prawo wyboru starosty i namiestnika. Pracami rządu krajowego miał kierować starosta. Administracja terenowa podlegałaby namiestnikowi, który byłby wybierany przez Landtag, a zatwierdzany przez regenta na 12 lat. Parlament Rzeszy uchwalałby budżet i podatki oraz ustawy. Wybierałby także głowę państwa czyli regenta. Wyższą izbą parlamentu miała być Rada Rzeszy. Spośród namiestników wybierano by prezydenta parlamentu Rzeszy, prezydenta izby gospodarczej, i doradców. Byliby oni powoływani przez regenta za zgodą rządu Rzeszy. Rada Rzeszy przedstawiałaby parlamentowi kandydatów na regenta Rzeszy oraz bliżej niesprecyzowane zalecenia. Odpowiadałaby także za sądownictwo dyscyplinarne w stosunku do regenta i członków rządu. Regent Rzeszy byłby powoływany przez parlament na wniosek Rady Rzeszy. Reprezentowałby państwo na zewnątrz, sprawowałby naczelne dowództwo nad siłami zbrojnymi, kierowałby pracami Rady Rzeszy. Powoływałby kanclerza i na jego wniosek ministrów czyli rząd Rzeszy. Członkowie rządu musieli być zaakceptowani przez parlament, ale w przypadku kanclerza tego wymogu nie było27. W okresie przejściowym Koło z Krzyżowej nie przewidywało tworzenia partii politycznych, które okryły się w Niemczech niesławą. Ale nie wykluczało ich restytucji w przyszłości. Zastanawiający jest fakt dopuszczenia możliwości odnowienia partii, która podeptała godność jednostki. Moltke podkreślał jak tragiczne konsekwencje przyniosła Niemcom ideologia NSDAP, a mimo to dopuszczał możliwość odnowienia tej partii. Wynika to zapewne z głoszonych przez Koło haseł wolności człowieka, z drugiej jednak strony Koło z Krzyżowej dopuszczało ingerencję w sferę gospodarki, uznając że państwo ma „nieograniczone prawa”. Występuje więc w programie Koła sprzeczność. Założenia systemu ekonomicznego powojennych Niemiec to idea państwa opiekuńczego, w którym pracownicy mieliby udział w kierowaniu zakładem pracy, ale także upaństwowienie niektórych gałęzi przemysłu i kontrola zakładów pracy. Prawdopodobnie kwestie te miały być przedmiotem dalszej dyskusji. Trzecia konferencja odbyła się 14 czerwca 1943 roku (w Zielone Świątki). Trzy dokumenty poruszają zagadnienia polityki zagranicznej, gospodarczej i problem odpowiedzialności karnej osób winnych łamania prawa. W formułowaniu tych dokumentów pomagali Moltkemu profesor Hans Peterzaten, Peter Yorck von Wartenburg i Paulus von Husen. Ostatecznie zostały zredagowane po zakończeniu spotkań. Ponowiono w nich stwierdzenie o uznaniu boskiego porządku przez społeczność ludzką, gdyż stwarza to rękojmię sprawiedliwego i trwałego pokoju, którego nie byłaby zdolna zabezpieczyć żadna ziemska władza. Za podstawę trwałego pokoju uznano „złamanie totalitarnej ingerencji” w strefę wolnej woli i uznanie nienaruszalności godności osobistej człowieka28. Podkreślano także potrzebę przywrócenia niezależnego sądownictwa, które w III Rzeszy było instrumentem terroru. K. Jonca, Doktryna polityczna arystokratycznej opozycji antyhitlerowskiej, Studia Śląskie, t. XX, Opole 1971, s. 149–172. 28 K. Jonca, Prawo w koncepcjach śląskiej opozycji..., s. 144. 27
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 221
W kwestii polityki uczestnicy spotkania uznali, że trwały pokój nie może być oparty na sile. A każdy obywatel powinien w pełni dzielić odpowiedzialność za stosunki ekonomiczne i międzynarodowe. Ukształtowanie tej odpowiedzialności politycznej opierało się na samorządach. W dalszej części stwierdzili, że państwo powinno zapewnić wykształcenie i opiekę zdrowotną. Zwrócili także uwagę na znaczenie języka narodowego i kultury. Namawiając do pielęgnowania tradycji ostrzegali, by nie stało się to wymówką dla nacjonalizmu i rasizmu29. Szczególnie ważny był trzeci dokument dotyczący „ukarania osób winnych zbezczeszczenia prawa”, bowiem tylko Koło z Krzyżowej uznało, że ukaranie zbrodniarzy jest nieodzownym warunkiem przywrócenia trwałego porządku w Rzeszy. Prawdopodobnie na sformułowanie tego dokumentu miała wpływ wiadomość o deklaracji uchwalonej 13 stycznia 1943 roku na konferencji dziewięciu państw napadniętych przez Niemcy obradującej pod przewodnictwem premiera Władysława Sikorskiego w Londynie. Deklaracja St. James Palace stwierdzała, że hitlerowskie Niemcy dopuszczają się zbrodni w okupowanych krajach łamiąc prawo narodów i dlatego uznano, że jednym z celów wojny będzie ukaranie sprawców tych zbrodni. Realne stawało się też przeświadczenie o nieuchronnym upadku ustroju hitlerowskich Niemiec. Duże znaczenie miało oświadczenie Anthony Edena, że antyhitlerowskie grupy nie mogą zdobyć zaufania aliantów, dopóki nie podejmą wysiłków zmierzających do obalenia reżimu. Uznał on również, że dotychczasowe dowody na istnienie opozycji w Niemczech są nikłe. Eden powtórzył to 27 stycznia 1943 roku w Izbie Lordów30. Jednak nie tylko te wydarzenia wpłynęły na powstanie koncepcji ukarania winnych „zbezczeszczenia prawa”. W Generalnej Guberni Moltke osobiście zetknął się ze zbrodniami. Poinformował nawet swego znajomego Lionela Curtisa o obozach (niestety list nie dotarł do adresata). W liście do żony pisał o zbrodniach popełnianych przez wojska niemieckie w Jugosławii i we Francji. Była to dla niego bolesna kwestia, tym bardziej, że odczuwał współodpowiedzialność moralną za zbrodnie wojenne. Wstęp do dokumentu z 14 czerwca 1943 roku zawierał stwierdzenie, że „w związku z wojną dopuszczono się licznych naruszeń prawa”31. Autorzy dokumentu nie wskazali wprawdzie sprawców tych naruszeń, ale zapowiadali ich ukaranie w celu „przywrócenia panowania prawa, a tym samym pokoju w Niemczech i we wspólnocie narodów”32. Jednym z głównych problemów był brak norm w niemieckim sądownictwie, które umożliwiłyby osądzenie osób winnych „zbezczeszczenia prawa”. Uznali więc za niezbędne wprowadzenie normy prawnej z mocą działania wstecz. Tylko wtedy będzie można osądzić winnych podeptania prawa. W memorandum określa się ich mianem Rechtsschänders czyli osób bezczeszczących prawo33. Koło z Krzyżowej przedstawiło także definicję przestępcy dopuszczającego się „zbez29 30 31 32 33
G. van Roon, op. cit., s. 340. K. Jonca, Kreisauer Kreis..., s. 101–102. G. van Roon, op. cit., s. 341. Ibidem, s. 341. J. Kozeński, op. cit., s.141.
222 Regina Kostrzewa
czeszczenia prawa”. Odpowiedzialności karnej podlegał ten, „kto dopuszczał się łamania istotnych założeń boskiego lub naturalnego prawa narodów albo też przeważających we wspólnocie narodów założeń pozytywnego prawa, a to w taki sposób, który utwierdza w przeświadczeniu, że zuchwale gardzi wiążącą siłą tych zasad prawnych”34. Przestępstwa podeptania prawa dopuszczał się także ten, kto wydał rozkaz popełnienia czynu z podeptaniem norm prawnych oraz każdy, kto będąc na stanowisku kierowniczym podżegał do takiego czynu lub udzielał pouczeń i wskazówek. Koło z Krzyżowej przewidywało kary dla tych, którzy wykonywali rozkazy niezgodne z prawem. Zwolnione były osoby, które udowodniły, że uczyniły to pod bezpośrednim zagrożeniem życia35. W dokumencie umieszczono opinię, że osoby które podeptały prawo nie powinny być sądzono przez zwycięskie mocarstwa, ale przez sąd narodów. Skład sędziowski byłby wyłoniony przez wszystkie narody świata lub tylko te, które uczestniczyły w wojnie, a zatem zarówno zwycięzcy, jak i zwyciężeni. W memorandum został przedstawiony także inny pomysł. Proponowano, by osądu dokonał Stały Trybunał Sprawiedliwości Międzynarodowej w Hadze. Sąd powinien składać się z sześciu sędziów, z których trzech miało reprezentować państwa zwycięskie, dwóch – neutralne, a jeden miał pochodzić z państwa pokonanego. Koło z Krzyżowej uznało, że takie rozwiązanie byłoby sprawiedliwe36. Drugi dokument mówiący o ukaraniu osób winnych „zbezczeszczenia prawa” nosi datę 23 lipca 1943 roku i stanowi nieco skorygowaną wersję pierwszego. Powstał on poza Krzyżową, a jego autorem był Moltke. Naniósł on prawdopodobnie poprawki po dyskusji nad pierwszym dokumentem. Wpływ na drugą wersję miał także manifest Komitetu Narodowego „Wolne Niemcy”, który powstał w Krasnogorsku pod Moskwą. Zorganizowali go komuniści, którzy uciekli do Związku Radzieckiego po dojściu Hitlera do władzy. Wokół Wilhelma Piecka i Waltera Ulbrichta skupili się działacze emigracyjni i żołnierze Wehrmachtu z obozów jenieckich37. Komitet ogłosił w dniach 12–13 lipca 1943 roku manifest „do sił zbrojnych i narodu niemieckiego”38. Po raz pierwszy użyto terminu zbrodnie wojenne. Podkreślano także potrzebę usunięcia hitlerowskiego ustawodawstwa. Manifest ten wywarł wpływ na Moltkego, choć nie doszło do bezpośrednich kontaktów między komitetem a Krzyżową. Projekt Moltkego z 23 lipca 1943 roku był bardziej dojrzały, chociaż określenie osoby przestępcy nie różniło się od tego zawartego w projekcie z 14 czerwca 1943 roku. Był uzupełniony postanowieniem dotyczącym ścigania osób podejrzanych o „zbezczeszczenie prawa”. Samo podejrzenie o popełnienie tego przestępstwa pozwalało sądom, organom ścigania i wyższym władzom administracyjnym na wydanie postanowienia o wyjęciu spod prawa i ściganiu przestępcy. Według projektu postępowanie sądowe miały przeprowadzać sądy powszechne. Nie ograniczono także przestępstw podeptania prawa tylko do okresu wojny, ale od chwili przejęcia 34 35 36 37 38
K. Jonca, Prawo w koncepcjach śląskiej opozycji..., s. 145. J. Kozeński, op. cit., s. 141. K. Jonca, Prawo w koncepcjach śląskiej opozycji..., s. 148. J. Kozeński, op. cit., s. 100. K. Jonca, Prawo w koncepcjach śląskiej opozycji..., s. 140
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 223
władzy przez narodowych socjalistów. Za przestępstwo uznane zostało także wprowadzenie ustawodawstwa aryjskiego. Nowy projekt mówił o zadośćuczynieniu za popełnione zbrodnie. Zapowiadał ustanowienie przepisów regulujących sprawę procedury sądowej oraz orzeczenie odpowiedzialności majątkowej przestępców. Koło z Krzyżowej jako jedyne w opozycji niemieckiej mówiło o konieczności rekompensat dla osób, które odniosły krzywdy i nie ograniczało tego tylko do krzywd cielesnych. Wyróżniało bowiem występki przeciw życiu, własności i godności39. Dokument wymienia zbrodnie: wysyłanie do obozów koncentracyjnych, niesprawiedliwe wyroki, pozbawienie obywatelstwa i praw publicznych, nierówne traktowanie, konfiskatę mienia. Wspomina o utraci czci, zdrowia, życia, naruszeniu nietykalności osobistej. Przewidywał także rekompensaty dla narodów zaatakowanych przez III Rzeszę. W projekcie wyrażono myśl, że ukaranie przestępców leży przede wszystkim w interesie narodu niemieckiego. Bo tylko dzięki temu zostanie przywrócony „wewnętrzny i zewnętrzny pokój”40. Podsumowaniem dyskusji z lata 1943 roku był dokument z 9 sierpnia 1943 roku. „Podstawowe zasady odbudowy” zawierały projekt ustroju powojennych Niemiec. Autorzy ponownie uznali, że „chrześcijaństwo jest podstawą moralnej i religijnej odnowy narodu niemieckiego, przezwyciężenia nienawiści i kłamstwa, odbudowy europejskiej wspólnoty narodów”41. Do wcześniejszych koncepcji dodano instrukcje dla przyszłego regenta państwa, który miał przede wszystkim zapobiec zajęciu rdzennych obszarów Rzeszy przez obce siły zbrojne. Koło z Krzyżowej chciało, by narodowi zaoszczędzono skutków przegranej wojny. Gdyby jednak nie dało się temu zapobiec, regent miał dążyć do zachowania jedności politycznej i gospodarczej narodu oraz czuwać, by „wymagania armii okupacyjnej nie wpływały zbyt niekorzystnie na zaspokajanie potrzeb społeczeństwa niemieckiego”42. Istniało jednak niebezpieczeństwo, że poszczególne części kraju będą okupowane i izolowane. Wtedy proces odbudowy nie mógłby przebiegać równolegle. Aby rozwiązać ten problem sformułowano wspomniane już „Pierwsze wskazówki dla namiestników krajów” datowane także na 9 sierpnia 1943 roku. Zakładały one podporządkowanie wojska władzy politycznej. Namiestnik miał działać w porozumieniu z reprezentacją Kościołów: Namiestnik kraju powinien działać w ścisłym porozumieniu z uznanymi działaczami kultury kraju, zapoczątkowując nową odbudowę chrześcijańskiego wychowania i torując w ten sposób drogę prawdziwej odnowie życia umysłowego. Jest tu pożądana przede wszystkim rychła, oparta na wzajemnym zaufaniu współpraca kraju i kościoła43.
Kolejny punkt odnosił się do roli robotników: W szczególności namiestnik powinien osiągnąć w administracji i gospodarce odpowiednie współdziałanie mas pracujących. W tym celu kontaktujcie się niezwłocznie z pełno39 40 41 42 43
K. Jonca, The foreign contacts..., s. 9–10. K. Jonca, Prawo w koncepcjach śląskiej opozycji..., s. 140. K. Finker, op. cit., s. 190. J. Kozeński, op. cit., s. 140. K. Finker, op. cit., s. 188.
224 Regina Kostrzewa mocnikiem niemieckich związków zawodowych, które należy uznać za jedyne uprawnione przedstawicielstwo mas pracujących.
Tym samym uznano, że odbudowa kraju ma się odbywać w oparciu o dwie siły: „nastawionych wolnościowo robotników i chrześcijańskie kościoły”. W drugim przypadku chodziło głównie o część duchowieństwa będącą w opozycji. Jak dużą wagę do tego przykładano może świadczyć fakt, że Trott zu Solz proponował na kanclerza Rzeszy Martina Niemöllera. Namiestnik miał prawo wydać nakaz aresztowania lub zwolnienia. Koło z Krzyżowej uznało też, że natychmiast zostanie zniesiona dyskryminacja: „Wszystkie prawa i zarządzenia, które działają na niekorzyść jednostki ze względu na jej przynależność do określonego narodu, rasy czy religii, nie mogą być stosowane; opierające się na nich przepisy dyskryminacji mają być natychmiast zniesione”44. Oprócz zagadnień ustrojowych, kulturalnych i gospodarczych przedmiotem rozważań Koła były również kwestie związane ze współżyciem z krajami sąsiadującymi. Poglądy na politykę zagraniczną Moltke przedstawił we wspomnianym już memoriale z 24 kwietnia 1941 roku pt.: „Sytuacja wyjściowa. Cele i problemy”. Uznał w nim Niemcy za pokonane. O ich nieuchronnej klęsce miały zadecydować: wyczerpanie narodu i wyeksploatowanie surowcowe kraju. Jego zdaniem z wojny zwycięsko wyjdzie Anglia, a jej prestiż na arenie międzynarodowej ulegnie umocnieniu. Memorandum to zawierało także szkic programu odbudowy skonfederowanej Europy. Szczegóły tego programu zostały opracowane rok później, w kwietniu 1942 roku i przekazane lordowi tajnej pieczęci Richardowi Crippsowi, a następnie Winstonowi Churchillowi. Koło z Krzyżowej opowiadało się za przywróceniem Polsce i Czechosłowacji ich granic etnograficznych. Tym samym Niemcy traciliby Śląsk. Dla Moltkego była to ważna decyzja. Chodziło przecież o jego rodzinne strony. W rozmowie ze Steltzerem Moltke powiedział, „że nie ma najmniejszych zastrzeżeń do tego, by Śląsk zjednoczył się z Polską lub Czechosłowacją i miał stolicę w Pradze lub w Warszawie”45. Z projektu wynika, że autorzy opowiadali się za pozostawieniem Sudetów w granicach Niemiec. Ten punkt programu również nasuwa wątpliwości. Po pierwsze w jaki sposób zamierzali wyznaczyć granice etnograficzne Polski i Czechosłowacji? Niejasna jest również kwestia Śląska. Jeśli przyjmiemy, że to rodzinne strony Moltkego, to objęty zostałby obszar, na którym po I wojnie nie było plebiscytu ani nie toczyły się walki powstańcze. Z jednej strony zgoda na połączenie tych ziem z Czechosłowacją lub Polską, ale z drugiej Koło opowiedziało się za odebraniem Czechosłowacji Sudetów. Brak jednoznacznego ustalenia kwestii powojennych granic był prawdopodobnie skutkiem kontrowersji, jakie ten temat budził u uczestników spotkań w Krzyżowej. Moltke uznawał konieczność zmiany granic, dla pozostałych członków Koła ta decyzja była trudniejsza. 44 45 46
Ibidem, s. 190. Ibidem, s. 169. Studia nad antyhitlerowską opozycją w Trzeciej Rzeszy 1933–1945, s. 77–78.
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 225
W dalszej części zajęto się kwestią winy za wywołanie II wojny światowej. Nie obciążano nią tylko Niemców, ale nacjonalizm panujący w Europie. Europa powojenna z perspektywy Koła z Krzyżowej miała być pomiędzy Atlantykiem, Morzem Śródziemnym i Morzem Czarnym. Miałaby to być federacja narodów. W jej skład nie weszłyby Anglia i Rosja. Związek Radziecki został wyłączony ze zjednoczonej Europy, gdyż członkowie grupy gardzili dyktaturą stalinowską. Próbowali jednak wystrzegać się wrogości wobec całego narodu rosyjskiego, aby w przyszłości nawiązać pokojową współpracę. Nie chcieli utożsamiać narodu z reżimem. W kwestii Wielkiej Brytanii Moltke wypowiedział się w innym projekcie. Miała ona wchodzić w skład Europy. Jednak ze względu na jej anglosaskie powiązanie ze Stanami Zjednoczonymi jej związek ze sfederalizowaną Europą miał być luźniejszy46. Państwa w zjednoczonej Europie miały być połączone według zobowiązań natury politycznej, jak grupa państw bałtyckich, skandynawskich, wschodnioeuropejskich i śródziemnomorskich. Autorzy projektu uznali, że dzięki temu nie będzie sporów granicznych między państwami. Centralny rząd miał odpowiadać za politykę zagraniczną i obronną. Inną koncepcję początkowo reprezentował Adam von Trott zu Solz. Chciał by Niemcy ustanowione między Wschodem i Zachodem pogodziły „zachodnią zasadę osobowości” ze „wschodnią zasadą realności”47. W przeciwieństwie do Moltkego zakładał istnienie państwa narodowego. Ale już w memoriale z kwietnia 1942 roku powtarzał przemyślenia Moltkego na temat zagadnień federalistycznych sprzed roku. Trott zu Solz uznał, że koniecznym warunkiem przyszłego ładu jest realizacja federalizmu nie tylko w Niemczech, ale i w Europie. Moltke uznał za konieczne wypłacenie reperacji Polsce, tym samym nawiązał do myśli Paulusa von Husena sprzed wojny: „Istnienie Polski oraz dobre stosunki między nią a Niemcami są europejską koniecznością”48. Prześcignął postulaty Husena godząc się na poważne ustępstwa terytorialne na rzecz Polski. Koło z Krzyżowej uznało także, że nie podlega dyskusji odrodzenie się wolnego państwa czeskiego. W przypadku Austrii zaś wyrażono nadzieję, że dobrowolnie przyłączy się do Rzeszy. Dla Koła z Krzyżowej sama kwestia zamachu na Hitlera także była przedmiotem dyskusji. Helmut James von Moltke był mu całkowicie przeciwny. „Nie jesteśmy spiskowcami, nie potrafimy nimi być, nie nauczyliśmy się jak to robić, nie powinniśmy teraz zaczynać, bo wszystko pójdzie źle, zachowamy się jak amatorzy”49. Za zamachem opowiadali się Trott zu Solz, Gerstemaier i Haeften. Pozostali członkowie grupy byli przeciwni nie tylko ze względów etycznych, ale i ideologicznych. Nie chcieli bowiem legendy ponownego „ciosu w plecy”. Widzieli jak taka legenda podziałała na ludzi po I wojnie światowej. Poza tym nie chcieli stosować metod przeciwników, uznając, że „kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie”. Kreisauerczycy sprzeciwiali się zamachowi również dlatego, iż uważali za nieuniknione wyzwolenie Ruch oporu w Polsce i w Niemczech w latach drugiej wojny światowej, Poznań 1991, s. 38. K. Jonca, The foreign contacts..., s. 7. 49 H. Baigent, R. Leigh, Tajne Niemcy. Claus von Stauffenberg i jego mistyczna krucjata przeciw Hitlerowi, Warszawa 1997, s. 34. 47 48
226 Regina Kostrzewa
Niemiec przez katastrofę militarną. Część z nich zmieniła zdanie w sprawie zamachu po aresztowaniu Moltkego. Stało się to 19 stycznia 1944 roku w Berlinie. Kołem z Krzyżowej kierowali przez następnych parę miesięcy Trott zu Solz i Yorck von Wartenburg. Nie było już jednak takiego kontaktu między członkami grupy. Koło z Krzyżowej z czasem przestało istnieć. Aresztowanie Moltkego nie miało nic wspólnego z działalnością Koła z Krzyżowej. Oskarżono go o to, że ostrzegł swego znajomego Ottona Kiepa. Zarzut nie wydawał się poważny i hrabina von Moltke cały czas miała nadzieję, że zostanie w końcu zwolniony. Helmut James von Moltke uzyskał zgodę na kontynuowanie swojej pracy nad dokumentami biurowymi w Ravensbrück. Tuż po 20 lipca 1944 roku odwiedził go oficer gestapo i rozmawiał z nim o tym, gdzie Moltke będzie przeniesiony – na front czy na teren państw okupowanych. Nie doszło do tego, gdyż po nieudanym zamachu z 20 lipca 1944 roku wyszła też na jaw działalność Koła z Krzyżowej. Fakt, że część członków koła wzięła udział w zamachu Moltke uznał za osobistą porażkę. Powiedział wtedy żonie: „Gdybym był wolny, nie doszłoby do tego”. Po zamachu rozpoczęło się śledztwo. Yorck von Wartenburg i Gerstenmaier zostali aresztowani już w dniu zamachu, trzy dni później aresztowano von Haeftena, Trotta zu Solz – 25 lipca. Steltzer, który zrezygnował z ucieczki do Szwecji, został aresztowany w Berlinie. Husen wpadła w ręce gestapo 9 sierpnia, parę dni wcześniej spotkało to samo ojca Delpa w Monachium. Rosch ukrywał się do 11 stycznia 1945 roku, kiedy to został zdradzony. Ojciec König skutecznie się ukrył i uniknął aresztowania. Uniknęli aresztowania także Kreisauerczycy, którzy nie brali udziału w przygotowaniach do spisku 20 lipca 1944 roku. Byli to von der Gablentz, Peter, Einsiedel, von Trotha i Poelchau. Pierwszy przed sądem stanął Peter Yorck von Wartenburg (8 sierpnia 1944 r.). Miał odwagę mówić o mordowaniu Żydów i o swoim stosunku do narodowego socjalizmu. Przyznał się także do swego czynu. Yorck von Wartenburg został skazany na karę śmierci, jego ostatni list do żony kończył się słowami: „Chcieliśmy zapalić pochodnię życia, otacza nas morze płomieni, co za ogień”50. Wyrok wykonano tego samego dnia. 15 sierpnia stanęli przed Freislerem Hans Bernd von Haeften i Adam von Trott zu Solz, który mógł uciec z Werony do Rzymu, a wrócił do Berlina ze względu na przyjaciół, on także został skazany na śmierć. W liście do żony napisał Ty będziesz wiedziała, jak mnie boli to, że nie będę mógł więcej wykorzystać w służbie dla mojego kraju tych szczególnych sił i doświadczeń, które – prawie wyłącznie koncentrując się na jego politycznym znaczeniu wśród innych mocarstw – w sobie wykształciłem. W tej dziedzinie naprawdę mógłbym jeszcze pomóc i być użytecznym51.
Adam von Trott zu Solz został powieszony w Plötzensee 26 stycznia. Wyrok dlatego wykonano później, gdyż gestapo myślało – jak się okazało niesłusznie – że wymusi na doradcy Stauffenberga w sprawach polityki zagranicznej jakąś informację. 50 51
K. Finker, op. cit., s. 321. The conscience in revolt. Portraits of the German Resistance 1933–1945, s. 138–140.
Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej... 227
9 i 10 stycznia przed sądem stanęli Moltke, Haubach, Gerstenmaier, Delp, Steltzer. Wyroku śmierci uniknął Gerstenmaier. Moltke podczas rozprawy odpierał z „rozkoszą” ataki Rolanda Freislera. Oskarżyciel uznał, że: czyn zdrady popełnia już ten, kto nie doniósł o defetystycznych uwagach wypowiedzianych przez człowieka o takim uznaniu i takiej pozycji jak Moltke. Czynu przygotowania do zdrady głównej dopuszcza się, kto rozważa wysoce polityczne kwestie z ludźmi do tego niekompetentnymi, w szczególności zaś takimi, którzy nie należą do partii52.
Moltke przed śmiercią uznał, że się pomylił: „Dziś wiem, że byłem w błędzie, całkowicie i kompletnie. Stopień ryzyka i poświęcenia wymagany od nas dziś zakładał więcej niż tylko rozsądne zasady etyczne”53. 23 stycznia 1945 roku Moltke, Haubach i Sperr zostali powieszeni. Steltzera uratowali jego skandynawscy przyjaciele poprzez masażystę Himmlera – Kerstena. Dzień przed wykonaniem wyroku decyzję uchylono. Ojciec Delp został powieszony 2 lutego 1945 roku. Husen i Lukaschek trafili przed sąd już po śmierci Freislera (zginął podczas bombardowania). Lukaschek został dzięki temu uniewinniony, a von Husen otrzymał mały wyrok. Po wojnie członkowie Koła z Krzyżowej zaoferowali swą pomoc przy odbudowie kraju. Dzięki temu idee, za które część z nic zapłaciła najwyższą ceną, przetrwały. Ale jak powiedział Julius Leber przed swą egzekucją 5 stycznia 1945 roku: „Dla tak dobrej i sprawiedliwej sprawy poświęcenie życia jest odpowiednią ceną”54.
52 53 54
K. Jonca, Kreisauer Kries..., s. 117. K. Finker, op. cit., s. 324. G. van Roon, op. cit., s. 277.
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
POLEMIKI – RECENZJE – OMÓWIENIA
Lee Miller, Roanoke: Solving the Mystery of the Lost Colony, New York 2002, ss. 362
„Zaginiona kolonia” Roanoke (the Lost Colony) to jedna z najstarszych tajemnic w dziejach angielskiej ekspansji w Ameryce. Od ponad czterech wieków historycy łamią sobie głowy nad zagadkowym zniknięciem 116 kolonistów, osiedlonych na wyspie u wybrzeży dzisiejszej Karoliny Północnej w 1587 roku. Efekty tego wielowiekowego trudu nie napawają optymizmem; we wszystkich dostępnych polskiemu czytelnikowi ujęciach dziejów Ameryki Roanoke wciąż pozostaje niewyjaśnioną zagadką1. Z tym większym zainteresowaniem sięgnąłem po książkę Lee Miller, obiecującą jej rozwikłanie. Autorka z wykształcenia jest antropologiem, uznaną specjalistką w dziedzinie kultury Indian żyjących w południowo-wschodniej części dzisiejszych Stanów Zjednoczonych. Jej podejście do zagadnienia tajemnicy Roanoke oraz sposób ujęcia prezentowanych treści odbiega od klasycznej narracji i argumentacji, którą zwykle posługują się historycy. Roanoke: Solving the Mystery of the Lost Colony jest bowiem pasjonującym śledztwem w sprawie „masowego morderstwa”, książką w której roi się od znaków zapytania. L. Miller zaproponowała nową teorię na temat przebiegu wydarzeń i przyczyn tragedii osadników. W jej opinii dotychczasowy opis wypadków, choć uznany od lat, jest niewiarygodny. Zbyt wiele pytań i wątpliwości nasuwa się przy czytaniu tradycyjnych ujęć. Dlaczego – pyta autorka – koloniści dotarli w 1587 roku tylko do Roanoke, mimo iż celem ich podróży była położoMaldwyn Jones w swojej Historii USA, niedawno przetłumaczonej na język polski, krótką notkę o osadzie Roanoke konkluduje stwierdzeniem, iż „nikt nigdy nie dowiedział się, co się stało z zagubioną kolonią”. W podobnym tonie wypowiadają się Michał J. Rozbicki i Hugh Brogan. Zob. M.A. Jones, Historia USA, Gdańsk 2003; M.J. Rozbicki, U źródeł brytyjskiego imperium w Ameryce, [w:] Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki, t. 1, red. M.J. Rozbicki, I. Wawrzyczek, Warszawa 1995, s. 42; M.J. Rozbicki, Narodziny Narodu: Historia Stanów Zjednoczonych do 1861 roku, Warszawa 1991, s. 57; H. Brogan, The Penguin History of the United States of America, New York 1990, s. 6. Książka Brogana doczekała się ostatnio polskiego przekładu (Ossolineum, Wrocław 2004). 1
Polemiki – Recenzje – Omówienia 229
na dalej na północ zatoka Chesapeake? Dlaczego osobą, która wróciła do Anglii po posiłki i zaopatrzenie był nie kto inny, tylko g u b e r n a t o r kolonii, John White? Dlaczego White, mimo usilnych starań, nie zdołał wrócić z pomocą aż do 1590 roku, chociaż niektóre angielskie okręty pływały do Indii Zachodnich nawet w okresie bezpośrednio poprzedzającym atak hiszpańskiej Armady?; i wreszcie: jeśli osadnicy nie zostali zgładzeni przez Indian, to gdzie się podziali, jaki był ich późniejszy los (s. VIII)? Te celnie postawione pytania miały oczywisty wpływ na układ pracy. Książka podzielona została na cztery części. W części pierwszej analizie poddano kwestie związane z zaginionymi osobami. Prowadzone przez autorkę śledztwo doprowadziło ją do przekonania, iż koloniści najpewniej byli grupą dobrze sytuowanych separatystów, dla których emigracja do Ameryki stała się szansą ucieczki przed nieuchronnymi prześladowaniami religijnymi (s. 46–53). Z tego powodu właśnie White, a nie ktoś inny, wrócił do Anglii po pomoc. Gubernator – argumentuje autorka – był po prostu jedyną osobą, którą po drugiej stronie Atlantyku wysłuchano by z należytą uwagą. W części drugiej i trzeciej Lee Miller z rozmachem, a zarazem szczegółowo opisuje rozciągniętą w czasie akcję sabotażu, którego celem było zniweczenie ambitnych planów Sir Waltera Ralegha, katastrofa jego kolonii, a w konsekwencji jego upadek. Taka jest właśnie główna teza pracy – tragedia kolonistów Roanoke nie była dziełem przypadku, lecz częścią misternego planu, dworskiej intrygi uknutej przeciwko faworytowi Elżbiety I. Kolonistów umyślnie pozostawiono bez pomocy, skazując tym samym na zagładę i zapomnienie. Autorka podjęła się oczywiście zadania zdemaskowania spiskowców, a także wyjaśnienia powodów, dla których nie wahali się oni poświęcić dla swych celów wielu niewinnych, przypadkowych ofiar. Jej zdaniem, animatorem spisku był Sir Francis Walsingham, najbardziej zainteresowany w upadku Ralegha – jedyny, poza Burghleyem, zdolny do wprowadzenia tak wymyślnego planu w życie. Rola wykonawców przypadła w udziale pilotowi wyprawy, Simaō Fernandezowi, oraz dowódcy drugiego z trzech płynących z White’m statków – Edwardowi Staffordowi. W opinii autorki niemałe znaczenie dla katastrofy kolonii miała też niezwykle brutalna postawa żołnierzy Ralpha Lane’a w czasie wyprawy z lat 1585–1586. W ostatnich rozdziałach Miller powraca jeszcze raz do roku 1587, do zaginionych osadników. Na podstawie skromnych, lecz bynajmniej nie niemych w tej materii źródeł z XVII wieku, nakreślony został obraz kolonistów, którzy, by przetrwać, podzielili się na dwie grupy. Część z nich, w oczekiwaniu na powrót gubernatora, pozostała na wybrzeżu. Reszta, zapewne spora większość, zdecydowała się ruszyć kilkadziesiąt mil w głąb lądu, z zamiarem osiedlenia się na terytorium przyjaznego białym ludu Chowanoc. Lud ten został niedługo potem zaatakowany przez Mandoagów (Miller identyfikuje ich z plemieniem Eno, s. 255–256). Ci z kolonistów, którzy ocaleli z pogromu, stali się jeńcami, a później niewolnikami najeźdźców. Co ciekawe, po latach, kiedy do zarządców powstałej w 1606 roku Kompanii Wirginii dotarły wieści, iż niewielka grupa kolonistów Ralegha pozostaje w niewoli tubylców, nie
230
mogąc zapewnić im odsieczy, postanowiono całą sprawę zatuszować, ogłaszając, iż wszyscy ci ludzie zginęli z rąk Indian (s. 236–237). Rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej, na co autorka zdaje się mieć wiarygodne dowody. Poświadczeni w źródłach potomkowie ocalonych z pogromu kobiet, tubylcy z zarostem na twarzach, Indianie o szarych oczach, mówiący walijskim dialektem i potrafiący czytać angielskie książki, żyli na Przedgórzu dzisiejszej Karoliny Płn. jeszcze długo po tym, gdy John White opuścił kolonistów Roanoke, by w Anglii szukać dla nich ratunku. Książka opatrzona została licznymi przypisami, posiada indeks i bibliografię, wskazującą, iż badania oparto na solidnej podstawie źródłowej. Mimo sugestywnej argumentacji, trudno jest się jednak oprzeć wrażeniu, iż momentami za mało jest tu twardych, pozytywnych dowodów, podpierających formułowane wnioski. Na przykład logiczna konstrukcja, na której zbudowana została teza o sabotażu wyprawy White’a, będącego częścią planu Walsinghama, choć nęcąca, ma kruche podstawy (s. 168–204). Słabym jej punktem jest chociażby niewystarczające powiązanie Walsinghama z drugim z wykonawców planu – kapitanem Edwardem Staffordem – i brak u tego ostatniego motywu do wzięcia udziału w zbrodni. Nieufność potęgują dodatkowo przykłady ahistorycznego myślenia autorki, zakładającej, iż pewne fakty po prostu musiały mieć miejsce lub też, że pewne wydarzenia ostatecznie przesądziły o późniejszych wypadkach. Na 86 stronie, omawiając wyprawę z 1595–1586 roku, autorka przekonuje nas na przykład, że katastrofa jednego z okrętów Grenville’a, który nieszczęśliwie osiadł na mieliźnie u amerykańskich wybrzeży, przesądziła o losie kolonii Roanoke rok później! „And in this moment – czytamy – unknown to John White, the fate of the Lost Colony is sealed forever. From here on, all ensuing events evolve from this disaster”. Zdecydowanie lepsza jest ostatnia część książki, traktująca o losie kolonistów White’a po 1587 roku. Tu dowody wspierające tezy autorki są mocne i wiarygodne, tutaj Lee Miller odniosła sukces. Słuszny wydaje się jej wniosek, iż źródeł tajemnicy „zaginionej kolonii” szukać należy w umyślnym zatuszowaniu faktu istnienia pozostałych przy życiu osadników przez bezradnych decydentów Kompanii Wirginii. Oficjalna wersja wydarzeń, zaproponowana przez Johna Smitha i londyńską Kompanię, z jednej strony pozwalała zdjąć z barków kolonizatorów obowiązek ruszenia zniewolonym pobratymcom z pomocą, z drugiej zaś wieści o wymordowaniu ocalałych kolonistów Roanoke przez Indian spełniły ważną propagandową rolę w trakcie grabieżczych rajdów Wirgińczyków przeciw Powhatanom. Szczegółowe zanalizowanie świadectw epoki, informujących o losach kolonistów White’a po 1587 roku, a także wiarygodne sprecyzowanie miejsc, w których nieliczni, ocaleni osadnicy Roanoke żyli przez następne lata, stopniowo asymilując się z miejscową ludnością, pozwala stwierdzić, iż książka Lee Miller, choć nierówna, rzuca więcej światła na tajemnicę „zaginionej kolonii”. Paweł Konieczny
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Emilio la Parra López, Manuel Godoy. La aventura del poder, Barcelona 2002, ss. 582
Manuel Godoy (1767–1851) nie jest postacią nieznaną w polskiej historiografii. Mamy bowiem monografię o polityce zagranicznej Księcia Pokoju wobec Francji w latach 1792–18081 oraz kilka artykułów traktujących o stosunku szefa rządu hiszpańskiego do sprawy polskiej w dobie rozbiorowej i o jego życiu prywatnym2. W hiszpańskojęzycznej literaturze historycznej o Godoyu napisano wiele prac. Okazuje się jednak, że są one bardzo jednostronne, tj. chwalą go ponad miarę albo odwrotnie, krytykują i oczerniają. Brak obiektywnego spojrzenia na jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w dziejach Hiszpanii sprawił, że przy końcu lat osiemdziesiątych XX stulecia, wśród historyków hiszpańskich powstała myśl o opracowaniu nowej biografii Godoya, opartej na solidnej bazie źródłowej. Potrzebę taką zasygnalizował w 1992 roku we wstępie do monografii o Godoyu Emilio la Parra López3. Autor nie ujawniał wtedy, że biografia taka jest już w przygotowaniu i że to właśnie on podjął się tego trudnego zadania. Wydanie długo wyczekiwanej biografii poprzedził kongres historyczny w 1999 roku w Castuera4 i międzynarodowe sympoB. Obtułowicz, Książę Pokoju księciem wojny. Polityka Manuela Godoya wobec Francji w latach 1792–1808, Kraków 1999. 2 B. Obtułowicz, Manuel Godoy wobec Polaków i sprawy polskiej w latach 1792–1808, „Studia Historyczne”, R. XLIII, 2000, z. 1, s. 27–45; eadem, Hiszpania wobec trzeciego rozbioru Polski, „Przegląd Historyczny”, t. XC, 1999, z. 3, s. 337–342; eadem, Doniesienia o Hiszpanii w polskiej prasie w latach 1792–1808, [w:] We wspólnej Europie. Polska–Hiszpania XVI–XX wiek. Referaty wygłoszone podczas sympozjów historyków polskich i hiszpańskich w Lublinie i Logroño 1999–2000, pod red. Cezarego Tarachy, Lublin 2001, s. 169–190; eadem, Poseł hiszpański w Warszawie Miguel de Cuber i jego troska o dobrą sławę królowej hiszpańskiej Marii Ludwiki, [w:] Podróże po historii. Studia z dziejów kultury i polityki europejskiej, pod red. F. Leśniaka, Kraków 2000, s. 65–75; eadem, Manuel Godoy w roli ojca, „Biuletyn Historii Wychowania”, 2001, 1–2 (13–14), s. 24–31. 3 E. la Parra López, La aliazna de Godoy con los revolucionarios. (España y Francia a fines del siglo XVIII), Madrid 1992, s. 10. 4 Pokłosiem kongresu jest publikacja: Manuel Godoy y la Ilustración, pod red. E. la Parra López i M.A. Melón Jiménez, Mérida 2001. 1
232
zjum zorganizowane w 2001 w trzech miastach związanych z życiem i działalnością Godoya (Badajoz, Olivenza, Castuera), w którym autorka niniejszej recenzji miała przyjemność brać czynny udział. Emilio la Parra López jest profesorem historii, kierownikiem katedry Historii Nowożytnej i Najnowszej na Uniwersytecie Alicante. Specjalizuje się w studiach nad problemami związanymi z upadkiem ancien régime w Hiszpanii i powstawaniem społeczeństwa liberalnego. Prowadzi badania zagadnień dotyczących pozycji i działalności Kościoła katolickiego i antyklerykalizmu. Jest członkiem Asociación Española de Historia Contemporánea i Sociedad Europea de Estudios del Siglo XVIII. Manuel Godoy. La aventura del poder to rezultat wielu lat tytanicznej wręcz pracy autora, który aby dać obiektywny obraz tytułowej postaci musiał spenetrować ogromny materiał archiwalny i na podstawie zdobytych informacji źródłowych ustosunkować się do tego, co o Godoyu napisali jego poprzednicy. Tak więc biografia jest oparta na dokumentach z archiwów Madrytu, Segovii, Olivenzy, Paryża, Marsylii, Aix-en-Provence i Rzymu. Uzupełniają je źródła drukowane i ponad 420 opracowań. Na biografię składają się: prolog pióra Carlosa Seco Serrano [s. 9–21], wstęp [s. 23–33], siedem rozdziałów podzielonych na podrozdziały oraz w ramach załączników: przypisy [s. 475–539], bibliografia [s. 540–566], chronologiczny wykaz ważniejszych wydarzeń z życia Godoya [s. 567–572] i indeks nazwisk [s. 573–582]. Każdy rozdział poprzedza reprodukcja jednego z portretów Godoya. Przed rozdziałem trzecim znajduje się zdjęcie jego popiersia, zaś przed szóstym portrety pierwszej i drugiej żony, tj. Marii Teresy de Villabriga oraz Josefy Tudó. Rozdział pierwszy zatytułowany La fortuna de un hidalgo (Szczęśliwy przypadek pewnego szlachcica) omawia pochodzenie Godoya, pierwsze lata jego życia do wstąpienia na dwór w charakterze gwardzisty i wyboru na premiera [s. 35–88]. Kolejne rozdziały: Aprendizaje de la política (Uczenie się polityki) obejmuje pierwsze lata sprawowania urzędu premiera i ministra spraw zagranicznych, przypadające na okres wojny hiszpańsko-francuskiej (1793–1795), podpisanie pokoju z Francją w Bazylei, który przysporzył Godoyowi dumnie brzmiącego tytułu Księcia Pokoju oraz sojusz z Dyrektoriatem (1792–1796) [s. 89–144], El gobierno del Príncipe de la Paz (Rządy Księcia Pokoju) koncentruje się na polityce wewnętrznej tegoż (stosunki z Kościołem, reformy w różnych dziedzinach) oraz na okolicznościach związanych z usunięciem Godoya z urzędu premiera (1798) [s. 145–217]; El primero después del rey (Pierwszy po królu) przedstawia Godoya w roli człowieka, który nie piastując żadnego stanowiska posiadał absolutną władzę. Rozdział ten prezentuje ponadto życie prywatne i stosunki, jakie łączyły go z parą królewską [s. 219–287]; Ante el dueño de Europa (Wobec władcy Europy), omawia kulisy związane z wojną pomarańcz (wojna Hiszpanii i Francji z Portugalią w 1801) oraz narastanie wzajemnej niechęci osobistej i wrogości pomiędzy Godoyem i Napoleonem [s. 289–332]; La victoria de sus enemigos (Zwycięstwo jego wrogów) naświetla wydarzenia, które doprowadziły do powstania w Aranjuez i obalenia Godoya (1808) [s. 333–413]. Wreszcie ostatni rozdział,
Polemiki – Recenzje – Omówienia 233
El exillo (Wygnanie) poświęcony jest kolejom losu Godoya od abdykacji Karola IV i Ferdynanda VII w Bajonnie w maju 1808 r., do jego śmierci w Paryżu w roku 1851 [s. 416–472]. Biografia ma układ chronologiczny, przy czym łatwo zauważyć, że aż sześć pierwszych rozdziałów dotyczy zaledwie 15 lat życia Godoya, zaś tylko jeden, ostatni prezentuje pozostałe 43 lata. Dysproporcję łatwo wytłumaczyć tym, że życie Godoya składało się z dwóch etapów. Pierwszy, od momentu mianowania go premierem do utraty władzy w wyniku powstania w Aranjuez (1792–1808), nazwany przez la Parrę tiempo del poder (czasem władzy) i drugi, tiempo de desgracia (czas niełaski), okres wygnania i pobytu Godoya we Francji oraz Italii i ponownie we Francji (Paryż) (1808–1851) [s. 31]. Pierwszy etap był najbogatszy w wydarzenia, jest też najlepiej udokumentowany. Podczas wspomnianych 15 lat Godoy, syn zubożałego szlachcica, osiągnął najwyższe stanowiska w państwie, bezgraniczne zaufanie pary królewskiej i de facto nieograniczoną władzę. Po 1808 roku z męża stanu i polityka decydującego o losach Hiszpanii stał się osobą prywatną. Przebywając na wygnaniu nie interesował się zbytnio polityką. Absorbowały go natomiast problemy rodzinne, finansowe i troska o odzyskanie utraconych dóbr, majątków, godności i tytułów, w tym tytułu Księcia Pokoju oraz rehabilitację jego osoby w oczach opinii społecznej. Ten okres nie wzbudza takich kontrowersji jak poprzedni, chociaż z różnych względów jest nie mniej pasjonujący. W części wstępnej autor stwierdza, że jego głównym zamierzeniem było realistyczne (jak najbardziej zbliżone do prawdy) przedstawienie postaci Godoya na tle epoki, w której żył. Podkreśla, że nie szło mu o zagłębianie się w specyfikę epoki, lecz o uchwycenie wpływu, jaki wywarł na nią Godoy. Uważna lektura biografii potwierdza, że E. la Parra udało się osiągnąć wytyczony cel. Dzięki konfrontacji tego co napisano o Godoyu ze źródłami dokonuje demistyfikacji jego osoby. Udowadnia przez to czytelnikom jak bardzo wizerunek Godoya, kształtowany na podstawie dotychczasowej literatury przedmiotu, różni się od rzeczywistego. Recenzowaną pracę cechuje duży obiektywizm. Autor podkreśla walory osobiste Godoya, zasługi, zwłaszcza w polityce wewnętrznej, ale nie omija tematów polemicznych, jak na przykład negatywne cechy jego osobowości (wygórowana ambicja, żądza bogactw i splendorów, pociąg do kobiet), błędy popełniane na stanowisku ministra spraw zagranicznych oraz naczelnego dowódcy wojsk lądowych i morskich Hiszpanii, zaskakująco szybki awans w młodym wieku prowadzący do zawrotnej kariery politycznej, czy intymne związki, jakie rzekomo łączyły go z królową. Odnośnie do przedostatniego z wymienionych aspektów, to w świetle badań przeprowadzonych przez autora biografii Godoy miał pełną świadomość nadzwyczajnego wyróżnienia jakiego dostąpił, gdy w wieku zaledwie 25 lat stał się faworytem Karola IV i Marii Ludwiki i stanął na czele rządu w roli premiera. W swych pamiętnikach zredagowanych u schyłku życia w Paryżu pisał, że nigdy wcześniej nie aspirował do godności i zaszczytów, które stały się jego udziałem za sprawą władców. Uważał, że fortuna uśmiechnęła się do niego tylko dlatego, ponieważ
234
w skomplikowanym momencie dziejowym, kiedy we Francji trwała rewolucja i państwa europejskie szykowały się do wojny przeciwko rewolucyjnej Francji, Karol IV, człowiek o słabej osobowości, potrzebował osoby, której mógłby zaufać i powierzyć ster rządów w państwie. Tak więc wyniesienie Godoya było potrzebą chwili. Miał on uchronić kraj przed rewolucją i innymi niebezpieczeństwami związanymi z podważeniem podstaw ancien régimen. Jednocześnie la Parra akcentuje, że Godoy potrafił się odwdzięczyć swym królewskim protektorom. Nigdy ich nie zdradził i nie opuścił. Towarzyszył parze królewskiej na wygnaniu we Francji i Italii aż do ich śmierci w 1819 roku, a potem czuł się odpowiedzialny za członków skromnego dworu, jaki pozostawili w Rzymie. W powyższym kontekście autor poddaje wnikliwej analizie relacje łączące Godoya z królową. Przyznaje, że miał on duże powodzenie wśród dam, ale podaje argumenty zaprzeczające, aby królowa należała do kochanek Godoya. Po pierwsze, królowa utrzymywała serdeczne stosunki zarówno z oficjalną żoną Godoya, jak i jego przyjaciółką, późniejszą drugą żoną, Josefą Tudó, była matką chrzestną córki Godoya Szarloty i darzyła prawdziwym uczuciem synów Godoya i Josefy (Manuela i Ludwika). Z pewnością nie przyjęłaby takiej postawy, gdyby występowała w roli rywalki wspomnianych pań. Królowa była w ciąży aż 13 razy, wydała na świat 14 dzieci. Ciągłe kłopoty zdrowotne, związane m.in. z dolegliwościami kobiecymi, ze śmiercią siedmiorga dzieci wywierały ujemny wpływ na jej urodę i psychikę. Jest więc mało prawdopodobne, aby osoba znajdująca się w takim stanie odczuwała potrzebę romansów z Godoyem, jakie jej przypisywano. Wreszcie pamiętajmy, że o niewierność małżeńską i nadużycia seksualne posądzano inne władczynie, np. Marię Antoninę, żonę Ludwika XVI, Marię Karolinę (królową Neapolu), Katarzynę II. Kolejna kwestia, którą la Parra przedstawia w nowym ujęciu, to zasługi Księcia Pokoju w polityce wewnętrznej. Są one niezaprzeczalne i byłoby wielką krzywdą dla Godoya pominięcie lub niedocenienie jego wysiłków na rzecz rozwoju oświaty, nauki, techniki i kultury. Autor przypomina czytelnikom zapomnianą prawdę, że to właśnie m.in. dzięki reformom inicjowanym przez Godoya na panowanie Karola IV, a nie Karola III, przypada kulminacja osiągnięć epoki Oświecenia w Hiszpanii. Najszerzej został potraktowany problem polityki zagranicznej, ponieważ przede wszystkim ona zaważyła na powstaniu czarnej legendy o Godoyu. La Parra nie zaprzecza, że powrót do polityki paktów familijnych, czyli do sojuszu z Francją, w ostatecznym rozrachunku doprowadził Hiszpanię do inwazji Napoleona w latach 1807/1808 i wojny o niepodległość (1808–1814). Alians z Dyrektoriatem, potwierdzany i odnawiany w okresie Konsulatu i cesarstwa, okazał się być pułapką, z której Godoy nie potrafił się uwolnić. Pod płaszczykiem przyjaźni i solidarności Francja uczyniła z Hiszpanii swego wasala i satelitę. Kiedy Godoy usiłował zademonstrować swą niezależność w wojnie pomarańcz i zamiast, zgodnie z wcześniejszym porozumieniem z Francją, dokonać okupacji Portugalii, podpisał pospieszny pokój, wtedy Napoleon postanowił zemścić się za ten przejaw niesubordynacji. W kończącym wojnę francusko-hiszpańsko-portugalską Traktacie z Badajoz la Parra dopatruje się
Polemiki – Recenzje – Omówienia 235
źródła przyszłego Traktatu z Fontainebleau (1807), w którym Godoy był zmuszony do udzielenia Napoleonowi zezwolenia na przemarsz przez terytorium Hiszpanii wojsk francuskich, udających się na podbój Portugalii. Decyzję Godoya o sojuszu z Francją należy tłumaczyć skomplikowaną koniunkturą międzynarodową, w jakiej przyszło mu działać. Badania la Parry dowodzą, że w 1796 roku Godoy stał wobec możliwości sojuszu z Anglią lub z Francją. Nie mógł sprzymierzyć się z Anglią, ponieważ ta, ze względu na jej apetyty w koloniach hiszpańskich, stanowiła dla Hiszpanii wroga numer jeden w Nowym Świecie. Dlatego wybór Francji został dokonany pod presją sytuacji politycznej, wbrew intencjom premiera, który nie miał korzystniejszej alternatywy. W ostatecznej konsekwencji profrancuska polityka rządu hiszpańskiego doprowadziła do zguby nie tylko Hiszpanię, ale samego Godoya. Skierowała bowiem przeciwko niemu całe społeczeństwo, które w mniejszym lub większym stopniu odczuwało skutki ciągłych wojen, będących następstwem sojuszu. Arystokracja i szlachta wytykała Księciu Pokoju zawrotną karierę, zazdrościła mu tytułów i ogromnego bogactwa, które, jak sądzono, zdobywał nieuczciwie. Godoy był w niełasce Kościoła. Kler nie potrafił mu przebaczyć negatywnego stosunku do Trybunału Inkwizycyjnego i zainicjowania polityki dezamortyzacji (przejmowania przez państwo i wystawienia na sprzedaż dóbr martwej ręki). Wreszcie lud, szczególnie podatny na wszelkiego rodzaju propagandę i sensacyjne wiadomości, wprost nienawidził Godoya za ekonomiczne skutki ciągłych wojen, prowadzące do wzrostu biedy, przestępstw i ogólnego niezadowolenia. Kiedy Godoyowi przyszło stanąć wobec tak silnej opozycji, mając po swej stronie tylko parę królewską, zrozumiałe jest, że nie potrafił skutecznie stawić jej oporu. Musiał się poddać. Pierwszy raz ustąpił w roku 1798, gdy stracił urząd premiera i ponownie w 1808 roku, kiedy został definitywnie odsunięty od władzy. Ważnym odkryciem autora biografii jest stwierdzenie, że pomimo przeszkód i trudności, towarzyszących Godoyowi podczas piętnastu lat kierowania sprawami państwa przygotował kraj do transformacji ustrojowej i ekonomicznej, stwarzając w nim grunt pod przyjęcie nowych idei. Tym samym la Parra, po raz kolejny, obala przekonanie jakoby panowanie Karola IV stanowiło okres zapaści, chaosu i cofania się Hiszpanii niemal we wszystkich dziedzinach. Wprawdzie w momencie objęcia urzędu premiera Godoy nie miał dużego pojęcia o sztuce rządzenia, ale z biegiem lat szybko nadrabiał ten brak. Należał do osób ambitnych i wytrwałych. Jego największym marzeniem było convertirse en una especie de Napoleón español, en el gobernante dotado de plenos poderes para actuar con libertad por encima de los condicionamientos históricos y construir una monarquía capacitada para medirse de igual a igual con las grandes potencias (stać się swego rodzaju Napoleonem hiszpańskim, władcą wyposażonym w pełnię władzy, aby działać swobodnie, niezależnie od warunków historycznych i zbudować monarchię zdolną do mierzenia się jak równy z równym z wielkimi mocarstwami) [s. 20].
236
Jednak jego pragnienie nie mogło się spełnić, ponieważ, inaczej niż Napoleon, nie znalazł poparcia społecznego. Mam nadzieję, że recenzowana biografia doprowadzi do pozytywnej zmiany wizerunku Manuela Godoya jako człowieka i polityka. Szkoda tylko, że w Polsce, z powodu słabej znajomości języka hiszpańskiego, dotrze ona do niewielu czytelników. Barbara Obtułowicz
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Rodzina w historię wpisana... Czartoryscy – Polska – Europa. Historia i współczesność. Materiały pokonferencyjne pod red. Zbigniewa Barana, Kraków 2003, ss. 359
„Niewiele jest rodów w Polsce, które by równie dobitnie symbolizowały ciągłość Rzeczypospolitej...” (S. Świeżawski). Trudno o bardziej zwięzłe i celne określenie roli odgrywanej w przeszłości przez Czartoryskich, rodzinę skoligaconą z wieloma najbardziej znaczącymi europejskimi rodami arystokratycznymi, nie wyłączając domów panujących. Przy długiej, dobrze udokumentowanej historii, licznych źródłach pozwalających odczytać dokonania i zasługi przedstawicieli rodu od średniowiecza po wiek XX, zaskakuje brak opracowania monograficznego. Bogatą literaturę posiadają jedynie najwybitniejsze jednostki wywodzące się z Czartoryskich. W tej sytuacji nie tylko środowisko historyczne odnotowało z dużą satysfakcją pojawienie się na półkach księgarskich książki będącej pokłosiem konferencji zorganizowanej w dniach 8–10 listopada 2001 roku przez Instytut Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych oraz Katedry Historii Doktryn Politycznych i Prawnych Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jej pomysłodawcą był Zbigniew Baran, który podjął się też opracowania materiałów przygotowanych przez uczestników trzydniowych obrad. Zróżnicowane tematycznie artykuły pogrupowane zostały zasadniczo w trzech działach, z których pierwszy (Historia idei i geopolityka) zdecydowanie zdominowała najgłośniejsza w rodzie postać: Adam Jerzy Czartoryski. Pokazano go jako prekursora zjednoczonej Europy (Jerzy Łukaszewski) i kuratora wileńskiego (Daniel Beauvois), scharakteryzowano jego stosunek do religii (Bogdan Szlachta), liberalizmu (Michał Jaskólski), problemu imperium (Andrzej Nowak). Działalność Adama Jerzego stała się również pretekstem do pokazania sylwetek innych polityków i myślicieli obecnych na scenie dziejów w tym samym okresie, np. Jana Potockiego (Krzysztof Potocki). Od w miarę przejrzystego układu, przyjętego przez redaktora, odbiega jego własny tekst o Julianie Klaczce. To świetne skądinąd studium poświę-
238
cone wybitnemu publicyście politycznemu z kręgu Hotelu Lambert niewiele poszerza jednak naszą wiedzę o tytułowych Czartoryskich. Odnosi się wrażenie, jakby przeniesiono je z nieco „innej bajki”. Ostatni w tej części artykuł Igora Krywoszeja z Humania wraca do początków rodu Czartoryskich, ich litewsko-ruskich i prawosławnych korzeni. Autor konstruuje swoją tezę wokół obecnego w historiografii ukraińskiej założenia zdrady przez ukraińską szlachtę interesów narodu w momencie odejścia od prawosławia, co sprawia, iż Czartoryscy postawieni zostali w szeregu rodów „ukraińskiej arystokracji”, wobec której wysuwa zarzut „renegactwa”. Mocno akcentuje pozostawanie tej rodziny do końca XVI wieku przy prawosławiu, nie wspominając, iż jego przyjęcie (a i stopniowe przeobrażenie się w Rusinów) nastąpiło w poprzednim wieku, po nadaniach w okresie rządów Świdrygiełły dóbr w Łuckiem i przeniesieniu się na Wołyń1. W tym kontekście dość oryginalnie brzmi zdanie: „Starania o zachowanie stanu posiadania i utrzymanie statusu doprowadziło do asymilacji i inkorporacji ukraińskiej prawosławnej arystokracji do polsko-litewskiego katolickiego społeczeństwa”. Autor zdaje się zapominać, iż problemy wyznaniowe tego okresu ściśle powiązane były z politycznymi, a niewiele miały wspólnego ze standardami identyfikacji narodowej, właściwymi dla XIX i XX wieku. Grzechem tym, jak się wydaje, obarczona jest jednak cała – na nowo budowana – ukraińska historiografia. O świetności rodu decydują jednostki wybitne, wyróżniające się w życiu politycznym, społeczno-gospodarczym, bądź pozostawiające trwały ślad w dorobku kulturalnym narodu. Zawartość drugiego działu omawianego tomu (Dyplomacja i niepodległość), skoncentrowanego na kwestiach politycznych XIX wieku, potwierdza, iż dotychczasowe badania historyczne eksponują z rodziny Czartoryskich prawie wyłącznie postać Adama Jerzego i stworzonego przezeń ugrupowania emigracyjnego Hotel Lambert. Dowodzi to z jednej strony wielkiej roli odgrywanej w tym okresie przez owego polityka, a z drugiej braku „konkurencji” w rodzinie. Pozostali dziewiętnastowieczni Czartoryscy, mimo iż światli, niejednokrotnie ponadprzeciętnie utalentowani, nie zyskali nawet w części takiego rozgłosu. Być może dlatego, iż nie odnosili spektakularnych sukcesów w życiu politycznym, nie przerośli w tej dziedzinie swojego otoczenia, a zasługi jedynie dla kultury, choć niezwykle ważne, z reguły mniej rzucają się w oczy. Problematyki tej dotyczy aż sześć z dziewięciu pomieszczonych tam tekstów autorstwa najwybitniejszych badaczy emigracji polistopadowej. Sławomir Kalembka w precyzyjnym wywodzie przedstawił płaszczyznę sporów pomiędzy ideologami i pisarzami politycznymi dwóch dominujących stronnictw emigracyjnych: TDP i Hotelu Lambert. Leszek Kuk (Polska, Rosja, Słowiańszczyzna w koncepcjach w koncepcjach politycznych Adama J. Czartoryskiego) podkreślił, że jego tytułowy bohater nie tylko zwrócił uwagę na mniejszości narodowe i ich polityczne aspiracje, ale może być uznany za promotora jedności Europy. Skonstatował jednocześnie, że jakkolwiek uznawany jest za jedną z najbardziej godnych szacunku i wybitnych postaci w historii Polski trzech ostatnich stuleci, to jednak pewne cechy Problem ten stara się wyjaśnić T. Wasilewski, Pochodzenie i początek kariery domu Czartoryskich, [w:] Litwa i jej sąsiedzi od XII do XX w., Poznań 1994.
1
Polemiki – Recenzje – Omówienia 239
jego charakteru sprawiły, że tak u współczesnych, jak i u potomnych nie wzbudzał szczególnej sympatii. Wydaje się jednak, że upływ lat nie powinien pomniejszyć w jego wizerunku – charakterystycznej dla niego, a tak potrzebnej dziś w życiu politycznym – wrażliwości etycznej. Henryk Żaliński (Powstanie zbrojne w doktrynie Hotelu Lambert) wyszedł od przypomnienia klasycznych już rozważań sprzed ćwierć wieku Stefana Kieniewicza, na temat koncepcji i dróg wiodących do odzyskania niepodległości. Działalności księcia Czartoryskiego nie ogranicza jednakże do ugody z zaborcą i dyplomacji, ale pokazuje go jako człowieka o szerokich horyzontach myślowych, potrafiącego układać różne scenariusze mogące doprowadzić do niepodległości ojczyzny. Według H. Żalińskiego, przywódca Hotelu Lambert nie wyrzekł się innych dróg: był zwolennikiem pracy organicznej, a ważne miejsce w jego doktrynie – zwłaszcza do 1846 roku – zajmowała koncepcja powstania zbrojnego. Zainteresowanie emigracyjną działalnością Adama J. Czartoryskiego nie słabnie od lat, a kolejne pokolenia historyków wciąż odkrywają nowe, nieznane jej aspekty, formułują własne oceny. W omawianej pracy potwierdzono ważne miejsce zajmowane przez Wielką Brytanię w dyplomacji Hotelu Lambert (Radosław Żurawski vel Grajewski) oraz trwałe elementy wprowadzone przez to ugrupowanie do polityki europejskiej, co Antoni Cetnarowicz pokazał na przykładzie działalności bałkańskiej. Historycy zdawali sobie sprawę, iż skala aktywności Adama J. Czartoryskiego wymagała znacznych środków materialnych, ale dopiero szczegółowe badania Janusza Pezdy (Finanse Czartoryskich na emigracji), pozwalają na pełną ocenę problemu. To nowatorskie i bardzo potrzebne opracowanie. Skromne ilościowo, ale niezwykle cenne wydają się teksty poświęcone wiedeńskiej linii Czartoryskich, a więc tej części rodziny, która jakby zagubiła się w świadomości historycznej, znikła z pamięci współczesnych wraz z rozpadem monarchii habsburskiej. A szkoda, bo dla polskiej świadomości narodowej, dla przetrwania narodu bez państwa uczyniła bardzo dużo. Kilka pokoleń „wiedeńskich” Czartoryskich budowało swą pozycję pod berłem Habsburgów, uczestniczyło w życiu parlamentarnym, zapisało się chlubnie w kulturze. Wiedza o tej części rodziny jest, jak dotąd, fragmentaryczna i rozproszona, stąd też z satysfakcją przyjąć należy rzetelnie udokumentowane badania Stanisława Pijaja (Parlamentarna działalność Czartoryskich w monarchii habsburskiej) oraz genealogiczny tekst Witolda Czartoryskiego (Czartoryscy w linii Konstantego Adama Aleksandra). Problemy zasygnalizowane w tym drugim artykule powinny stać się zaczątkiem znacznie obszerniejszych badań, mogących zweryfikować wiele obiegowych sądów, których ze zrozumiałych względów nie uniknął autor pionierskiego w tym względzie tekstu. Na obszerniejsze opracowanie zasługuje bez wątpienia pradziad autora, także Witold Czartoryski (1864–1941), będący znaczącą i wyrazistą postacią w życiu gospodarczym i politycznym dwu epok: schyłku Galicji i II Rzeczypospolitej, a na dobrą pamięć siostra tegoż, Wanda (1862–1920), niezwykle zasłużona w działalności społecznej, oświatowej i charytatywnej. To ważne zadanie dla historyków, zwłaszcza w obliczu podejmowanych we Lwowie prób wymazania imienia Wandy nawet z grobowca na Cmentarzu Łyczakowskim.
240
W trzeciej części pomieszczono studia poświęcone kulturze i mecenatowi artystycznemu rodziny Czartoryskich. Obok haseł tak znanych, jak: Puławy, Izabela Czartoryska, pojawia się za sprawą Zbigniewa Beiersdorfa piękna (i jakże krakowska) postać księżnej Marceliny (Księżna Marcelina Czartoryska – kapłanka sztuk i filantropka), która zapewne w innym (mniej „bogatym” w historyczne postaci) mieście dawno doczekałaby się pomnika... Także w odniesieniu do tej części książki warto zasygnalizować cenny faktograficznie artykuł Krystyny Marii Czartoryskiej (Wiedeńska linia Czartoryskich – pasje kolekcjonerskie), znacznie poszerzający naszą skromną wiedzę o zbiorach zgromadzonych w Weinhausie i ich tragicznym losie. Nie można się jednakże zgodzić z tezą (s. 267), iż to Jerzy Czartoryski na kilka miesięcy przed śmiercią w 1913 r., w związku ze sprzedażą pałacu, przeniósł zbiory do Galicji. „Przeprowadzką” kolekcji zajmował się głównie jego syn Witold, a sam Jerzy zmarł w Wiedniu w przeddzień Wigilii (23 XII)2 1912 r. Czwarty dział (Czartoryscy. Historia i współczesność) pomieścił szereg ciekawych myśli zasygnalizowanych, jak się wydaje, w dyskusji. Znalazły się tu liczne nawiązania do trwałej obecności Czartoryskich (głównie Adama Jerzego) w przekazie historycznym, w szeroko pojmowanym dziedzictwie kulturowym. W odniesieniu do Krakowa to przede wszystkim trwające już ponad pół wieku powiązanie Fundacji XX. Czartoryskich z Muzeum Narodowym (informacja Zofii Gołubiew) i dużo starsze związki z Akademią Umiejętności (Jerzy Wyrozumski). Do dziś przetrwały, jak się wydaje, nauki wypływające zarówno z teoretycznych rozważań, jak i praktycznych działań Adama Jerzego Czartoryskiego, którego Jan Prokop (Polityka i moralność: Adam J. Czartoryski) uznał „za jednego z najważniejszych inspiratorów propolskich sympatii w europejskiej opinii publicznej po powstaniu listopadowym”. Wielce znaczące dla oceny przywódcy Hotelu Lambert jest zaszczytne porównywanie doń wybitnych osobistości ostatnich lat, jak chociażby Jerzego Giedroycia (Paweł Kłoczowski, Pan jest naszym księciem Czartoryskim). Tradycje rodzinne, znajomość dokonań przodków nie pozostają bez wpływu na kolejne pokolenia. Znane powszechnie nazwisko niekiedy ciąży, ale też zobowiązuje, a odpowiedzialność za jednostkowe decyzje rozciąga się często na całą rodzinę. Obserwując dokonania znamienitych przedstawicieli kilku pokoleń tego samego rodu, w rzeczywistości poznajemy mniej lub bardziej istotny fragment przeszłości państwa czy narodu. Niewiele jest rodzin mogących udokumentować swą ciągłość przez ponad połowę tysiąclecia, przywiązanych do minionej wielkości, ale i pamiętających o teraźniejszości, zachowujących we współczesnym świecie tradycyjne wartości. Być może to właśnie spaja rodzinę, która po przykrych doświadczeniach lat po II wojnie światowej odbudowała swe więzi w powołanym znów do życia Związku Rodzinnym Czartoryskich, o którego działalności pisze w końcowym fragmencie omawianej książki prezesująca mu Barbara Czartoryska. W pracy poświęconej dziejom rodu mającego tak długą i bogatą historię, jak Czartoryscy, niezwykle ważny jest precyzyjny wywód genealogiczny, pozwalający 2
Nekrolog „Gazeta Narodowa” nr 298 z 25 XII 1912.
Polemiki – Recenzje – Omówienia 241
identyfikować omawiane postaci, umiejscawiać je w czasie historycznym. Żałować więc należy, iż Redakcja nie zadbała o przygotowanie poprawnej (i kompletnej) tablicy genealogicznej. Zamieszczone pod koniec książki „drzewo genealogiczne” nie tylko nie uwzględnia ostatnich pokoleń, ale pomija m.in. aż sześciu synów Witolda i Jadwigi z Dzieduszyckich! Wśród heraldyków entuzjazmu nie wzbudzi zapewne zamieszczony w książce herb (Pogoń Litewska), a uważnemu czytelnikowi może też przeszkadzać niestarannie wykonana korekta... Czyżby na ostatecznym kształcie interesująco pomyślanego wydania zaciążył pośpiech? W krótkiej z konieczności recenzji nie sposób zasygnalizować wszystkich – poruszanych w książce – wątków, czy wręcz wymienić nawet autorów, niewątpliwie interesujących, acz drobnych i szczegółowych opracowań. Każdy z pomieszczonych tu artykułów wnosi swoją cegiełkę do „rekonstruowanego” DOMU CZARTORYSKICH. Dobrze, że książka ta wreszcie się ukazała, bo warto po nią sięgnąć. Kazimierz Karolczak
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Grzegorz Radomski, Narodowa Demokracja wobec mniejszości narodowych w Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1918–1926, Toruń 2000, ss. 170
Narodowa Demokracja, stanowiąca jedną z głównych sił politycznych w II Rzeczypospolitej, cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem wśród historyków i publicystów. Rynek wydawniczy praktycznie co roku wzbogaca się o jakieś wartościowe pozycje, które rozszerzają i pogłębiają sposób widzenia problematyki endeckiej. Grzegorz Radomski swoją książkę poświęcił ważnemu aspektowi tejże tematyki w programie obozu narodowego. Uwidoczniony został zwłaszcza stosunek endecji do zamieszkujących obszar Polski mniejszości narodowych. Głównym celem pracy była próba ukazania punktu widzenia czołowych polityków endeckich na tę sprawę. Autor wyselekcjonował bazę źródłową. Wśród dokumentów źródłowych znalazły się np. zbiory archiwaliów (Archiwum Akt Nowych, Archiwum Polskiej Akademii Nauk w Warszawie), rękopisy Biblioteki Jagiellońskiej, Biblioteki Narodowej, a także źródła drukowane: Dzienniki Urzędowe, Druki Sejmowe 1919–1926, Sprawozdania Stenograficzne z posiedzeń Sejmu Ustawodawczego 1919–1926, Sprawozdania Stenograficzne z posiedzeń Senatu 1922–1926. Wykorzystano liczne pamiętniki i wspomnienia. Szeroką bazę informacyjną stanowiła prasa (37 czasopism), ponadto inne źródła drukowane i opublikowane (pisma polityczne) oraz około 240 opracowań. Ze względu na liczbę i rozproszenie wszystkich dostępnych dokumentów niemożliwą rzeczą byłoby wykorzystanie ich w całości. Praca zyskałaby jednak większą wartość, gdyby autor wzbogacił ją takimi niepublikowanymi relacjami jak np. Wspomnienia z lat 1919–1939 S. Rymara, Diariusz J. Drobnika czy też Pamiętniki S. Kozickiego. Radomski podzielił książkę na 5 rozdziałów. We wstępie przedstawił jej cel, zakreślił też cezury czasowe przeprowadzanej analizy, dokonał przeglądu bazy źródłowej, która posłużyła do zinterpretowania subtelności w poglądach endecji. Rozdział I w całości poświęcony został zagadnieniom ustrojowym. Autor dokładnie przeanalizował je w relacji do poszczególnych grup społecznych. Wyjaśnił
Polemiki – Recenzje – Omówienia 243
pojęcie narodu opierając się na wypowiedziach współczesnych przedstawicieli nauki, a także samych endeków. W sposób wyrazisty dokonał oceny stosunków, jakie wytworzyły się pomiędzy ludnością napływową i rdzennie polską poczynając już od ich zarania. Te korelacje miały różny charakter. W obiektywnym zestawieniu najkorzystniej zaprezentowane zostały ludy słowiańskie (Białorusini, Ukraińcy, Litwini). Perspektywa pokojowego współżycia Polaków i Żydów nie miała większych szans. Istniała bowiem zbyt duża bariera kulturowa i światopoglądowa dzieląca te narody. Autor posłużył się licznymi cytatami, będącymi zarówno wypowiedziami polityków, jak i fragmentami artykułów. Trafnie dokonał szeregu analiz i podsumowań wyciągając celne konkluzje. Zasugerował np. odmiennie do stanowiska endeków, że nie można izolować Żydów od kultury polskiej, gdyż kontakt z nią dla społeczności żydowskiej jest i tak nieunikniony. W rozdziale II Radomski poddał dogłębnej ocenie życie polityczne lat 1918–1926. Stanowisko endeków i tutaj pokrywa się z ogólnymi ich przekonaniami, zupełnie spychającymi na boczne tory mniejszość żydowską. Jest to zresztą naturalny trend wpisany w politykę tego obozu. Wszelkie opinie autora w tej kwestii nie odbiegają od powszechnie przyjętych kanonów naukowych. Podobną ocenę można znaleźć np. w pracy Bohdana Halczaka pt. Publicystyka narodowo-demokratyczna wobec problemów narodowościowych i etnicznych II Rzeczypospolitej1. Mało kto w ogóle zdawał sobie sprawę z potrzeby uregulowania tych wzajemnych polsko-żydowskich relacji. Nieliczne głosy poparcia, które wychodziły z kręgów innych ugrupowań politycznych, chociażby partii socjalistycznych, były tylko próbą wykorzystania Żydów jako karty przetargowej w rozgrywkach politycznych. Jeśli chodzi o mniejszości słowiańskie, to endecy potępiali koncepcję federacyjną. Opowiadali się natomiast za przynależnością Wilna, Lwowa i Galicji Wschodniej do Polski. W ich przekonaniu takie rozwiązanie problemu ukraińskiego mogło ułatwić nawiązanie poprawnych stosunków z Rosją, która zdecydowanie sprzeciwiała się niepodległości Ukrainy. Autor poruszył również kwestię wyborów parlamentarnych ze stycznia 1922 r. zbojkotowanych przez mniejszości słowiańskie. Argument ten pokazuje szkodliwość napastliwego zachowania dla wspólnoty etnicznej zamieszkującej państwo polskie. Sprawę mniejszości niemieckiej Radomski widział zgoła inaczej. Główne niebezpieczeństwo dostrzegał w potencjale gospodarczym Niemców, przychylając się tym samym do opinii endeków. Uważał, że rozsądne posunięcia mogły jednak odwrócić kartę i to, co było zagrożeniem mogło stać się dużym atutem. Rozdział III dotyczy sfery życia gospodarczo-ekonomicznego, której znaczenia Narodowi Demokraci również nie umniejszali. Za wszelkie niepowodzenia w tym zakresie nie potrafili nawet w minimalnym stopniu obwinić społeczeństwa polskiego. Brak było u nich zdrowej i rzetelnej oceny zaistniałej sytuacji. Naprawdę jednak wewnętrzna słabość narodu była jedną z przyczyn złego stanu ekonomicznego kraju. 1 B. Halczak, Publicystyka narodowo-demokratyczna wobec problemów narodowościowych i etnicznych II Rzeczypospolitej, Zielona Góra 2000.
244
Dla endeków tak Żydzi, jak i Niemcy to największe zagrożenie na płaszczyźnie gospodarczej. W stosunku do Niemców pewnym rozwiązaniem mogła stać się likwidacja ich majątków na ziemiach polskich, ale mogło to mieć i miało podwójny wymiar niekorzystny dla Polski. W wyniku skarg tych obywateli, kierowanych do europejskich instytucji prawnych, Polskę postrzegano czasem jako kraj łamiący uprawnienia innych narodów. Wpływało to źle na jej wizerunek w Europie. Z kolei pomysłem na rozwiązanie sprawy żydowskiej, możliwym do zaakceptowania przez nich, było wydalenie Żydów poza granice Polski. To oni właśnie stawali się decydentami na rynku pracy i odbierali możliwość uzyskania dochodu polskiemu obywatelowi. Radomski posłużył się danymi procentowymi, aby nakreślić dosadniej obraz tej sytuacji. Według jego przekazu, opartego na materiale prasowym, kapitaliści żydowscy opanowali większość działów handlowych (100% np. w handlu zbożem). Obszary żydowskiej dominacji gospodarczej były rozległe i w porównaniu z nimi potencjał ukraiński czy białoruski był znikomy, niemniej dawał się jednak zauważyć. Tylko, że w tym przypadku wszystko sprowadzało się do utrzymania polskich posiadłości na wschodzie. Zarówno społeczność ukraińska, jak i białoruska na obszarze państwa polskiego w 90% była rolnicza. Nie miała dostępu do fabryk, urzędów, nie zajmowała więc kluczowych pozycji w państwie i to właśnie w pewien sposób pomniejszało jej znaczenie. Czytając rozdział IV natkniemy się na zagadnienia wyznaniowe. Religia w granicach Polski miała wielobarwny i zróżnicowany charakter. Wiara rzymskokatolicka wszędzie koegzystowała z żydowską, na Śląsku i Kaszubach z protestancką oraz z prawosławną na Kresach Wschodnich, nie wspominając już o pozostałościach muzułmańskich w płn.-wsch. Polsce. Taka sytuacja zmuszała do tolerancji i wzajemnego poszanowania, ale nie zawsze tak właśnie było. Dlatego autor potraktował sprawę wyznań dosyć ostrożnie, starając się pokazać wszystkie jej plusy i minusy. Dla obozu wszechpolskiego jedyną obowiązującą religią była religia rzymskokatolicka. Inne wierzenia pozbawione były dla nich walorów, szczególnie negatywnie oceniano judaizm, który w ich mniemaniu stał na bardzo niskim poziomie etycznym. Zdaniem Jana Zamorskiego „księgi święte wyznawców judaizmu pod względem tak moralnym jak rzeczowym są pomnikiem umysłowości na poziomie człowieka jaskiniowego”2. Słowa te w zasadzie oddają przekonania licznych endeków w kwestii wiary. Tak samo zresztą sądzili i o protestantyzmie, dopatrując się w nim ducha żydowskiego. Umiarkowanie przychylny stosunek do prawosławia wynikał natomiast ze wspólnych tradycji religijnych. Chociaż tak naprawdę i tu wzajemne relacje nie pozbawione były zgrzytów, aby więc ukazany obraz był pełny Radomski nie omieszkał przywołać szeregu ekscesów o podłożu religijnym między ludnością polską a ukraińską na Kresach Wschodnich. Ostatni, V rozdział porusza problematykę szkolną. Zdając sobie sprawę z delikatności tej kwestii obóz narodowy proponował pewne ustępstwa na szczeblu edukacji elementarnej. Jednak tradycyjne polskie szkolnictwo miało obowiązywać 9 J. Zamorski, O fizjognomię, „Gazeta Warszawska” 1925, nr 190, s. 1, [za:] G. Radomskim, Narodowa Demokracja..., s. 121.
Polemiki – Recenzje – Omówienia 245
powszechnie. Szanse rozkładały się w tym wypadku nierównomiernie, bo ze względu na liczebność i posiadany kapitał największe możliwości rozwoju na polu nauki mieli Żydzi. Konkludując zauważa się, że problematyka zawarta w recenzowanej pracy nie wnosi rewelacyjnych nowości w sposobie patrzenia na sprawy endecji, zarówno jeśli chodzi o główne kwestie, jak też i o epizody. Dużym jej atutem jest zwłaszcza obiektywizm autora, mimo że dotknął on przecież spraw, wokół których toczą się „boje i niepokoje”. Dywagacje oparte na tak szerokim i gruntownie przebadanym materiale źródłowym są jednak bardzo interesujące, gdyż tematyka endecka ciągle znajduje się na wokandzie historycznej i jest aktualna w życiu społecznym. Jeśli chodzi o walory stylistyczne i formę książki, to została ona napisana w sposób konkretny i rzeczowy, językiem bardzo przystępnym. Można powiedzieć, że jest to jedna z ciekawszych prac na temat endecji, jakie ostatnio się ukazały. Jolanta Wadas
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Maria Przybyszewska, Radomyśl Wielki. Dzieje miasta i gminy, Kielce 2001, ss. 420
Historia regionalna dla wielu badaczy jest tematem mało interesującym, często ze względu na niewielki zasięg efektów ich pracy badawczej, czy też z powodu zbyt małej przydatności w opracowywaniu dziejów. Tak więc, historię regionalną uprawiają pasjonaci, którzy starają się by nie zapomnieć o historii, kulturze i tradycji związanej z ziemią, na której się wychowali, bądź też z którą związali swoje życie zawodowe i rodzinne. Praca Marii Przybyszewskiej pt. Radomyśl Wielki. Dzieje miasta i gminy stanowi próbę odtworzenia pełnego obrazu historii miasta i okolicznych miejscowości – od czasów lokacji po dzień dzisiejszy. Monografia, której struktura wewnętrzna ma charakter merytoryczno-chronologiczny, została podzielona na dwie części: Gmina Radomyśl Wielki na tle przemian historycznych oraz Radomyśl Wielki i miejscowości wchodzące w skład gminy. Historia na przestrzeni wieków. Część I zawiera najważniejsze wydarzenia polityczne, społeczno-gospodarcze z dziejów naszego kraju oraz ich wpływ na historię poszczególnych miejscowości. Podzielona jest w następujący sposób: Czasy przedrozbiorowe, Okres zaborów, I wojna światowa, Dwudziestolecie międzywojenne oraz II wojna światowa – wrzesień 1939 i niemiecka administracja okupacyjna. Ta część monografii stanowi bardzo dobre tło historyczne i doskonale ukazuje związki historii Ziemi Radomyskiej z dziejami naszego kraju. W części II Autorka rozwinęła dzieje Radomyśla Wielkiego oraz miejscowości wchodzących w skład gminy. Centralną pozycję w tej części zajmuje bogata historia miasta, ukazana od początków jego istnienia aż po dzień dzisiejszy. Zachowana tutaj została struktura wewnętrzna monografii. I tak, w porządku merytoryczno-chronologicznym, można wyróżnić następujące podrozdziały dotyczące historii miasta: Czasy przedrozbiorowe, Okres zaboru austriackiego, Radomyśl Wielki w okresie I wojny światowej i dwudziestolecia międzywojennego, II wojna światowa – wyda-
Polemiki – Recenzje – Omówienia 247
rzenia frontowe, system okupacji, konspiracja, Radomyśl Wielki w okresie powojennym i czasach współczesnych. Następnie, w kolejności alfabetycznej, opisane są dzieje miejscowości wchodzących w skład omawianej gminy: Dąbie, Dąbrówka Wisłocka, Dulcza Mała, Dulcza Wielka, Janowiec, Partynia, Pień, Podborze, Ruda, Zdziarzec, Zgórsko, Żarówka (ta ostatnia autorstwa uczennicy Haliny Giży). W pracy nad monografią Autorka przeprowadziła szczegółową kwerendę źródeł archiwalnych, których wykaz ujęła w zamieszczonej w książce bibliografii. Wśród nich szczególnie wartościowe dla badań okazały się zasoby Archiwum Diecezjalnego w Tarnowie, Archiwów Wojewódzkich w Rzeszowie, Krakowie i Tarnowie oraz Archiwum na Wawelu. Nierzadko też Autorka cytowała w pracy ciekawe fragmenty znalezionych źródeł. Ponadto korzystała z opublikowanych dokumentów, opracowań i wspomnień, informacji prasowych, jak również relacji pisemnych i ustnych. Wśród prac, które przybliżyły Autorce tematykę Ziemi Radomyskiej należy wymienić prace miłośnika tej ziemi, Jana Ziobronia, w tym np. Radomyśl Wielki (Mielec 1981), czy też jego liczne publikacje w prasie regionalnej. Autorka wykorzystała również cenne informacje, ukazujące historię prezentowanych miejscowości na tle ogólnych dziejów regionu mieleckiego, a zawarte w opracowaniu pt. Mielec. Studia i materiały z dziejów miasta i gminy, t. I–III (Mielec 1984, 1988, 1994), pod redakcją Feliksa Kiryka. Ilość i różnorodność wykorzystanych materiałów pozwala ocenić bibliografię jako bogatą i wyczerpującą temat. Zamieszczone w pracy przypisy są szczegółowe i często zawierają dodatkowe informacje. Książka zawiera również indeks nazwisk, który ułatwia czytelnikowi poszukiwania, zarówno jeżeli chodzi o znalezienie występujących w niej postaci historycznych, jak i autorów licznych opracowań. Dodatkowo, książka wzbogacona jest licznymi ilustracjami. Autorka w sposób barwny i ciekawy opisała dzieje omawianego regionu. Ukazała problematykę związaną z początkami osadnictwa, tworzeniem administracji państwowej, kościelnej i sądowniczej, rozwojem oświaty na Ziemi Radomyskiej. Przedstawiona jest również historia polityczna, gospodarcza i struktura społeczna miasteczka na przestrzeni wieków. Na uwagę zasługuje wspaniale odtworzony obraz Radomyśla Wielkiego z drugiej połowy XIX wieku, który w tym czasie zaczął wychodzić z okresu stagnacji i zmieniać swoje oblicze. Rozkwit miasta związany był z rozwojem handlu, którym zajmowała się głównie ludność żydowska – zamieszkująca na tym terenie przez prawie 400 lat i z czasem stanowiąca ponad połowę ludności miasta. Zróżnicowaniu kulturowemu i religijnemu Radomyśla Wielkiego kres położyła II wojna światowa, kiedy hitlerowcy dopuścili się Holocaustu. Śladami przypominającymi o ludności żydowskiej, która mieszkała na tym terenie są dziś jedynie cmentarz i Pomnik Martyrologii Żydów zamordowanych w dniu 19 lipca 1942 roku w Radomyślu Wielkim. Szkoda, że Autorka nie podjęła problematyki żydowskiej w okresie powojennym w naszym kraju, gdyż mogłoby to przybliżyć, szczególnie młodzieży, tragiczne losy Żydów w systemie komunistycznym. Autorka nie podjęła najważniejszych wątków powojennych dziejów państwa polskiego, w tym chociażby problemu adaptacji polskiego społeczeństwa do nowej,
248
komunistycznej rzeczywistości czy tematyki związanej z transformacją polityczną, społeczną i gospodarczą w naszym kraju po 1989 roku. Co prawda, w drugiej części starała się przybliżyć powojenną historię Radomyśla Wielkiego oraz miejscowości wchodzących w skład gminy, ale zawarte tam informacje mają raczej charakter kalendarium. Szczególnie dobrym pomysłem okazało się powierzenie napisania historii Żarówki uczennicy Halinie Giży. Jest to udana inicjatywa dydaktyczna pozwalająca na angażowanie młodzieży, doskonalenie umiejętności i naukę samodzielnej pracy – a to przecież cechy, które w sposób szczególny są potrzebne młodemu człowiekowi. Monografia Ziemi Radomyskiej przybliża dzieje tego regionu. Jest to książka napisana z pasją, zawierająca bardzo wiele ciekawych informacji. Można ją wykorzystać nie tylko w szkole w ramach popularyzowania historii regionu, ale z pewnością warto ją polecić wszystkim miłośnikom historii regionalnej. Iwona Miczka
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Georg Arnold, Gustav Stresemann und die Problematik der deutschen Ostgrenzen. Frankfurt/M 2000, ss. 148
Z wyjątkiem Adolfa Hitlera żaden z polityków XX wieku nie doczekał się tak dużego zainteresowania wśród historyków, zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych tegoż okresu, jak Gustav Stresemann. Przewodniczący „Deutsche Volkspartei”, kanclerz kryzysowego roku 1923 oraz minister spraw zagranicznych w latach 1923–1929, był bez wątpienia w ówczesnym świecie politycznym najbardziej znaną i szanowaną postacią Republiki Weimarskiej. Jego imię związane jest z krótką fazą wewnętrznej stabilizacji oraz powrotu Niemiec na międzynarodową arenę polityczną po pierwszej wojnie światowej. Z pewnością powód tego, że pojęcie „Ära Stresemann” zaistniało w nauce jako trwałe określenie, leży przede wszystkim w niezaprzeczalnej pozycji, jaką Stresemann zajmował w polityce Niemiec, zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej1. Obok politycznego znaczenia decydującym powodem, który skłonił Georga Arnolda do zajęcia się osobą Stresemanna jest gorąco dyskutowana kwestia kontynuacji i dyskontynuacji stałych założeń polityki zagranicznej Niemiec w okresie od Bismarcka do Hitlera2. Autor książki chciał to zbadać na podstawie stosunku Stresemanna do granicy wschodniej. Starał się również wyjaśnić, czy „Stresemann Ära”, a dokładniej mówiąc politykę Locarno można potraktować jako krok w kierunku integracji pokojowo nastawionych liberalno-demokratycznych Niemiec w ramach nowo powstałego po I wojnie światowej bloku mocarstw europejskich. Czy też jedynie taktyczne dopasowanie się do panujących ówcześnie stosunków politycznych przy równoczesnym dochowaniu wierności starym niemieckim imperialistycznym celom. Celom ukrywanym pod retoryką pokojową, aż do momentu kiedy Niemcy staną się dostatecznie silne militarnie, aby mogły ponownie prowadzić następną Zob. P. Krüger, Die Auβenpolitik der Republik von Weimar, Darmstadt 1985, s. 207. Zob. H.A. Turner, Stresemann und das Problem der Kontinuität in der deutschen Auβenpolitik, [w:] G. Ziebura, Grendfragen deutscher Auβenpolitik seit 1871, Darmstadt 1975, s. 284–304. 1 2
250
ekspansyjną wojnę3. Należy zgodzić się z autorem, iż żadna inna postać Republiki Weimarskiej nie ucieleśnia bardziej od Gustava Stresemanna problematyki kontynuacji i zerwania dawnej niemieckiej polityki zagranicznej. Stresemann, okrzyknięty przez prawicową opozycję mianem „Erfüllungspolitiker” i „Vaterlandsverräter”, w czasie I wojny światowej należał do najbardziej zagorzałych zwolenników daleko posuniętych aneksji terytorialnych i nieograniczonego ekonomicznego wykorzystania pokonanych przeciwników, a do samego końca działań militarnych trzymał się kurczowo tezy, iż jedynym efektem wojny może być tylko taki pokój, który zostanie narzucony przez Niemcy4. Słuszne jest stwierdzenie autora, iż Stresemann nigdy osobiście nie modyfikował swojej przeszłości politycznej ani też nie dystansował się od głoszonych wcześniej poglądów na temat prowadzenia działań wojennych. Nigdy też nie robił tajemnicy z tego, że jego polityka zagraniczna zmierza przede wszystkim w kierunku zmiany postanowień Traktatu Wersalskiego w takim stopniu, w jakim tylko jest to możliwe oraz powrotu Niemiec do grona mocarstw. A zarzut prowadzenia przez niego podwójnej gry ma swoje źródło mniej w osobistych zachowaniach Stresemanna, a bardziej w legendzie, którą wkrótce po jego śmierci zaczęli tworzyć jego zwolennicy5. Arnold mało wyraźnie natomiast podkreślił fakt, iż budowa legendy miała miejsce przede wszystkim po zakończeniu II wojny światowej. Wtedy to druga parlamentarno-demokratyczna Republika Niemiec trudziła się poszukiwaniem pozytywnych postaci historycznych, z którymi mogłaby się utożsamiać. Właśnie w tym momencie Stresemann został okrzyknięty prekursorem zjednoczenia Europy6. Błędne wydaje się wyznaczenie sobie przez autora drogi badania problemów międzynarodowej polityki w odniesieniu tylko do jednej osoby ze szczególnym uwzględnieniem jego namiętności. Zbyt mało również dowiadujemy się o całościowym rozwoju poglądów politycznych Stresemanna – zwolennika Wilhelma w Republice Weimarskiej, z ciężkim sercem godzącego się z faktem powstania Republiki. A przecież w tych poglądach granice Europy Wschodniej stanowiły bardzo ważny element. Z pewnością powodem tych mankamentów jest zbyt wąska baza źródłowa tej rozprawy. Brak tu przede wszystkim „Stresemann Nachlaβ”. Jest to pełna spuścizna po Stresemannie zawierająca ponad 360 tomów akt. Obecnie znajduje się w Politycznym Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Berlinie. Odzwierciedla ona wielotorową aktywność Stresemanna, jak również jego udział w prawie wszystkich wydarzeniach politycznych Niemiec tegoż okresu. Należy zgodzić się z Manfredem Takiego zdania jest Wolfgang Ruge, Stresemann. Ein Lebensbild, Berlin 1965, s. 72–94. Szerzej na ten temat w A. Valentin, Stresemann. Von Werden einer Staatsidee, Lepzig 1930, s. 40 i n. 5 Szerzej Annalise Thiemme, G. Stresemann. Legende und Wirklichkeit, „Historische Zeitschrift” 181 (1956), s. 287–338. 6 Por. F. Hirsch, Gustav Stresemann – Patriot und Europär, Göttingen 1964, patrz również: W. Conze, Deutschlands welpolitische Sonderstellung in der zwaniger Jahren, [w:] Verteljahreshefte für Zeitgeschichte 9 (1961), s. 166–177 „Stresemann strebte dem Ziel der Vereinigten Staaten von Europa”. 3 4
Polemiki – Recenzje – Omówienia 251
Bergiem, iż „żadne specjalistyczne opracowania dotyczące historii parlamentaryzmu, partii politycznych, związków przemysłowych, polityki gospodarczej i socjalnej oraz oczywiście polityki zagranicznej państwa niemieckiego nie mogą pominąć tego zasobu materiałów7. Mirosław Kłusek
Manfred Berg, Gustav Sresemann und die Vereinigten Staaten von Amerika. Weltwirtschaftliche Verflechtung und Revisionspolitik 1907–1929, Baden–Baden 1990, s. 1.
7
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Studia Historyczne, Rok XLVI, 2003, Zeszyt Specjalny (184) poświęcony pamięci Profesora dr. Józefa Buszki, Kraków 2003
22 października 2003 roku zmarł Józef Buszko, znakomity uczony, wybitny badacz dziejów społecznych i ruchów politycznych, znawca historii Polski i powszechnej XIX i XX wieku, wieloletni redaktor „Studiów Historycznych”, nauczyciel akademicki i wychowawca wielu pokoleń historyków. W związku z Jego śmiercią zespół redakcyjny „Studiów Historycznych”, wydał zeszyt specjalny, w którym wielu Jego przyjaciół, współpracowników, uczniów podzieliło się wspomnieniami utrwalając pamięć o tym niezwykłym uczonym. Zeszyt otwiera artykuł Ireny Paczyńskiej, Pamięci Profesora dr. Józefa Buszki (1925–2003) omawiający drogę życiową i naukową oraz imponujący dorobek Profesora. Józef Buszko urodził się 2 września 1925 roku w Dębicy w rodzinie o patriotycznych tradycjach i dużym prestiżu w miejscowym środowisku. 9 marca 1945 r. zapisał się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, na kierunek historia i od tego momentu Jego naukowe i zawodowe losy złączone były z tą uczelnią. Po ukończeniu studiów, w marcu 1948 r., związał się z kierowaną przez Kazimierza Piwarskiego Katedrą Historii Nowożytnej Powszechnej, najpierw jako doktorant-stypendysta Komisji do Spraw Odbudowy Nauki Polskiej, a od 1 kwietnia 1949 r. jako młodszy asystent. Następnie, w wyniku zmian organizacyjnych, pracował w Katedrze Historii Polski Nowożytnej i Najnowszej i tu w 1951 r. został asystentem, w roku 1952 starszym asystentem, a w 1953 r. adiunktem. Tytuł naukowy doktora uzyskał 17 grudnia 1949 r., docenta 24 czerwca 1955 r., profesora nadzwyczajnego nauk humanistycznych 28 maja 1966 r., profesora zwyczajnego 4 kwietnia 1974 roku. Od roku akademickiego 1961/62 kierował Zakładem Najnowszej Historii Polski UJ, przekształconym później w samodzielny Zakład w ramach Instytutu Historii (od początku lat 70. pod nazwą Zakład Historii Polski Najnowszej). Funkcję tę pełnił do przejścia na emeryturę 30 września 1995 r. Od 1 października 1968 do 31 sierpnia 1975 r., sprawował funkcję prorektora UJ, od 1 października 1978 do 31 sierpnia 1981 r. dyrektora Instytutu Historii UJ.
Polemiki – Recenzje – Omówienia 253
Zainteresowania naukowo-badawcze Profesora początkowo skupiały się na historii politycznej Galicji. Zainteresowania dziejami Galicji prowadziły do podejmowania kwestii ukraińskiej. Był znakomitym znawcą historii austriackiego parlamentaryzmu i działalności Polaków w parlamencie wiedeńskim. Zajmował się też dziejami Krakowa i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Był autorem kilkudziesięciu biogramów ludzi związanych z Galicją, zamieszczonych w Polskim Słowniku Biograficznym, prowadził badania nad dziejami okupacji, aktywnie zajmował się badaniami o charakterze regionalnym. Osiągnięcia naukowe, dydaktyczne i organizacyjne Profesora przyniosły Mu uznanie i szacunek środowiska naukowego, a także wiele wyróżnień. O spotkaniach na gruncie towarzyskim i koleżeńskim zapoczątkowanych w gronie młodych wówczas asystentów UJ w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia i kontynuowanych do dnia dzisiejszego oraz uczestnictwie w nich Profesora Józefa Buszki w szkicu Nasz przyjaciel Józef Buszko wspominają uczestnicy tych kawiarnianych spotkań: Maria Borecka-Arctowa, Mirosław Frančić, Jan Grochowski, Stanisław Grodziski, Irena Homola-Skąpska, Marian Konieczny, Andrzej Kozanecki, Aleksander Krawczuk, Andrzej Kurz, Bruno Miecugow, Antoni Podraza, Aleksander Szulc, Stanisław Wiśniewski, Marian Zgórniak, Adam Zieliński, podkreślając nieoceniony wkład Profesora w tworzenie owego zespołu i klimatu jego spotkań dzięki Jego rozległej wiedzy, życzliwości wobec ludzi, prawdziwej galicyjskiej roztropności, swoistemu poczuciu humoru. Karolina Grodziska w swoim szkicu Dary Profesora Józefa Buszki dla Biblioteki Naukowej PAU i PAN w Krakowie podkreśla Jego istotny wkład w rozwój biblioteki poprzez liczne dary książkowe, które służą obecnie zarówno badaczom, jak i studentom. Feliks Kiryk we Wspomnieniu o Józefie Buszce pisze o roli Profesora w rozwoju kadry naukowej kierunku historii w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Profesor Józef Buszko od roku 1952 współpracował z Wyższą Szkołą Pedagogiczną w Krakowie, prowadząc wykłady i seminaria magisterskie z historii Polski lat 1918–1945. Problematyka seminariów była różnorodna, przeważała historia polityczna, na dalszym miejscu plasowała się historia oświaty, historia gospodarcza i społeczna, biografistyka i historia regionalna. Pracując na kierunku historycznym naszej uczelni aż do przejścia na emeryturę wypromował 196 magistrów historii. Spośród jego seminarzystów z Wyższej Szkoły Pedagogicznej dziesięć osób uzyskało stopień doktora nauk humanistycznych uczęszczając na seminarium doktoranckie, które prowadził profesor Józef Buszko na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był promotorem rozpraw doktorskich następujących osób w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie: Alina Fitowa, Marian Fortuna, Wincenty Kołodziej, Józef Łaptos, Ryszard Madej, Władysław Masiarz, Piotr Matusak, Aleksandra Pietrzyk, Andrzej Wojtas, Jerzy Zawistowski. Połowa z tej grupy uzyskała stopnie doktora habilitowanego i tytuły profesorskie. Ryszard Kotarba w artykule Związki profesora dr. Józefa Buszki z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie pisze o pracy Profesora w tej
254
instytucji. W 1968 r. został powołany do tak zwanego zespołu badawczo-dokumentacyjnego, zaś w roku następnym był już jednym z jego wiceprzewodniczących. Od 30 kwietnia 1973 r. aż do likwidacji Komisji w 1999 r. pełnił funkcję jej kierownika. Autor wspomina też o zaangażowaniu Profesora w sprawy Państwowego Muzeum w Oświęcimiu, którego był konsultantem naukowym, a w latach 90. wszedł w skład Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej. W czasie swojego wieloletniego kierowania Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie Profesor dał się poznać jako organizator i inspirator wielu fortunnych przedsięwzięć. Należy podkreślić, że swoją autentycznie bezinteresowną i społeczną pracę traktował z pasją i satysfakcją. Władysław Masiarz w artykule Józef Buszko – koordynator badań nad dziejami tajnej oświaty w latach okupacji hitlerowskiej pisze o pracach trzydziestoosobowego zespołu badawczego, którym kierował Profesor Buszko przez 21 lat (1972–1993). Efektem pracy tego zespołu było opracowanie słownika biograficznego nauczycieli – ofiar wojny, eksterminacji i uczestników ruchu oporu, w tym tajnego nauczania. Jego uczniowie i przyjaciele podkreślają, że Profesor był człowiekiem o głębokiej wiedzy, dużej kulturze osobistej i społecznej, otwartym na innych, życzliwym, wymagającym od siebie i mobilizującym innych, a przy tym prawym i szlachetnym. O tej tak bogatej sylwetce i niezwykłej osobowości dowiadujemy się ze wspomnień Czesława Brzozy Z profesorem Buszką na obozach naukowych, Andrzeja Kozaneckiego Z mojej pamięci..., Andrzeja Pilcha Życzliwy kolega, Władysława A. Serczyka Sąsiad, Adama Zielińskiego Straciłem bardzo bliskiego mi człowieka... W Zeszytach Specjalnych zamieszczone są również artykuły: Jerzego Adama Radomskiego Kapitan dr Alojzy Józef Buszko (1896–1957) przedstawiający biografię ojca Profesora, Franciszka Pipera Związki prof. dr. Józefa Buszki z Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu i Teresy Stanek Współpraca Prof. dr. hab. Józefa Buszki z organizacjami kombatanckimi. W zakończeniu Zeszytów Specjalnych „Studiów Historycznych” znajduje się opracowana przez Irenę Paczyńską bibliografia prac Józefa Buszki za lata 1951–2003 obejmująca 378 pozycji oraz wykaz Jego bogatej pracy redaktorskiej, udział w radach i komitetach redakcyjnych wielu periodyków. Czesław Michalski
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
KONFERENCJE NAUKOWE – SPRAWOZDANIA
Kontynuacja i zmiany. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Europie Środkowo-Wschodniej w XX wieku
W dniach 12–13 maja 2004 r. miała miejsce konferencja naukowa nt.: Kontynuacja i zmiany. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Europie Środkowo-Wschodniej w XX wieku, zorganizowana przez Instytut Für Wirtschaftsforschung w Halle (IWH) i Europa-Universität Viadrina (Frankfurt n. Odrą), przy wsparciu finansowym koncernu Volkswagen. Tematyka spotkania dotyczyła napływu kapitału zagranicznego do krajów naszego regionu w okresie międzywojennym oraz po transformacji politycznej w 1989 r. Zdecydowana większość referatów poświęcona była omawianym zagadnieniom przede wszystkim w odniesieniu do Polski, Czech i Węgier. W sesji tej wziąłem udział za sprawą kontaktów międzynarodowych profesora Jerzego Gołębiowskiego z Instytutu Historii AP w Krakowie, który udzielił mi również tematycznych konsultacji. Dzięki temu mogłem opracować referat, który spotkał się z zainteresowaniem ze strony uczestników sesji. Obrady zainaugurowała Dagmara Jajeśniak-Quast (Uniwersytet Viadrina) referatem dotyczącym problemu Bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Europie Środkowo-Wschodniej w okresie międzywojennym w odniesieniu do Polski, Czechosłowacji i Węgier. Autorka zwróciła uwagę na pojęcie „bezpośrednich inwestycji zagranicznych”, jak również na ich wpływ na gospodarki poszczególnych państw. Fritz Weber (Uniwersytet Gospodarczy w Wiedniu) przedstawił Strategię banków wiedeńskich w krajach naddunajskich w okresie międzywojennym. Dokonane przez Autora porównanie ich działalności w okresie do końca I wojny światowej pozwoliło lepiej poznać przyczyny, dla których w okresie późniejszym nastąpił spadek znaczenia tych instytucji w wybranych krajach Europy Środkowej. Referat Christopha Boyera (Instytut Maxa Plancka do Badań nad Historią Prawa Europejskiego w Berlinie): Niemiecki i czeski kapitał w Czechosłowacji w okresie międzywojennym – rywalizacja czy też współpraca oraz wystąpienie Eduarda Kubu (Uniwersytet Karola w Pradze): Bezpośrednie inwestycje w Czechosłowacji w okre-
256
sie międzywojennym, były poświęcone I Republice Czechosłowackiej. Udział kapitałów zagranicznych w gospodarce czechosłowackiej wynosił około 25%. Widoczny był przede wszystkim w: górnictwie, hutnictwie, przemyśle maszynowym, elektrycznym, chemicznym oraz budownictwie. Jeśli chodzi o pochodzenie kapitału, to zdecydowanie przodowali Anglicy i Francuzi, w znacznie mniejszym stopniu zaangażowani byli Austriacy, Belgowie, Niemcy i Szwajcarzy. Wynikało to z faktu, iż stosunek państwa czechosłowackiego do bezpośrednich inwestycji był podyktowany nie tylko względami ekonomicznymi, ale również politycznymi. Dbano o to, aby udział kapitału niemieckiego był jak najmniejszy. Po aneksji Austrii nastąpił znaczny odpływ kapitału zagranicznego, jak również rodzimego kapitału żydowskiego. Powstałą sytuację wykorzystał kapitał czeski, który jednak po wkroczeniu Niemiec do Czechosłowacji bardzo szybko został zepchnięty na margines życia gospodarczego przez kapitał niemiecki. Referat Romana Holeca (Uniwersytet Komeńskiego w Bratysławie): Fabryka Dynamit Nobel Spółka Akcyjna w trzech kolejnych państwach (1914–1939) przedstawił losy założonej w 1873 roku fabryki – w państwie węgierskim do 1918 roku, w Czechosłowacji w latach 1918–1938 oraz w Republice Słowackiej. Inwestycje zagraniczne na Węgrzech w latach 1920–1931 to tytuł kolejnego referatu – wygłoszonego przez Mate Batosa (Katolicki Uniwersytet w Piliscaba), w którym stwierdził, iż pojawienie się w środkowej części obszaru naddunajskiego nowych kapitałów obcych było procesem przejściowym i od 1934 roku Niemcy, Włosi i Austriacy ponownie należeli do najważniejszych partnerów Węgier. Dwa kolejne referaty dotyczyły Polski. Katarzyna Schannon (studia doktoranckie – Uniwersytet w Tybindze i Uniwersytet Warszawski) w wystąpieniu: Przedsiębiorcy śląscy przeciwko etatyzmowi i nacjonalizmowi gospodarczemu na Górnym Śląsku w latach 1922–1939 dowodzi, iż przedsiębiorcy górnośląscy kierowali się przede wszystkim zasadą: najpierw interesy, a kategorie narodowe na drugim miejscu. Natomiast referat piszącego te słowa (studia doktoranckie w Akademii Pedagogicznej w Krakowie): Spór o kapitał obcy w Polsce okresu międzywojennego w sposób kompleksowy oświetlał problem inwestycji zagranicznych w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym. Autor sprecyzował jaki kapitał w warunkach polskich miał charakter obcy. Przedstawił stosunek rządów polskich i przedsiębiorców, a także społeczeństwa polskiego do kapitału obcego, czynniki które wpłynęły na wielkość i miejsce inwestycji kapitałów obcych oraz znaczenie inwestycji zagranicznych dla Polski. Klaus Heller (Uniwersytet w Giessen) zagadnieniu kapitału zagranicznego w Rosji carskiej i sowieckiej poświęcił swój referat: Zagraniczne inwestycje, a szczególnie niemieckie w Rosji przed i po 1917 roku. Polityczne i ideologiczne aspekty. Drugą część obrad rozpoczęła Jutta Günther (IWH) referatem: Przebieg bezpośrednich inwestycji zagranicznych w Europie Środkowo-Wschodniej oraz perspektywy dla tego obszaru. Podobnie wprowadzający charakter miało wystąpienie Gabora Huny (Instytut Międzynarodowych Analiz Gospodarczych w Wiedniu):
Konferencje naukowe – sprawozdania 257
Oddziaływanie bezpośrednich inwestycji gospodarczych na rozwój i przeobrażenia w Europie Środkowo-Wschodniej. Obaj referenci byli co do tego zgodni, że w okresie transformacji po 1989 roku, wśród państw środkowoeuropejskich, w przeliczeniu na jednego mieszkańca, najwięcej zainwestowano na Węgrzech i w Czechach, a w przypadku Polski trzykrotnie mniej niż w wymienionych państwach. Z kolei Adam Török (Węgierska Akademia Nauk) w referacie: Wpływ inwestycji zagranicznych na rozwój gospodarczy Węgier – ekonomiczne i gospodarczo-przemysłowe rozważania oraz Alena Zemplinerowa (Uniwersytet w Pradze) w wystąpieniu: Wpływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych na proces restrukturyzacji sektora przemysłowego w Republice Czeskiej zajęli się oddziaływaniem bezpośrednich inwestycji zagranicznych na gospodarkę czeską i węgierską. Według autorów napływ inwestycji zagranicznych do obu państw nastąpił zwłaszcza w latach dziewięćdziesiątych, a rok 2000 był początkiem znacznego spadku zainteresowania tymi rynkami przez kapitały zagraniczne. Byli również zgodni co do tego, iż dzięki inwestycjom zagranicznym dokonała się modernizacja i reorganizacja gospodarcza obu państw oraz w znaczny sposób wzrosły ich możliwości eksportowe. Tematowi aktywności zagranicznych inwestorów poświęcone były referaty: Rola inwestycji zagranicznych w Polsce – wybrane aspekty autorstwa Tomasza Kalinowskiego (Ambasada Polska w Berlinie) i Strategie wielonarodowych przedsiębiorstw w Europie Środkowo-Wschodniej – praktyczne perspektywy wygłoszony przez Istvana Fekete (Henkel Budapeszt). Jako ostatni wystąpili: Roland Döhrn (Reńsko-Westfalski Instytut do Badań nad Gospodarką w Essen) oraz Farad Toubal (Uniwersytet w Kolonii). W swoich referatach: Akceptacja bezpośrednich inwestycji zagranicznych w krajach środkowoeuropejskich (Döhrn) i Dystrybucja przestrzenna wielonarodowej działalności w Europie Wschodniej (Toubal) skupili rozważania nie tylko na odbiorze bezpośrednich inwestycji zagranicznych w poszczególnych krajach, ale również pokusili się o przedstawienie prognoz co do dalszego ich rozwoju. Na zakończenie Helga Schultz (Uniwersytet Viadrina) dokonała podsumowania i oceny konferencji, zapowiadając równocześnie opublikowanie jej wyników w postaci książki. Przedstawienie kwestii znaczenia kapitału obcego dla gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej okresu międzywojennego nie jest łatwe, bowiem najczęściej stosowane w statystyce kryteria obywatelstwa i narodowości nie są wystarczające. Nie wiadomo na przykład jak traktować część przedsiębiorców niemieckich z zachodnich rejonów ówczesnej Polski, posiadających obywatelstwo polskie, ale powiązanych z ośrodkami dyspozycyjnymi w Niemczech. Dlatego słuszniejszym wyznacznikiem wydaje się być rola, jaką spełniał dany kapitał w gospodarce państwa, tzn. sposób powiązania z zagranicznymi ośrodkami dyspozycyjnymi oraz rozporządzanie w ich interesie dochodem. Sytuacja gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej, uwarunkowana zniszczeniami I wojny światowej, sprawiała, że wszystkie rządy tego regionu były zgodne co do konieczności dokonania wielkich inwestycji za pomocą kapitału zagraniczne-
258
go. Różnice pomiędzy krajami dotyczyły zakresu ustępstw i koncesji poszczególnych rządów, sposobu zachęcania kapitału obcego oraz zróżnicowanego traktowania przedsiębiorców krajowych i zagranicznych. Nastawienie rządów: polskiego, czechosłowackiego i węgierskiego do kapitału zagranicznego było pozytywne. Pewne obawy budziły jedynie lokaty i inwestycje niemieckie w Polsce i Czechosłowacji, a także austriackie i włoskie na Węgrzech, co było powodowane czynnikami politycznymi i narastającą groźbą wybuchu wojny. W związku z tym, że inwestycje kapitału zagranicznego w Europie ŚrodkowoWschodniej po roku 1989 roku mają miejsce w warunkach podobnych do okresu międzywojennego, przebieg ich i charakter należy bardziej postrzegać jako kontynuację procesu przerwanego II wojną światową i jej skutkami, aniżeli całkiem nowe zjawisko. Mirosław Kłusek
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Badania z zakresu historii powszechnej w Instytucie Historii Akademii Pedagogicznej w Krakowie
Badania nad historią powszechną XX wieku prowadzone były w Instytucie Historii dzisiejszej Akademii Pedagogicznej od początku lat siedemdziesiątych. Rozpoczął je dr Józef Łaptos, zatrudniony w Instytucie Historii w 1974 r. Do tej pracy był dobrze przygotowany. Niezależnie od studiów historycznych, ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim filologię romańską, dysponował również dyplomami Wyższych Studiów Europejskich w Strasbourgu i w Nancy. Profesor Łaptos prowadził wówczas badania nad francuską dyplomacją, prasą i opinią publiczną. W 1982 r. opublikował francuski zapis protokołów obrad konferencji lokarneńskiej, w 1983 r. wydał w Ossolineum pracę: Francuska opinia publiczna wobec spraw polskich w latach 1919–1925. W 1988 uczestniczył jako autor (i tłumacz) w pierwszej wspólnej sesji organizowanej przez Uniwersytet Jagielloński i Centre d’Etude de l’Europe médiane (INALCO). Materiały z tej konferencji opublikowane zostały jako pierwszy zeszyt „Studium Gallo-Polonica”, z artykułem Łaptosa Les questions polonaises à la lumière de censure française de guerre 1917–1919. (Profesor Łaptos został w 1986 r. członkiem korespondentem INALCO, w 1991 r. członkiem Association d’Histoire Contemporaine, a w roku 2000 członkiem Association Maurice Baumont). Następna jego praca poświęcona została Paktowi Brianda-Kelloga. W 1993 r. Instytut Wydawniczy PAX wydał jego książkę Dyplomaci II RP w świetle raportów Quai d’Orsay, a Ossolineum wraz z Belloną w 1995 r. Historię Belgii. W roku 1984 pracę w Instytucie Historii podjął mgr Andrzej Essen (doktorat w l985 r.), zajmujący się polityką zagraniczną Czechosłowacji w okresie międzywojennym. W kilku punktach jego badania i badania profesora Łaptosa były zbieżne, co znalazło wyraz we wspólnie opracowanej rozprawce poświęconej polityce Polski i Francji wobec Małej Ententy. Wydana ona została naprzód po macedońsku w Skopje, następnie w wersji skróconej w krakowskich „Studiach Historycznych”. W 1986 r. wykłady w Instytucie Historii rozpoczął Andrzej Kastory (formalnie zatrudniony od marca 1987 r.). Zajmował się on wcześniej problematyką cze-
260
ską po I wojnie światowej; w 1974 r. ukończył studia podyplomowe w Institut des Hautes Etudes Européennes w Strasburgu, a w 1982 r. uzyskał na Uniwersytecie Jagiellońskim habilitację na podstawie pracy Pokój z Rumunią, Bułgarią i Węgrami 1944–1947. Od tego momentu w Instytucie Historii znajdowało się już trzech historyków związanych ze szkołą Profesora Henryka Batowskiego i Profesora Mariana Zgórniaka. Owocem ich współpracy było opublikowanie w 1990 r. w ramach „Prac Historycznych” (XIV) Rocznika Naukowo-Dydaktycznego WSP, zeszytu 128, który w zamyśle autorów miał służyć, wobec braku podręcznika, jako skrypt dla okresu 1918–1945. W 1988 roku Profesor Łaptos odszedł z Instytutu Historii do Katedry Romanistyki. Nie przestał jednak wspierać badań z zakresu historii powszechnej. W grudniu 1990 r. zorganizowana została z jego udziałem pierwsza międzynarodowa konferencja poświęcona najnowszej historii powszechnej. Jej dorobek opublikowany został pod redakcją Andrzeja Kastorego i Andrzeja Essena w zbiorze: Bałtowie. Przeszłość i teraźniejszość (1993). W 1994 r. zaś z inicjatywy Józefa Łaptosa, Mariusza Misztala i ówczesnego dziekana Wydziału Humanistycznego Andrzeja Kastorego utworzony został kierunek: studia europejskie. W ciągu dziesięciu lat (do roku 2003), studia te ukończyły 172 osoby. Ponieważ słuchacze rekrutowani byli spośród absolwentów kolegiów językowych, wszyscy znają czynnie przynajmniej jeden język zachodni! Studia europejskie, którymi zrazu kierował Józef Łaptos, a następnie (po powołaniu w 2000 r. Katedry Historii Powszechnej) Andrzej Kastory, od samego początku wspierane były grantami Fundacji Jean Monneta. Ich beneficjentami byli: prof. Józef Łaptos i prof. Andrzej Kastory. Profesor Łaptos (od 1997 r. profesor zwyczajny) w 1996 r. prowadził wykłady na zaproszenie prof. Bernarda Michela, kierownika Instytutu Pierre Renouvina (Centre de l’Histoire de l’Europe Centrale Contemporaine Université Paris 1, a w latach 2001–2003 na uniwersytetach w Strasburgu, Louvain-la-Neuve, Cergy Pontoise i Aix-Marseille). W 1995 r. z inicjatywy Józefa Łaptosa i Mariusza Misztala zorganizowana została konferencja międzynarodowa na temat: „Pamięć zbiorowa a integracja europejska”, zaś w czerwcu 1999 r. z inicjatywy Andrzeja Kastorego i Andrzeja Essena, we współpracy z dr Magdaleną Mikołajczyk z Instytutu Nauk Politycznych konferencja również o charakterze międzynarodowym, której zamierzeniem było podsumowanie dekady przeobrażeń zachodzących w Europie Środkowej. Pokłosie konferencji opublikowano w zbiorze zatytułowanym: Europa Środkowa w ostatniej dekadzie XX w. Zbiór ten ukazał się w 2001 r., a więc w rok po powołaniu do życia Katedry Najnowszej Historii Powszechnej. Pomiędzy rokiem 1991 a 2000 prowadzone były intensywne badania archiwalne przez Józefa Łaptosa w Paryżu i w Londynie, przez Andrzeja Essena w archiwach praskich, a także we Francji; przez Joannę Janus w archiwach polskich, czeskich i w Public Record Office w Londynie; a przez Andrzeja Kastorego w Brukseli, w Pradze i w Londynie. Badania te zaowocowały w wypadku Andrzeja Essena książką Polska a Mała Ententa 1920–1934 (Kraków 1992) oraz serią artykułów, w wypadku Joanny Janus pracą Polska i Czechosłowacja wobec Planu Marshalla, a w wypadku Andrzeja Kastorego trzema książkami: Finlandia w polityce mocarstw
Konferencje naukowe – sprawozdania 261
1939–1940 (Kraków 1993); Rewanż za Monachium. Z dziejów czechosłowackiej polityki wobec sąsiadów w latach 1945–1947 (Kraków 1996); Złowrogie sąsiedztwo. Rosyjska polityka wobec europejskich państw ościennych w latach 1939–1940 (Kraków 1998). W momencie powołania do życia Katedry Najnowszej Historii Powszechnej badania w zakresie historii powszechnej były już zaawansowane. Rozwijały się one dzięki wprowadzeniu w 1991 r. nowego systemu finansowania badań naukowych, który został uruchomiony za czasów rektora Zenona Urygi przez prorektora Jerzego Kreinera, ułatwiając znakomicie ubieganie się w drodze konkursu o niezbędne środki. Katedra Najnowszej Historii Powszechnej w momencie powstania w 2000 r. pracowała w składzie trzyosobowym. Kierownikiem był Andrzej Kastory, od roku 1997 profesor zwyczajny, na stanowiskach adiunktów zatrudnieni byli Andrzej Essen i Joanna Janus (od 1989). W roku 2000 zatrudniony został dodatkowo Marek Herma, który prowadzi badania nad dziejami rosyjskiej floty wojennej (w 2002 r. opublikował pracę: Pod banderą Św. Andrzeja. Rola Floty Czarnomorskiej w realizacji koncepcji strategicznych (militarnych) Rosji w latach 1914–1917). Pracownicy Katedry są zaangażowani w prace różnych gremiów naukowych. Andrzej Essen i Andrzej Kastory są członkami Komisji Środkowoeuropejskiej Polskiej Akademii Umiejętności, a Andrzej Kastory dodatkowo Komisji Historycznej Polskiej Akademii Nauk oraz Komisji Historii I i II Wojny Światowej PAN w Warszawie. Członkiem Komisji Środkowoeuropejskiej PAU i Komisji Historycznej PAN pozostaje również prof. Józef Łaptos, który pomiędzy rokiem 1994 a 2003 pełnił funkcję sekretarza Komisji Historycznej PAN. Andrzej Kastory jest przewodniczącym Komisji do Oceny Podręczników Szkolnych PAU, a w 2003 r. na zaproszenie prof. Bernarda Michela (Centre de l’Histoire de l’Europe Centrale Contemporaine Université Paris 1) prowadził wykłady na Uniwersytecie Paris 1. Badania nad historią powszechną prowadzone są również przez doktorantów. Pod kierunkiem Andrzeja Kastorego przygotowane zostały doktoraty Joanny Janus oraz Jacka Żmudzkiego. Ten ostatni opublikowany został pod tytułem Finlandia w polityce mocarstw 1939–1944 (Przemyśl 1998). Ponadto trwają prace nad polityką Gustava Stresemanna wobec Związku Sowieckiego oraz nad niemiecką opozycją w latach II wojny światowej. Pod kierunkiem prof. Łaptosa Barbara Obtułowicz przygotowała pracę na temat: „Polityka zagraniczna Manuela Godoya wobec Francji w latach 1792–1808” (1997), a Anita Pytlarz rozprawę „Rada Europy w polityce Francji 1948–1954” (2002). W naszym zamyśle jest podjęcie w przyszłości badań nad regionem Bliskiego Wschodu oraz kontynuowanie prac nad dziejami Europy Środkowej i polityką wielkich mocarstw wobec tego regionu. Andrzej Kastory
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
Podsumowanie działalności Studenckiego Koła Naukowego Historyków AP w roku akademickim 2003/2004
Studenckie Koło Naukowe Historyków AP w praktyce rozpoczęło rok akademicki 2003/2004 obozem naukowym w Wielkopolsce. Plonem niezwykłych dni spędzonych w miejscach gdzie rodziło się państwo polskie jest dokumentacja fotograficzna (posłużyła ona do zorganizowania wystawy zdjęć w holu Instytutu Historii) i przewodnik po regionie stworzony na podstawie referatów studenckich dotyczących historii i teraźniejszości odwiedzanych przez nas miejsc. Następnie, już po oficjalnym rozpoczęciu roku, udało się zainstalować na oficjalnej stronie internetowej Instytutu Historii również stronę SKNH. Powołano też redakcję nowego czasopisma studenckiego „Wehikuł Czasu”. Wstępnie pismo zostało przewidziane jako kwartalnik. Gazetka ma zamieszczać artykuły o tematyce historycznej, ale również kulturalnej, humorystycznej, a także poezje. Jest pismem otwartym, w którym może publikować każdy student oraz pracownik Instytutu Historii. Listopad był miesiącem, w którym odbył się organizowany przez Koło „Bal Historyka”. Po raz pierwszy był to „bal przebierańców”. Stroje z poszczególnych epok zagościły na parkiecie klubu „Bakałarz”. Mamy nadzieję, że tak organizowane imprezy staną się tradycją, a chętnych, jak ostatnio, będzie więcej niż biletów. W omawianym roku powrócono do dobrych tradycji sprzed kilkunastu lat i założono kronikę SKNH, za prowadzenie której odpowiedzialny jest sekretarz organizacji. Gdy rozpoczynał się rok 2004 Koło postanowiło ogłosić go „Rokiem starożytniczym” (kolejne lata będą poświęcone następującym po sobie epokom historycznym). W jego ramach przewidziano cykl wykładów wybitnych historyków starożytności i archeologów dotyczących tej epoki. Do tej pory efekty swoich prac archeologicznych w Marei w Egipcie przedstawili: dr Hanna Szymańska i Krzysztof Babraj z krakowskiego Muzeum Archeologicznego; prof. Jan Machnik, wiceprezes Polskiej Akademii Umiejętności (postać oraz dorobek tego naukowca przybliżył słuchaczom prof. Kazimierz Karolczak) omówił swoje wykopaliska na Ukrainie; dr Krzysztof
Konferencje naukowe – sprawozdania 263
Tunia z Zakładu Archeologii i Etnologii PAN (odkrył w Małopolsce olbrzymie budowle megalityczne okrzyknięte „polskimi piramidami”) zaprezentował stan badań archeologicznych nadnidziańskiej wyżyny lessowej. Przedstawiono też film dokumentujący niezwykłe odkrycia polskich naukowców pod piramidą faraona Dżesera (m.in. odsłonięcie grobowca z czasów Starego Państwa kapłana Ni-Anch-Nefertuma) w Egipcie w 2003 roku, autorstwa niżej podpisanego. Przed dokumentem słowo wstępne wygłosił dr Jerzy Ciecieląg. Następnymi gośćmi SKNH mają być profesorowie: Aleksander Krawczuk (UJ), Karol Myśliwiec (UW) i Maciej Salamon (UJ). Koło współpracując z klubem „Bakałarz” rozpoczęło też cykl prezentacji dokonań naukowych pracowników Instytutu Historii AP. Do tej pory udało się przeprowadzić promocję książek dr. Jerzego Ciecieląga, dr. Piotra Trojańskiego i dr. Marka Hermy. Odbyło się też spotkanie Koła z dr. Krzysztofem Polkiem. Jednocześnie kontynuowane są cykle: „Maraton Filmów Historycznych”; „Spotkania z...” oraz „Konkurs Historyczny”. SKNH wspólnie z dyrekcją i pracownikami Instytutu przygotowało „Dni otwarte Instytutu Historii”. Koło wzięło również udział w „Festiwalu Nauki”. Wspólnie z zaprzyjaźnionymi historykami z Sandomierza urządzono starożytną kuchnię grecko-rzymską, która szczególnie zainteresowała krakowskie media. Ważnym momentem tegorocznej działalności było zorganizowanie przez sekcję „Kohelet” debaty poświęconej „Konstytucji Unii Europejskiej”. W tym temacie, na kilka tygodni przed przystąpieniem Polski do UE, głos zabierali zaproszeni przez SKNH przedstawiciele Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana, młodzieżówek poszczególnych polskich partii politycznych oraz studenci historii i politologii AP. Nie zapominając o zajęciach ściśle naukowych, nasi studenci brali udział w sesjach naukowych w Bochum (Niemcy), Mińsku (Białoruś), Zielonej Górze i Gdańsku. Szczególnie należy tu zwrócić uwagę na sesję polsko-niemiecką, w której wzięło udział 10 studentów historii AP. Ta kontynuowana już od kilkunastu lat „wymiana” należy do najchlubniejszych kart działalności SKNH. W tym roku najpierw Niemcy na jesieni gościli w Krakowie, a potem Polacy na wiosnę w Niemczech. Na wspólnych spotkaniach jak zwykle przedstawiono wiele referatów dotyczących obustronnych stosunków. Cały rok trwały również prace nad przygotowaniem studenckiej części 17. Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich, który odbył się we wrześniu 2004 roku. Wspólnie z Kołem Historyków UJ ustalono tematykę sesyjną. Wystawiono też w holu AP specjalną tablicę informującą o zagadnieniach konferencyjnych i postępach prac. Jednocześnie stale trwa intensywna działalność poszczególnych sekcji Koła (Starożytniczej, Wojskowości, Historii kobiet, Historii XIX wieku, Kohelet). W związku z tym odbywają się spotkania, na których członkowie SKNH przedstawiają referaty zgodne z tematyką działalności poszczególnych sekcji. Każda grupa, przynajmniej kilka razy w roku, organizuje wycieczki dydaktyczne do krakowskich muzeów oraz innych obiektów historycznych. Obecnie Koło przygotowuje się do kolejnego obozu naukowego. Tym razem planujemy sierpniowy wyjazd na Dolny Śląsk. Postawiliśmy sobie zadanie przeprowadzenie cyklu wywiadów z ludnością przesiedloną po II wojnie światowej
264
z terenów zza wschodniej granicy Polski w ten właśnie region kraju. Jednocześnie, w przyszłości, pragniemy we współpracy z Niemcami i Ukraińcami uzyskać takie wywiady od ludności niemieckiej i ukraińskiej, która miała podobne przeżycia. Wyniki tych prac powinny być opublikowane w książce przedstawiającej wielonarodowy problem przymusowych wysiedleń i wypędzeń. Podczas obozu będziemy również, jak zwykle, zwiedzać historyczne miejsca Dolnego Śląska. Referaty im poświęcone są już przygotowane. Oprócz wielu niewątpliwych sukcesów, Koło boryka się też z kilkoma problemami. Dalej nie mamy własnej siedziby na AP (w związku z tym nie posiadamy nawet szafy, gdzie powinny być trzymane dokumenty oraz komputera z dostępem do Internetu służącego do redagowania „Wehikułu Czasu”). Mimo starań Zarządu Koła i Dyrekcji Instytutu Historii sprawa jest w zawieszeniu. Bardzo utrudnia to działalność SKNH. Opiekun Studenckiego Koła Naukowego Historyków AP Hubert Chudzio
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
KRONIKA
Kronika życia naukowego Instytutu Historii za lata 2001/2002–2003/2004
W latach 2001/2002–2003/2004 w Instytucie Historii zatrudnionych było 37 pracowników naukowych, na kierunku historii studiowało 802–733 osób, w tym 359–397 na studiach stacjonarnych, 343–336 na studiach zaocznych i 45–32 na studiach doktoranckich.
Działalność naukowa pracowników Instytutu Historii 2001 6 IV
Tytuł profesora otrzymał doktor habilitowany Jerzy Gołębiowski.
27 IV
Kolokwium habilitacyjne dr. Marka Wilczyńskiego. Praca habilitacyjna nt. „Germanie w służbie zachodniorzymskiej w V w. n.e. Studium prosopograficzne”.
Recenzenci: prof. dr hab. L.A. Tyszkiewicz prof. dr hab. M. Salamon prof. dr hab. S. Skowronek
13–15 IX
Międzynarodowa Konferencja Naukowa w Zielonej Górze nt. „Nauczanie blokowe i zintegrowane przedmiotów humanistycznych w zreformowanej szkole”, na której Janina Mazur referat wygłosiła pt. „Integracja treści przedmiotowych na przykładzie ścieżki edukacyjnej: dziedzictw kulturowe w regionie”.
27 IX–9 X
Studenckie Sympozjum Naukowe Universität Bochum – Uniwersytet Jagielloński – Akademia Pedagogiczna w Krakowie – Centrum Polsko-Niemieckie w Krakowie IBB Dortmund i Polsko-Niemiecka Wymiana Młodzieży. Sympozjum jest kolejnym z serii studenckich spotkań naukowych poświęconych stosunkom polsko-niemieckim w aspekcie historycznym. Organizacja, nadzór merytoryczny i dydaktyczny – dr Zdzisław Noga.
266 1 X
Nagroda ministra edukacji narodowej dla prof. dr. hab. Jerzego Gołębiowskiego za książkę COP. Dzieje industrializacji w rejonie bezpieczeństwa 1922–1939, Kraków 2000.
15–18 X
Instytut Historii był organizatorem nauczycielskiej konferencji polsko-litewskiej pt. „Zmaganie się z własną przeszłością: pomiędzy mitem a rzeczywistością”. Referat nt. „Nauczanie w holocauście w ramach przedmiotów humanistycznych” wygłosił dr Piotr Trojański.
19–20 X
Konferencja naukowa „Polityka i religia w świecie antycznym” w Ostródzie, na której referaty wygłosili: dr Jerzy Ciecieląg „Opozycja faryzeuszy wobec rządów dynastii hasmonejskiej w Judei – uwarunkowania polityczne i religijne” oraz dr hab. Marek Wilczyński „Polityka zagraniczna germańskich wodzów foederati w V r.n.e.”
X
VI Międzynarodowe Sympozjum Biografistyki Polonijnej odbyte w Brukseli. Referat nt. „Jan Zygmunt Skrzynecki – generał dywizji armii belgijskiej” wygłosił prof. dr hab. Henryk Żaliński.
9 XI
Posiedzenie naukowe Sekcji Numizmatycznej Komisji Archeologicznej Polskiej Akademii Nauk, Oddział w Krakowie, referat nt. „Monety Aretasa IV i Agrypy I a chronologia życia Jezusa. Czy Jezus rzeczywiście został ukrzyżowany w 21 r. po Chrystusie” wygłosił dr Jerzy Ciecieląg.
28–30 XI
dr hab. Marek Wilczyński, Ołomuniec – Sternberk. Sympozjum Trilaterales Europa Projekt. Sympozjum czesko-polsko-niemieckie. Kontynuacja stałego programu trilateralnych sympozjów (Kamień Śląski, Ołomuniec, Kraków, Frankfurt/M.). Udział w dyskusji i wygłoszenie komunikatu „Perspektywy dalszej współpracy pomiędzy Polską, Niemcami i Czechami w ramach projektu historycznego Trilaterales Europaprojekt”.
Publikacje naukowe pracowników Instytutu Historii 2001 – „Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historica I”, pod red. J. Gołębiowskiego – prof. dr hab. Jacek Chrobaczyński, Druga wojna światowa (1939–1945). Państwo i społeczeństwo polskie, Kraków 2001 Czas próby najwyższej. Biografia – los wojennego pokolenia nauczycieli małopolskich w latach wojny i okupacji (1939–1945), Kraków 2001 – dr Joanna Janus, Polska i Czechosłowacja wobec planu Marshalla, Kraków 2001 – dr Kazimierz Karolczak, Dzieduszyccy. Dzieje rodu. Linia poturzycko-zarzecka, wyd. II, Kraków 2001 – dr Marek Wilczyński, Germanie w służbie zachodniorzymskiej w V w. n.e. Studium historyczno-prosopograficzne, Kraków 2001
Kronika 267
2002 22 I
Posiedzenie Komisji ds. oceny podręczników szkolnych Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, na którym referat nt. „Ocena gimnazjalnych podręczników do historii do kl. III (M. Jastrzębska, J. Żurawski, W. Mędrzecki, R. Szychta, G. Wojciechowski)” wygłosił dr Andrzej Essen.
7–18 II
International conference on „The Future of the Menory” (York University) Toronto, Kanada, na której referat nt. „Holocaust pedagogy in Changing Poland: Opportunities and Obstacles” wygłosił dr Piotr Trojański.
12 IV
Sesja naukowa poświęcona twórczości Profesora Mariana Tyrowicza. Prowadzenie: prof. dr hab. Ludwik Mroczka. Referaty wygłosili: prof. dr hab. Feliks Kiryk, dr Józef Hampel i prof. dr hab. Henryk Żaliński.
20–30 IV
Podróż studyjna dra Piotra Trojańskiego po Stanach Zjednoczonych z serią odczytów oraz spotkań audytoryjnych poświęconych problematyce nauczania o holocauście w Polsce (Uniwersytet Kalifornijski i Simon Wisenthal Center w Los Angeles, Jewish Education Center w Baltimore, Ambasada RP i USHMM w Waszyngtonie, American Association for Polish-Jewish w Bostonie, American Jewish Commitee w Nowym Jorku).
25–26 IV
VI Polsko-Ukraińska Konferencja Naukowa „Lwów. Miasto, społeczeństwo, kultura” zorganizowana przez Uniwersytet Lwowski. Referaty wygłosili: – prof. dr hab. Jacek Chrobaczyński „Społeczeństwo Krakowa i Lwowa w drugiej połowie XX wieku” – prof. dr hab. Kazimierz Karolczak „Rola ziemiaństwa w kształtowaniu oblicza społeczności miejskiej Lwowa i Krakowa” – dr Czesław Michalski „Udział lekarzy Krakowa i Lwowa w rozwoju wychowania fizycznego i sportu w XIX wieku” – prof. dr hab. Ludwik Mroczka
V
Konferencja naukowa pt. „Radziwiłłowie – biografie – obrazy literackie” w Białej Podlaskiej, na której referat nt. „Radziwiłłowie w czasach saskich” wygłosiła dr Bożena Popiołek.
16–18 V
Referat prof. dra hab. Kazimierza Karolczaka nt. „Ziemianie wobec ukraińskich aspiracji narodowych w Galicji Wschodniej na początku XX wieku” wygłoszony na konferencji nt. „Україна і Польща в XX столітті: проблеми і перспективи взаємовідносин” zorganizowanej przez Państwowy Uniwersytet Pedagogiczny im. M.P. Dragomanowa w Kijowie.
8 VII
Publiczna obrona pracy doktorskiej mgr Lucyny Kudły nt. „Samokształcenie historyczne uczniów gimnazjów galicyjskich w dobie autonomii (1867–1918)”. Promotor: prof. dr hab. Czesław Majorek Recenzenci: prof. dr hab. Henryka Kramarz prof. dr hab. Jerzy Maternicki
20 VIII
Tytuł profesora otrzymał doktor habilitowany Franciszek Leśniak.
268 5–8 IX
IV Forum Oświaty Polonijnej pt. „Nauczanie języka i kultury polskiej w świecie jako wyzwanie XXI wieku. Język polski, wiedza o Polsce współczesnej, historia – programy i metody” zorganizowane przez Stowarzyszenie „Wspólnota Polska” Oddział w Krakowie. Referat nt. „Edukacja historyczna w gimnazjum – bilans zamknięcia” wygłosiła dr Janina Mazur.
16–18 IX
Konferencja naukowa pt. „Przeszłość polskiej kultury fizycznej” zorganizowana przez Instytut Nauk Humanistycznych AWF w Krakowie oraz Zakład Historii Oświaty i Kultury UJ. Referat nt. „Podróże po ziemiach polskich w XIX wieku” wygłosił prof. dr hab. Kazimierz Karolczak, a dr Czesław Michalski referat nt. „Sport akademicki w Wilnie 1921–1939”.
IX
Konferencja naukowa w Zielonej Górze pt. „Religijność na polskich pograniczach XVI–XVIII wieku”, na której referat nt. „Religijność kobiet z obszarów pogranicznych Rzeczypospolitej w czasach saskich” wygłosiła dr Bożena Popiołek.
X
Konferencja naukowa w Białymstoku pt. „Władza i prestiż”, na której referat nt. „Dumne, pyszne i pokorne – pojęcie równości stanowej w mentalności kobiet w czasach Augusta II” wygłosiła dr Bożena Popiołek.
11–13 X
Zjazd Związku Rodowego Dzieduszyckich w Zarzeczu – odczyt nt. „Pierwszy Związek Rodowy Dzieduszyckich (1901–1921)” wygłosił prof. dr hab. Kazimierz Karolczak.
17–18 X
VII Międzynarodowe Sympozjum Biografistyki Polonijnej odbyte na Papieskim Uniwersytecie Urbaniańskim w Rzymie. Referaty wygłosili prof. dr hab. Henryk Żaliński nt. „Działalność duszpasterska ks. Leona Ludwika Postawki we Francji” i mgr Hubert Chudzio nt. „Ojciec Maksymilian Ryło (1802–1848) – działalność w Syrii i Libanie”.
26–27 XI
Sesja naukowa zorganizowana przez Polskie Towarzystwo Studiów Żydowskich, PAU w Krakowie pt. „Żydzi i judaizm we współczesnych badaniach”, na której referat nt. „Aktywność handlowa ludności żydowskiej w województwie krakowskim w okresie międzywojennym – analiza statystyczna” wygłosił dr Piotr Trojański.
11 XII
Posiedzenie Komisji Prasoznawczej PAN w Krakowie. Referat nt. „Krakowska prasa sportowa 1891–2001” wygłosił dr Czesław Michalski.
Publikacje naukowe pracowników Instytutu Historii 2002 – prof. dr hab. Jacek Chrobaczyński, „Nie okrył się niesławą naród polski”. Społeczne aspekty Września 1939 roku, Kraków 2002 – dr Jerzy Ciecieląg, Polityczne dziedzictwo Heroda Wielkiego. Palestyna w epoce rzym sko-herodiańskiej, Kraków 2002
Kronika 269 – dr Marek Herma, Pod banderą św. Andrzeja. Rola Floty Czarnomorskiej w realizacji koncepcji strategicznych (militarnych) Rosji w latach 1914–1917, Kraków 2002 – dr Andrzej Jureczko, Historia małych krajów Europy. Historia Lichtensteinu, Wrocław 2002 (wspólnie z Ewą Wac) – prof. dr hab. Feliks Kiryk, Pergaminy Kapituły Katedralnej Sandomierskiej. Katalog, Sandomierz 2002 – prof. dr hab. Franciszek Leśniak, Historia Polski, t. III: 1573–1696, Kraków 2002 – dr Krzysztof Polek, dr hab. Marek Wilczyński, Ludzie i epoki. Podręcznik do kl. I li ceum ogólnokształcącego, liceum profilowanego i technikum, Kraków 2002 – prof. dr hab. Jerzy Rajman, Średniowieczne patrocinia krakowskie, Kraków 2002 – mgr Ewa Wac, Historia małych krajów Europy. Historia Lichtensteinu, Wrocław 2002 (wspólnie z A. Jureczką) – dr Teresa Wnętrzak, Znaczenie pojęć filozoficzno-politycznych w „De civitate Dei” św. Augustyna, Kraków 2002 – prof. dr hab. Henryk Żaliński, Wielka Historia Polski, t. IV: 1696–1830, Kraków 2002 (wspólnie z F. Leśniakiem i K. Karolczakiem)
2003 24 I
Dyskusja zaproszonych przez Uniwersytet Lwowski i Ambasadę RP w Kijowie historyków ukraińskich i polskich po wydaniu pierwszej w historiografii ukraińskiej Historii Polski (M. Krukina i L. Zaszkliniaka z udziałem prof. dra hab. Kazimierza Karolczaka).
14 II
Odczyt prof. dra hab. Feliksa Kiryka w Ożarowie na uroczystej sesji rady miast nt. „Ożarów od lokacji w 1569 r. do rozbiorów”.
25 II
Odczyt prof. dra hab. Feliksa Kiryka w Domu Kultury w Trzebini nt. „Przemysł metali kolorowych na pograniczu śląsko-krakowskim w czasach staropolskich”.
14 III
Odczyt prof. dra hab. Feliksa Kiryka w Klubie Inteligencji Katolickiej w Sandomierzu nt. „Kazimierz Jagiellończyk w 400-lecie kanonizacji”.
25–26 III
Konferencja naukowa w Białymstoku, na której referat nt. „Historyczne korzenie europejskiej jedności i ich szkolne odzwierciedlenie” wygłosił dr Józef Brynkus.
3–4 IV
Sesja naukowa w Mielcu nt. „Dzieje lokalne pośród wydarzeń procesów historycznych”. Referat nt. „Z tradycji regionalizmu małopolskiego” wygłosił prof. dr hab. Feliks Kiryk, który równocześnie odznaczony został Medalem miasta Mielca. Referat nt. „Ruch spiskowy i wystąpienia chłopskie w regionie kieleckim w pierwszej połowie XIX wieku” wygłosił również prof. dr hab. Henryk Żaliński.
11 IV
Wykład prof. dra hab. Feliksa Kiryka nt. „Dzieje Osieka i starostwa osieckiego w okresie przedrozbiorowym” wygłoszony w Osieku k. Sandomierza.
24–26 IV
Konferencja krajowa o zasięgu międzynarodowym pt. „140. Rocznica Powstania Styczniowego. Walka – polityka – represje – historiografia i trady-
270 cja” zorganizowana przez Instytut Historii PAN w Warszawie i Instytut Historii Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Referat nt. „Heleny Rzadkowskiej spojrzenie na sylwetkę polityczną gen. Mariana Langiewicza” wygłosił prof. dr hab. Henryk Żaliński. 14 V
Wybory władz Instytutu Historii AP w Krakowie. Dyrektorem wybrano dr. hab. Marka Wilczyńskiego, prof. AP, a zastępcą dr. Zdzisława Nogę.
16 V
Kolokwium habilitacyjne dr Bożeny Popiołek. Praca habilitacyjna pt. „Kobiecy świat w czasach Augusta II. Studia nad mentalnością kobiet z kręgów szlacheckich”. Recenzenci: prof. dr hab. M. Bogucka (IH PAN Warszawa) prof. dr hab. A. Borowski (UJ) prof. dr hab. S. Grzybowski (AP)
17–18 V
W ramach Jagiellońskiego Festiwalu Nauki w Krakowie prof. dr hab. Henryk Żaliński przygotował wystawę poświęconą 400-leciu miasta Żółkwi.
V
Posiedzenie Komisji Historycznej PAN Oddział w Krakowie – wybór do Komitetu Redakcyjnego „Studiów Historycznych” profesorów IH AP J. Chrobaczyńskiego, J. Gołębiowskiego, F. Kiryka, F.R. Leśniaka i H. Żalińskiego.
Konferencja naukowa zorganizowana przez Muzeum w Rybniku. Referat nt. „Początki klasztoru premonstrantek w Rybniku. Zarys problematyki badawczej” wygłosił prof. dr hab. Jerzy Rajman.
31 V
Iwaniska k. Sandomierza – wykład prof. dra hab. Feliksa Kiryka nt. „Dzieje miasteczka Iwaniska z okazji 600-lecia parafii”.
6 VI
Kolokwium habilitacyjne dra Zdzisława Nogi. Praca habilitacyjna nt. „Krakowska rada miejska w XVI wieku. Studium nad elitą władzy”. Recenzenci: prof. dr hab. F. Kiryk (AP) prof. dr hab. H. Samsonowicz (UW) prof. dr hab. R. Szczygieł (UMCS)
12 VI
Sesja w Muzeum Narodowym w Krakowie w ramach serii „Czwartki u Matejków”, na której referat nt. „«Ogniem i mieczem» – powieść Henryka Sienkiewicza i film Jerzego Hoffmana w świetle historii i realiów epoki” wygłosił dr Henryk Kotarski.
20 VI
Sesja z okazji 650-lecia uzyskania praw miejskich Bochni. Referat nt. „Lokacja miasta Bochni na tle urbanizacji Małopolski w XIII wieku” wygłosił prof. dr hab. Feliks Kiryk.
23 VIII
Międzynarodowa konferencja w Gnieźnie nt. „Intercultural perspectives on Holocaust Remembrance” zorganizowana przez UAM w Poznaniu – Collegium Europem Gnesnense. Referat nt. „The Holocaust. A curriculum for teaching lessons in post-primary schools” wygłosił dr Piotr Trojański.
31 VIII–3 IX Konferencja we Lwowie z okazji 110-lecia Lwowskiego Muzeum Historycznego. Referat nt. „Rola zasobu Muzeum Historycznego m. Lwowa w warsztacie badawczym historyka wojskowości” wygłosił dr Henryk Kotarski, a referat nt. „Żółkiew w okresie autonomii galicyjskiej” dr Czesław Michalski.
Kronika 271
IX
Ogólnopolska konferencja naukowa w Żarnowcu w 100-lecie Daru Narodowego dla Marii Konopnickiej. Referat nt. „Udział młodzieży galicyjskiej w obchodach rocznic narodowych” wygłosiła dr Lucyna Kudła.
25–26 IX
Konferencja międzynarodowa w Zielonej Górze pt. „Problemy edukacyjne w społeczeństwie wielokulturowym”. Komunikat nt. „Z problemów edukacji historycznej w szkolnictwie polskim za granicą” wygłosiła dr Janina Mazur.
16–18 X
Konferencja krajowa pt. „Język źródeł. Krytyka, interpretacja” zorganizowana przez UMCS w Kazimierzu Dolnym, na której komunikat nt. „Księgi rachunkowe miasta Krakowa jako źródło do dziejów politycznych” wygłosił dr hab. Zdzisław Noga.
24–28 X
III Światowe Polonijne Spotkanie Intelektualistów „Ludzie Kultury i Sztuki”, Konferencja zagraniczna w Monachium: „Polacy w świecie i ich dzieła”. Referat nt. „Badania i publikacje naukowe z zakresu biografistyki krajowej i polonijnej pracowników Akademii Pedagogicznej im. KEN w Krakowie” wygłosił prof. dr hab. Henryk Żaliński.
X
Konferencja naukowa w Nowym Wiśniczu, na której referat nt. „Mamy pamiętać, czy czas zapomnieć” wygłosił dr Józef Brynkus.
XI
Konferencja naukowa zorganizowana przed Wydział Historii Kościoła PAT w Krakowie z okazji 750. rocznicy kanonizacji św. Stanisława. Referat pt. „Imię Stanisław wśród mieszczan krakowskich do 1333 roku” wygłosił prof. dr hab. Jerzy Rajman.
6–7 XI
Jubileusz miasta Sanoka, na którym prof. dr hab. Feliks Kiryk otrzymał odznakę „Zasłużony dla miasta Sanoka”.
12 XII
Jubileusz prof. dra hab. Alojzego Zieleckiego z Uniwersytetu Rzeszowskiego, na którym laudację wygłosił prof. dr hab. Feliks Kiryk.
20 XII
Promocja II t. cz. 1 Dziejów Przemyśla pod red. prof. dra hab. Feliksa Kiryka.
Publikacje naukowe pracowników Instytutu Historii 2003 – dr Jerzy Ciecieląg, Poncjusz Piłat, prefekt Judei, Kraków 2003 – dr Józef Hampel, [red.] Roczniki Ludowego Towarzystwa Naukowo-Kulturalnego Oddział w Krakowie, nr 5, Kraków 2003 – prof. dr hab. Kazimierz Karolczak, Wielka Historia Polski, t. V: 1830–1831, Kraków 2002 (współautor H. Żaliński), wyd. II – dr Janina Mazur, Ludzie. Społeczeństwa. Cywilizacje. (część III). Poradnik dla nauczy ciela liceum ogólnokształcącego, liceum profilowanego i technikum, Warszawa – dr hab. Zdzisław Noga, Krakowska rada miejska w XVI wieku. Studium o elicie władzy, Kraków 2003
272 – dr hab. Bożena Popiołek, Kobiecy świat w czasach Augusta II. Studia nad mentalnością kobiet z kręgów szlacheckich, Kraków 2003 – dr hab. Bożena Popiołek, Ludzie i epoki. Podręcznik do kl. II liceum ogólnokształcące go, liceum profilowanego i technikum, Kraków 2003 – dr Piotr Trojański, Holocaust – zrozumieć dlaczego, Warszawa 2003 (współautor R. Szychta)
2004 12–22 II 2004 An international conference on changing context for Holocaust and antiracist education – „Racism: guises and disguises” w York University w Toronto. Wystąpienie w dyskusji panelowej nt. „Addressing the Problem: Recognizing and Addressing Racism and Antisemitism in Germany and Poland” dra Piotra Trojańskiego. 23 II
Na posiedzeniu Wydziału II PAU referat nt. „Etniczny i wyznaniowy kształt krakowskiej elity władzy w XVI wieku” wygłosił prof. dr hab. Zdzisław Noga.
29 II
Konferencja nauczycieli woj. podkarpackiego w Czudcu pod Rzeszowem, na której referat nt. „Dzieje Podkarpacia” wygłosił prof. dr hab. Feliks Kiryk.
12 III
Konferencja naukowa pt. „Czyn niepodległościowy ziemian polskich podczas II wojny światowej” zorganizowana przez Oddział IPN w Krakowie, Polskie Towarzystwo Ziemiańskie, Światowy Związek Żołnierzy AK i Klub Historyczny im. gen. Stefana Roweckiego „Grota”. Referat nt. „Życie codzienne i funkcje dworu ziemiańskiego w czasie wojny i okupacji 1939–1945” wygłosił prof. dr hab. Kazimierz Karolczak.
23 III
Na posiedzeniu Krakowskiego Towarzystwa Miłośników Historii Medycyny i Komisji Historii i Filozofii O/PAN w Krakowie referat nt. „Udział lekarzy we władzach miasta Krakowa w okresie nowożytnym” wygłosił prof. dr hab. Zdzisław Noga.
27–29 IV
VII Polsko-Ukraińska Konferencja Naukowa „Lwów. Miasto, społeczeństwo, kultura”, ludzie Lwowa” zorganizowana przez Instytut Historii AP im. KEN w Krakowie. Referaty wygłosili – dr Józef Hampel „Lwowskie środowisko ludowców przełomu XIX i XX wieku”, – prof. dr hab. Feliks Kiryk „Ksawery Liske. U źródeł polskiej regionalistyki”, – prof. dr hab. Kazimierz Karolczak „Cieńskich lwowskie ślady…”, – prof. dr hab. Henryka Kramarz „W zakonie i w mediach, czyli o życiu i działalności społeczno-publicystycznej ks. Jana Badeniego SJ (1858–1899)”, – dr Czesław Michalski „Prekursorzy lwowskiej kultury fizycznej”, – prof. dr hab. Czesław Nowarski „Historycy uniwersyteccy Lwowa wobec problemów edukacji historycznej (1918–1939)”,
7 V
Konferencja regionalna w Połańcu. Referat nt. „Najdawniejsze dzieje Połańca” wygłosił prof. dr hab. Feliks Kiryk.
Kronika 273
15 V
Konferencja naukowa w Sandomierzu. Referat nt. „Dzieje parafii św. Pawła w Sandomierzu w okresie staropolskim” wygłosił prof. dr hab. Feliks Kiryk.
16 V
Wykład prof. dra hab. Feliksa Kiryka w Targowisku nt. „Kazimierz Wielki i jego związki z ziemią bocheńską”.
19 V
W Klubie Studenckim AP „Bakałarz” odbyła się promocja książki dra Piotra Trojańskiego i Roberta Szychty Holocaust – zrozumieć dlaczego połączona z projekcją filmu „W poszukiwaniu utraconych lat” w reż. J. Solińskiego, zorganizowana przez Studenckie Koło Naukowe Historyków.
20–22 V
XVIII Międzynarodowa Konferencja Podlaska Roskosz-Kodeń pt. „Sapiehowie epoki Kodnia i Krasiczyna”. Referaty wygłosili: prof. dr hab. Kazimierz Karolczak nt. „Krasiczyn i Sapiehowie w rękopiśmiennej spuściźnie rodziny Dzieduszyckich” oraz prof. dr hab. Bożena Popiołek nt. „Perypetie małżeńskie Sapieżanek w czasach saskich”.
27 V
W Klubie Studenckim AP „Bakałarz” odbyła się promocja książki dra Marka Hermy pt. Pod banderą św. Andrzeja. Rola Floty Czarnomorskiej w realizacji koncepcji strategicznych (militarnych) Rosji w latach 1914–1917 zorganizowana przez Studenckie Koło Naukowe Historyków. Słowo wstępne wygłosił dr Jerzy Ciecieląg.
19 VI
Konferencja naukowa w Ojcowie pt. „Ogólnopolskie znaczenie dla nauki polskiej i edukacji zespołowych badań na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej w 150. rocznicę podróży naturalistów po Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej”. Referat nt. „Uwagi o księstwie siewierskim i jego granicach” wygłosił prof. dr hab. Zdzisław Noga.
20–21 VI
Konferencja naukowa zorganizowana przez Instytut Historii AP w Krakowie i Instytut Historii i Archiwistyki UMK w Toruniu pt. „Urzędnicy miejscy w Rzeczypospolitej – problemy badawcze”. Referat nt. „Stan i perspektywy badań nad urzędnikami miasta Krakowa w okresie nowożytnym” wygłosił dr hab. Zdzisław Noga.
Publikacje naukowe pracowników Instytutu Historii 2004 – „Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis. Studia Historica II” pod red. J. Gołębiowskiego i przy współpracy K. Polka – prof. dr hab. Jerzy Gołębiowski (wstęp i oprac.), Kapitał państwowy w spółkach prawa handlowego handlowego u schyłku Drugiej Rzeczypospolitej, Kraków 2004 – prof. dr hab. Jerzy Rajman, Kraków: zespół osadniczy, proces lokacji, mieszczanie do roku 1333, Kraków 2004 – W setną rocznicę urodzin Profesora Mariana Tyrowicza pod red. J. Hampla i H. Żalińskiego, Kraków 2004
Opracował Marian Fortuna
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
17. Powszechny Zjazd Historyków Polskich w Krakowie
W dniach 15–18 września 2004 r. w Krakowie obradował 17. Powszechny Zjazd Historyków Polskich, którego organizację Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Historycznego powierzył krakowskiemu środowisku historyków, skupionemu głównie w Instytutach Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Pedagogicznej. Instytut Historii AP w Komitecie Organizacyjnym Zjazdu reprezentowali: prof. Feliks Kiryk (współprzewodniczący KOZ), prof. Marek Wilczyński (dyrektor IH), prof. Henryk Żaliński (prorektor ds. nauki AP, moderator sesji „O nas bez nas – historia Polski w opinii historyków obcojęzycznych”), prof. Jacek Chrobaczyński (moderator sympozjum „Dramat przemocy w perspektywie historyka”), prof. Czesław Nowarski (moderator sympozjum „Idea zjednoczonej Europy w edukacji historycznej w Polsce”), prof. Józef Łaptos (moderator sesji „Tożsamość europejska i jej odmiany na przestrzeni wieków”), dr Piotr Trojański (sekretarz Zjazdu) i mgr Hubert Chudzio (pełnomocnik ds. mediów). Zjazd obradował pod hasłem „Tradycja a nowoczesność – tożsamość”. Patronat nad nim objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. W obradach wzięło udział ponad półtora tysiąca historyków polskich i kilkudziesięciu gości zagranicznych. Honorowymi gośćmi Zjazdu byli profesorowie Norman Davies i Piotr Stefan Wandycz. Uroczyste otwarcie Zjazdu miało miejsce w budynku krakowskiej Filharmonii, natomiast zakończenie na dziedzińcu Collegium Maius. Sesje, sympozja i spotkania zjazdowe odbywały się w różnych częściach miasta. W budynku głównym AP przy ul. Podchorążych 2 miały miejsce dwie sesje plenarne („Czas wielkiego przełomu: społeczeństwo, gospodarka i kultura państw Europy Środkowej 1989–1990” i „Tożsamość europejska i jej odmiany na przestrzeni wieków”), cztery sympozja („Rodzina – prywatność – intymność. Dzieje rodziny w kontekście europejskim”, „Europa Środkowowschodnia – jedność czy różnorodność od X do XVIII wieku?”, „Dramat przemocy w perspektywie historyka”, „Idea zjednoczonej Europy w edukacji historycznej w Polsce”) i jedno otwarte przedzjazdowe spotkanie sesyjne Sekcji Historii XX w. PTH („Nauka – technika – wychowanie. Polskość i europejskość”).
Kronika 275
Zjazdowi towarzyszyło wiele imprez i wydarzeń kulturalnych, pośród których warto wymienić: spotkanie z Andrzejem Wajdą, koncert w Bazylice Mariackiej, występ Piwnicy pod Baranami, Salon Książki Historycznej i wystawę Instytutu Pamięci Narodowej pt.: „Polska droga do wolności” (dwie ostatnie imprezy miały miejsce w budynku głównym AP). Niezwykłą atrakcją było nocne zwiedzanie Krakowa oraz niedostępnych na co dzień archiwów krakowskich. W organizację Zjazdu zaangażowani byli także studenci historii obu uczelni. Studenckie Koło Naukowe Historyków im. Joachima Lelewela wspólnie z Studenckim Kołem Naukowym Historyków Uniwersytetu Jagiellońskiego przygotowało sympozjum pod hasłem „Historyk a otaczająca go rzeczywistość”. Moderatorami paneli dyskusyjnych z ramienia SKNH Instytutu Historii AP byli: Olga Błyskal, Paweł Łuczyński, Rafał Woźniak, Paweł Zaziąbło i Stanisław Pochłopień. Jako trwały ślad 17. Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich postanowiono powołać do życia Centrum Dokumentacji Filmowej Nauk Humanistycznych. Instytucja ta będzie miała na celu gromadzenie i tworzenie dokumentacji filmowej wszystkiego, co jest związane z szeroką rozumianą humanistyką, ze szczególnym zwróceniem uwagi na nauki historyczne. Piotr Trojański
Annales Academiae Paedagogicae Cracoviensis Folia 28
Studia Historica IV (2005)
WSPOMNIENIE POŚMIERTNE
Pamięci prof. dra hab. Józefa Buszki (2 IX 1925–22 X 2003)
22 października 2003 r. po siedemdziesięciu ośmiu latach życia odszedł na zawsze prof. dr Józef Buszko. Należał do tych uczonych, którzy na trwałe wpisali się w dzieje nauki polskiej. Był znakomitym badaczem dziejów społecznych i politycznych oraz znawcą historii Polski i powszechnej XIX i XX wieku. Urodził się 2 września 1925 r. w Dębicy w rodzinie nauczycielskiej Alojzego Józefa i Heleny Buszko z domu Ściora. Ojciec po ukończeniu w 1921 r. studiów prawniczych rozpoczął pracę w charakterze nauczyciela w Państwowym Gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły w Dębicy, do którego to w roku szkolnym 1937/38 zaczął uczęszczać jego syn Józef. W sierpniu 1939 r. ojciec Profesora został zmobilizowany do wojska jako porucznik rezerwy i już nigdy nie powrócił do rodzinnego domu, do żony i dzieci. Po 17 września 1939 r. znalazł się w niewoli sowieckiej. Z Armią gen. Andersa wyszedł na Bliski Wschód, a następnie z II Korpusem odbył kampanię włoską, by wreszcie znaleźć się w Wielkiej Brytanii, gdzie w 1957 r. zmarł. We wrześniu 1939 r. Profesor z matką Heleną i siostrą Zofią przeszedł w Zaleszczykach granicę polsko-rumuńską. Na obczyźnie w Rumunii przebywał do lutego 1941 r., gdzie w polskiej szkole średniej kontynuował naukę w zakresie trzeciej i czwartej klasy gimnazjalnej. W czasie wojny, chcąc uniknąć wywozu na przymusowe roboty, był robotnikiem w składnicy skór i w urzędzie pocztowym przy dworcu kolejowym w Dębicy oraz jednocześnie uczył się na tajnych kompletach. Maturę zdał w Dębicy w czerwcu 1944 r. przed Tajną Komisją Egzaminacyjną, a 9 marca 1945 r. zapisał się na ówczesny Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego na kierunek historii. Odtąd swoje dalsze naukowe i zawodowe losy związał z tą Uczelnią. 18 marca 1948 r. ukończył studia otrzymując dyplom magistra filozofii. Równocześnie w latach 1946–1949 był słuchaczem Szkoły Nauk Politycznych przy Wydziale Prawa, której dyplom ukończenia otrzymał 31 grudnia 1949 r.
Pamięci prof. dr hab. Józefa Buszki... 277
Na studiach Profesor był członkiem działających w Uniwersytecie organizacji młodzieżowych: Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, Koła Akademickiego Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, Zarządu Bratniej Pomocy Studentów UJ, Związku Akademickiego Młodzieży Polskiej, a następnie Związku Młodzieży Polskiej. Józef Buszko był uczestnikiem seminarium magisterskiego prof. dra Kazimierza Piwarskiego i pod jego kierunkiem napisał pracę doktorską „Partie polityczne Galicji wobec sejmowej reformy wyborczej w latach 1907–1911”, obronioną 19 grudnia 1949 r. Po ukończeniu studiów w marcu 1948 r. związał się z Katedrą Historii Nowożytnej i Powszechnej kierowaną przez prof. dra Kazimierza Piwarskiego jako doktorant, a następnie, od 1 kwietnia 1949 r., młodszy asystent. Od 1951 r. był asystentem w Katedrze Historii Polski Nowożytnej i Najnowszej. W 1952 r. został starszym asystentem, a w 1953 r. adiunktem. Tytuł naukowy docenta Józef Buszko uzyskał 24 czerwca 1955 r., profesora nadzwyczajnego nauk humanistycznych 28 maja 1966 r., profesora zwyczajnego 4 kwietnia 1974 r. Od roku akademickiego 1961/62 Józef Buszko kierował Zakładem Najnowszej Historii Polski. Funkcję tę sprawował do przejścia na emeryturę 30 września 1995 r. W pracy naukowej Profesor początkowo skupił się na historii politycznej Galicji. Przez wiele lat zajmował się problematyką ruchów społeczno-politycznych w Galicji. Od lat sześćdziesiątych zainteresował się dziejami Krakowa i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Profesor ogłosił kilka rozpraw dotyczących międzywojnia oraz różnych zagadnień dotyczących drugiej wojny światowej, a szczególnie polityki okupacyjnej III Rzeszy. Aktywnie zajmował się badaniami o charakterze regionalnym. Był autorem 378 publikacji naukowych, w tym m.in. wielonakładowego podręcznika Historia Polski 1964–1948, Warszawa 1978 – 13 wydań, Wielkiej Historii Polski, tom ósmy pt. Od niewoli do niepodległości (1864–1918), Kraków 2001 oraz redaktorem wydawnictwa seryjnego „Studia Austro-Polonica”. Na uwagę zasługują liczne prace redaktorskie. W 1965 r. Profesor objął kierownictwo czasopisma „Małopolskie Studia Historyczne”, organu oddziałów PTH w Polsce. Od 1967 r. pismo zmieniło tytuł na „Studia Historyczne”, stając się organem Komisji Historycznej PAN w Krakowie. Profesor był członkiem Komitetu Redakcyjnego „Materiałów do dziejów oświaty w okresie okupacji hitlerowskiej (1939–1945) na terenie podziemnego Okręgu Szkolnego Krakowskiego”, czasopisma „Z pola walki”, pisma Uniwersytetu w Strasburgu „Etudes Danaubiennes” oraz członkiem korespondentem „Austrian Historic Yearbook”. Jego rozprawy ukazywały się w językach niemieckim, francuskim i angielskim. Profesor oprócz pracy naukowej pełnił szereg funkcji w Uniwersytecie, był m.in. prorektorem i dyrektorem Instytutu Historii. Służył swoją wiedzą innym szkołom wyższym, m.in. w latach 1951–1953 pełnił obowiązki wykładowcy w WSP w Katowicach. Od 1952 r. prowadził wykłady z historii Polski lat 1918–1945 i seminaria w WSP w Krakowie, do której ściągnął do pracy kolejnych profesorów i związał się z nią aż do przejścia na emeryturę. Był promotorem 196 magistrów historii,
278 Wspomnienie pośmiertne
a na jego seminaria zgłaszało się zawsze więcej studentów niż było miejsc. W WSP doktoryzował 10 osób (Alina Fitowa, Marian Fortuna, Wincenty Kołodziej, Józef Łaptos, Ryszard Madej, Władysław Masiarz, Piotr Matusak, Aleksandra Pietrzyk, Andrzej Wojtas i Jerzy Zawistowski), z których połowa uzyskała stopnie doktora habilitowanego i tytuły profesorskie. W grudniu 1999 r. minęło 50 lat od promocji doktorskiej i z tej okazji 17 stycznia 2000 r. w Collegium Maius odbyła się uroczystość odnowienia doktoratu połączona z wręczeniem księgi pamiątkowej. Za osiągnięcia naukowe, dydaktyczne, organizacyjne był wielokrotnie nagradzany i odznaczany. Pozostanie na zawsze w naszej pamięci nie tylko jako wielki uczony, ale także skromny, życzliwy wobec kolegów człowiek i wychowawca licznych pokoleń studentów. Prof. Józef Buszko został pochowany 25 października 2003 r. na cmentarzu parafialnym w Krzeszowicach w grobowcu rodziny Orczykowskich. Marian Fortuna
279
Spis treści
ARTYKUŁY Jerzy Ciecieląg Monety Aretasa IV i Agryppy I a chronologia życia Jezusa. Czy Jezus został ukrzyżowany w 21 r. po Chr.?
3
Teresa Wnętrzak Wykonywanie edyktów o prześladowaniu chrześcijan na terenie Palestyny w relacji Euzebiusza z Cezarei „O męczennikach palestyńskich”
15
Joanna Kuchta Staropolskie mowy weselne
37
Paweł Konieczny Status i wizerunek Murzynów w kolonialnej Wirginii
50
Barbara Obtułowicz Świat „na opak” – ironia, przestroga, rzeczywistość. Literackie wyobrażenie kobiet aspirujących do kierowania państwem
68
280
Anna Janota-Strama W gościnie u Stadnickich z Nawojowej (1878–1944)
84
Lucyna Kudła Gimnazjaliści galicyjscy doby autonomicznej. Charakterystyka społeczności
97
Marta Tylza-Janosz Działalność rolna administracji żywieckiej w dobrach Albrechta Fryderyka Habsburga w latach 1871–1880
114
Czesław Michalski Ruch sokoli w Krakowie przed I wojną światową
122
Janusz Kowal Stan sieci komunikacyjnej w województwie krakowskim w latach Drugiej Rzeczypospolitej
131
Mariusz Majewski Druga próba uruchomienia produkcji silników lotniczych Polskie Zakłady Škody (1926–1935)
148
MATERIAŁY I MISCELLANEA Bożena Popiołek „Manelek dwie i pereł sznurów cztery”. O szlacheckich inwentarzach posagowych i pośmiertnych z XVIII w.
166
Barbara Obtułowicz Trudności materialne ubogiej wdowy na progu epoki kapitalistycznej w Hiszpanii
174
Łukasz Tomasz Sroka Żydzi w krakowskiej Izbie Handlowej i Przemysłowej w latach 1850–1918
195
Mirosław Kłusek Dokumenty Kancelarii Państwa. Republika Weimarska
203
Bożena Kłos Życie kulturalne dworu w Pławowicach (1926–1945)
206
Regina Kostrzewa Wizja powojennych Niemiec Koła z Krzyżowej Helmuta Jamesa von Moltke
214
281
POLEMIKI – RECENZJE – OMÓWIENIA Lee Miller, Roanoke: Solving the Mystery of the Lost Colony, New York 2002, ss. 362 Emilio la Parra López, Manuel Godoy. La aventura del poder, Barcelona 2002, ss. 582 Rodzina w historię wpisana... Czartoryscy – Polska – Europa. Historia i współczesność. Materiały pokonferencyjne pod red. Zbigniewa Barana, Kraków 2003, ss. 359 Grzegorz Radomski, Narodowa Demokracja wobec mniejszości narodowych w Drugiej Rzeczypospolitej w latach 1918–1926, Toruń 2000, ss. 170 Maria Przybyszewska: Radomyśl Wielki. Dzieje miasta i gminy, Kielce 2001, ss. 420 Georg Arnold Gustav Stresemann und die Problematik der deutschen Ostgrenzen. Frankfurt/M 2000, s. 148 Studia Historyczne, Rok XLVI, 2003, Zeszyt Specjalny (184) poświęcony pamięci Profesora dr. Józefa Buszki, Kraków 2003
228 231
237
242 246 249 252
KONFERENCJE NAUKOWE – SPRAWOZDANIA Kontynuacja i zmiany. Bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Europie Środkowo-Wschodniej w XX wieku
255
Badania z zakresu historii powszechnej w Instytucie Historii Akademii Pedagogicznej w Krakowie
259
Podsumowanie działalności Studenckiego Koła Naukowego Historyków AP w roku akademickim 2003/2004
262
KRONIKA Kronika życia naukowego Instytutu Historii za lata 2001/2002–2003/2004
265
17. Powszechny Zjazd Historyków Polskich w Krakowie
274
WSPOMNIENIE POŚMIERTNE Pamięci prof. dra hab. Józefa Buszki (2 IX 1925–22 X 2003)
276
282
Contents
ARTICLES Jerzy Ciecieląg Coins of Aretas IV and Agrippa I and the Chronology of the Life of Jesus. Was Jesus Crucified in AD 21?
3
Teresa Wnętrzak Execution of the Edicts Concerning Persecution of Christians in Palestine According to the Account of Eusebius of Caesarea The Martyrs of Palestine
15
Joanna Kuchta Old Polish Wedding Speeches
37
Paweł Konieczny The Status and Image of the Blacks in the Colonial Virginia
50
Barbara Obtułowicz The World “Upside Down” – Irony, Caution, Reality. A Literary Presentation of Women Aspiring to Govern the State
68
283
Anna Janota-Strama Visiting the Stadnicki Family from Nawojowa (1878–1944)
84
Lucyna Kudła High School Students of the Autonomous Galicia Era – Characteristics of the Community
97
Marta Tylza-Janosz The Agrarian Activity of Żywiec Administration in Albrecht Frederick Habsburg’s Estate during 1871–1880
114
Czesław Michalski The Falcon Activities in Cracow before World War I
122
Janusz Kowal The Condition of the Transport System in Cracow Province During the Period of the 2nd Republic
131
Mariusz Majewski The Second Attempt at Starting the Production of Aircraft Engines – Polish Škoda Plants (1926–1935)
148
Materials and Miscellanea Bożena Popiołek “Two Bracelets and Four Strings of Pearls”. The Dowry and Posthumous Inventories of the Gentry in 18th Century
166
Barbara Obtułowicz Material Difficulties of an Indigent Widow at the Beginning of the Capitalist Era in Spain
174
Łukasz Tomasz Sroka Jews at the Cracow Chamber of Industry and Commerce in 1850–1918
195
Mirosław Kłusek Documents of the State Chancellery. The Weimar Republic
203
Bożena Kłos Cultural Life of the Manor in Plawowice (1926–1945)
206
Regina Kostrzewa Helmut James von Moltke’s Krzyzowa Circe’s Vision of Post-War Germany
214
284
Polemics – Critiques – Reviews Lee Miller, Roanoke: Solving the Mystery of the Lost Colony, New York 2002 Emilio la Perra López, Manuel Godoy, La aventura del poder, Barcelona 2002 The Czartoryskis’ – Poland – Europe. History and the Present Time, edited by Z. Baran, Cracow 2003 Grzegorz Radomski, National Democracy in the Face of National Minorities in the Second Republic in 1918–1926, Toruń 2000 Maria Przybyszewska, Radomysl Wielki. History of the Town and Borough, Kielce 2001 Georg Arnold, Gustaw Stresemann und die Problematik der deutschen Ostgrenzen, Frankfurt am Main 2000 Historical Studies, Year XLVI, 2003, Special Edition (184) Devoted to the Memory of Professor Józef Buszko, Cracow 2003
228 231
237
242 246 249 252
Academic Conferences – Reports Continuation and Changes. Direct Foreign investments in Central-Eastern Europe in 20th Century
255
Studies in Universal History at the Institute of History at the Pedagogical University in Cracow
259
Summary of the Activities of the Student Academic Circle of Historians at The Pedagogical University in the School Year 2003/2004
262
Chronicle Chronicle of the Academic Life of the Institute of History in years 2001/2002–2003/2004
265
17 General Congress of Polish Historians in Cracow
274
Obituary In memory of Professor Józef Buszko (2.09.1925–22.10.2003)
276
th
View more...
Comments